poniedziałek, 30 listopada 2009

Sukces nie- zawodowy

            Teatremzajmuję się z zamiłowania. Dla przyjemności piszę scenariusze, wymyślamscenografię, a potem wkładam w to życie. W ramach zakończenia kursustolarskiego i florystycznego w pracy też miałam coś napisać. I napisałamwierszyk, pół żartem pół serio. Dziś był wielki dzień. I wielki sukces. Głośneoklaski, śmiech. I zaproszenie do współpracy z innym ośrodkiem, prośba oprzedstawienie u nich i o tekst, by przedstawić go na Radzie Pedagogicznej.Wzruszenie nie do opisania. To jest smak sukcesu. Smak szczęścia.

sobota, 28 listopada 2009

O przygodzie z kursem słów kilka

            Ochłonęłam.Nawet udało mi się uwierzyć, że zdałam egzamin na prawo jazdy. Teraz tylkozostaje mi czekać na ten kawałek plastiku.

            A było totak… Jakieś półtora roku temu się zapisałam na kurs, ale… stchórzyłam i nieposzłam. Ale co chwila słuchałam, jakby mi to życie ułatwiło i tak dalej, więcw końcu uległam. Zapisałam się. Na pierwszą jazdę szłam na miękkich nogach.Rany, jak ja się bałam. A po… Ja chcę jeszcze raz! I tak mi zostało do dziś.Zostało mi też szybkie jeżdżenie, choć ostatnie dziesięć godzin naprawdęuczyłam się jeździć przepisowo. Ale jak instruktorowi udało się nauczyć mnie„prawo, lewo”, tak wolnej jazdy nie.

A dziś mam własne, piękne iprzecudne cztery kółka, masę długów i ogromną satysfakcję. Bo się odważyłam. Bozrobiłam coś, o czym mówiłam, że nigdy, bo się boję. Pokonywanie własnegostrachu daje ogromną satysfakcję.

środa, 25 listopada 2009

Koniec z L :)

Jestem pełnoprawnym użytkownikiem dróg :) Przed chwilą dosłownie zdałam egzamin na prawo jazdy. Mój ukochany peugeot nie będzie już stał samotnie w garażu, tylko będę nim śmigać. Tzn jak dotrę do Wydziału Komunikacji, by opłacić, a potem odebrać prawo jazdy.

Rany :) Kawałek plastiku, a potrafi tak uszczęśliwić.

Idę do kina :):)

poniedziałek, 23 listopada 2009

Uratowana przed super ofertą przez grypę

            Dzwonek dodrzwi. Zarzuciłam szlafroczek i poszłam otworzyć. Jakiś małolat pyta ogospodynię, no to mówię, żem ci jest. A ten zaczyna nawijać, że on ustalagodziny i kiedy on może. Ja wiem, że ja chora i nie bardzo kumam, ale co onmoże? Ziorłam mu w te papiery i wołam, „Stop, ale o co chodzi, bo ja nierozumiem.” No to się wypowiedział, że on chodzi od sąsiada do sąsiada i ustalakiedy może przyjść podpisać umowę i założyć telewizję. Otrzeźwiło mnie.Wywaliłam na zbity… bruk mówiąc, że nie jestem zainteresowana i generalniewracam do łóżka bo mam grypę. Uciekł. No zdezerterował, słowo daję. A mogłamsię grypą podzielić. Zwykłą mam, więc by nie chrumkał…

            Sprytnysposób mają. Tak średnio się da im odmówić, bo skoro on już godziny ustala, kiedymoże przyjść montować, to jak mu odmówić? To jakby już było ustalone, nie? Isądzę, że wiele osób na to złapie. A mnie uratowała „medialna epidemia” grypy. Boinaczej pewnie bym się go tak łatwo nie pozbyła. Bo a czemu nie, a to super hiperoferta, a on tak prosi. Pominę, że nie miał prezencji do proszenia i wciskaniaczegokolwiek we mnie. Czapka i szalik po same uszy na mnie jakoś nie działają…

sobota, 21 listopada 2009

"Życie jest cudowną chwilą, ze mną bądź"

     Kiedy zobaczyłam go równo sześć lat temu na parkingu, do głowy by mi nie przyszło takie rozwinięcie. Był kolejną osobą przewijającą się przez moje życie. Wtedy nic nie znaczącą, chwilowy towarzysz.
     Dziś jest partnerem na całe życie. Człowiekiem, któremu oddałam wszystko i mogłabym oddać jeszcze więcej. Kimś, kto nauczył kochać i dał taką miłość o jakiej nie śniłam.
     Nie wiem czy taka miłość zdarza się raz w życiu. I nie chcę sprawdzać. Chcę tylko, by dla nas była właśnie tą "raz w życiu".

piątek, 20 listopada 2009

Ruchomy zamek Hauru w rytmie Mamma Mia

     W łóżku siedzę, więc włączyłam filmy. Zaczęłam od Ruchomego zamka Hauru. Nadal urzeka mnie ten film. Najpiękniejszy jaki widziałam, najbardziej wzruszający. "Nie jestem już piękny, moje życie straciło sens" nadal mnie zabija. No i Calcifer, który jest jego dobrym demonem. Bawi mnie do łez. "Drewno takie mokre jest... Bardzo".
     Na drugi ogień poszło Mamma Mia. The winner takes it all nadal jest najlepszą sceną w tym filmie. Meryl Streep po prostu mistrzowsko zagrała. I znalazłam wadę super przystojnego Pierce'a Brosnan'a. Ma owłosioną klatę... Fuuuuj... Może to i męskie, ale mnie niszczy wszystko.

