środa, 30 grudnia 2009

Odmawiam jeżdżenia w takich warunkach

            Ledwo sięspod domu wyskrobałam. A miałam odśnieżone. Tak, ja wiem, że ci, co podjazdznają określają go mianem hardcoru, ale ja sobie radzę. Dziś prawie się niewyskrobałam. Potem było jeszcze gorzej. Biało, biało i jeszcze raz biało nieodzwierciedla tego, co dziś było. Nawet przelotówki nie były odśnieżone. A japrzelotówką to jadę może z pięćset metrów. Potem mam górki, takie konkretne, zeznakami ostrzegawczymi. Jechałam dziś dwójeczką modląc się, żeby nikt niewyjechał, żebym nie musiała używać hamulca.

Kiedyś jechałam w niedzielę, torozumiem, że drogowcy dzień święty święcili i ich nie było, ale co świętowalidziś, nie wiem. Ani pół pługa nie widziałam. Chyba, że siebie zaliczę za służbędrogową. Ja rozumiem, że mam niskie auto, rozumiem, naprawdę. Ale ja dziśrobiłam za pług! Przodem zgarniałam śnieg przed sobą. Od jutra wożę saperkę.

niedziela, 27 grudnia 2009

Świąteczne wspomnienia

            Powielogodzinnych przygotowaniach, które głównie spadły na moją mamę, przyszedłczas na wypatrywanie. Ale nie pierwszej gwiazdki. U nas rozpoczęcie Wigiliiwyznacza przyjazd mojego Osobistego Mężczyzny. I właśnie dzięki Niemu to byłynajpiękniejsze święta. Cudownie usiąść do wieczerzy obok siebie, przytulić sięprzy życzeniach, potem zwyczajnie siedzieć wtuloną w niego, wśród resztyrodziny. Potem zwyczajna, niezwyczajna Pasterka, bo w Czernej, w miejscu, gdziedużo się zaczęło. Zresztą, całe święta takie są. To w Wigilię przegadaliśmypierwszy dzień z naszej permanentnej rozmowy.

            Skarbie,jesteś najpiękniejszym prezentem bożonarodzeniowym, jaki mogłam sobie wymarzyć.Choć nasza rocznica dopiero za miesiąc, to w Święta właśnie zaczęliśmy nasząprzygodę na całe życie. Dziękuję. Za obecność, za cierpliwość, za miłość… Zaogrzanie dłoni w kościele. I za blask w oczach, który prowadzi mnie wnajciemniejszych chwilach mojego życia.

czwartek, 24 grudnia 2009

Bardzo cicha noc...

„Bóg się rodzi, moc truchleje…”

W Betlejemskiej stajence narodził się Chrystus, maleńkie Dzieciątko niosące światu radość, pokój i nadzieję, zmieniające wszystko. W ten szczególny czas wielkiego cudu pora podzielić się opłatkiem i życzyć sobie wzajemnie tego, co najlepsze. Miłości i ciepła, obcowania z bliskimi w radosnej atmosferze, cierpliwości i dobroci. Niech światło Niebieskiej Dzieciny dochodzące do nas z daleka opromieni najpiękniejsze chwile naszego życia i złagodzi te pełne goryczy.

A wśród zapachu wieczerzy wigilijnej i przy błyszczącej choince poślijcie ciepłą myśl dla tych, którzy spędzają te Święta poza domem... Taki bardziej symboliczny biały talerz...


W ilu domach będzie dziś
Puste miejsce blisko drzwi?
Miejsce, co nie zajmie go
Żaden nocny, zagubiony gość.
Bardzo cicha noc.
Radość przystanęła w drzwiach,
Nie chcę wejść, choć dom ten zna,
Wszystko pozbawione barw,
Każdy dźwięk ma dziś tęsknoty smak.
Bardzo cicha noc.
Znów zasypie wszystko śnieg,
Prócz pustki po kimś, co
Tutaj zawsze z nami był,
A teraz nie ma go.
Jakie morza dzielą nas?
Pustynia, czas czy mrok?
Zapada w nas
Bardzo cicha noc.
W ilu domach będzie dziś
Puste miejsce blisko drzwi?
Zdjęcie w ramce, kartka, list,
Zamiast tych, co tu nie mogą być.
Bardzo cicha noc.
Bardzo cicha noc.
Bardzo cicha noc.


wtorek, 22 grudnia 2009

Arbeit Macht Frei

            Tablicaznad miejsca, które budzi grozę. Które wywołuje ciszę. Wielką ciszę. Z miejsca,które zgina kark. Kradzież zainteresowała wszystkich. Wstrząsnęła wielomaludźmi. W tym mną. Nie umiem powiedzieć, co czułam. Dla mnie historia jestważna, mam do niej ogromny szacunek. A to jest fragment historii. Topozostałość po wojnie, która jest czarną kartą historii całego świata. Nietylko Polski, Niemiec, czy Wielkiej Brytanii, a całego świata właśnie. Boudowodniła, że ludzie nie umieją ze sobą żyć, że potrafią stworzyć piekło naziemi innym ludziom. I jest to rzecz, której nie wolno nam zapomnieć. Bozapomnieć, znaczy zaprzepaścić ofiarę tych, którzy szli do obozów, którzy szliprzelewać krew za marzenia o wolnym świecie. I w tym kontekście ta kradzieżjest oburzająca. I nie ma tu wielkiego znaczenia, że to nie Polacy zlecilicałość. Bo to kradzież dobra kultury, świadectwa bestialstwa, które dokonywałosię przy zezwoleniu całego cywilizowanego świata.

Nie wiem, czy można coś bardziejzbezcześcić. Nie wiem, czy można bardziej uchybić pamięci ofiar. Nie wiem, czyjest adekwatna kara za coś takiego… Bo co innego wycenić kawałek metalu, a coinnego wycenić kawał historii. Takiej historii.

sobota, 19 grudnia 2009

Zimnoooo

            Ktoś nacałego zepsuł ogrzewanie. Nie wierzyłam, jak zapowiadali mrozy. No niewierzyłam i mam za swoje. Utarło mi nosa. Dziś prawie mi od tego ucieraniaodmarzł. No zimno jest niemiłosiernie. A jutro mam kiermasz prac. Super,prawda? No super. Na polu mam stać. Przedpołudniem niedzielnym. Takim zimnym.Więc, proszę państwa, odezwę się, jak odtaję. Może na wiosnę mi się uda. Doodtajania.

poniedziałek, 14 grudnia 2009

Jak pozbyłam się rogów

            Rogi miurosły. Na pewno pamiętacie. Skarb twardo utrzymywał, że to nie jego zasługa,więc wybrałam się do chirurga. Skoro on nic nie wie, to czas usunąć.Szczególnie, że jeden pękł. Termin miałam na zeszłą środę. Z całą gamą wsuwek,opasek i środków przeciwbólowych pojawiłam się pod gabinetem. Opisy sobiedaruję. Bolało. Tylko tyle powiem. To znaczy pierwszy bolał, ale inaczej sięnie dało. Pozbywania się drugiego nawet nie poczułam. Potem też nic nie czułam,co mnie trochę zdziwiło, ale nie powiem, że nie cieszyło. Teraz czasempobolewa, ale do wytrzymania. Niestety całe to wycinanie wiąże się zopatrunkami. Tak więc od tamtej środy kombinuję z fryzurami, żeby nie byłowidać, ale jednocześnie, by nie przyciskać opatrunków, bo wtedy boli. W środęmam iść do kontroli. Może mi zdejmą szwy. A wiecie o czym marzę? O normalnymumyciu włosów. Bo do dziś mama mi je myła i to na trzy podejścia, bo opatrunkównie można zamoczyć. Tak więc zaczynało się z prawej strony, potem lewa i tył.Grzywkę myłam już sama. Koszmar. Półgodzinny. A włosy umyte muszą być codzienniei już. Byle do środy!

            Mamnadzieję, że rogi nie odrosną. Ich usuwanie jest kłopotliwe. A teraz swędzi…

piątek, 11 grudnia 2009

Ludzie, nie widać Was!!

            Do pracyjeżdżę jak jest jeszcze ciemno. Nie wszędzie mogę użyć długich świateł. I przezto widoczność mam naprawdę ograniczoną. Szczególnie, jak mi wyjdzie na środekdrogi ktoś ubrany od stóp po głowę na czarno. Ludzie, ja wiem, że czarny jesttwarzowy, stylowy i wyszczupla, dodatkowo nie widać na nim zabrudzeń. Ale wasna drodze wtedy też nie widać. Kierowca powinien jeździć ostrożnie, jasne. Aleod momentu, w którym was w końcu zobaczy, ma ułamki sekund na ewentualnehamowanie. To jest stanowczo za mało, za krótko. Bo droga hamowania jestdłuższa niż ta odległość. A wystarczy mieć na sobie coś jasnego, już nawet nieodblaski. Biały szalik, jasne buty choćby zwiększają wasze szanse na przejścietego fragmentu, gdy nie ma chodnika bezpiecznie. Tak mało, a tak wiele…


                      >>Tyle widzi kierowca po zmroku<<

wtorek, 8 grudnia 2009

Jeżdżę

            Od dziś nadrogach jest jakoby mniej bezpiecznie. Mianowicie wczoraj odebrałam prawo jazdyi wyruszyłam na podbój szos. To znaczy po prawdzie to najpierw okropniepokłóciłam się ze Skarbem, bo uważałam, że sama, bez niego obok to ja przezpierwszy tydzień nie pojadę i już. No to "minął" tydzień. Wczoraj pojechałam zanim do pracy, dziś od jego domu do pracy właśnie, a popołudniu całkiem sama zpracy do domu. Trzęsę się cała, ale jadę. To znaczy jak jadę to się nie trzęsę,ale wychodzenie z auto to wyzwanie, bo się pode mną nogi uginają. No ale będziedobrze, musi być. Bo suche nogi są bezcenne.

wtorek, 1 grudnia 2009

Krzyże przy drodze

            Wielkieoburzenie zapanowało, bo w stolicy z poboczy usuwają krzyże upamiętniające ofiarywypadków. A ja jestem jak najbardziej za. Wszędzie powinni je pousuwać. Drażniąmnie i denerwują, a dodatkowo rozpraszają. Bo jak ktoś tam zginął, to może jabędę następna i bach, wypadek gotowy. Tak samo jestem przeciwna kapliczkom copięć metrów. A wierzcie mi, że znam takie miejsce. To chyba w ramach nieoddawania czci bożkom i posągom. Bardzo sprytne. Za to robimy dyskotekę kołodróg z lampek i wyścig prawie jak na cmentarzach, przy czyim krzyżu będzieładniejszy kwiatek. Kiedyś słyszałam opinię, że to ma „mordercy” przypominać,jakiej zbrodni dokonał. Mordercy napisałam w cudzysłowiu, bo czasem to naprawdęjest nieszczęśliwy wypadek, nie spowodowany alkoholem, czy narkotykami. Ale takpo ludzku trzeba dobić człowieka, który zapewne tą chwilę będzie miał całeżycie przed oczami. Brawo współczucie i wybaczanie.

            Krzyż przydrodze nikomu życia nie wróci. A może komuś je zniszczyć… Więc po co?

poniedziałek, 30 listopada 2009

Sukces nie- zawodowy

            Teatremzajmuję się z zamiłowania. Dla przyjemności piszę scenariusze, wymyślamscenografię, a potem wkładam w to życie. W ramach zakończenia kursustolarskiego i florystycznego w pracy też miałam coś napisać. I napisałamwierszyk, pół żartem pół serio. Dziś był wielki dzień. I wielki sukces. Głośneoklaski, śmiech. I zaproszenie do współpracy z innym ośrodkiem, prośba oprzedstawienie u nich i o tekst, by przedstawić go na Radzie Pedagogicznej.Wzruszenie nie do opisania. To jest smak sukcesu. Smak szczęścia.

sobota, 28 listopada 2009

O przygodzie z kursem słów kilka

            Ochłonęłam.Nawet udało mi się uwierzyć, że zdałam egzamin na prawo jazdy. Teraz tylkozostaje mi czekać na ten kawałek plastiku.

            A było totak… Jakieś półtora roku temu się zapisałam na kurs, ale… stchórzyłam i nieposzłam. Ale co chwila słuchałam, jakby mi to życie ułatwiło i tak dalej, więcw końcu uległam. Zapisałam się. Na pierwszą jazdę szłam na miękkich nogach.Rany, jak ja się bałam. A po… Ja chcę jeszcze raz! I tak mi zostało do dziś.Zostało mi też szybkie jeżdżenie, choć ostatnie dziesięć godzin naprawdęuczyłam się jeździć przepisowo. Ale jak instruktorowi udało się nauczyć mnie„prawo, lewo”, tak wolnej jazdy nie.

