sobota, 28 lutego 2015

15

Teoretycznie Syn 15 miesięcy nie skończy, bo mu daty brakło ;) Piszę więc podsumowanie teraz.
- chodzi, biega, jak klapnie na pupę, to wstaje i leci dalej
- potrafi wejść na krzesło, stanąć na nim, na bujak tak samo, co ważniejsze, sam też z tego schodzi. Umie niestety też wleźć na stół... zejść już nie
- je sam - drugie danie, łyżeczka i wsuwa, radzi sobie też z serkami, bo kanapki, parówy i tak dalej to już dawno
- bawi się w akuku, chowa się za ścianą, drzwiami, wychyla się i "ku", czasem zakrywa się rączkami, z nami też się tak bawi, biorąc nasze ręce i zakrywając nam oczy
- ulubione słowo to "nie" - komunikacja stała się łatwiejsza, bo pytam, czy zje, czy się napije i mam odpowiedź, na tak jest "gy"
- umie ładować piach do wiaderka, próbuje też robić babki
- kocha myć zęby - myje, jak tylko widzi, że któreś z nas to robi
- pokazuje, jakie było pyszne jedzenie
- karmi nas
- odkłada rzeczy na półkę, ubrania do szafy, kubek na stół
- myje podłogę ;)
- jak ma brudną pieluchę mówi, że "be", idzie do chusteczek, otwiera i się wyciera ;) po spodniach, ale zdjęty też
- buduje wieże z trzech klocków, czasem z czterech - edit godzina 17.56 - właśnie zbudował wieżę z 8 klocków... 3 razy pod rząd. mamy drewniane, więc się o siebie nie łapią
- pokazuje, gdzie sroczka krupki ważyła i gdzie się w pupę oparzyła
- robi papa, bije sobie brawo, innym też, robi nunu, jak czegoś nie wolno
- wkłada klocki w otwory, próbuje składać puzzle
- tańczy do muzyki, tupie nogą
- przed kąpaniem ściąga z siebie koszulkę, lepiej lub gorzej ;)
- kładzie sobie nakładkę na sedes, wysadzam go, zazwyczaj już pielucha mokra, ale chęć się liczy
- uwielbia spuszczać papier w toalecie (umie spuścić wodę)
- myje buzię, brzuch
- wie, gdzie ma nogi, ręce, brzuch i głowę, pokazuje też oko, nos, buzię, pokazuje sprzęty w domu, ludzi
- rysuje, już nie zjada kredek, a faktycznie stawia kreseczki
- dopomina się o mycie rąk, podkłada stopień pod umywalkę, staje i się drze :P
- mówi: mama, nie, am, bum - auto, ga - na naszego kota, skrót od imienia, ko - kot, dy - dym, bła - buła, auau - tak robi piesek, buch - brzuch, pa - lampa, ostatnio pojawia się ampa, ba - bawić i babki w piasku, da - daj i jak on daje, koko - kura i tak robi kura, bach - jak upadnie, albo coś rzuci, gol, jak bawi się piłką, ma - nie ma i masz i sporo po swojemu
- 10 zębów, 82 cm plus minus, nie wiem, ile waży

środa, 25 lutego 2015

Wybyci i zwierzakowo

Mój latawiec znowu od nas poleciał. (Jak kobieta to latawica, to on jest latawiec (: )Wczoraj rano wyszedł z domu, na szczęście dzieciaki go trochę zobaczyły, bo wraca dziś w nocy, a jutro musi iść do pracy. Znów na galowo. Próbuję go przekonać do ubrania ślubnego garnituru, oczywiście nie na spotkania, bo jednak wieczorowy mocno, a on nie chce, bo mu się nie podoba na zdjęciach :P. Może go przekonałam ostatnim zdaniem, że seksownie w nim wygląda i ma ubrać dla mnie. Zobaczymy.
My za to wczoraj pojechaliśmy do mojej mamy. 50 rocznica 18 urodzin to nie przelewki ;) Córa wybrała babci kwiatka, śpiewała sto lat i piekły razem pączki. Fajnie było. Chociaż ja już tam wolę wpadać i wypadać. To tu jest mój dom. Tam czasem jest super, a czasem mam ochotę wstać i wyjść, już, teraz, natentychmiast. Dosiedziałam wczoraj, bo myślałam, że mi się Córa uśpi w aucie, ale tu spotkała mnie niespodzianka, bo dotrwała i mi jeszcze pomogła młodego wykąpać. A jutro mój Starszy Młodszy Brat kończy 47 lat. Jakoś przeraziła mnie ta liczba. Gorzej z drugim, bo jeszcze dwa lata więcej, ale to dopiero w maju, więc jakoś nie dopuszczam do siebie tego ostatniego roku przed półwieczem. Przecież chłopaki ciągle młodzi i piękni.

