czwartek, 29 maja 2014

Półroczniak

Tak, tak, jak patrzę w kalendarz, to też nie wierzę, że to już pół roku minęło, a jednak.
Syn na dzień dzisiejszy:
- siedzi bez podparcia, owszem, kończy się to spadnięciem na nos, ale siedzi
- siedząc sięga po zabawki i rzadko się przewraca
- jest mobilny, pełza, turla się, bo kręci się już w każdą dowolną stronę na brzuch i na plecy
- podnosi pupę na kolanach, ale brzuch jeszcze przylepiony ;)
- prawie nie używa smoka, tyko wieczorem do spania, choć zazwyczaj i tak mu wypada
- je cudownie, prawie się nie brudzi, mogłabym nie używać śliniaków
- zaczyna składać sylaby, czyli przechodzi z głużenia w gaworzenie: aga, agha, meme, dziś nawet mama ;), tak, wiem, absolutny przypadek, ghe, grrr i inne
- śmieje się, śmieje się, śmieje się do każdego
- uwielbia kolegę w lustrze
- lubi grzechotki, bardzo długo potrafi nimi potrząsać
- upuszcza zabawkę, i znów, i znów, sprawdzając, czy znowu spadnie
- kocha się całować i rozdawać całusy, chwyta "ofiarę" za szyję, przyciąga i całuje
- kocha metki, zawsze jakąć ucapi, choć jeszcze całą ręką
- wkłada sobie stopy do buzi
- w leżeniu na brzuchu podpiera się na dłoniach, choć jeszcze nie bardzo wysoko się podnosi
- jeśli ma o co zaczepić nogi lub czego się chwycić, to sam siada
- bawi się w akuku, zasłaniając się pieluchą, ubrankiem, śliniakiem...
- kocha kota, Kota go natomiast ignoruje, tylko pies chętnie się bawi ;)

Jadłospis: kalafior, wielka miłość, tak samo brokuł, zresztą, on wszystko lubi, więc piszę po prostu: chlebek, bułka, biszkopty, ziemniaki, marchewka, pietruszka, seler nać, makaron z rosołem, gruszka, jabłko, banan, czereśnie, kurczak, schab, kiszony ogórek w zupie, kasza manna na mleku i w zupie, jajo, kaszki, chrupki kukurydziane, soczki i woda, uwielbia pić wodę, no i oczywiście nadal mleczko ode mnie ;) spróbował też budyniu i kaszy manny na mleku krowim

Waży 8 kilogramów i ma około 72 centymetry, oczywiście pi razy drzwi

wtorek, 27 maja 2014

Przedszkolak

Dziś ważny dzień dla Córy był. Że tak niegramatycznie zacznę. Prawie, jak o Słowackim. Ale do rzeczy. Z samego rana odwieźliśmy Osobistego na samolot. Kierunek Berlin, potem Goteborg. Wróci w czwartek do południa. Potem kierunek przedszkole. Tak, tak, Córa zaczyna od czerwca przygodę z przedszkolem.
Była już w jednym, ale zmieniliśmy miejscowość, choć przedszkole to samo. Potem była chora, więc dziś poszliśmy na rekonesans tego wybranego.
Zależy mi, by miała kontakt z dziećmi, wykupiłam więc jej na razie pakiet 35 godzin na miesiąc, jak będzie trzeba to go zwiększę. Przedszkole fantastyczne, z placem zabaw oczywiście, mnóstwem zajęć z nauką przez zabawę. Kolorowo, cudowne panie. Od razu poszła z dziećmi i ani się obejrzała na mamę ;) Chusteczki potrzebne nie były, ani mnie, ani jej.
Przedszkole jest na trasie dom - budowa, więc będę ją tam zostawiać i jechać coś zrobić. Jak trzeba będzie dłużej, to zostawię im fotelik i Osobisty ją odbierze, ciut nadkładając drogi z pracy. Może też zjeść posiłek, jeśli to zgłoszę wcześniej. Dla mnie tai układ jest bardzo wygodny, bo więcej zrobię z Synem, niż z małą pomocnicą, a jej kontakt z rówieśnikami i trochę starszymi dziećmi się przyda. Co ważniejsze, może tam zostać do czasu pójścia do szkoły, choć planujemy ją posłać do samorządowego, by poznała kolegów, z którymi będzie potem chodzić do klasy.
Wczoraj skończyła 2 lata i 5 miesięcy. Pięknie korzysta z nocnika, sama na niego siada. Mówi pełnymi zdaniami, opowiada, śpiewa, tańczy, usiedzieć na miejscu nie może. Kopie z babcią w ogródku, zbiera czereśnie, poziomki (i niestety ich nie je). Wyżynają jej się wszystkie 5 na raz, jedna już się przebiła. Ma 93, 94 centymetry i waży 14 kilogramów.