A dziś mam własne, piękne iprzecudne cztery kółka, masę długów i ogromną satysfakcję. Bo się odważyłam. Bozrobiłam coś, o czym mówiłam, że nigdy, bo się boję. Pokonywanie własnegostrachu daje ogromną satysfakcję.

środa, 25 listopada 2009

Koniec z L :)

Jestem pełnoprawnym użytkownikiem dróg :) Przed chwilą dosłownie zdałam egzamin na prawo jazdy. Mój ukochany peugeot nie będzie już stał samotnie w garażu, tylko będę nim śmigać. Tzn jak dotrę do Wydziału Komunikacji, by opłacić, a potem odebrać prawo jazdy.

Rany :) Kawałek plastiku, a potrafi tak uszczęśliwić.

Idę do kina :):)

poniedziałek, 23 listopada 2009

Uratowana przed super ofertą przez grypę

            Dzwonek dodrzwi. Zarzuciłam szlafroczek i poszłam otworzyć. Jakiś małolat pyta ogospodynię, no to mówię, żem ci jest. A ten zaczyna nawijać, że on ustalagodziny i kiedy on może. Ja wiem, że ja chora i nie bardzo kumam, ale co onmoże? Ziorłam mu w te papiery i wołam, „Stop, ale o co chodzi, bo ja nierozumiem.” No to się wypowiedział, że on chodzi od sąsiada do sąsiada i ustalakiedy może przyjść podpisać umowę i założyć telewizję. Otrzeźwiło mnie.Wywaliłam na zbity… bruk mówiąc, że nie jestem zainteresowana i generalniewracam do łóżka bo mam grypę. Uciekł. No zdezerterował, słowo daję. A mogłamsię grypą podzielić. Zwykłą mam, więc by nie chrumkał…

            Sprytnysposób mają. Tak średnio się da im odmówić, bo skoro on już godziny ustala, kiedymoże przyjść montować, to jak mu odmówić? To jakby już było ustalone, nie? Isądzę, że wiele osób na to złapie. A mnie uratowała „medialna epidemia” grypy. Boinaczej pewnie bym się go tak łatwo nie pozbyła. Bo a czemu nie, a to super hiperoferta, a on tak prosi. Pominę, że nie miał prezencji do proszenia i wciskaniaczegokolwiek we mnie. Czapka i szalik po same uszy na mnie jakoś nie działają…

sobota, 21 listopada 2009

"Życie jest cudowną chwilą, ze mną bądź"

     Kiedy zobaczyłam go równo sześć lat temu na parkingu, do głowy by mi nie przyszło takie rozwinięcie. Był kolejną osobą przewijającą się przez moje życie. Wtedy nic nie znaczącą, chwilowy towarzysz.
     Dziś jest partnerem na całe życie. Człowiekiem, któremu oddałam wszystko i mogłabym oddać jeszcze więcej. Kimś, kto nauczył kochać i dał taką miłość o jakiej nie śniłam.
     Nie wiem czy taka miłość zdarza się raz w życiu. I nie chcę sprawdzać. Chcę tylko, by dla nas była właśnie tą "raz w życiu".

piątek, 20 listopada 2009

Ruchomy zamek Hauru w rytmie Mamma Mia

     W łóżku siedzę, więc włączyłam filmy. Zaczęłam od Ruchomego zamka Hauru. Nadal urzeka mnie ten film. Najpiękniejszy jaki widziałam, najbardziej wzruszający. "Nie jestem już piękny, moje życie straciło sens" nadal mnie zabija. No i Calcifer, który jest jego dobrym demonem. Bawi mnie do łez. "Drewno takie mokre jest... Bardzo".
     Na drugi ogień poszło Mamma Mia. The winner takes it all nadal jest najlepszą sceną w tym filmie. Meryl Streep po prostu mistrzowsko zagrała. I znalazłam wadę super przystojnego Pierce'a Brosnan'a. Ma owłosioną klatę... Fuuuuj... Może to i męskie, ale mnie niszczy wszystko.

piątek, 13 listopada 2009

Jak skłonić faceta do zdrady

            Przyjaźńrządzi się swoimi prawami. Przyjaciółkę można poprosić o wszystko. I pewnie sięzgodzi. No i czasem kobiety wpadają na genialny pomysł. Nie ważne, czy mająpodstawy, czy nie. Bo facet może być czuły dla niepoznaki, przytulać i myśleć oinnej i takie tam. Więc trzeba sprawdzić, czy aby na pewno nie mamy się o cobać i czy jesteśmy jedyne. A jak ma podstawy to tym bardziej trzeba sprawdzić zkim i jak długo, żeby jego zabić, a jej kłaki powyrywać. A najlepiej posłaćnajlepszą przyjaciółkę, żeby go pouwodziła i sprawdziła jego uczciwość. Ale…

            Facetapodnieca prawie każda naga kobieta. Więc jak taka przyjaciółka stanie przedpotencjalnym niewiernym, to on się skusi. Że to przyjaciółka jego kobietypomyśli, owszem. Po fakcie.

            Czy aby napewno warto posyłać przyjaciółkę z misją dziejową skazaną z góry na powodzenie?Po co to kobietom? Chyba tylko, żeby się zdołować, jakiego drania kochamy. Aleczy na pewno drania… Kobieta sama podsunęła mu inną pod nos, sama popchnęła gow jej ramiona, wsadziła mu ją do łóżka. Ja jego winy nie widzę. Winna jest onasama. Ona i jej głupota.

            A takfajnie żyć nie kombinując…

wtorek, 10 listopada 2009

Kartka z Wrocławia

            DoWrocławia dotarliśmy około godziny 11. Przywitano nas mozzarellą i sałatkągrecką, a potem było szkolenie. Do 17, o której zjedliśmy coś jak obiad. Zkolacji, z racji późnego obiadu, zrezygnowaliśmy i poszliśmy na miasto.Zauroczyło mnie. Może ze względu na wieczorową porę, bo tam wszystkooświetlone, a może z racji miłego towarzystwa prywatnego przewodnika. Alemiasto naprawdę piękne. Zadbane, oświetlone, spokojne. Urokliwe zakątki, cudnebudowle i jakaś taka atmosfera. Faktycznie miejsce spotkań. Z krasnoludkamiteż. Te obfotografowałam dnia następnego, kiedy też łaziliśmy po Wrocławiu zszefem tamtejszych warsztatów. Ale ten nam rekinów nie pokazał ;)

            Po pysznymobiedzie w fantastycznej knajpce wróciliśmy do domu. Ja mogę częściej na takieszkolenia. Choć teraz się leczę, bo w busie naszym zmarzłam i teraz mamgorączkę. 37. Czyli jak na mnie to za dużo. Kończę więc notkę, bo zaraz zacznęmajaczyć.

            Ale miastopolecam będąc jeszcze w pełni władz umysłowych.

niedziela, 8 listopada 2009

Służą mamonie, a nie Bogu

            Miało byćsprawozdanie z Wrocławia. Nie będzie. A to dlatego, że rano poszłam dokościoła. Czytanie było o wdowie, co dała ostatni grosz. No i ksiądz proboszczwalnął kazanie. Oczywiście o budowie nowego kościoła, której to jestemprzeciwna od momentu wspomnienia o planie tejże. No ale do rzeczy. Mówi, żezaplanował dużo, ale dzban się wyczerpał i ma mały dług. I tak obliczył, że narodzinę to wypada tylko 300 zł. Wyprostowało mnie. I że on absolutnie niesugeruje, że mamy dać. Nosz… Obsiedli mnie i nie dało się wyjść, a słowo daję,że byłam blisko. Ale już moja noga tam nie postanie. Wolę dalszy kościół, bylenie tam. Bo ten dług to bagatela półtora miliona złotych.

            Księża wmojej parafii jeżdżą najlepszymi autami. Jeden tylko chodzi na piechotę bo autanie ma. Reszta służy pieniądzom. Proboszcz wciąż woła o kasę. Remontuje starykościół, buduje nowy, wciąż mało kasy. Narobił długów. A dach w starym,zabytkowym kościele grozi katastrofą budowlaną. Ale ważniejszy jest nowy.

            Gdzie czasysłużebności kościoła? Jego posługi? Mam dość zakłamanie księży. Mam dość ichbiadolenia. Mam dość ich wyjazdów do ciepłych krajów na panienki. Mam dośćcałego ich kościoła. Ostatni raz.

            Wolę msze znaszymi. Bo są szczere.

czwartek, 5 listopada 2009

Wrocław

            Jutrowybywam do Wrocławia na szkolenie. Plan dopięty na ostatni guzik. Niepokoi mnietylko dopisek przy sobotnim obiedzie. A mianowicie niespodzianka. Co oni mikażą jeść? Ale generalnie cieszę się. Oderwę się troszkę. A może jakiśkrasnoludek spełni me marzenie?

poniedziałek, 2 listopada 2009

(*)

 
Była ze mną zawsze. A przynajmniej odkąd pamiętam. Odeszła dziś o 4 rano. Na moich rękach. Ukochana Bonnie. Dołączyła do Pocusia...
Kocham oba...

Komentarze będą kasowane

piątek, 30 października 2009

Jak zapewnić dziecku miejsce pod aniołkiem

            Idąc zmiasta zobaczyłam mrożącą krew w żyłach sceną. Rodzina jechała autem. Rodzice zprzodu, dziecko z tyłu. Nawet fotelik mieli. Ale… Dziecko, tak na oko 5-letnie,nie było w ten fotelik wsadzone i przypięte. Wcale nie było przypięte.Natomiast stało między przednimi fotelami i oglądało świat przez przedniąszybę.

            Ludzie, wzderzeniu to dziecko nie ma najmniejszych szans. Po co inwestować w fotelik,skoro się go nie używa? Jak się tak bardzo nie chce dziecka to są „lepsze”sposoby, niż zafundowanie mu latania przez przednią szybę. Absurd po prostu.Pewnie, dzieciaki się wypinają. Ale wtedy zapina się je tyle razy, ile trzeba. Boto chodzi o ich bezpieczeństwo. O ich życie. Skoro wydaliście tyle kasy nafotelik, to go użyjcie. Użyjcie wyobraźni. Ten przepis akurat nie jest po to,żeby go łamać. Jest pomyślany po to, by na cmentarzach było mniej małychgrobków, by coraz mniej białych trumienek co dzień opuszczało dom, w którymdziecko miało być bezpieczne. Zbliża się Wszystkich Świętych. Popatrzcie namałe groby, na alejki wypełnione małymi nagrobkami, na te aniołki strzegące spokojudzieci i pomyślcie, czy naprawdę wolicie dziecko zadowolone oglądające światprzez przednią szybę, czy dziecko żywe, bo nie przeleciało przez tą szybęwłaśnie.

niedziela, 25 października 2009

Dyplom i studia

            Bardzo mibyło nie po drodze. I tak po obronie 9 lipca dopiero dziś zawitałam nauczelnię, żeby dyplom odebrać. Mam na papierze w końcu, że jestem absolwentkąpedagogiki przedszkolnej i wczesnoszkolnej. Do tej specjalności dodali jeszczemoduł: terapię pedagogiczną. Z zasady się zapytałam co to. Ale jakoś mnie niekorci, żeby znów zasiąść w ławce. Ktoś kiedyś powiedział, że jak ktoś niestudiuje w weekendy to traci ten czas. To ja go sobie chętnie potracę.Pospędzam czas z moim Skarbem, z Przyjaciółką, pobyczę się… I wcale nie uważamtego czasu za zmarnowany. Jest mi po prostu bosko. I postanowienie, że jak zarok mi się zachce iść na studia, zaowocuje pewnie tym, że będzie jak jest. Bowolne weekendy są dla mnie zwyczajnie fantastyczne. A może po prostu mam je zkim spędzać i dlatego ich nie marnuję?

piątek, 23 października 2009

Imprezowo

            We wtorekzaliczyłam trzy imprezy. Z pierwszą, imieninową, przyjechała do naskierowniczka. Dla niezorientowanych u mnie w pracy jest Prezes, Zarząd Krajowy,kierowniczka główna i dwóch zastępców, w tym mój kierownik o granatowychoczach.

Następną imprezą była ta z okazjiDnia Instruktora i Wychowawcy. Małe wesele prawie że, ale bardzo sympatycznie.Spotkałam ludzi z poprzedniej komórki i bawiłam się świetnie.

