wtorek, 30 grudnia 2008

Konkurs na Blog Roku

           Przed końcem roku wszem i wobec oświadczam, że zgłosiłam bloga do konkursu. Kto spostrzegawczy już to widział, bo trudno w sumie nie zauważyć, ale ogłosić to chciałam dziś. Czemu? Bo chciałam, niekoniecznie dla nagrody, chciałam stanąć w szranki, jak rok temu.
          Wszystkim konkurentom życzę powodzenia. Niech zwycięży najlepszy.

poniedziałek, 29 grudnia 2008

Czas, najpiękniejszy kochanek. Amen

Czas, niewyspany, zdyszany,
Czas przeklinany co rano, blady,
Czas - chudy sknera bez duszy,
Ten Twój czas, to jest wszystko, co masz.

Twój przyjaciel na dobre i złe,
I Twój wróg, co wydziela Ci tlen,
Na Twym czole on znaczy swój ślad
By być zawsze na czas
Czas w kąt wagonu wciśnięty,
Czas wciąż spóźniony, zgoniony, święty,
Czas - Twe powietrze i woda,

Ten Twój czas, to jest wszystko co masz.
Twój przyjaciel na dobre i złe,

Biciu serca odmierza wciąż kres,
Uwięziony w klepsydrze Twój Pan,

Co na ustach ma piach.
Czas, czyjeś oczy nad ranem,

Czas, najpiękniejszy kochanek. Amen.
Czas - twe ostatnie pytanie:

- Więc to już? Tylko tyle dał czas.

<Ryszard Rynkowski>

Komentarz jest zbędny...

sobota, 27 grudnia 2008

Święta

            Te Świętajakieś magiczne były, zbliżały… Spokojna Wigilia, przegadana do 23, do czasu,gdy pojechaliśmy na Pasterkę. Dokonałam wyciągnięcia Mamy i Skarba na Pasterkędo miejsca mojej pracy, bo podopieczni wystawiali jasełka i ogólnie chciałam.Potem razem pierwszy dzień. A w drugi… Białe szaleństwo, czyli pojechaliśmy nanarty. Ja w pięknej czapeczce królika budząca sporą uwagę, mam nadzieję, żeprzez tą czapkę a nie łamagowaty styl jazdy. Ale uszy spełniły inną funkcję.Króliczkowi (Playboya) każdy pomagał.

Dziś czuję w kościach każdyzjazd, ale ja chcę jeszcze raz i jeszcze i jeszcze. Bo nawet z prognozowychminus dziesięciu stopni zostało minus trzy i pół. Bo mam miejsce na nowejedzonko poświąteczne. Bo odpoczęłam.

środa, 24 grudnia 2008

Najpiękniejszy czas...

 

Niech jasna gwiazda zaprowadzi Was wprost do Stajenki

 


Poczujcie, że Cud jest blisko, że narodziło się Dzieciątko, które spełnia każdą prośbę, nawet tą, którą boimy się wypowiedzieć.

 

A potem połamcie się białym opłatkiem życząc sobie zdrowia, szczęścia, radości, spokoju, ciepła rodzinnego, powodzenia w życiu zawodowym i osobistym, miłości, która pokona wszystko i nie ugnie się przed podłością ludzką, prawdziwych przyjaźni i otwartego serca dla innych. Czego i ja Wam życzę. Wesołych Świąt.

wtorek, 23 grudnia 2008

Trzecia Wigilia

            Dziś wpracy mam Wigilię dla pracowników. To już trzecia będzie, bo zaliczyłam teżjedną w przedszkolu. Się objem w tym roku ;) A jak już przy objadaniu jesteśmy.Postanowiłam kieckę wyjąć z szafy, taką rzec by można obcisłą, elegancką małą…beżową. A co, jak sobie mogę. Co prawda męskiej płci to jest ksiądz Prezes, aleno… Może ktoś się jeszcze pofatyguje, a jak nie to sama dla siebie piękna będę.Ale ja nie o tym chciałam… Z drżącym sercem wyciągnęłam sukienkę z szafy celemprzymierzenia, a nóż się nie zmieszczę, choć nie przewidywałam. Rozpięłamzameczek i wkładam… Przez nogi… Utknęła na biodrach. AAAA… Chwila namysłu, aleją się przez głowę wkłada. Uf, nadzieja zapalona na nowo. Wkładam, zapinamzameczek i: JUPI. Nawet luźniejsza niż ostatnio :) To dobry znak przedświętami. Szczególnie, że jeszcze czwarta Wigilia w domu mnie czeka :)

poniedziałek, 22 grudnia 2008

Co z tego mam....

            Wprzedszkolu spotkałam córkę koleżanki z liceum. Mała ma pięć latek. I tak misię zebrało na myślenie. Dziewczyny powychodziły za mąż, mają dzieci, niektórenawet już drugie, trzecie. Mają rodzinę, jakieś życie, ustabilizowane. Małepromyczki z uśmiechów maluchów. Męża, co o wszystko się zatroszczy, czas… A ja?Ja mam zaczęte drugie studia. Pracę, całkiem satysfakcjonującą, w zawodzie,popołudniami i w weekendy. Mężczyznę, którego kocham i z którym czasem nawetnie mam czasu porozmawiać na gg bo jak wracam to on akurat idzie spać, a jak jajestem dostępna to on pracuje. O spotkaniach na żywo tylko rozmawiamy, bofizycznej możliwości brak… Mam przyjaciół, z którymi się nie widuję z tychżesamych powodów. Mam marzenia o wspólnym kącie, gdzie można wyeliminować gg…

            Nie wiem,która jest szczęśliwsza, nie wiem czy to da się porównać. Czy można określićżycie jako puste lub nie, skoro nie przeżyło się tej drugiej strony? Może onazazdrości mnie? Ja nie zazdroszczę, tak sobie myślę, że i na mnie, na nasprzyjdzie czas. Tylko czasem jest jakoś nie tak…

sobota, 20 grudnia 2008

Już po...

            Rozwaliłomnie, powaliło na kolana i obezwładniło całkowicie. Łzy w oczach stawały raz zarazem. Jasełka chwyciły za serce, msza jak to zawsze z nimi wzruszająca, ale taszczególnie. Taka jubileuszowa, gdy z otwartymi ustami słuchali o narodzinachPana, gdy wszędzie czuło się, że cud jest w zasięgu ręki. Wigilia z wyczekanymprzez Piotrusia barszczykiem, z choinką i atmosferą taką, że życzliwość czućbyło w powietrzu. Potem kolędy, życzenia, które jeszcze nie raz się powtórzą.

            Dorośliludzie cieszący się jak dzieci. Bo jest barszczyk, jest rybka, choinka, sąludzie. Takie banalne, a tak szczere, prawdziwe. I ta radość, jak siędowiadywali, że jadą do domu. Do rodziny. Bo to ważne, bo jedyne w swoimrodzaju. Bo mama zadzwoniła i weźmie, bo siostra przyjedzie, choć na chwilę,ale będzie. Bo to rodzina, a to Święta. I to jedyne w swoim rodzaju „DziękujęPani, lubię Panią.” Ważniejsze niż każde inne życzenia.

poniedziałek, 15 grudnia 2008

To Święta są już???!!

            Jutro mamyw pracy Opłatek. Rodzice, podopieczni, kadra pracownicza, pełno ważnychosobistości. Zaczyna się w kościele, potem obiad uroczysty… Może pozwoli mi topoczuć nastrój świąt, bo jak do tej pory nie czuję, że się zbliżają. Są dlamnie strasznie odległe, jakby miały być za dwa miesiące a nie za niecałe dwatygodnie.

Wcześniej, czyli jeszcze w tamtymroku, jakoś dekoracje mi przypominały o świętach, teraz zdążyły się opatrzyć ijakby zniknąć z pola widzenia. Pewnie, są, całe wystawy kipią od świecidełek,Mikołajów i choinek. Ale że wiszą od listopada to jakoś wsiąkły w krajobraz ina mnie nie wywierają oczekiwanego skutku podniecenia okresem świątecznym. Mnieone po prostu wyłączyły percepcję i oddaliły święta. Stały się czymś w rodzajukrzaka mijanego po drodze, wie się, że on tam jest, a przynajmniej był wczorajto dziś pewnie też będzie, ale uwagi nie przykuwa. A jak zniknie to minietrochę czasu, nim się to zauważy. Owszem, rozmawia się u nas w domu o świętach,o uszkach i całej reszcie przygotowań, ale to nadal dla mnie jest odległe,jakby mnie nie dotyczyło.

Pewnie całkowicie poczuję tennastrój we wtorek rano, a potem w środę, w Wigilię. Chciałabym jednak, żebyjutro mi się udzieliła tak podniosła atmosfera. Bo dla moich Krasnali to ważne,bo żyją tym dniem od tygodnia, bo oczy im się śmieją jak tylko ktoś wspomni o„Wigilii”. A ja na swoje święta mam czas. Jeszcze tydzień. Zdążę sięprzestawić.

piątek, 12 grudnia 2008

Ogłoszenie

          Nie wiem kiedy się pojawię. Jutro jadę na uczelnię i siedzę w niej do 17.30, jeszcze powrót do domu. W niedzielę powtórka z rozrywki. W poniedziałek mam na rano, kończę o 15, może tu się uda. Za to od wtorku rozpoczynam praktyki w przedszkolu, więc jeżdżę na 9, potem do pracy aż do 21.30 (plus powrót) i tak do piątku. Potem sobota wolna, czekają okna, dywany i cała reszta. Niedziela w pracy, aż do wtorku, tyle, że praktyki odpadają, bo przedszkole nieczynne. Ale że to okres już mocno przedświąteczny to sami rozumiecie, że ranki zajęte czymś innym. Mądrych notek się nie spodziewajcie, ewentualnie może być tylko wiadomość, że żyję, czyli oddycham.
          Za to dziś udało mi się spotkać na szybką gorrrącą czekoladę z M, na pizzę już z M i z Moim Mężczyzną. Tak w ramach doładowania akumulatorów przed następnym tygodniem, który ja zaczęłam wczorajszą popołudniówką.
          Do poczytania.

środa, 10 grudnia 2008

Mikołajkowo

Mój brat na święta dostał paczkę z zakładu pracy, moja bratowa takąż samą, więc jedna dostała się nam. Ja w piątek przyniosłam swoją. Nie ma ktoś ochoty na budyń czekoladowy? Posiadam w ilościach przemysłowych ;)

poniedziałek, 8 grudnia 2008

Ona jedna, ich dwóch

            Singielka, takie modne słowo. Kobieta, która każdego faceta może okręcić wokół palca, usidlić każdego, jeśli tylko zechce. No i zechciała. Los sprawił, że nawinęło się dwóch. Nie marnowała okazji. Przecież z tym można iść do kina, a z drugim do filharmonii. Z dwóch lepiej złożyć ideał. No i jaki pożytek w alkowie, bo jak jeden zaniemoże, to drugi w pogotowiu, tylko jeden telefon i już. Pewnie, nerwy trzeba mocne mieć, bo jeden o drugim nie może się dowiedzieć, ale kobiety przecież idealnymi konspiratorkami i spiskowcami są.

            Oszukuje ich? No przecież sami chcieli, polecieli na jej jędrny tyłeczek czy inne walory. To niech teraz płacą perfumami i kolacyjkami. Ona za to błyszczy i promienieje wśród zachwytów dwóch panów. Że ich rani? A to faceci mają uczucia? Przecież to im zależy na seksie bez zobowiązań, to go mają, ona do ołtarza nie ciągnie.
            Nazwiecie ją ladacznicą? Za korzystanie z życia? Czy z zazdrości, że same tak nie umiecie? Panowie, zaczniecie ją wyzywać? A ilu z was miało więcej niż jedną w jednym czasie?

piątek, 5 grudnia 2008

On jeden, one dwie

            Mężczyznabez zobowiązań, wolny, samotny. Może nie, sam, bo samotny źle brzmi. Poznajedwie kobiety. Obie pociągające, piękne, inteligentne, dowcipne. Obie mu siępodobają. Wybór trudny, bo do żadnej większych uczuć nie żywi. I co? Zaczynaspotykać się z obiema. Jedna o drugiej nie wie, pełna konspiracja. Seks bezzobowiązań, kolacja czy też śniadanie, wspólne wyjścia do kina i teatru, nakoncert czy po prostu na spacer. Zapełniona luka pod nazwą „ktoś bliski”.Bliski niekoniecznie w znaczeniu na całe życie i ukochany. Po prostu ktoś z kimmiło można spędzić czas. Czas dzielony w miarę równo, na miarę możliwości.Mężczyzna na daną chwilę oddany tej kobiecie, z którą jest.

