sobota, 31 grudnia 2022

2022/2023

 To był trudny rok. Rok pożegnań, utraty złudzeń i ciężkich decyzji.

Rok pod znakiem rehabilitacji Osobistego.

Jestem wdzięczna za ten rok. Bo przyniósł też mnóstwo małych i większych radości.


Chciałabym nudnego, przewidywalnego roku.

A Wam życzę spokoju.

piątek, 16 grudnia 2022

Świąteczne wspomnienia

Piekło się u nas dużo ciast. Różnych. Ale najbardziej pamiętam metrowca. Metrowiec, dla niewtajemniczonych, to ciasto sklejone masą: biała kromka ciasta/masa/ciemna kromka/masa/biała kromka... I tak dalej do końca blaszki lub podkładki. I w jedne święta składałyśmy z mamą na stole, a potem miałyśmy przesunąć na dyktę, by wynieść do zimnego ganku. Miałam mega odpowiedzialną funkcję trzymania tej dykty.
- Trzymasz? - spytała mama.
- Trzymam - odparłam z pewnością w głosie.
Tak, macie rację, metrowiec spadł na podłogę, bo trzymałam za koniec z dala od stołu, a ciężar ciasta zsuniętego na deseczkę po prostu ją przeważył. Potem za każdym razem trzymałam mocniej i bliżej stołu.
W domu składam na blaszce.
Chyba upiekę metrowca.

Miałam z pięć lat, mój starszy starszy brat (dla odróżnienia od starszego młodszego) ubierał choinkę, mama coś robiła w kuchni, a ja oczywiście przy bracie. A co zawsze się robi przy ubieraniu choinki? Sprawdza światełka. I kiedyś one naprawdę w lutym działały, więc się je chowało na następny rok, a w grudniu, po wyjęciu z pudełka okazywało się, że nie działają. I sklepy w wigilię były zamykane dość szybko. A to była akurat wigilia. I właśnie wtedy wpadłam do kuchni, cała we łzach:
- Mamo, mamo, bo Staszek powiedział, że szlag trafił oświetlenie, choinki nie będzie.
Podejrzewam, że skończyło się na ostrej burze dla brata, a choinka była.
Ten sam brat władował mnie w beciku na sanki. A potem w zaspę, bo auto jechało. Mama wspominała, że przyniósł mnie i odtajał nad piecem kuchennym, bo nie było wiadomo, gdzie nogi, a gdzie głowa. Bałwanka ze mnie zrobił.
A obaj bracia dopinali do sanek lub wózka psa, żeby nie musieć pchać pod górkę. I ten pies mnie nigdy nie wywalił.

poniedziałek, 28 listopada 2022

Urodziny

 Wczoraj świętowaliśmy urodziny Syna. 9. Była restauracja*, gdzie kot-kelner przyniósł prezent i dał się głaskać i powiedział "Kocham Cię" a z głośników poszło "Sto lat". I był tort maluch (nie wyrosłam z głupot ;) ). I wymarzona gra od dziadka.

A potem wygłupy w domu, które skończyły się wielkim śmiechem i prysznicem w ubraniu. Bo Osobisty zatachał Syna do łazienki grożąc, że go wsadzi, jak stoi, a temu się ten pomysł szalenie spodobał. A potem Syn chciał, by ktoś jeszcze się tak wykąpał. Tak niewiele trzeba do szczęścia.


*Magillo polecamy niezmiennie, choć od nas to kawał drogi. Choć ja się tam chwilami czuję niezręcznie, bo ktoś co chwilę przychodzi pytać, czy na pewno wszystko w porządku i czy smakuje. A jak Córa nie dojadłą burgera to od razu przyszli, czy smakowało, czy coś może było nie tak. Ja wiem, że to dobrze o nich świadczy, ale czuję się dziwnie z taką troską.

 I papuga mnie użarła. Bo kto to widział chcieć wziąć na ręce bez okupu w postaci żarcia.

poniedziałek, 21 listopada 2022

Zima - nienawidzę!

 Nie znoszę, gdy z nieba leci to białe paskudztwo. Ja rozumiem, dzieci się cieszą, klimacik jest, ale nie znoszę i już. A nawet nie już. Ja mam na to wyjaśnienie.

