czwartek, 28 lutego 2013

Gdy nie ma męża w domu, żona harcuje

Leżę już sobie w łóżku, w piżamie, wymyta, nabalsamowana i... właśnie kończę sałatkę krabową. Przed chwilą pochłonęłam dwie kromki chleba słonecznikowego. Pierwszą zbrodnią, przynajmniej według dietetyków i speców od odchudzania, jest sama godzina tego mojego jedzenia. Drugą, jego ilość, bo po Córze skończyłam jej kolacyjną kaszkę kukurydzianą. Nie, nie taką dzieciową, ale normalną ze sklepu, na gęsto, że łyżka staje, na mleku 3.2%. Ale to było o 7, czyli wieki temu. A ja dziś głodna chodzę. Non stop.
Trzecią zbrodnią jest to, że już umyłam zęby i nic mnie nie zmusi, by iść to zrobić ponownie. Może mnie robale za karę nie zjedzą.
A czwartą zbrodnią jest to, że jem w łóżku. Z sałatki to tam nic nie wyleci, ale chleb się pewnie nakruszył... Oby tylko na kołdrę, to się jakoś zrzuci...
Piątej zbrodni nie popełniłam ja. Tylko mleko. Nóg nie dostało i nie mam czym tych moich pyszności popić. Ech... Obejdę się smakiem.
Nad netkiem nigdy nie jem, sałatka się nie liczy, nie ma co kapnąć, więc tu też nie ma mojej winy.

I tym optymistycznym akcentem kończę, życząc Wam dobrej nocy. Ja zasiadam...

"Klawiatura sprawna i gotowa, aby znowu kogoś oczarować"

środa, 27 lutego 2013

1080 powodów

Właśnie tyle mam powodów, by tęsknić. Każdy z nich ma kilometr długości. A tęsknię przeogromnie. Zapomniałam, bo jednak wiedziałam, że można tak tęsknić. Ostatnio byliśmy osobno na tak długo na moim 5 roku studiów. Czyli wierzcie mi, kawał czasu, a jak dodać, że teraz się nie rozstawaliśmy, to w ogóle inna epoka. Wariuję. Im bardziej, tym więcej zajęć sobie szukam. Wczoraj umyłam samochód. Swój, bo na Osobistego brakło sił i czasu, bo się Córa obudziła. Poza tym książki mi się kończą jakoś tak szybko ;)
Pewnie dlatego zakupiłam sobie dwie nowe, po okazyjnych cenach. I wygrałam licytację róży tęczowej. 3 złote za 10 nasionek, toż to rozbój w biały dzień, bo jeszcze przesyłka 8. Ciekawe, czy coś z tego wyrośnie.
Czy ja już wspominałam, że tęsknię, a kabelek od internetu robi się wieczorami czerwony? Ktoś tak kiedyś mówił w moim życiu, wiecie? Fajne wspomnienie :) Tylko wspomnienie.
Niech już będzie sobota...

wtorek, 26 lutego 2013

14

Rośnie mi Dzidziuś, jak na drożdżach.

W tej chwili Córa potrafi, prócz rzeczy, które wymianiałam wcześniej
- wskazać wszystkie części ciała, na czele z nosem, językiem i brwiami, ostatnia fascynacja
- dawać buziaki i przy tym cmokać
- robić cacy
- pokazywać przedmioty, osoby, obrazki, zdjęcia, wszystko wie, gdzie co jest. I nas przepytuje
- powiedzieć, że pies robi hau, kotek miau, kaczka kaka, a krowa mmmmmmmm
- biegać, bez ręki, wszak duży dzidziuś z niej
- pokazać, ile ma latek
- wleźć i zejść z łóżka, schodzenia umie od dawna, do wchodzenia właśnie dorosła wzrostem, efekt - guz nad okiem
- wejść i zejść po schodach
- nosić misia na barana

Niestety w kwestii nocnika ponieśliśmy klęskę. Ani Osobisty, ani ja nie możemy jej wysadzić, bo ucieka, nie woła, broni się. Odpuszczamy, jedynie po spaniu i spacerze siada obligatoryjnie. Reszta wróci w swoim czasie.
Zasypia na rękach co prawda, ale już bez noszenia i bujania. Po prostu się do nas przytula. Czasem zasypia leżąc koło nas.