            Żadna niema obiecane, że to na całe życie i do grobowej deski. Owszem, żadne też nie wieo tej drugiej. Ale nie było mowy choćby o związku, to znajomość. Okraszonaprzyjemnością stricte cielesną, ale nie poważny związek. Któraś zostanieporzucona, któraś zdobędzie go na dłużej lub obie przegrają z trzecią, zmiłością. Potępić? Bo co? Bo zdradza? Ale kogo? Ja potępić nie umiem. Wolni,dorośli ludzie dokonują różnych wyborów. Każdy chce być szczęśliwy. Kobiety niewybierały? A ile z nas, drogie panie, wie, czy nie jesteśmy tylko tą drugą? Aile robi tak samo?

czwartek, 4 grudnia 2008

Romansom w pracy - nie

            Mówięwyraźne NIE romansom w pracy. Kiedyś miałam inne zdanie, ale zmieniłam wczoraj.Wychowawca drugiej grupy na piętrze wyjechał z podopiecznym. Miałam mieć pomocw osobie jednego pana i pani. Ta.. Wróciłam z obiadu, pana nie było, a paniwychodzi ze swoim facetem. Wróciła się dopiero jak powiedziałam, że podopiecznizostają sami, bo ja muszę pojechać po resztę.

            Nie chodzio to, że miałam masę roboty. Chodzi o to, że przez romanse, przynajmniej u nas,masa pracy nie jest zrobiona, bezpieczeństwo podopiecznych zagrożone. Mogą siękochać, mogą robić co chcą, bo wiele osób poznaje się w miejscu pracy. Aleniech nie naraża to nikogo, niech obowiązki będą spełniane. U nas naprawdę jestczas na jakąś kawę, ale czas odpowiedni, a nie kiedy się ma ochotę. I wgranicach dobrego wychowania leży powiedzenie, że się gdzieś wychodzi. Nieafiszowanie się to jedno, a spełnianie obowiązków to drugie. A romanse temu niesprzyjają.

środa, 3 grudnia 2008

Do wymiany

Znów spadło mi ciśnienie do magicznego 90 na 60. Do tego kręci mi się w głowie i na chwilę tracę głębię widzenia. Nie fajne uczucie. Do lekarza? Powiedzcie mi kiedy. Jak zaczynam pracę w niedzielę tak kończę w piątek, by potem sobotę i niedzielę być na uczelni. Pominę terminy. Na razie za radą kardiologa obniżam dawkę leków i mam nadzieję, że to pomoże. Ma ktoś części do wymiany?

wtorek, 2 grudnia 2008

List do św. Mikołaja

            ŚwiętyMikołaju, nie byłam grzeczna, starałam się, a wyszło jak zawsze. Przeszłamprzez Piekło wybrukowane dobrymi chęciami, zwiedziłam Czyściec żalu i pokuty,nie zawsze spełnionej, dotarłam do Nieba i spadając w dół boleśnie raniłamskrzydła. Nie chcę nowej lalki Barbie, wyrosłam z nich, zresztą, za dużospotykam takich laleczek na swojej drodze, by jeszcze pociągało mnie ich złudnepiękno. Nie chcę słodyczy, bo w pakiecie musiałabym poprosić o nową garderobę.Gwiazdkę z nieba też już dostałam, dwa lata temu, prawie pod choinkę, więc onią też nie proszę. Czego bym chciała tak naprawdę? Czasu dla tych, którychkocham, spokojnego, cichego czasu na rozmowę, przytulenie, zwyczajne bycie.Chciałabym, żeby byli szczęśliwi i radośni, pełni ciepła. Pragnę, by moipodopieczni byli zdrowi i nadal pokazywali całymi sobą radość, by nieopuszczało ich wewnętrzne światło. Zostaw mi proszę pod poduszką uśmiech,wiedzę, że moja droga nadal jest dobra, choć niełatwa. Tylko tyle, a może ażtyle. Czy zasłużyłam? Sam oceń. Wszak „nie proszę więcej niż dać możesz”

sobota, 29 listopada 2008

Zaginieni

Idąc chodnikiem minęłam słupogłoszeniowy. Na nim kartka z informacją o zaginionym mężczyźnie. Zdjęcierozmyte przez deszcz czy mgłę… I dorysowane wąsy.

Jakiś czas temu krajemwstrząsnęła wiadomość o zaginionej dziewczynie. Kraków był obklejonyogłoszeniami. Rodzice szukali jej na wszelkie możliwe sposoby. Stałam naprzystanku i słyszałam rozmowę dwóch chłopców, może 13 – letnich.

A – Znowu to ogłoszenie. Nie mogęjuż na nie patrzeć. Po co ludzie to wieszają? – chłopak był wyraźniezirytowany.

B – Jak możesz tak mówić? To jestczyjeś dziecko, jakbyś się czuł, jakby twoje zaginęło?

Dalej nie wiem co mówili, boodeszli.

Przypomniała mi się dziś tasytuacja, jak patrzyłam na te domalowane wąsy. Zastanawiające… Ile jest jeszczemłodych współczujących ludzi. A ile tych, którzy z czyjejś tragedii potrafiąkpić lub wywołuje ona ich agresję.

niedziela, 23 listopada 2008

Zmęczona

            Jestemzmęczona. Zwyczajnie zmęczona. Środa, czwartek i piątek popołudniu w pracy,sobota dwunastka. Niby niewiele. Ale od poniedziałku bolą mnie plecy. Bardzobolą. W jedną noc wcale nie spałam, pozostałe czujnie, bo każdy ruch powodowałból. Chwilę pomogła maść, dziś Ketonal. Jakoś żyję. Ale zmęczenie bierze górę.Padłam w ramionach Mojego Mężczyzny i zasnęłam. Niestety nadal padam. Jutro mamwolne, może uda się odespać. Muszę jeszcze wyleczyć plecy, żeby się na nartywybrać. I czas znaleźć, ale dzięki wolnym dniom w tygodniu nie będzie tak źle.Choć na razie muszę odpocząć, nabrać sił… Szczególnie, że sypie i pewnie mnieczeka wędrówka do pracy z łopatą, żeby sobie przed sobą drogę odsypać, bo doNas pług nie dojedzie, bo za stromo i się nie wygrzebie. Więc albo zamieszkamna Fundacji albo się odgrzebię. A do tego trzeba sił… Idę spać.

piątek, 21 listopada 2008

21.11.2003

            Zwyczajnywypad do kina. Na Matrixa. Z przyjaciółką, jej kuzynką, jej bratem, nazwijmy goAdam i kolegą tegoż.

            Uśmiechnąłeśsię, już nie pamiętam kto kogo przedstawiał, opowiedziałeś dowcip,podogryzaliśmy sobie trochę złośliwie. Ty zakochany, ja antyzwiązkowa.Spotkanie jak każde inne. Jak wiele innych.

            Pod koniec2005 roku potrzebowałam komputera. Adam obiecał się tym zająć, bo jego kolegaskłada kompy i mi to zrobią. Dzień przed planowanym składaniem dostałam odniego smsa, czy z nim nie jadę do kolegi. Odmówiłam, co będę się włóczyć poobcych kolegach i nudzić się jak mops. Adam przyznał mi rację.

            Komputersię zepsuł. Trzy miesiące po zakupie. Czas naprawy i reklamacji się wydłużał,mój związek się rozlatywał, nastał lipiec. Miałam pojechać z dzieciakami z DomuDziecka do Malborka, cieszyłam się jak głupia. Ale komputer czas było złożyć.Znów na arenę wkracza kolega Adama. To on składał kompa, do niego teoretyczniemiałam jechać wtedy. Przyjechał do mnie, kontaktując się ze mną przezprzyjaciółkę, choć mój numer telefonu miał. Złożony komp, trochę gadaniaprzerwane rozmową telefoniczną. Na stole stały paluszki i jakieś ciastka wczekoladzie, pozostałość po najgorszej imprezie mego życia. Słońce świeciło wten dzień, był poniedziałek. W czwartek nie było mnie już w domu, pojechałam.Odetchnęłam, odżyłam, wróciłam inna, silniejsza.

            KolegęAdama widziałam jeszcze raz czy dwa u Adama w domu, nie umiem umieścić czy tobyło przed lipcem czy po.

            Grudzień,zakatarzona ciągnę się za facetem po korytarzach AGH, bo jeszcze tam, a jeszczetu. Zła, zmęczona, spocona od gorączki. On znika na chwilę, bo ja odmawiamwłażenia gdziekolwiek, zostaję na klatce. Wraca z Adamem, krótka gadka.

            Jestem uprzyjaciółki, dowiaduję się, że kolega Adama kazał mnie ochrzanić, bo się z nimnie przywitałam jak byłam wtedy na AGH, a on siedział w tym korytarzu, doktórego odmówiłam wejścia. Poprosiłam o numer gg, dostałam, napisałamprzeprosiny. Na Wigilię posłałam życzenia, to był pierwszy przegadany dzień, wdoskokach między kuchnią a pokojem. Po nim kolejne. Rozmowy od ósmej rano do 2w nocy. Niecierpliwe włączanie komputera w oczekiwaniu na wiadomość od niego.Świat zaczął się przewracać do góry nogami. Zakochiwałam się, po uszy, bezpamięci. W facecie, którego widziałam parę razy w życiu, którego znałam tylko zInternetu. Mój związek leciał na łeb na szyję, podtrzymywany jeszcze resztkąprzyzwoitości i jego namowami, bym to ratowała. A każdego wieczora siadającprzed komputerem uświadamiałam sobie, że tylko jego chcę, że po to włączamkomputer o szóstej rano, by napisać mu dzień dobry. Że ranię jego, mojegoówczesnego faceta i siebie. Rozmowy coraz dłuższe, odważniejsze, pełne tęsknotyza przytuleniem, za głosem. Raz chciałam archiwum skopiować do Worda, nie udałosię. Nie przyjmował nawet rozmów z dwóch tygodni, za dużo ich było. Poddałamsię, zresztą, i tak wyrywki archiwum znam na pamięć. Nie, nie czytam ichnamiętnie. Po prostu je znam, tak jak wiem, że przyjechał w słonecznyponiedziałek. Już Sylwester był pełen tęsknoty za nim. Potem już tylko sięwzmagało.

            Umówiliśmysię do kina. Ja proponowałam, wiedząc, że skaczę na główkę nie umiejąc pływać.Nie wypaliło, nie było biletów. Poszliśmy na spacer. Z ulicy świętego Janaprzez Rynek, Grodzką pod Wawel i plantami z powrotem. Znacie to zdanie: "Najbardziej odczujesz brak jakiejś osoby, kiedybędziesz siedział obok niej i będziesz wiedział, że ona nigdy nie będzietwoja."? Ja wtedy bardzo namacalnie poznałam co ono znaczy. Idąc obok imarząc, by wieczór się nie skończył. Nawet się nie dotknęliśmy…

            Szybkiespotkanie, bo potrzebowałam pewnej części, potem jeszcze jedno, po którym nieodwiózł mnie prosto do domu. Porwał mnie. Pojechaliśmy do Czernej, doklasztoru, pochodziliśmy alejkami, w deszczu, pod moim parasolem. Jeszczebliżej, a jeszcze dalej… Tak bardzo chciałam Go pocałować…

            Czasempłakałam rozmawiając z nim. Usiłując mu wmówić, że to nie to, że siępomyliliśmy, że to zauroczenie, że minie… Jak wiedziałam, że cierpi… Jakodpowiadałam na pytania co z moim związkiem…

            Podkoniec stycznia miałam dość codziennych mdłości, zawrotów głowy, zmęczenia…Zakończyłam związek. Wiedząc, że mogę zostać sama, nie oczekując od niego nic.Zrobiłam to dla siebie i dla byłego, bo nie kochałam, bo zaczynałamnienawidzić, że nie jest tym, o którym marzyłam…

            Umówiliśmysię do kina. Od rana cała się trzęsłam, z radości, tęsknoty, niepewności.Marzenia się ziszczały, mogłam się przytulić. Cała w środku dygotałam, niepamiętam o czym myślałam, pamiętam za to w szczegółach cały ten wieczór…

            21.11.2003.Data jak każda inna, data niesamowicie odmienna. Zmieniła moje życie. Mija pięćlat od poznania się, takiego mimochodem, za tydzień minie rok i dziesięć miesięcyjak jesteśmy razem.

czwartek, 20 listopada 2008

Grafik

Właśnie zrobiłam sobie wizualizację mojego grafiku na grudzień. W kalendarzu to naprawdę nie wyglądało tak źle. No niby wiem, mam dziesięć wolnych dni, takich wolnych wolnych, że bez szkoły i pracy. Tylko może zmienicie zdanie, że mi tak bosko, jak powiem Wam, że sześć z tych dni mieści się w przedziale datowym od 24 do 31 grudnia. A od 8 do 14 to mam wolne... nocki... Ale wiecie co? Cieszę się z tego :) Moja komórka pewnie mniej bo to oznacza tony smsów do Skarba, ale jakiś kontakt mieć trzeba ;)) No to do pracy rodacy :)

środa, 19 listopada 2008

Czyste szaleństwo :)

Śnieg!!!!! AAAAAAAAAAA!! Istne szaleństwo :)) Tak, wiem, nie lubiałam, ale się nalubiałam. Tylko czemu ja takie większe wolne to mam dopiero od 29 grudnia do 1 stycznia włącznie? Bo inaczej to albo w weekend jakiś dzień na pracę albo na studia. A narty już się do mnie śmieją. Ale niech dosypuje do górek moich kochanych. Już się widzę na moich cudnych nartach w motylki na stoku. AAA :):):):)

poniedziałek, 17 listopada 2008

Literacki indeks

            Dziś mamambitny zamiar iść na pocztę i posłać opowiadanie na konkurs literacki. Niemówiłam, że piszę? No piszę, nie tylko bloga. Do tej pory było to pisanieszufladowe, ale teraz się wzięłam za swą oszałamiającą (mam nadzieję) karierę. Nodobra, posłałam jeszcze jedno, chyba w sierpniu i mam zamiar posłać jeszczejedno w grudniu, pod warunkiem, że moja wena się zlituje i do mnie wróci, bojak na razie to chyba spakowała walizki i pojechała w podróż dookoła świata,tak dawno jej nie widziałam. Potem mogę się już nie odważyć posłać, bo wynikipierwszego są w styczniu i mogą mi skrzydełka podciąć jak mnie nie zauważą.