Jako dziecko, nastolatka i kobieta już dorosła mieszkałam na wsi. Potem to było osiedle, dziś już ulica miasta, ale na samym początku była to zwykła ulica z asfaltem wylanym na położony jeszcze przez Niemców bruk. Po tym zasuwały ciężarówki, potem tiry, wyobrażacie sobie stan nawierzchni. Chodnik? Jaki chodnik, tam pobocza nie było, jedynie mniejsze lub większe wyrwy zrobione przez wodę i auta urywające asfalt. W zimie nawet odśnieżali, ale tylko drogę, waląc to wszystko na bok. A po tym boku szło się do szkoły. Można było chwilę iść ulicą, pewnie, ale co jechało auto, to hyc w zaspę. To była połowa drogi do szkoły, potem był park z alejką, albo chodnik, więc już cywilizacja. Ale ta połowa na spokojnie wystarczała, bym do szkoły docierała w mokrych butach. I o ile w szkole przebierałam, to po niej znów wkładałam nogi w te mokre buty. A na uczelni nawet komfortu przebrania nie miałam.

W końcu pojawił się chodnik, ale ludzie nie odśnieżali przy każdej posesji i sytuacja, jak wyżej. Kto zna kobiece buty ten wie, jak są cienkie. A moje nagminnie przemakały. Zima to więc wieczne zimno i mokro w butach. No i odśnieżanie, ogromnych zwałów śniegu. Tam, gdzie mieszkałam, naprawdę były śnieżne zimy jeszcze do nie tak dawna. Pamiętam, że zaspy były mi dużo ponad kolana. Namachałam się łopatą.

Staram się nie narzekać za głośno i za długo, bo wiem, że dzieci się cieszą. Mam porządne (nie mylić z ładne) buty, które w końcu nie przemakają, więc jest łatwiej. Ale entuzjazmu nie wykrzeszę.

poniedziałek, 19 września 2022

Płaczę na pogrzebie Królowej

 Nie, nie płaczę za nią. Nie była mi bliska, choć żal mi, bo była zawsze. Płaczę nad tymi, co zostali. I teraz muszą stać dzielni i wyprostowani. I mam nadzieję, że to dziś, to tylko pusta trumna, pokaz. Że było im dane w ciszy pożegnać mamę, babcię, prababcię, kobietę. Że mogli się na kimś wesprzeć i nie musieli z wstydzić czerwonych oczu. Świat żegna królową. Oni żegnają bliską osobę.


Edit: tak, już wiem, że wieczorem będzie prywatna uroczystość.

czwartek, 15 września 2022

Jesień

 Szybko przyszła w tym roku. Osobisty chce mnie jeszcze zabrać na coś bardziej górzystego, ale się boję o tę jego nogę. Nadal nie wróciła do sprawności. A jednocześnie żal mi gór, w jesieni są takie piękne. Pewnie pojedziemy na jakiś łatwy szlak Beskidu Wyspowego.

Dzieciaki zrezygnowały prawie ze wszystkich zajęć dodatkowych. Córa marzy o francuskim, w tamtym roku był w godzinach jej lekcji, próbujemy znów. Ale skończyła z tańcem. Paradoksalnie zaczęła tańczyć w domu po tej decyzji, a wcześniej nie było mowy, żeby coś poćwiczyła. Trochę mi żal, to wszak 6 lat, trochę się cieszę, bo ileż można znosić braku ćwiczeń i jęków, bo porażka? Za tydzień ma być lekcja pokazowa show dance, niedaleko nas, chce iść, zobaczymy, czy zaskoczy.


Mam mnóstwo dyni i ani jednej cukinii, jak to się stało - nie wiem. Byłam przekonana, że siałam kabaczki, a tu dynia gigant.

piątek, 19 sierpnia 2022

Zdziwiłam się

 W liceum uczyłam się historii z podręcznika pani Radziwiłł i pana Roszkowskiego. To były najlepsze podręczniki w tamtym czasie.

I naprawdę zdziwiłam się, że Roszkowski mógł napisać takie... Coś. A potem zobaczyłam, że był posłem i już wiem, gdzie się zeszmacił.

