poniedziałek, 29 lipca 2019

Tupnęłam nogą

Zostałam dziś sama z pracownikami. Miesiąc urlopu minął, jak z bicza strzelił, dziś musiałam go wyprawić do pracy. A roboty nawet nie w połowie. I od razu powstał problem, bo oni zrobili szalunek pod bramę na słupki 40 cm, a słupki mają 28. I rozmawiałam z nimi, potem przyjechał ich szef, tłumaczą mu co i jak, a on pyta, czy uzgodniliśmy to z Osobistym. Mówię, że tak, bo akurat dzwoniłam też o grubość kostki i od razu mu powiedziałam, co Rusłan wymyślił a do tego mówię, że ja tu też jestem szefową i ze mną też można uzgadniać. Pominę, że oboje z Osobistym doszliśmy do wniosku, że to oni są fachowcami i my możemy coś mówić, a oni mają zrobić, żeby było dobrze, ale ciii... Może zaczną mnie traktować ciut poważniej ;)
A w ogóle to roboty po łokcie, nie tylko z ogrodzeniem, ale wczoraj pojechaliśmy do mamy zebrać aronię i dziś mam do roboty sok i dżem, a mnie połamało. Mam zapalenie nerwów w odcinku lędźwiowym, w piątek mnie tak siekło, że się darłam z bólu, Osobisty pojechał mi do apteki po leki i już jest o niebo lepiej, ale do dobrze sporo brakuje. Na razie mogę chodzić i leżeć, przy czym czasem mi podcina nogi i mi się uginają. Tak więc jest wesoło. Ale nie dam się. Muszę tylko po tym wszystkim pomyśleć o wzmocnieniu mięśni w tym odcinku. Jak tylko przestanie boleć.

czwartek, 25 lipca 2019

Znowu nie nadążam taczek załadować

Pamiętacie ten dowcip, jak majster opieprza pracownika, że zaiwania po budowie z pustymi taczkami, a on się broni, że taki zapieprz, że nie ma czasu taczek załadować? To coś takiego jest u nas. Ogrodzenie miało się zacząć w maju. Nie udało się, bo woda stała. Potem koniec czerwca, początek lipca, ale jak zawsze się coś osunęło i mieli przyjechać w poniedziałek. Też się nie udało. Przyjechali wczoraj, nie ma małej koparki, ale jest duża. To korytujemy pod podjazd. To miało być. Kiedyś. Ale Osobisty uznał, że jak jest koparka to trzeba korzystać, zanim znowu operatora wetnie do innej roboty i po to oszczędzał ostatnie pół roku. Ja dziękuję, oszczędzać na taką rozpierduchę, wybaczcie, inaczej się nie da tego nazwać. Przed samym domem zieje dziura, której co prawda daleko jest do dziury do piekieł na jednej ulicy w Krakowie, ale już zmusza mnie do skakania. Moje auto stoi u sąsiadów, Osobisty nie wywiózł na czas, więc stoi póki nie przyjedzie (niezamówiony jeszcze) kamień. Do tego ogromne zwały ziemi na niedawno posianej trawie. Ja wiem, że była posiana tymczasowo, bo i tak tam musimy podnieść, ale krótki ten tymczas wyszedł. I znów czeka nas równanie, mam tylko nadzieję, że część zrobi koparka. A ja sobie wybieram kamyczki na taras, który miał mieć zbocza i obłożony miał być kamieniami, ale koncepcja nam się zmieniła i będzie z donicami i bez skalniaka. Ale to za rok. Czyli znając mojego męża, nie znam dnia, ani godziny.
Wczoraj wieczorem przywieźli małą koparkę i dziś równocześnie kopią pod słupki łopatami i pod murek oporowy koparką.
Będzie pięknie. Jeszcze tylko wybrać bramę. I na nią zarobić.

poniedziałek, 22 lipca 2019

Lecz najbardziej mi żal...

Tego, że ten skurwiel nie odpowie za to, co uczynił, nie trafi za kraty, gdzie koledzy pokażą mu jego miejsce w hierarchii.
To tak zawodowo. I czysto po ludzku też. Tak, bywam mściwa.

