sobota, 28 września 2013

Ostatnia ciążowa prosta

Skończyłam dziś 30 tydzień ciąży, a więc przede mną plus minus dziesięć tygodni. I gdyby nie ruchy w brzuchu, to nie czułabym, że w ciąży jestem. Dużo "lepsza" niż z Córą.
Przede wszystkim nie mam zgagi i nie puchnę. Owszem, trochę podpuchnę na wieczór, ale obrączka wchodzi i schodzi bez problemu, a nogi nie bolą. W związku z tym ważę o dwa kilo mniej, niż w tym samym czasie pierwszej ciąży. Jeśli dodamy do tego mniejszą wagę startową, to mój kręgosłup nosi o 7 kilogramów mniej. Mniejszy brzuch też jest sporym ułatwieniem, choć kopniaki, a raczej już przesuwanie się, jest mocno bolesne, czasem aż mnie wpół zgina.
Ciuszki mam poprane, czekają na prasowalnicę (nie ma mowy, bym te małe rzeczy prasowała żelazkiem). Wtedy spakuję Dzidzię na szpital, żeby Osobisty wiedział, co i gdzie leży, jak przyjdzie do wyjścia.
Córa natomiast codziennie odkrywa mi brzuch, całuje, głaszcze i robi na nim wieże z klocków. Dla Dzidzi oczywiście. Stara się też wkładać mi do brzucha ciastka i cukierki. Rozczula mnie tym strasznie.

piątek, 27 września 2013

Tchórz jestem

Miałam dziś zabrać wózek i lecieć na zakupy. Zabrałam auto i pojechałam. Bo te chmury takie niepewne i bałam się, że nas zleje. Ot, jesień. A w domu pachnie grzybami, brzoskwiniami i winogronami. I słychać stuk słoików, do których to wszystko idzie.

czwartek, 26 września 2013

21

I kolejny 26, kolejny miesiąc się zakończył. Kolejnymi wielkimi zmianami.

Córa na dzień dzisiejszy:
- nie śpi już w dziecinnym łóżeczku, a na swojej sofie; czasem ląduje na podłodze, ale sofa ma 12 cm, więc nawet się nie budzi;
- pielucha tylko w nocy; na spacerach, w kościele, w centrum handlowym, na placu zabaw woła i potrafi długo trzymać;
- sama się rozbiera, czasem łokcie się zaklinują i się złości;
- pojawia się coraz więcej całych słów w ludzkim ;) mamy: tak, nie, dać, oko, kota, tu, ten, tam, chodź (hoć), to, tym,  pa, tatuś, mamuś, pan, pani; oprócz tego kilka przekręconych, jak pfa, na pawia itp, powtarza, powtarza, powtarza;
- sama je łyżeczką, do tej pory udawało się jej tylko widelcem, bardzo długo już, a z łyżeczki jej spadało i się denerwowała, ale teraz już umie i korzysta;
- umie skakać na piłce z uszami;
- buduje wieże po 11 klocków nawet, drewnianych, nie tych, co się spinają, te spinające to powyżej siebie;
- buduje dwie wieże obok siebie, wzmacnia konstrukcje, tu ukłon do Osobistego, bo on nauczył;
- wszędzie chodzi z misiem, ostatnia miłość;
- oglądając bajki, naśladuje, co robią postacie;
- jak jest na nas zła, robi bam, kładzie się na podłodze na baczność - i tak sobie leży, tupała nogami, ale kazałam jej mocniej, żeby bolało i się oduczyła;

Waży 12,7 kg i ma 87,5 cm, nosi ubrania 92, 98, czasem nawet większe, żeby w rajstopy weszło i się nie wyciągało. Zęby odpuściły, więc nadal ma 16.