Wstyd.

wtorek, 9 sierpnia 2022

Szczęście

Ja: - Synu, w lodówce jest ukrojony kawałek ciasta. Jak dostaniesz, daj tacie. Będziemy w niego rzucać jedzeniem, może mu się humor poprawi.

Córa: - Będzie gruby...

Syn: - Ale przynajmniej szczęśliwy.


No.

poniedziałek, 1 sierpnia 2022

22.07.2022

 Taka ładna data na śmierć - przeszło mi przez myśl, gdy dostałam do rąk klepsydrę. Dziwnymi torami chodzi mózg człowieka.

Od piątku do wtorku było stabilnie. Chujowo, ale stabilnie, że się tak dosadnie wyrażę.

Rozpadłam się dopiero w kościele, kiedy stanęłam w dokładnie tej samej ławce, w której 10 miesięcy wcześniej stałam żegnając mamę. Tym razem ze zdjęcia uśmiechał się do mnie brat.

niedziela, 26 czerwca 2022

Pierwszy raz

 Pierwszy raz było tak, że tylko część z nas jechała na wakacje. Wczoraj odwiozłam chłopaków i wróciłam z Córą do domu. Dziwnie mi. I chyba zdecydowanie mi się nie podoba, choć wizja wolnego tygodnia już do mnie bardziej przemawia.

Wczoraj martwiłam się, jak oni sobie tam poradzą, bo to koniec świata. A Osobisty się martwi, jak ja sobie poradzę sama, bo sama. I Syn nie mógł zrozumieć, po co się tak o siebie nawzajem martwimy, zamiast martwić się tylko o siebie. A to właśnie miłość.

czwartek, 16 czerwca 2022

Wakacje

 Czekamy ze zniecierpliwieniem. 24 czerwca Osobisty jedzie na rehabilitację. Znaleźliśmy jeszcze miejsce w Ustroniu, jedzie na dwa tygodnie. Cztery zabiegi dziennie i mamy nadzieję, że będzie lepiej. Bo na NFZ to pilny termin na 24 sierpnia, koło domu, ( może gdzieś byłoby bliżej, ale musiałabym ja go wozić, bo on jeszcze nie da rady prowadzić) ale tyle czekać nie możemy. Bierze Syna, cieszą się obaj na ten męski wypad.

Córa jedzie na tydzień na wycieczkę wakacyjną ze szkoły, też już odlicza dni. A ja będę mieć tydzień dla siebie. Zamierzam do tego czasu porobić sobie wszystko w ogrodzie i w domu, żeby potem tylko leżeć i pachnieć.

Odłożyłam dziś książkę, nie kończąc. Wymęczyła mnie strasznie, więcej dram, niż rzeczywistości. Cieszę się, że dorosłam do nie marnowania czasu na takie lektury.

niedziela, 22 maja 2022

Pedagog o Huggy Wuggy

 Internet wrze. Fb zalewa fala apeli pedagogów, zdjęć informacji z przedszkola i innych takich napiętnujących... W sumie nie wiem kogo czy co. Zabawkę? Rodziców? Dzieci?

Znam niebieskiego stwora z potwornym uśmiechem (nawiasem mówiąc kot z Alicji w Krainie Czarów też raczej milutkich zębów nie ma). Jest jeszcze różowy, wiecie? I nazywa się Kissy Missi. A ja jestem pedagogiem i jednak 1+1 nie równa się dwa. Bo ja nie umiem potępić zabawki. Tak, wiem, że ona pochodzi z horrorów, ale na litość boską, z gry powyżej 16 roku życia, a maskotkami bawią się dzieciaki dużo młodsze. Które zazwyczaj nie mają pojęcia co to jest ta maskotka. Pewnie mogą sobie znaleźć w internecie, moje znalazły i wiedzą, że przyjemniaczek przytula na śmierć i nic z tego nie wynika. Nie mają ochoty zabijać, tulić do utraty tchu, ani nic złego się z nimi nie dzieje. Owszem, maskotki nie chcą, bo jest dla nich brzydka, ale jakby chciały, to by miały. To tylko zabawka, ona do niczego nie namawia, nie czyni nikomu nic złego.