            Pochwaliłamsię, że idę to i wycofać się nie mogę, choć jak patrzę za okno to mi sięodechciewa, bo pada co chwila. Ale i tak do pracy idę to załatwię to przy takzwanej okazji.

            Wczorajdostałam indeks. To już czwarty w moim życiu. Zastanawiam się, czy nie zacząćich kolekcjonować, całkiem przyjemne hobby.

sobota, 15 listopada 2008

Krzywizny europejskie

            Najpierwuświadomiono nas, że marchewka jest owocem. Prawidłowo, ciemnogród szerzony byćnie może, oświecać społeczeństwo trzeba. Potem określono odpowiednią krzywiznębanana, żeby spełniał wszelkie europejskie normy i mógł zostać sprzedany.Następnie dostało się jabłkom, które muszą mieć odpowiedni obwód czy tamśrednicę. Tylko czy te o innej średnicy czy złej krzywiźnie smakują gorzej?Ośmielam się wątpić.

            Niedawnooberwało się ogórkom. Powinny być proste, też według jakichś tam standardów. Odtego pomysłu odstąpiono, bo wiadomo, kryzys i żywności marnować nie wolno. Tia…Ogórek nadal z dumą może nosić swój garniturek, nawet jak deczko zgarbacieje.

            A ja taksię zastanawiam. Kiedy normy dosięgną Eurodeputowanych. Kiedy będą mieliokreśloną grubość, długość i kąt nachylenia (?) no ten tego, kiedy ich kobietybędą miały określone przepisem obwody pod i w swych krągłościach.

No jeszcze pewnie ilość dzieci iich waga urodzeniowa pod lupę powinna być wzięta. Bo Stary Ląd wyginie. Bo żebybadać ruchliwość plemników to trzeba najpierw zmarnować trochę czasu iwprowadzić normy dla mikroskopu, bo a nóż przekłamie i zostanie zmarnowane noweżycie. Jak te za proste banany.

niedziela, 9 listopada 2008

Jak sprawić, by kobieta sama się rozebrała

            Mężczyźni pomysłowi są, to przyznać trzeba szczerze. Jak coś jest proste to komplikują. Ale czasem jak uroczo komplikują. Kobieta przyzwoita na rozbieranie się oburzy. Nieprzyzwoita też, no bo pozory zachować trzeba (przynajmniej na pierwszym spotkaniu). No ale jak mężczyzna chce poznać jej walory zewnętrzne przykryte ubraniem to właśnie wymyśla sposoby. A jak jeszcze kobieta jedzie z nim autem… Nic dodać nic ująć. Paniom pokażę co robią panowie, panom podpowiem jak robić to tak, by samemu nie paść jeszcze przed placem boju. ;)))

Sposób numer jeden:

Podkręcić ogrzewanie. Na fulla.Tolerancję na ciepło mało kto ma taką jak kurczak starający się upiec w piekarniku czy inny kot wystawiający ciałko do słońca. Kobieta też nie wytrzyma i choć sweterek zdejmie. Reszta pozostawiona wyobraźni lub… Cierpliwości. Bo jak dłużej będzie tak ciepło to zdejmie może więcej.

Wariant A w tej samej wersji. To samo, ale jeszcze włączyć podgrzewanie fotela pasażerki, o ile się posiada.

Rada: dla kierowcy proponuję rureczkę z wylotem za okno, żeby spokojnie móc oddychać lub kostki lodu. One mogą się przydać też potem, jak już rozbieranie się powiedzie :))))

Sposób numer dwa:

Skręcić ogrzewanie, puścić zimne powietrze. Może poprosić o przytulenie i rozgrzanie. A nic tak szybko nie ogrzewa, jak nagie ciało. A nawet jak, to od przytulenia do rozebrania i roztarcia zmarzniętych członków (nóg znaczy, nie wiem gdzie polecieliście z myśleniem) nie jest daleko.

Rada: Ubrać się raczej ciepło.

Sposób numer trzy:

Jeżeli kobieta ma rajstopy to udać, że się zepsuł pasek klinowy i potrzebujemy tej części garderoby. Cała się nie rozbierze, ale nogi da się zobaczyć. Lepszy rydz niż nic.

Rada: wiedzieć co ma nie działać jak się to psuje.

Sposób numer cztery:

Poczekać z rozbieraniem na kolejną randkę i po prostu dać jej bieliznę z prośbą o przymierzenie. Striptiz w cenie.

Rada: ? Wierzę w Was ;)

wtorek, 4 listopada 2008

Powrót

            W BożeCiało wbrew temu po co to święto jest poczułam, że Ciało i Krew Chrystusa tościema, oszustwo na szeroką skalę, bo ludzie potrzebują symbolu, czegośmistycznego, a tak naprawdę to wielka ściema. Nie ma czegoś takiego, to tylkootumanianie ludzi, którzy inaczej w Zmartwychwstanie nigdy by nie uwierzyli. Bosą jak niewierny Tomasz, który musi dotknąć. A jak dotknąć boskości? Od tejpory nie byłam do komunii, bo po co? Jaki to ma sens? Cała wiara została,odrzuciłam ten jeden składnik.

            Drugiegolistopada miałam dyżur. Kilka osób chciało iść do kościoła, w tym dwie nawózku. Kolega sam sobie by nie poradził, a że była niedziela, poszłam z nim,żeby załatwić od razu kościół. Przed mszą usłyszałam, że jeszcze będzieadoracja Najświętszego Sakramentu. Panika, bo ja nie chcę, bo to ściema, bo janie dam rady…

            Nadszedłczas komunii. Stałam koło tych ludzi, którzy tak ufnie podchodzili do ołtarza,pomogłam wstać Andrzejowi, który pokazał na obraz Jezusa i na opłatek, uśmiechnąłsię… Usiadłam i łzy stanęły mi w oczach. Na Adoracji prawie, że się spłakałam.Bo ksiądz to tak pięknie wyjaśnił. Wszystko wskoczyło na swoje miejsce. Totakie proste. Takie jasne i oczywiste…

            Taka wiara,to Dar, taki prawdziwy. Dotyk Boga. Bo oni wierzą i ufają całym sobą. Mimowielu braków i przeciwności. I kto tak naprawdę jest szczęśliwy?...

czwartek, 30 października 2008

Psychologowie penisy w dłoń

            Słyszałamdziś w wiadomościach radiowych rewelację, która mnie z nóg zwaliła i krewzagotowała. Otóż Watykan wydał zarządzenie, według którego kandydaci naduchownych muszą mieć papier od psychologa określający ich preferencjeseksualne. I jeżeli psycholog określi, że dany kandydat jest homoseksualistąnie może wstąpić do seminarium. Prefekt Kongregacji Wychowania Katolickiegokardynał Zenon Grocholewski orzekł, że homoseksualizm to dewiacja i osoba tasłużyć Bogu nie może.

            Rozumiem,że to w ramach przeciwdziałania wykorzystywaniu dzieci przez osoby duchowne.Ale niech mnie ktoś poinformuje, jeżeli coś się zmieniło, bo ja zawsze sądziłam,że nie każdy homoseksualista to pedofil jak i nie każdy pedofil tohomoseksualista. Kościół zaczyna popadać w paranoję.

            Klerykpodczas święceń przyrzeka celibat. Jakiejkolwiek jest orientacji. Więc o cochodzi? Że jeden jak się wyrzeka to dobrze i Bogu służyć może a drugi nie? Tomoże tym lepiej, że pokonuje tą dewiację i oddaję się Bogu? Grzeszniknawrócony, nie o to chodzi?

            A może toBóg się pomylił? No przecież to On daje ludziom powołanie, chce ich u siebie nasłużbie. No widać źle porozdawał powołania, że trafiło na zboczeńca. Nikt niemówi o zboczeńcu? Ale myśli, więc ja to powiem, niech będzie czarno na białymjak kościół równo traktuje ludzi, tak w imię miłosierdzia. Więc psycholog manaprawić dzieło nieomylnego Boga i wystawić papierek mówiący, że powołanie tokit o ten ktoś ma się wypchać i zostać na ten przykład weterynarzem, żeby napewno nikogo nie skrzywdzić.

            A możezwyczajnie rozchodzi się o to, że z księżmi hetero nie będzie miał kto nadziwki łazić…

środa, 29 października 2008

Dermatolog, róże i ciasto

            Byłam udermatologa. To coś, co mi rośnie na głowie to usunąć można tylkochirurgicznie, choć najlepiej u dermochirurga, bo może zaproponuje coś zamiastskalpela. Znowu się naczekam. Może zapytam Skarba, czy to na pewno nie sąrogi…? Ale skoro mam czekać to ze spokojem ufarbowałam włosy na złotyczekoladowy brąz. Oczywiście wyszedł z pięknym czerwonym połyskiem. Za to niemam blond pasemek, bo już zaczęły wyłazić.

            Upiekłamdziś ciasto z dyni, żeby na Wszystkich Świętych nie było obciachu, jakby byłoniejadalne. Wyszło przepyszne, już pochłonęłam trzy kawałki. Chyba idę poczwarty. A zajmuje jakieś 50 minut z pieczeniem.

            Stoi obokmnie wazon z różami i pięknie pachnie. Obłędnie też wygląda, pomieszanie żółci,czerwieni i pomarańczy.

poniedziałek, 27 października 2008

Kino

            W weekendbyłam na randce w kinie. Film Mamma Mia! miał akurat promocję, bilety po 10złotych, więc padło na niego. Zarezerwowałam bilet, odebraliśmy i usiedliśmy wswoim rzędzie i na swoich miejscach. Powoli schodzili się ludzie. No i szli poschodach, na których jak byk pisało, który rząd właśnie mijają. Ale oni sąinteligentniejsi. Parę osób mijając rząd trzeci przyczepiali się do nas,siedzących w rzędzie czwartym, że zajmujemy ich miejsca. Pech bowiem chciał, żemieliśmy miejsca zaraz przy przejściu numer 7 i 8 więc logiczne, że na foteluto jest numer rzędu i siedzimy faktycznie w 8 i zajmujemy miejsca tych ludzi. Tylkojedne panie zapytały mojego Mężczyznę czy może im przeczytać jaki mają rząd boniedowidzą na bilecie. Reszta, mord w oczach bo to ICH MIEJSCA w 8 rzędzie. Chybaod góry… Ale to nic. Obok mnie siedziała dziewczyna, którą zastrzelić to mało. Zanarzekanie. Najpierw zaczęła, że czemu film jeszcze nie idzie, bo przecież onaprzyszła i nie lubi czekać, szczególnie w kinie i powinni wyświetlić. Że byłodziesięć minut przed czasem to nie istotne, prawda? Potem jej nie pasowało, żekino zapełnione i jest pełno ludzi, a ona tak nie lubi… A czego sięspodziewała, jak bilety takie tanie? Mogła sobie zarezerwować całą salę dlasiebie. Następnie jej przeszkadzało, że ktoś za nią gadał na reklamach. Naszczęście po filmie nie słyszałam jej komentarzy, bo jeszcze by palnęła, że bezsensu, bo za dużo piosenek ABBY. Co prawda nie zepsułaby mi wrażeń, ale ja bymjej mogła popsuć szczękę.

