piątek, 31 sierpnia 2012

Dzień Bloga

Jako że kocham to miejsce nadal... Ach, ta moja wierność i miłość zupełnie czasem nieuzasadniona czego kolejnym przykładem jest... Nie, nie mój Bardzo Osobisty Mężczyzna, a samochód Złomkiem zwany pieszczotliwie. A więc, jako, że kocham to miejsce nadal i zupełnie, ale to zupełnie nie chce mi się przenosić notek w miejsce nowe. Pominę już brak możliwości przenosin cennych dla mnie komentarzy, to piszę tu notkę na Dzień Bloga. Żeby sobie nadal wisiał i przypominał stare dobre czasy. O.

Dzień Bloga i ewentualnie pogrzebowo

GBSka mi przypomniała, że dziś Dzień Bloga. Niniejszym więc robię coś dla swojego bloga i w ten dzień zostawiam ślad. Zaspanymi palcami po klawiaturze, ledwo widząca na oczy witam Was, ale nic mądrego nie napiszę. A może nie, napiszę...
"Z kobietami zmiennymi łatwiej jest wytrzymać niż z nudnymi. Czasami, co prawda się je morduje, ale rzadko porzuca." G. B. Shaw. W związku z tą myślą, która już długo jest moim mottem życiowym, obok "żyj tak, aby Twoim epitafium było 'nie żałuję' " na ewentualny pogrzeb poproszę fiołki, konwalie, bez lub ostatecznie fioletowe eustomy. Żadnych róż. Co prawda na razie Osobisty ze mną wytrzymuje, ale wolę sobie zaklepać

czwartek, 30 sierpnia 2012

Smreczyński Staw

     Od wczoraj zastanawiamy się, czy podołamy wycieczce nad Smreczyński Staw. Oczywiście bez wózka, z chustą i plecakiem. Mamy możliwość wyjazdu, ale masa pytań, zero odpowiedzi... Bo co, jak Mała nie wytrzyma? Wrócić się nie bardzo się da, bo to wyjazd zorganizowany. Ot, takie proste pytanie, bez odpowiedzi...
     Na razie to marzę o śnie. I o chwilce czasu an książkę. Mam zaczęte trzy i chciałabym je skończyć. A czasu mam jak na lekarstwo. Wczoraj trochę poczytałam, bo Córa już spała, a Osobisty się uczył do egzaminu, więc miałam chwilę. Ale choć Karaibska Krucjata jest śmieszna i akcję ma wartką, to senność wygrała i odpadłam o 21.30.
     Dziś spróbuję zachustować tego mojego wierciołka, czy w ogóle mamy o czym rozmawiać w temacie gór innych niż Morskie Oko wózkiem...