Maskotka jest maskotką, nie ma w sobie intencji, do niczego nie namawia, nie jest dobra, ani zła, po prostu jest. Czy nóż jest dobry, czy zły? Można nim zabić. Ale można też pokroić nim chleb i komuś dać. To tylko rzecz. To ludzie nadają mu znaczenie, cel. Tak samo jest z Huggy Wuggy. Może być, lekko upiorną, ale tylko przytulanką, a może też służyć do walnięcia kogoś w łeb. Nie umiem sobie wyobrazić, by namawiała do morderstwa. Za naszych czasów były Pokemony, Wojownicze Żółwie Ninja, czy Elwirka mocno kochająca zwierzątka i problemu nie było. O strusiu i kojocie czy Tomie i Jerrym już nie wspomnę. I wtedy było ok. Powiem więcej, dziś ok jest kupowanie dziecku pistoletów i karabinów, które intencje mają dość jednoznaczne, a afery o to nie ma, a oberwało się biednej niebieskiej wyszczerzonej maskotce.

środa, 18 maja 2022

Wiosna ... najgorsze te pyłki

 Trawa rośnie. Jak głupia, nie mogę już na nią patrzeć, bo Osobisty nie może kosić, ja tak trochę koło domu zrobiłam. I rośnie sobie radośnie. Jak to na wiosnę.

Mam żółte auto. Dziwne, bo kupowaliśmy grafitowe. I bordowe też jest żółte. Rzepak pyli, brzoza pyli, lipa też chyba pyli. Nawet nie myję. Choć w niedzielę mamy rocznicę komunii, to może jednak tak w niedzielę rano jedno przepłukam. Żeby nie wyglądały tak, jak te, co stoją latami opuszczone na ulicach. I żeby biała kieca też nie była żółta. Trochę jest przykrótka, ale poza tym nawet ok.

niedziela, 17 kwietnia 2022

Alleluja!

 Bądźcie światłem dla tych, którzy w ciemności, dobrocią tym, którzy jej nie znają i miłością dla szukających sensu. Wesołych, spokojnych, dobrych Świąt.



Obrazek z https://m.niedziela.pl/artykul/51672/Zmartwychwstanie-w-Biblii

niedziela, 3 kwietnia 2022

Drobnostki

 Kiedyś marzyłam, żeby Osobisty skończył jak najszybciej górę. Chcieliśmy jechać na wakacje na Chorwację. Mieliśmy zrobić taras i kupić kominek, bo stary nam pękł. Takie mieliśmy plany.

A dziś chciałabym na spokojnie się koło niego położyć i przytulić. Chciałabym z nim pójść na spacer, choćby po tych samych ścieżkach.

10 marca poszedł na trening. I zerwał ścięgno achillesa. 13 miał operację. Teraz jest w ortezie, przynajmniej do końca kwietnia, jak nie dłużej. Z pół roku rehabilitacji, której jeszcze nie może zacząć. A ja tęsknię za drobnostkami.

poniedziałek, 28 lutego 2022

Szczoteczka do zębów

 Sobota to był szał. Ludzie znosili, co mogli, brakowało rąk do pracy. Nie myślałam, sortowałam, odkładałam rzeczy nieprzydatne, kursowałam z piętra na parter i z powrotem, by jeszcze lepiej posortować dary. Do domu wróciliśmy grubo po 20, padnięci, ledwo żywi od emocji. W niedzielę darów było mniej, przynajmniej takich tekstylnych. Więcej roboty mieli panowie na dole odbierając środki opatrunkowe, leki, żywność itp...

