piątek, 29 sierpnia 2014

9

Istnieje półtora roku, połowę czasu w brzuchu, połowę na świecie. Kocham od półtora roku, tulę od 9 miesięcy i patrzę, jak się rozwija. Ten miesiąc przyniósł wiele zmian motorycznych, i tak:
- siada sam
- wstaje przy meblach (wstawanie idzie szybciej, jak nikogo nie widzi, inaczej: tak będę siedział i się darł też  będę), przy nogach, wózku, siostrze ;)
- porusza się - początkowo się czołgał, podciągając się na rękach i odpychając jedną nogą, teraz tak śmiesznie podskakuje do tego - czasem staje na czworakach, przejdzie trzy kroki i... na brzuchu jest szybciej, podejrzewam, że panele mają z tym coś wspólnego - w każdym razie porusza się w tempie błyskawicznym
- potrafi zrobić dwa, trzy kroki przy meblach
- odstawił butelkę - pije z niekapka, a całą resztę łyżeczką
- z piersi pije rano i wieczorem, czyli przesypia noce, od około 8 wieczór do 5.30, 6 rano.
- włazi na łóżko Córy i potrafi z niego zejść, przy czym jej łóżko ma 12 centymetrów
- je już z nami, prawie wszystko, łącznie z krowim mlekiem
- zasypia sam wieczorem, przy czym ile się nakręci, nasiada i nawstaje, to jego
- pokazuje, ile ma kłopotów
- robi papa
- chodzi za ręce
- smoczka używa sporadycznie, na 4 spania, w tym nocne, czasem tylko raz, nie licząc trzymania go w ręce
- sadzanie na nocnik 1:1, za pierwszym razem wrzask, bo on wstaje, za drugim posiedział, ale nic się nie zrobiło, próby trwają
- tata - leżenie na brzuchu przyniosło efekt już drugi raz i tata zachwycony, mama, baba, bejbej, błabłabła
- ma 4 zęby, 75 cm na stojaka i 9 kg, ubranka 74 poszły do innego dziecka, 80 powoli też małe
- frustrat z niego, jakich mało - wystarczy, że Córa się zbliży, wścieka się, choć oczywiście nie zawsze, jak czegoś nie dostanie, wścieka się, jak go nikt nie chce prowadzać i trzeba siąść na pupie, wścieka się, przy czym, jak już się zajmie, potrafi się długo sam bawić
- nareszcie pokochał spacery i możemy iść na zakupy, czy na plac zabaw - przejdzie już przez rurę, pohuśta się, zjedzie ze zjeżdżalni - to oczywiście z pomocą, więc ma zabawę
- przytula się - kocham...

wtorek, 26 sierpnia 2014

Mąż, czyli ktoś, kogo nie pociągam i kłamca w jednym

Facetom się w głowach, żeby nie powiedzieć dosadniej, poprzewracało. Myziam tego mojego Osobistego, przymilam się, łaszę, jak kotka, a ten mi mówi: "Idź spać." No nie pociągam chłopa, jak nic. Cholera, no, po niecałych ośmiu latach razem taki afront. Być może miał na to wpływ fakt, że wcześniej się razem myzialiśmy prawie dwie godziny, ale bez przesady, żeby tak "Idź spać" od razu. Szczególnie, że wcześniej deklarował, że chce drugi raz. Kłamca. No wierutny kłamca. Kłamca, którego nie pociągam.

Chlip. Zważywszy, że mnie się rycząca trzydziestka włączyła i zadatki na nimfomankę mam, to wiadomość, że facet ma troszkę ograniczone możliwości mnie smuci wybitnie. Seksu mi się chceeeeeee.