wtorek, 28 sierpnia 2012

Refleksyjnie

     Siedzę w altanie, trochę marznąc, słońce prześwieca przez liście orzecha, cyka świerszcz, ktoś kosi trawę. Patrzę na śpiącą Córę i naszło mnie na przemyślenia. Bez ładu i składu. Może czas się nimi podzielić.
     Po ślubie mieliśmy mieszkać u góry, u teściów. Już remont był na ukończeniu, po ślubie, w niedzielę ze łzami w gardle pojechaliśmy tam, bo noc poślubną spędziliśmy jeszcze u mnie, bo bliżej. Tydzień wymówek, bo źle smaruję kromki, nie tam odkładam masło, czy chleb, źle gotuję, głupiutkie książki czytam. To zabolało najbardziej. W czwartek ogromna awantura pod drzwiami Osobistego, słyszałam, wybiegłam z płaczem, pojechałam do domu, jak miałam w planie, ale już tam nie wróciłam. Osobisty akurat został w pracy na noc, przyjechał po mnie w piątek wróciłam dla niego. W sobotę przyszło się nam wyprowadzać. W sobotę po weselu kolegi, po nocy wracaliśmy do moich rodziców. Pamiętam jak dziś, jak rano w niedzielę siedzieliśmy nad kubkami z herbatą i płakaliśmy, bo moi rodzice już pół przemeblowania zrobili, byśmy się jakoś pomieścili wszyscy. Nie, nie wynieśliśmy się z własnej woli, wyrzucono nas, a teściowa zapytała jedynego syna co pierwsze spakuje i ... poszła do koleżanki. Tyle wspomnień. Teraz sytuacja jest... dziwna. Pojechałam tam na święta wielkanocne, bo Córa powinna znać dziadków. I tak to jakoś funkcjonuje, przy czym ja mam żal ogromny, bardziej o Osobistego niż o siebie. Choć może o siebie też, bo w tamtym roku, w ciąży, pojechałam z nimi odwieźć teściową do sanatorium to najpierw mówiła o mnie obok mnie, jakby mnie nie było obok, a potem do mnie ze śmiechem, że śniło jej się, że przyjechał do domu bezpłciowy pajacyk. Dla kobiety walczącej o każdy dzień życia tego dziecka to nie są przyjemne słowa. Pomijając, że moim zdaniem snów się nie opowiada, bo tak naprawdę nie wiemy co znaczą. Teraz my jeździmy do nich, oni byli raz, jak postawiłam sprawę na ostrzu noża. Na chwilę, bo oni muszą zrobić zakupy. Na chrzcie teść nie był wcale. Do mnie się nie odzywa, ale może to i lepiej. Od niej wciąż słyszę dobre rady na temat tego, że rozpieściłam małą noszeniem i powinnam nauczyć ją cierpliwości do znoszenia bólu związanego z zębami. I wiele, wiele innych.
     Zastanawiam się często, jaka jest moja wina w tym wszystkim, czemu tak się to potoczyło. Znaczy aj znam oficjalną wersję, która nie przybliża mnie ani trochę do rozwiązania. Zastanawiam się, co jest winna Córa, że wszystko jest super, jak my wykażemy inicjatywę, że tak się nią chwalą, ale nic w zamian. Bo prezenty nie są tym samym, co zainteresowanie. Myślę czasem, jak można mówić, że się tęskni, kiedy się mogło ją mieć na wyciągnięcie ręki...
     Mam nadzieję, że to ostatni tego typu post, bo ponuro tu ostatnio...

niedziela, 26 sierpnia 2012

8 miesięcy

     Trochę spóźnione, ale dziś niedziela, więc dzień przeznaczony rodzinie. Teraz Osobisty tarza się z Córą po podłodze, więc mam czas donieść co następuje.
- rozgadało nam się dziecko; baba, lala, jaja, jeje, tata, emem, aha, dada i pochodne są na porządku dziennym;
- umie stukać o siebie dwoma zabawkami;
- samodzielnie siada;
- potrafi wstać w łóżeczku trzymając się szczebelków, lub... mojego ubrania i to niekoniecznie w łóżeczku;
- staje w pozycji do raczkowania;
- umie pokazać, gdzie zabawka, lub my, na nieszczęście, ma oko;
- potrafi zrobić "oczko";
- staje na palcach i na głowie, świat do góry nogami jest fascynujący;
- turlając się, przesuwając, pełzając i kombinując potrafi przemieścić się naprawdę daleko;
- robi kuku, znaczy nie do niej się kuka, tylko ona kuka;
- zbiera wszystkie paprochy z podłogi;
- bezbłędnie pokazuje zadowolenie, niezadowolenie i przeogromną radość;
- w foteliku samochodowym, jadąc ze mną, czyli na przednim fotelu, wygina się, bo chce zobaczyć kierownicę;
- zaliczyła swój pierwszy raz na basenie;

