wtorek, 29 lipca 2014

8

Przez ostatni miesiąc Syn poczynił kolejne postępy:
- siedzi sam bardzo długo i bawi się zabawkami
- najlepszą zabawą jest pudło, wyjmowanie i wkładanie zabawek, potrafi nad tym siedzieć bardzo długo
- je w foteliku do karmienie, najczęściej mi pomagając, czyli łapki w zupie, budyniu, serku...
- wstaje w łóżeczku, trzymając się mojej nogi, wózka, fotelika do karmienia
- staje w pozycji do raczkowania i giba się do przodu i do tyłu
- staje też niestety w wózku, nawet przypięty potrafi się wyciągnąć tak, że rączki dostaje tam, gdzie ja powinnam trzymać
- leżąc na brzuszku kładzie głowę na boku i tak się przytula - uwielbiam
- jak tylko ma pod nogami grunt, czy to wózek, podłoga, łóżeczko, sprężynuje na nogach, nie ma znaczenia, czy ktoś go trzyma, czy sam się trzyma łóżeczka
- siedząc, potrafi położyć się w przód i wstać z tej pozycji
- pokazuje, gdzie coś i ktoś (au) ma oko
- zaczyna nieśmiało robić papa, zazwyczaj nie w czasie, ale co tam ;)
- bawi się trzema zabawkami na raz ;) po jednej na ręce plus buzia
- do jadłospisu z poprzedniego miesiąca doszły maliny, porzeczki, absolutnie się nie przyjęły, budyń na krowim mleku, już wszystkie rodzaje mięsa, czyli je praktycznie wszystko, wczoraj wciągnął wafelka z kremem
- waży 8,6 kg, ma 73, 74 cm, bodziaki nosi 80, nawet 86, wiadomo, chłopaka nie wcisnę ;), 74 koszulki, ale już kuse rękawy
- sylabizuje: bababa, meme, bebe, do tego rrrrrrrrrrrrrrr z pluciem, uwielbia, takie gardłowe oczywiście, guga, babu, emem, tate i abziu

No i oczy mu ciemnieją, choć jedno po mnie, prócz nosa, bo tak, to blondasek drugi rośnie :)

To chyba tyle, jak coś mi się przypomni, zrobię edit :)

No i edit ;)
Do jadłospisu też jajecznica, serek homo i jogurt, a do wypowiadania "nie" - bo cóż może być innego, skoro u Córy ostatnio wszystko na nie?

środa, 23 lipca 2014

Randka

Wczoraj na lody z Osobistym poszliśmy, ale nie takie w wafelku i jedzone na drodze. Kulturalnie, przy stoliku, pucharki i chwila dla siebie.
A było to tak:
Wracaliśmy z przedszkola, przejeżdżam koło lodziarni, a Córa do mnie mówi, że pojedziemy na lody, jak tatuś przyjedzie. Miałam mu nic nie mówić, żeby miał niespodziankę. I pojechaliśmy wieczorem. Syn do fotelika, dostał wafelka i go nie było, Córa liznęła swojego może 5 razy i poszła do kącika dla dzieci. Prawdziwa randka. Dawno nigdzie nie byliśmy, na szczęście dziecko o nas dba...

wtorek, 22 lipca 2014

Czego uczy przedszkole?

Dziś po raz pierwszy Córa wygoniła mnie z domu, bez śniadania, bo ona zje w przedszkolu. Do przedszkola biegła, jak na skrzydłach, biegiem przebierała buty, bo będą robić dinozaura z gazet. Do sali też pobiegła bez pani. Magia. Miód na moje serce.
A przedszkole uczy. Takich rzeczy na plus i na minus też.
Na razie po stronie minusów mamy plucie (Julka pluje na Milenkę, Milenka na Hubercika, Hubercik na Adasia...).
Na plus mamy próbowanie. Córa zaczęła próbować nowych rzeczy. W piątek jadła obiad w przedszkolu i spróbowała żurek. Nie zjadła co prawda, bo niedobry, ale spróbowała. W domu doszedł i został zaakceptowany szczypiorek i dżem jeżynowy, wczoraj w efekcie wyjadany łyżeczką ze słoika. Do tego Córa zaczęła w końcu pić z normalnego kubka, a nie tylko błaznować przy tym. Bo nikt nie pije z niekapka w przedszkolu. Nauczyła się też paru nowych piosenek, ostatnio na tapecie "moja mama jest wspaniała" i "Dwóm tańczyć się zachciało". No i drabina nie stanowi już żadnej przeszkody.
I coś nie do końca kwalifikowalne. Mianowicie Córa mówi po angielsku, wplata pojedyncze słowa lub całe zdania. Niby ok, taki sens ma przedszkole językowe, ale... Ona nie do końca wyraźnie mówi, więc czasem po polsku muszę się wysilać, a po angielsku to już w ogóle...
Łan, tju, tri, forest, fajf, siz, siedem... - tak mnie ostatnio zagięła. A czemu forest? Four and five, nie wyłapała tego and i zrobiła sobie forest słyszany gdzie indziej.
Wczoraj pytam się jej, z kim się bawiła w przedszkolu.
- Z Hubercikiem - oczka spuszczone, słodki głosik. Kobietka. Co z tego, że 2,5 - letnia?