Gada, gada, jak najęta. Tata, mama, taś taś, choć najczęściej tatata - kaczka, am, daj, mam, ta - tak, k mało słyszalne, nie, baba, dzidzi - dziecko, cici- kot, miś, brrrrr - robione wargami, czyli samochód lub wózek, bu - butelka, no i wszechobecne yyyyyyyyy, jako wyraz uniwersalny ;) Obok tego wszystkie inne zbitki jeszcze nierozszyfrowane.

A, no jak zwykle, skleroza nie boli.
Wstaje z podłogi bez podtrzymania.
Ubiera czapkę i szalik.

poniedziałek, 25 lutego 2013

Echo

Jadę dziś na echo serca. Już mnie żebra bolą. Po zmienianiu decyzji co chwilę, zdecydowałam jechać busem. Książeczkę sobie wezmę, nie będę musiała się martwić o miejsce parkingowe. I do galerii sobie zajrzę, może książkę urodzinową kupię ;)
Córa z babcią zostaje, bo i co ma zrobić. Na razie woła co chwilę tata. Ciekawa jestem, czy w sobotę go pozna.
Wiecie, ile ja mam teraz czasu? Książkę mogę poczytać, obejrzeć parę odcinków serialu.. Podoba mi się :P może Osobistego nie wpuszczę?

A tak mniej optymistycznie. Ja wiem, że mieszkam z rodzicami, którzy przy małej zawsze pomogą. Jak widać na przykład dziś. Ale Osobisty też wiele pomaga. A teraz go nie ma i jego rodzice o tym wiedzą. Przywykłam, że ich nie ma, że interesują się sporadycznie, telefonicznie i tak dalej. Gdzieś tylko w głębi duszy miałam nadzieję, że się zainteresują, czy dam radę przez ten tydzień sama. Oczywiście nie zrobili tego, mnie to nawet nie boli, złość tylko zostaje.

niedziela, 24 lutego 2013

Wdowa

Na szczęście tylko słomiana i w sobotę wszystko wróci do normy. Osobisty pojechał w delegację, a ja już tęsknię. W domu pusto, cicho, strasznie. Łóżko ogromne, zimne, muszę sobie dodatkową kołdrę przynieść. Córa śpi, słychać tylko zegar.
Poza moją tęsknotą, to cieszę się, że pojechał. Zawsze to jakaś odmiana, coś nowego i nieznanego. Inna droga do pracy, inni ludzie. Na jakieś rozrywki też pewnie starczy czasu. A może po powrocie po niemiecku będzie coś umiał? Mam nadzieję, że pozwoli mu to naładować akumulatory przed rozpoczęciem sezonu budowlanego.

środa, 20 lutego 2013

Co można zrobić z planem dnia, czyli kącik porad mamusinych

Do tej pory mieliśmy jakiś ustalony plan dnia.
Po 7 Córa otwierała oczy, następowało rytualne wysadzenie na nocnik, ubieranie jej i moje, a następnie wymarsz po śniadanie.
Koło 8 udawało nam się śniadanie zjeść, po nim porządki, trochę zabawy, drugie śniadanie około 11 i spanie.
Tutaj plan się rozjeżdżał, bo Córa śpi, albo godzinę, albo trzy. nie wiem, od czego to zależy. W każdym razie około 13 zupa, jak obudziła się wcześniej to jeszcze pole, jak nie, to pole po zupie. Oczywiście po obudzeniu nocnik obowiązkowy.
Koło 16 po powrocie Osobistego z pracy drugie danie, potem harce hulańce z Tatą i dwie wersje.
Kąpiemy ją co drugi dzień, zawsze koło 19, potem kolacja i spanie, w zależności od tego, ile spała w dzień. Najpóźniej o 22. Ale to bardzo rzadko. Zazwyczaj o 8 już śpi. W nocy budzi się raz lub kilka, też nie wiem, od czego zależy.

