poniedziałek, 31 sierpnia 2009

Air Show Radom

            Wieciejakie to uczucie, kiedy wiecie, że coś się zdarzy? Ale nie taka rzecz, że jutrowstanie słońce. Przeczucia. Na granicy zrozumienia i uchwytności. Ja wiem. I toaż za dobrze. Kiedyś wystarczyło, że powiedziałam coś na głos i udawało sięodczarować. Dziś już nie… Zawsze się sprawdza. Czy chodzi o dobro, czy o zło.Wiecie jak to jest widzieć karetkę, pomyśleć, że sąsiad nie żyje i widzieć, jakona się u sąsiada właśnie zatrzymuje, a potem dowiadujecie się, że faktyczniejego już nie ma? Albo jak myślicie, że sporo wypadków i czarne punkty wasprześladują, a potem macie wypadek?

            Wczorajbyłam w Radomiu… Po Małopolskim Pikniku Lotniczym, kiedy to spadła Cessna ikiedy to wcześniej pomyślałam sobie, że to musi być straszne, pojechać napokazy i nie wrócić, chciałam zobaczyć coś zatrzymującego dech w piersiach…Powiedziałam nawet w drodze, że mam nadzieję, że dziś nikt nie spadnie… Stałosię inaczej. Najpierw start, odwróciłam głowę i… Cisza… Przytłaczająca,wszechogarniająca cisza. I dym… A potem już nic…

Wiecie jakie to uczucie, kiedycoś wiecie, a nie możecie pomóc, bo nikt wam nie uwierzy? Ja wiem. Aż zadobrze…



            Kolejnypokaz…

 Kolejny lot do nieba…

  Niech Was przestworza przyjmujązawsze z podziwem.

sobota, 29 sierpnia 2009

Ząbkowanie

            Najpierwzaczęły krwawić dziąsła. Zobaczywszy krew na nodze i na palcach zajrzałam dodzioba i zobaczyłam obraz nędzy i rozpaczy. Kiwały się ząbki a innych niewidać. Niki jeść nie chciała, wszystko gryzła tak raczej bokiem, unikając jakognia wzięcia jedzenia przodem, na te malutkie kiwające się ząbki. Aleostrożność nie pomogła. Wieczorem nie było już trzech ząbków. Wcześniej pozbyłasię już jednego i teraz jest szczerbata, ma tylko dolne jedynki, potem zionądwie dziury z obu stron. Jedzenie jest be, choć ciągle coś dziama, szmatki,gąbkę… Serce się kraje, bo jeść nie bardzo chce, a głodna. I minki takie biednema… No teraz czas na wyżynanie się. I nie wiem czy lepiej żeby się wyżęłycztery na raz i po bólu, czy po kolei. Biedactwo moje małe…

piątek, 28 sierpnia 2009

Szał sprzątania

            Ogarnęłamnie dziś ogromna ochota na sprzątanie. Poszłam za jej zewem. Na pierwszy ogieńposzła łazienka z myciem wanny, wc i umywalki. Najpierw ściągnęłam książki zpółek i je odkurzyłam. Potem dostało się szkłu. Pomyłam, powkładałam na nowo napółki. Inne półki z bibelotami nie umknęły mojej uwadze. Omiotłam sufity, tamgdzie się dało umyłam ściany, a że mam obite, to da się generalnie wszędzie.Przetarłam też meble. Lampa też jakoś tak zalśniła innym blaskiem odkąddostałam ją w ręce. Na biurku odkryłam ogromną powierzchnię, której wcześniejjakoś nie dostrzegałam. Kosz za to zapełnił się ogromną ilością gazet igazetek. Pająki uciekały w popłochu, a jak nie zdążyły to poszły pod ścierkęlub miotłę. Wiem, zabijają komary, ale ja jednak wolę Raida. Nie ma tylu odnóżyi zębów.