piątek, 13 listopada 2009

Jak skłonić faceta do zdrady

            Przyjaźńrządzi się swoimi prawami. Przyjaciółkę można poprosić o wszystko. I pewnie sięzgodzi. No i czasem kobiety wpadają na genialny pomysł. Nie ważne, czy mająpodstawy, czy nie. Bo facet może być czuły dla niepoznaki, przytulać i myśleć oinnej i takie tam. Więc trzeba sprawdzić, czy aby na pewno nie mamy się o cobać i czy jesteśmy jedyne. A jak ma podstawy to tym bardziej trzeba sprawdzić zkim i jak długo, żeby jego zabić, a jej kłaki powyrywać. A najlepiej posłaćnajlepszą przyjaciółkę, żeby go pouwodziła i sprawdziła jego uczciwość. Ale…

            Facetapodnieca prawie każda naga kobieta. Więc jak taka przyjaciółka stanie przedpotencjalnym niewiernym, to on się skusi. Że to przyjaciółka jego kobietypomyśli, owszem. Po fakcie.

            Czy aby napewno warto posyłać przyjaciółkę z misją dziejową skazaną z góry na powodzenie?Po co to kobietom? Chyba tylko, żeby się zdołować, jakiego drania kochamy. Aleczy na pewno drania… Kobieta sama podsunęła mu inną pod nos, sama popchnęła gow jej ramiona, wsadziła mu ją do łóżka. Ja jego winy nie widzę. Winna jest onasama. Ona i jej głupota.

            A takfajnie żyć nie kombinując…

wtorek, 10 listopada 2009

Kartka z Wrocławia

            DoWrocławia dotarliśmy około godziny 11. Przywitano nas mozzarellą i sałatkągrecką, a potem było szkolenie. Do 17, o której zjedliśmy coś jak obiad. Zkolacji, z racji późnego obiadu, zrezygnowaliśmy i poszliśmy na miasto.Zauroczyło mnie. Może ze względu na wieczorową porę, bo tam wszystkooświetlone, a może z racji miłego towarzystwa prywatnego przewodnika. Alemiasto naprawdę piękne. Zadbane, oświetlone, spokojne. Urokliwe zakątki, cudnebudowle i jakaś taka atmosfera. Faktycznie miejsce spotkań. Z krasnoludkamiteż. Te obfotografowałam dnia następnego, kiedy też łaziliśmy po Wrocławiu zszefem tamtejszych warsztatów. Ale ten nam rekinów nie pokazał ;)

            Po pysznymobiedzie w fantastycznej knajpce wróciliśmy do domu. Ja mogę częściej na takieszkolenia. Choć teraz się leczę, bo w busie naszym zmarzłam i teraz mamgorączkę. 37. Czyli jak na mnie to za dużo. Kończę więc notkę, bo zaraz zacznęmajaczyć.

            Ale miastopolecam będąc jeszcze w pełni władz umysłowych.

niedziela, 8 listopada 2009

Służą mamonie, a nie Bogu

            Miało byćsprawozdanie z Wrocławia. Nie będzie. A to dlatego, że rano poszłam dokościoła. Czytanie było o wdowie, co dała ostatni grosz. No i ksiądz proboszczwalnął kazanie. Oczywiście o budowie nowego kościoła, której to jestemprzeciwna od momentu wspomnienia o planie tejże. No ale do rzeczy. Mówi, żezaplanował dużo, ale dzban się wyczerpał i ma mały dług. I tak obliczył, że narodzinę to wypada tylko 300 zł. Wyprostowało mnie. I że on absolutnie niesugeruje, że mamy dać. Nosz… Obsiedli mnie i nie dało się wyjść, a słowo daję,że byłam blisko. Ale już moja noga tam nie postanie. Wolę dalszy kościół, bylenie tam. Bo ten dług to bagatela półtora miliona złotych.

            Księża wmojej parafii jeżdżą najlepszymi autami. Jeden tylko chodzi na piechotę bo autanie ma. Reszta służy pieniądzom. Proboszcz wciąż woła o kasę. Remontuje starykościół, buduje nowy, wciąż mało kasy. Narobił długów. A dach w starym,zabytkowym kościele grozi katastrofą budowlaną. Ale ważniejszy jest nowy.

            Gdzie czasysłużebności kościoła? Jego posługi? Mam dość zakłamanie księży. Mam dość ichbiadolenia. Mam dość ich wyjazdów do ciepłych krajów na panienki. Mam dośćcałego ich kościoła. Ostatni raz.

            Wolę msze znaszymi. Bo są szczere.

czwartek, 5 listopada 2009

Wrocław

            Jutrowybywam do Wrocławia na szkolenie. Plan dopięty na ostatni guzik. Niepokoi mnietylko dopisek przy sobotnim obiedzie. A mianowicie niespodzianka. Co oni mikażą jeść? Ale generalnie cieszę się. Oderwę się troszkę. A może jakiśkrasnoludek spełni me marzenie?

poniedziałek, 2 listopada 2009

(*)

 
Była ze mną zawsze. A przynajmniej odkąd pamiętam. Odeszła dziś o 4 rano. Na moich rękach. Ukochana Bonnie. Dołączyła do Pocusia...
Kocham oba...

Komentarze będą kasowane