piątek, 24 sierpnia 2012

Drugie dziecko

     Zawsze chciałam mieć parkę. Chłopca i dziewczynkę w kolejności dowolnej. Mam Córę, ukochaną, cudowną, wyczekaną i... Właśnie. Tuż po porodzie powiedziałam, że ja chcę drugie. Kto czytał relację, wcale się nie zdziwi, bo poród miałam dość łatwy. Potem wraz ze zmęczeniem i strachem o Maleństwo, nieodłącznym, choć często bez przyczyny, pojawiła się myśl, że ja nie chcę. Nie poradzę sobie i w ogóle nie i już. Przy czym w głowie siedziała myśl, że Córa jedynaczką nie będzie. Gdzieś obok, zupełnie poza sferą uczuć i mojego "nie chcę", tłumaczone raczej jako "nie jestem gotowa", były plany, że w 2013 wracam sobie spokojnie do pracy, a w 2014 zaczynamy się starać o drugie. Absolutnie nie wcześniej niż w kwietniu, by było noworoczne. Czemu 2014? Bo mieliśmy się plan wtedy wprowadzić. Plan niestety jest to coś, co w efekcie końcowym wygląda zupełnie inaczej, 2014 mocno niepewny, ale pewne jest to, że drugie dziecko dopiero na swoim. Nie ma mowy o staraniu teraz. Różnica wieku mnie nie przeraża, a nawet mnie kusi, ponieważ, jak drugą ciążę będę musiała leżeć, tak jak to było z Córą, to starszemu dziecku prędzej to wyjaśnię. No i nie trzeba będzie kupować drugiego dużego fotelika ;)
     Finanse. Wiem, że ubranka, wózek, łóżeczko i zabawki to nie wszystko, choć to koszt ogromny, poniesiony już przez nas. Jednak gdyby nie budowa, to ja mogłabym sobie pracować dla samej chęci pracowania i posiadania pieniędzy bardziej własnych, bo Osobisty spokojnie mógłby nas utrzymać. Więc na drugie dziecko nas stać. Będzie. Kiedyś. Jak dom stanie. Teraz z naszym uporem, by budować bez kredytu, jak na razie skutecznie się upieramy, byłoby to cokolwiek trudne. Ale jako że drugie w nowym domu, problemu nie ma.
     Na dzień dzisiejszy sama nie wiem, czy chcę, czy nie. Wiem, że z czasem nie będę bardziej cierpliwa. Wiem, że może mi się trafić bardziej wymagający egzemplarz niż Cór, bo powiedzmy szczerze, ona wymagająca nie jest. Bawi się sama, w nocy wstaje maksymalnie dwa razy i od razu, z reguły, zasypia, kolek miała bardzo mało... Drugie może nie być tak spokojne i trochę nas to, bo Osobistego w tym temacie też, przeraża. A co będzie...? Zobaczymy.

czwartek, 23 sierpnia 2012

Wyhamowanie

     Jakoś przywykłam do statusu utrzymanki (post obszerniejszy na starym blogu, link po prawej, u góry). Pomaga, że jeszcze część wypłaty sierpniowej do mnie trafi. A potem... Potem jakoś będzie. Na szczęście budowa w tym roku wypłacona i nawet jedne drzwi się udało zamontować. Jeszcze kominek, by Osobisty mógł tam w zimie coś robić i będzie. Prace na budowie wyhamowały, bo pracuje tam tylko Osobisty robiąc to, co nie wymaga nakładów pieniędzy, a jedynie czasu. Tak więc z Córą sobie żyjemy całe dnie same i dopiero wieczorem jest bardziej rodzinnie. Niestety chyba obsunie nam się wprowadzenie, ale cóż... Lepiej tak, niż nic nie mieć, jak bank wszystko zabierze. Na razie rozważam poważnie posiadanie drugiego dziecka. Nie chcę, by Córa była jedynaczką, ale jednocześnie nie wiem, czy starczy mi cierpliwości do drugiego. Cierpliwości i siły na pokonywanie płaczu i własnej bezsilności nad nim. Na razie plany uwzględniają drugie, przy czym na tak jest bardziej Osobisty, niż ja. Ale... Wszystko po Córze zostaje. Zobaczymy, co życie przyniesie.
     Osobisty przyniósł do domu katar i ten katar został z nami. Nic przyjemnego.

     Czy ktoś poda mi jakiś pomysł na góry z małym wierciołkiem? Najchętniej w chuście, o ile się da jeszcze zawiązać, więc niewysoko. Od razu uprzedzam, Zakopane, to nie góry. Morskie Oko po asfalcie też jakoś mnie nie bawi i jest brane pod uwagę w ostateczności.

poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Wyjaśniam, że...

Jestem... namacalnie sprawdziłam przed chwilą.
Żyję... ledwo, bo moja Córa:
ząbkuje...chyba, bo do buzi zajrzeć sobie nie da, ale żel pomaga - jak już w wielkim wrzasku da sobie zaaplikować;
ma fazę mama, mama, mama... na pewno, bo jak mama znika z pola widzenia, to płacz;
nie chce jeść... więc jest zła;
nie chce spać... więc jest jeszcze bardziej zła;
stoi w łóżeczku, ale nie wie co dalej, więc... jest zła.
Do tego:
maliny obrodziły;
ogórki obrodziły.
A doba nadal ma 24 godziny.