            Wpełzłampod biurko i odkurzyłam nawet komputer, co mu się dawno już należało, a jajakoś tak to odkładałam. Przestał buczeć jak stado much, czyli chyba na dobremu wyszło. Za to ja dostałam pylicy.

            Terazzostało mi tylko odkurzyć dywany i zetrzeć na mokro podłogę. Lubię jak mam taksuper hiper czysto. A ile kalorii spaliłam… Ale… Waszych mieszkań nie sprzątam:p Ochota już sobie poszła.

            Choćróżnicę to pewnie widzę tylko ja, bo przecież brudno nie było. No i kot pewniezauważy, bo byłam niedobrą panią i wywaliłam jakąś część ciała jakiegośzwierzaka, co to ją sobie schowała Kicia pod stołem…

środa, 26 sierpnia 2009

Urlopowo i co potem

            Dziś jestostatni dzień mojego urlopu. Jutro mam wybicia za jedną pracującą sobotę, potemdwa dni urlopu bezpłatnego, a potem odbicie za 15 sierpnia. I jakoś mi dziwnie.Zleciało jak biczem strzelił. A następne dni urlopowe za rok. I za rok, nieznaczy za rok kalendarzowy, tylko za rok, 1 sierpnia. Mam jedynie tyle dni, byobłożyć sierpień, więc wybrać ich wcześniej nie mogę. Niby mogłabym odpracowaćte dni, ale nie chcę tego robić. Wiązałoby się to z powrotem do poprzedniejkomórki organizacyjnej, a na to nie mogę sobie pozwolić. Bo się przyzwyczają,że jestem, a potem znów odejdę. Więc wolę przecierpieć i nie mieć dnia wolnego.Może jakieś nadgodziny wpadną. To znaczy więcej, bo mam do odbicia dwiegodziny, które mi szef dał awansem na ładne oczy. I jeszcze mam zrobić przedstawienie na 5 lecie istnienia placówki. Będziesię działo. Masa pracy, łez i nerwów, czy się uda. Ambitnie się zapowiada :)

wtorek, 25 sierpnia 2009

Alicja w ciąży z Colinem? No i dobrze

            PodobnoAlicja Bachleda Curuś jest w ciąży. Daj jej Panie Boże zdrowe dziecko i siłę. Czemusiłę? Ano wyobraźcie sobie całą sferę aktorską. Ja sobie wyobraziłam i mi żaldziewczyny. Bo nawet jeżeli z Colinem Farrellem planowali to dzieciątko ioboje go chcą, to Hollywood zabrzmi od plotek. Bo na pewno młoda polskacwaniara złapała wielkiego aktora na dziecko. Bo go wrobiła. Bo, bo bo…wszystko, żeby zniszczyć całą radość, żeby dopiec. I po co? Z zazdrości,głupiego przekonania, że niech mówią, nie ważne, czy dobrze, czy źle, bylenazwiska nie przekręcili. A komentując ciąże koleżanek można nieźle wypłynąć.


            A ja im zwyczajnieszczęścia życzę. Czy będę mieli dzieciątko, czy nie. Bo ładna z nich para iniechże się im wiedzie. Na złość tym wszystkim zazdrośnikom.

niedziela, 23 sierpnia 2009

Byle do wtorku i o urlopie słów kilka

            We wtorekwraca mój Osobisty Mężczyzna. Wczoraj z tej radości przeszukałam wszerz iwzdłuż masę przepisów. Zdecydowałam się w efekcie na lasagne. Doczekać się niemogę, a gotowanie, artystyczne, mnie uspokaja.