Córa marzy o psie. Codziennie o nim mówi, planuje, że będzie spał koło jej łóżka, w brązowym spaniu i będzie miał na imię Pluto i będzie go karmić i w ogóle... A my na razie nie możemy sobie pozwolić na psa. Mamy nieogrodzone, a nie wyobrażam sobie psa ciągle trzymać  w domu. Szczególnie, że Osobisty marzy o jakimś dużym psie. Choć ja ostatnio stwierdziłam, że chcę dwa. Jednego zaczepnego, drugiego obronnego. Fajnie wygląda, jak taki maluch stoi pod brzuchem dużego.
Mamy za to zamówionego kociaka. Żeby tej naszej koci nie było smutno, bo wariuje czasem. Decyzja w pewnym momencie była zawieszona, bo... Kocia rzuciła się na nas. A było to tak. Syn wył, nie do uspokojenia, na częstotliwości nie do zniesienia. Kot schował się pod stołem, a Syn tam polazł. Kot nie wytrzymał, rzucił się na młodego, na głowę, Osobisty go uwolnił, to kota rzuciła się na Córę. Wyszliśmy poranieni wszyscy, kot na cenzurowanym (moja pierwsza myśl? uśpić cholerę, albo wypierniczyć na mróz, niech siedzi, niech robi co chce). Na dzień dzisiejszy kota spokojna, na płacz nie reaguje, więc zostaje u nas. I kociaka dostanie do kompletu.
Tak, wiem, część z Was powie, że kota się trzeba pozbyć, jak są dzieci. Słyszałam to już. Na śmietnik, co? To może starych ludzi też na śmietnik. Koniec w temacie.

poniedziałek, 23 lutego 2015

Denko luty 2015

Mam różne zapasy. Kosmetyków też. Niestety dla dzieci też. Kończy mi się balsam? Kupuję nowy i... otwieram, a tamten leży. I tam sobie potrafiło leżeć tego, co niemiara, zajmując miejsce. Postanowiłam to pokończyć i opisać Wam, co polecam, a co niekoniecznie. Ujmę tu też kosmetyki dla dzieci.

Na pierwszy rzut dwa szampony. Pierwszy z Rossmana dla dzieci, rumiankowy. Drugi dla mnie, Rzepa z Joanny. Zakrętek brak, bo wcześniej je wrzuciłam do woreczka na zakrętki.


Babydream dobry, wydajny, faktycznie nie szczypie w oczy i ma bardzo ładny zapach. Ładnie się pieni, myje dokładnie, pozostawia ładny zapach. Po umyciu gorzej, bo kiepsko się rozczesuje, ale jak się rozczesze takie na pół kapiące, to czesze się świetnie. Jeżeli będę potrzebować szamponu dla dzieci, chwilowo używam dwa w jednym, to po niego sięgnę bez wahania. I cena przystępna i efekt.

Rzepa z Joanny. Na wypadające włosy. Kupiłam w rozpaczy, kiedy włosy mi wypadały na potęgę. Zapach, cudny, o ile ktoś lubi czarną rzepę, co ważniejsze, bardzo długo się utrzymuje. Jak związałam rano umyte włosy, to wieczorem, rozpuszczając, zapach się rozchodził. Czy włosy przestały wypadać? Nie wiem, bo zdążyłam je obciąć, ale po obcięciu też ich było mniej na szczotce, więc chyba działa. Jest bardzo wydajny, dla mnie aż za bardzo, bo... Porobił mi ranki na głowie, które nie mogły się długo zagoić. Skończyłam go więc z ulgą i na pewno nie kupię kolejnego opakowania. Jednak do spróbowania zachęcam, być może tylko ja tak reaguję. Dodatkowo strasznie mi wysuszył moje i tak zmasakrowane włoski, więc używałam zamiennie z Timotei, o którym następnym razem.


Kolejny na liście, balsam do ciała.

Czemu wzięłam Eveline z lotosem z półki? Bo lubię tą markę i był fioletowy :P Kupowałam go w ciąży z Synem, więc wiecie, kolor to ważna rzecz przy wyborze kosmetyku :P Wybór okazał się bardzo trafiony, pachnie pięknie, cudownie się rozprowadza, nie klei się, i błyskawicznie wchłania. Być może to efekt tego, że moja skóra wypije wszystko, co się jej da. Kwas hialuronowy nie wiem, czy działa, ale zakładam, że tak, chociaż na psychikę. Na pewno po ciąży nie mam rozstępów, więc działa pod tym względem rewelacyjnie. Smarowałam się cała, nawet twarz mi się zdarzyło. Cudownie nawilża. Pompka to kolejny plus, choć pod koniec nie bardzo chce się wypompować i musiałam wytrzepać. Czy kupię nowe opakowanie? Jak tylko na niego trafię, bez wahania.


