środa, 30 września 2015

Wiosna tej jesieni

Pory roku zupełnie się pomyliły I nie mówię wcale o cieple, czy stokrotkach, bo to się zdarza, ale... Ostatnio u mamy w mieście widziałam kwitnącego kasztana, niestety zdjęcia mi się nie udało zrobić, ale może jeszcze jutro... To dorzucę. Pod naszym domem rosną sobie w najlepsze mlecze. A na spacerze w lesie zobaczyłam takie oto kwiatuszki, które kwitną w lesie, ale wiosną właśnie.




Nam ta wiosna nie przeszkadza, żeby jak najdłużej była, bo ocieplenia jeszcze nie mamy, nawet cały styropian nie przyklejony, dobrze choć, że okna już są wszystkie i można zamontować. A wiadomo, że jak przyjdzie zimno, to nas zablokuje. Już i tak widać różnicę, bo parter mamy oklejony wszędzie. Do tej pory grzaliśmy dom dwa razy, z czego raz puściliśmy tak, że podłoga się nawet za bardzo nie zdążyła zagrzać. Lubię to w tym domu, trochę słońca i nasza południowa ściana, znaczy południowe okno :P ogrzewa cały dom. Chciałabym, żeby w ogóle jesień i zima były przyjazne, to więcej by się coś zrobiło. Oczywiście priorytet to ocieplenie i zatarcie tego klejem, ale może coś ponad. A w ogóle to mamy już parapety w kilku oknach na dole, zrobiło się bardziej profesjonalnie na zewnątrz :P

wtorek, 29 września 2015

22 plus anegdota prysznicowa

Prawie mi się przegapiło, że dziś mijają 22 miesiące odkąd Syn zjawił się w naszej rodzinie.
A dziś to już mały kawaler, który wszystko "sam ce". Poza tym:
- mówi coraz pełniejszymi zdaniami, z odmianą, prawie gramatycznie
- kocha rysować, najczęściej koła
- uwielbia plastelinę i toczenie z niej wałeczków, ale ciastoliną i kształtami nie pogardzi
- daje kotom jeść - serio - wyjmuje puszkę, łyżeczkę i im nakłada
- sprząta, jak porysuje płytki :P
- woła siku zawsze, czasem nie zdążymy, ale no, woła, a noce też bywają suche - czyżby niedługo bez pieluchy, czasem zatrzymuję się byle gdzie, bo "siku ce mi"
(anegdota z dziś: wczoraj mi się padło, dosłownie, padło mi się i obudziłam się rano {jak przez mgłę pamiętam przetransportowanie się do własnego łóżka i przebranie w piżamę), więc o wczorajszym prysznicu mowy nie było. Poszłam więc rano, myję się, włosy w pianie, ja też... A ten mały zbój, tfu, anioł, bo tak o sobie mówi, krzyczy mi pod drzwiami prysznicowymi (zostawiam otwarte rano, żeby wiedzieć, co i jak, bo Córa zazwyczaj jeszcze śpi, a ten wszędzie wlezie): "siku ce mi". No to ja do niego, że ma trzymać, płukam się biegiem, owijam ręcznikiem, on już ma majtki na dole, podkładka na kibelku, sadzam go i... nie wysikał się...)
- wszędzie wlezie, czy to na placu zabaw na pająki, czy w domu na biurko siostry - gorzej ze schodzeniem
- sam zakłada i zapina buty na rzepy
- robi z nami żółwik, beczka i piąteczka, i pokazuje jak jest
- jak skądś wychodzi, mówi do widzenia i papa
- dobrze wskazuje czerwoną i zieloną kredkę, kolory tyczą się tylko kredek, na przedmioty na razie śpiew nie przekładają
- 12 kg, ok 87cm , 16 zębów, choć coś się tam dzieje w paszczy