            Film.Bajeczny. Kolorowy, wesoły, skłaniający do przemyśleń. Wyszłam zachwycona,rozmarzona, wesoła, rozśpiewana… I wzruszona. Polecam wszystkim. Na małysmutek, na wielką miłość, na receptę, bez recepty i dla wzruszeń. Dla zabawy,pooglądania pięknej Grecji, odkrycia co jest ważne, a co może poczekać. Dlarozmarzenia i śmiechu z głębi serca, dla dreszczy… Bo ja to wszystko czułam. Czujęnadal. Bo ten film przechodzi do kości i zostaje. Mamma Mia, here I go again.

A to mnie wzruszyło. Posłuchajcie, zobaczcie.

piątek, 24 października 2008

Rodzicowykorzystywacze

            Przyglądamsię ludziom, lubię to. Choć czasem obserwacje doprowadzają mnie do załamaniabądź zdenerwowania. Choć najbardziej irytuje mnie postawa pewnej grupy ludzi.Irytuje na chwilę, bo potem przychodzi głębsza refleksja, ale irytujejednakowoż. Chodzi mi o ludzi żyjących sobie spokojnie, z dnia na dzień, nieprzejmujących się niczym. Pracą się nie skalają, bo rodzice dadzą pieniądze nawszystko. Zawsze dawali, więc czemu nagle jak się ma lat dwadzieścia pięć bądźwięcej i skończone studia mają przestać dawać? Rodzice zrobią, pomogą,załatwią, pozwolą spokojnie żyć. Ludzi ci robią plany, a jakże, chcielibypiękny dom z basenem i sauną. Tylko jakoś nie wychodzi. No co oni mają zrobić,nie wychodzi i już. Nikt nie chce dać im odpowiedniej kasy za pracę, któranajlepiej jakby była nic nie robieniem. No więc jak realizować plany, no nie dasię, przeszkody niezależne od nich stoją na drodze, a on biedni nic na toporadzić nie mogą. Praca nie zapukała do drzwi, no to jak ma ją podjąć jeden zdrugim? A w ogóle to za osiem godzin (co czasem jest za dużo) nikt nie da ośmiutysięcy więc to się z łóżka wstać nie opłaca. No pewnie, bo za leżenie w łóżkuktoś zapłaci. I nie mówię tu o agencji towarzyskiej, żeby jasność była, tylko owłasnym osobistym łóżku, w którym się leży do południa i czeka się aż rodzicedadzą na paliwo, na fajki czy ciuchy. I tym ludziom się udaje takielawirowanie, unikanie dorosłości, odpowiedzialności i życia de facto. I to mnieirytuje niepomiernie.

            Ale jestdruga strona medalu. Jakkolwiek byśmy nie chcieli tego przyznać rodzice nie sąwieczni. Kiedyś odejdą, nie będą zarabiać tyle, by utrzymać zarówno siebie jaki swoje nieprzystosowane do życia w społeczeństwie dziecko. I co wtedy? Płacz izgrzytanie zębów, bo pracy znaleźć się nie umie, a nawet jak zapuka do drzwi tosię jej nie umie wykonywać. Bo albo kompetencje wyuczone zdążyły przez lata sięzmienić i są już nieaktualne i niepotrzebne bądź w ogóle umiejętnościpracowania nie ma. Wolne ptaki zamienione w kaleki społeczne. Nie umiejącezapewnić sobie bytu. Żyjące z socjalu państwa, o ile ktoś się o to zatroszczy.Margines, bo brakło osób sterujących. Zagubieni w świecie, żądający pomocy.Tylko czy ta pomoc jest słuszna? Każdy jest kowalem swojego losu. Wykluczeniespołeczne wynikające z własnej nieudolności i braku konsekwencji w rodzicach(no bo któż do tego doprowadził?) nie podlega pomocy. Bo człowiek dokonałświadomego wyboru.

środa, 22 października 2008

Praca once again

            Tak, wiem,zaczynam się robić nudna. Mam pracę, w zawodzie. Licząc od września to jużczwarta. Miejscowo trzecia, ale ostatnia troszkę się pokomplikowała, więcliczyć ją należy za dwie. Co daje jedną flaszkę więcej do obalenia. Zostanęalkoholikiem. Praca w Fundacji Brata Alberta, z niepełnosprawnymi. Bardzowdzięczna i satysfakcjonująca. Wszak Ci ludzie to takie chodzące dobro. Wyciszamsię tam, uspokajam, zwalniam. To dużo, naprawdę.

            Tak sobiemyślę, że to już ostatnia zmiana pracy. Ewentualnie ze Schroniska przejdę naŚwietlicę, ale to ta sama placówka, czyli zmiana mała de facto. Ale to możekiedyś, w przyszłości. Na razie jest jak jest. I jest dobrze. Nawet wczorajjeszcze byłam na rozmowie, bardziej z grzeczności bo się umówiłam, choć jużFundacja była pewna. Ale byłaby to kolejna praca. Wniosek. Potrafiłam załatwićsobie parę prac w dwa miesiące. Część nie wypaliła, ale była. W tym świetlebezrobocie to mit. Jak ktoś chce to się zawsze uda. Małymi krokami do celu.

poniedziałek, 20 października 2008

Po pierwszym zjeździe

            Jestem po pierwszym zjeździe. Jak było? Fantastycznie. Zupełnie inna atmosfera niż na studiach, lepsza. Choć oczywiście zdarzają się przypadki totalnego przerażenia. Nawet zastanawiam się, czy osoba ta skończyła studia, bo wszystko musi wiedzieć, o wszystko zapytać już, teraz, natychmiast, bo inaczej świat się skończy albo jeszcze co gorszego stanie. Ale oprócz tego jest bardzo sympatycznie.

            Najbardziej sympatyczny jest pan od psychologii. Typowy Ślązak, czasem gwarą zagodo, przeklnie,rzuci aluzyjnym żartem, a przy tym mówi o psychologii. Pisać nie trzeba, samo do głowy włazi. Przefantastyczny gość. Dawno się tak nie śmiałam.

            Zabawa: złóżcie razem dłonie tak, żeby palce były zaplecione.

            Już?

            To popatrzcie na kciuki. Te osoby, które mają lewy na prawym, są dobre w łóżku, te, co na odwrót, są intelektualistami. Najgorzej mają Ci, co się zdecydować nie mogli i mieli obok, bo to takie nie-wiadomo-co. I zmienianie nie pomoże.

            Dla załamanych: przecież pisałam, że to zabawa  hehehe 

czwartek, 16 października 2008

Monogamia. A po co?

            Facetmonogamistą być nie musi. Wierny też nie, przecież może co chwilę spać z inną.Ma na to pozwolenie i szerokie błogosławieństwo kobiet. Na czele z tą kobietą,z którą aktualnie jest.

            Wszem iwobec wiadomo, że mężczyzn kusi różnorodność. Za powód zdrady dość często pada,że kobieta bardziej na stałe się znudziła. Krew się gotuje, pięści zaciskają,noże otwierają, ale… Niestety prawdzie się nie zaprzeczy na dłuższą metę. Bo ipo co? Po co tłuc do głowy mężczyznom, że poligamia zła jest, tak jak to, że Słowackiwielkim poetą był. No nie jest i sama to stwierdzam. Pewnego dnia, tuż powizycie u fryzjera, skomplementowana przez mężczyznę, który stwierdził, żewyglądam zupełnie inaczej doszłam do wniosku zawartego w początkowych zdaniach.Sama kobieta zapewnia swojemu mężczyźnie różnorodność. Wystarczy jedna wizyta ufryzjera, żeby poczuł, że ma w łóżku inną kobietę. Po co więc, Drogie Panie,robić awantury o jakąś kobietę, za którą wzrok ucieka? Nie łatwiej iść dofryzjera, za jego pieniądze, i zapewnić mu nowe doświadczenieestetyczno-sypialniane? Taka odmiana chyba nikomu nie zaszkodzi.

sobota, 11 października 2008

Do przodu

            Mam pracę.Owszem, nie w zawodzie, nie wymarzona, ale jest. Dzięki niej mam ubezpieczeniei mogę iść na wizytę do lekarza, którą umówiłam z trzy miesiące temu jak niedalej. Mogę też opłacić sobie kolejny semestr studiów, ogólnie odłożyć nastudia. Dam radę pomóc troszkę mamie finansowo i odciążyć ją no i coś jeszczeodłożę. Z rzeczy z tym faktem powiązanych jest jeszcze to, że nie muszę siębać, że stanę się zależna finansowo. Od pięciu lat byłam niezależna, w tymsensie, że sama za wszystko sobie płaciłam (dojazdy, książki, ciuchy,kosmetyki, wakacje, wyżywienie w Krakowie). Może to niewiele, ale nie mogłabymbrać teraz od mamy. No i spokojnie mogę sobie szukać pracy w zawodzie, bezpresji i nerwów i bez wizyty w Urzędzie Pracy, czego unikałam jak ognia. Jakwidać skutecznie. Bo jak ktoś bardzo chce znaleźć pracę to ją w końcu znajduje.Jak ktoś szuka wielkiej kasy… No cóż…

            Dziękiposiadaniu tejże pracy zakupiłam sobie przecudne kozaki na szpileczce, na którezachorowałam w środę, ale się odchorowałam, bo z pięcioma stówkami na koncie doczasu X na zachcianki się nie wydaje. Ale jeszcze tego samego dnia zadzwoniłapani, że chcą ze mną podpisać umowę w piątek i praca od poniedziałku. Następnegodnia byłam właścicielką butów. A wczoraj kupiłam wreszcie klawiaturę i myszę. Jużwszystko działa bez zarzutu. Mysz się nie wiesza pięć razy na dzień, aklawiatura się nie tłucze.

            Z tąklawiaturą to ogólnie było śmiesznie. Dwóch panów sprzedawców mnie usiłowałonamówić na taką wysoką, nie klasyczną, bo powyginana była. I o ile to wyginaniemi się podobało, to jakby była w wersji slim to bym nie palnęła do sprzedawcy,że jest paskudna. Temat się bardzo ładnie rozwijał, oczywiście na tematniepraktyczności kobiet, bo tylko slim itd., tylko telefon z klapką, choć siępsuje (podobno, mój żyje i ma się świetnie), że to od ruchu fallicznego chybapozostałość itd. Ja twarda byłam. W pewnym momencie do stanowiska obok podeszłapara, dziewczyna chciała klawiaturę. Pan jej proponuję tą powyginaną. Onapodchodzi, ogląda i orzeka, że nie, że jest brzydka, ona chce taką małą,zgrabną, płaską i cichą klawiaturę. Panowie mnie obsługujący się poddali, mójMężczyzna zaczął się śmiać i załamał się, że mnie tak rozpieścił. A ja jestemszczęśliwą posiadaczką cudnej, płaskiej klawiatury.

czwartek, 9 października 2008

Mężu / żono

            Nierozumiem… Nie, źle… Nie „nie rozumiem”. Drażni mnie wybitnie i szczerze pewnesformułowanie, które dość często ostatnio słyszę. Choć niezrozumienie pewnie mizostanie zarzucone i może faktycznie coś w tym jest. Ale po kolei.

            Para.Zwyczajna, normalna, kochająca się para. Jak wiele innych. Co w nich jest nietak? Ano to, że o chłopaku ona mówi „Mój mąż”, on o niej „Moja żona”. Noprzepraszam, ale coś jest nie tak. Małżeństwem to się jest po ślubie, a niepapla się tak do chłopaka, czy też partnera, nie ważne na jakim poziomiezwiązku się jest. Już masakra jest jak przypadkiem są zaręczeni. Bo nagle znikaKasia, Tomek, Zosia czy Piotrek a pojawia się „Mężu coś tam…” „Z żoną coś tam…”Wkurza mnie to wybitnie, do pasji szewskiej doprowadza i o ile nic im niepowiem z reguły, bo to sprawa ich, ale czasem nie zdzierżę i zapytam rżnącgłupa kiedy ślub był, bo chyba przegapiłam. Tu pada stwierdzenie, że sięczepiam, że nie rozumiem, że to tak samo jak ja mówię „Skarbek” No głupiajestem może, ale nie to samo. Skarb Skarbem zostanie bez względu na to czy mniezaobrączkuje czy nie. Ale w chwili włożenia mi na palec obrączki zaczyna byćmężem. Owszem, zostanie moim Mężczyzną, moim parterem, ale zacznie być mężem.Będzie różnica. Jak ktoś tak gada bez ślubu, to co się zmieni? Nic. To po colecieć do ślubu? Bo tak, bo chcę, bo chcę, żeby mężem był? Fiksacja. Paranoja.A może to sposób na rozgrzeszenie się z seksu pozamałżeńskiego? Bo z mężem/żonąwolno, to się spowiadać nie trzeba i ksiądz palcami nie wytknie. To jeszczezakłamanie dochodzi.