czwartek, 17 lipca 2014

Podstawowe wyposażenie kury domowej




Oto podstawowe wyposażenie niekonwencjonalnej kury domowej. Ostatnio te narzędzia mam w rękach najczęściej. Po co? Otóż skuwam resztki tynków z podłogi, wszelkie strupy, plamy i tak dalej, bo choć chłopaki porządnie sprzątały, to zawsze coś zostanie. Szczególnie w rogach. Gdzie się da szpachelką, robię szpachelką, gdzie nie, to młotkiem. Jak ktoś mi powie, że od czegoś wolałby kamienie na drodze tłuc, to usłyszy, że nie wie, co mówi. Ja bym nie wolała, choć tłukę w domu. Nigdy tak nie powiem. Ręka odpada po 15 minutach, a idzie to, jak krew z nosa. To znaczy, tak mi się wydawało, póki Syn się nie uśpił. Próbowaliście robić głośną robotę po cichu? To się dopiero wlecze...

sobota, 12 lipca 2014

Flirtować każdy może

Pojechałam wczoraj na budowę odebrać wannę, brodzik i kabinę prysznicową. Przyjechał z nimi całkiem, całkiem pan i od drzwi:
- Muszę panią wykorzystać - uśmiech miły, baaarrrdzo miły.
- A do czego? - pytam grzecznie (ciut może niegrzecznym tonem)
- A do noszenia tego.
- Tego to się spodziewałam akurat.
- Ale najpierw niech mi pani tu podpisze.
Podpisałam się nazwiskiem i na chwilę zawahałam, bo faktura na Osobistego.
- Imię też, czy wystarczy nazwisko?
- Imię, numer dowodu, numer paszportu... - uśmiecha się szeroko.
- Pewnie, a numer buta i rozmiar stanika też pan chce?
Facet spojrzał na stanik, który akurat mi z dekoltu deko wystawał i tylko się uśmiechnął. A muszę powiedzieć, że odkąd karmię to i ten rozmiar mogę podawać bez wstydu. Ciekawe, czy facet ma miarę w oczach. Znam takiego jednego co ma i zawsze wiedział, ile mam, choć nigdy nie dotykał.

Miło tak czasem poflirtować, pogadać głupio, bez zobowiązań. Lubię. I mogę. Osobisty też. A ostatnio mi brakowało, bo koledzy Osobistego jakoś nie bardzo, w sumie się im nie dziwię, że się hamują, a ten, co miał metr w oczach jakoś tak zniknął z oczu mych. Hm... Trzeba coś z tym zrobić.

Poza tym to jaram się niesamowicie na myśl o tym, że mamy brodzik i wannę i kabinę też. Co z tego, że kibelka jako takiego nie mamy, bo zestaw podtynkowy się jako kibelek raczej nie liczy.
A w ogóle to ładną mamy wannę?
Cersanit Virgo 170. To tyle w temacie narożnej. Tej naszej wybranej nie dałoby się umyć bez wchodzenia do niej, dziękuję, postoję, a i miejsca w niej stosunkowo niewiele, padło więc na podobno ostatnio najpopularniejszy model. Mieszczę się w niej cała :P Prawie cała na leżąco, w połowie pleców się zginam.
Problem tylko będzie z wpakowaniem jej na górę, bo wanna będzie w górnej łazience, ale co tam, jakoś damy radę. Bo my nadal schodów nie mamy, nawiasem mówiąc.

wtorek, 8 lipca 2014

Kilka faktów codziennych i kawa na ławę

Wczoraj dostałam pierwszy okres po porodzie, los był łaskawy, z Córą dostałam na tydzień przed skończeniem 7 miesięcy, teraz tydzień po skończonych 7 miesiącach. Choć w efekcie z Córą nie miałam tego okresu dłużej, bo ona urodziła się dwa tygodnie po, a Syn tydzień przed terminem. Choć w rzeczywistości czas bez okresu jest bardzo podobny, dwa dni różnicy, tam 16 miesięcy i tydzień, tu i 5 dni, w perspektywie matki natury, zero różnicy. Łatwiej mi teraz będzie, bo będę wiedzieć, kiedy mam owulkę i kiedy trzeba bardziej uważać. Zdecydowaliśmy się na gumki, bo w tej chwili nie stać mnie na wyłożenie na raz 1000 złotych na wkładkę hormonalną.
Wczoraj też Syn pierwszy raz dostał w łapki piasek na placu zabaw. Zachwycony był, a piasek miał wszędzie. Jest zupełnie inny, niż Córa, która piasku nie dotykała, bo otrzepywała łapki, a trawa też gryzła. Syn do trawy porusza się z prędkością światła.