piątek, 23 maja 2014

Sklepowa wyprawa

Z racji delegacji i powrotu do domu o 2 w nocy wczoraj Osobisty miał wolne. Postanowiliśmy to wykorzystać i jechać do sklepu. Ja potrzebowałam ziemię, parę rzeczy dzieciom, jemu musieliśmy kupić koszulę. Przy okazji pieluchy, kaszki i inne tego typu bajery.
Pojechaliśmy też na budowę, okazuje się, że w mięzyczasie facet dowiózł nam resztę ziemi, więc mamy takie zwałki teraz. Trzeba zadzwonić po koparkę i to wyrównać. No i zapłacić za ziemię. Trafiło się nam 70 złotych za samochód czteroosiowy, czyli taką dużą ciężarówkę, więc korzystamy, bo ziemi to my tam potrzebujemy mnóstwo.
Potem szybko do marketu, oczywiście przy okazji płytki. Nadal się nie możemy na nic zdecydować, zmieniliśmy koncepcję łazienki... Masakra.
Osobisty koszuli nie kupił, nie było nic fajnego, za to ja kupiłam buty. Szukałam balerinek. I znalazłam. Tyle, że moje baleriny mają szpilkę 9 centymetrową. Czy ja wspominałam, że kocham szpilki? No to kocham obcasy, szpilki i tak dalej, byle wysoko. Adidasy bardzo rzadko nosiłam. W ciąży nawet długo na obcasie chodziłam, ale jednak częściej na płasko. Teraz zamierzam wrócić do chwalebnego nawyku obcasowego.

wtorek, 20 maja 2014

No i fru...

Osobisty znowu poleciał, a dokładnie to już jest na miejscu. Jak dobra żona go odwiozłam na lotnisko. I wczoraj tak mnie naszło i mówię do niego:
- Nie dość, że muszę Cię zawieźć, do tego oddać obcej babie w ręce (ona się będzie z Tobą użerać, ale cicho, to się wytnie), to jeszcze muszę to zrobić o 5 rano.

Pominę, że wczoraj do 14.40 nie wiedzieli, czy w ogóle lecą, bo góra góry nie wydała pozwolenia. Oczywiście klient był przekonany, że będą. Na ostatnią chwilę bukowali bilety, wynajmowali samochód i generalnie wydawali dużo więcej kasy, niż mogli. Ale co tam, firmie widać nie zależy, czy za bilety się da złotych 600, czy 2 tysiące.

Wróci w czwartek w nocy, do Katowic, skąd nie wiem, jak wrócą, ale to szefowej głowa. Ja po nich na pewno nie pojadę, bo za daleko, przecież nie wezmę z sobą dzieciaków.

Mam tylko nadzieję, że wyjazd za tydzień będzie bardziej z głową robiony.

sobota, 17 maja 2014

Wykształcenie ma znaczenie?