A tak na poważniej. Osobisty urlopuje się dzielnie, czyli ciągnie budowę, ile może. Cały dom w styropianie mamy, część już zafoliowana i osiatkowana. Do tego wczoraj po wielkich bólach wybraliśmy lodówkę, oszczędzając przy tym 1,5 tysiąca. Choć na konto nie trafiło, bo pójdzie na poczet czego innego. Mamy też wytypowaną płytę, bo wcześniejsza nam się skończyła, znaczy Mastercook zwinął żagle. Wiemy też, że koniecznie chcemy pralkę z serii slim. Do małej łazienki to istotne, a praleczka głęboka na 45 cm nadal może mieć nawet 9 kg załadunku. Oczywiście takiej kobyły nie kupimy, ale 6 już godna zastanowienia.
Wstępnie wiemy, jaki chcemy materac. A materac ważna rzecz. (Seksu!!!), więc to duży plus.

To wybieranie fajne jest, ale mnogość produktów na rynku miesza w głowach, a lodówki, w których nazwa różni się jedną literką i trzeba je porównać ocokaman doprowadzają do szału.

czwartek, 21 sierpnia 2014

Samotny wieczór

Dzieci śpią od prawie godziny. To jeden z nielicznych dni, kiedy idą spać razem tak wcześnie, zazwyczaj któreś, częściej Córa, harcuje. Z utęsknieniem czekamy z Osobistym na takie wieczory, a tu... jego nie ma. Na dodatek spóźnili się na samolot, jeszcze nie wiedzą, kiedy lecą, ale próbują bukować na jutro. W każdym razie nasze plany poszły się przejść, ale tak to z planami bywa.
A ja zamiast cieszyć się, że mogę odpocząć, martwię się, czy znajdą hotel i kiedy wrócą. I pewnie nie do Krakowa, a do Katowic i znowu problem z powrotem. Ech, nie znoszę tych jego delegacji, zresztą, on też za nimi nie przepada. Nigdy nie wiadomo co i jak. A opóźnienia się zdarzają, jak widać. To już druga taka sytuacja. Dzieciaków tylko szkoda, bo czekają, bo ja, jak widać, daję radę.
Idę spać, czas skorzystać z wolnego. Dorośli są, dadzą radę, wrócić muszą. A Córa jutro przynajmniej bez problemu pojedzie do przedszkola i do ZOO. Bo Tatisia nie zobaczy.

środa, 20 sierpnia 2014

Walizka

Pakowanie manatek Osobistemu weszło mi już w krew. Z zamkniętymi oczami pakuję, co potrzebuje. Znów polecieli. Znów z szefową. Tak, Osobisty ma kobietę za szefa, ostatnio co prawda szefował sam, bo ona była na urlopie, ale co to za szef z jednym podwładnym, do tego z sobą jako ten podwładny? Tak, tak, to dwuosobowy zespół. Ja tam się cieszę, że ona szefuje, bo jest naprawdę dobra. Poukładana, zaradna kobieta. Dobrze się dogadują, dobrze im się razem pracuje. I super.
Wiele osób, jak tylko się dowiaduje, że oni sami jeżdżą, zaczyna swoje głupie gadanie. A bo razem w hotelu, kolacyjki, zwiedzanie i wypady na miasto. A ja pytam i co z tego? Nie, nie jestem zazdrosna. Po pierwsze ufam, a po drugie, po co? Taką ma pracę. Że wspólny hotel? Jakby jechał z kolegą, to w tym samym hotelu byłyby inne laski i co? Też mam mieć zastrzeżenia? Poza tym kolacje służbowe, czasem mają czas na zwiedzanie. I niech korzystają, jak mogą. Koniec. Kropka. Wczoraj to jej nawet chciałam wpakować swetr (czy sweter?) do walizki Osobistego, bo ostatnio do Szwecji sobie nie wzięła i marzła. Tyle na temat mojej zazdrości. Głupie? Może. Dla mnie praktyczne, nie muszę się zamartwiać, co oni tam wyprawiają. Poza tym czego oczy nie widzą...