I to sobie tak fajnie funkcjonowało, aż ostatnio. Histeria. Dziecko się samo sobą nie zajmie, wrzeszczy, krzyczy, płacze, wszystko złe, nawet tata. Ja miałam ochotę wystawić za okno na krótkiej smyczy, ale... przegryzłaby. Bo oczywiście też gryzie, szczypie i wali głową.

Wczoraj już miałam dość, Osobisty też. Nagle, po kolacji... Córa dostała kaszkę, zjadła, choć zazwyczaj gardziła, podprowadziła nam też naleśnika. I? Złote dziecko. Grzeczna, w łóżeczku się nawet położyła i słuchała muzyczki. Zero histerii, zero płaczu i marudzenia.

Moje dziecko było głodne. Aż wstyd się przyznać. Dziś daję jej częściej i mam znowu swoją kochaną Córę. Zwiodło mnie to, że nie chciała ciastek, ani niczego, czyli nie jest głodna. Błąd. Ona nie je ciastek, jak chce coś konkretnego.

Plan pięciu posiłków wsadziliśmy w bajki i legendy. Zwyczajnie się nie sprawdził. Nasze dziecko po raz kolejny pokazało, że nie idzie według schematów. I w sumie dobrze :)

poniedziałek, 18 lutego 2013

Filmoteka dorosłego człowieka

Zachciało nam się wczoraj z Osobistym film obejrzeć. Ten nie, tamten nie, ten niekoniecznie. Drive Angry. Z Cagem. Oglądamy. Po dwóch minutach dość krwawego początku oznajmiłam, że film ma pięć minut i jak się nie zmieni, to ja nie oglądam. Dałam szansę. Tylko parę razy potem zasłoniłam oczy i pytałam, czy już Osobistego. Na szczęście trafił mi się w tym wypadku niezłośliwy facet i prawdę zeznawał.
Jeden z bardziej pokręconych filmów, jakie ostatnio widziałam. Akcja się zagęszcza, domysły nasze też, a potem się okazuje ciut inaczej. Ale generalnie fajny. Na pierwszą i żadną inną randkę nie nadaję się zupełnie, chyba, że kobieta nie poszła na film, tylko do kina. Widoki przyjemne, a i owszem, posiada, bo i parę cycków:
Osobisty: - Trochę ignorują tą pannę...
Ja: - No, takie cycki zignorować.
O: - Cycki? Też zignorowałem - tu nastąpiło przewinięcie na scenę z częścią ciała owej pani. - No, nic wielkiego, nie zauważam.

Padłam. Normalnie padłam. No i jeszcze nogi drugiej pani, bo miała naprawdę ładne. Poza tym, żeby nie było, że ja tylko na panie spoglądam, Księgowy całkiem ciekawy, Cage, no po prostu Cage :)
Pomyślane fajnie, realizacja troszkę kuleje, ale może fizyka nie działa tak samo, jak dokładność Księgowego i kontrola jego szefa.

czwartek, 14 lutego 2013

Informacje w Internecie zawarte - prawda, czy fałsz?