poniedziałek, 23 września 2013

Dwie kreski na teście

A-normalna napisała o kupowaniu i sprzedaży pozytywnych testów ciążowych. Jako żart, postraszenie partnera, przyspieszenie decyzji o ślubie... Miałam nic nie pisać, ale...
Na miejscu tak wkręconego faceta zostawiłabym tą pannę bez zastanowienia. Bez znaczenia, czy potem by tą ciążę unaoczniła, czy nie. Przecież facet nie głupi, policzy sobie i się zorientuje. Nie wyobrażam sobie, jak można być tak egoistycznym i tak perfidnym. Nie wyobrażam sobie, jak można tak kogoś skrzywdzić. Przecież to zostanie na całe życie. Oszustwo, kłamstwo, będą się ciągnęły nie tylko za kobietą, a za facetem i każdą jego następną partnerką. Jak można tak podważyć najważniejszy składnik związku, czyli zaufanie? Nie rozumiem i potępiam.
W takiej sytuacji całkowicie rozgrzeszam faceta, który porzuca. Tak jak rozgrzeszę takiego, który porzuci kobietę w ciąży, która go w nią wrobiła. Ja nie mówię o wpadce, kiedy oboje się nie spodziewali. Ale o sytuacji, kiedy on otwarcie mówi, że dziecka nie chce (nigdy lub teraz), ona się zgadza, a potajemnie odstawia tabletki, dziurawi gumki, albo co gorsza faszeruje się po kryjomu spermą po stosunku. Obrzydzenie mnie bierze i to nie dla faktu wkładania sobie spermy do pochwy. Nie dziwię się facetom odchodzącym, nie interesującym się dzieckiem, nie pomagającym. Nie dziwię się i zrobiłabym to samo. I na tym samym poziomie stawiam fałszywy test kupiony za kasę. Bo to skurwysyństwo ze strony kobiety. I każdej, która by mi powiedziała, że tak zrobiła, chyba bym walnęła w głupi łeb.

niedziela, 22 września 2013

Nie dane nam...

Spokojny weekend nie jest nam dany. Wczoraj przed południem pojechaliśmy na budowę, mieliśmy wrócić do domu koło 15, ale wpadliśmy do kolegi i... wróciliśmy po 17 sporo. Fajnie, bo Córa się pobawiła, ale plan poszedł się przejść.
Dziś miało być spokojnie, to... brat w szpitalu, wyrostek. Przestaję planować.
Nawiasem mówiąc, laparoskopia to fantastyczna rzecz.

poniedziałek, 16 września 2013

To miał być spokojny weekend

Dla Osobistego weekend zaczął się już w piątek, bo miał urlop. Miał załatwić parę rzeczy, przy okazji ja pojechałam z nim na badania, potem pizza, a potem budowa. Pomogłam mu pownosić, znaczy podawałam mu łaty, do których wniesienia brakło mu schodów lub 5 centymetrów. Trochę posprzątaliśmy, a wieczorem jeszcze w domu czekała nas robota. Wymyśliłam sobie, żeby biurko przesunąć inaczej, a stół wstawić w kąt, bo i tak go nie używamy. Proste, niewiele do przesuwania, ale porządkowania sporo, bo a to tu nie pasuje, a to tu nie może być. W wyniku tego przestawiliśmy więcej, ale jest więcej miejsca dzięki temu. Pocieszę się do powrotu ze szpitala, kiedy zastanę rozłożone łóżeczko.
W sobotę, nim Osobisty pojechał na budowę, zniósł mi ciuszki dzidziowe. Posegregowałam według rozmiarów, poukładałam, wyjęłam te, które planuję w najbliższym czasie przeprać. Załamana jestem, jakie to małe. Córa na pewno taka nie była (bo była jeszcze mniejsza, ciuszek, w którym przyjechała ze szpitala był na nią za duży, a był najmniejszy). Popołudnie standardowo sprzątanie, na szczęście Osobisty już wrócił, więc zabrał Córę na pole, a ja spokojnie mogłam odkurzyć. I posprzątać w jej zabawkach, to znaczy pochować te, którymi się nie bawi. Zrobiliśmy też porządek w jej butach i zabawkach z góry, kilka wyjmując.
Padłam na nos o 21.
Niedziela miała być spokojna, mieliśmy odespać. Nasza drzemka odeszła w przeszłość w kościele, bo Córa się uśpiła. Czyli nie spała już do wieczora. A do tego mój brat przywiózł nam "parę" grzybów. Roboty z mamą miałyśmy na dwie godziny. A Córa wyciągnęła nas na spacer. Dosłownie. Wzięła Osobistego za rękę i zaciągnęła do bramki. No to poszliśmy.
Dobrze, że zasnęła o 20. Jak dobrze, że dziś poniedziałek... Odpocznę...