Ostatnio zebrało się nam z kuzynką na wspomnienia i między innymi przewinęło się, że wspominałam, że wykształcenie nie ma znaczenia. Mówiła o tym w kontekście mojego pierwszego chłopaka. On był na etapie zdawania matury, wieczorowo, ja na etapie kończenia pierwszego etapu studiów, czyli pracy licencjackiej. Był półtora roku młodszy ode mnie. Mówiłam wtedy, że to nie ma znaczenia i nadal tak twierdzę. Kuzynka za to uważa, że po pewnym czasie zaczęłoby mi to przeszkadzać.
Wykształcenie nie jest równe mądrości i dojrzałości życiowej. Można skończyć studia i nie umieć żyć i na odwrót. Dla mnie literki przed nazwiskiem nie są wyznacznikiem niczego, no, może tego, że ktoś przetrwał zinstytucjonalizowane nauczenie z pozytywnym efektem. Też jakaś umiejętność, choć do życia średnipo przydatna. I tak po studiach, w pierwszej pracy wiedzę rzuca się do kosza i zaczyna się uczyć na nowo. Przynajmniej ja tak miałam.
Idąc tym tokiem rozumowania, że wykształcenie ma znaczenie, nie powinnam być z Osobistym, bo ja mam skończone studia magisterskie, a on doktoranckie, poziom wyżej, jakby nie patrzeć. Owszem, przewód doktorski ma zamknięty bez obrony pracy, ale studia skończył. Ja niby mam podyplomowe, ale co to za studia ;)
Moim zdaniem wykształcenie nie odzwierciedla poziomu umysłowego człowieka. A Wy, jak uważacie, moglibyście być z osobą o niższym wykształceniu, niż Wasze?

Z pierwszym chłopakiem rozstałam się nie przez szkołę. Wypaliło się, drogi dążeniowe nam się nie zgrały.

czwartek, 15 maja 2014

Nabieramy tempa + edit o parapecie :)

Dziś po pracy Osobisty jedzie ostatecznie obejrzeć, jak jedna ekipa robi tynki i podejmiemy ostateczną decyzję. Jedna ekipa może wejść już za tydzień, ale to mocno nierealne. Po pierwsze w sypialni nadal mamy dachówki, a nie mamy jak ich zdjąć ;) Po drugie w ogóle jest mało posprzątane i jeszcze nie cały prąd udało się zrobić. Osobisty nad tym dzielnie pracuje, góra już cała, zostało trochę dołu, ale jednak choroba nas zastopowała. Teraz też będzie zastój, bo za tydzień kierunek Coventry, a za dwa Goteborg. Mam nadzieję, że szefowa znowu po niego przyjedzie i go odwiezie, będzie mi łatwiej. A po trzecie, wracając do tynków, ekipa jest najdroższa, a wcale nie najlepsza. Zdecydowaliśmy się na tynki gipsowe, bo ich potem nie trzeba gruntować, a do łazienki, kuchni, kotłowni, garażu, czyli tam, gdzie nie widać, na cementowo wapienne, raczej z drobnego piasku.
Również dzisiaj jedziemy wybrać parapety, bo nam je od razu osadzą. Parapety to u nas się szumnie zwą, bo mamy ich 3 metry, bieżące ;). U góry nie będzie, bo okna, które nie są dachowe, są do podłogi, takie ślepe balkony, reszta to dachowe. Zostają parapety tylko na oknie w salonie i dwóch w małym pokoju, bo w kuchni będzie pociągnięte blatem do okna.
Wybaczcie monotematyczność, ale akurat to u nas znajduje się na miejscu pierwszym.

poniedziałek, 12 maja 2014

Odejść łatwiej jest, niż żyć

Zawsze mi się wydawało, że żyję w katolickim, czasem do przesady kraju. Że szacunek dla zmarłych jest częścią tej wiary, nawet czasem kult, bo przecież święci... W ogóle chyba w naturze ludzkiej kryje się jakiś szacunek dla zmarłych. Myliłam się. Jakiś czas temu byłam na pogrzebie. 17 latek. Odejść łatwiej jest, niż żyć. Nie znam motywów, nie wnikam, młody chłopak, życie przed nim było... Szkoda. Nie było nikogo, kto by się na pogrzebie nie spłakał... Ale...
Przed pogrzebem ktoś pozrywał wszystkie klepsydry. Też nie znam motywów. I jakoś nie mam ochoty poznawać, bo jakiekolwiek by one nie były, nikt nie miał prawa. Po pogrzebie, niech będzie, ale przed. Inne klepsydry zostały, jego nie... Nie rozumiem, nie umiem, nie chcę. Nie mam na coś takiego określenia w słowniku, ani grzecznym, ani wulgarnym...