Przyszło mi pisać zlecenie o laptopach. Stały klient, piszemy razem z Osobistym, choć po takiej ilości już się znam więcej, niż mniej. Dlatego zaczynam sama, a potem razem czynimy korektę. I wczoraj zaczęłam pisać, ale informacji mi jednak brakło i użyłam wujka Google. Wpisałam, otwieram link, czytam... Hm.... Czytam dalej... jeszcze większe HMM....
Mój Komputer -> Dysk D -> TM -> notki.... No dobrze mi się zdawało, mój tekst. Zamknęłam, napisałam z głowy.
I tak sobie myślę. Ja staram się pisać prawdę. Jak na czymś się nie znam, nie mogę znaleźć, nie biorę zlecenia. Jak wiem, że Osobisty pomoże, pytam, co wie i się zgłaszam lub nie i tworzymy razem. Znaczy on mi mówi hasła, ja ubieram w całość. I jest to rzeczowe, prawdziwe i jako tako napisane. Ale... Zaczęłam się zastanawiać ile błąka się po sieci tekstów preclowych, napisanych byle jak, na ilość fraz w tekście, a nie na jakość. I zastanawiam się w związku z tym, ile informacji jest prawdziwych. Jak szukam czasem czegoś, to zdarza mi się spotkać dwa sprzeczne artykuły. Wtedy szukam, póki któraś wersja nie będzie miała dużej przewagi.
Tworząc teksty, które gdzieś potem sobie krążą, człowiek nabiera ogromnego dystansu do informacji. Nie wiem, czy to dobre, bo jak się zwątpi w każdą, to pozostaje zostać naukowcem i wymyślić swój porządek wszechrzeczy, albo uznać, że się nic nie wie i wiedzieć nie chce.

środa, 13 lutego 2013

Blogowa zabawa czyli w paru słowach o mnie



Nominowana przez Kocią Damę spieszę do tablicy z odpowiedziami.

1 Szalona wyprawa wakacyjna czy lenistwo domowe?
Szalona wyprawa. Byle gdzie, no, może nie tak byle, ale daleko od domu.

2 Cukier czy sól?
Cukier

3 Szpilki czy trampki?
Szpilki, zdecydowanie szpilki, jak najwyższe. Mogę sobie pozwolić, bo Osobisty wyższy prawie 20 cm.

4 Co najbardziej lubisz robić w wolnym czasie?
Co to jest "wolnym czasie"? Czytać :)

5 Owoce czy warzywa?
Owoce, najlepiej jabłuszka, twarde, kwaskowate

6 Wymarzone auto?
Honda Civic type - S. Czarna. I kogoś, kto by mi ją pucował.

7 Wymarzona praca?
Taka dla przyjemności, nie dla pieniędzy.

8 Mieszkanie w bloku czy w domku z ogrodem?
Domek z ogrodem, nie ma innej opcji.

9 Farby czy gitara?
Pióro i kartka papieru

10 Ulubiona potrawa?
Naleśniki

11 Największe marzenie? 
Skończyć dom, za kilkadziesiąt lat usiąść w salonie, spojrzeć na ogród, chwycić Osobistego za rękę i powiedzieć, że jestem szczęśliwa.
Nominuję:
Kobietę na Rozstaju - moje guru blogowe, początek wszechrzeczy blogowych i wspaniałą Kobietę.
Angel, vel Nygusa, kolejną Kobietę przez duże K, która jest ze mną od początku i która ma nie być monotematyczna
Idę, za bloga z humorem i dystansem
Ona( o nas), by podnieść się z kryzysu
Kasię, bo chcę ją bliżej poznać
Kwiatuszka, by oderwać myśli

i każdego, kto ma ochotę

1. Ludzie, czy zwierzęta?
2. Masz męża, spotykasz miłość życia, odchodzisz, czy zostawiasz marzenie?
3. Idealny dzień to taki, gdy...
4. Zmywanie czy prasowanie?
5. Lubię, kiedy mężczyzna... (zakładam, że same panie, ale panowie mogą napisać o paniach... jak chcą to o panach też :P )
6. Nie znoszę, gdy kobieta...
7. Wino czy piwo?
8. E-book czy szelest kartek
9. Spódnica czy spodnie
10. Walentynki czy Dzień Kobiet?
11. Za 20 lat będę...

