wtorek, 29 listopada 2011

Tęsknota

Tęsknię za obrączką na palcu
Za wtuleniem się całkowitym w Jego ramiona
Za tą specyficzną bliskością, którą daje tylko seks



czwartek, 24 listopada 2011

Z ciążowego frontu

          Dziś zakończyłam 37 tydzień, czyli do porodu dokładnie 3 tygodnie. Nadal tego nie czuję. Czasem zastanawiam się, czy może powinnam zacząć się stresować, czy coś...
          Bilans jest taki, że nadal mogę sobie obciąć paznokcie u nóg. Choć przyznaję, że prawa noga wymaga więcej wysiłku i podejścia na dwa razy, ale daję radę. Spokojnie też ogolę nogi, bo depilatora jednak jakoś boję się wyciągnąć. Bikini też nie stanowi wyzwania, choć nic nie widzę, ale na macanego idzie mi zdecydowanie lepiej, niż z lusterkiem. Próbowałam raz, pozacinałam się i od tego czasu ufam swoim palcom. Sama jeszcze zawiążę buty. Więc nie jest ze mną tak źle.
          A Dzidzia ma przykazane nie wychodzić przed 6 grudnia, a na pewno nie samego 6. I nie chodzi o Mikołaja, tylko o to, że Tata ma kolację służbową i głupio by było na niej nie być. Czyli wychodzimy później. Generalnie to mam plan, chytry plan, który podlega negocjacji z Dzidzią właśnie. Na razie nie zgłasza sprzeciwu. A plan jest mianowicie taki, że moja mama ma wizytę u kardiologa na 16 grudnia. Tak więc postanowiłam, że około 6 rano dostaję skurczy, jem małe śniadanko, zbieramy się we trójkę do samochodu i jedziemy. Tutaj mój plan się trochę rozjeżdża, bo zastanawiam się, czy by od razu nie wpaść do pracy Mojego Bardzo Osobistego Mężczyzny wypisać urlop, ale chyba za dużo wymagam. Wracając do planu głównego. Dojeżdżamy na miejsce, mama idzie do lekarza, my na salę porodową, o 10 Małe jest na świecie i mąż z mamą jadą spokojnie do domu. Podoba mi się ten plan.

wtorek, 22 listopada 2011

Cisza

            Jednapaskuda namówiła mnie na Wiedźmę. Nawiasem mówiąc, zamierzam ją sobie kupić.Druga paskuda na urodziny podarowała mi Szeptem i Crescendo. Przeczytałamjednym tchem i myślałam, że się nie doczekam kolejnego tomu, który wyszedłdopiero pod koniec października, czy w listopadzie. W każdym razie późno. Aledoczekałam się Ciszy. Najpierw przeczytałam pół strony i odłożyłam, bo zupełnieinna od Wiedźmy i „nie podoba mi się”. Potem… Przeczytałam całość w pół dnia,no, może ciutkę więcej. Becca Fitzpatrick zabrała mnie w wykreowany przezsiebie świat z ogromną łatwością. Upadli aniołowie, Nefilowie i archaniołowiewciągnęli mnie w swoje życie, w swoje intrygi tak głęboko, że po wyjściu z ich kryjówekmusiałam zaczerpnąć poważny haust powietrza. W celu odratowania się. Książkęczyta się na pół oddechu, byle ciszej, byle szybciej. A kartki tak powoli sięodwracają. Czekam na ostateczne starcie, na kolejny tom. Znów mi przyjdziesporo poczekać, ale na pewno warto. A co ważniejsze. Wystarczy przeczytać półostatniej strony wcześniejszej książki, a już się wie, o co chodzi, na czym sięskończyło i znów skacze się na główkę w tekst.

            Ten, ktoczeka na kolejny niezwykły tom nie zawiedzie się. Ale jak ktoś czeka na seriępodobną do modnego cyklu o wampirach, rozczaruje się. To coś zupełnie innego.Może nie jest to literatura wysokich lotów, ale potrafi zadziwić. Przynajmniejmnie. Trudno stanąć po którejś stronie. Żal Nefilów, którzy muszą oddawać ciałoupadłym aniołom, żal Archanielscy uwięzionej w klatce, żal w końcu głównejbohaterki, która nie pamięta nic z pięknego romansu, jaki jej się zdarzył. Iżal w końcu upadłego anioła, który z miłości wyrzekł się właśnie tejdziewczyny. Ale to nie zwykły romans, to książka o wyborach, trudnych decyzjachi walce. A o co chodzi dokładnie? Zapraszam do księgarni.

poniedziałek, 21 listopada 2011

8 lat

          Dokładnie osiem lat temu przecięły się nasze drogi, skrzyżowały ścieżki. Tak przypadkowo, na chwilę, bez przyszłości.Kino ze znajomymi, rozmowa, powrót do domów i zapomnienie.
          Ósemka to znak nieskończoności. I dziś mam nadzieję, że nasza znajomość będzie właśnie nieskończona.

piątek, 18 listopada 2011

Wyróżnienie

  

Bardzo dziękuję za wyróżnienie Panti. We wczorajszym złym dniu i paskudnym humorze poprawiłaś obie te sprawy.