Trzecią była parapetówka.Odkładana ze cztery razy, w końcu doszła do skutku. Objadłam się jak dzikiosioł. Piłam mało, bo się do żołądka nie zmieściło. Czy ja już mówiłam, żeżadnych imprez w ciągu tygodnia? To powtarzam i pewnie znów złamię obietnicę.

A 6 i 7 listopada wybywam naszkolenie do Wrocławia. Już się cieszę. Znów impreza ;)

wtorek, 20 października 2009

Podła zakonnica w ośrodku dla niepełnosprawnych

            Polskęobiegła szokująca wiadomość. Zakonnica biła niepełnosprawne dziecko. Owszem,szok i niedowierzanie, ale…

            Jestemterapeutą zajęciowym. Pracuję z osobami niepełnosprawnymi. 8 godzin dziennie znimi spędzam i wierzcie mi, są dni, kiedy mam ochotę zabijać. Powstrzymuję się,bo oni nie są niczemu winni. Bp przemoc rodzi w tym wypadku przemoc wobecktórej nie mam szans, bo mają bardzo dużo siły. Więc naprawdę drażnią mniewszystkie głosy, które psy wieszają na zakonnicy, bo z reguły nie wiedzą o czymmówią. To nie są biedne, niewinne dzieciaczki. To nie są bezsilne stworzenia.Miałam przed nosem garnek żeliwny, leciała mi koło głowy szklanka. I wtedy nanich krzyczę. Zapewniam, że jakbyście mnie wtedy zobaczyli, też byście na mniepsy wieszali, że się nad nimi znęcam.

            Nie znająckontekstu, widząc tylko jedno wydarzenie, nie można oceniać. Te zakonnice są ztymi dziećmi dwadzieścia cztery godziny na dobę. W dobre i złe dni. W chorobiei zdrowiu, w napadach szału, które się zdarzają i w chwilach spokoju, kiedyjest naprawdę bosko i kiedy wiem, za co kocham swoją pracę. I są nie tylkozakonnicami. Są przede wszystkim ludźmi. Z emocjami, z potrzebami. Można jezranić słowem i uczynkiem i jak każdy człowiek się bronią.

            Anajgłośniej krzyczą ci, dla których klaps jest metodą wychowawczą. Hipokryci. Aile razy pomstowaliście, że zabijecie własnego szefa? Ale tego nie robicie,powiecie. Tak, bo z pracy wychodzicie do domu, gdzie czeka pies, na któregowrzaśniecie, lub odprężająca kąpiel. Ta zakonnica nie ma tego luksusu.

            Jak o czymśmówicie, to miejcie o tym jakieś pojęcie.

poniedziałek, 19 października 2009

Skrzywdzono maturzystów. Wstyd! Hańba!

            Matematykaobowiązkowa na maturze. W końcu. Niestety. Różnie się różni ludzie na tozapatrują. Ale dzisiejsza rozmowa to mnie zamurowała. Jedna pani drugiej paniżaliła się, że czemu to jej syn ma pierwszy pisać. Że on zaskoczony. Że mogliprzecież powiedzieć, że matematykę będą zdawać ci, którzy teraz są w pierwszejklasie, to się zdążą nauczyć. A nie tak nagle, biednych trzecioklasistówmęczyć. O ile mnie pamięć nie myli, to matura z matematyki miała wejść już jakja zdawałam ten egzamin, a wierzcie mi, trochę temu to było. Więc zaskoczenietegoż maturzysty jest dla mnie mocno nie na miejscu. I tak mi się zdaje, że cojak co, ale matematyka na poziomie podstawowym to przyda się każdemu…

            Jeszczekiedyś słyszałam, od tej samej pani, że może ta matematyka to taka luzackabędzie, bo pierwszy raz. Że może łatwiejsza, bo oni na pewno nie zdadzą. Nosłowo daję, krzywda im się wielka dzieje, wstyd i hańba, bo w końcu zrobili, cozapowiadali. A maturzyści na alarm biją. Bo nie umieją. Bo liczenie jest be iryczeć będą. Tak po dorosłemu. To czemu zdają maturę, skoro liczyć nie umieją?Bo wydaje mi się, że umiejętność liczenia jest nawet ważniejsza, niż językobcy. Bo jak oszukają nas w sklepie, to nawet nam fiński nie pomoże.

            A ktoś mipowie ile to ⅔+ ½? W ułamku mieszanym poproszę.

sobota, 17 października 2009

Niektóre rzeczy

            Niektórerzeczy zwyczajnie nie wychodzą. Opadają jak biszkopt za wcześnie wyjęty. I aninie smakują, ani piękne nie są. A wyrzucić szkoda, bo tyle pracy włożonej…

piątek, 16 października 2009

Kochać...


Kochać i być kochanym to tak, jakby z obu stron grzało nas słońce.          

                                     David Viscott

środa, 14 października 2009

Zima zaskoczyła nie tylko kierowców

    Mnie też zaskoczyła. Spodziewałam się co prawda, że poprószy, skoro od tygodnia w prognozie trąbili i im się nie znudziło, to jakiś śnieg by się zdał. No i zaczął padać. I jak go zobaczyłam o 5.50 jak z domu wychodziłam tak widzę go do teraz, choć usilnie staram się nie patrzeć za okno.
    Nasz bus zazwyczaj z pierwszego odwozu przyjeżdża tak około 14.40, jeżeli wyjedzie równo o 14. Dziś wyjechał za 10. Wrócił 15.25. Po drodze spotkał powalone drzewa i nieprzejezdne drogi.
    Do domu wracałyśmy bardzo powoli. W lesie, gdzie drzewa są bardzo daleko od drogi, czubki drzew się stykały, tak je śnieg przygiął do ziemi. Jechało się jak w tunelu i byłoby to oglądać fajnie, ale bez bezpośredniego uczestnictwa. Ślisko, błoto pośniegowe, mokro i wieje. Śniegu gdzieniegdzie po kostki. Sporo aut na poboczu.
    A do domu płynęłam we własnych butach. Potop mi zaserwowały. Basen kryty.
    Ja chcę już lato!!

wtorek, 13 października 2009

Święta

            Dziś ranotrąbili, że jutro Dzień Nauczyciela. I tak mi się dziwnie zrobiło, że to jużnie moje święto, bo już nawet studentką nie jestem. Bycia studentką akurat nieżałuję. Ale… Przecież ja mam dyplom z pedagogiki przedszkolnej iwczesnoszkolnej, czyli… Jestem nauczycielem :D Jutro mam święto. Już możecie składaćżyczenia :D

            A 20października jest święto Instruktora i Wychowawcy. Też oczekuję na życzenia :PAle mi nażyczą :D. No i znów impreza w pracy.

niedziela, 11 października 2009

Kobiecość

            Kobietazawsze chce czuć się piękna i pożądana. Po prostu kobieca. Budzić zachwyt woczach mężczyzn, a najbardziej w oczach tego jedynego mężczyzny.

            Jest jednachwila, gdy kobieta jest kobieca tak, że bardziej się nie da. To moment, gdykocha się ze swoim mężczyzną. Nie ma nic piękniejszego, bardziej pełnego. Wtedyjest uwielbiana, piękna, kobieca, pożądana i jedyna. Skupia się na niej całyzachwyt i ona wtedy czuje się jak nikt. Staje się królową. Każdej życzę takiegoprzeżycia.

            Inieprawda, że faceci „wymyślili” seks, by nas zniewolić. Feministki są wbłędzie.  Seks, połączenie ciał i umysłówjest po to, by poczuć się wyjątkowo, szczególnie. By być tak blisko drugiegoczłowieka, jak to tylko możliwe. By czuć w sobie całe piękno, by nim emanowaćna zewnątrz. Aby widzieć w oczach partnera pragnienie, by tak było zawsze, byujrzeć w nich niczym niezmącony zachwyt. By unieść się na tym uczuciu. Jak ktośtego nie przeżył, cóż… Wszystko przed nim.

sobota, 10 października 2009

Zawirowanie, jak liście nad głową

            Pewnezawirowania w życiu powodują przemyślenie wszystkiego po raz kolejny i powrótdo dawno zapomnianych wniosków. Czasem jeszcze dochodzi do tego rozmowa z kimś,kto stoi całkiem z boku. I to bardzo pomaga.

            Przypomniałamsobie dawne postanowienia. Dostrzegłam, że były słuszne. I odnalazłam się.Gdzieś tam po drodze. Spokój, cisza i zadowolenie. Tak można mnie dziś opisać.Oby kolejny stan depresyjno podobny pojawił się dopiero za długi czas. I znówcieszę się jesienią. Dziś deszczową, ale mimo to nadal piękną, kolorową. Skąpanąw małych diamentach.

            Przestałamgonić własny cień. Jestem taka, a nie inna. I jak komuś się to nie podoba, tojego sprawa, nie moja.

czwartek, 8 października 2009

Kłopotliwie

            Ostatniczas był dla mnie ciężki. Kłopoty w życiu, kłopoty w pracy.

            Coraz mniejmnie tu. Nie wiem, czy to przez jesień i te długie wieczory, które mnie tylkoprzygnębiają, czy przez brak czasu. Czasem chcę coś napisać i nie wiem co. Jakteraz.

            Pomilczęsobie.

poniedziałek, 5 października 2009

Utopiona w oczach...

            Na własne życzenie się wkopałam. Siedziałam sobie w pracy przy śniadaniu, jak zawsze obok szefa. Wcześniej mówiłam mu o jasełkach, że chcę przedstawiać i tak dalej. Oczywiście się zgodził. A przy śniadaniu mówi, że na koniec kursu będzie bankiet. I miło by było jakieś przedstawienie zrobić. I patrzy mi w oczy tymi swoimi granatowymi ślepiami. Topniejąc pytam na kiedy. Koniec listopada. Zgodziłam się no… No co miałam zrobić? Tak, mam do zrobienia dwa przedstawienia. Tak, nie wiem jak to zrobię. Ale zrobię. A następnym razem rozmawiam z nim przez ścianę. Żeby mnie znowu nie utopił w tych swoich oczach i żebym znów się na coś nie zgodziła… To koszmar mieć takiego szefa, mówię Wam ;) I jeszcze godzi się z entuzjazmem na każdy mój głupi pomysł. I mi pomaga. No koszmar, mówię Wam. ;) (I jeszcze premię za to dolicza, tak nawiasem ;) )

piątek, 2 października 2009

Intruz

            KsiążkaStephenie Meyer, autorki Zmierzchu i całej sagi o wampirach. Tym razem dladorosłych czytelników. Zaczęłam w poniedziałek. Nie czytałam dużo. Dziśskończyłam. I jestem zauroczona. Książka o miłości, poświęceniu, miłosierdziu io istocie człowieczeństwa. Bo być człowiekiem, nie oznacza tylko posiadaniaciała…

poniedziałek, 28 września 2009

Gdy traci się przyjaciół

            Płakałam postracie jednego przyjaciela. I tu chwała Jemu, że nie stracił cierpliwości, żeryczę tydzień po innym facecie, tylko pocieszał i tulił. Za resztą nie zdarzałomi się płakać. Teraz u mojego boku jest czwórka przyjaciół. Dwóch mężczyzn, wtym On, bo przyjaciółmi jesteśmy, choć ostatnimi czasy prawie się pozabijaliśmyi dwie kobiety. Jedna, z którą było różnie, masa pretensji, mało czasu, wielenieporozumień, ale wyszłyśmy z tego zwycięsko. Męska rozmowa pomogła. Męska wsensie wykrzyczenia wszystkiego co leży na sercu zamiast dania sobie pomordzie. Pomogło i nadal uważam ją za przyjaciółkę. Druga to kuzynka, widywanarzadko, rozmawiamy też rzadko, ale jak się wali to możemy się kontaktować okażdej porze dnia i nocy. O mężczyznach może zamilknę, może kiedyś, bo to tematna osobny post.