Coś dla reszty ciała, czyli żel pod prysznic i płyn micelarny do demakijażu.


Żel wzięty z półki, bo fioletowy :P Ale zapach też ładny, delikatny, więc wylądował w koszyku. Mało wydajny, kiepsko się pieni, trzeba dać dużo, żeby mieć pianę, ale niekoniecznie mi to przeszkadza, bo skóra jest miękka i ładnie pachnie. Jednak niekoniecznie kupię go po raz kolejny, bo jednak wolę coś bardziej wydajnego

Płyn micelarny kocham. Skończył się, bo mi go Syn wyprał :P Znaczy wrzucił do pralki, ja nie zauważyłam i całe opakowanie, już drugie, poszło w kanał. Ale, właśnie, drugie. Bardzo dobrze zmywa makijaż, nie podrażnia oczu, skóra jest czysta, miękka i nawilżona. Nie używam toniku, więc to coś dla mnie. Pachnie jakoś niezauważalnie, ale to też plus. Jak dla mnie mega wydajny, ale ja się rzadko maluję, a do przetarcia twarzy nie trzeba dużo. Jednak i tak nie trzeba go dużo zużyć, by zmyć makijaż, ja nie używam wodoodpornego. Kolejnego opakowania nie kupiłam bo... Kupiłam płyn z oznaczeniem 30+. Ale ten polecam z czystym sumieniem.

piątek, 20 lutego 2015

3 miesiąc z hakiem

Miało być denko, ale nie będzie. Bo miałam napisać w 3 miesiąc, ale mi się zapomniało. Zakładam, może błędnie, że część z Was, jeśli nie większość, jest ciekawa, jak nam się mieszka. A 15 minęło 3 miesiące od przeprowadzki. To już kawałek czasu, można podsumować, kwartał w końcu.
Na początku było ciężko. Córa płakała, że pakujemy się i wracamy do babci. Nie mieliśmy kibelka, kabiny prysznicowej, płytek na podłodze, kartony, kartony, kartony. Ale powoli pojawił się kibelek, kabina, trochę płytek.
Między nami na początku było dziwnie. Czasem wspieraliśmy się, jakby nikogo innego obok nie było, zresztą, to prawda, a czasem zmęczenie i złość na to, co wokoło przeważała i powstały nieporozumienia. Z czasem nauczyliśmy się na nowo ze sobą rozmawiać, na nowo się dogadywać, w tych nowych, trudnych warunkach. Dziś... Jesteśmy szczęśliwi. Jestem panią u siebie, mogę sobie wyprać, kiedy chcę, robić obiad jaki chcę i kiedy chcę, a nie kiedy mama. Mogę mieć rozwalone łóżko, tonę prasowania, nikt mi nie wyprasuje. Wieczory mamy całe dla siebie, bez wyrzutów sumienia, że mama siedzie sama. Jest nam zwyczajnie dobrze. Kocham, zakochałam się, zabujałam, zauroczyłam.
A dom stał się Domem. Oswojonym, choć nadal wiele brakuje. Płytki tylko w salonie, korytarzu i w kawałku łazienki, na ścianie w łazience też niecałe, kibelek do poprawy, bo źle wyszedł. Ale brak czasu i niemożność wyłączenia ogrzewania podłogowego powoduje, że robota stoi. Tyle, że dach ocieplony i nie mamy już tak zimno, jak raz było (raz było 15 stopni, jak wróciliśmy). Planujemy kolejne inwestycje, karnisze, styropian na ocieplenie domu. No i ciągle płytki. Może niedługo Osobisty urlop dostanie, to się coś uda.
Poza tym, wypuszczam dzieciaki na pole, bawią się w piasku, a ja jestem w domu. Cały czas ich widzę.
Jedynie okna nas wkurzają. Pierwszą reklamację odrzucili, bo to uszkodzenie mechaniczne. W stałym szkleniu, jasne. Poszedł mail odpowiedni i.... W najzimniejszy dzień był serwis, mieli wymieniać suwankę!!!! Ale stwierdzili, że faktycznie się psuje, jest zimno (niemożliwe, w styczniu? panowie...) i nie będą tego robić. Porobili zdjęcia, stanęło na tym, że prawdopodobnie wymienią 4 największe, resztę będą prostować. Mieliśmy czekać na decyzję szefa. Pominę, że byli chamscy, aroganccy i zrzucali an montera. Tyle, że gość ma zdjęcia, że było dobrze, jak montował i do niczego się nie mogli przyczepić. Spuścili z tonu. Ale... Wtorek. Rano. Dostaję telefon od Osobistego, że serwis Drutexu do nas jedzie i będzie za godzinę. Ale po co, na co? Zadzwonił do dystrybutora, ten zły, bo ma plany, ci się nie zapowiedzieli, a jadą z suwanką, będą wymieniać! Co się okazało? Tamci nie przekazali dokumentacji, raportu, zdjęć, nic. Przyjechać miał serwis i robić, co oni zrobili. Pojechałam z Córą do przedszkola, dystrybutor powiedział, że nikogo nie ma w domu. Bo jak to tak, jedziemy, czekajcie na udzielnego księcia? Nie ma mowy. Czekamy, co z tego będzie, bo poszła skarga na tamtych. Choćby się w sądzie skończyło, nie popuścimy. Za samą suwankę daliśmy 4,5 tysiąca, a ona pękła. Tak że ja Drutex odradzam. Wiem, że nie jesteśmy jedyni, są inne reklamacje. I ja rozumiem, że oni się bronią, bo jak to wszystko się okaże na ich niekorzyść, to to początek końca firmy. Ale nam się też coś należy. Na szczęście dostawca na Małopolskę, też z reklamacjami, jest za nami. Czyli jakby co, pójdzie pozew zbiorowy. Oby nie trzeba było. Przy czym te okna nam blokują płytki, bo nie położymy ich do okien, bo nam potłuką, jak będą zmieniać. I malowanie, i wszystko. I już nie będzie tak pięknie koło okien wykończone...
Ale poza tym....
Dobrze nam.