wtorek, 12 lutego 2013

Jak uratował nas gryzak MAM - recenzja obiektywna

Dziecko mnie gryzie. A tam mnie, ona gryzie wszystko. Krzesełko do karmienia, nasze łóżko, swoje łóżeczko. Wannę... Ten zgrzyt w uszach, to do dziś słyszę. Co robić? Bo tak żyć się nie da. Zaraz, ja mam gryzaka MAM. Może? Dałam, jak siedziała mi na kolanach i... oddać nie chciała. Strzał w dziesiątkę, choć początki trudne były. Jak ktoś nie pamięta, zapraszam tutaj, od razu można poczytać, o czym piszę.
Twister poszedł w ruch. Ocalił nasze palce i uszy ocalił od dźwięków szorowania zębami po różnych powierzchniach.
Dla każdej mamy, która ma w domu dziecko i podejrzewa, że w poprzednim wcieleniu to dziecko było gryzoniem, Twister będzie wybawieniem. Każdemu dzieciaczkowi, który ząbkuje i swędzi, przeszkadza i boli, ten gryzak na pewno pomoże. A poza tym trudnym czasem posłuży za grzechotkę i pozwoli poznawać różne faktury małym paluszkom. Czy polecam? Oczywiście, każdemu, bez zastanowienia.

A oto fotorelacja. Córa w wózku, bo uchwycić ją aparatem, by nie uciekła spod obiektywu jest niemożliwością.


O, jaki dobry pomysł miałaś, już tak nie swędzi


Co za ulga...


Daj dotknąć aparat



Już mi całkiem dobrze



Mamo, spróbuj, zobaczysz, jakie fajne


Albo nie, nie dam Ci...


Każdemu, kto chce przynieść ukojenie dziecku i sobie (kolejność dowolna), polecam zakup tego gryzaka. A dla fanów MAM na FB gryzak, i nie tylko, 20% taniej. Klikajcie, kupujcie, ulgę przynoście.

poniedziałek, 11 lutego 2013

Moje cudo

Herbatka znów smakuje wyśmienicie. W prezencie od Osobistego dostałam kubeczek. Takie maleństwo. 550 ml. Herbatę mam od rana do południa. Herbatę kocham, ale najlepiej smakuje w ulubionym kubku. Ostatnio swój rozmnożyłam i nie miałam takiego ulubionego. Herbatę piłam, ale bez przyjemności. Takie zboczenia maleńkie.


Oczywiście, niebieski.

Odpowiadając Kasi. Buty miałam upatrzone, kupiłam inne. A dokładniej kupiono mi, bo Osobisty płacił w ramach dodatku do prezentu powyższego. Ja mam sobie kupić książeczki. I jak go nie kochać? Wielki powrót obcasa, pod kolano, zamsz (zwariowałam, ale wszak chodnik mam, a buty mają wysoką podeszwę) Wczoraj się wylaszczyłam w spódnicy na Lampionadę i nie zmarzłam, co mi się rzadko zdarza.


p.s. Cuda mi się dzieją z listą blogów, aktualizacje się nie pojawiają, za to pojawiają się blogi, które usunęłam. Ktoś ma radę?

sobota, 9 lutego 2013

Lekarsko i Kraków wspomnieniowy

U lekarza optymistycznie. Nie spodziewałam się niczego innego, bo póki mi się nic nie dzieje, to zawsze jest ok. Pani doktor tylko mnie zbeształa, że tyle mnie nie było, ale co ja mogę... Do leków nie wracam, bo niejako nie mogę. Puls mam za niski na branie czegokolwiek. Nie tęsknię za chemią, w ostatnim roku miałam 4 ataki, z lekami bywały po dwa na rok, więc nie mam zamiaru się faszerować. A i tak pewnie bym nie pamiętała o zażywaniu.