piątek, 25 września 2015

Rozpusta

Ciekawe, czy chwytliwy tytuł zadziała :P
A rozpusta polega na dwóch wieczorach dla siebie pod rząd. Wczoraj godzina latino i wzmacniania, a potem godzina Pilatesu. Wróciłam mniej mokra, niż tydzień temu, ale nie mniej zadowolona. Potem lampka winka (w butelce były może dwie, ale co ja mogę).
Osobisty pojechał dziś na coroczny wyjazd integracyjny z pracy, więc ja dziś znów wieczór dla siebie. Mówicie, że to może być piękny plan, ale jak to z planem tylko plan? Otóż nie. Wczoraj Syn nie poszedł spać w dzień i padł po 18, przez co dziś wstał o 5.15. Zero komentarza. Ale południowa drzemka wyszła rano, więc pewnie wieczorem też padnie. Córa była dłużej w przedszkolu, ale nie leżakowali, bo balet... Miałam plan na wieczór z filmem i żelazkiem, ale odrobiłam się wcześniej. Książeczka czeka. Co prawda mam Mit Lincolna, ale nie wiem, czy nie zamienię na Banda Michałka, dzieciom pożyczyłam, trzeba sprawdzić, co to i jak to. To znaczy wczoraj sprawdziłam... 4 strony sprawdziłam, ale może dalej nie jest takie fajne. Rozumiecie, prawda?

środa, 23 września 2015

Wyrodna matka...

...pojechała po dziecko do przedszkola. Na 12. Jak zazwyczaj. A dziecko zobaczyło auto i uderzyło w płacz. Ciocia mi otworzyła i ogłosiła tragedię. Bo matka paskudna za wcześnie przyjechała. No i co... Bardzo niepedagogicznie zostawiłam ją na obiedzie, o który to płakała. I na leżakowaniu też. Podobno po obiedzie zrzedła mina, bo ona chce jechać, ale cóż, decyzja podjęta, trzeba było zostać. Ciocia oczywiście "dzwoniła" do mamy :P
Ja wiedziałam, że kiedyś nastąpi ten dzień, kiedy powie mi, że za wcześnie. Ale nie sądziłam, że w takim natężeniu, że taki płacz będzie. Ech. Czas co rano ustalać, kiedy po nią pojadę, bo dziś to miałam co robić, ale przecież nie będę na darmo 10 km w jedną stronę jeździć, bo panienka mi powie "nie", a ja ustąpię.

poniedziałek, 21 września 2015

Ma-sa-kra

Co za dzień. Osobisty dziś pierwszy dzień po miesiącu siedzenia w domu pojechał do pracy. Córa zażyczyła sobie zostać na obiedzie. Syn uśpił się w drodze do przedszkola i spał prawie do 12. Jesoooo jak pusto. Nawet z dwoma szalonymi kotami. Przed 16 Osobisty niby wraca, ale my juz o tej porze kierunek przedszkole, a potem balet Córy. Tęskno mi... Jutro też obiad w przedszkolu... Co ja ze sobą zrobię?

piątek, 18 września 2015

Przyjechali, wkurzyli i pojechali

Uznałam, że chcę mieć wolny weekend, więc spęd zorganizowałam wczoraj. Teściowie przyjechali koło 15, teściowa natychmiast mnie dorwała i dotykając mnie!!! (nienawidzę, jak mnie ktoś dotyka) usiłowała wcisnąć kasę dla dzieci. Jak powiedziałam, że dzieci są i mogą same przyjąć, to wcisnęła Córze, że to dla niej i brata i ma natychmiast oddać mamie. Grrr... Poza tym cały czas podkreślała, że Syn to bawi się tylko z chłopakami i Córa ma się z tym pogodzić, zaczęła gadać o polityce, krytykować nasz pomysł sadu, bo bez sensu i po co nam to i mamy nie robić, a w ogóle to bez sensu.
Z rozmowy wyszło, że tata się do nas wprowadzi, jak go moja mama wywali za głupie gadanie, na co Osobisty, że on nie przyjmie, bo też ma żonę i co się ma narażać. Na co teściowa: "No tak, jeszcze go wygoni z jego własnego domu". Rozumiem, że to był ciąg dalszy żartu, ale nie musiała podkreślać, ze to dom Osobistego. To nasz dom, nasz, włożyłam w niego masę pracy i kasy też.
Na koniec jeszcze siadła Córze na stoliku, a ta bała się powiedzieć, że chce porysować, bo się wstydzi. I tyle było z zabawy, bo ważniejszy był stół. Kur... No i znowu wyskoczyła do mnie z dotykaniem, choć na wejściu jej powiedziałam, że ma tego nie robić. A, no zapomniałam o perełce. Siedzi sobie i do mnie: "a on to ile ma? to niedługo będzie miał półtora roku?". Nosz kur... Ma ich dwoje... To chyba nie problem spamiętać, które kiedy się urodziło.
Teść za to dwa razy gadał przez telefon, gadał o polityce, a potem już przebierał nogami, żeby wyjść, po półgodzinie. Pojechali po godzinie. Osobistemu ręce opadły
Oczywiście, oni chcą przyjeżdżać częściej. Ja będę wychodzić, słowo daję.
Na szczęście moi rodzice i ciocia posiedzieli dłużej, pobawili się z dzieciakami i mi lepiej było. A potem pojechałam na latino plus BPU i Pilates. Dwie godziny w sumie wycisku i mi bosko :P

