Wiem, tematoklepany, przegadany i stary, jak świat. Karmienie piersią, kontra karmieniebutelką. Nie będę się wdawać w dyskusję, co jest lepsze, zdrowsze ipsychologicznie, zdrowotnie, czy inaczej uzasadnione. Wdam się natomiast wnagonkę kobiet na kobiety. Gdziekolwiek się nie pojawię, pytają mnie, czykarmię piersią. Zaraz po tym pytaniu słyszę, że ta karmiła półtora roku, tadwa, a tamta rok. A ja nie chcę. Zwyczajnie nie chcę. Karmienie piersią jestdla mnie super wygodne, sprawia mi przyjemność i lubię karmić. Ale nie chcędoprowadzić do sytuacji, że dziecko ściąga mi bluzkę, bo ono chce cyca teraz,zaraz. Nie i już. Chcę karmić do pół roku, potem stopniowo ograniczać, by wkońcu przestać całkiem. I wiem, że mam do tego prawo. A jednocześnie z tyłu głowysą głosy kobiet, które karmiły dwa, rok itd… Można w paranoję wpaść i wdepresję. Bo jak mogę nie chcieć karmić do x czasu. Jak mogę przesuwać ten czasponiżej roku. Jakoś się trzymam swojego postanowienia. Nie mam napadów smutku izwątpienia, mam za to napady złości, że ktoś chce ingerować w mój plan i mójmodel bycia matką. Robię to, co mi podpowiada intuicja i tego zamierzam siętrzymać. Przy czym ja mam ogromne wsparcie męża. A co z kobietami, które tegonie mają? No właśnie, wpadają w coraz większy dołek emocjonalny, na którymcierpią wszyscy wokół z dzieckiem na pierwszym miejscu. Karmienie siedzi wgłowie, od niej jest uzależnione i nie wyobrażam sobie karmić na siłę, bootoczenie, bo mama, bo teściowa… Frustracja gotowa, a za nią idzie agresja, wprostej linii. Złość na siebie, na dziecko, na wszystko wokół i mamy gotowyprzepis na nieszczęśliwą mamę i nieszczęśliwe dziecko. Dziecko karmionepiersią, a nieszczęśliwe. Ot, taki paradoks.
Idę zaswoim instynktem, karmię, bo chcę, bo lubię, ale nie widzę w tym nicmagicznego. Po prostu, fantastyczne chwile z dzieckiem, które z czasem zamienięna przytulanie bez piersi. Bez względu na społecznie naciski. Bo to ja jestemmatką i ja wybieram swoją drogę macierzyństwa.