Był ktoś jeszcze, jeszcze jednakobieta. Poznana na studiach. Cały ten okres razem, bardzo blisko. A teraz…Teraz nie umiem z nią rozmawiać i nie chcę. Poleciało chyba w chwili, gdyznalazłam pracę w nieswoim zawodzie, bo musiałam opłacić studia, a od rodzicówbrać nie chciałam. Powiedziała mi wtedy, że ona jednak zaczeka bo woli lepsząpracę w zawodzie. Poczułam się mocno dziwnie i jakbym nie miała już na nicszans. Potem było już tylko gorzej, jej zaręczyny, potrzebna byłam tylko jakwybierała suknię i jak mówiła o tym wydarzeniu, które ma nastąpić w grudniu.Spotkać też się nie miała czasu, bo ona pracuje. Ja pracowałam, studiowałamtydzień w tydzień i robiłam prawo jazdy, ale czas miałam. Czarę goryczyprzechyliła wiadomość od niej, że jest chora i ma czas to się może spotkać. Niejestem na telefon, nie żebrzę o uwagę, nie lubię jak ktoś mi robi łaskę.

Chciała się spotkać, pogadać,może po raz ostatni. Nawet posłała mi grafik, kiedy może. Tylko ona może, jakja jestem w pracy. Weekendów nie zaproponowała. Widać nie zasłużyłam. Nieżałuję…

środa, 23 września 2009

TP - typowi prześladowcy

            Normalniemnie telepie. Co prawda telepanie wczoraj osiągnęło swoje apogeum, ale dziś sięodnowiło niewiele niżej. A co chodzi? O znaną firmę telekomunikacyjną, podnazwą TP. Ale rozwinięcie jest błędne. Ja to rozumiem jako typowi prześladowcy.W grudniu kończy mi się umowa na neta. No to przecież trzeba do mnie już terazwydzwaniać czy aby na pewno przedłużę. Pierwszy telefon całkiem miły, paniprzedłużyła. Bez problemu. Ja swoją droga przedłużyłam to na stronie. I sięzaczęło. Codziennie odbierałam telefony czy chcę przedłużyć umowę. No alezaraz. Przecież przedłużyłam i to chyba nawet dwa razy, nie? No jak widać nie. Wczorajdzwonili trzy razy. Za pierwszym ja powiedziałam pani, że chyba mówi się donich od tygodnia, że umowa jest przedłużona i czy oni czytają swoje własnedokumenty, bo wydaje mi się, że rozmawiam z bandą niedouczonych telefonistek. Panicoś tam chciała powiedzieć, ale odłożyłam słuchawkę. Drugi telefon informowałnas, że umowa została przedłużona i czy chcemy wziąć udział w ankiecie. Niezechcieliśmy, więc wg instrukcji odłożyła mama słuchawkę. Godzina 19. Telefon.Oczywiście TP. Czy my przedłużamy umowę. Najpierw mama z panią gadała… Że sąniepoważni, że są niekompetentni itd… Tu nastąpiła cisza w słuchawce po drugiejstronie. Pani zdębiała. Odebrałam mamie słuchawkę i wyjechałam babie, czy onichoć ze sobą w tym ich dziale rozmawiają, bo ja od tygodnia odbieram telefony imam tego serdecznie dość, bo czuję się nękana. Cisza. I co usłyszałam. To panichce przedłużyć umowę, czy nie? Noż kur…. Ciepłam słuchawką. Zadzwoniłam nabłękitną linię. Nawet się udało. I, nawet nie próbując być grzeczną, pytam paniile razy jeszcze do mnie będą dzwonić i czy naprawdę tak ciężko zobaczyć, żeumowa przedłużona, bo ja to nawet widzę na stronie. I tu się dowiedziałam. Tonie TP dzwoni, tylko ich podwykonawca i oni nie widzą czy klient przedłużyłumowę czy nie. No przepraszam, ale jak zatrudniacie kogoś, kto za was odwalarobotę to chyba mu dajecie jakąś wiedzę, nie? Powiedziałam, że następnym razemjak zadzwonią tak rezygnuję z ich usług. Pani obiecała, że na koncie da adnotacje,że ja sobie nie życzę, żeby do mnie dzwoniono. Sceptycznie podeszłam, boprzecież pod firma tego nie czyta, to jak to zobaczą?

            Nie myliłamsię. Zadzwonili dziś. A jak powiedziałam, że chcę zrezygnować z usług TP, bomnie prześladują, to pani po chwili ciszy powiedziała, że w takim razie muszęzadzwonić do TP bo ona nie może tego wykonać. Odłożyłam słuchawkę. Nie miałamsił jej wygarnąć, że jak nie ma władzy żadnej, bo nawet tej umowy nieprzedłużyła, to niech nie dzwoni po ludziach. I teraz… Dzwonić, czy nie dzwonićna błękitną linię?

wtorek, 22 września 2009

Bonnie

    Weterynarz nie był w stanie powiedzieć, czy ratować, czy uśpić. Bo może mieć raka w płucach, w nerkach. Zaproponował próbę. Zastrzyk z lekarstwem i podjęcie decyzji następnego dnia. Nic nie obiecywał. Wręcz mówił, że długo będzie wracała do zdrowia, jeżeli eksperyment się powiedzie. Zdecydowałam się spróbować jeszcze jeden dzień. Dzięki Skarbowi. To on mnie namówił. W Nim znalazłam siłę do przeżycia kolejnej nocy czuwając przy kocie.
    Przyjechaliśmy do domu, zaczęłam żałować. Kot się dusił, ledwo chodził. Cały dzień spędził na słoneczku. Zaczął jeść, napił się. Promyk nadziei.
    Dziś nie ten kot. Je, myje się, pije, oddycha prawie normalnie. Jest o niebo lepiej.

    Skarbie, uratowałeś życie Bonnie. I mnie uratowałeś… Dziękuję, że jesteś.

niedziela, 20 września 2009

Koci czas

    Obudził mnie dziś kaszel mojego kota za dwadzieścia szósta. Zbierało ją na wymioty… Zniosłam ją na podłogę. Zaczęła się dusić… Spazmatycznie łapała powietrze otwartym pyszczkiem, z którego leciała piana i ślina. Siedziałam koło niej i płakałam wiedząc, że nie umiem jej pomóc. Jedne z dłuższych dwudziestu minut mojego życia… Potem patrzyłam na nią co chwilę, czy aby na pewno oddycha.
    Bonnie ma 17 lat. Pewnie nadchodzi jej czas i wiem o tym. Ale świadomość tego nie pomaga. Bo była zawsze. Człowiek nie umie się przygotować na śmierć…

czwartek, 17 września 2009

Marzenia (nie) do spełnienia

Każdy ma marzenia, jakiś cel, do którego dąży. Niestety, gdy tylko do niego dochodzi, stawia nowe wymagania. Przez takie niepotrzebne wymyślanie prawie straciłam coś, na czym mi zależało najbardziej na świecie i co było ucieleśnieniem marzeń.
Dobrze się zatrzymać w pół kroku.

wtorek, 15 września 2009

Młody nie ma prawa chorować

            W niedzielęzaczął mnie boleć dół brzucha. A że ani okresu, ani dni płodnych niestwierdzono, to się zaniepokoiłam. Chodziło się fajnie, siedzieć się nie dało.Ale nie był to jeszcze etap na lekarza, szczególnie, że koło obiadu przeszło.Tak gdzieś do wieczora, kiedy to pół nocy nie spałam, bo ból mi nie pozwalał.Rano do lekarza zarejestrowana zostałam, z powodu tego brzucha i gardła i kilkuinnych grypowych rzeczy. No i dorga do pracy przez polskie wyboje pozbawiłamnie złudzeń co do tego, ze ból brzucha minie.

Z pracy poleciałam prosto naośrodek, bo miałam na 16.35 a wiadomo, że trzeba wcześniej, bo i tak zaklepuje sięsobie kolejkę. Grzecznie zapytałam kto ostatni i czekam. Za mną przyszedłjeszcze jakiś facet i młody chłopak. A potem się zaczęło. Wpadło jakieśmałżeństwo i pyta się jaki numerek wszedł. Zgodnie z prawdą nie wiemy. Bo tegodziny to takie orientacyjne mocno. A pani, że ona ma na 16.25 i wchodzi jużteraz bo jest ta godzina. Pominę, że takiego numerka nie ma i pominę, że wśrodku była pacjentka. Kolejka zaczęła się burzyć, że czekamy, a ona sięwpycha. Naskoczyła nawet na pana, który przyszedł tylko po skierowanie dochirurga bo miał pękniętą kość i go nie chcieli przyjąć bez papiera (sic!).Awantura na całego i mąż danej pani leci po pielęgniarkę. Tu się włączyłam, żeproszę bardzo. Wtedy wchodzi pan, który jest za mną bo ma na 15.45, potem młodychłopak też za mną a potem się okaże kto. Tu pani spasowała, bo wiedziała, żenastępna pójdę ja bo tak rozkładają się faktyczne numerki. Ona zamilkła. On nie.Usłyszałam, że UWAGA! JA to tu w ogóle nie powinnam siedzieć, bo jestem zamłoda na lekarza i tylko zajmuję kolejkę. Zatelepało mnie normalnie.Odpyskowałam, chrypiąc już mocno, że w takim razie ten pan też nie powiniensiedzieć w kolejce, skoro ma siłę się kłócić. Spasowali, bo mieli za sobą tylkościanę, a ja cały korytarz.

Weszłam według kolejki. Panopukał, obadał, obmacał i pyta się czy mogę iść się ukłuć. U nas analityka do 9rano, ale mówię, że jak wezmą to ja mogę. Wypisuje skierowanie i mówi, że to jado analityki, a on się idzie zapytać czy jakiś ginekolog mnie przyjmie na już.Znów mi ciśnienie skoczyło ze strachu. Wyszłam z gabinetu ze skierowaniem nakrew na cito w ręce, a ten za mną i powtarza, że mam iść po krew i z wynikamibiegiem do niego, a on do ginekologa zajrzy. Na minę ludzi nie patrzyłam.Obejrzałam sobie za to jak wróciłam po pięciu minutach. Pan co do mnie pyskowałmiał wyraz szczerego przerażenia na twarzy. Chciał mi ustąpić miejsca nakrześle. Nie chciałam. Młoda jestem. Postoję. Nie zajmując krzeseł schorowanymludziom.

sobota, 12 września 2009

Za in vitro do więzienia... Za miłość za kraty...

            O in vitrojuż pisałam. Swoje zdanie na ten temat powiedziałam już w tekście In vitro wcieniu Bożego Narodzenia wśród sierotek. I teraz miałam już nie pisać bojąc sięnaszpikowania własnego tekstu przekleństwami skierowanymi w stronę tych, coustawę społeczną mówiącą o karze więzienia za zapłodnienie in vitro podpisali.Ale nie mogę. Temat wraca mi do głowy jak zły szeląg. Całkowicie popieramlewicę, która zarzucała kolegom, że zaraz będą bronili prawa plemników dogodnego życia. Bo skoro in vitro jest be bo zabija tyle komórek potencjalnegożycia, to plemniki też się marnują. Ciekawe ile lat więzienia zaproponują zamasturbację. Wszak życiodajna substancja się marnuje. No i przecież każdy cyklbez poczęcia jest mordowaniem jajeczka kobiety. Powoli dochodzę do wniosku, żekobieta powinna być cały czas w ciąży zaczętej w sposób naturalny, bo inaczejjest morderczynią własnych nienarodzonych dzieci.

            A co zkobietami, które dzieci mieć nie mogą? Są złe i niedobre? A może trzeba je naśmietnik wyrzucić. Tak po ludzku. Z ludzką dozą miłości i współczucia się ichpozbyć, bo przecież są bezproduktywne. Wybaczcie, ciśnie mi się to i owo nausta, więc zamilknę, bo obiecałam bez przekleństw.

            A co zkobietami, które zwyczajnie dziecka nie chcą? Wszak to ich wybór i prawo doniego mają. Też kiedyś dojdziemy do karania ich więzieniem?