            Straszniesię stęskniłam. Potem czeka nas wyprawa do Radomia na Air Show. I… Skończy misię urlop. Nie wiem, kiedy zleciał. A następny dopiero za rok. Rozwiązaniebrania całego urlopu na raz ma swoje niezaprzeczalne zalety, ale ma też swojeogromne wady. Nie wiem, czego więcej. Na pewno czuję, że odpoczęłam i zradością powitam pierwszy dzień pracy. Od dawna mogłam sobie planować różnerzeczy, bo wiedziałam, że sierpień mam wolny niezależnie od wszystkiego. Ale…świadomość, że następny dopiero za rok trochę podcina skrzydła. Jak cośwypadnie to leżę…

środa, 19 sierpnia 2009

Każdy jest gotowy na seks

                Tyle ostatnio debat oseksie. Kto gotów, kto nie gotów, jak to zrobić, gdzie to zrobić, a ktopowinien jeszcze mleko spod nosa wytrzeć nim wejdzie na takie forum z takimtematem. I zazwyczaj tu następuje święte oburzenie wszystkich, jak panienka ma15 lat i mówi, że kocha swego chłopaka i chce z nim zacząć współżycie i czy niejest za młoda. Gromy lecą i bójsiębogi. Wstyd i hańba normalnie, bo dziewczynkaw wieku dojrzewania raczyła pomyśleć o seksie, a nie siedzi w książkach.Równocześnie w tym samym miejscu potrafią forumowicze wyśmiać dwudziesto lubdwudziestokilkuletnią dziewicę. Piętnaście za mało, siedemnaście jeszcze też, adwadzieścia to już stara panna, dewotka i na pewno brzydka, bo nikt jej niechciał. To o co chodzi, bo nie bardzo rozumiem? To kto jest w końcu na ten seksgotowy, a kto nie?

                Doseksu gotów jest każdy. Każdy, jeżeli tylko bierze pod uwagę konsekwencje,którymi są narodziny dziecka. Jeżeli bierze i weźmie za nie odpowiedzialność pofakcie, przy czym samodzielnie weźmie tą odpowiedzialność, a nie zrzuci narodziców, państwo czy kogoś tam jeszcze to proszę bardzo. Niech się kocha iniech ma z tego masę frajdy. I mało mnie będzie obchodzić, czy będzie mieć lat15 czy 25. Uprzedzając komentarze, powiedziałabym też tak, jakby chodziło omoje dziecko. Bo co? Mam mu zabronić? No pewnie, że mogę, tylko gdzie ja za teparę lat co to dziecko będzie w wieku odpowiednim pas cnoty znajdę? Wszystkiejuż pewnie przerdzewieją w muzeach. A do kaloryfera nie przykuję kajdankami, bomnie zamkną.

                Osobnąkwestią jest pytanie o to. To znaczy o to, czy jest się za młodym, czy zastarym na seks na forum internetowym czy też na łamach gazety. Pytają zazwyczajdziewczęta i je uważam akurat za nie gotowe do podjęcia współżycia, skoro pytająobcych sobie ludzi. Bo skąd ci ludzie wiedzieć mają co jej w głowie siedzi iczy wie, że z każdego stosunku potencjalnie może się począć dziecko i czy onapodejmie trud wychowania? Faceci nie mają takich problemów, albo ja niespotkałam faceta, który by pytał, czy może. Pewnie mają więcej oleju w głowie.Choć nie, oni pytają czy ich penis jest wystarczająco długi…

wtorek, 18 sierpnia 2009

Remontowo

            Muszę toopisać, po prostu muszę. Mieszkam w starym domu, więc co chwilę jest coś doremontowania. W tym roku padło na położenie płytek w kuchni, co wiązało siębezpośrednio z rwaniem podłogi i robieniem wylewki. Plan był na kiedyś.

            Wracamsobie z urlopu, a tu… Armagedon. W ganku wszystko co stało w kuchni na czele zpralką. W kuchni pusto. No, jest wylewka. Tia… Zostawiłam mamę samą, to zaczęłaremont. Owszem, fachowiec miał czas, ale no… Tydzień mnie nie było i w domu nicnie mogłam znaleźć. Nic nie było na swoim miejscu.