czwartek, 19 lutego 2015

Paddington

Wygraliśmy bilety na Paddingtona, albo Baranka Shauna. Jako że ja nie znoszę plastelinowych bajek, a Córze też się nie podobał, pojechaliśmy na Paddingtona. Znów wszyscy, bo CC wpuszcza takie maluchy za darmo.
Jakie wrażenia?
Ciepły, rodzinny, pełen humoru i wzruszeń film. Dla każdego. Dla dzieciaków i dla starszych. Nikt się nudził nie będzie. Wszyscy wyszliśmy zachwyceni, dzieciaki, Osobisty, ja... Niby bajeczka, ale z przesłaniem. Motyw drzewa na ścianie mnie urzekł i nie poryczałam się tylko dlatego, jak się odradzało, że trudno się skupić na wzruszeniach, jak się goni za Synem po schodach. Na pewno jeszcze do tego filmu wrócimy. I na chwilę obecną prezenty zostaną ograniczone do książek o Paddintonie. Dla dzieci oczywiście ;)
A na ścianie u dzieciaków, znaczy na oknie, bo ze ściany spadł, wisi filmowy plakat Paddingtona. Nowy idol, pierwszy idol.
To był cudownie spędzony czas.

poniedziałek, 16 lutego 2015

Paskudny tydzień

Mój paskudny tydzień zaczął się już w tamten weekend. Najpierw kiepska sobota, pominę milczeniem lepiej, potem niedziela... Plan mieliśmy na basen jechać. Ale Syn nam się w drodze uśpił, to Osobisty stwierdził, że sobie kartę wymieni, bo ma nowy telefon, a kartę za dużą. Przy okazji planowaliśmy opakowania z Lubisiów wymienić. I tak. Karty nie wymienią ponieważ gdyż system nie działa, ponieważ gdyż weekend. Zmieniamy operatora, bo to nie pierwszy taki numer. Lubisiów nie wymieniliśmy, bo szukaliśmy w Relay i Inmedio, a tym razem wymienia Kolporter. Na basen pojechaliśmy... Tarara, nie wzięliśmy ręczników. Wróciliśmy do domu, pojechaliśmy później. Mnóstwo zmarnowanych kilometrów.
W poniedziałek Osobisty wrócił z pracy już przed 15, co świętem jest, bo trzepią nadgodziny i najczęściej jedzie na 6, wraca po 19. Ale tym razem musiał wrócić. Ból brzucha, wymioty... Chciałam jechać do apteki, patrzę, nie mam karty. Przetrzepałam wszystko. Zgubiłam, prawdopodobnie w niedzielę. Szybko na stronę banku, transakcji dziwnych brak, ale zastrzec trzeba.... Dobrze, że miałam gotówkę, zapakowałam dzieci, bo Osobisty nie był w stanie się nimi zająć na tą chwilę i do apteki. Poniewierało go do północy, we wtorek urlop na żądanie. We wtorek popołudniu ja się przywitałam z kibelkiem po raz pierwszy, na dwie strony, w nocy dzieciaki. Okupowaliśmy kibelek i wiadro na zmianę. Masakra. Nieprzespana noc, a rano 3 zombie. Wezwaliśmy lekarza, nieżyt żołądka, ostry. Żeby nie było, Osobisty w śniegu pod domem, jadąc po laptopa służbowego, znalazł moją kartę. W niedzielę ją zgubiłam, przysypało, odsłoniła ją odwilż.
Środa to była masakra, ledwo żyłam, dzieciaki też, ale dzieciom minęło do nocy, mnie nie. Baliśmy się, co z czwartkiem, ale udało się. Jaki ryż był smaczny :P najmniej tłusty Tłusty Czwartek w historii mej. Osobisty znów do roboty, znów do 19. Piątek witałam, jak zbawienie, na szczęście w sobotę nie musiał iść do pracy.
Sobota to 18 bratanka, na 17, z dowozem moich rodziców. Ale fajnie było, wróciliśmy po 22, dzieciaki już w aucie się uśpiły, przenieśliśmy, prysznic i spać. O 12 Syn wyjeeee, jak szalony. Przeciwbólowy, Espumisan i w końcu po godzinie padł. Wstał radosny, jak skowronek, o 7 rano. Wnioskuję o drugi weekend.

