piątek, 27 lipca 2018

Lepiej

Zdecydowanie mi lepiej. Zrobiłam dziś maraton po Krakowie, tu miałam coś oddać, tam odebrać, a na koniec pojechaliśmy do groty solnej. O dwie godziny za wcześnie, więc zaliczyliśmy jeszcze plac zabaw. Ugotowałam się, bo z domu wychodziliśmy, jak było szaro, buro i zimno, ale co tam, prysznic po powrocie zdziałał cuda.
I z uchem lepiej.
I Osobisty dziś wraca. Szkoda, że nie obejrzymy razem zaćmienia księżyca, bo on ląduje, jak się skończy, ale pociesza mnie myśl, że choć daleko, to będziemy patrzeć na ten sam księżyc.

środa, 25 lipca 2018

Znowu


Ucho u Córy (na szczęście bez antybiotyku). Znowu.
Osobisty w delegacji. Znowu.
Kurtyna, bo płakać się chce, a nie wypada (bo wczoraj mu wyłam w ramię "Nie jedź, nie zostawiaj mnie z tym samej!!!)

poniedziałek, 23 lipca 2018

Odmoczeni

Pogoda nad morzem nas nie rozpieściła. Nie bardzo dało się pomoczyć, bo ledwo dało się opalać. Wróciliśmy więc z wrażeniem niedosytu. I w sobotę, kiedy dzieci prosiły o rozłożenie basenu, wpadłam na pewien pomysł. Zachciało się mi ciepłego basenu, z gwarancją wymoczenia się. Na niedzielę zapowiadali wspaniałą pogodę, więc postanowiliśmy pojechać do Term Bukovina, żeby miło zamknąć urlop Osobistego. On tam kiedyś był, my zazwyczaj Oravice, a ostatnio Szaflary, ale tam podobno fajniej. I faktycznie było super, choć zapowiadane słońce zostało za nami. Tam pochmurno, ledwo chwila słońca. Ale i tak bym się nie poopalała, bo udało mi się jedynie dzieciaki namówić na może minutę leżenia. Tak ciągnęli do wody. Nawet na zjeżdżalnię mnie namówili, choć ja się koszmarnie boję lądowania, bo to jednak do basenu, a ja nie umiem pływać. I boję się nauczyć, a raczej odważyć, bo zasady znam i już, lata temu, pływałam. Ale blokadę w głowie mam i koniec, nie popłynę, bo nie mam podparcia pod ręką. W wodzie siedzieliśmy od 10 do 19, musieliśmy ich na siłę wyjmować na obiad, tu pół godzinna przerwa, a potem już płytki basen, bo nie dali odporu. O 19 ledwo ich wyjęliśmy, ale już mieli wyraźnie dość. My też, a do domu droga daleka.
Jak nie znoszę wody i basenów, tak tam się świetnie bawiłam i nawet rozważam aquaaerobik na naszym basenie. Ktoś ma doświadczenie?