            Można siękochać, można się kochać bardzo, świata poza drugą osobą nie widzieć, alezostańmy przy normalnej nomenklaturze. Jak komuś nie podobają się słowa: mójchłopak, mój partner, moja dziewczyna, moja kobieta, konkubinat, kohabitacja toniech ślub weźmie. Skoro tylko na słowach i nazewnictwie mu zależy. Bo mówiącmąż o chłopaku czy żona o dziewczynie zmienia tylko sobie obraz w głowie, samsiebie oszukuje, ludzie widzą swoje. Widzą i, albo śmieją się za plecami ztego, albo jak ja, wychodzą z siebie i stają obok.

            Czepiam sięsłów i określeń? Nie, czepiam się głupoty, oszukiwania świata i siebie.Denerwuje mnie pokazówka, naginanie świata, zmiana znaczeń, zmiana wartości. Bomałżeństwo jest wartością, a takie mówienie według mnie mu ją odbiera. Bogłupota przesłania rozsądek.

środa, 8 października 2008

(Nie)Jestem studentką

            Wczoraj odebrałam dyplom. W końcu. Trzy osoby szukały mojej teczki i suplementu, ale znalazły. Stałam się posiadaczką dyplomu i przestałam być studentką. Ale tylko na moment. Dziś zapisałam się na studia podyplomowe. Czyli na nowo jestem studentką. Tym razem pedagogiki przedszkolnej i wczesnoszkolnej. Pierwszy zjazd osiemnastego października. Ja się jednak lubię uczyć. Co prawda boję się tego,nowe osoby, wszystko nowe, a ja jestem jednak istotą nieśmiałą. Ale na samą myśl o nowej wiedzy, nowych możliwościach i zajęciu czuję podekscytowanie.Będzie cudownie.

          I pomyśleć, że jeszcze parę dni temu nie miałam nadziei na podyplomowe, bo większość uczelni wymaga kwalifikacji pedagogicznych, które mam, ale według nich nie i bez świstka się nie obejdzie. Ale znalazłam uczelnię, która mi problemów nie robiła. Bo marzenia się spełniają.

poniedziałek, 6 października 2008

Marzenia się spełniają

            Marzyły mi się góry. Spacer wśród złotych już drzew, opadających liści. Ale jakoś wyjść nie mogło. Przedwczoraj się zawzięłam i stwierdziłam, że gdzieś wybywamy. Po starciu kilku koncepcji padło na Ojców. Decyzję można podjąć z minuty na minutę, jakby przypadkiem padało, więc cel wyśmienity. Pojechaliśmy. Najpierw nawigacja przewlokła nas przez osiedle. Potem spokojnie drogą aż do "ukochanego" przez nas miejsca, gdzie gubimy się zawsze. Jako, że auto mojego Osobistego Mężczyzny deko bardziej terenowe niż autko (cudowne oczywiście) M, to żadna droga nam nie straszna. No i kolejna polna. Zaczęłam się nawet zastanawiać, czy GPS jest złośliwy, czy dba o przyrost naturalny nagminnie wywożąc nas w leśne ostępy. No niby ok, ale te mrówki… Koniec dygresji. Dla mojego bezpieczeństwa. W kolejną polną się nie daliśmy wmanewrować, zmieniliśmy mapę i dojechaliśmy trasą dłuższą, ale uczęszczaną przez pojazdy czterokołowe nie będące furmankami.

            Ojców cudny, jak zawsze. Złoto, czerwień, resztki przepięknej zieleni. Urokliwe skały, mroczne zaułki i zalane słońcem polany. Dłonie ogrzewające zmarznięte palce, zadziwienie, zachwyt. Zdjęcia robione z lampą odbijaną od mojej kurtki (zawsze wiedziałam, że z jakiegoś powodu wolę jasne ubrania). Na koniec zmarznięty nos i uśmiech od ucha do ucha. Wyprawę zaliczam. Co prawda nie w góry, ale i tak było cudownie. Bo czasem tak niewiele trzeba do spełnienia marzeń.

sobota, 4 października 2008

Ludzie na portalach nadal mnie zadziwiają

            Mam kontona Naszej-Klasie. No mam. I wydawało mi się, że opcja wstawiania zdjęć daje mijaką taką wolność do wsadzania tam tego, co ja chcę.

            No otóżnie.

            Załadowałamzdjęcie, że nie płacę na NK. Mogę? Mogę. Tak samo jak mogę być przeciwpedofilii i powiem to wprost, jak mogę być za wolnymi związkami i też mogę tomówić, zresztą powiedziałam. Mogę wsadzić zdjęcie kota, moje, moje z moimOsobistym Mężczyzną (ciekawe, że te zgorszenia nie wzbudziły) i wiele innych.Opis mogę mieć dowolny.

            Dostałamochrzan. Nie zacytuję, bo osoba „zwracająca mi uwagę na niewłaściwość mojegozachowania” jeszcze do sądu mnie pozwie za naruszanie dóbr osobistych, ale ktochce na NK namiar dać mogę, to sobie przeczyta. Choć w sumie to miejscepubliczne, i tamto też, to bym mogła, ale ryzyko za wielkie. Męska duma jestduża i głupia zazwyczaj, a na kolejne tłumaczenia nie mam ochoty.

            Zostałamzaatakowana. Ja wiem, kobietą jestem i czasem źle interpretuję fakty, ale zapytałamgrzecznie osoby w miarę postronne no i atak potwierdziły. Grzecznie zwróciłamuwagę, że on mnie ocenia nawet mnie nie znając, no ale przecież nie trafiło. Boszanowny pieniacz wie swoje i będzie piersią własną bronił kieszeni panów zNaszej Klasy. Niech sobie broni, niech walczy za świat, Don Kichoci może wkońcu znów będą modni, to będzie miał jak znalazł. Ale czemu na moim koncie? Coja? Instytucja charytatywna?

            A ja nadalnie płacę na NK i nadal nie wstydzę się o tym mówić. Nie będzie facet pluł mi wtwarz.

piątek, 3 października 2008

Grzybobranie

            Jakiś czastemu sezon grzybowy został rozpoczęty, a w niedzielę dokonała się drugaodsłona. Grzybów przywlekłyśmy całą masę, co potem niestety odczułam dośćgłęboko przy ich obieraniu, ale frajda niesamowita była. Dziś wyprawa zostałapowielona, słoneczko cudne, wiaterek porusza drzewami, trzeba iść w las. Iniech mi tu nikt nie mówi, że na grzyby się popołudniu nie chodzi, bo sięchodzi i znów koszyk maślaków i kozaczków przyniesiony został. Oczywiściemiejsce zbioru jest nad skarpą. Gdzie polazłam? Brawo, wygrywają państwoherbatę we własnej kuchni samodzielnie zrobioną. Poniosło mnie na rzeczonąskarpę. Sport ekstremalny. Nie żartuję. Skarpa bowiem jest usypiskiem gliny ikamieni porośniętych wysoką trawą, ale do tego przetykają ją swobodnie latającekamienie z pobliskiej kopalni. Więc czasem stawiałam nogę dwa centymetry niżej,a lądowała ona pół metra dalej. Uskuteczniłam więc sporo szpagatów podpartych zostami kłującymi nie tam gdzie trzeba. Ale pokłuty tyłek się opłacił, pięknemaślaki znalazłam, wzbogacając kolekcję. I sztuki do obrania.

            Wracającszłyśmy obok naszego byłego starego domu. Dom został sprzedany nie tak dawno,nawet przeoczyłam moment sprzedaży, bo najpierw było załatwianie, a potem bachdom nie nasz. I sentyment poczułam. Płot lekko czas nadszarpnął i zaprosił mniedo wejścia. Tak samo jak otwarte okno w domu, a nawet dwa okna. No jak mogłamtam nie wleźć? No nie mogłam. I umówmy się, włam to nie był, bo otwarte było,na oścież prawie, to tylko sprawdziłam czy wszystko jest jak należy. Połaziłam,powspominałam, kurz z parapetu starłam i wyskoczyłam z powrotem na ogród. Żeprosto w dziką różę, to pominę, coś miałam talent do kłujących rzeczy poprostu.

            Bo ktopowiedział, że ma być zawsze jak ustawa przewiduje?

czwartek, 2 października 2008

Czasem

            Czasem pozostaje w człowieku tylko pustka. Żadnych uczuć, emocji, nic. Ani żalu, ani smutku. Otępienie. Nic nie dociera, nic się nie dzieje. Tylko na zewnątrz jest wszystko ok. Bo jak odpowiedzieć na pytanie co się dzieje? Bo zazwyczaj pytają osoby za postronne, lub za bliskie, by je martwić. No i człowiek zostaje sam.

            Czasem chciałabym się schować tak, żeby nikt mnie nie znalazł, rozpłynąć się, zatopić we własnych ramionach i po prostu nie istnieć dla oczu innych. Utulić małą dziewczynkę.

            Czasem mam ochotę rzucić wszystko w diabły, wyjechać, byle dalej, byle nie wracać, zapomnieć o miejscach.

            Czasem parę zdań stawia na nogi skuteczniej niż to wszystko wyżej. Bo czasem potrzebuję się dowiedzieć, że jestem coś warta.

piątek, 26 września 2008

Ślub?! Ja?!

            Dziwnie siętoczą ludzkie losy. Post o sukni ślubnej został polecony w kategorii Ślub i wesele i wylądował na głównejstronie pod ogólną nazwą „Relacje z przedślubnych przygotowań.” Rozśmieszyłomnie to. Ja i ślub? Czyste kpiny. Od zawsze niemalże powtarzałam, że ślubu niechcę. Powodów jest kilka, na czele z tym, że bez ślubu łatwiej się rozejść bezcałej szarpaniny, nieprzyjemnych sytuacji i całego cyrku rozwodowego. Po prosturozstajemy się i już. Podniesie się masa głosów za tym, że jak ma się ślub to gorzejodejść, łatwiej utrzymać związek w razie burz. Może i łatwiej, ale jak ktośchce odejść czy zdradzić to papier go nie powstrzyma. A można sobiezaoszczędzić bólu, jeżeli są dzieci to im też. Po co mają widzieć, że rodzicewalczą na wszystkie możliwe sposoby. Po co walką zabijać miłe wspomnienia.

            Czy wierzęw miłość na całe życie? Tak. Ale ona czasem nie starcza, żeby żyć razem, żebyze sobą wytrzymać, choć świadomość tego boli i chce się ją wyprzeć. Bo czasemlepiej odejść, by ta druga osoba miała szansę na szczęście. A jeśli było źle…Tym bardziej trzeba to szybko zakończyć. Ostre cięcia szybciej się goją.

            Widać niejestem romantyczką. Nie marzę o zaręczynach i białej sukni. Nie umieram ponocach z rozpaczy, że nie mam daty ślubu ustalonej od roku. Nie bawi mniewesele i cały ten komercyjny pic. Nie chcę welonu, ryżu i bukietu. Chcę miećkochający się dom, a ślub mi tego nie zapewni jeśli nie zrobię tego sama.

            Czy kiedyśpowiem „Tak”? Może… Kiedyś… Ale na to trzeba czasu, cierpliwości, pewności. Niejestem przeciw małżeństwu w ogóle. Jak ktoś chce, proszę bardzo. Ja po prostusię w tym nie widzę. I tyle. Ale jeżeli ślub, to na pewno bez wesela, w sukniprostej i na pewno nie białej. Po mojemu.

środa, 24 września 2008

Kochana przez uczelnię i inne takie

            Pogodzona z faktem, że studentem być wiecznie nie mogę poszłam dziś po dyplom. Szok to jest spory, nagle znikają zniżki, więc do Instytutu właziłam raczej z głową spuszczoną. Dziwnym trafem udało mi się wejść do sekretariatu przed godziną 11, co się nie zdarzało, bo „NIECZYNNE JESZCZE!!” Tia… Nadal jestem studentką. Przy moim dyplomie nie było suplementu. Pani sekretarka nie ma pojęcia dlaczego. Ja tym bardziej. No cóż, niech będzie.

