sobota, 25 lutego 2017

BOOK TOUR Miód na serce Edyta Świętek

Dzięki Cyrysi mogłam przeczytać książkę Edyty Świętek w akcji Book Tour z książką Miód na serce. Wczoraj posłałam powieść w świat, a dziś przychodzę do Was z recenzją.


Edyta Świętek
Wydawnictwo Replika
2016 rok
360 str



Agnieszka jest szczęśliwa. Ma narzeczonego, a niedługo potem męża, z którym są w ciąży. Jest najcudowniej, jak tylko być może, choć może pan mąż trochę jest Ciaputkiem, ale czego nie robi się dla miłości. I dla miłości Agnieszka pierze, gotuje, spędza czas z córeczką, której Ciaputek nawet na ręce nie weźmie, bo przecież to takie maleństwo, o innych czynnościach nie wspominając. Chodzi permanentnie zmęczona, drażliwa, wrażliwa, aż pewnego dnia... Pakuje się i odchodzi, jak się okazuje na zawsze, a Ciaputek zostaje sam z półrocznym dzieckiem, które zrobiło paskudną niespodziankę do pampersa i z matką, która wcale mu nie współczuje! Powoli ogarnia córkę, pracę, siebie i to, co zrobił źle. Mija sześć lat...

Elwira właśnie patrzy, jak mężczyzna, do którego zapałała cieplejszymi uczuciami żeni się z jej przyjaciółką. Na dodatek, baz najmniejszego udziału przypadku, łapie ślubną wiązankę. Jej babcia, Hania, byłaby zachwycona, jakby jej wnuczka wyszła za mąż, jednak Elwirze nie spieszno przed ołtarz. Dobrze czuje się w pracy, jako zawodowa pocieszycielka strapionych i w domu w towarzystwie trzech, a w końcu czterech kotów. Co prawda co jakiś czas miewa halucynacje i widzi blond dziewczynkę w niebieskim ubranku, ale nie zawraca sobie tym za długo głowy.
To w pracy właśnie poznajemy dwóch z trzech potencjalnych kandydatów na męża pani psycholog. Jednym jest jej pacjent, zakochany w niej bez pamięci korposzurek, który chodzi na sesje tylko dla swej ukochanej. Roman Tyczny jednak nie budzi w pani doktor uczuć cieplejszych, prócz rozbawienia, głównie z powodu jego nazwiska. Drugim jest kolega częściowo po fachu, Krystian Grey, tfu, Greń, którego Elwira dość regularnie obdarza kubkiem kawy.. wprost na koszulę. Gburowaty, raczej niedostępny, o którym po klinice krąży wiele plotek i którego babcia Hania bierze pod uwagę jako przyszłego męża swej ukochanej wnuczki, jednak główna zainteresowana raczej zainteresowana nie jest.
Trzeci adorator, zastępca komisarza Niepołomickiej policji, zdobywa w końcu uwagę Elwiry i zachwyt jej babci. Niestety ciążący dziewczynie sekret (wszak szewc bez butów chodzi) i zupełny brak empatii mężczyzny sprawia, że związek się rozpada z wielkim hukiem i nawet zaradna babcia Elwiry nic nie może na to poradzić.
Kobieta wyjeżdża na wakacje, gdzie halucynacje przybierają na sile. W końcu majak wpada na nią na korytarzu i przekonuje, że wcale nie jest wytworem jej wyobraźni. Kobieta zakochuje się w Fionce, małym aniołku, który nie ma mamusi, a na wakacjach jest z opiekunką. Spędza z nią tydzień, lecząc swe serce nie tylko z zawodu miłosnego. W końcu przyjeżdża tatuś dziewczynki i historia nabiera rumieńców. Fionka bowiem upatrzyła sobie Elwirę jako mamusię. Co na to Ciaputek? Przyznam, że jego tożsamość mnie zaskoczyła.

Cudowna, ciepła opowieść o macierzyństwie. Jednym z najgorszych koszmarów, gdy ojciec nie staje na wysokości zadania, tylko okazuje się być niedojrzałym chłopcem. Drugim niespełnionym, ukrytym głęboko, tkwiącym jak zadra i wyciskającym łzy nawet przy spotkaniu przyjaciółki w ciąży. I w końcu o rodzącej się miłości ojca do córki, która najpierw jest udręką, a na końcu plecie się pięknie, jak francuski warkocz podpatrzony na YouTubie.
Powrót do Niepołomic jest dla mnie jak powrót do domu. Takiego cudownego, który czeka z otwartymi ramionami i pokazuje się od każdej strony, szczerze, bez fałszu, choć czasem boleśnie. Do ludzi, którzy nie są sztuczni, papierowi, oni ożywają z parasolką tłukącą chuliganów, ze sznurkiem od sanek w dłoni i z psem lecącym po ratunek staruszce, która ma zawał. Czasem śmieszna, czasem bardzo smutna, ale swojska, od serca, lejąca miód na serce i dająca wytchnienie.