sobota, 16 sierpnia 2014

Noc na budowie

Brzmi prawie, jak noc  w muzeum... Ale było ciut inaczej.
Planów na rocznicę ślubu mieliśmy kilka. Albo standardowa restauracja, uprawiana przez większość par, albo kolacja na budowie, i tu wersja z robieniem czegoś przeze mnie lub zamawianiem, a w końcu ostatni plan zakładał kolację na budowie ze spaniem tam.
Padło na próbę spania z własnoręcznie zrobioną kolacją. Zrobiłam paszteciki drożdżowe, barszczyk z papierka, rafaello na krakersach i jazda na budowę. W samochodzie prócz nas, czyli mnie i dzieciaków, bo Osobisty prosto z pracy na budowę, pościel, dwie kołdry, parę koców, poduszki... Pojemne to moje autko.
Troszkę baliśmy się, że Córa nie będzie chciała tam spać, ale postanowiliśmy spróbować, a jak coś, wrócić tu.
Kolacja wyszła mi pyszna, było karmienie się nawzajem, jak na weselu, masa śmiechu i czasu. Czasu tylko naszego. Potem spacerek po zakupy na późniejszą kolację, bo jedliśmy o 16, coś na śniadanko. Córa zażyczyła sobie plac zabaw, potem spacer do koników. Niespiesznie, trzymając się za ręce, na ile wózek pozwalał. Od koników niedaleko było na cmentarz, więc też tam zawędrowaliśmy i...

Wierzycie w przypadki? Nasze życie, Osobistego i moje, jest ich pełne, możecie więcej przeczytać w zakładce "O nas". 14 sierpnia 2010, czekając, aż przyjdzie świadkowa z koleżanką, by mnie ubrać, dostałam smsa, że jeden z uczestników w mojej pracy zmarł. Ot, kierownik zapomniał, że to dzień mojego ślubu, to był środek naszego urlopu, posyłał do wielu. 14 sierpnia 2014 stanęłam nad jego grobem.

Powrót był ciężki. Córa zaczęła płakać, że ona nie chce na budowę, ona chce do babci. Przytulenie Tatisia działa jednak cuda i weszła, a potem było już z górki. Zjedliśmy, wysłaliśmy dzieci spać i mieliśmy chwilę dla siebie. Było cudnie, moc przytulania, dużo słów, dużo czułości.

Dom przywitał nas ciepło, otwartymi ramionami. To nasze miejsce na ziemi.

Restaurację też zaliczyliśmy, żebym nie musiała obiadu gotować. Taką z placem zabaw, pysznym jedzeniem i wspaniałą obsługą...

czwartek, 14 sierpnia 2014

4 lata małżeństwa

Dziś mija czwarta rocznica naszego ślubu.
Ostatnia.
Więcej nie będzie.

Jakie to były lata?

Było słodko, choć czasem łzy lały się, jak z fontanny.



Grosz się sypał tu i ówdzie...


Na szczęście potrafiliśmy też wzlecieć do nieba.




Następna będzie obchodzona już u nas. W naszym domu. Ta jest ostatnią tu.
Czy kocham? Tak. Mądrzej, dojrzalej, pełniej. Kocham z pełną świadomością, co to słowo znaczy.

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Odkuci i zapraszam na wycieczkę po domu :)

Jesteśmy odkuci. Znaczy skończyłam sprzątać po tynkach, bo finansowo to bynajmniej odkuci nie jesteśmy. I jak kiedyś jeszcze zechce nam się budować dom (buahahaha), to na pewno nie będę sprzątać przed tynkami. Z kurzu odkuwa się łatwiej.
Chcecie zobaczyć domek? I tak Wam pokażę.

Zapraszam. Front w części, bo przed garażem stoi samochód, a nie chciało mi się rejestracji wycinać, poza tym brama garażowa jest biała, a nie mahoniowa, taka brudna.



Widok z salonu, na kawałek ściany między kuchnią, a łazienką, plus fragment filaru. Dziura pozostawiona na luksfery, żeby troszkę doświetlić łazienkę.