            Podumałam,podumałam i… Doszłam do wniosku, że jak remont to na całego. Łazienka była dopomalowania-odnowienia, to czemu nie. Wzięłam się za to w poniedziałek, czyliwczoraj po południu, bo rano wekowałam paprykę. Powynosiłam wszystko,zeskrobałam co miałam do zeskrobania i wzięłam się za pracę. Skończyłabymnawet, ale lakier niebieski na ścianie wyszedł prawie czarny. Kończyłam więcdziś. Jak ktoś się zastanawia, jak zmyć z siebie lakier, to podpowiem:mleczkiem do czyszczenia powierzchni ceramicznych i ścierną ściereczką donaczyń. Odkryłam to, jak szorowałam wannę. Metoda brutalna, ale skuteczna.Peeling gratis.

Oto fragment mojej nowej ściany(kolory nie takie, ale cóż ja mogę, nie jestem dobrym fotografem. To jestniebiesko-niebieskie ;) )

 


   

Z urlopu powrót...

                Zmianaw rankingu najbardziej niebezpiecznych zawodów w Polsce. Naprawdę.Zdyskwalifikowano górnika, policjanta czy strażaka. A kto wysunął się na czoło?Drogowiec. Słowo. Jak wracaliśmy sama myślałam, że jakiegoś odstrzelę, oczywiście jak gozobaczę. Powrót przez zakopiankę uważam za powrót przez mękę i karę za grzechyświata. Co rusz coś zamknięte z powodu, że nieczynne, nieprzejezdne i ogólnietam (nie)pracują. Na kilometrach trasy nie widziałam nawet dziesięciupracujących ludzi, bo kogoś, kto jeździł tam i z powrotem walcem z prędkościąświatła pracującą osoba nie nazwę. I oni tym zamykaniem dróg przyczynią siękiedyś do tego, że ktoś ich odstrzeli. Na ich własne życzenie. Bo niech mi ktośmądry powie, po co zamykać pas ruchu na niedawno wybudowanym moście, i na tympasie nie mieć, ani człowieka, ani nawet odcisku stopy? No chyba tylko po to,by wkurzyć kierowców. Po odstaniu swego oświadczam: Bóg za grzechy zesłał namdrogowców.

poniedziałek, 17 sierpnia 2009

Tęsknotą umieram

            Pojechał dorodziny. Pisać pracę dr. Wiem, że powinien, bo skończy wcześniej i wcześniejsię obroni. Ale z każdym mijanym przez niego kilometrem czuję jak serce mi pękana drobne kawałki. Cała jestem tęsknotą. Cała jestem obawą. Nie lubię jakwyjeżdża. Nie lubię jak jeździ po nocy. Dziś nastawiam się na czekanie. Byusłyszeć, że dojechał i usłyszeć dobranoc. Rozstanie tym trudniejsze, żejeszcze niedawno spędzaliśmy ze sobą 24 godziny na dobę. Tydzień z nim takdaleko różni się od dni, kiedy jest 25 kilometrów odemnie. Bo nie możemy się u siebie pojawić, poprzytulać…

 

Tęsknię…

Cisza dzwoni w uszach.

Ciało woła o dotyk Jego rąk.

Usta spragnione, schną…

Dusza domaga się obecności…

Pod powiekami jeden obraz.

Tęsknię…

Dzień siódmy. Wtorek. Deszcz

                Nie mogło być za ładnie. No przecież nie mogło. Więcobudziło nas dudnienie deszczu o szyby. Zeszliśmy na śniadanko, posiedzieliśmyprzy kominku… Przestało, więc cel: Krynica. Chcieliśmy kupić pamiątki, porobićzdjęcia, ale nas deszcz przegonił. Zdołaliśmy tylko wstąpić do sklepu po zapasjedzenia, jakbyśmy nie mieli szans na obiad dojechać.

                Wpokoju… Odpadłam. Głowa mnie bolała i zwyczajnie poszłam spać.

