środa, 27 lutego 2008

Pisaninka

Jesień w domu

Zaklęta w wazonie

I tak odejdzie…

 

Błysk kropli w świetle lampy

Zapomniana łza

Ulotna jak myśl

 

Ciemność

Niebo rozdziera błyskawica

Cisza…

czwartek, 21 lutego 2008

Wygoda ponad wszystko

            Wygodę ipiękno lubi każdy. Mnie samej marzy się wygodny fotel w pięknym salonie zwidokiem na zadbany ogród, czy też huśtawka z poduchami w tym ogrodzie. Widzęten obraz po prostu. Jednak wiem, że trzeba na niego zapracować. Nie chodzitylko o kwestie finansowe, choć są one niezmiernie ważne, ale ogólnie o nakładpracy, który trzeba włożyć, by coś było takie, jakie chcemy. Ogród sam nierośnie, salon sam się nie sprząta i nie nabiera specyficznego klimatu, w którymczłowiek czuję się u siebie.

            A możnałatwiej. Zawsze przecież można sobie znaleźć partnera (o przypadkach takiegopostępowania wśród mężczyzn nie słyszałam, jak ktoś słyszał, proszę opodzielenie się tym), który to zrobi. Zarobi na dom z ogrodem czy M-5, na całejego wyposażenie, będzie się też zajmował utrzymaniem tego. Nie tylkoutrzymaniem w sensie opłacenia wszystkiego co trzeba. Chodzi mi także outrzymanie porządku. Oznacza to, że mężczyzna pierze, sprząta, gotuje i chodzina zakupy, kosi trawnik, o ile takowy jest, bo mieszkanie wygodniejsze jestprzecież. A kobieta? Kobieta w tym czasie „leży i pachnie”. Zadbała o swąwygodę. Jak ma ochotę pojechać do koleżanki, czy gdziekolwiek indziej, toprzecież mężczyzna rzuci wszystko i ją zawiezie. Ma być na każde jej zawołanie,bo to jest wygodne właśnie.

            Co ma za toon… Otóż czasem jedynie satysfakcję, że księżniczka raczy z nim być. Alenajczęściej kończy się to w łóżku. Nie mam nic do układu, kiedy obie stronyzgadzają się na rolę utrzymanka i sponsora, czysty i zaakceptowany układ.Gorzej, jak kobieta łaskawie rozkłada nogi przed swoim własnym facetem, żeby ion miał coś z życia. Niestety coraz więcej kobiet potrafi iść do łóżka dlawygody, tylko po to, by mieć w życiu łatwiej. Jak kiedyś zaznaczył mój znajomy,by podnieść swój poziom życia lub status społeczny. Nic prostszego, przecież tonic nie kosztuje a facet ma zabawę i satysfakcję. Taa… Pominę godność tejkobiety, skoro chce się sprzedawać za nowy ciuch lub ugotowany obiad iposiadanie niewolnika, jej sprawa. Tylko czemu poniża tego mężczyznę, któryczęsto kocha i nie dostrzega tego, że został sprowadzony do tejże niewolniczejroli i płaci mu się w naturze, niekoniecznie z miłości do niego…

            Dla mnie tosprzedawanie się. Nie dla chleba, dla wygody. Dla poczucia, że ma się kogoś,kto spełni każdą zachciankę za ochłapy „uczucia”.

sobota, 16 lutego 2008

Postwalentynkowo

            Dwa dnitemu robiłam bojkot. Niby nie mam nic do świętowania miłości, bo to piękneuczucie i bez niego świat byłby szary. Jest jednak jedno wielkie „ALE”. Dla mnieWalentynki są komercyjne. Po prostu ktoś postanowił zbić ogromną kasę namiłości i oddaniu. Witryny bombardują nas czerwienią, serduszkami i całą masąbajerów. Wszędzie jest sielsko, anielsko i… No właśnie. Gdzie tu prawdziwamiłość. Czy naprawdę uczucie można kupić za czerwoną różę raz w roku, czyczerwoną bieliznę, która nigdy nie ma już takiego popytu jak na tydzień przedtym świętem? Przecież w miłości nie chodzi o prezenty, o pieniądze. Chodzi obliskość drugiej osoby, o jej szczęście, którego pieniędzmi zmierzyć się nieda. A tutaj w jeden dzień mamy szał miłości, zakochania i erupcji emocji, bypotem znów wrócić do szarej codzienności…

A mnie zostaje pytanie, ile par wten dzień poszło na przykład na spacer, pobyło razem, przytuliło się, a ilepostawiło na drogą kolację w restauracji, by ich widziano.

A przecież:

„Miłość to niepluszowy miś ani kwiaty.
To też nie diabeł rogaty.
Ani miłość kiedy jedno płacze
a drugie po nim skacze.
Miłość to żaden film w żadnym kinie
ani róże ani całusy małe, duże.
Ale miłość - kiedy jedno spada w dół,
drugie ciągnie je ku górze.”