Opiszę Wam niedługo po pierwsze wyprawę do kina na Paddingtona, a po drugie denko.

wtorek, 10 lutego 2015

Zdolny kłamca, czyli, gdzie Was oszukałam.

Zdolny kłamca jestem, bo nikt nie wytypował poprawnej odpowiedzi. Nie wiem, czy się cieszyć ;)

A teraz parę słów wyjaśnienia.

1. Po pijaku całowałam się z kolegą z pracy - prawda - wyjazd wakacyjny dzieciaków z domu dziecka, pożegnalna impreza wychowawców. Była Finlandia i 4 osoby do niej. Wesoło nam było i jeden jedyny kolega zaczął nas filmować. Zagroziłam, że jak nie przestanie, to go pocałuję. "To pocałuj" - padło. Fajnie było.

2. Osobisty jest moim pierwszym kochankiem - prawda - muszę Was rozczarować, ale grzeczna dziewczynka ze mnie i spałam tylko z Osobistym.

3. Będąc z Osobistym pojechałam w góry z byłym chłopakiem - prawda - rozstaliśmy się tuż przed wyjazdem, który był już zorganizowany i opłacony. Za zgodą Osobistego pojechałam. To miał być początek naszej pozwiązkowej przyjaźni. Miał być, bo potem był usunął mnie ze swego życia. Wróciłam i tego samego dnia pojechałam z Osobistym w nasze góry :)

4. Weszłam na basen w majtkach i koszulce, jak zapomniałam stroju - prawda - w drugiej ciąży byłam, zapomniałam, na miejscu nie dało się kupić. Majtki miałam czarne, koszulkę za pupę, taką ciążową, ale opiętą. Weszłam i nawet nikt nie komentował.

5. Powiedziałam teściowej, że jest durną babą - fałsz - nie powiedziałam, choć tak sądzę i miałabym ochotę. Ale ze sobą nie rozmawiamy ;)

6. Flirtowałam z dwa razy, z okładem, starszym facetem. Było mizianie po nogach, szyi, całowanie mnie... ;) - prawda - do dziś wspominam to mile. Daleko się nie posunęliśmy, ale było bardzo miło, też kolega z pracy.

Do dalszej zabawy nominuję każdego, kto ma na to ochotę :)

piątek, 6 lutego 2015

Prawda i guzik prawda ;)

Ruda Żmija zaprosiła mnie do zabawy polegającej na podaniu kilku faktów o sobie. Z tym, że jeden jest zmyślony. Zgadnijcie, który :)

1. Po pijaku całowałam się z kolegą z pracy.

2. Osobisty jest moim pierwszym kochankiem.

3. Będąc z Osobistym pojechałam w góry z byłym chłopakiem.

4. Weszłam na basen w majtkach i koszulce, jak zapomniałam stroju.

5.Powiedziałam teściowej, że jest durną babą.

6. Flirtowałam z dwa razy, z okładem, starszym facetem. Było mizianie po nogach, szyi, całowanie mnie... ;)

wtorek, 3 lutego 2015

Denko

Chcecie "Denko" u mnie? Wykańczam właśnie kosmetyki, których mam na dnie właśnie i się zastanawiam.