Kuchnia, strona południowa, od strony salonu


Kuchnia od korytarza


Jadalnia, okno wschodnie i południowe, południowe się otwiera, tzw suwanka


Jadalnia, suwanka i okno zachodnie


Stojąc w salonie widok na kuchnię i filarek, tam drzwi nie przewidziano, mały otwór to wejście do łazienki


Salon, kawałek jadalni też widać


A oto cały salon, ściana południowa i zachodnia


Salon, ściana, gdzie ma być kominek


Wejście do małego pokoju na dole, tu też będą drzwi, plus nasze tymczasowe schody ;)


A oto góra, idąc od klatki schodowej po prawej stronie pokój dziecka, Córa zadecydowała, że to pokój brata, większy, ale od północy


Drugi dziecięcy


Nasza sypialnia, jeden z dwóch pokoi na górze, bez skośnego sufitu


Tego chyba nie muszę wyjaśniać? ;)


Narożny kibelek ;)


Połowa dużego pokoju, tu też jest kawałek prostego sufitu

Druga połowa pokoju

I pokój najmniejszy, zwany garderobą


A to widok od strony pokoi maluchów na korytarz na górze. Tak, wejście do łazienki jest po skosie.


Jak widzicie cała góra jest już wyłożona w styropianie. Łazienkę jeszcze w folię i podłogówka i można lać ;) Dół też już częściowo zrobiony, dziś będzie dalsza część. W jadalni jest już położony jeden pasek folii pod ogrzewanie podłogowe. Na dole jest jeszcze wiatrołap i kotłownia z garażem.



wtorek, 5 sierpnia 2014

Naturalna bliskość

Blisko, serce przy sercu, oddech przy oddechu, naturalnie. Kocham ten stan. Wiążę go i wszystkie problemy znikają. I jesteśmy oboje, nadal dwoje, a jednak jedno, jak podczas ciąży. Oboje spokojniejsi, szczęśliwi.

A ręce wolne i dom ogarnięty...
Tissana pisała, że nosi. Jak widać, ja też noszę. Noszę, tulę. Nie, moje dziecko się nie przyzwyczai, moje dziecko już jest przyzwyczajone. Było, nim wzięłam je pierwszy raz w ramiona. Nim zobaczyłam, że jest z nami. Było noszone 9 miesięcy ciąży, serce przy sercu, oddech przy oddechu, naturalnie. Nie mam prawa go tego pozbawiać. I nie pozbawiam, czerpiąc z tego mnóstwo radości.

poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Mój pierwszy raz

Niepewność przeplatała się z pewnością, że chcę, że muszę spróbować, że nie mogę czekać ani chwili dłużej. Chciałabym, a boję się. Obok tego ogromna chęć, ogromne pragnienie, by wszystko, co zrobię, było perfekcyjne, by się udało jak najlepiej, najwspanialej. Drżenie rąk, przedłużające się chwile oczekiwania, słodkie, cierpkie, niecierpliwe dłonie, moc zapachów, wrażeń...
Efekt przerósł moje najśmielsze oczekiwania. Słodki smak na języku, ogromna ulga, duma i nieopisana wręcz radość.
Tak właśnie powstawał mój pierwszy dżem :P:P
Nigdy nie robiłam dżemów. Jakieś sałatki, ogórki, soki, to tak, ale dżemu nie. A jakoś w piątek, czy czwartek zebrałam aronię, żeby mi jej ptaki nie zebrały. Ciacho obowiązkowo, a oprócz tego postanowiłam zrobić z nich dżem. I to dżem w wersji dla leniwych lub zapracowanych. A że ja ostatnio jestem zapracowana, a generalnie leniwa, to skorzystałam. Dżemu się nie miesza, a się nie przypala.

A przepis banalnie prosty, tylko trzeba powściągnąć ręce.

Dżem dla leniwych
2 łyżki octu
4 kg owoców - u mnie 3 kg aronii i 1 kg jabłek bardzo drobno pokrojonych
1 kg cukru

Na dno garnka lejemy ocet, na to owoce, (sądzę, że jabłka się nie rozprażą, ale aronia daje radę, brzoskwinie też), wszystko zasypać cukrem NIE MIESZAĆ, przykryć i zostawić na dobę. Po tym czasie wstawić na ogień, odkryć i NIE PRZYKRYWAĆ, NIE MIESZAĆ przez kolejne 4 godziny. po 4 godzinach dżem jest gotowy, ja dodatkowo zmiskowałam, jabłka zblendowałam, bo mi się nie rozprażyły. Do słoików, słoiki do wody, zagotować i odstawić do zimy :)

Można dać mniej cukru, bo bardzo żeluje, ja prawie nie mogłam nałożyć do słoika, tak miałam zżelowane. No i to ewidentnie jest "Dżemik, a nie galaretka" cytując Osobistego, który niskosłodzone sklepowe uważa za galaretkę i wyjada ze słoika.