wtorek, 15 września 2015

Śpieszmy się kochać ludzi...

Na śmierć nie ma dobrego czasu. Zawsze przychodzi nie teraz, niechciana, nieproszona... Zawsze za wcześnie.
Wczoraj weszłam na FB i zobaczyłam linka udostępnionego przez jedną ze znajomych. A tam... Artykuł wspomnienie o... mojej znajomej z liceum. Z klasy wyżej. Gosia była zawsze pogodna, "normalna", zdecydowanie sprawniejsza, niż większość z nas, równolatków. Była... Dowiedzieć się o śmierci kogoś z portalu społecznościowego, koszmar... Płacz, niepohamowany, bo za wcześnie, bo jak to, bo nie teraz...
Dziś jadę na pogrzeb.
A Was zostawiam z refleksją o niej, autorstwa mojego szefa:

Niepokonana Niepełnosprawna

poniedziałek, 14 września 2015

Wszyscy żyją?

Pewnie się zastanawiacie, jak udała się wizytacja, tfu wizyta. Otóż wszyscy żyją, prawie. I to nie przeze mnie, choć podejrzenia padły takowe. A bo czemu? A bo temu, że Córa w sobotę nie żyła, bo rzygała, a wczoraj obudziła się i znów urządziła mój przyjaciel kibelek. A w nocy przyjacielem został kibelek  też dla Osobistego. Osobisty na dwie strony. Więc wizyty nie było, ale teściowa już uznała, że od jedzenia. Otruć rodzinę chcę, jak nic. A Córze przeszło po Nasivinie, bo rzygała tylko katarem. Dziś cudnie radosna pogalopowała do przedszkola. A Osobisty zawlókł się do lekarza i ma niniejszym tydzień zwolnienia.
Buty zamówiłam. Po tym, jak zaczęłam marudzić Osobistemu, że może czarne, że po co dokładać kasę i tak dalej. To na mnie naburczał i kazał kupić, a jak chcę oszczędzić, to mam się sama uczesać i umalować, choć niekoniecznie. I mam wyglądać ładnie i kupić sobie te czerwone dodatki, bo to mała kasa, a mi na pewno poprawi humor. W sumie to moje krótkie włosy fryzjera faktycznie nie bardzo potrzebują, a makijaż zrobić umiem. Mama zgodziła się dziećmi zająć, choć wyraziła wątpliwość, czy dzieci padną tak szybko, jakbyśmy chcieli. No cóż, miała nas troje, może wiedzieć, co mówi. Pożyjemy, zobaczymy.
Jeszcze tylko wymyślić prezent. Osobisty jest za kasą, ja za prezentem. Więc rozważamy kompromis i wsadzenie kasy w kopertę. Pod postacią biletu do spa, na masaż, termy, czy inną kamasutrę :P Ewentualnie pudełko z przegródkami "na kwiaty" "na fryzjera" "na piwko z kolegami"... Negocjacje trwają.

sobota, 12 września 2015

Będzie, będzie zabawa...

Wczoraj dostaliśmy zaproszenie na ślub i wesele. Za miesiąc. I jak rzadko się zdarza, zamiast "w co ja się mam ubrać" padło: "ja nawet mam kieckę". No mam. Czarną bombkę, że niemodna? A mnie się podoba i uważam, że fajnie w niej wyglądam. Że czarna na wesele? No właśnie myślę, jakby ją ożywić. Osobisty proponował białe buty i marynarkę, ale jakoś mi się nie widzi. I tu pytanie do Was. Bo mi się wymyśliło, ale boję się ciut.