Replika 2016
str 320

poniedziałek, 20 lutego 2017

Tatuś - Synek 1:0

Wczoraj Syn oświadczył, że się kąpie. Już, teraz, natychmiast. Z całą masą tupnięć, okrzyków i złości. Poszedł do łazienki, mimo, że Osobisty mu wyraźnie powiedział, że nie czas na kąpiel. Po chwili wyszedł. Ubrany.
- Idź zobacz co nałobuzowałem - powiedział z uśmiechem.
- Jak rozwinąłeś papier, to się wcale dziś nie wykąpiesz - odparł mu na to Osobisty ze stoickim spokojem.
- Idę tam - odparł mały łobuz tylko.
Poszedł do łazienki. Parsknęłam śmiechem. Za chwilę usłyszeliśmy czterokrotnie powtórzone: "Tato, zwijam papier".
Rozwinął całą rolkę. Widać, bo jest nawinięta na lewą stronę.

czwartek, 16 lutego 2017

Nic tak nie poprawia humoru...

... jak fryzjer.
W poniedziałek położyłam się spać z mokrymi włosami, a ja mam jak Anastasia Steele, że z mokrymi kłaść się nie powinnam (druga część też się zgadza). Rano więc obudziłam się z gniazdem wron na głowie i uznałam, że muszę coś z tym zrobić. Zawiozłam dzieci do przedszkola, zrobiłam zakupy owocowe i na obiad i pojechałam do fryzjera. Ale fryzjer od 9, a było za 15. Odwiozłam więc zakupy do domu, pokroiłam mięso i zadzwoniłam, kiedy mnie może moja fryzjerka poratować, bo patrzeć na siebie nie mogę i muszę ściąć końcówki. Mówi mi, że przed 10 mogę być. To idę dalej i pytam, czy ma więcej czasu, bo może jakiś kolor, ale ja nie wiem, co chcę i w ogóle makabra te moje włosy. "Przyjedź, pogadamy." Podsmażyłam mięsko na obiad, zebrałam się i pojechałam.
Od niej wyszłam po dwóch godzinach pięknie wymodelowana, z nową farbą, pasemkami i podciętymi końcówkami, oczywiście wycieniowanymi. Biedniejsza o 100 złotych, ale w wyśmienitym humorze. Uwielbiam moją fryzjerkę, bo jeszcze dobrze nie usiadłam, a ona już miała wizję tego, co robimy.
Bardzo lubię też to, że mogę sobie o każdej chwili pojechać i posiedzieć tam dwie godziny, bo nie pracuję.

Wisienką na torcie były dwie pary pończoch od Osobistego, które wczoraj dostałam. No i kino. Tym razem poszliśmy na obiecaną już dawno Ballerinę. Cudowny film o marzeniach, pasji, dążeniu do celu i tańcu. Myślę, nie, jestem pewna, że zasili domową filmotekę i będzie oglądany wciąż i wciąż.
A jutro znów Kraków, rano jadę na badania, a potem na herbatkę :)

wtorek, 14 lutego 2017

Walentynki? TAK!

Wszystkim zdziwionym podaję pomocną dłoń w podnoszeniu szczęki z podłogi. Nie przepadam za Walentynkami nadal i myślę, że fakt ten się nie zmieni. Nie dostaję amoku na widok serduszek, bombonierek w kształcie serca, czerwonej bielizny z wycięciami, czy bez. A może dostaję, tylko bynajmniej nie radosnego, czy podnieconego. Denerwuje mnie wpychanie ludziom na siłę różnych rzeczy. I całe święto mnie denerwuje, bo nie da się o nim zapomnieć. Wystarczy wejść do spożywczego po bułki, a tam serduszka na jabłkach wymalowane i bombonierek spory wybór. W witrynach knajp też pełno propozycji na walentynkowy wieczór. Brrrr... Kupić kwiatka, zaprosić na kolację, odbębnić i zapomnieć do przyszłego roku. A my siądziemy w domu, z sokiem, owocami i ciachem i też będzie fajnie. Jak parę razy w miesiącu.
To skąd tytuł?
Ano stąd, że ważna dla mnie osoba spędza dzisiejszy dzień z kimś szczególnym i wyjątkowym i bardzo się z tego powodu cieszę. A nawet bardziej niż bardzo, bo w sobotni wieczór i niedzielny poranek internet został przeszukany dwa razy (bo przez dwie osoby), obdzwoniony cały Kraków i w końcu spod ziemi prawie że (w tym terminie to cud prawdziwy) został wykopany stolik w restauracji. Niby jak inni, sztampowo, ale ja nikomu nie bronię. A tu wręcz sama przypomniałam o 14 lutego :)

poniedziałek, 13 lutego 2017

Znowu się dzieje

Dziękuję Wam za życzenia. Pozostaje mi zrobić coś, by się sprawdziły ;)