Za to wczoraj przyjechali ludzie, kobiety z niemowlakami, dzieciaki w wieku moich. Część miała wszystko, brali tylko wodę, pili herbatę, trudno mówić, że rozmawiali, część nie mówiła słowa po polsku, a Ukraińcy, którzy pracują w mojej wsi byli potrzebni do opisywania kartonów, a nie do tłumaczenia. Część brała więcej, bo przyjechali w tym, co mieli na sobie, z paroma groszami w kieszeni, zostawali tu, więc potrzebowali wszystkiego. Kilkoro brało rzeczy do pociągu. Najbardziej utkwiła mi w głowie takie rodzeństwo, bo i byli z nami najdłużej, którzy mogli sobie z całego pudła wybrać szczoteczkę i pastę do zębów. I to było dla nich tak szalenie ważne i tak zajmujące, że aż uśmiech pojawił się na twarzy. Większy, niż na widok misia i czekolady. Mam przed oczami głównie jej uśmiechnięte oczy, wyprostowane plecy, gdy zakładała plecak z misiem i nową czapką, by ruszyć na dworzec i dalej. Ślę do niej dobre myśli i mam nadzieję, że tam odnalazła spokój.

piątek, 11 lutego 2022

4

 Minus dwanaście stopni, kocia kulka zwinięta na progu naszego domu, jedzenie, nawet podgrzewane, zamarzało jej w oczach. Wpuściłam, żeby zjadła, potem znowu... I znowu, na dłużej. Potem siedziała w domu, gdy my byliśmy, oprócz nocy, bo baliśmy się, czy się z naszymi kotami nie pobije, jak nie będziemy czuwać. Aż w końcu zapakowałam w transporter, mocno napsikany kocimiętką i zabezpieczony trytytkami i pojechałam do weterynarza. Bo namacałam duże sutki i tyłek do góry szedł.

Kot był wysterylizowany, dawno temu, ma z pięć lat, miał cysty w uszach, trzeba było wyczyścić.

 I ma na imię Yoga.

Jest najbardziej miziastym stworzeniem, jakie widziałam w życiu. Ciągle by siedziała na kolanach, głaskała, rozdawała całuski. Śpi z nami i nawet tyrpanie jej nie przeszkadza. Do toalety mnie odprowadza i czeka. Kocur ją lubi, szylkreta ignoruje, druga koteczka je z nią z jednej miski i na koniec na nią prycha. Idzie ku dobremu.

wtorek, 18 stycznia 2022

Okulary

 Jak byłam mała, to przymierzałam okulary mamy, bo bardzo mi się podobały i chciałam nosić. Oczywiście ukradkiem, mama miała dużą wadę, nie chciała, bym zepsuła sobie wzrok. Dopięłam jednak swego i już do komunii szłam dumna i blada z okularami na dwóch (!) łańcuszkach na nosie. Wiecie, to były lata 90-te, łańcuszki były modne, a ja przecież dodatkowo nie chciałam zgubić moich skarbów. Do dziś pamiętam, że miałam złoty i zielony.

Niestety, okulista był za dobry i te okulary naprawiły mi wzrok na tyle, że musiałam je zdjąć. Umówmy się, wtedy chodzenie z zerówkami to była fanaberia. Ale potem przyszło liceum, matura, dużo czytania i okulary wróciły. Tylko do czytania co prawda, ale zawsze to coś. Wąskie kocie oczy, w czarno szarą krateczkę mam do dziś i choć już tak ładnie na mnie nie leżą, to mam sentyment.

Ostatnio coś zaczęło się dziać z moim wzrokiem. Oczy mi się męczyły, nawet bez czytania, auta oślepiały. Poszliśmy grupowo do okulisty, dzieciaki wyszły bez okularów, ja z połówką na jedno oko. Osobisty nadal twierdzi, że nie potrzebuje (okulista twierdzi co innego, ale co tam, facet wie lepiej, choć do komputera ubiera) I wszyscy się ze mnie śmiali, że połówka to takie nic. A ja kupiłam sobie te okulary i jak założyłam, to kołowrotek. Musiałam się przyzwyczajać. Ale widzę ogromną różnicę. Litery zrobiły się czarne i mają kontury, auta przestały oślepiać i w ogóle podniosło mi komfort. I samopoczucie, bo ja nadal z tych okularowych i ledwo wstanę, wkładam je na nos. Jedynie na boku się czytać nie da, ale cóż, mała strata.

Maseczka i okulary to koszmar, ma ktoś patent? Kiedyś było takie mydełko na parowanie, ale średnio działało na ekstremalne sytuacje. Teraz też jest coś takiego?

Coraz bardziej nie lubię deszczu - to znaczy nigdy nie lubiłam, ale teraz jeszcze mi kapie na okluary.