Sukienka jest taka:



I myślałam do niej takie buty: (zdjęcie z Allegro)

Do tego czerwone bolerko i srebrna biżuteria, co najwyżej kolczyki w sumie, bo sukienka ma już ozdobę. Co myślicie, będzie? Bo nie chcę iść w czerń, a jednak białe dodatki mi się wydają kiczowate, czy może nie? Bo białe buty i fajną marynarkę mam, a czerwonego nic.

Poza tym zamierzamy się bawić chwilę z dzieciakami, a potem sami. Oby mama się zgodziła do nas przyjechać, bo od naszego domu do sali może z 10 minut drogi. W razie W dojedziemy.

Dostaliśmy zaproszenie z dziećmi. A ostatnio mówiliśmy o zaproszeniach bez dzieci. Moim zdaniem to, czy ktoś zabierze dzieci, powinno być jego decyzją, a nie decyzją młodych. Nie jestem do dzieci przywiązana, ale wesele plus dzieci to jest dobry i zły pomysł. Dobry do czasu, niech zobaczą, dowiedzą, jak się zachować, a potem do domu. Oczywiście podnosiły się głosy wielu osób, bo to nie tylko z Osobistym ta dyskusja, że dzieci przeszkadzają, że rodzice tylko patrzą, by je komuś oddać. Nasze dzieci same się oddają, innym dzieciom. Ale zawsze na nie patrzymy i pilnujemy. Ale ich brak na zaproszeniu by mnie chyba ubódł. Nie, dzieci i ja to nie jedno, ale chcę o nich sama decydować, chcę mieć taką możliwość.

piątek, 11 września 2015

Bieg do przedszkola i o domu

Bardzo mi miło, że Was tyle, faktycznie, pogubiłam gdzieś ślad do jednego bloga, dziękuję, że jesteś :)

Dziś Córa wstała przed 7 i przed 8 była już zwarta i gotowa i ona jedzie do przedszkola. To się matka wzięła i zebrała i zawiozła. Po drodze negocjowałyśmy, że dziś tylko śniadanie zje, bez obiadu, bo była chętna. Ale co ja bym tyle bez dziecka zrobiła? Bo wiadomo, że obiad to leżakowanie i się robi 14.

W domu się dzieje. Osobisty kończy 3 tydzień urlopu i kończy się nad ociepleniem, którego końca nie widać niestety. Cicho, nie mówcie mu, po co ma się chłop załamać do końca. zrobi, to będzie, ważne, że prawie cały parter obłożony. No i ramy do okien nam przyszły. Bez kwater do suwanki i ze złymi uszczelkami. Kurwa mać, cholera jasna i wszystko na raz. Więc nadal ich nie wymienimy. Szlag mnie trafia, dostawcę też, ale no...

A poza tym to w niedzielę ma nas nawiedzić babcia z dziadkiem, czyli teściowie. Po prostu oświadczyłą babcia, że przyjedzie. Oświadczyłam, że albo ja wyjdę, albo będzie nas więcej. Niniejszym zaprosiłam też moich rodziców i braci, z czego jeden nie może, a drugiego żona nie może i on podobno też nie może móc, więc będzie też siostra mamy. Złośliwiec, jakich mało, więc może uda mi się przeżyć. Trzymajcie kciuki, żeby Osobisty sierotą nie został.

środa, 9 września 2015

Odliczanka

A teraz stajecie w rzędzie i kolejno odlicz. Bo wchodzicie, widzę że Was dużo, a nie wiem kto. Znalazłam też bloga, gdzie jestem w linkach, a tu się nie objawił. Proszę, jeśli czytacie i macie bloga, zostawcie namiar. Odwiedzę. Proszę też o namiary na fajne blogi. Czas odświeżyć listę.
Polubienie na FB też mile widziane. Link z prawej strony.
Dziękuję za uwagę :)