                Wieczorkiem,za drugim podejściem udało nam się wyjechać do Krynicy. W planie był Deptaknocą, ale… Najpierw rzeczona już Oberża. Podkusiło nas na pizzę Messicana. Zchili. Zamówiliśmy, dostaliśmy colę… Pijemy... Dno się zbliża… Osoby, co po nasprzyszły już jedzą, a my pijemy… W końcu pan pofatygował się, żeby nampowiedzieć, że kucharz spalił naszą pizzę… Po moim napadzie irytacji jednakzostaliśmy. Warto było. Mniami. Ale zdjęć nie zrobiliśmy. Ulewa nas przegoniła.Następnym razem się uda ;)

niedziela, 16 sierpnia 2009

Dwa dni w jednym

                Dzień piąty. Niedziela.


                Kotletpo Jaśnie Pańsku.

                Poprawianiepracy mojego Osobistego Mężczyzny. Doszliśmy nawet do tratowania naziemnychlinii energetycznych. A potem to już była prosta droga przez “miedze” i “miech”do głupawki.

 

                Dzieńszósty. Poniedziałek. Jaworzyna Krynicka.


                Zaopatrzonaw dużo lepsze buty niż klapeczki i z wodą w plecaku poleźliśmy na górkę.Urokliwe miejsce. Pachnące jagodami i malinami. Lasem i świeżością. Kolejągondolową też się fajnie jedzie, choć strasznie małe te łupinki mają… A potemto tylko mały trucht w celu ucieczki przed rozwrzeszczaną kolonią. Nic tak niedodaje motywacji i siły do marszu jak taka grupa. Wrogowi nie życzę.

                Chcieliśmywyłudzić rabat w Oberży… To miły i przystojny :) pan kelner nie miał dziśzmiany. A bu…

 

                Muszynaonce again.

                Krzyk wmurach muzeum raju, czyli piosenki Jacka Kaczmarka w wykonaniu wspomnianej jużmłodzieży.

                10 lipcamiała miejsce próba generalna. Przerwała ją wiadomość, że burmistrz gminyzginął w tragicznym wypadku. Niedowierzanie zastąpiła pewność. Pewnośćnieuniknionego, nieodwracalnego wyroku Boga. “… i pójdę nie wiem gdzie nazawsze…” Próbę przerwano. Spektakl został przeniesiony właśnie na ten dzień. 10sierpnia. Półtorej godziny zasłuchania, zauroczenia, Sztuki. Ludzie śpiewającydla człowieka, którego już nie ma, a nadal pozostaje w sercach. Kolejnewyśpiewane wspomnienie, modlitwa, pożegnanie. A może nie pożegnanie, a kolejnedo widzenia?

                Zauroczona,pod wrażeniem i z ogromną chęcią na jeszcze opuszczałam Amfiteatr. Jeżelikiedyś usłyszę, że młodzież muszyńska coś wystawia i będę w stanie tamdojechać, nie zabraknie mnie na widowni. Ta skala głosu, ten dreszcz, tenartyzm, to trzeba zobaczyć, to trzeba poczuć, tym trzeba się dać zarazić…

sobota, 15 sierpnia 2009

Refleksja poślubna

          Jeżeli ślub to tylko w kościele, gdzie nie ma turystów. Co to za uroczystość, jak za plecami ktoś zawsze coś komentuje i błyska fleszem? Żadnego rzucania płatkami. Potem po pierwsze trzeba to zebrać, a po dwa, panna młoda potem ma te płatki na włosach i nie wygląda to bynajmniej romantycznie. No i ostatnie. Żadnego ślubu w takie święto jak dziś...

Dzień czwarty. Sobota. Muszyna.

                Wsobotę postanowiliśmy zawitać do Muszyny, a to dlatego, że ujrzeliśmy dzieńwcześniej plakat o Święcie Wód Mineralnych w tamtejszym Amfiteatrze. Miały byćwybory Wakacyjnej Miss Polski i koncert Stachursky’ego. Przyjechaliśmy na tylewcześnie, że mieliśmy miejsce parkingowe pod Amfiteatrem. Ale że imprezajeszcze się nie zaczęła klarować, to poszliśmy na spacer, bo wypatrzyłam ruiny.Jak ruiny to poleźć trzeba. Okazało się, że te ruiny zamku biskupiego to takiemocno zrujnowane, ale jednakże urokliwe. W bardzo urokliwej okolicy.