środa, 18 lipca 2018

Wakacje ze śmiercią w tle

W tym roku wybraliśmy morze na wakacje. To samo miejsce, co dwa lata temu, ale już nie domki holenderskie, a ośrodek wypoczynkowy. Jednak, jak się jedzie do dziury na końcu świata, wyżywienie we własnym zakresie jest problemem. Inna sprawa, że z wiekiem coraz bardziej doceniam opcję, kiedy ktoś mi pod nos podstawi i weźmie sprzed tego nosa.
Pierwszy raz mnie tknęło, jak wysyłałam potwierdzenia zapłacenia za wczasy do NFZ, żeby nam wtedy terminu nie dali, bo przelew poszedł na diecezję koszalińską, czy jakąś tam, no ale na stronie nic takiego nie pisało, więc odetchnęłam i zapomniałam o sprawie. A na miejscu okazało się, że wszystko prowadzi ksiądz, mieszka w ośrodku i msze są codziennie. Spokojnie, nie było wstawania na jutrznię i śpiewania zdrowasiek. Ksiądz bardzo fajny, pogadał, opowiedział historię tamtego dworku, bo go poprosiłam, pogadał, a potem, jak brakło im kelnerki, poszedł zmywać naczynia. Msza w niedzielę nas ucieszyła, bo nie trzeba było jechać do Sarbinowa, na pozostałe nie trzeba było chodzić. Ośrodek cudowny, plac zabaw, hamaki, miejsce na ognisko, które się nie odbyło, bo miało być w środę, ale wieczorem padało, w czwartek niestety też. Sporo ławek, korty do tenisa, piłkarzyki i stół do tenisa, można było nie wychodzić i dobrze się bawić.
Wyżywienie na miejscu miało jeszcze jedną zaletę - nie jeździliśmy po okolicznych miejscowościach, co oszczędziło nam sporo pieniędzy, ale też czasu, dzięki czemu często byliśmy na plaży, nie było dnia bez piasku, choć pogoda nas nie rozpieściła i opalać się można było może dwa dni, jak się wszystko zbierze. Przy czym padało też niewiele, więc może z kąpieli nici, ale dzieciaki siedziały i kopały dołki, robiły babki, aż pewnego dnia Syn znalazł kamyczek i chciał go wykopać. Godzinę kopaliśmy w czwórkę, woda już nam podeszła pod głaz, a dołu widać nie było. Ku wielkiemu rozczarowaniu Syna, kamyczorka do domu zabrać się nie dało, ale dostarczył rozrywki na trzy dni.
Nad morze jechaliśmy ciągiem, na początku Osobisty, potem ja, więc na plaży byliśmy o 4,30 akurat na wschód słońca. W drodze powrotnej podzieliliśmy trasę na dwie części, z międzylądowanie u Red Soni na noc. W sobotę wieczorem trochę siedzieliśmy, ale niedziela była nasza. Dzieci poszły w las, a my mogliśmy spokojnie posiedzieć. Było naprawdę świetnie, a dzieci, zanim dobrze wyjechaliśmy, już planowały kolejne spotkanie. Czemu my mamy do siebie taki kawał drogi?


Wschód słońca w Gąskach:


Pleśna, plaża w ciągu dnia:


Wieczorne morze, zachodu żadnego się nie udało złapać, bo było pochmurno:


Kamyczorek w trakcie podkopu


Widok z naszego tarasiku:



Niestety całkiem udane wakacje zostały przytłumione wiadomością, która dotarła do nas w piątek. kolega z pracy Osobistego, z  którym dość blisko współpracował, był z nim przed wyjazdem w Turynie i po urlopie znów mieli razem jechać, zginął na wakacjach. Zostawił żonę, 12 letnią córkę, psa i dom w budowie. Piątek mieliśmy naprawdę kiepski, źle się też wracało do takiej rzeczywistości. Najgorsze jest to, że to kolejne wakacje ze śmiercią w tle, bo na poprzednim urlopie dowiedziałam się, że z kolei mój kolega zmarł na zawał.
Ciężko się myśli o śmierci, jak zaczyna kosić ludzi w naszym wieku.

piątek, 6 lipca 2018

Ku przestrodze

O sprawie adopcji mogłabym długo i na temat, bo nie dość, że po studiach co nieco wiem, to jeszcze posiadam praktyczną wiedzę o dzieciach z domu dziecka, bo tam jakiś czas pracowałam. Jednak jest ktoś, kto zrobił to lepiej, bo w przystępnej formie.

Zapraszam więc dziś na recenzję na książkowym blogu (pewnie, że miło mi będzie, jak polubicie na FB), a potem do sięgnięcia po tą książkę.

Wszystkie pory uczuć Wiosna 

wtorek, 3 lipca 2018

Znowu sami

Poleciał. Niby jutro wraca, ale strasznie mi przykro. Raz za razem. Potem znowu 25, tylko dlatego tak późno, że dla korporacji urlop rzecz święta. Inaczej latałby tydzień w tydzień, dostali zaproszenie z Turynu na cotygodniowe spotkania.

A w piątek rozpoczynamy urlop z prawdziwego zdarzenia, jedziemy nad morze :)