wtorek, 14 sierpnia 2012

14.08.2010

     Minęły dwa lata, odkąd jesteśmy małżeństwem. Kłócącym się, kochającym, godzącym i znów kłócącym. Pokonującym razem wszelkie trudności. Wciąż idący swoją drogą.


poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Konkursowo i przedrocznicowo

Ma ktoś ochotę na 2 koła? To zapraszam tu: Dwa kółka lepsze niż buty ;)

Jutro mija nam 2 lata po ślubie. Osobisty jeszcze nie wie, ale idziemy dziś świętować. Do restauracji, gdzie zaczęły się zaczątki nas.

sobota, 11 sierpnia 2012

Sobotnie pisanie

Leniwie, spokojnie...
Przynajmniej już, bo Córa śpi, meble w kuchni wstawione, bałagan ogarnięty. Teraz czekam na Osobistego, wsadzę parówki w cieście francuskim do piekarnika i laba całkowita

środa, 8 sierpnia 2012

Jak to drut dostał nóg

     Jak ktoś kiedyś przez chwilę pomyślał, że u nas to tylko tak różowo, to spieszę wyprowadzić go z błędu. Właśnie wyprowadzić. Drut zbrojeniowy nam się z budowy wyprowadził. Zapewne nóg dostał i zawędrował, jak podejrzewamy, do skupu złomu. Nie cały, na szczęście, ale sporo. Denerwuje mnie to niepomiernie, bo nie do końca wiemy, jak się szybciej wprowadzić. A ogrodzenie to kolejna kupa kasy. I jesteśmy w kropce. Pocieszamy się nawzajem, wmawiając sobie przy okazji, że przy wymontowywaniu okien narobią więcej hałasu. A i okna mamy ubezpieczone. Ale wesoło nie jest.

poniedziałek, 6 sierpnia 2012

Powróciliśmy

     Niby tylko dwa dni, niby do rodziny, ale jestem zachwycona. Odpoczęłam, Córa się wyprzytulała do każdego, pogaworzyła, pouśmiechała się i też szczęśliwa. My dziecko mieliśmy sporadycznie. Zwiedzony zamek, oglądnięte makiety okrętów, coś, co lubię najbardziej w jednym. I śmieszna A1. wjechaliśmy, pobraliśmy bilecik i na następnym zjeździe, tuż za oddaliśmy go, nie musząc uiszczać opłaty. Z powrotem wystaliśmy się 15 minut, by też oddać bilet bez opłaty. I to już śmieszne nie było. Korek na autostradzie to porażka i czysta kpina. Poza tym zgrzytem wyjazd całkowicie udany. A jesienią górki, pisałam już o tym? Na pewno nie, wydaje się Wam :) Napiszę więc. W jesieni górki :)

czwartek, 2 sierpnia 2012

Wyjazdowo

     W weekend wybywamy. Co prawda do rodziny, ale i tak będzie to dla nas tak potrzebny nam obojgu odpoczynek. Za nami ciężki czas. Ja wiecznie sama w domu. Tak, wiem, mam mamę, ale generalnie staram się sama sobie radzić, bo wiem, że kiedyś się przeprowadzimy i jej nie będzie. A być może będzie drugie dziecko. Bardzo Osobisty Mężczyzna za to do południa w pracy popołudniu na budowie. Dziś też wróci, jak będzie. Czekamy więc na te dwa dni, jak na zbawienie, choć ja jak widzę, ile rzeczy musimy spakować troszkę gaszę swój entuzjazm. Osobisty stwierdził, że jemu już coś si robi na samą myśl, choć wie, że to nie on będzie pakował.
     Wczoraj padła obietnica gór jakoś na jesieni. Jeden dzień, ale i tak jestem przeszczęśliwa. Już mi się chusta pali w rękach, bo z oczywistych względów wózek odpada, chyba, że Morskie Oko postanowimy zaliczyć. Ale to takie góry, nie góry. W każdym razie Córa zostanie zamotana i jazda. Zastanawiam się tylko, jak ja to zniosę, ale najwyżej Osobisty będzie niósł, bo ja i tak mam spore problemy z wytaszczeniem się na górę, bo mi ciśnienie spada i serce wariuje. A jak przy sercu jestem, to od porodu miałam trzy ataki, a leków nie zażywam. Pełen sukces.