<Zanim pójdę,Happysad>

czwartek, 14 lutego 2008

Nabytki

            Stałam sięszczęśliwą posiadaczką przepięknej bransoletki, cudownej filiżanki i klamry do włosów orazślicznego segregatora. Patrzę sobie na nie i mi się buźka śmieje :) Do tegodołącza umiejętność jazdy na nartach, dodam wolnej jazdy, bo początkowo robiłamza pirata ;) No ale w końcu i to pokonałam i umiem jeździć tak, że sama siebienie przerażam. Przerażam za to mojego osobistego instruktora, bo stałam siętroszkę nieprzewidywalna. Hihi. W każdym razie zima już nie straszy, a to białena polu, co niedawno było paskudztwem jest zapowiedzią świetnej zabawy. Szkodatylko, że sezon powoli się kończy, ale jeszcze wiele zim przede mną. Albolodowiec czeka ;)

wtorek, 12 lutego 2008

Rozgrzewka potrzebna?

Naszła mnie ostatnio takarefleksja. Przed każdym wysiłkiem fizycznym trzeba zrobić rozgrzewkę. Chybawszyscy się ze mną zgodzą w tej kwestii. No ale refleksja nie tego dotyczy, aprzynajmniej nie dokładnie tego. Zastanowiło mnie bowiem, czy przed seksem potrzebarozgrzewki, wszak to też wysiłek i to znaczny. Angażuje mięśnie, czasem te,których normalnie się nie używa, a nikomu przecież nie zależy na kontuzjach.Tylko jak ma wyglądać ta rozgrzewka? Szczególnie, że potem jeszcze gra wstępnai czynności że tak powiem zasadnicze… To chyba zależy od pary, czy stawia narozciągnięcie czy wytrzymałość ;))

A teraz proszę państwa przedprzystąpieniem do czynu: skłon, wyprost, skłon, wyprost, skłon…

środa, 6 lutego 2008

Mężczyźni mego życia

            Jest ichtrzech. Najwspanialsi na świecie, ukochani. Każdy z nich jest na pierwszymmiejscu. Dziś odczułam to bardzo wyraźnie. Całą ich miłość do mnie i moją donich. Jeden z nich nie budzi wątpliwości, było już o nim tu. Pozostała dwójkato moi bracia. Starsi braciszkowie, których kocham ponad wszystko. Zrobię dlanich wszystko i wiem, że zawsze mogę na nich liczyć. Przyjaciele, którzy nigdynie zawodzą, nie obrażają się, po prostu są… I za to jestem im wdzięczna…Wszystkim na raz, całej trójce i każdemu z osobna. Moim ukochanym mężczyznom.

sobota, 2 lutego 2008

Ślub, wesele, biała suknia i komercja

            Komentarzepod postem o ciąży zmotywowały mnie do poruszenia tematu ślubu. A dokładniejtego, jak on jest przez większość teraz rozumiany. Dla mnie ślub to przysięga,zobowiązanie, uroczysta chwila. Magia stałości między dwojgiem ludzi. Jednakczytając komentarze doszłam do wniosku, że coś mi umknęło. Przypomniał mi sięteż tekst, który czytałam kiedyś. O tym, że nie warto brać ślubu. Były nawetpodane argumenty niepowodzeń ślubnych koleżanek autorki. Pierwszym było to, żedziewczyna będąc w ciąży tuż przed ślubem powiedziała, że źle wygląda wsukience i nie chciała wyjść z domu. Drugim argumentem było to, że na weselu ujednej nie wszystko poszło tak, jak ona tego wymagała, bo szczegóły się niezgadzały. Trzeciego już nie pamiętam, ale też dotyczyło to czegoś, co wiąże sięściśle z weselem, bodajże braku pomocy przy organizowaniu przyjęcia.

            No tak… Wtakim razie dlaczego były to argumenty przytoczone przeciw ślubowi? Dla mnieobnażyły jedynie bezsens robienia wesela. Przecież ślub nie jest tożsamy z przyjęciemweselnym i znaczy dokładnie tyle samo z nim co bez niego. Nie potrzeba wielkiejfety, by sobie przysięgać, nie potrzeba masy gości i jedzenia. I to tylko dlazasady, bo wypada. Najczęściej w myśl zasady „zastaw się a postaw się”. Niepotępiam robienia przyjęcia weselnego, ale potępiam utożsamianie go ze ślubem.Nie tędy droga, nie o to chodzi, nastąpiło jakieś pomieszanie pojęć, wartości.Teraz na myśl o ślubie większość widzi przed oczami zastawiony stół. A gdziesama treść przysięgi? Gdzie podniosłość tej chwili? Coraz bardziej zagubiona,coraz mniej warta, z czasem stanie się przereklamowana… I ludzie zamiast marzyćo wierności i miłości na całe życie planują ile podać dań i martwią się, czyciasto będzie smakować gościom. Godzina w kościele czy urzędzie ginie podnatłokiem komercji i szumu. Czy naprawę o to chodzi? Czy naprawdę tego dotyczymarzenie o białej sukni i marszu granym na wejście?…