                Całośćimprezy podzielona była na trzy części. Pierwsza to wybory Miss, które znówpotwierdziły, że poziom inteligencji razy wygląd jest stały. Niektóredziewczyny porażały głupotą. Drugą częścią był występ-hołd dla burmistrzaGminy, Waldemara Serwińskiego. Mężczyzna zginął tragicznie miesiąc temu.Młodzież z tamtejszego Ośrodka Kultury przygotowała program artystyczny ułożonyz wierszy ks. Twardowskiego, Herberta i poezji śpiewanej. Przepiękne wykonanie,przepiękne głosy i cała oprawa. Pięknie ułożone epitafium dla człowieka, którycoś dla nich znaczył. Najpiękniejsze pożegnanie, jakie zdarzyło mi się oglądać.

                Trzeciaczęść to oczywiście koncert. Głośno, zimno, zabawnie, zimno i fantastycznie. I zimno.

                A po…Światłem pisane. Pokaz sztucznych ogni połączony z zapalonymi świecamirozdanymi publiczności oświetlił drogę do nieba panu Serwińskiemu. Trzeba byćnaprawdę wspaniałym człowiekiem, by zasłużyć na takie pożegnanie, taki szacuneki pamięć tylu osób.

 

p.s. Cała impreza była zadziwiająco spokojna. Tu, gdziemieszkam, podobne imprezy są suto zakrapiane i większość towarzystwa na nichnie może ustać na nogach, a bijatyki są na porządku dziennym. W tu spokojnie,kulturalnie, dzieci chadzały sobie nie niepokojone. Wielki podziw dla takiegotypu imprez otwartych. Gdzie nam do takiej kultury.

piątek, 14 sierpnia 2009

Dzień trzeci. Piątek. Góra Parkowa.

                To miałbyć miły, prosty spacer. Park Zdrojowy mieliśmy zwiedzić… Tia… Tylko potem sięokazało, że ten park to jest górą co to ma 741 m.n.p.m. I wszystkobyłoby fajnie, gdyby nie to, że miałam na nogach klapeczki. Ale wylazłam. Butównie pogubiłam. Zaopatrzeni w picie kupione na szczycie powędrowaliśmy dalej.Oczywiście nie po własnych śladach, bo tak się nie chadza. Tylko ten traktjakoś nie bardzo na Krynicę się kierował i potem deptaliśmy parę kilometrów podrodze górzysto krętej. Nałaziliśmy się jak durni. W Oberży obsługa zaczyna nasrozpoznawać.

czwartek, 13 sierpnia 2009

Dzień drugi. Tour de Pologne. Czwartek

                Ani pogoda nas nie rozpieszczała, ani drogi. Drogi dlatego,że były zwyczajnie zamknięte na okoliczność przejazdu kolarzy i zakończenia etapu wyścigu w Krynicy właśnie. Jak zawsze wstaliśmy przed 8, bo o 8 mieliśmy śniadanie, a potem utknęliśmy. Jechać nigdzie się nie da, iść też nie, bo leje. Ale jako dzieci techniki mieliśmy ze sobą laptopy i zestaw filmów. Dotrwaliśmy więc do przejazdu wszystkich rowerzystów. Zdjęcia całkiem ciekawe powychodziły. Zgłodnieliśmy koło 20, na szczęście panowie policjanci pozwolili do Krynicy dojechać objazdem. Dzień zakończyliśmy znów w miłej Oberży, znów najedzeni niemiłosiernie. Potem tylko jeszcze nocne zdjęcia miasta i szukanie neta. Jak widzicie, nadaremne.