wtorek, 8 września 2015

Imigracyjnie wciąż

Jestem istotą historyczną. Znam, uznaję i widzę zależności i uważam, że znajomość taka jest potrzebna każdemu. Jednak moja wiedza zatrzymała się na II wojnie światowej, z tym, że dwudziestolecie międzywojenne raczej mniej, niż więcej jest mi znane. Ale znam kogoś, kto w te klocki jest dużo lepszy. Zna, wie, rozumie i generalnie nie ma przestojów, jak ja. I właśnie ten Jeden Ważny Ktoś jest ostatnio moim źródłem wiedzy o świecie, a dokładniej o imigrantach i całości, która do tej imigracji doprowadziła. Ostatnio przetrzepuję jego FB i sobie czytam, co udostępnił. Wierzę, że oddziela ziarno od plew i te jego informacje uznaje za bardziej pewne, niż inne medialne, które tu utną, a tu dodadzą i historia z torami ma dwa oblicza. Jeden Ważny Ktoś jest istotą racjonalną i wierzę w jego informacje. Oczywiście czytam też coś sama i mi wychodzi, że:
- wszyscy jakby zapomnieli, że islamiści plus wojna nie równa się ucieczka - to naród, a raczej religia wojująca, więc skąd u nich taki nagły pęd do pacyfizmu
- włażą do nas masowo i masowo będą nas indoktrynować - już zaczynają się sygnały, że europejki kuszą strojem, bo nie zasłaniają twarzy - zapomniał wół, jak cielęciem był, w bo w krajach arabskich kobiety też chodziły "kusząco" ubrane
- wysuwają żądania, nie dając nic w zamian - czy ktoś słyszał o jakiejś propozycji pracy, czy czegoś? Nie, dajcie, a my sobie tu pożyjemy i... właśnie, i co? sprowadzimy sobie rodziny, bo u was tak fajnie, a was wykopiemy, bo nie będzie dla was miejsca, no dobra, zlitujemy się, jak przejdziecie na islam, będziecie płodzić dzieci, bić kobiety i zawijać je w worki pokutne (dobra, nie każdy islamista to idiota, ale no... trochę poleciałam po bandzie, ale większość jest siłą jednak)
- Franciszek jest zły, bo nawołuje do przyjęcia po jednej rodzinie - czy aby na pewno? Jednej, nie stu ludzi, rozdzielić ich... i do roboty, niech nie mają czasu knuć i kombinować, jak zająć nasz kraj, skoro w swoim się nie dało żyć
- a skoro mamy tyle miejsca dla imigrantów, to może znajdźmy też miejsce dla naszych, ja już w ogóle nie mówię o tych, co wyjechali za chlebem, bo tu się nie dało, dobra, ich wybór, choć wina rządu i naszych świadczeń, ale co z tymi, co uciekają z Ukrainy, a z Syberii nadal ludzi nie ściągnęliśmy.
Nietolerancyjna jestem i już. Amen.

poniedziałek, 7 września 2015

Imigranci . Otwarte ramiona, czy won hołota?

Problem imigrantów ostatnio każdego, kto choć trochę ogląda i czyta wiadomości rozpala do czerwoności. Inni są za, otwierają własne lodówki prawie że, inni by z widłami poszli. A ja jestem za, a nawet przeciw, czyli jak zawsze niezdecydowana, jak zawsze okrakiem. Ostatnio nawet się z Osobistym posprzeczałam o nich. A czemu? A no bo przeczytaliśmy oboje tekst o tym, że człowiek paskuda, że nasi imigranci otrzymali pomoc, a my się wypinamy. I jak tym razem byłam na tak, jako że zgadzam się z tym tekstem, on na nie. Bo nam się ludzie pomylili. On mówił o szaraczkach, którzy uciekli spod ruskiej granicy na zachód i zostali wyrobnikami za byle jakie pieniądze dawane za najgorszą robotę, a mnie chodziło i ęnteligęcję, która zasiliła szeregi naukowe zachodu, wycierała sobie pysk prześladowaniami politycznymi i tych faktycznie inteligentnych, wykształconych ludzi, którzy musieli uciekać. Bo oni dostali pomoc faktyczną. I tak od słowa do słowa, kiedy to już ustaliliśmy, że mówimy o tym samym, tylko innym, padło moje zdanie, że problem imigrantów to nie powinien być problem u nas. To powinno się rozwiązać u nich. Potrzebna jest pomoc, jasne, ale nie taka, że otwieramy granice, wpuszczamy, jak popadnie, kogo popadnie i dajemy pieniążki za free. Nie taka, że media pokazują skrzywdzonych, biednych ludzi (nie przeczę, że część z nich naprawdę ucieka i pomocy potrzebuje, ale wielu jest na pewno tych, co przyjechali i liczą na cud. Osobisty widział wywiad z imigrantem, a może raczej wypowiedź, że w tymczasowym obozie dla uchodźców jest im źle, bo paskudne warunki i "to ma być Europa?" Jak się nie podoba, to won do siebie, skoro tak źle jest, jak jeść dają i na łeb nie kapie). Pomoc powinna trafić do nich, zacząć u źródła. Jasne, nie po chrześcijańsku i nie po amerykańsku, czyli nie ogniem i mieczem albo narzucaną demokracją. Tam potrzeba mądrej nauki, mądrego przewodnika, mądrej pomocy. Ich trzeba nauczyć, jak żyć, jak sobie radzić. To robota dla sztabu psychologów, terapeutów, nauczycieli i charyzmatycznych przywódców, którzy pokażą, co jak i dlaczego. I problem rozwiąże się sam. I nie obchodzi mnie, że to kosztuje. Jasne, ale pomoc zorganizowana dla nich tu też kosztuje. Masę kasy i nerwów. Bo otwarta, cudowna, miodem i mlekiem etc płynąca Polska zaraz sobie nie poradzi z islamem, muzułmanami, buddystami i innymi, a szary polski obywatel zwieje na zachód, żeby tam było lepiej. I problem imigrantów się rozszerzy. Na polskich emigrantów. Tylko gdzie my pójdziemy, skoro inne państwa takie przychylne nie są?