Zasady stare jak świat blogowy:
1/ napisać kto Cię wyróżnił
2/ napisać 7 przypadkowych faktów o sobie
3/ nominować 15 blogów

To teraz czas na 7 faktów:
1) jestem pedagogiem resocjalizacyjnym na etacie instruktora terapii zajęciowej
2) oczekuję swojego pierwszego dziecka
3) leżę w łóżku zajadając się kluskami śląskimi
4) kocham koty
5) jestem szczęściarą, bo mam najfajniejszego Męża na świecie
6) herbata smakuje mi najbardziej w kubku w palemki
7) mam lenia

A skoro 7 brzmi, jak brzmi, nikogo nie nominuję. Kto chce, niech się dołączy :) Wszyscy jesteście super :)

środa, 16 listopada 2011

Pierwszy śnieg

    A u mnie dziś za oknem pierwszy śnieg. Akurat jedliśmy śniadanie, jak zaczął sypać, takimi grubymi płatami. Moje auto więc poszło w ruch, bo mężowskie nadal ma letnie butki. Kładąc się na powrót spać pomyślałam sobie z zachwytem “Nartki”. A potem znów uświadomiłam sobie, że chyba jednak nie w tym sezonie. No bo jak? Z brzuchem, czy z niemowlakiem?
    Tak, wiem, nienawidziłam śniegu. Potem mi lekko przeszło, jak zostałam w miarę nauczona trzymania się na nartach i zjeżdżania na nich. A teraz już mi całkiem przeszło. Z banalnego powodu. Mam autko i nie mam wiecznie mokrych butów. Więc śnieg przestał być wrogiem publicznym numer jeden i białym paskudztwem.
    Tak, wiem też, że zarzekałam się, po ostatnim wypadzie na narty, że nigdy więcej. Ale zmieniłam zdanie. Przy czym w tym roku to chyba dopiero w okolicach kwietnia, maja by się udało… Zobaczymy.

wtorek, 15 listopada 2011

30

     Jeśli Dzidzia postanowi działać zgodnie z planem, zegarem biologicznym i wyliczeniami mądrych ludzi dokładnie za 30 dni powinna być już na świecie. Miesiąc. Nie mogę się doczekać i boję się jednocześnie. Poród jest czymś, czego nigdy nie przeżyłam i czego nie da się przećwiczyć, a potem odłożyć na potem. Przypomina mi się moja myśl, że nie można sprawdzić, czy się może mieć dzieci, a potem odłożyć tego Dzieciątka na półkę, jak się uda, na lepszy czas. Tego też się nie da odłożyć. Mam nadzieję, że za te 30 dni powiem, że nie było się czego bać. Nie panikuję, nie boję się bólu, boję się nowości. Ale nie jestem sama. Jakoś się na nowo zorganizujemy i będzie dobrze.

czwartek, 10 listopada 2011

Plusowo

    Przede wszystkim mamy ciepło. Pewien miły pan przełączył nas do innego komina na ten czas, zanim zrobi z kominem właściwym. Wczoraj więc mogłam się spokojnie wykąpać, było mi ciepło i cudownie. Gorzej, bo cały dzień leżałam, bo brzuch mnie bolał. Ciągnięcie, pobolewanie, nic przyjemnego, a jeszcze doprowadziło do tego, że muszę się już z łóżka podnosić bokiem, a nie z pleców, jak jeszcze przedwczoraj. Przewracanie z boku na bok też mi jakoś gorzej idzie. No i sercowo się już męczę bardzo. Cieszę się strasznie, że te ostatnie miesiące przypadły na zimę, bo choć jest ot problem z płaszczem i butami, to w upale bym z tym moim serduchem nie wytrzymała. Wiodę sobie więc szczęśliwy żywot emeryta czytającego tony książek. Bosko jest.
    A dziś druga odsłona remontu, w nadziei, że w ten weekend uda się skończyć.
    Jakoś tak pozytywniej mi.

sobota, 5 listopada 2011

Ciężko jest...

     Notka z gatunku narzekających, ale zebrało mi się za dużo ostatnio. Po pierwsze, co zaprząta ostatnio całą rodzinę, komin nam się rozszczelnił. Najpierw dymiło się u nas na dole, dwa dni temu u rodziców spod podłogi szedł dym, wczoraj na próbę zapalenia poszedł dym spod liczników. Tynkowanie nic nie daje, trzeba wstawić rurę do komina. Wszyscy żyjemy jak na szpilkach, generalnie się nie pali, bo strach, woda na prąd dziś będzie grzana. I może uruchomimy kaflowy, choć też strach, czy się nie będzie dymić. Już nie wspomnę o kosztach tego przedsięwzięcia. I czasie. Facet, co się tym zajmuje ma przyjechać w następnym tygodniu, a jeszcze trzeba to zrobić. A był plan robić panele, znowu odsunięte...
     Po drugie ja coraz gorzej się czuję. I psychicznie i fizycznie. Brzuch mi się co chwilę stawia, spojenie łonowe boli, jakby Dziecko chciało wyjść już, teraz, natychmiast. Znów mam ochotę biegać do gina, by mi tylko powiedział, że szyjka może miękka, ale bez rozwarcia. Słowem boję się. Mam nadzieję dotrwać jeszcze choć dwa tygodnie do końca 36 tygodnia. To wszystko mnie dobija...
     Po trzecie budowa, czyli koszty, które rosną z dnia na dzień. Oboje powtarzamy, że sobie poradzimy, ale to coraz bardziej życzenia i plany, niż rzeczywista pewność.
     Nie wiem, czy to hormony, czy zmęczenie, bo w nocy średnio śpię, bo bolą mnie biodra, ale zaczyna mnie to wszystko przytłaczać. Chciałabym już grudzień...