            Mam piękne butki narciarskie, choć biorąc pod uwagę ich wagę to określenie „butki” jest troszkę za pieszczotliwe. Teraz tylko śnieg i czas na narty i w góry. brawo 

Popsuła mi się klawiatura. Moja cudna klawiatura z serii Slim się zepsuła i jest nie do naprawienia. Więc tłukę się w taką grubą. Ale ważne, że chodzi. Wytrzymam do czasu sprawienia sobie nowej. Też w wersji Slim. Skoro tu i ówdzie mi się wystercza to niech choć klawiatura będzie Slim.  język2 

            Nie lubię takiej pogody. Parasola się nie opłaca nosić nad głową, bo i tak jest się mokrym. I loczki gotowe. Wyglądam jak dziecko. Bardziej niż zazwyczaj.

piątek, 19 września 2008

Suknia ślubna

            Bierze sięgo raz w życiu, przynajmniej kościelny. Ma być więc dniem niezapomnianym icudownym. Zgoda, niech będzie. Kobieta chce wtedy pięknie wyglądać i to teżrozumiem. Na rynku jest masa bajkowych wręcz sukien, w kolorach jakie tylkosobie można wymarzyć. Klasyczne, ekstrawaganckie, proste, rozkloszowane, zfalbanami lub bez, jedno i dwuczęściowe. Naprawdę w głowie się kręci. Jednaładniejsza od drugiej. Owszem, wiele nie do przyjęcia dla kogoś, ale ktoś mainny gust i ta akurat mu się spodoba, co my ją odrzuciłyśmy. Ceny wszelakie. Odzłotych sześciuset do paru tysięcy. Naprawdę, suknie tańsze w niczym droższymnie ustępują. Czasem nawet zdziwiona byłam, że kosztują tak mało, bo takiepiękne były. Ale co się okazuje. W sukni poniżej pewnej kwoty do ślubu iść niewypada. Nie wolno wręcz. Jeżeli ktoś ma upatrzoną suknię za osiemset złotych to jest to wstyd ioszczędzanie na swoim własnym szczęściu i powodzeniu w małżeństwie. Większejbzdury nie słyszałam. Czy jeżeli pójdę do ślubu w sukni za złotych sześćset tobędę mniej szczęśliwa niż jak suknia kosztować będzie parę tysięcy? Jaki to mazwiązek w ogóle? Suknia ma mi się podobać, ma być wygodna. Nie mam na nią sięzapożyczyć, bo wypada. I co? Potem w kościele i na przyjęciu każdemu będęopowiadać, że dałam za nią majątek? Innego wyjścia nie widzę. Czy suknia jesttańsza czy droższa, ma równe szanse ulec zniszczeniu na weselu. Naprawdę. Asukienka nie zapewni wierności, szczęścia i miłości po kres dni. Bo ją wkładasię do szafy i czasem dzieciom pokaże. I nie ma wtedy znaczenia ile onakosztowała. Mają znaczenie piękne wspomnienia, pewność, że wyglądało sięcudownie podczas najważniejszej przysięgi. Bo wspomnień i szczęścia się niekupi, nie jest ono zaklęte w kawałku sukni, a na pewno nie w rachunku za nią…

środa, 17 września 2008

Zabawa blogowa

            Wytypowanąbędąc przez Anielską Nigu będę zeznawać. Choć po przeczytaniu jej komentarza domnie uszy mi zapłonęły, ale powinność powinnością i trzeba jej dać zadość.

            Miałamnapisać, że to mój pierwszy blog, ale bym skłamała. Zaczęłam od castingu namoich ukochanych Trzech Kobietach z Piekła Rodem. Napisałam tekścik, przyjętązostałam i teraz Grzeszę tam co jakiś czas doprowadzając do palpitacji połowępopulacji. Ale, że blog jest mocno kierunkowy, a ja miałam w głowie tekst niena niego to powstał ten. Dnia szóstego grudnia roku zeszłego wkleiłam pierwsząnotkę zaraz po tym, jak go założyłam. Ile się przy tworzeniu naklęłam to moje.Notka planowana weszła, od razu jako polecona i zaczęło hulać. Na początkutrochę bałam się pisać o sobie, ale każda notka była moimi myślami, więc poczęści mną, stąd co jakiś czas notki bardziej osobiste. Teraz jestemuzależniona i dobrze mi z tym.

            Co mi dajeblog? Przede wszystkim mogę się wygadać, tak dokładnie i szczerze. Co dał mijeszcze? Wspaniałych znajomych. Zarówno blog macierzysty, jak i ten. Dziękiniemu znam takich ludzi, z którymi w życiu codziennym nie dane by mi byłospotkać (tu ukłon w stronę Szkocji i Katalonii). Dzięki pisaniu i szukaniuinspiracji poznałam M. Do tego Wy wszyscy, co w linkach jesteście. I jeszczejedno. Poznaję różne punkty widzenia na różne sprawy dzięki komentarzom, czasemzdarzają się wulgarne, ale reszta… Bezcenna.

Do dalszej zabawy typuję:

- DeeDee, dzięki której to wszystko się zaczęło, i którejspojrzenia na świat zawsze mnie stawia na nogi http://diabelskie-dzielo.blog.onet.pl/

- Kobietę w Warszawie, Twoja spostrzegawczość i łatwośćubierania myśli w zdania nadal mnie fascynuje http://ka-wu-wu.blog.onet.pl/

- Carmel, żeby lepiej Cię poznać http://carmelitana.blog.interia.pl/

- Pitera, bo czemu nie http://www.ptr17.blogspot.com/

- oraz, jeżeli chcecie Dero, Robal, Ta Agnieszka – anonimowina blokowisku, w moim sercu na specjalnym miejscu.



Zasady:

Podaj, kto Cię wytypował. Następnie opisz, jak i kiedy zaczęła się blogowa przygoda, co Cię skłoniło do pisania, jakie były początki, czy to blog pierwszy czy kolejny oraz co pisanie Ci daje.

poniedziałek, 15 września 2008

Jak zrobić dziecku krzywdę

            Nie miała prawa mieć plamki na bluzeczce, czy spodenkach. Każdy owoc miał być wymyty w gorącej wodzie i obrany. Pokrojony na najdrobniejsze kawałeczki. Winogrona na pół, borówki na ćwiartki (też nie wiem jak, ale słyszałam na uszy własne). Ziemniaczki w zupie rozmamłane na miazgę, drugie najlepiej zmiksowane. Trzeba ją było karmić, bo a nóż się udławi, lub poplami spodenki. Dziecko aż się rwało do samodzielnego jedzenia, pozwolenie dostała, a raczej widelec w rączkę. Radziła sobie jak mogła. Ale wprawne oko rodzica zobaczyło plamę. Była afera, bo dziecko się ubrudziło. Na gwałt przebierać, bo zarazki, bo będzie chora. Od jednej plamki.

            Nawilżane chusteczki są złe, bo szkodzą dziecku, bo są chemiczne, najlepsza jest czysta woda. Deserki ze słoiczków już chemiczne nie były, nie szkodziły…

            Dzieciaczek pojechał z rodzicami nad morze. Pewnie został zamknięty w plastikowej, wyjałowionej kuli. Bo przecież piasek się nie spierze, plam na nowych spodenkach narobi, zarazki zaatakują całą chmarą i dziecko ani chybi umrze od nich.

            A tak przyszłościowo. Czasem nie ma gdzie umyć jabłka tak dokładnie, włożone do torebki ma styczność z brudem niejednokrotnie. Plamy się zdarzają. Zarazki? Wystarczy, że ktoś kichnie w autobusie. Normalny człowiek prawie nie zauważy, zarejestruje tylko. A takie dorosłe już dziecko? Po prostu odchoruje nadopiekuńczość rodziców, którzy chroniąc pozbawili odporności. Zrobili krzywdę, pozbawili nie tylko radości z dzieciństwa, gdzie można pobiegać za piłką i mieć zielone kolana, ale też możliwości cieszenia się z dorosłego życia. Bo jak się potem z kimś przywitać? Może być brudny, może mieć katar…Jedzenie w restauracji nie jest tak sterylne, nie jest wyparzone, nie jest poćwiartowane…

            To życie jak w szpitalu, sterylne, w maseczkach na twarzy i białych, nieskazitelnych kitlach. Tylko czy to życie?

sobota, 13 września 2008

Bo Bloger może wszystko...

            Nozatelepało mnie i to konkretnie. Nigdy nie oceniałam bloga po tym, czy z jegoautorem wiąże mnie jakaś znajomość prywatnie. Widać błędnie. Z jednym zblogerów nawiązałam znajomość mailową. Nie wyszło, nie pamiętam o co poszło,szanowny pan się obraził i odszedł obrażając mnie. Zdarza się. Bloga w linkachzostawiłam, podobał mi się, więc czemu nie. Błędnie. Dziś pod notką zastałamkomentarz, że mam mu dać spokój i nie mścić się i usunąć bloga z linków. Ale oco biega? – pomyślałam najpierw. Bloga od obrażenia się jego nie komentowałam,raz zajrzałam, a tu zło całego świata jest moją winą. Jak pierwsze zaskoczenieminęło polazłam na rzeczonego bloga i zostawiłam wyjaśniający komentarz. Jakktoś nie wie do czego mail służy i spam zostawia to ja też się czujęupoważniona.

            Czyblogowisko naprawdę zrzesza tyle dzieci? Przecież to moja sprawa kogo polecam.Ja się podpisuję pod komentarzami i za nie jestem odpowiedzialna. Jak ktoś sięnie zgadza z moim zdaniem, chętnie podyskutuję, naprawdę. Pominę, że blog był zahasłowany.Czyżby ktoś przestał przyklaskiwać temu, co ta osoba pisała i raczył wyrazićswoje zdanie? I oberwało się mnie. Bo ja to zrobiłam wcześniej, bo sięsprzeciwiłam.

            Linkausunęłam. Czemu? Bo nie będę polecać kogoś, kto nie umie trzeźwo ocenićsytuacji. Nie chcę czytać kogoś, kto jest na tyle dwulicowy, że blog w żadnejmierze nie odzwierciedla go jako człowieka. I na końcu nie chcę, by jegoczytelnicy stali się moimi. Ja nie piszę dla pustych braw i podnoszeniastatystyk. Ale widocznie przez to jestem blogerem ograniczonym, głupim inieprzystosowanym społecznie. W takim razie mogę siedzieć w swojej piaskownicy,bawić się swoimi zabawkami i wymieniać poglądy z tymi, co uważają podobnie jakja. Wierząc, że jednak nie jestem jedyną osobą, którą takie zachowaniezadziwia, denerwuje i która umieszcza je w kategorii dziecinne.

            WybaczZapałko, że poleciałam podobnie jak Ty, ale to chyba jakaś plaga zapanowała nawojnę blogową.

 

p.s. komentarza nie znajdziecie, choć w sumie szkoda, ale AniołŚmierci jest nieubłagany, a kosa ostra.

piątek, 12 września 2008

Jesiennie

Perłową suknię z mgły
świt założył...
Dzień zrzuci ją bezwstydnie.


Złota obręcz na ciemnej chmurze.
Korona dnia
zaczynającego panowanie.


Biała lilia.
Pyłek na płatkach, skażona niewinność.
Większe pożądanie budzi.

p.s. To NIE jest jeden wiersz! To raczej moja wersja haiku --> http://pl.wikipedia.org/wiki/Haiku

czwartek, 11 września 2008

Rocznica

        Już siedem lat. Siedem lat spokoju, strachu, żałoby...
                            Pokój duszom zabitym...

wtorek, 9 września 2008

To był spokojny człowiek...

            „To był spokojny człowiek”, „Mąż straszył mnie, że stracimy życie, jeśli to wyjdzie na jaw” (za RMF FM). Wcześniej matka utrzymywała, że tylko się domyślała. A dramat dziś już 21 letniej dziewczyny gwałconej od sześciu lat trwał. Nikt nie reagował, bo nikt nie wiedział. Ja rozumiem, że Ośrodek Pomocy Społecznej nie wiedział. Oni muszą zapowiadać wizyty, można wszystko zaaranżować tak, żeby nie było nic widać, nawet dwóch ciąż. Ale matka? Ja matką nie jestem, ale ta sytuacja jest dla mnie nie do pomyślenia. Jako dla człowieka, bo dzieje się krzywda, bo trzeba pomóc... Strach strachem, ale krzywda dziecka krzywdą dziecka. Dwoje dzieci zostało poczętych z gwałtu i oddanych z przymusu. Ogrom strat w psychice, obrazy przed oczami i świadomość, że najbliższa, przynajmniej w teorii, osoba nie pomogła, odwróciła się, bo oprawca groził śmiercią… Ileż razy ta dziewczyna myślała o śmierci, jak o wybawieniu, wie tylko ona… Może oceniam, ale tak mi się nasunęło… Czy to nie było tak: gwałcił ją, mnie dał spokój? Nie wiem, zgaduję. Ale matka powinna zostać oskarżona na równi z nim. Bo nie pomogła. Bo pozwoliła, by spokojny człowiek zniszczył komuś życie. A zaniechanie jest przestępstwem.