            A może takzwyczajnie społeczeństwo i ekipa ustawodawców zajmie się ściganiem przestępców,usprawnianiem polskiego wymiaru (nie)sprawiedliwości zamiast unieszczęśliwiać itak będących na granicy utraty nadziei ludzi? Może by tak stworzyć projekt,który pozwoli czuć się odrobinę bezpieczniej? Nie drżeć przed gwałcicielami,rabusiami i mordercami? Ale to pewnie się nie uda… Przecież w więzieniawsadzimy ludzi za miłość, za miłość do dziecka, które chcieli przyjąć do swejrodziny w sposób proponowany medycznie. Dla przestępców nie będzie już zakratami miejsca…

środa, 9 września 2009

Dzieci

            Na dzieńdzisiejszy dzieci mieć nie mogę. Nie z przyczyn medycznych. Po prostu nie mogęi możecie mnie wyzywać od materialistek. Ale bardzo chcę, chyba jak niczegoinnego na świecie chcę mieć dziecko. Czasem mi się nasila. Teraz jest tenokres. I drażnią mnie kobiety w ciąży. Drażnią mnie wiadomości, że ktoś zakładarodzinę, ma mieszkanie, spodziewa się dziecka. Bo czemu ona a ja nie? No czemu?Powoli odrzuca mnie od blogów, gdzie mamcie niuniają nad swoimi niuniaskami.Brzydzi mnie to ich niunianie. Normalnie brzydzi. A co mnie brzydzi jeszczebardziej? Młode panny, które marzą tylko, by się zaobrączkować i zaciążyć. Boto wyznacznik dorosłości jest. I mało ważne, że bez perspektyw na przyszłość,że nie będzie za co dziecka utrzymać. Ona musi i już, bo ona kocha i dzieckoich uszczęśliwi. Bo to tak cudownie być matką. Owszem, ale nie tak, nie w tensposób. I już nawet nie chodzi o złapanie na dziecko kasiastego gościa. Chodzitylko o fakt posiadania dziecka. Bo tak i już. Najlepiej tuż po szkoleśredniej, bo po gimnazjum to już nie wypada, choć też już coraz mniej. Wkurzająmnie nastolatki w ciąży. Bo one nie myśląc o konsekwencjach mają to o czym jamarzę, ale powstrzymuję się, bo konsekwencje dla dziecka byłyby za dalekoidące. I one nie rozumieją mojego podejścia. Bo jestem materialistką i co zaproblem, bo przecież nawet jak nie ma kasy to pomogą rodzice. Pewnie, już lecęwyciągać rękę. A jak facet nie chce to można go postawić przed faktemdokonanym. Pewnie, bo ja podły babsztyl jestem. Jakoś żadna wersja mnie niekręci. Dziecko to nie towar, nie element przetargowy i nie można go sobiezachcieć i spełnić, to nie kot, którego się zostawi na cały dzień, czy odda podopiekę sąsiadce. No ale małolatki wiedzą więcej. Bo wystarczy seks, potem poródi jakoś będzie. Tylko mnie to „jakoś” nie tyle nie przekonuje co irytuje. Bojest tak maksymalnie nieodpowiedzialne… Szkoda słów…

niedziela, 6 września 2009

Największe szczęście

                Trzymać Cię za rękę i czuć siębezpiecznie.

                W spojrzeniu widzieć miłość.

                To, że dotykiem budzisz dreszczi sprawiasz, że świat wiruje w oczekiwaniu i powietrze jest gęste od pożądania.

                To, że nadal chcę wierzyć iwierzę…

                Największe szczęście.

piątek, 4 września 2009

Kobieta drugiej kategorii

                Czy jestem kobietą drugiej kategorii, bo nie mam na palcu pierścionka zaręczynowego? Czy powinnam nalegać i prosić o ten kawałek metalu? Czy to, że nie pragnę już teraz natychmiast stanąć na ślubnym kobiercu sprawia, że powinnam zniknąć?

                Nie chcę tak. Nie chcę się tak czuć. A jednak raz za razem usiłuje się mnie wtłoczyć w ramy tego, co ktoś sądzi na dany temat. Bo jak jest miłość to jest ślub. A jak on się nie oświadczył, to powinnam czuć się zaniepokojona. Tak odbieram niektóre słowa. I czuję się kobietą gorszej kategorii, bo czegoś nie mam, bo nie spełniam oczekiwań społeczeństwa. Mija. Ale nadal irytuje na granicy bólu, a na pewno już za granicą przykrości.

środa, 2 września 2009

Pierwszy dzień po urlopie

            Pierwszydzień w pracy minął mi nadzwyczaj szybko. Owszem, rano wstać mi się nie chciałoo tej koszmarnej porze, kiedy to jeszcze na zewnątrz ciemnawo, ale sięzmobilizowałam. Najpierw pogaduchy przy herbatce i śniadanku, potem umyłamokna. Bardzo dokładnie. Pewnie dlatego zajęło mi to tak dużo czasu ;) Potempoprzycinałam uschnięte kwiaty, podlałam te w skrzynkach. Pogadałam zdziewczynami i ani się obejrzałam, a była już 11 i śniadanie, a potem to jużleciało.

            Jeden dzieńmniej do następnego urlopu. Z 333, które pozostały.

poniedziałek, 31 sierpnia 2009

Air Show Radom

            Wieciejakie to uczucie, kiedy wiecie, że coś się zdarzy? Ale nie taka rzecz, że jutrowstanie słońce. Przeczucia. Na granicy zrozumienia i uchwytności. Ja wiem. I toaż za dobrze. Kiedyś wystarczyło, że powiedziałam coś na głos i udawało sięodczarować. Dziś już nie… Zawsze się sprawdza. Czy chodzi o dobro, czy o zło.Wiecie jak to jest widzieć karetkę, pomyśleć, że sąsiad nie żyje i widzieć, jakona się u sąsiada właśnie zatrzymuje, a potem dowiadujecie się, że faktyczniejego już nie ma? Albo jak myślicie, że sporo wypadków i czarne punkty wasprześladują, a potem macie wypadek?

            Wczorajbyłam w Radomiu… Po Małopolskim Pikniku Lotniczym, kiedy to spadła Cessna ikiedy to wcześniej pomyślałam sobie, że to musi być straszne, pojechać napokazy i nie wrócić, chciałam zobaczyć coś zatrzymującego dech w piersiach…Powiedziałam nawet w drodze, że mam nadzieję, że dziś nikt nie spadnie… Stałosię inaczej. Najpierw start, odwróciłam głowę i… Cisza… Przytłaczająca,wszechogarniająca cisza. I dym… A potem już nic…

Wiecie jakie to uczucie, kiedycoś wiecie, a nie możecie pomóc, bo nikt wam nie uwierzy? Ja wiem. Aż zadobrze…



            Kolejnypokaz…

 Kolejny lot do nieba…

  Niech Was przestworza przyjmujązawsze z podziwem.

sobota, 29 sierpnia 2009

Ząbkowanie

            Najpierwzaczęły krwawić dziąsła. Zobaczywszy krew na nodze i na palcach zajrzałam dodzioba i zobaczyłam obraz nędzy i rozpaczy. Kiwały się ząbki a innych niewidać. Niki jeść nie chciała, wszystko gryzła tak raczej bokiem, unikając jakognia wzięcia jedzenia przodem, na te malutkie kiwające się ząbki. Aleostrożność nie pomogła. Wieczorem nie było już trzech ząbków. Wcześniej pozbyłasię już jednego i teraz jest szczerbata, ma tylko dolne jedynki, potem zionądwie dziury z obu stron. Jedzenie jest be, choć ciągle coś dziama, szmatki,gąbkę… Serce się kraje, bo jeść nie bardzo chce, a głodna. I minki takie biednema… No teraz czas na wyżynanie się. I nie wiem czy lepiej żeby się wyżęłycztery na raz i po bólu, czy po kolei. Biedactwo moje małe…

piątek, 28 sierpnia 2009

Szał sprzątania

            Ogarnęłamnie dziś ogromna ochota na sprzątanie. Poszłam za jej zewem. Na pierwszy ogieńposzła łazienka z myciem wanny, wc i umywalki. Najpierw ściągnęłam książki zpółek i je odkurzyłam. Potem dostało się szkłu. Pomyłam, powkładałam na nowo napółki. Inne półki z bibelotami nie umknęły mojej uwadze. Omiotłam sufity, tamgdzie się dało umyłam ściany, a że mam obite, to da się generalnie wszędzie.Przetarłam też meble. Lampa też jakoś tak zalśniła innym blaskiem odkąddostałam ją w ręce. Na biurku odkryłam ogromną powierzchnię, której wcześniejjakoś nie dostrzegałam. Kosz za to zapełnił się ogromną ilością gazet igazetek. Pająki uciekały w popłochu, a jak nie zdążyły to poszły pod ścierkęlub miotłę. Wiem, zabijają komary, ale ja jednak wolę Raida. Nie ma tylu odnóżyi zębów.

            Wpełzłampod biurko i odkurzyłam nawet komputer, co mu się dawno już należało, a jajakoś tak to odkładałam. Przestał buczeć jak stado much, czyli chyba na dobremu wyszło. Za to ja dostałam pylicy.

            Terazzostało mi tylko odkurzyć dywany i zetrzeć na mokro podłogę. Lubię jak mam taksuper hiper czysto. A ile kalorii spaliłam… Ale… Waszych mieszkań nie sprzątam:p Ochota już sobie poszła.

            Choćróżnicę to pewnie widzę tylko ja, bo przecież brudno nie było. No i kot pewniezauważy, bo byłam niedobrą panią i wywaliłam jakąś część ciała jakiegośzwierzaka, co to ją sobie schowała Kicia pod stołem…

środa, 26 sierpnia 2009

Urlopowo i co potem

            Dziś jestostatni dzień mojego urlopu. Jutro mam wybicia za jedną pracującą sobotę, potemdwa dni urlopu bezpłatnego, a potem odbicie za 15 sierpnia. I jakoś mi dziwnie.Zleciało jak biczem strzelił. A następne dni urlopowe za rok. I za rok, nieznaczy za rok kalendarzowy, tylko za rok, 1 sierpnia. Mam jedynie tyle dni, byobłożyć sierpień, więc wybrać ich wcześniej nie mogę. Niby mogłabym odpracowaćte dni, ale nie chcę tego robić. Wiązałoby się to z powrotem do poprzedniejkomórki organizacyjnej, a na to nie mogę sobie pozwolić. Bo się przyzwyczają,że jestem, a potem znów odejdę. Więc wolę przecierpieć i nie mieć dnia wolnego.Może jakieś nadgodziny wpadną. To znaczy więcej, bo mam do odbicia dwiegodziny, które mi szef dał awansem na ładne oczy. I jeszcze mam zrobić przedstawienie na 5 lecie istnienia placówki. Będziesię działo. Masa pracy, łez i nerwów, czy się uda. Ambitnie się zapowiada :)

wtorek, 25 sierpnia 2009

Alicja w ciąży z Colinem? No i dobrze

            PodobnoAlicja Bachleda Curuś jest w ciąży. Daj jej Panie Boże zdrowe dziecko i siłę. Czemusiłę? Ano wyobraźcie sobie całą sferę aktorską. Ja sobie wyobraziłam i mi żaldziewczyny. Bo nawet jeżeli z Colinem Farrellem planowali to dzieciątko ioboje go chcą, to Hollywood zabrzmi od plotek. Bo na pewno młoda polskacwaniara złapała wielkiego aktora na dziecko. Bo go wrobiła. Bo, bo bo…wszystko, żeby zniszczyć całą radość, żeby dopiec. I po co? Z zazdrości,głupiego przekonania, że niech mówią, nie ważne, czy dobrze, czy źle, bylenazwiska nie przekręcili. A komentując ciąże koleżanek można nieźle wypłynąć.


            A ja im zwyczajnieszczęścia życzę. Czy będę mieli dzieciątko, czy nie. Bo ładna z nich para iniechże się im wiedzie. Na złość tym wszystkim zazdrośnikom.

niedziela, 23 sierpnia 2009

Byle do wtorku i o urlopie słów kilka

            We wtorekwraca mój Osobisty Mężczyzna. Wczoraj z tej radości przeszukałam wszerz iwzdłuż masę przepisów. Zdecydowałam się w efekcie na lasagne. Doczekać się niemogę, a gotowanie, artystyczne, mnie uspokaja.

            Straszniesię stęskniłam. Potem czeka nas wyprawa do Radomia na Air Show. I… Skończy misię urlop. Nie wiem, kiedy zleciał. A następny dopiero za rok. Rozwiązaniebrania całego urlopu na raz ma swoje niezaprzeczalne zalety, ale ma też swojeogromne wady. Nie wiem, czego więcej. Na pewno czuję, że odpoczęłam i zradością powitam pierwszy dzień pracy. Od dawna mogłam sobie planować różnerzeczy, bo wiedziałam, że sierpień mam wolny niezależnie od wszystkiego. Ale…świadomość, że następny dopiero za rok trochę podcina skrzydła. Jak cośwypadnie to leżę…

środa, 19 sierpnia 2009

Każdy jest gotowy na seks

                Tyle ostatnio debat oseksie. Kto gotów, kto nie gotów, jak to zrobić, gdzie to zrobić, a ktopowinien jeszcze mleko spod nosa wytrzeć nim wejdzie na takie forum z takimtematem. I zazwyczaj tu następuje święte oburzenie wszystkich, jak panienka ma15 lat i mówi, że kocha swego chłopaka i chce z nim zacząć współżycie i czy niejest za młoda. Gromy lecą i bójsiębogi. Wstyd i hańba normalnie, bo dziewczynkaw wieku dojrzewania raczyła pomyśleć o seksie, a nie siedzi w książkach.Równocześnie w tym samym miejscu potrafią forumowicze wyśmiać dwudziesto lubdwudziestokilkuletnią dziewicę. Piętnaście za mało, siedemnaście jeszcze też, adwadzieścia to już stara panna, dewotka i na pewno brzydka, bo nikt jej niechciał. To o co chodzi, bo nie bardzo rozumiem? To kto jest w końcu na ten seksgotowy, a kto nie?

