poniedziałek, 29 maja 2017

3,5

Syn kończy dziś trzy i pół roku. Patrzę na niego i nie mogę uwierzyć, że ten chłopczyk, który pyta, jak mały był w brzuszku i jak się tam dostał był w tym brzuchu tak dawno. A teraz otwiera przede mną drzwi i bukiety znosi do domu. Recytuje wierszyki i tworzy własne. Pomaga w domu i gada, gada, gada, jak najęty i to bardzo wyraźnie, czasem wyraźniej, niż siostra ;)
Sam się ubiera, zapina guziki i zamki błyskawiczne. Oczywiście, jak ma ochotę, bo jak nie ma, to się dwie lewe rączki włączają. kocha przedszkole (w końcu), samochody, dinozaury i klocki.\
Nie jada pomidorów, zupy pomidorowej, ale spaghetti już je :P Ale i tak najlepsza jest kiełbaska i ziemniaczki.
Waży 15.6 kg i ma 100 do 102 cm, zależy, jak stanie ;P

wtorek, 23 maja 2017

Na kaca najlepsza ciężka praca i na ... tęsknotę też

Czas mi tak zapitala, że jest sobota, a potem znów sobota. No dobra, teraz jeszcze zauważam środę, bo też jeździmy na próby i tak będzie do połowy czerwca, gdy odbędzie się zakończenie roku. Na nic nie mam czasu, ogródek zarasta, ja zarastam, szafy wybebeszone... No dobra, ja nie zarastam, bo ciepło i zarośniętym nijak się nie da być, choć ja i bez ciepła nie lubię. Szafa wybebeszona jedna, muszę zrobić porządek Osobistemu, w swojej już zrobiłam wczoraj. Ach, jak cudnie odkryć wszystkie swoje spódnice i bluzki na ramiączkach. Tia.. Dziś taką ubrałam, jak tylko zamachałam Osobistemu białą chusteczką i poszłam do roboty. Co prawda tym razem nie miałam oczu ze Shreka i "nie jedź", ale to dlatego, że denerwuję się sobotnim występem Córy i tym, że Syn nie bardzo chciał dziś do przedszkola. Ale jednak postanowiłam sobie, że jak go nie będzie, to ja rozłożę korę na brzegu, 30 metrów na długość, półtora na szerokość, i pod różami, żeby nie myśleć. Jutro nie mogę, bo jadę do fryzjera, a potem na próbę, w czwartek nie mogę, bo jadę na badania, a potem na kawę się umówiłam, a on wraca już w czwartek popołudniu. To jak wyszłam o 10, to już o 13.10 mogłam wejść pod prysznic, bo skończyłam. Z czerwonymi plecami, ramionami i z nikim, kto by mnie posmarował. Jaka kąpiel w 32 stopniach jest przyjemna ;)
Z przedszkola wracaliśmy dziś z burzą i deszczem w jednym miejscu. W domu sucho. Grzmi, błyska. Nawet parę kropli spadło, ale tak się zebrać nie mogło, że ja zebrałam dzieci i poszliśmy w końcu posiać warzywka. Marchewkę, pietruszkę, dynie, cukinie, ogórki, sałatę kolorową, groszek zielony i fasolkę szparagową. Ciekawe, co z tego wyrośnie ;) pory już rosną i rzodkiewka też.
Plecy mnie bolą, od słońca też, miałam nadzieję na leżak, to słońce ukradli i w ogóle zrobiło się paskudnie. Jutro poodpoczywam u fryzjera. Potem próba, 4 dziewczynki do przebrania w siedem minut ;)
 A w sobotę wielki dzień.  Na Majówce Hrabiny Zofii premiera Śpiącej Królewny z muzyką Czajkowskiego, o godzinie piętnastej. Potem przejazd do nas i planujemy grilla, więc w piątek czeka mnie trochę roboty, żeby coś upiec. Kto ma ochotę? Zapraszamy :) Na oba wydarzenia.