Auto zostawiłam w garażu i pojechałam busem i tramwajem potem. Dzięki czemu mogłam się poprzyglądać ludziom i miejscom. Kraków uderza mnie wspomnieniami. Każdy mijany zakątek się z czymś wiąże.
Naprzeciw Galerii, Radziwiłłowska i praktyki.
Planty z drogą do pociągu.
Bagatela z drogą na uczelnią i z pewnym Nim. Po latach nadal się uśmiecham.
Świętej Anny i najcudowniejsze zajęcia z panem Michałem. Biblioteka, poddasze. M, pamiętasz naszą pierwszą ławkę? I mój bojkot czytelniczy?
Stary Port i najlepsze tosty i największa herbata.
Franciszkańska ze spacerem po nieudanym kinie. Nadal widzę pomarańczowe światło latarni i pamiętam namacalne wręcz pragnienie chwycenia się choć za opuszki palców.
Bulwary Wiślane i Wianki... Już nie boli wspomnienie pewnej twarzy. Pewne decyzje są słuszne.
Sama przychodnia z 8 marca i odstawieniem leków.

Poza tymi miejscami są inne. Wiele miejsc, obrazów, wspomnień. Kocham to miasto.

piątek, 8 lutego 2013

Sercowo przed Walentynkami

Jadę dziś do kardiologa. Czas najwyższy, bo ostatni raz byłam po zaświadczenie, że mogę rodzić naturalnie. Potem miałam się pojawić jeszcze raz, ale nie dałam już rady. Ciekawa jestem, co mi powie. Wszak od 8 marca 2011 roku jestem bez leków. Z małym złamaniem, bo niedawno miałam półtoragodzinny atak i wzięłam dwie dawki, żeby tylko przerwać. Jakoś średnio pomogło. W każdym razie jadę dziś, choć mi się zdecydowanie nie chce nigdzie wychodzić. Wychodzić, bo autem znowu nie wyjadę, troszkę ślisko. Ale busa mam spod domu, potem myślę wykorzystać Osobistego i dojechać tylko do jego pracy. Mam nadzieję, że się czasowo zgramy, bo jeszcze bym chętnie kozaki obejrzała. Na urodziny sobie kupię, a co.
W temacie Walentynek to byłoby na tyle, bo nadal bojkot.

czwartek, 7 lutego 2013

Prywata

Zanim się poczęłaś już Cię pragnęłam
Zanim się urodziłaś już Cię pokochałam
Zanim minęła pierwsza godzina Twojego życia
Byłam gotowa za Ciebie umrzeć...



Nie, nie jestem w ciąży. Ale ktoś mi bardzo bliski tak.


NIGU. Jesteś ze mną od początku na blogowisku. Od Onetu. Wiecznie optymistyczna, zabawna. Chciałam Ci z tego miejsca pogratulować tego maluszka. Jak nikt zasłużyłaś na to, by być Mamą i właśnie nią się stajesz. nie umiem opisać, jak bardzo mnie to cieszy. Ogarnęła mnie dzika radość i się popłakałam. Ze szczęścia. Twojego szczęścia. Niech ono trwa. Życzę Ci pięknej, spokojnej ciąży, łatwego porodu i cudownych chwil po nim. I szczęścia, radości, spokoju potem.


Jesteś MAMĄ. Cudowną, z dystansem i cierpliwością. Dbaj o Was, Mamusiu.