Nie próbuję sobie nawet wyobrazić ogromu rozpaczy matki. Nie umiem przestać myśleć o tym maluchu (*)

piątek, 19 lipca 2019

Kolejne marzenie

Przez dwa ostatnie dni robiliśmy przygotowania. A w sumie to już końcówkę, bo już wcześniej Osobisty sporo zrobił z instalacji prowadzącej do kotłowni. Pierwszy stelaż kosztował nas sporo czasu, nerwów i dwa komplety przepoconych ubrań. Drugi to niecałe dwie godzinki na dachu i śmiech, że zakładamy firmę montującą. Co prawda nie chciał piątego montować z zamkniętymi oczami, bo to jednak dach, a on ma lęk wysokości, ale wiecie, o co chodzi. Tak, wiem, fachowiec od BHP kazał nam nakręcić filmik pod tytułem "Jak się tego nie robi", żeby puszczać na szkoleniach, ale niech się wypcha. Sam niech sobie nagrywa, ja stoję w oknie dachowym i trzymam się pazurami ;)
Wczoraj wieczorem przyjechał szef z firmy, od której mieliśmy nająć sprzęt, dziś wstaliśmy o piątej, żeby te solary wyciągnąć z garażu (ojacięniemogęjakietokurewskociężkie), zaczepić linę do traktorka itd, a o 6.30 przyjechał facet z HDSem i się zaczęło. Osobisty na dachu, pan przy aucie, ja między dachem, a podwórkiem, bo tu trzeba coś Osobistemu podać, a tu panu pomóc zawiązać panel. Już po godzinie były na miejscu, pan pojechał, Osobisty dokręcił parę śrubek, założyliśmy dwa okna dachowe zdemontowane na czas roboty, zleźliśmy na dół, wykąpaliśmy się i o 9 byliśmy gotowi do padnięcia na dziub.
Jesteśmy szaleni, wiem. Na początku po tych schodach i kobyłkach dostawionych do okna biegałam, potem szłam, a na końcu to już się czołgałam. Co jakiś czas zginając się w pół, bo mam okres i trochę boli. Ale satysfakcja nieziemska. Owszem, jeszcze nie podłączone, musimy położyć trochę wełny i dokończyć wentylację na strychu, żeby poupychać gdzieś tam te rurki, ale to już malutki kroczek od sukcesu. A jaki garaż mamy wielki! (Nie, samochód nadal się nie mieści). Najbardziej mnie jednak cieszy to, że spełniło się kolejne marzenie Osobistego.

czwartek, 11 lipca 2019

Nadrabiam i bolesna rocznica

Nadrabiam zaległości czytelnicze, piszę recenzję, za recenzją, niestety czwarta część cyklu leży u teściów, bo kurier zostawił na parapecie i teściu zdjął. To sobie na nią poczekam. Mam jeszcze dwie, ale to dla dzieci i teraz sama nie wiem, za co się zabrać. Rano miałam ochotę umyć całą łazienkę, ale już mi przeszło ;) inna sprawa, że dziś nie wychodzę z domu, bo byłam na zabiegu regeneracyjnym u fryzjera i włosy nie wyglądają wyjściowo, a żeby to miało sens to dobrze byłoby do jutra nie myć. Więc siedzę, piszę, czytam, objadam się czereśniami.
Rozważam jakiś film, ale po wczorajszym Wołyniu nie mogę się nadal pozbierać. Tylu ludzi, tyle tajemnic, tak wiele nieszczęścia. Dziś rocznica krwawej niedzieli. Dopiero teraz się o tym uczę, w szkole nie było o tym mowy, a może i dobrze, bo ja nie ogarniam tego swoim dorosłym rozumem, a co dopiero w szkole. Choć temat niezwykle ważny, nie może być przemilczany. Nie da się o tym mówić bez emocji, nie wiem, czy się da bez przekłamań, bo każda strona chce dowieść swojej racji. Niech im wszystkim Bóg wybaczy, bo ludzie chyba nie mają w sobie takiej siły i takiego miłosierdzia.

wtorek, 9 lipca 2019

Ciężkie rozstania, gorsze powroty

Na przystanku się jeszcze trzymałam. Nawet, jak małe usteczka powiedziały "nie jedź". Wtuliłam się w nich, zacisnęłam zęby i wsiadłam do autobusu. Pomachałam im, zniknęli z oczu i dopiero popłynęły łzy. Źle jest tak kochać. Wróciłam w niedzielę i wtedy jeszcze jakoś było, bo pojechałam na obiad do rodziców i po kota Potem zaległam przed telewizorem i padłam, bo jednak 14 godzin w pociągu męczy. Ale wczoraj i dziś to jakaś masakra. Mam już umyte okna (bez ram, bo kercherem) wyprane wszystko, co przywiozłam, oberwane truskawki z wąsów i nadal czas mi się wlecze.
A co do powrotów. Przywitała mnie wypalona słońcem trawa, wyschnięte kwiaty, umierające krzaki. Chodzę z konewką i ratuję, co się da. Warzywa już odpuściłam. I tak nic z nich nie będzie, ratuję tylko wieloletnie, ale i tak sporo straciliśmy. Już nawet nie mam sił nad tym wszystkim płakać. Mam jeszcze trochę wody w kontenerze, ale jak nie spadnie deszcz, to nie mam nawet po co walczyć. Bardzo chciałabym zabrać im ten deszcz i chłód znad morza i puścić tu do nas.