piątek, 4 listopada 2011

Religia w szkole

    Każdy jakąś religię w szkole miał. Moje wspomnienia dzielą się na pozytywne i negatywne w zależności od tego, kto lekcje prowadził. Przy czym ja jeszcze pamiętam lekcje w salkach katechetycznych przy kościele. W szkole podstawowej miałam trzy siostry i księdza. Ksiądz przygotowywał tylko do komunii i był naprawdę fantastycznym człowiekiem. Siostry zakonne… jednej baliśmy się panicznie wszyscy, druga na lekcjach wyszywała, a trzecia byłą bardzo sympatyczna i faktycznie przekazywała jakąś wiedzę religijną. W liceum też miałam dwóch księży. Jeden zdecydowanie nie powinien księdzem być i mówić o wartościach chrześcijańskich. Drugi coś tam próbował, ale z reguł dało się go naciągnąć na rozmowy o wszystkim. Co w sumie też było cenne.
    W związku z tymi dość skrajnymi doświadczeniami i niedawną walką o to, żeby w szkole była etyka, doszłam do pewnego wniosku. Niech będzie religia. Ale nie prowadzona tak, jak do tej pory. Moim zdaniem najlepiej by było, gdyby osoba wykładająca religię pokazała każdą religię świata oraz prądy filozoficzne. Owszem, wymagałoby to zmian w programu nauczania, bo nie da się tego pokazać i przekazać w rok. Ale skoro historia może się ciągnąć przez cały cykl nauczania, czemu nie zrobić czegoś takiego z religią? Czemu nie poznać Biblii, Koranu, innych świętych pism, dzieł filozofów i etyków. Może mniej byłoby nienawiści, bo poznalibyśmy inne religie, inne możliwości. Naprawdę chciałabym, by to tak wyglądało. I nie byłoby sporów, że religia tak, etyka nie, albo religia nie, etyka tak i tak w kółko, bez porozumienia. Inną sprawą jest rzetelność i obiektywność poprowadzenia takich zajęć. Ale jak się chce, to się może…

wtorek, 1 listopada 2011

Wiedźma

    Chcecie o książkach to będzie o książkach. Akurat o czterech na raz. W skrócie Wiedźma. A w rozwinięciu Zawód: Wiedźma, dwa tomy, oraz Wiedźma Opiekunka, kolejne dwa. Pani Olgi Gromyko. Broniłam się wszelkimi sposobami przed ich przeczytaniem. Ale jedna taka paskuda wierciła mi dziurę w brzuchu “Weź, przeczytaj, spodoba Ci się.” Tak wierciła, że wywierciła i zgodziłam się. I zgodnie z moimi przewidywaniami nic dobrego z tego nie wyniknęło. Jestem kompletnie, absolutnie i nieodwołalnie uzależniona od W.Rednej i Lena. Zaraz za nimi plasuje się Wal i Rolar. Na odwyk iść nie zamierzam, bo rzeczona paskuda próbowała i się nie udało.
    Coś szerzej chcielibyście wiedzieć. Książka a kategorii bardzo lekkiego fantasy. Magia, smoki, całe dwa, wampiry, krasnoludy, wodniki i inne wodne badziewia. Wolha jest wiedźmą, to znaczy magiem, ale raczej na to pierwsze miano zasługuje bardziej. Poznajemy ją jako uczennicę jeszcze, nieopierzoną, zielone jabłuszko, jak określa ją jeden z bohaterów. Postawiono przed nią pewne zadanie, ma pomóc wampirom. Nie bardzo wie jak, po co i na co, ale jedzie i jeszcze się z tego cieszy. Tak zaprzyjaźnia się z Władcą wampirów. I od tego wszystko się zaczyna. Kolejne tomy są opisem kolejnych kłopotów, w które, mniej lub bardziej świadomie, się pakuje lub jest pakowana.
    Książeczka, bo czyta się momentalnie, połyka się strony wręcz, z ogromną dawką humoru i bardzo ciekawym połączeniem wampirów z … Doczytajcie sami. Nawet, jak nie lubicie fantasy. Ja umierałam ze śmiechu, a mąż osobisty tylko kiwał głową, jak mu czytałam co ciekawsze cytaty i zastanawiał się, co ja czytam. Mimo to nadal zamierzam zamordować osobę, która mi dała książeczki, a zaraz za nią osobę, od której się z kolei ona zaraziła. A potem… je wskrzeszę, bo chcę następny tom.