W niedzielę Córa skarżyła się na uszy, wczoraj rano mówi, że kaszle, że boli ją brzuch, nie chce do przedszkola. W drodze do lekarza przyznała, że chciała zostać w domu, a nic jej się nie działo. Mamy umowę, że jak nie będzie chciała iść do przedszkola, czy do szkoły, to niech powie, a nie kombinuje, po co mam się martwić, a potem, w przyszłości kombinować przed nauczycielem "O, tak, była chora, zapomniałam, hahaha, wie pani, starość nie radość, skleroza taka, hahaha". Tia, szybko przyszła ta rozmowa...

10 czerwca mamy Family Day w pracy Osobistego. O 11. A od 9 do 11 mamy próbę generalną na scenie przed występem na koniec roku. 45 minut drogi dalej. Ktoś opanował teleportację? Chętnie się nauczę :P

poniedziałek, 15 maja 2017

Co z tą pogodą?

Wczoraj było tak cudnie, leżak, książka, brakowało mi tylko Osobistego do szczęścia. Dziś rano 16 stopni, cudne słońce. To sukienka z krótkim rękawem, ukochane szpilki i mnóstwo planów. Znaleźć maliny w trawie, wywietrzyć pościel, skończyć książkę... A po przyjeździe z przedszkola zaszły chmury i chyba wszystkie plany, prócz książki spłyną.
Co z tą pogodą? Za dwa tygodnie występ Córy, na wolnym powietrzu. Coraz bardziej boję się, że mi dziecko umarznie, mimo długiego rękawa sukni. Ale body ma z krótkim. Kurczę, przecież maj już jest...
Denerwuję się tym występem, chyba bardziej, niż ona. W sobotę zawiozłam ją na 10.30, miałam odebrać o 12.30. Obsuwa. ja już pominę, jak rodzice się wkurzają, bo jak tak można, tak przedłużać, bo ich dzieci muszą tańczyć po półtorej godziny i one nie dadzą rady. 8 letnie i więcej pannice. Cholera, moja ma 5 i tydzień w tydzień tańczy po dwie godziny zegarowe. A w sobotę przetańczyła dwie i pół. Myślałam, że wyjdzie ledwo powłócząc nogami, z nosem przy ziemi, a ona wyszła z sali skacząc, z błyszczącymi oczami i nie bardzo się spieszyła do wyjścia. Zapytałam jej nawet, czy nie chce wychodzić, a ona mi na to, że jeszcze by potańczyła, bo było tak super. Już wiem, że w przyszłym roku też będzie chodzić na dwie godziny. Pasja i marzenie, bo od dawna mówi, że w przyszłości będzie baletnicą i będzie uczyć innych. I wiem, że to ten czas, że właśnie teraz powinna zacząć ćwiczyć, by potem móc cokolwiek z siebie dać. I wiem, że to sport ekstremalny, że będzie boleć i będą łzy. Jak zrezygnuje, będę, jak pójdzie dalej, będę.

niedziela, 14 maja 2017

komplement

Jedziemy na lotnisko. Dzieciaki z tyłu konsumują frytki, których nie zdążyli zjeść w restauracji.

- Zobacz, kupiłam sobie róż do policzków, a nie puder brązujący, dorastam - wcześniej uważałam, że mam za duże rumieńce, by jeszcze je podkreślać, Osobisty to doskonale wie, bo wiele razy mu marudziłam, że mam taką, a nie inną cerę.
- Malowałaś się? - gładzi mnie po policzku. - A właśnie się zastanawiałem, co ty dziś tak ładnie wyglądasz. Czy to naturalne, czy domalowane.
- Dzięki. Domalowane.
Kurtyna.