Po wszystkim satysfakcja gwarantowana :) orgazm dla zmysłów.

piątek, 1 sierpnia 2014

Co mnie u matek, nie koniecznie młodych, irytuje

Ostatnio byłam na placu zabaw i mi się na przemyślenia zebrało. Zaczęło się od krytyki mojej osoby, a skończyło na liście rzeczy, które mnie denerwują.
Ale po kolei.
Córa uparła się, że na plac zabaw pójdzie w sukience. No to poszła, przecież nie mnie będzie tyłek bolał od zjeżdżalni. I szalała po wszystkim, bo ja nie z tych, co tu nie właź, tam brudno. Rzeka obok jest ;) I jakieś dwie mateczki patrząc na nią i na mnie zaczęły komentować scenicznym szeptem:
- Niektóre matki to ubiorą dziecko, jak na bal, a potem tu nie wchodź, tam nie wchodź, bo się ubrudzisz, albo zniszczysz.
I tak sobie pomyślałam, że wkurzają mnie mateczki, co oceniają, zupełnie nic nie wiedząc. Może mam ochotę ubrać dziecku nowe spodnie, żeby je poplamiło. Mam do tego prawo, bo to moje dziecko, moje. Mam też prawo pozwolić dziecku jeść od rana do wieczora słodycze. Bo kiedyś znajoma, bardzo daleka do Córy powiedziała, że to ostatnie ciastko. Nigdy bym się nie odważyła powiedzieć tak do obcego dziecka, bo nie wiem, jakie ma zasady w domu.
Idąc dalej. Wkurza mnie niemiłosiernie porównywanie. A mój już robi to, a twój? O, nie robi, a to źle...
Córa w wieku Syna już raczkowała, siadała sama, on nie. Chyba powinnam poruszyć niebo i ziemię, ale... Nie porównuję, a na pewno nie analizuję, czy to źle, czy dobrze. I bardzo nie lubię, jak się moje dziecko porównuje do innych, bo moje dziecko jest po prostu inne, nie gorsze, nie lepsze, inne, jedyne w swoim rodzaju.
Denerwują mnie też mateczki wiecznie ufajdane, niezadbane. Ja nie maluję się codziennie, ale tego nie robiłam nigdy. No, może w liceum tusz musiał być. Ale włosy mam umyte codziennie, lekki psik perfumami też. I ubranie czyste, choć czasem zmieniam trzy razy na dobę. Nie mam przeglądu, co dziecko jadło.
A najbardziej mnie denerwuje, jak siądzie jedna z drugą, kolejna obserwacja z placu zabaw i narzekają, że dziecko tak daje w kość, że dla męża nie ma czasu i mąż narzeka, bo nie wyprane, nie poprasowane, a o seksie to nie ma mowy, bo przecież spać trzeba i dziecko i w ogóle. Też miewam niewyprasowane, pranie dziś pewnie pójdzie cały dzień, tak się nazbierało (głównie przez zepsutą pralkę), czasem mam nieodkurzone dwa razy w tygodniu, tylko raz. Ale staram się to porobić, a dla męża czas być musi, choć pięć minut. A na seks zawsze jest siła, jak mówi Osobisty.
Matka to rola życiowa, nie jedyna. Nie może przysłonić innych ról. Nie może stać się sensem istnienia pod tytułem mówię tylko o dziecku, sprawdzam tabelki, porównuję, pouczam, bo wiem najlepiej. Nikt nie wie najlepiej i każde dziecko jest jakoś źle wychowane. I każde najlepiej, jak rodzice umieli.