                Doseksu gotów jest każdy. Każdy, jeżeli tylko bierze pod uwagę konsekwencje,którymi są narodziny dziecka. Jeżeli bierze i weźmie za nie odpowiedzialność pofakcie, przy czym samodzielnie weźmie tą odpowiedzialność, a nie zrzuci narodziców, państwo czy kogoś tam jeszcze to proszę bardzo. Niech się kocha iniech ma z tego masę frajdy. I mało mnie będzie obchodzić, czy będzie mieć lat15 czy 25. Uprzedzając komentarze, powiedziałabym też tak, jakby chodziło omoje dziecko. Bo co? Mam mu zabronić? No pewnie, że mogę, tylko gdzie ja za teparę lat co to dziecko będzie w wieku odpowiednim pas cnoty znajdę? Wszystkiejuż pewnie przerdzewieją w muzeach. A do kaloryfera nie przykuję kajdankami, bomnie zamkną.

                Osobnąkwestią jest pytanie o to. To znaczy o to, czy jest się za młodym, czy zastarym na seks na forum internetowym czy też na łamach gazety. Pytają zazwyczajdziewczęta i je uważam akurat za nie gotowe do podjęcia współżycia, skoro pytająobcych sobie ludzi. Bo skąd ci ludzie wiedzieć mają co jej w głowie siedzi iczy wie, że z każdego stosunku potencjalnie może się począć dziecko i czy onapodejmie trud wychowania? Faceci nie mają takich problemów, albo ja niespotkałam faceta, który by pytał, czy może. Pewnie mają więcej oleju w głowie.Choć nie, oni pytają czy ich penis jest wystarczająco długi…

wtorek, 18 sierpnia 2009

Remontowo

            Muszę toopisać, po prostu muszę. Mieszkam w starym domu, więc co chwilę jest coś doremontowania. W tym roku padło na położenie płytek w kuchni, co wiązało siębezpośrednio z rwaniem podłogi i robieniem wylewki. Plan był na kiedyś.

            Wracamsobie z urlopu, a tu… Armagedon. W ganku wszystko co stało w kuchni na czele zpralką. W kuchni pusto. No, jest wylewka. Tia… Zostawiłam mamę samą, to zaczęłaremont. Owszem, fachowiec miał czas, ale no… Tydzień mnie nie było i w domu nicnie mogłam znaleźć. Nic nie było na swoim miejscu.

            Podumałam,podumałam i… Doszłam do wniosku, że jak remont to na całego. Łazienka była dopomalowania-odnowienia, to czemu nie. Wzięłam się za to w poniedziałek, czyliwczoraj po południu, bo rano wekowałam paprykę. Powynosiłam wszystko,zeskrobałam co miałam do zeskrobania i wzięłam się za pracę. Skończyłabymnawet, ale lakier niebieski na ścianie wyszedł prawie czarny. Kończyłam więcdziś. Jak ktoś się zastanawia, jak zmyć z siebie lakier, to podpowiem:mleczkiem do czyszczenia powierzchni ceramicznych i ścierną ściereczką donaczyń. Odkryłam to, jak szorowałam wannę. Metoda brutalna, ale skuteczna.Peeling gratis.

Oto fragment mojej nowej ściany(kolory nie takie, ale cóż ja mogę, nie jestem dobrym fotografem. To jestniebiesko-niebieskie ;) )

 


   

Z urlopu powrót...

                Zmianaw rankingu najbardziej niebezpiecznych zawodów w Polsce. Naprawdę.Zdyskwalifikowano górnika, policjanta czy strażaka. A kto wysunął się na czoło?Drogowiec. Słowo. Jak wracaliśmy sama myślałam, że jakiegoś odstrzelę, oczywiście jak gozobaczę. Powrót przez zakopiankę uważam za powrót przez mękę i karę za grzechyświata. Co rusz coś zamknięte z powodu, że nieczynne, nieprzejezdne i ogólnietam (nie)pracują. Na kilometrach trasy nie widziałam nawet dziesięciupracujących ludzi, bo kogoś, kto jeździł tam i z powrotem walcem z prędkościąświatła pracującą osoba nie nazwę. I oni tym zamykaniem dróg przyczynią siękiedyś do tego, że ktoś ich odstrzeli. Na ich własne życzenie. Bo niech mi ktośmądry powie, po co zamykać pas ruchu na niedawno wybudowanym moście, i na tympasie nie mieć, ani człowieka, ani nawet odcisku stopy? No chyba tylko po to,by wkurzyć kierowców. Po odstaniu swego oświadczam: Bóg za grzechy zesłał namdrogowców.

poniedziałek, 17 sierpnia 2009

Tęsknotą umieram

            Pojechał dorodziny. Pisać pracę dr. Wiem, że powinien, bo skończy wcześniej i wcześniejsię obroni. Ale z każdym mijanym przez niego kilometrem czuję jak serce mi pękana drobne kawałki. Cała jestem tęsknotą. Cała jestem obawą. Nie lubię jakwyjeżdża. Nie lubię jak jeździ po nocy. Dziś nastawiam się na czekanie. Byusłyszeć, że dojechał i usłyszeć dobranoc. Rozstanie tym trudniejsze, żejeszcze niedawno spędzaliśmy ze sobą 24 godziny na dobę. Tydzień z nim takdaleko różni się od dni, kiedy jest 25 kilometrów odemnie. Bo nie możemy się u siebie pojawić, poprzytulać…

 

Tęsknię…

Cisza dzwoni w uszach.

Ciało woła o dotyk Jego rąk.

Usta spragnione, schną…

Dusza domaga się obecności…

Pod powiekami jeden obraz.

Tęsknię…

Dzień siódmy. Wtorek. Deszcz

                Nie mogło być za ładnie. No przecież nie mogło. Więcobudziło nas dudnienie deszczu o szyby. Zeszliśmy na śniadanko, posiedzieliśmyprzy kominku… Przestało, więc cel: Krynica. Chcieliśmy kupić pamiątki, porobićzdjęcia, ale nas deszcz przegonił. Zdołaliśmy tylko wstąpić do sklepu po zapasjedzenia, jakbyśmy nie mieli szans na obiad dojechać.

                Wpokoju… Odpadłam. Głowa mnie bolała i zwyczajnie poszłam spać.

                Wieczorkiem,za drugim podejściem udało nam się wyjechać do Krynicy. W planie był Deptaknocą, ale… Najpierw rzeczona już Oberża. Podkusiło nas na pizzę Messicana. Zchili. Zamówiliśmy, dostaliśmy colę… Pijemy... Dno się zbliża… Osoby, co po nasprzyszły już jedzą, a my pijemy… W końcu pan pofatygował się, żeby nampowiedzieć, że kucharz spalił naszą pizzę… Po moim napadzie irytacji jednakzostaliśmy. Warto było. Mniami. Ale zdjęć nie zrobiliśmy. Ulewa nas przegoniła.Następnym razem się uda ;)

niedziela, 16 sierpnia 2009

Dwa dni w jednym

                Dzień piąty. Niedziela.


                Kotletpo Jaśnie Pańsku.

                Poprawianiepracy mojego Osobistego Mężczyzny. Doszliśmy nawet do tratowania naziemnychlinii energetycznych. A potem to już była prosta droga przez “miedze” i “miech”do głupawki.

 

                Dzieńszósty. Poniedziałek. Jaworzyna Krynicka.


                Zaopatrzonaw dużo lepsze buty niż klapeczki i z wodą w plecaku poleźliśmy na górkę.Urokliwe miejsce. Pachnące jagodami i malinami. Lasem i świeżością. Kolejągondolową też się fajnie jedzie, choć strasznie małe te łupinki mają… A potemto tylko mały trucht w celu ucieczki przed rozwrzeszczaną kolonią. Nic tak niedodaje motywacji i siły do marszu jak taka grupa. Wrogowi nie życzę.

                Chcieliśmywyłudzić rabat w Oberży… To miły i przystojny :) pan kelner nie miał dziśzmiany. A bu…

 

                Muszynaonce again.

                Krzyk wmurach muzeum raju, czyli piosenki Jacka Kaczmarka w wykonaniu wspomnianej jużmłodzieży.

                10 lipcamiała miejsce próba generalna. Przerwała ją wiadomość, że burmistrz gminyzginął w tragicznym wypadku. Niedowierzanie zastąpiła pewność. Pewnośćnieuniknionego, nieodwracalnego wyroku Boga. “… i pójdę nie wiem gdzie nazawsze…” Próbę przerwano. Spektakl został przeniesiony właśnie na ten dzień. 10sierpnia. Półtorej godziny zasłuchania, zauroczenia, Sztuki. Ludzie śpiewającydla człowieka, którego już nie ma, a nadal pozostaje w sercach. Kolejnewyśpiewane wspomnienie, modlitwa, pożegnanie. A może nie pożegnanie, a kolejnedo widzenia?

                Zauroczona,pod wrażeniem i z ogromną chęcią na jeszcze opuszczałam Amfiteatr. Jeżelikiedyś usłyszę, że młodzież muszyńska coś wystawia i będę w stanie tamdojechać, nie zabraknie mnie na widowni. Ta skala głosu, ten dreszcz, tenartyzm, to trzeba zobaczyć, to trzeba poczuć, tym trzeba się dać zarazić…

sobota, 15 sierpnia 2009

Refleksja poślubna

          Jeżeli ślub to tylko w kościele, gdzie nie ma turystów. Co to za uroczystość, jak za plecami ktoś zawsze coś komentuje i błyska fleszem? Żadnego rzucania płatkami. Potem po pierwsze trzeba to zebrać, a po dwa, panna młoda potem ma te płatki na włosach i nie wygląda to bynajmniej romantycznie. No i ostatnie. Żadnego ślubu w takie święto jak dziś...

Dzień czwarty. Sobota. Muszyna.

                Wsobotę postanowiliśmy zawitać do Muszyny, a to dlatego, że ujrzeliśmy dzieńwcześniej plakat o Święcie Wód Mineralnych w tamtejszym Amfiteatrze. Miały byćwybory Wakacyjnej Miss Polski i koncert Stachursky’ego. Przyjechaliśmy na tylewcześnie, że mieliśmy miejsce parkingowe pod Amfiteatrem. Ale że imprezajeszcze się nie zaczęła klarować, to poszliśmy na spacer, bo wypatrzyłam ruiny.Jak ruiny to poleźć trzeba. Okazało się, że te ruiny zamku biskupiego to takiemocno zrujnowane, ale jednakże urokliwe. W bardzo urokliwej okolicy.

                Całośćimprezy podzielona była na trzy części. Pierwsza to wybory Miss, które znówpotwierdziły, że poziom inteligencji razy wygląd jest stały. Niektóredziewczyny porażały głupotą. Drugą częścią był występ-hołd dla burmistrzaGminy, Waldemara Serwińskiego. Mężczyzna zginął tragicznie miesiąc temu.Młodzież z tamtejszego Ośrodka Kultury przygotowała program artystyczny ułożonyz wierszy ks. Twardowskiego, Herberta i poezji śpiewanej. Przepiękne wykonanie,przepiękne głosy i cała oprawa. Pięknie ułożone epitafium dla człowieka, którycoś dla nich znaczył. Najpiękniejsze pożegnanie, jakie zdarzyło mi się oglądać.

                Trzeciaczęść to oczywiście koncert. Głośno, zimno, zabawnie, zimno i fantastycznie. I zimno.

                A po…Światłem pisane. Pokaz sztucznych ogni połączony z zapalonymi świecamirozdanymi publiczności oświetlił drogę do nieba panu Serwińskiemu. Trzeba byćnaprawdę wspaniałym człowiekiem, by zasłużyć na takie pożegnanie, taki szacuneki pamięć tylu osób.