sobota, 6 września 2008

GPS

        Dziś z pracy zostałam odebrana przez Mojego Osobistego Mężczyznę. Postanowiliśmy sobie czas umilić i się dotlenić, padło na Dolinę Bolechowicką, zresztą, już wczoraj. Jakoś do niej dotarliśmy, z małymi problemami, ale w końcu się udało. Zostało zrobionych parę pięknych zdjęć, pogadaliśmy, poprzytulaliśmy się... Czas było jednak wracać, oczywiście z GPSem, bo na wyczucie to jednak strach. Tak... Ja jednak nie lubię  tego urządzenia. Stali czytelnicy pamiętają na pewno pewien niedzielny wypad, w którym droga wiodła przez drogę polną ze specyfikacją polna (notka z 8 czerwca dla dociekliwych). Tylko, że wtedy wybór należał do moich towarzyszy, nie wspomagali się maszynerią piekielną (przez małe "p", adnotacja do Szanownego Prezesa i Kadrowej, czyli takie pośledniejsze piekło na myśli mam). A dziś nawigacja koniecznie chciała nas wyprowadzić na tą właśnie drogę, mimo sprzeciwu i upartej jazdy nie po jej myśli pragnęła nas zawrócić parę razy. A ja zawsze sądziłam, że auto Skarba nie jest ani kombajnem, ani ciągnikiem, żeby po polach jeździło...

czwartek, 4 września 2008

Plan dnia

        Mój plan dnia teraz jest bardzo prosty. Wychodzę z domu o godzinie 6.15, wsiadam w busa i jadę do pracy na 7.30. Potem dzieciaczki, dzieciaczki, dzieciaczki  żaba Kończę o 16.30 i idę na busa, by na 18 wrócić do domu. Szybko jedzonko, trochę odpoczynku. W busie książka, by nie skretynieć na starość. Nie jestem zmęczona, wkręciłam się w to nadzwyczaj szybko. I tak sobie pomyślałam, że przecież powinnam, bo wcześnie wstaję, w pracy raczej nie mogę liczyć na dłuższy odpoczynek, wciąż w ruchu. A jednak nie. Ale doszłam do tego, czemu się tak dzieje. Jak jeździłam na studia to cały dzień spędzałam na uczelni, do tego przerwy, wciąż na wysokich obrotach zarówno fizycznie jak i umysłowo, a tu mogę odsapnąć. No i mi ciepło, mogę sobie zrobić herbatki itd. Prawie jak w domu, tylko z troszkę liczniejszą rodziną  język2  I po tygodniu z pełną świadomością stwierdzam, że podoba mi się tam.

poniedziałek, 1 września 2008

Myślenie damsko-męskie

            Od zawszewiadomo, że kobieta i mężczyzna myślą w sposób lekko odmienny. Wydawało mi sięjednak, że z moim Osobistym Mężczyzną ten problem mamy poza sobą, bodogadywaliśmy się zawsze świetnie, zawsze świetnie mnie rozumiał, a ja tą samąumiejętnością w stosunku do niego pochwalić się mogłam. Ale tylko mi sięwydawało. Bo te różnice są ogromne i czasem nie do pogodzenia. Mówimy tym samymjęzykiem, ba, tymi samymi słowami, a jednak całkiem o czym innym.

            Dom dozamieszkanie może być w dwóch wersjach, wersja A – stan zamknięty, zwyporządzonym jednym pokojem i łazienką lub wersja B – dom prosto z okładki,wyporządzony, wykończony i dopieszczony na czele z kwiatkami na parapecie. Ijak mówiliśmy o domu do zamieszkania oboje myśleliśmy o wersji A, ale każde sądziło,że drugie mówi o wersji B. Do dogadania, ale przecież zdanie „dom, w którym dasię mieszkać” brzmi dokładnie tak samo, prawda?

            Dla mniedziałanie, zanim dojdzie do celu głównego musi mieć podetapy, o nich też należymówić, tak zwane cele operacyjne. Jeżeli ich nie mam, nie potrafię złożyć celugłównego, bo nie widzę drogi do niego, części składowych. A może to jużzboczenie zawodowe? Dla Niego widok celu głównego starczy, bo siłą rzeczy cośjest po drodze.

            Kobietyskupiają się na szczegółach, detalach, to z nich budują całość, mężczyźni woląwidzieć coś bardziej namacalnego. I ta różnorodność prowadzi do dyskusji,sporów, nieporozumień i śmiesznych sytuacji. Bo jesteśmy dwoma płciami, z tymisamymi prawami, ale jednak z inaczej ukształtowanymi mózgami. Głównie poprzezsocjalizację i wychowanie. Nic tego nie zmieni. Bo i po co? Od wieków pary mająproblem z komunikacją na niektórych poziomach. Jak w dowcipie:

„W poradni małżeńskiej siedzi dobrane małżeństwo i onazalewa się łzami, myśli o odejściu. Terapeuta pyta jej co się stało.

- Bo on mnie nie kocha – łka kobieta.

- Skąd pani to wie?

- Bo mi tego nie mówi.

Mąż patrzy na nią zdziwiony.

- Ale przecież powiedziałem to w dniu ślubu. PoinformujęCię, jeśli ten stan się zmieni.”

piątek, 29 sierpnia 2008

Fiesta

        Dziś świętuję :) Za pieniądze jeszcze nie zarobione, ale już pewne jak to, że jestem kobietą. MAM PRACĘ!! Opiekuję się maluszkami w towarzystwie przesympatycznych kobietek. Coś na kształt prywatnego żłobka, opartego na pedagogice zabawy, pedagogice Marii Montessori oraz metodzie Ruchu Rozwijającego wg Weroniki Sherborne. Wiem, mądre, ale ja wiem o co chodzi, a Wam powiem, że chodzi o coś, co na studiach popierałam i co mi się podoba ideowo i praktycznie. Czyli: JESTEM ZACHWYCONA  hehe 

czwartek, 28 sierpnia 2008

Osobiście

            Dziś bardzoosobiście. Jakoś tak dziś mi się przewija temat mojej wady, choroby, nie wiemjak to nazwać. Sami ocenicie. Nie, nie chcę się użalać, choruję na to już odczternastu lat, można się przyzwyczaić, przynajmniej troszkę, a na pewno natyle, by nie panikować codziennie.

            Mam choreserce. Fachowo nazywa się to częstoskurczem napadowym nadkomorowym. W razieataku serce bije mi nawet dwieście czterdzieści na minutę. Książkowy wynik tosto osiemdziesiąt. Jak to jest? Strasznie. Wtedy się boję, nie tyle o siebie coo kolejną wizytę w szpitalu. Wiele razy miało być dobrze, wiele razy wierzyłam.Już nie wierzę, wiara mnie zabija, bo zawsze upada. Nie wiadomo czemu to mam,nie bardzo wiadomo jak mi pomóc. Biorę leki, prawie że nieprzerwanie od tychczternastu lat. Była tylko jedna przerwa, półroczna, nieopłacalna, zakończonatrzynastogodzinnym atakiem. Już nie chcę nadziei.

            Co możnazrobić jak mam atak? Nic. Po prostu nic. Potem można mi pomóc się położyć,okryć, bo mi wtedy zimno, dać coś słodkiego lub pozwolić spać. Ale bez tego teżfunkcjonuję, jak trzeba. Po atakach jeździłam na uczelnię, bywałam naspotkaniach, żyłam. Bo najgorsze co można zrobić to poddać się chorobie.

            Czemu topiszę? Bo chcę, żebyście wiedzieli, tylko po to, nie potrzebuję litości czywspółczucia. Żyję, kocham, korzystam z życia jak zdrowy człowiek. Tylko czasemmnie nie ma, bo nie funkcjonuję.

środa, 27 sierpnia 2008

Nowe zwierzątko nie do końca domowe

 
    Przedstawiam wszystkim mojego jeża ogrodowego. Został zauważony w niedzielę i obfotografowany, czego wynikiem jest to zdjęcie. Wszystko wskazuje na to, że po prostu wybrał sobie mój ogród na mieszkanko, bo widujemy go codziennie.

wtorek, 26 sierpnia 2008

Dla mojego Skarba

Za pomocną dłoń…

Za uśmiech w mroczny dzień…

Za ramiona chroniące od upadku…

Za obecność…

Za zmuszanie, gdy ja już nie wierzę…

Za wiarę…

Za nadzieję…

Za miłość…

Dziękuję.

sobota, 23 sierpnia 2008

Bo kobiety głupie są

            Jakiś czastemu zauważyłam, że większość ludzi z mojego otoczenia, z którymi się dobrzedogaduję, to faceci. Nie wszyscy, owszem, ale zdecydowana większość. Powódjakiś musi być, poza standardowym, że ja ich przyciągam, albo oni mnie,kierunek w tym momencie mocno nieistotny. I dobrze mi w ich towarzystwie, coważniejsze, nawet jak nie rozmawiają ze mną jak… z kobietą, to chyba dobreokreślenie. Jak mówią między sobą o pracy, tu godzinne rozprawy o projektach,nowych technicznych pomysłach, samochodach i innych kobietach, w których czasembiorę udział, a czasem się tylko przysłuchuję. Czy się wtedy nudzę? Nie,fascynuje mnie to wybitnie. Rozmowy o życiu, o problemach takich, na któremężczyzna patrzy inaczej.

            A kobiety?Buty, ciuchy, makijaż i to, że Anka zdradziła Janka z Frankiem, a ten jej taknaprawdę nie kocha. Pewnie, plotki i tematy typowo damskie są fajne, hipokrytkąbym była, jakbym mówiła, że o tym nie rozmawiam. Ale ile można? Nie całymidniami. Nie mówię, są w moim otoczeniu kobiety, z którymi dogaduję sięświetnie, które są świetnymi babkami i rozmowa z nimi mnie nie nudzi. Alereszta… Powiedzmy, że czasem mnie załamują. I wniosek mi się nasunął wywołującysalwy śmiechu u mojego Mężczyzny. Bo kobiety głupie są…

czwartek, 21 sierpnia 2008

Poszukiwanie pracy

            Poszukujępracy. Wydawało mi się, że typowo. Ale się pomyliłam. Czytałam ostatnio,wczoraj dokładnie, zwierzenia dziewczyny załamanej tym, że kobietaprzeprowadzająca rozmowę kwalifikacyjną żądała od niej wiedzy, na jakiestanowisko się ubiega. Dziewczyna była oburzona, bo przecież ona na tylestanowisk aplikowała, że ma prawo nie pamiętać. A ja przeżyłam szok. Przecieżmożna wysłać masę aplikacji, to głównie na tym polega, ale… Idąc na rozmowę wiesię do jakiej firmy i można sobie sprawdzić o czym będziemy rozmawiać. To niejest trudne, a moim zdaniem jest oznaką szacunku do potencjalnego pracodawcy itego, że my sami jesteśmy odpowiedzialni. Inaczej dajemy takie świadectwo, żeja bym kogoś takiego nie zatrudniła. Bo jest niebezpieczeństwo, że zapomni oobowiązkach. Ja w jednym dniu byłam w pięciu miejscach i doskonale wiedziałam oco się ubiegam, a każde stanowisko było inne. Może to tu tkwił błąd? Bo niejestem słodką idiotką?

wtorek, 19 sierpnia 2008

Denerwuję się...

            Ten tydzieńi następny są decydujące. Kończą się konkursy o pracę i dowiem się czy pracęmam, czy nie. Jeszcze wczoraj mnie to nie ruszało, bo do wczoraj w jednymmiejscu można było składać podania. W innych miejscach jeszcze można. Teraz zaczynam się już denerwować. A juższczególnie, jak ktoś mnie pyta czy mam już pracę, bo w tym tygodniu miałamwiedzieć. Jeszcze jedno takie pytanie, a zacznę krzyczeć. Jest wtorek! A mogęsię dowiedzieć we wtorek za tydzień równie dobrze, albo i później.

            Plusy zdziś? Wizyta u fryzjera, która zaowocowała posiadaniem grzywki. Powoli się doniej przyzwyczajam. Wyglądam przez to jeszcze młodziej niż wcześniej. I kupiłamsobie bluzeczkę, białą, w grafitowe paseczki, przeplatane srebrną nicią.Zapinana z boku, zakładana, z pięknymi guzikami. Ogólnie cudna. I jeszcze mniena nią stać mimo braku pracy. Więc ani jednego pytania na ten temat, bo będędusić, nawet wirtualnie.

sobota, 16 sierpnia 2008

Przypadek

            Krótkarozmowa, jeden telefon, wyjazd przełożony o dwie godziny. Nie mieliśmy cozrobić z czasem, więc poszliśmy do kina, akurat tak, żeby zapełnić czas doumówionego spotkania. Po filmie jedziemy tam gdzie mieliśmy, zrywa się wiatr.Zadzwoniłam do mamy, że będę w domu za jakieś półtorej godziny i wtedy siędowiaduję, że u mnie w miejscowości burza od godziny piętnastej, w Polscedzieją się cuda, zamknięta autostrada, zalana Częstochowa. A w Krakowie byłopięknie, tylko jedna ulewa przeczekana pod Bramą Floriańską. Jedziemy do mojegoMężczyzny, stamtąd mieli mnie odwieźć do domu. Po drodze dopada nas ulewa,wycieraczki nie nadążają zbierać, z ulicy robi się rzeka. Wiatr, huk po dachu.Grad. Jedziemy na dwa auta, nie wolno nam zgubić auta za nami. Prawie nic niewidać, nie ma się gdzie schować, wszędzie drzewa, trzeba jechać dalej. Telefon.Nic nie słyszę prócz trzasków, próba na telefon A. Nic, telefon się wiesza. Docelu osiem kilometrów. Najdłuższe w życiu. Dojechaliśmy, decyzja podjęta,zostaję u Skarba, nie jedziemy do mnie, bo to droga przez las, nie wiadomo cosię tam podziało.