A tak w ogóle to mi się przelewa uszami. Tym razem na moich rodziców, to znaczy akurat dziś. Ojciec je, pan wielki na włościach, cały stół w kuchni zajmuje. Tyle, że na stole Córa miała rozłożone swoje 12 klocków obrazkowych, układała minutę wcześniej. Ja akurat wyjmowałam chleb, żeby nam zrobić podwieczorek. Na to weszła mama i kazała nam się skurczyć ze stołu. No to się skurczyłyśmy, poszłyśmy do pokoju. Powiecie pewnie, że przesadziłam, ale jak ojciec słucha radia, to dzieci nie mają prawa pisnąć, jak jesteśmy w w pokoju, a mama ogląda to ostentacyjnie pogłaśnia itd itp. Wczoraj dawałam dzieciom jeść, ojciec przy nich palił, po prostu wszedł do kuchni, gdzie jedliśmy i zapalił. Jak bym mu zwróciła uwagę, to byłaby awantura.
Jak Córa histeryzuje, my nie zwracamy uwagi, a moja mama: "Chodź słoneczko, babcia przytuli" W efekcie tego moja córka nie słucha prawie nikogo i o byle co wpada w szał. Jak nie zje dwóch zaproponowanych przeze mnie wersji obiadowych, babcia da kotlecika. Co z tego, że dziecko go nie je, ale ziemniaki zje. I moje dziecko je na obiad ziemniaki. I ziemniaki, a i jeszcze naleśniki. Nic poza tym. Zresztą, nawet często jej nie zaproponuję nic, bo babcia przynosi. O żywieniu Syna to się nie wypowiem szeroko, wspomnę tylko, że dziś usłyszałam, że powinnam go przestać karmić, bo na pewno mam mleko niesmaczne jak dostałam okres (widzi tampony w łazience). Na moją odpowiedź, że karmią i mają okres (staram się nie dawać sprowokować) odparła z kolei, że nie mają wybrednych dzieci. Moje wybredne dziecko je wszystko, co mu się da, oprócz budyniu. Naprawdę niejadek z niego i piesek francuski... Przykładów można by mnożyć.
Chciałoby się spakować i wyprowadzić. Tylko kurde, nie ma gdzie, a finał tak blisko. Przykre, że osoby, które powinny wspierać rzucają nam kłody pod nogi. Nawet nie wiem, w jakim celu.

środa, 2 lipca 2014

Kolejny etap i o odpowiedzialności mamy przedszkolaka

Wczoraj tynkarze opuścili nasz dom. Przyjechałam, jak ich już nie było, bo akurat Osobisty zawoził Córę do przedszkola, a ja ją o 12 odbierałam. Robotnicy się już zdążyli zwinąć, więc przyjechałam na gotowe. Wcześniej widziałam, jak rzucają i zacierają grubą warstwę. Jak jest? Pięknie. Zrobili naprawdę super, gładko, kąty obrobione, koło okien też, posprzątane. I przede wszystkim ściany super równo, nigdzie nie ma grud, dziur czy tego typu. Poza tym dom zrobił się taki bardziej domowy i do zamieszkania. już nie widać dziur między porotermem, nie jest pomarańczowo, cieplej, nie tylko fizycznie, ale i wizualnie. I niesie się straszny pogłos, takie echo nam się zrobiło, że nie da się rozmawiać na odległość, bo aż zniekształca.
Teraz czekamy na styropian pod wylewki, Osobisty poukłada rury i będziemy się umawiać. Przedwczoraj byliśmy wybierać kabinę prysznicową i wannę, kolejne rzeczy do zamówienia. Istnieje idealna kabina, półokrągła, z jednymi przesuwnymi drzwiami i nie zabijająca ceną, bez hydromasażu, z niskim brodzikiem

Do tego oczywiście deszczownica i bateria termostatyczna. Wanna narożna 145 na 145 z siedziskiem.

Córa dziś nie chciała jeść śniadania, bo katar. Zawsze mam opcję, że zje w przedszkolu, ale z niej nie skorzystałam, bo... katar. Córa do przedszkola dziś nie poszła. Nie poślę dziecka z katarem i już. Spotka tam drugie kaszlące i oboje chorzy. W ogóle złości mnie posyłanie chorych dzieci do placówek (jak ja nie lubię tego słowa) różnego typu. Wiadomo, że uodpornienie, ale na Boga, sam kontakt uodparnia, nie musi się zarażać wszystkim, co nieodpowiedzialni rodzice przywloką z dzieckiem do przedszkola. Owszem, mam możliwość zostania z dzieckiem w domu, więc nie poślę. Jak bym pracowała, też bym nie posłała. Wzięłabym wolne, opiekę, cokolwiek. Tak, nad zakatarzonym dzieckiem. Bo to zakatarzone dziecko zarazi inne dziecko i pół przedszkola będzie chore.