 

p.s. Cała impreza była zadziwiająco spokojna. Tu, gdziemieszkam, podobne imprezy są suto zakrapiane i większość towarzystwa na nichnie może ustać na nogach, a bijatyki są na porządku dziennym. W tu spokojnie,kulturalnie, dzieci chadzały sobie nie niepokojone. Wielki podziw dla takiegotypu imprez otwartych. Gdzie nam do takiej kultury.

piątek, 14 sierpnia 2009

Dzień trzeci. Piątek. Góra Parkowa.

                To miałbyć miły, prosty spacer. Park Zdrojowy mieliśmy zwiedzić… Tia… Tylko potem sięokazało, że ten park to jest górą co to ma 741 m.n.p.m. I wszystkobyłoby fajnie, gdyby nie to, że miałam na nogach klapeczki. Ale wylazłam. Butównie pogubiłam. Zaopatrzeni w picie kupione na szczycie powędrowaliśmy dalej.Oczywiście nie po własnych śladach, bo tak się nie chadza. Tylko ten traktjakoś nie bardzo na Krynicę się kierował i potem deptaliśmy parę kilometrów podrodze górzysto krętej. Nałaziliśmy się jak durni. W Oberży obsługa zaczyna nasrozpoznawać.

czwartek, 13 sierpnia 2009

Dzień drugi. Tour de Pologne. Czwartek

                Ani pogoda nas nie rozpieszczała, ani drogi. Drogi dlatego,że były zwyczajnie zamknięte na okoliczność przejazdu kolarzy i zakończenia etapu wyścigu w Krynicy właśnie. Jak zawsze wstaliśmy przed 8, bo o 8 mieliśmy śniadanie, a potem utknęliśmy. Jechać nigdzie się nie da, iść też nie, bo leje. Ale jako dzieci techniki mieliśmy ze sobą laptopy i zestaw filmów. Dotrwaliśmy więc do przejazdu wszystkich rowerzystów. Zdjęcia całkiem ciekawe powychodziły. Zgłodnieliśmy koło 20, na szczęście panowie policjanci pozwolili do Krynicy dojechać objazdem. Dzień zakończyliśmy znów w miłej Oberży, znów najedzeni niemiłosiernie. Potem tylko jeszcze nocne zdjęcia miasta i szukanie neta. Jak widzicie, nadaremne.

środa, 12 sierpnia 2009

Raport z urlopu dzień pierwszy. Środa

                Celem wyprawy od jakichśdwóch miesięcy było Jezioro Rożnowskie. I nawet udało się nam tam dotrzeć, ale…Przywitał nas po pierwsze rzęsisty deszcz, a “łzy me czyste, rzęsiste” polały sięjak usłyszałam ceny za wynajem pokoju i zobaczyłam standard tychże. Czymprędzej więc zwinęliśmy żagle i kurs obraliśmy na Krynicę. W centrum w jednym pensjonacie nie mieli wolnych pokoi,ale szanowny właściciel pokierował nas do drugiego swego obiektu. I dobrze, że z namipojechał, bo sami za nic w świecie byśmy tam nie dojechali. Wyobraźcie sobienajbardziej skomplikowane skrzyżowanie typu ślimak. Dodajcie do tegokolizyjność. Zmniejszcie trzykrotnie. Tak, macie wizję dojazdu do naszegopensjonatu. Po rozpakowaniu się w fantastycznym pokoju wróciliśmy do miastaprzeznaczenia w celu poszukania czegoś do jedzenia. Po wsunięciu michy pierogów zdecydowaliśmy się na lody. Nigdy niekupujcie trzech gałek lodów w Krynicy po obiedzie w tamtejszej Oberży.

wtorek, 4 sierpnia 2009

Apel do św. Zmuleksy'ego i o urlopie słów parę

            Wyjeżdżamna parę dni, więc apel sobie tu pobędzie i może trafi do osoby, do którejpowinien.

Św. Zmuleksy. Nie wiem kim jesteś, nie wiem czy coś piszesz próczdoktoratu i artykułu, ale jeżeli tak, zostaw na siebie namiar. Po drugie zawszewarto skończyć doktorat. Szkoda zmarnowanych dni, miesięcy i lat poświęconychna niego, choć czasem chce się tym rzucić w diabły. I nie wpadaj jak po ogień,bo mi bloga spalisz startując z powrotem ;) Pozdrawiam Cię serdecznie.


Wyjeżdżam na tydzień. Sam na sam z Moim Skarbem. Już nie mogę się doczekać zasypiania i budzenia się przy nim. Niniejszym nie ma mnie. Nie dobijać się. Wyjątkiem jest M. Ty możesz dzwonić o każdej porze dnia i nocy i nie usłyszysz, że przeszkadzasz.

Podlejcie mi kwiatki. O sałatę postaram się dbać sama ;)

niedziela, 2 sierpnia 2009

Przyjaciel do łóżka?

            Dewaluujesię nam nomenklatura. Kiedyś mianem kochanka określało się kogoś, kto dziś jestchłopakiem. Na parze kochanków nie wieszało się psów za niewierność, a pisałosonety o ich romantycznej miłości. A dziś… szkoda gadać. A zaraz to samobędzie, a nawet już jest ze słowem „przyjaciel”. Jak tylko mówię, że to mójprzyjaciel, to słyszę „Tak, jasne” i „Tak to się teraz nazywa.” I mi się cośrobi. Bo czy z przyjacielem koniecznie trzeba iść do łóżka i zażywać rozkoszyróżnych? No nie trzeba i jestem tego świetnym przykładem. Dlatego wkurza mnietakie podejście. Niesamowicie wkurza, bo przyjaciel to przyjaciel i z łóżkiemmoże mieć o tyle coś wspólnego o ile w nim oglądamy filmy. Ale jeżeli tak corazbardziej określenia nam zmieniają znaczenia, to co zaraz będzie z „chłopakiem”,„dziewczyną”? Też nabierze pejoratywnego wydźwięku? Bo każda para ze sobą sypiato co w tym złego? No nie każda. I przyjaciele też nie. A ja w tym momencie niewiem jak określić mężczyznę, którego uwielbiam jak brata rodzonego i który jestdla mnie ważny, by nie dostać etykiety tej, co ma dwóch.

            Przesiąknęliśmyseksem. Widzimy go wszędzie, o każdej porze dnia i nocy, w każdej sytuacji. Odzieramyz mistycyzmu fenomen jakim jest przyjaźń damsko-męska. Podcinamy takim układomskrzydła na samym początku i niszczymy je. Podejrzeniami, kalumniami, całymstekiem przypuszczeń i urojeń. W imię czego pytam? Przyzwoitości? Zazdrości?Czy zwyczajnego niezrozumienia, w imię którego niszczymy wszystko, co niemieści się w ramach naszego pojmowania?…

sobota, 1 sierpnia 2009

Powstańcom na wieczną chwałę

O Powstaniu można mówić wiele, dobrze i źle, można nie mówić wcale. Na temat powstań wszelakich mam swoją opinię, która zbiera się w jeden komentarz, że były źle przygotowane. Zaczynając od wykluczania chłopów, po porywanie się z motyką na słońce. Ale… Czy teraz Polska byłaby Polską bez nich? Nie wiemy. Więc po co oskarżać o niepotrzebną śmierć tych, którzy chcieli działać, wyrwać się spod jarzma niewoli, zrobić coś, cokolwiek, biec, upadać i nawet ginąć? Czy to nie jest tak, że część ludzi uważa powstańców warszawskich za nierozsądnych (bo dali się zabić), po to, by ukryć własne tchórzostwo? Ile dalibyśmy radę poświęcić, by ratować Ojczyznę? Co by było, jakby dziś zapłonął świat, który znamy? Czy powstałyby tajne siły zbrojne, co idą walczyć i przelewać krew za coś, w co wierzą i co kochają? Czy może schowalibyśmy głowę w piasek i za generałem Hauke powiedzielibyśmy „Idźcie do domu, dzieci”…





Gdy zapłonął nagle świat,
Bezdrożami szli
Przez śpiący las.
Równym rytmem młodych serc
Niespokojne dni
Odmierzał czas.



Gdzieś pozostał ognisk dym,
Dróg przebytych kurz,
Cień siwej mgły...
Tylko w polu biały krzyż
Nie pamięta już,
Kto pod nim śpi...


Jak myśl sprzed lat,
Jak wspomnień ślad
Wraca dziś
Pamięć o tych, których nie ma.


Żegnał ich wieczorny mrok,
Gdy ruszali w bój,
Gdy cichła pieśń.
Szli, by walczyć o twój dom
Wśród zielonych pól,
O nowy dzień.


Jak myśl sprzed lat,
Jak wspomnień ślad
Wraca dziś
Pamięć o tych, których nie ma.


Bo nie wszystkim pomógł los,
Wrócić z leśnych dróg,
Gdy kwitły bzy.
W szczerym polu biały krzyż
Nie pamięta już,
Kto pod nim śpi...

Może ja rozwinę

            Wczorajmiałam taki lekki rausz, więc pisanie notki ograniczyłam do minimum.

 

            Zacznę odpodziękowań dla M, który był moim osobistym szoferem i nie bał się zostać zemną sam na sam w stanie wskazującym na moje spożycie. Jesteś wielki. Przyokazji dowiedziałam się, że potrafię nawet w takim stanie się kontrolować i niezniszczyć tej znajomości. Choć nadal mi się podoba…

 

            Urlop mamdo pierwszego września włącznie. Cudownie brzmi. Najprawdopodobniej w środę lubczwartek wybywam nad jezioro i będę się opalać i cieszyć Skarbem :)

 

            Co doimprezy. Znów fantastyczna. Byłam z drugą koleżanką z filii i wcale nie czułamsię tam źle. Bo jesteśmy jednym wielkim, wspaniałym zespołem ludzi. I mówimy ogłupotach i sprawach poważnych nie bacząc na dość pokaźne różnice wieku idoświadczeń. Nie ma osób złych i dobrych, jesteśmy równi. Oby do rozpoczęcia :)

piątek, 31 lipca 2009

URLOP!!

Niby oficjalny urlop mam od poniedziałku, ale już dziś go ogłaszam. A zaczęłam go fantastyczną imprezą w gronie pracowników :)

wtorek, 28 lipca 2009

Aborcja czyli prawo do ciała

            Ciałoniewątpliwie jest własnością osoby. Możemy sobie zrobić na nim tatuaż, możemyje oddać komu chcemy. I kobiety podnoszą, że ich sprawą jest też aborcja.Owszem. I moim zdaniem prawu wara od tego. Nie powinno być w prawie mowy o tym,czy wolno, czy nie wolno. Bo nie każda kobieta podoła wychowaniu dzieckaniepełnosprawnego czy dziecka z gwałtu. Nie każda chce też mieć w pamięci całeżycie, że dziecko oddała i nie wie komu. Jedyną regulacją powinna być regulacjaczysto medyczna. Lekarz powinien określić czy ciąża zagraża kobiecie czydziecku, a wybór pozostawić kobiecie. Prawo może określić do którego tygodniażycia płodu można wykonać zabieg. Reszta nie powinna być regulowana prawnie. Bonie oszukujmy się, jeżeli ktoś się chce poddać aborcji to to zrobi. Niejesteśmy też krajem całkowicie katolickim i zasłanianie się tym aspektemogranicza wolność gwarantowaną w Konstytucji reszcie społeczeństwa. Konstytucjagwarantuje też ochronę życia, więc po co dodatkowe ustalenia odnośnie tejkwestii?

            Ale!Dlaczego kobiety uzurpują sobie prawo do decydowania w tej kwestii? I tylkosobie. Przecież istnieje ojciec dziecka, który ma absolutnie niczym niekwestionowane prawo do wypowiedzenia się w tym temacie. I kobieta może uznać,że nie da sobie rady, ale mężczyzna może myśleć inaczej! Kobieta może niechcieć dziecka, ale mężczyzna tak! I tu należy podjąć dyskusję, przeanalizowaćwszystkie za i przeciw. Bo ojciec też ma prawo do nienarodzonego jeszczeczłowieka. I głupi jest argument, że to kobieta rodzi i chodzi w ciąży. Bo ontego, owszem, nie robi, ale nie znaczy, że nie kocha małego człowieka.