Trochę z drżeniem czekam na następne tygodnie, bo znowu się robi jakaś kumulacja. Co prawda 22 to impreza tylko dla dzieci, bo w końcu odbędzie się przeniesiony bal karnawałowy, ale piątek to już masakra. O 12 mamy Shanties w Krakowie, a o 14 jest Dzień Babci i Dziadka (przełożony ze stycznia) w przedszkolu. Na szczęście moich rodziców przywiezie mój bratanek. Ale odwieźć ich musimy na dwa auta, więc kurczę, nie wiem jak to ogarnąć.
23 mam wizytę u ginekologa, więc muszę wykonać wszystkie badania przed. Może byłby już czas się tym zająć?
A 1 marca kolejna premiera Asi Szarańskiej :) tego się doczekać nie mogę.
W końcu wczoraj zamówiliśmy fotoksiążkę dla dziadków. Robiłam jądwa lata temu i jakoś mi nie wyszło, rok temu też się nie zebrało, w tym się końcu udało. Że po czasie? Ups.

Macie dość zimy> Obiecuję, że zaraz się skończy. Wiem to na pewno. Pod koniec listopada zgubiłam fleka w muszkieterkach. Dziś oddałam je do szewca.

piątek, 10 lutego 2017

Trzy po trzy

Osiągnęłam dziś dwie trójeczki, choć pan policjant twardo twierdzi, że to osiemnaście plus piętnaście doświadczenia ;)
Wizyta na komisariacie przemiła. Do tego spacer po pięknym terenie wkoło komisariatu. Choć krótki, bo zimno okropnie.

wtorek, 7 lutego 2017

Wezwanie

Dostaliśmy wezwanie na urodziny, znaczy ten, na policję. A dokładnie to Osobisty dostał na dzień moich urodzin. Ja swojego jeszcze nie mam, albo przyszło do moich rodziców, bo taki mam adres w dowodzie, a że tam do nich dziś jadę, to nie dzwonili za mną.
A dziś jedziemy na zakupy ubraniowe dla Osobistego. Sam zgłosił potrzebę, nie ma wyboru ;) chcemy uniknąć jeszcze weekendowo walentynkowego szału. Może jakąś bieliznę też kupię, o ile jeszcze nie sczerwieniało wszystko :P

sobota, 4 lutego 2017

O mamie i antykoncepcji

Przedwczoraj odebrałam mamę ze szpitala. Ma zmienione leki, a przede wszystkim lekarz przepisał jej tańszy odpowiednik ostatniego. 150 złotych na miesiąc vs 5 na trzy miesiące robi różnicę. Jedynie będzie musiała często robić badanie krwi.
Poza tym jakoś wychodzimy z chorób, w poniedziałek zamierzam dzieciaki do przedszkola zawieźć, bo przetrzymałam ich jeszcze pół ostatniego tygodnia, dla pewności.
W tamtym tygodniu też byłam u ginekologa, innego, bo moja pani się rozpakowała. Chcę założyć wkładkę hormonalną, a że to wydatek, to ustaliłyśmy z panią doktor, że mi da tabletki jednoskładnikowe, żeby plus minus określić, czy nie reaguję jakoś źle. I wszystko jest ok, praktycznie zero skutków ubocznych, tylko że jak zacznę krwawić, to przez miesiąc. Chrzanią taką antykoncepcję. No i byłam u pani doktor, tej nowej i obie zgłupiałyśmy, bo to może być efekt tabletek, ale też tego, że byłam chora, miałam ablację itd... Dostałam jeszcze dwa opakowania i listę badań do wykonania, w tym zalecenie skonsultowania się z inną panią, specjalistą od wkładek, która też je zakłada. Tak więc czekam, bo wizytę mam dopiero 23 lutego. Zobaczymy, co powie, no i jak będzie na tych dwóch opakowaniach, bo albo założę wkładkę, albo zdecyduję się na normalne pigułki. Bo nie wyłożę prawie tysiąca złotych, żeby po kilku miesiącach wyjmować, bo nie o ten efekt chodziło.