czwartek, 8 maja 2014

Budowlanie

Jesteśmy na etapie odchorowywania się z jednych płytek do salonu. Na szczęście mamy też inne na oku, więc nie będzie źle. Zdecydowaliśmy się, tak mi się zdaje, bo konsultacje trwają, że cały dół będzie w jednych płytkach, by nie musieć robić łączeń, które żadnemu z nas się nie podobają. Z fioletu w kuchni raczej zrezygnowałam po konsultacji z projektantką wnętrz. Choć może uda mi się ją namówić na jakiś akcencik ;) Bo wiecie, mam taką fantastyczną znajomą, która się obiecała podjąć doradztwa nam. Nie wiem, czy ona wie, co czyni ;) Ale jakby ktoś chciał porady, projektu, czy coś, to ja służę kontaktem.
Płytki do łazienki chyba wybraliśmy, aż jestem zdziwiona, że tak szybko poszło.
Poza tym dziś przyjechał pierwszy samochód do wyrównania terenu, znaczy do podniesienia, bo chcemy dom na podniesionym, a działka płaska, jak naleśnik. W planie na teraz mamy 10 samochodów, ale wiemy, że to będzie mało. Ale choć taras chcemy sobie wysypać, by nie musieć skakać do wejścia do salonu po pustakach.
Poza tym wybieramy ekipę do tynków, jutro po pracy Osobisty obejrzy robotę jednych, w niedzielę jesteśmy umówieni na oglądanie innej ekipy. Wszystkie mają terminy pod koniec miesiąca, więc Osobisty zwija się, jak w ukropie, by zdążyć położyć wszystkie kable. A zwija się podwójnie, bo teraz od wtorku siedzi na opiece nade mną, bo mi się pochorowało. Niestety jutro już musi jechać.

sobota, 3 maja 2014

Ciemniejsza strona mocy

Zazwyczaj jest różowo i pięknie. Jak na reklamach. Bo zwyczajnie nie chce mi się pisać o tym, co złe, bo nie chce mi się roztrząsać. Ale...
Dzieciaki się kochają. Tak bardzo, że Córa dzieli się wszystkim, ostatnio zakładała bratu okulary. Nie wiem i nie chcę wiedzieć, gdzie je wbiła. Płacz, wrzask, ona biedna, bo nie chciała. Tulenie obu na raz.
Przytulają się, Córa go turla, wchodzi do jego łóżeczka, do wózka, nie mogę spuścić z oczu,bo zrobi mu krzywdę nieświadomie. A kuchnie mam od pokoju oddzieloną korytarzem. Kiedyś poszłam siku, wracam, Syn wrzeszczy, jak ze skóry obdzierany. A ona siedzi z boku i mówi "Przytulałam go. Mocno."
Córa nie je. To znaczy je chleb z masłem, grysik, ziemniaki, naleśniki, placki ziemniaczane czasem, czasem rosół. Serki z kieszonki. Marchewkę. Koniec. Czasem nie zje nic, więc łazi i marudzi, burczy, ryczy, wyje. Histeria na porządku dziennym, o wszystko i o nic.
Syn nie śpi. Znaczy śpi często. Po pół godziny. Albo dłużej, jak go bujam. Nic nie jestem w stanie zrobić, bo ten czas chcę poświęcić Córze, bo jest też drugi problem. Mata jest fajna, leżaczek też, łóżeczko również. Na pięć minut. Potem noś mnie, baw mnie. Więc Córa nieszczęśliwa, marudna, smutna i samotna. Bo ileż można się dzielić z bratem?
W związku z powyższym obiad gotuję na raty, jem na raty, nie sprzątam. Znaczy odkurzam na raty, ale resztę, to już jak Osobisty jest w domu. Bo to można zrobić cicho, jak dzieciaki już śpią. Po nocach prasuję, myję podłogę. Czasem na mycie się nie starcza już czasu i sił, by złapać trochę snu. Nie maluję się, ale to akurat nic dziwnego, na co dzień się nie malowałam nigdy.
Już nie wspomnę o tym, że żyję na dwa domy. Trzeba zrobić coś tu i jazda na budowę. Posprzątać, oczywiście pilnując dzieciaków. Na budowie schody są prowizoryczne, co wcale Córze nie przeszkadza. Syn marudzi...
Osobisty wraca na kolację, kąpanie dzieci i kładzenie ich spać. Tyle mamy czasu dla siebie. Czyli prawie nic, bo trzeba porobić resztę w domu.