środa, 12 sierpnia 2009

Raport z urlopu dzień pierwszy. Środa

                Celem wyprawy od jakichśdwóch miesięcy było Jezioro Rożnowskie. I nawet udało się nam tam dotrzeć, ale…Przywitał nas po pierwsze rzęsisty deszcz, a “łzy me czyste, rzęsiste” polały sięjak usłyszałam ceny za wynajem pokoju i zobaczyłam standard tychże. Czymprędzej więc zwinęliśmy żagle i kurs obraliśmy na Krynicę. W centrum w jednym pensjonacie nie mieli wolnych pokoi,ale szanowny właściciel pokierował nas do drugiego swego obiektu. I dobrze, że z namipojechał, bo sami za nic w świecie byśmy tam nie dojechali. Wyobraźcie sobienajbardziej skomplikowane skrzyżowanie typu ślimak. Dodajcie do tegokolizyjność. Zmniejszcie trzykrotnie. Tak, macie wizję dojazdu do naszegopensjonatu. Po rozpakowaniu się w fantastycznym pokoju wróciliśmy do miastaprzeznaczenia w celu poszukania czegoś do jedzenia. Po wsunięciu michy pierogów zdecydowaliśmy się na lody. Nigdy niekupujcie trzech gałek lodów w Krynicy po obiedzie w tamtejszej Oberży.

wtorek, 4 sierpnia 2009

Apel do św. Zmuleksy'ego i o urlopie słów parę

            Wyjeżdżamna parę dni, więc apel sobie tu pobędzie i może trafi do osoby, do którejpowinien.

Św. Zmuleksy. Nie wiem kim jesteś, nie wiem czy coś piszesz próczdoktoratu i artykułu, ale jeżeli tak, zostaw na siebie namiar. Po drugie zawszewarto skończyć doktorat. Szkoda zmarnowanych dni, miesięcy i lat poświęconychna niego, choć czasem chce się tym rzucić w diabły. I nie wpadaj jak po ogień,bo mi bloga spalisz startując z powrotem ;) Pozdrawiam Cię serdecznie.


Wyjeżdżam na tydzień. Sam na sam z Moim Skarbem. Już nie mogę się doczekać zasypiania i budzenia się przy nim. Niniejszym nie ma mnie. Nie dobijać się. Wyjątkiem jest M. Ty możesz dzwonić o każdej porze dnia i nocy i nie usłyszysz, że przeszkadzasz.

Podlejcie mi kwiatki. O sałatę postaram się dbać sama ;)

niedziela, 2 sierpnia 2009

Przyjaciel do łóżka?

            Dewaluujesię nam nomenklatura. Kiedyś mianem kochanka określało się kogoś, kto dziś jestchłopakiem. Na parze kochanków nie wieszało się psów za niewierność, a pisałosonety o ich romantycznej miłości. A dziś… szkoda gadać. A zaraz to samobędzie, a nawet już jest ze słowem „przyjaciel”. Jak tylko mówię, że to mójprzyjaciel, to słyszę „Tak, jasne” i „Tak to się teraz nazywa.” I mi się cośrobi. Bo czy z przyjacielem koniecznie trzeba iść do łóżka i zażywać rozkoszyróżnych? No nie trzeba i jestem tego świetnym przykładem. Dlatego wkurza mnietakie podejście. Niesamowicie wkurza, bo przyjaciel to przyjaciel i z łóżkiemmoże mieć o tyle coś wspólnego o ile w nim oglądamy filmy. Ale jeżeli tak corazbardziej określenia nam zmieniają znaczenia, to co zaraz będzie z „chłopakiem”,„dziewczyną”? Też nabierze pejoratywnego wydźwięku? Bo każda para ze sobą sypiato co w tym złego? No nie każda. I przyjaciele też nie. A ja w tym momencie niewiem jak określić mężczyznę, którego uwielbiam jak brata rodzonego i który jestdla mnie ważny, by nie dostać etykiety tej, co ma dwóch.