            W domu nachwilę weszłam na portal informacyjny, przerażające zdjęcia. I świadomość, żejakby nie ten telefon, nie decyzja odwleczenia wyjazdu o dwie godziny, to mój najlepszyprzyjaciel znalazłby się w środku tego piekła, co się rozpętało nad Polską. Aja umierałabym ze strachu o niego. Przypadki jednak rządzą ludzkim życiem. Wkońcu ruch motylego skrzydła może wywołać tornado na drugiej półkuli...

czwartek, 14 sierpnia 2008

O co się można pokłócić

            Myślałamsobie ostatnio jak bez sensu robiliśmy kłócąc się, ile pięknych chwilstraciliśmy. I tak przy tych przemyśleniach doleciałam do podstaw kłótni, a zatym doszłam do dziwnych wniosków. W naszym małym świecie są pewne zasady, samesię pojawiły i zostały przyjęte, naturalnie. Czasem idziemy ulicą i ja widzęjakąś ładną dziewczynę. Wtedy zazwyczaj pada zdanie z moich ust w stylu:„Zobacz, jakie ma ładne nogi/włosy/sukienkę”. On też często pokazuje mi ładnedziewczyny. Nie mam oporów, by powiedzieć mu, że ktoś mi się podoba, czy żeznów wpadłam na chłopaka, który grał Króla Cyganów i jest boski. Ja wiem, ktojemu się podoba i nie mówimy tu o aktorkach, tylko dziewczynach, z którymi majakiś kontakt. Zdanie na temat trójkątów i zdrad mamy przegadane na masęsposobów. I o co się kłócimy? O drobiazgi. O słowa, które mają inne definicjedla nas, o półsłówka, które tak samo brzmią, a znaczą coś innego, o inne słowai te same znaczenia (tak, wiem co teraz powiesz M., rozmawiać, rozmawiać,rozmawiać) Problemem stawały się rzeczy proste, błahe. Nigdy nie powstał w nichtemat innych ludzi w naszym życiu, upodobań i złośliwości na temat np.napalonych elektryków w mojej-może-pracy. Nawet mi do głowy nie przyszłowypomnienie czegoś podobnego wymyślonego przez mojego Skarba.

I tak… Wydaje mi się, że dobrze,że tego kłótnie nie dotyczą, bo łatwiej wyjaśnić inną definicję słowa niżurojoną zazdrość. Ale… Czy to jest do końca normalne? Nie to, żebym sięprzejmowała, mnie tak dobrze, tak było od początku i nie chcę tego zmieniać. Poprostu mnie interesuje zdanie na temat.

wtorek, 12 sierpnia 2008

Historia kołem się toczy

            Rośnie namahistoryczne pokolenie. Po co bowiem uczyć się o czymś, co już było, dawno sięskończyło i teraźniejszości nie dotyczy. Zajęcie żmudne, nużące, wymagającekojarzenia faktów, logicznego myślenia i poznawania czegoś, co czasem w głowiesię nie mieści. Tylko to historia tworzy tak naprawdę to, co dzieje się teraz,to ona pokazała kierunek rozwoju i miejsce na ziemi ludziom, którzy na niejżyją.

            Pierwsza wojnaświatowa, okrutna, wyniszczająca, bezlitosna. Śmierć idąca ze swą kosą i tnącarówno, wszystkich. Deklaracje, że po raz ostatni. Do kolejnej wojny, jeszczeokrutniejszej, bezwzględnej… Wietnam, Zatoka, Irak… Przykłady, przykłady,przykłady… Wojna w Gruzji. Kolejny przejaw imperialistycznych dążeń Rosji. Nie,nie chcę wdawać się w politykę. Jedni są przeciw, inni za. Czemu za? Boprzecież Gruzja kiedyś należała do Rosji, więc Rosja tylko upomina się o swoje.Tym osobom pragnę przypomnieć, tak historycznie, że Polska też do Rosji kiedyśnależała…

poniedziałek, 11 sierpnia 2008

Wielka miłość nie wybiera, wielka miłość, wielka siła...

            Ostatnio nie szło jak z płatka. Niedomówienia, źle zrozumiane słowa i intencje, dużo smutku, pretensji i niezrozumienia. W końcu pękło, kłótnia.

            A wczoraj…W końcu wyjaśnienie, takie solidne, szczere. Potem spacerek, na nim rozmowa jak dawniej, spokojna, zwariowana, taka nasza. Trzy godziny włóczenia się po lesie,dużo przytulania, czułości i piękna. Takiego między nami, uśmiechu, błysku w oczach i radości. W domu przygotowania do grilla. Przykleiłam się do mojego Skarbka i odkleić nie chciałam, ale w końcu mnie przekonał, jak prawie zostaliśmy głównym daniem na tym grillu.

            Czuję się szczęśliwa. Na nowo zakochana, rozkochana i rozanielona. Bo „wielka miłość nie wybiera”. Na mnie spadła półtora roku temu i trwa… Oby wiecznie.

czwartek, 7 sierpnia 2008

Zalogowanie

            Zalogowałam się na pewnym portalu. Bynajmniej nie randkowym, a przynajmniej tak mi się zdawało. Powód mojego tam pobytu był przynajmniej zgoła inny. Umieściłam zdjęcie, bo uznałam, że względem osoby, dla której się zalogowałam będzie to bardziej uczciwe. Ta… Czekam sobie na jej odpowiedź grzecznie i zostaję zasypana propozycjami o naturze mocno seksualnej. No to skrobnęłam parę zdań ku przestrodze. Nie pomogło. W końcu całkiem spory opis mi wyszedł, pozwólcie, że przytoczę:

„Nie jestem agencją towarzyską,więc jak ktoś liczył na seks to szkoda jego czasu.
Nie jestem nauczycielem, nie będę Cię uczyła poprawnej pisowni, ani marnowała swojego czasu na czytanie tego, co udało Ci się sklecić.
Nie mam ochoty na spotkanie to znaczy, że nie mam ochoty. To chyba nie wymaga tłumaczenia.
Numeru telefonu też nie udostępniam, dyszenie w słuchawkę mnie nie podnieca.
Czym się różni rozmowa tu od rozmowy na gg? Jak mi to rozsądnie umotywujesz to może się zastanowię czy podać numer. Ale... Na pewno nie podam go komuś, kto tak zaczyna znajomość.
Panowie mający lat około 50, 40, nie chcę Was dyskryminować, ale znajdźcie sobie do adopcji kogoś innego, pielęgniarka też ze mnie średnia.
Szanowni Panowie, moja obecność na tym portalu wcale nie oznacza, że szukam mężczyzny. Nie jestem sama i nie chcę tego zmienić. Więc chwila namysłu nim napiszecie...”

Wszystko podyktowane doświadczeniem, słowo daję. Ostatnie zdanie powstało najpóźniej, jak mi już ręce w rozpaczy podłogi w piwnicy sięgały.

No ale naiwna jestem, panowie nie czytają. (A ja sądziłam, że na randkowych portalach jest źle…  groza ) Kolejnemu wielbicielowi mej pościeli napisałam, że może by przeczytał co naskrobałam. I zostałam zjechana z góry na dół, że on mi współczuje mojego małego intelektu, bo tak to ja faceta nigdy nie znajdę. Czy ja pisałam coś, że faceta szukam?? Ogólnie chciał mnie z ziemią zrównać, biedaczek. Męska duma po upadku bardzo doskwiera, rozumiem i po chrześcijańsku przebaczam. A co mi tam.  hehe  Drugi mi tylko napisał, że jestem złą kobietą i jak w końcu przeczytał, co napisałam to mu się przykro zrobiło, że nie jestem tak miła jak wyglądam. Nagroda Nobla za spostrzegawczość mu się należy, że ludzi po wyglądzie się nie ocenia.

A teraz mały apel: takapoprostu,jeżeli to czytasz, proszę, odezwij się, bo albo zejdę ze śmiechu nad ich głupotą, albo z rozpaczy nad tym samym. Jeszcze nie zdecydowałam.

wtorek, 5 sierpnia 2008

Umieram

            No, może ztytułem przesadziłam, ale niewiele się różnię od umarlaka. Ciśnienie mniewykańcza. Od prawie tygodnia waha się tak około 90/60. Oznacza to, że całydzień śpię. Nie pomagają leki, które pomagając na serduszko szkodzą mi naciśnienie. A przestać brać się boję, no i bez lekarza się tym bardziej nieodważę. A moja pani kardiolog może mnie przyjąć 23 października. Inny odpada,bo każe mi robić tonę badań, bo on nie wie co mi jest. Dziś jest lepiej, możedlatego, że chłodniej. Chwytam się tej myśli, bo kiepsko się żyje jak chce sięnon stop spać, a w przerwach głowa boli jakby w imadle była, przez co jest miniedobrze i kręci mi się w głowie… Cały świat wiruje…

            Dobra, dośćużalania się nad sobą, bo się robi strasznie ponuro.

niedziela, 3 sierpnia 2008

O Pyromachinie i obłych, długich kształtach

            My to chybajakiegoś pecha mamy. Imprezę sobie wymyśliliśmy, to znaczy nie my wymyśliliśmy,ale chcieliśmy iść. Pokazy pirotechniczne, to jest coś, ale coś jak nie pada. Itu pech rzeczony, bo oczywiście nad Grodem Kraka się zachmurzyło i popadywało.Ale z cukru nie jesteśmy, poszliśmy.

            Przyznamsię szczerze, jak kaskader miał skoczyć z tych 40 metrów, by bić rekordPolski to mnie osobiście serce stanęło. Brawa wielkie dla tego Pana MarkaSołka.

            Deszcz miałjedną zaletę, było mniej ludzi i coś było widać. Pokazy akrobatyczne wzbudziłykolejną fazę mojego zachwytu, niezakłóconego nawet obijaniem się o moje nogidługiego, obłego, różowego kształtu o średnicy jakichś 5 centymetrów,popularnie zwanego balonem. A co niby pomyśleliście?

            Potemjeszcze odbicie statuetki Feniksa i … odwrót do samochodu bo deszcz niemiły sięzrobił i znów zaczął lecieć z nieba. Ja lubię jak faceci na mnie lecą, ale bezprzesady.

            Siedzieliściekiedyś w altance ogrodowej w nocy i po deszczu? Ten odgłos spadających kropel,odbijających się od dachu, potęgowanych przez ciszę nocną. I ukochane ramięukochanego Mężczyzny obok…



p.s. Jeżeli ktoś uważa, że zakupy z mężczyzną są niewykonalne to mu współczuję. Dzięki obecności Mężczyzny w sklepie wzbogaciłam się o przecudną spódnicę i parę par pięknych stopek :)

piątek, 1 sierpnia 2008

Abecadło

        Wklepana przez Dzieło spełniam blogowy obowiązek i przysięgam mówić prawdę, samą prawdę i tylko prawdę. Chyba,że ustawa stanowi inaczej.

A – Ambicja, czasem za duża

B – bielizna, nie tylko ugrzeczniona

C – cyrkonie

D – dom, ten wymarzony i wyśniony, na razie tylko na projekcie

E – erudycja, mimo wakacji

F – frezja

G – grzeczna dziewczynka. Że niby ja? :P

H – hiacynt

I – inteligencja, coś, co bardzo mnie podnieca

J – jeny, ile jeszcze?

K – kłamstwo to coś, czego nie znoszę

L – likier

M – miłość nadal na pierwszym miejscu

N – nadzieja, matką głupich

O – O… ale mi się słowa cisną, niech będzie: orbita.Oligofrenopedagogika?

P – Przyjaźń

Q – Quasimodo

R – róże, podobno ukochane przez kobiety… czyżbym nie była kobietą?

S – sexapeal

T – towarzystwo, czasem mam go po prostu dość

U – ulitujcie się, ile jeszcze?

V – VIP in my life

W – wierność, wdzięk

X – Xena wojownicza księżniczka??

Y – yegua (przecież nikt nie powiedział, że ma być po polskiemu)

Z – zaufanie, może być zarówno budowane jak i tracone latami lub w sekundę, złośliwość

 

        Abecadło z pieca spadło i do tych osób wpadło:

Fancy – oderwij się od zabaw realnych;

Nigu – przedwakacyjnie;

Maturzystka – też Ci się nie upiecze;

Kobieta w Warszawie, bo czemu nie :).

Pisać proszę własne abecadełko :)