Wcześniej mówił, że woli mnie bez makijażu. Zmienił zdanie, czy po prostu pociągnęłam tak delikatnie, że nie zauważył? :P

czwartek, 11 maja 2017

Polubienie part 1 ;)

Na razie polubiłam się ze stacją dokującą. Bo my teraz mamy ołtarzyk, dwa monitory, stacja dokująca, co od razu wpina laptopa do monitorów i zewnętrznej klawiatury i myszy. A nad tym telewizor, podobno też podłączony, bo z braku gabinety tudzież mojej biblioteczki ołtarzyk stoi w salonie. Uwielbiam tak pracować, choć wczoraj akurat pracowałam nad swoim samopoczuciem katując po raz nie wiem już który Nigdy w życiu. Szkoda, że dwójka taka średnia wyszła.
Dzieciaki odmówiły współpracy i nie chcą zostać na obiad. Myślę, że po prostu chcą pomieszkać w domu, bo w poniedziałek od razu z przedszkola do Krakowa, Syn się uśpił w drodze powrotnej i obudził się dopiero rano, kiedy znowu przedszkole, potem Kraków. Pani ginekolog obejrzała, podumała i uznała, że żyć będę ;) i że to od tej ropy w zębie, poczekamy, zrobimy badania, wrócimy do tabletek. Akurat pani laryngolog miała lukę, więc wzięłam Córę. Trzeci migdał bardzo mały, podniebienne duże, ale zdrowe, uszy ok. Zbadała jej też słuch i jest świetnie. Kontrola w jesieni.
Wczoraj znów przedszkole i od razu do babci i Córa na tańce. Mnie się już nie chce tak jeździć, więc im się nie dziwię.
A w niedzielę Osobisty leci w kolejną delegację, pod koniec miesiąca znów. Ech. Bywa i tak.

niedziela, 7 maja 2017

Rozklejona, o książkach i o nowym laptopie

W czwartek zrobiłam badania zlecone przez ginekologa, wróciłam do domu i dostałam telefon, że mam bardzo wysoki poziom d-dimerów, czy się nie duszę, czy nie mam ciężkich nóg, żylaków itd... A mnie nic się nie dzieje. Pojechaliśmy popołudniu do ginekologa, bo pilnie się miałam skonsultować, wyczekałam się, przyjęła mnie i uznała, że się jej nie zgadza, bo inne parametry nie wskazują na zakrzepy. Chora nie jestem i ona głupieje. Wysłała mnie na powtórne badania, na cito (godzina 19 z hakiem). Zwiedziłam szpital Bonifratrów, odwiedziłam tamtejszego internistę i wygrzebaliśmy, że może ubytek w zębie, który miałam leczyć w poniedziałek. Przy czym dziąsło mnie bolało, więc pojechałam w piątek, okazało się, że mi się kieszeń za ósemką zrobiła i tam ropa. To pewnie przez to te wyniki, ale mimo wszystko na wszelki wypadek musiałam odstawić pigułki. W środku cyklu. Wczoraj się zaczęło. Płacz o byle co, złość w sekundę, rozwaliło mi cykl dokumentnie, a mnie przy okazji. Dziś poszłam na górę, do mojego jedynego tu pudła z książkami, by poszukać czegoś lekkiego, bo Trzy godziny ciszy zdecydowanie nie służy mi w tym stanie. I co? Bez Ciebie. Intruz. Cztery strony miłości. Dziewczyna o kruchym sercu. Milczący zamek. No nic, tylko się pociachać. Belgariadę czytałam niedawno. To samo Belgarath. Pieśń Reginy odpada jak poprzednie tytuły. W końcu wyjęłam Eddingsa i jego Elenium. Choć tu bardziej przydałaby się wczesna Szwaja, bo późniejsza też daje w łeb, głównie Matka wszystkich lalek. A Szwaję mam u teściów.
Osobisty kupił mi nowego laptopa. Od dawna się odgrażał, ja się broniłam, bo przecież mój stary nadal działa. Miałam netbooka, od lat wielu, kochałam go naprawdę i on naprawdę dobrze działał, jak na moje potrzeby. Ale kupił i już. Usiłuję się z nim oswoić, ale jakoś mi nie idzie, notkę piszę już wieki, bo ma inny rozstaw klawiszy i w ogóle jest kanciaty. Tak, wiem, ogromny powód do nielubienia. Nie jestem gadżeciarą, mogę mieć stary sprzęt, jeśli działa. Ten dostałam, żeby było bezpieczniej, bo mi się np chrome już nie aktualizował. Ech... Oczywiście, że podziękowałam i piszę z nowego. Ach, no i Osobisty nie byłby moim Osobistym, gdyby mi nie oznajmił, że już nie mam wymówki, żeby nie pisać ;)