środa, 6 lutego 2013

Przyszła zima biała.... Dach, mahoń i orka

Znów nas zasypało. W nocy spadło sporo śniegu, cały czas dosypuje. Może uda się do sanek doczepić oparcie, to pójdziemy jutro. Bo dziś to Córa mi marudzi poszczepiennie, a i sypie strasznie.
Królik vel Dezerter, vel Menda Zatracona, vel Pasztet znowu pokazuje, co potrafi. Tym razem wygrzebał dziurę koło okna. Do pianki się aż dogrzebał. Rozmowy na temat "wywalę cię na śnieg i mróz i zawieruchę i nie będzie kukurydzy" nie przynoszą rezultatów... Dobro się nie opłaca...
Wybierając czerwoną, klasyczną dachówkę popełniłam największy błąd w całej historii budowy. I żaden facet mi tego nie uświadomił. Ani Osobisty, ani pan, z którym ten cały dach załatwiałam. Owszem, chcieliśmy początkowo czarną, ale ta czarna okazała się raczej mocno jasno grafitowa i padło na to nieszczęście. A czemu nieszczęście? Bo do tego mało która elewacja pasuje. Nie chcemy żółtej, ani tym bardziej białej. mało co zostaje. No cóż. Dalej jest gorzej. Podbitka mahoniowa, jedne drzwi już mamy mahoniowe i okna też takowe chcemy. Tylko dla jednej firmy mahoń jest czerwonawy, a dla drugiej to prawie jasny brąz... Dobieranie tego to istna orka na ugorze... no nic, jakoś dobierzemy. Znaczy ja dobiorę, skoro wybrałam taki klasyczny kolor... Na mózg mi padło.

poniedziałek, 4 lutego 2013

Mama nie wraca do pracy

Plan był wrócić do pracy 1 kwietnia 2013 roku. I znów plany planami, a życie życiem. Powrót okazał się żartem prima aprilisowym. Nie wracam, bo nie mam z kim Córy zostawić. Zbój z niej taki, w pozytywnym tego słowa znaczeniu, że moja mama nie da sobie z nią rady. Wszędzie wlezie, wszystko chce zobaczyć, no i na rączki, a z tym najgorzej. Po długich dyskusjach, liczeniach i kombinowaniach decyzja zapadła. Z moich obliczeń wynika, że siedzę w domu do początku sierpnia 2015 roku.
W związku z tym wszystko się obsuwa. Budowa, drugie dziecko. Ale na razie tylko odłożone na półkę, a nie odwołane, czyli całkiem dobrze. Już nie czynimy planów datowych, ale nadzieje nadal są.
Mama na urlopie nadal szczęśliwa, pełna energii i pomysłów na lato. Podoba mi się takie życie. Wszystko mam na czas, posprzątane, ugotowane, dziecko zabawione, aż czasem ma dość ;) No i pisać mi się udaje i czas dla siebie się udaje wygospodarować. Generalnie spodobało mi się życie kury domowej z własnymi pieniędzmi.

sobota, 2 lutego 2013

Choinkowe wspomnienia

Jako, że dziś ostatni dzwonek na rozebranie choinki, to moja właśnie stać przestała. Nigdy nie znosiłam rozbierania choinki. Szczególnie, jako dziecko. Bo uważałam za niesprawiedliwość dziejową, że na imieniny mamy, czyli dziś, jeszcze stoi, a na moje urodziny już nie. A przecież to ten sam miesiąc.
A ubieranie?
Ubieranie zawsze mi się kojarzyło dobrze, bo zawsze jakoś tak się zdarzało, że w trakcie ubierania przyjeżdżał mój starszy starszy (jest jeszcze starszy młodszy) brat na święta. Przyjeżdżał z dalekiego miejsca, gdzie go życie i miłość zawiodły wywołując wielką radość u swej małej siostrzyczki. Dla mnie wtedy te ciut ponad 200 km to było naprawdę daleko.
Z innych wspomnień choinkowych. Sporo z Was pewnie pamięta akcje z oświetleniem choinkowym, co to ciągle nie działało. I pewnego roku ubierałam choinkę ze starszym starszym bratem i on właśnie sprawdzał oświetlenie. I nie działało. Skomentował odpowiednio, a ja poleciałam do mamy i:
"Mamo, mamo, bo S powiedział, że ślag tjafił oświetlenie, choinki nie będzie". Zdanie przeszło do historii.