            Osobną kwestiąjest to, co dzieje się po. Ale to już kwestia sumienia każdej pary, każdejkobiety… Jeżeli chce podjąć takie „wyzwanie” to prawu nic do tego…

poniedziałek, 27 lipca 2009

Muzycznie

Dziś będzie tylko muzycznie... Bo oderwać się nie mogę, bo zasłuchałam się...
Tak mało o życiu
Pamiętaj o mnie
I reszta utworów tej Pani też jest na mej liście, ale te... Zakochana, zaczarowana...


p.s. Zmarł podopieczny... Grał w teatrze, jutro teatr obchodzi 10-lecie... Już nie pracuję z nimi. A tak mi smutno, że w gardle dławi...
Niech Ci tam Anioły służą, jak Ty służyłeś tu Bogu przy Jego ołtarzu...

sobota, 25 lipca 2009

Wolność jest zła

    Mam za dużo wolnego czasu… Wstałam za dwadzieścia dziesiąta. Powoli zjadłam śniadanie, z całą ceremonią picia herbaty. Potem posprzątałam dom. Wytarmosiłam psa tak, że padł na pysk i wstał po trzech godzinach mimo trzaskania przeze mnie mytymi garnkami i lodówką. Kot, który jest pieszczochem, dziś ma na mój widok odruch ucieczki prawie, bo tyle razy był na kolanach. Przeczytałam sto stron książki. Obleciałam ogródek. Przeleciałam sieć z dziesięć razy wzdłuż i wszerz. Znaczy to, co mnie interesowało. Zagrałam w Blokusa i znów parę razy przegrałam z kretesem. Poukładałam trochę nieba w puzzlach z żaglówkami… I jest dopiero ósma!
    Dziwnie mi… A to dopiero pierwsza całkiem wolna sobota… Co będzie po tygodniu urlopu?

piątek, 24 lipca 2009

Czystość przed ślubem czyli o jakim poświęceniu mowa?

            Podobnozachowanie dziewictwa do ślubu jest poświęceniem i ofiarą. Już pominę, żemiłość ofiar nie potrzebuje, więc po co? Ale jeżeli postanowienia składa osoba,która nigdy seksu nie próbowała to o jakim poświęceniu mówimy? Dla mnie to nicnie znaczy. Bo ta osoba nie zna smaku połączenia ciał, nie zna tej rozkoszy,nie spróbowała, więc nie wie i nie może mówić czy jej się podoba czy nie. Totak jakby rezygnowała z jedzenia małż, nigdy ich wcześniej w ustach nie mając inie wiedząc jak smakują. Ja mogę powiedzieć, że bym się poświęciła. Bo wiem, żeseks lubię, że mi się podoba, że czuję się przez to bliżej osoby, z którą jestemi czuję się spełniona. To jest dopiero poświęcenie, bo zrezygnowałabym zczegoś, co sprawia mi niewątpliwą przyjemność. Dla kogoś, czy czegoś. A tacyniedoświadczeni? Z czego rezygnują, co poświęcają?

            Idei niepotępiam, nawet całkiem sympatyczna mi się zdaje, ale mówienie o poświęceniumnie irytuje. Po co? Żeby pokazać światu jakim się jest świętym człowiekiem?Czy po to, by mówić jakim się jest cudownym i odważnym bo się poświęca i składaofiarę? Bo chce, a nie robi? To ja też tak chcę, bo nie skakałam nigdy zespadochronem i to jest moje poświęcenie, bo chciałabym a tego nie robię.

czwartek, 23 lipca 2009

O wychowawcach kolonijnych tylko źle?

            Stała sięniewątpliwie tragedia, zginęło dziecko. Zginęło na kolonii, bo wypadło z okna.W nocy. I pierwsze co robią dziennikarze to napad i nagonka na opiekunów. Czybyli trzeźwi, co robili, gdzie byli. I zaraz, że źle pilnują, że są nieodpowiedzialni.A czy ktoś się zastanowił nad tą całą sprawą? Opiekunowie nie mają oczu dookołagłowy. Nie mają miliona rąk i nie mają swoich klonów. Nie mogą być wpięćdziesięciu miejscach równocześnie. Naprawdę nie mogą, choćby bardzochcieli. Jakby zaproponowali spanie z podopiecznymi w jednym pokoju podniosłybysię głosy, że ograniczają dzieciaki. Teraz oskarża się ich o zaniedbanie ispowodowanie tragedii…

            Byłamopiekunką na wyjeździe wakacyjnym. Co dzień opiekuję się ludźmi. I naprawdęczasem się czegoś nie zauważy bo się jest człowiekiem. Spróbujcie czasem zająćsię piątką ruchliwych dzieci w obcym miejscu, a poznacie o czym mówię. Poznaciestrach, że się coś stanie. I poznacie chęć posiadania kilku postaci siebie. Izrozumiecie, że czasem to nie wystarcza. I przestańcie oskarżać kogoś, kto madwie ręce, dwoje oczu, jedną głowę i jest tylko człowiekiem. Człowiekiem,któremu równie mocno jak rodzicom, a może nawet bardziej zależy nabezpieczeństwie powierzonych im osób…

środa, 22 lipca 2009

Patent na picie

            Niki ma patent na picie. Podłącza się do konewki. Dokładniej wygląda to tak, że jak mama podlewa, to Niki najpierw chłepce z szaflika, gdzie jest zebrana deszczówka lub inna woda do podlewania, potem leci za mamą niosącą konewkę. I jak zaczyna się lać woda, pies bierze w pysk wylew konewki i pije. Wylewa się jej oczywiście po bokach, przez co jest mokra strasznie i dokumentnie. Ale, że woda jest fajna w każdej postaci, wybitnie jej to nie przeszkadza, a wręcz przeciwnie. Zresztą, co się dziwić, to jest pies, który na deszczu siada na chodniku i bierze prysznic…

wtorek, 21 lipca 2009

Odpocząć....

      Wchodzę do pracy i już mam jej dość. O wstawaniu rano nie wspomnę, bo najchętniej bym tego nie robiła. Odliczam dni. Już tylko 8. A może aż. Chyba jednak aż. Świadomość, że do urlopu tak blisko dobija...



     Chcę odpocząć...

poniedziałek, 20 lipca 2009

Feministki samo zło

            Gdzieś podpoprzednim postem dostałam zarzut, że to kolejny atak feministyczny. Wybaczcienonszalancję i to, że jestem laikiem w tej dziedzinie, ale nie widzę za bardzozwiązku tematu z ruchem feministycznym. Raczej skojarzyło mi się to z tym, żewszystko co złe to feministki, a jak nie ma argumentu na nie to też lepiejzwalić na nie, bo to jakoby wyjaśniało wszystko. Kiedy ludzkość zrzuci na nieodpowiedzialność również za dur brzuszny i głód na świecie?

            A tak pozawszystkim to jestem całkiem przeciwna ruchom feministycznym w ich dzisiejszymwydaniu. Bo kobiety tak usilnie walczą o swe prawa i możliwość pracowania jakmężczyźni, że zdają się nie zauważać, że wywalczyły prawo do pracy na dwóchetatach. W domu i w pracy. Bo facet jak nie pomagał tak teraz też się niepoczytuje do tej odpowiedzialności. Nie chcę takiego równouprawnienia i się zniego wypisuję. Do tego podobają mi się staniki, o czym świadczy ilośćposiadanych egzemplarzy, i nie uważam ich za więzy nałożone przez facetów, seksteż nie jest metodą dominacji, chyba, że kobiety nad facetami, a nie odwrotniejak głoszą radykalne odmiany…

Więc może zejdźmy z tych biednychfeministek opluwanych na każdym kroku i zacznijmy myśleć i wymyślać swojeargumenty zamiast się posiłkować takim prawie dorównującym „nie bo nie” i „takbo tak”. Bo czerwonka też nie jest ich winą.

niedziela, 12 lipca 2009

"Wyrzućcie dziecko do kosza" powiedział ksiądz

    Człowiek jest człowiekiem od chwili poczęcia. Ochrona życia nienarodzonego. Duchowe adopcje dzieci zagrożonych w łonie matki. Takie i inne frazesy słyszymy w kościele. A obok…
    Ksiądz nie chce pochować poronionego płodu. Bo to nie człowiek. To co to jest? Śmieć? Na to wychodzi, bo poroniony płód trafia w szpitalu do tego samego kubła co wycięte migdałki. Niepotrzebny, odrzucony. W oczach kościoła człowiek od chwili poczęcia…
    W szpitalu leży trzydniowe dzieciątko. Umiera. Rodzice proszę o chrzest dla niego. Ksiądz każe odłączyć od aparatury podtrzymującej życie, bo on nie będzie chrzcił przez rurki. Jeżeli spełnią jego prośbę, dziecko nie ma szans na przeżycie nawet na chwilę przyjęcia sakramentu. A martwego nie ochrzci, bo przecież martwe… Dzieciątko ochrzciła pielęgniarka. Dziecko Boże… Odrzucone z grona aniołków przez sługę swego Pana…
    Jak ma się czuć matka, która nosiła pod sercem nowe życie, kochała je i straciła, a ksiądz, ostatnia nadzieja, odmawia chrztu czy pochówku? Do kogo się zwrócić? Gdzie opłakiwać stratę, skoro nawet nie został po niej skrawek ziemi?
    Człowiek. Puch marny. Śmieć. Czasem dla kościoła nie ma różnicy.

Zamiast komentarza:

Historia zawarta w powyższymtekście wydarzyła się naprawdę. Owszem, i tu woda na młyn pieniaczom, niedotyczy bezpośrednio mnie, ale to nie zmienia faktu jej zaistnienia. Danych niepodam, bo jak mądrze zaznaczyła MM nie wolno mi tego zrobić, bo każdy mnie możedo sądu podać i wygrać. Poza tym, nie mam na to najmniejszej ochoty.

NIGDZIE NIE NAPISAŁAM, ŻE WSZYSCYKSIĘŻA SĄ ŹLI. Absolutnie nie są, są to dwa znane mi przypadki. I nie twierdzęteż, że byli to do cna zepsuci księża. Może zbłądzili, może było coś innego, conimi kierowało, nie mnie osądzać. Ja oceniłam tylko pewną obłudę, która pojawiasię też w innych środowiskach.

NIGDZIE NIE NAPISAŁAM, ŻEUTOŻSAMIAM KSIĘŻY Z WIARĄ. Jest wręcz przeciwnie, a wielu z Was mi to zarzuca.I nadal obstaję przy tym, że jak ktoś odszedł od kościoła z powodu jednegoksiędza to nie miał w sobie wiary. I wolno mi tak sądzić.

            Niechciałam nawoływać do nienawiści, a do przemyśleń, treści komentarzy niepodlegają moderowaniu, więc o zawartą w nich agresję proszę oskarżać autorów.Ja nie ponoszę za nie odpowiedzialności, bo wydźwięk tego postu nie miał byćtaki. Widać ze zrozumieniem kiepsko.

 

            Dziękujęosobom, które zrozumiały. Które dostrzegły o co naprawdę chodziło. Współczujętym, którzy doświadczyli tego lub jeszcze gorszego zakłamania od strony księży. Ale pamiętajcie, że to jednostki, nie każdy jest taki. I życzę szczęścia dalej.

 

 

I tak jeszcze pytanie do kogośżądającego danych szpitala i grożącemu, że jak tego nie zrobię, to pozwie mnieo nawoływanie do nienawiści do kościoła. To do kościoła, czy do szpitala, bonie widzę związku. I oskarżaj. Powodzenia.



Szczęście

    Trzymać Cię za rękę i czuć się bezpiecznie.
    W spojrzeniu widzieć miłość.
    To, że dotykiem budzisz dreszcz i sprawiasz, że świat wiruje w oczekiwaniu i powietrze jest gęste od pożądania.
    To, że nadal chcę wierzyć i wierzę…
    Największe szczęście.

piątek, 10 lipca 2009

Jak nie oddałam cytadeli

            Broniłamsię wczoraj, to wiecie. Mieliśmy wchodzić alfabetycznie, ale ubłagałam grupę,żebym mogła wejść pierwsza, a nie bliżej środka, bo o 17.30 musiałam być wKrakowie. Ważna sprawa, o której może kiedy indziej. Obrona zaczynała się o15.30 w miejscu oddalonym o jakieś 50 kilometrów. No iweszłam. Choć z opóźnieniem. Siadam, przedstawiam się i… Stres. Nie ma mojejteczki. Panie nawet pytały, czy jestem pewna, że nie zmieniłam nazwiska. Nonic, jedna pani szuka, druga pyta. Przetrzepała mnie z każdego pytania, fakt,pobieżnie, ale z każdego. Na szczęście teczka się znalazła. Za miesiąc mogęodebrać dyplom ukończenia studiów podyplomowych.

            A jutroimpreza. Z okazji obrony. Ale bynajmniej nie mojej. Jak ja dawno nie byłam naimprezie…