wtorek, 2 maja 2017

Majówka

Dzień święty trzeba święcić, prawda?
Wczoraj w końcu od samego rana świeciło słońce, marzył mi się więc leżak na tarasie i książka. Ale że ostatnio lało, to postanowiłam przewietrzyć kołdry i poduszki. I tak wyszłam na taras, krzywe te deski, co położyliśmy na chwilę (drugi rok leżą), nim zrobimy kostkę. Żeby spokojnie wynieść pościel, muszę je przełożyć, bo nie mogę na nie patrzeć. Zaczęłam sama, Osobisty mi pomógł, skończyliśmy raz dwa. Spokojnie pościel wyniosłam i tu mogła nastąpić chwila z leżakiem, ale... Trawa na tarasie wielka, trzeba oberwać. I krzaczki zarosły. Oberwałam trawę na tarasie, tu i tam wyrwałam, w efekcie zasiałyśmy tam z Córą nasturcję. A jak już sialiśmy jedno, to dzieciom zachciało się więcej. Przepatrzyłam nasiona posiadane, spojrzałam na termometr i wybrałam goździki, łubin, szałwię do doniczki, pory, rzodkiewkę i mieszkankę zebraną w tamtym roku: aksamitki, cynie, bratki. Jednak żeby to zrobić, trzeba trochę ruszyć ziemię, przeplewić itd. Dobrze, że Osobisty mi skopał ogródek pod warzywa, tyle mniej miałam, a ja w tym czasie oberwałam krzaczki, róże mi jeszcze zostały.  Jak sialiśmy, to coraz mniej mogłam patrzeć na łąkę, w której podobno rosły truskawki. Wyplewiłam i okazało się, że nawet kwitną. W czasie odgrzewania rosołu na obiad zdążyłam jeszcze zrobić sernik. Pomogłam też Osobistemu oberwać żywopłot, bo dosadzał tam, gdzie się nie przyjął, przesadziłam sobie też nasiane w tamtym roku goździki na taras. Jeszcze tylko przenieśliśmy trampolinę i wieżę z opon na bardziej docelowe miejsce, wraz z podłożeniem pod opony materiału, by trawa nie rosła. Osobisty zaczął rozkręcać wymienione okna, żeby zlikwidować bajzel i... zrobił się wieczór.
Z czytania nici, ale postanowiłam, że dziś z czystym sumieniem posiedzę, poczytam, popatrzę na piękny ogród. Noooo... Tylko słońce ukradli i zimno jest cokolwiek :P Siedzę więc przy kominku.
A od wczorajszego świętowania święta pracy wszystko mnie boli.
Z takich prac na polu to czeka nas jeszcze spryskanie tu i tam, żeby trawa nie rosła i obłożenie tarasu kamieniami, skalniak tam chcemy sobie zrobić. No i posprzątać właśnie takie rzeczy, jak stare okna i kantówkę. Do domku dla dzieciaków mamy prawie wszystko, prócz stali i drewna, ale też się będziemy za to brać niedługo, wiemy już, gdzie ma stać.

Kolejne tygodnie zapowiadają się intensywnie, głównie ten przyszły, bo mam masę badań do zrobienia, a na tańce zaczynamy jeździć dwa razy w tygodniu, żeby zdążyli wszystko zrobić. Na szczęście w czwartek dzieciaki idą do przedszkola ;)