sobota, 5 września 2015

Filozoficzne z Córą rozmowy

Siedzę sobie z Córą i kotem i bawimy się. Nagle ona:
- Kiciuś jest samotny, bo nie ma Figi.
- Na pewno, skarbie.
- Chciałby mieć innego kotka.
- Tak sądzisz? Jakiego by chciał?
- Tak. Małego. Takiego co widziałam.
- Gdzie? - pytam, choć już wiem, o co chodzi. Dzień wcześniej byliśmy u kuzynki Osobistego, która ma małe kotki.
- U X. Chciałabym go dla Kiciusia.
- Ale, skarbie, takim kotkiem trzeba się opiekować.
- Będę mu dawać jeść i głaskać i usypiać i mu śpiewać.
- A jak Kiciuś mu zrobi krzywdę? - bronię się, choć wiem, że poległam.
- To go weźmiemy i wytłumaczymy, że tak nie wolno.
To jest gotowy plan. Za to nawet Unia płaci, jak mówi Walkiewicz. Niniejszym mamy kota w domu, kociczkę czarno białą, niestety problemy też mamy, bo rude chyba pod nóż pójdzie, bo panienka mu się wybitnie podoba :P


Tytułem wstępu. Chciałam Córę zostawić w trzylatkach, ale cała grupa poszła dalej, prócz jednej dziewczynki z tergo roku, czyli de facto trzylatka i podobno Córa jest lepsza, niż trzylatki i szkoda ją cofać. Pójdzie do 6 latków.

Wychodzimy z przedszkola, a schody są porysowane kredą.
- Kto to tak porysował?
- Nie wiem, skarbie.
- To pewnie te maluchy. Trzylatki. Bo one jeszcze nie wiedzą.

- Nadal macie angielski z małpką? - małpka z nimi rozmawiała za pomocą cioci i tak się uczyli.
- Nie. Z kapitanem Jackiem.
- Małpki już nie ma?
- Nie. Z małpką mają maluchy, te trzylatki. Ja już nie lubię z małpką, wolę kapitana Jacka.

- A jak Braciszek pójdzie do przedszkola, to do maluchów, do trzylatków, a potem jeszcze dużo, dużo dużo, trochę urośnie i będzie ze mną chodził do 4 - latków, bo będzie już duży. A potem jeszcze urośniemy i będziemy dorośli i będziemy chodzić do 6 latków, a potem do szkoły. Bo do szkoły idą całkiem duże dzieci - oby ci się dziecko spełniło.


Wieczorem, rozmawiamy sobie o tym, co kiedyś było, oglądamy stare zdjęcia.
- Kochanie, a kim Ty chcesz zostać, jak będziesz duża?
- 6 latkiem.
- A ja myślałam bardziej o zawodzie. Strażakiem, lekarzem, ciocią w przedszkolu...
- Chcę być w domu, jak ty, z dziećmi.

Ale mi się miło zrobiło. Odebrałam to jako komplement.
Poza tym urosło się temu mojemu dziecku przez te 4-latki. Dumna chodzi i blada, że już nie jest maluchem. A 4 lata dopiero w grudniu :P Ale co tam, niech się cieszy.