poniedziałek, 9 września 2013

Zoo

Wybieraliśmy się, wybieraliśmy i w końcu wczoraj dotarliśmy do zoo. Córa zasnęła w samochodzie, przed bramą zoo się obudziła. Wózek w sumie nie był potrzebny, przechodziła sama na nogach, tylko jak piła, to ją wsadzałam.
Najbardziej podobał jej się paw, ale ona ma fazę na pawie i myszy ostatnio. Ale koty też zyskały aprobatę, jednego z tych mniejszych chciała zabrać. Gorzej, bo słoń też się spodobał i jej "da" było słychać bardzo daleko. Szkoda, że żyrafiarnia dopiero w budowie. Ale mini zoo to było coś. Osiołek został zagłaskany, a kuc szetlandzki chciał ją zjeść. Śmiała się, podkładała mu łapki i nogi do gilgania. Króliki też chciała zabierać.
Chciała też iść na plac zabaw, ale ja jestem podła i nie poszłyśmy. Nie po to do zoo weszłyśmy, żeby na plac zabaw iść. Ale dumna z niej jestem, bo u zwierząt nocnych się nie bała.

Dwie laseczki nas mijały, tak z 17 lat. I jedna do drugiej, że jest rozczarowana, bo ona myślała, że lwy będą tak chodzić koło krat i robić takie drapieżne "mrrrauu", a one śpią, pewnie są na uspokajaczach. Spojrzeliśmy po sobie z Osobistym, a on skomentował, że tak, na usypiaczu pod tytułem jedzenie. A ja zaczęłam się śmiać, że w naturze lwy robią drapieżne mrrau wkoło drzew.
No i pan, co dziecku w mini zoo nie pozwalał niczego dotykać, bo te zwierzęta są brudne i na pewno gryzą mnie rozwalił... I pani, co idąc za ciekawym dzieckiem, które wszystko dotykało, marudziła zniesmaczona, że takiego dziecka nie widziała, co wszędzie musi wejść, wszystkiego dotknąć... Chyba jakaś Ciocia Klocia Stara Panna.

piątek, 6 września 2013

Powizytowo

Wczoraj byłam na kontroli u lekarza. Zażyczyłam sobie wiedzieć, ile Dzidziuś waży. I się zszokowałam. Już 1205 gram. Albo dopiero, ale spodziewałam się wyniku poniżej kilograma jednak. I Dzieciątko według pomiarów jest większe, wygląda na 28 tydzień, a dziś jest dopiero 26 plus 6. Z tego się cieszę, bo nie będzie takiej okruszynki. Córa też była zawsze większa.
Poza tym wyniki mam dobre, choć płytki krwi znów mi spadły. Latają, jak skoczek na bungee. Motywuje mnie to do dzisiejszej wizyty u hematologa. Może się czegoś dowiem. Choć równocześnie mam nadzieję, że mi nie zleci badań i nie każe do siebie przyjeżdżać jeszcze raz.
Na zakupach też dziś byłam. Kupiłam sobie Białego Jelenie w płynie i odżywkę w spray'u. Jak wypsikam, naleję do niej roztworu Tantum Rosa. W poniedziałek kupiłam też pantofle. Niniejszym jestem gotowa do wyjazdu na szpital. Ale spokojnie, zamierzam zaczekać te 92 dni, które zostały mi do końca ciąży.

poniedziałek, 2 września 2013

Refleksja powiadomościowa

Wiadomości dziś obejrzałam. Rzadko mi się zdarza, nawet nie raz na miesiąc. Lepiej mi się z tym żyje. Dziś Ameryki nie odkryłam co prawda, ale...
Politycy to strasznie sprzedajne gnojki. Lewo, prawo, centrum. Byle u władzy. Dziś takie poglądy, jutro przeciwne. Bagno. I tym sposobem nie ma na kogo głosować, bo uczciwy człowiek nie zmienia zdania w zależności od powiewu wiatru.