            Przesiąknęliśmyseksem. Widzimy go wszędzie, o każdej porze dnia i nocy, w każdej sytuacji. Odzieramyz mistycyzmu fenomen jakim jest przyjaźń damsko-męska. Podcinamy takim układomskrzydła na samym początku i niszczymy je. Podejrzeniami, kalumniami, całymstekiem przypuszczeń i urojeń. W imię czego pytam? Przyzwoitości? Zazdrości?Czy zwyczajnego niezrozumienia, w imię którego niszczymy wszystko, co niemieści się w ramach naszego pojmowania?…

sobota, 1 sierpnia 2009

Powstańcom na wieczną chwałę

O Powstaniu można mówić wiele, dobrze i źle, można nie mówić wcale. Na temat powstań wszelakich mam swoją opinię, która zbiera się w jeden komentarz, że były źle przygotowane. Zaczynając od wykluczania chłopów, po porywanie się z motyką na słońce. Ale… Czy teraz Polska byłaby Polską bez nich? Nie wiemy. Więc po co oskarżać o niepotrzebną śmierć tych, którzy chcieli działać, wyrwać się spod jarzma niewoli, zrobić coś, cokolwiek, biec, upadać i nawet ginąć? Czy to nie jest tak, że część ludzi uważa powstańców warszawskich za nierozsądnych (bo dali się zabić), po to, by ukryć własne tchórzostwo? Ile dalibyśmy radę poświęcić, by ratować Ojczyznę? Co by było, jakby dziś zapłonął świat, który znamy? Czy powstałyby tajne siły zbrojne, co idą walczyć i przelewać krew za coś, w co wierzą i co kochają? Czy może schowalibyśmy głowę w piasek i za generałem Hauke powiedzielibyśmy „Idźcie do domu, dzieci”…





Gdy zapłonął nagle świat,
Bezdrożami szli
Przez śpiący las.
Równym rytmem młodych serc
Niespokojne dni
Odmierzał czas.



Gdzieś pozostał ognisk dym,
Dróg przebytych kurz,
Cień siwej mgły...
Tylko w polu biały krzyż
Nie pamięta już,
Kto pod nim śpi...


Jak myśl sprzed lat,
Jak wspomnień ślad
Wraca dziś
Pamięć o tych, których nie ma.


Żegnał ich wieczorny mrok,
Gdy ruszali w bój,
Gdy cichła pieśń.
Szli, by walczyć o twój dom
Wśród zielonych pól,
O nowy dzień.


Jak myśl sprzed lat,
Jak wspomnień ślad
Wraca dziś
Pamięć o tych, których nie ma.


Bo nie wszystkim pomógł los,
Wrócić z leśnych dróg,
Gdy kwitły bzy.
W szczerym polu biały krzyż
Nie pamięta już,
Kto pod nim śpi...

Może ja rozwinę

            Wczorajmiałam taki lekki rausz, więc pisanie notki ograniczyłam do minimum.

 

            Zacznę odpodziękowań dla M, który był moim osobistym szoferem i nie bał się zostać zemną sam na sam w stanie wskazującym na moje spożycie. Jesteś wielki. Przyokazji dowiedziałam się, że potrafię nawet w takim stanie się kontrolować i niezniszczyć tej znajomości. Choć nadal mi się podoba…

 

            Urlop mamdo pierwszego września włącznie. Cudownie brzmi. Najprawdopodobniej w środę lubczwartek wybywam nad jezioro i będę się opalać i cieszyć Skarbem :)

 

            Co doimprezy. Znów fantastyczna. Byłam z drugą koleżanką z filii i wcale nie czułamsię tam źle. Bo jesteśmy jednym wielkim, wspaniałym zespołem ludzi. I mówimy ogłupotach i sprawach poważnych nie bacząc na dość pokaźne różnice wieku idoświadczeń. Nie ma osób złych i dobrych, jesteśmy równi. Oby do rozpoczęcia :)