piątek, 28 grudnia 2018

7

Tak mnie rozleniwiły święta, że nawet nie napisałam urodzinowej notki, a przecież moje uparte dziecko skończyło 7 lat. Najważniejsze, że można o niej powiedzieć, to właśnie to, że jest wściekle uparta, jak coś idzie nie po jej myśli, to się wścieka tak, że klękajcie narody, nic wtedy do niej nie dociera. I choć wybuchy są już rzadsze i krótsze, to jednak się zdarzają. Poza tym jest całkiem samodzielna, sama się ubiera, rozbiera, myje, nawet włosy i czesze, choć tu akurat daleko jej jeszcze do fryzury, która przetrwa dłużej, niż parę minut.
Kocha czytać, muszę ją odganiać, bo cały dzień by mogła czytać. A jak nie czyta, to koloruje lub rozwiązuje zadania, czyli oczy, oczy, oczy. Na pole ciężko ją wygonić, ale jak już wyjdzie, to ciężko ją zgonić. Jeździ na rowerze, bez kijka i uczy się pływać.
Ku jej ogromnej rozpaczy nadal ma wszystkie mleczne zęby i nie zanosi się, żeby ten stan się zmienił w najbliższym czasie.
122,5 cm
23 kg

poniedziałek, 24 grudnia 2018

Wesołych świąt, które zapalą ogień miłości w waszych sercach, przyniosą pokój i spokój. Radości z przebywania z bliskimi i czasu wolnego

czwartek, 20 grudnia 2018

Poszło

Oba spektakle się udały. Dziewczyny przebierają się już praktycznie same, a i ekipa do pomocy była świetna. Ludzie, z którymi trzeba współpracować robią większą część sukcesu. Wróciłam do domu zrelaksowana i szczęśliwa, choć po drodze jeszcze robiłyśmy zakupy. Tak się spodobało, że prawdopodobnie będzie jeszcze jedno przedstawienie w styczniu. Tym razem klasa Dominiki bardzo by chciała pojechać.
Żegnały się wczoraj baletnice z nauczycielką przed świętami. I pani je przytula, te mniejsze podnosi, składa życzenia. A te większe same się przytulają. Tak mi się ciepło zrobiło, bo one ją zwyczajnie kochają. A one je.
A dla nas zaczął się czas odliczania do świąt. Dziś ulepię uszka i pirogi z kapustą i grzybami, krokiety mam już gotowe. Choinka stoi pod drzwiami, czeka na wigilię, mam nawet sianko i jemiołę. I wczoraj kupiłam gwiazdę betlejemską i mam wrażenie, że już ją zamordowałam. Nie wiedziałam, że trzeba ją tak mocno otulić i mi więdnie. Ktoś ma jakiś pomysł?

środa, 12 grudnia 2018

Jak mąż zrobił mi dobrze w trzydzieści sekund... na długo

Cały dół domu mamy  w płytkach, beżowych. A do nich wybrałam sobie jasnobeżową fugę, piękną, o ile jest czysta. Ale że z tarasu i od frontu jeszcze nie ma płytek, a jest sporo terenu to i się nosi. Wszystko. No i kot urządza ścieżki zdrowia. W związku z tym te fugi rzadko spełniają warunek, że są super czyste. To się wiąże z szorowaniem, kombinowaniem, zdartymi paznokciami, a w wiatrołapie i tak odpuszczam, szczególnie w okresie jesiennym i udaję, że one są ciemne. Jednak kura domowa we mnie cierpi. I tak kiedyś cierpiąc podeszłam do Osobistego, który akurat miał home office i pytam, czy ta myjka parowa naprawdę robi robotę. Kazał mi sobie pooglądać filmiki z jednym z modeli, przy okazji znalazłam ofertę z przeceną, bo trafiliśmy na Cyber Monday. Od razu mi się odechciało czystych fug, nawet po przecenie. Osobisty gadał w tym czasie z kolegą, który takie cudo posiada, mnie się coraz bardziej odechciewało i co prawda odpowiadałam na pytanie, jakie dodatki by mi się przydały, ale raczej w kontekście "kiedyś sobie kupimy".
Za chwilę patrzę, a on zamawia. No wziął i kupił, żebym nie pytała, ale sama spróbowała. Dwa dni później, bo wpłata była po dwunastej, kurier dostarczył paczkę.Otworzyliśmy dopiero wieczorem, jak byliśmy oboje i jazda do łazienki. Zrobiliśmy w niej saunę, ale efekt mnie zaskoczył. Wydawało mi się, że mamy względnie czysto, ale ta myjka robi taką robotę, że ja szotując codziennie bym nie dała rady. Następnego dnia poszła w obroty kuchnia, potem fugi. Kocham myjkę, kocham sprzątać, w ogóle kocham ten sprzęt.
Dziś myłam nim okna, specjalnie czekałam na cieplejszy czas, żeby na polu też oblecieć. Magia. Minuta i po robocie, owszem, bez ram, bo mi się nie chciało zmieniać końcówek, ale i tak jest świetnie, bo przeleciałam samą parą i już jest różnica. A co najważniejsze, jestem to w stanie zrobić z tej resztki, co zostaje po grzaniu, czyli nie muszę wyjmować przedłużacza.
Dzieciaki bardzo by chciały tym myć, ale boją się pary, która z tego wylatuje, myślę jednak, że to kwestia czasu.
A teraz coś dla ekologów. Myjką myje się bez użycia jakichkolwiek środków chemicznych, tyko woda. Jeżeli ktoś może sobie na takowy zbytek pozwolić, nie ma się co zastanawiać.
Notka nie jest sponsorowana, zachwyt wynika tylko z tego, jaki widzę efekt.
Każda kobieta w głębi duszy jest księżniczką, mnie wyraźnie trafił się Kopciuszek, ale choć sprzęt do pracy mam profesjonalny ;)

wtorek, 4 grudnia 2018

Czekam na piątek

Nie mam czasu, od zeszłego wtorku biegam, coś załatwiam, coś robię. Zaczęło się od przedstawienia na Dzień Misia i pasowania młodszych dzieci. Z racji bycia w komitecie pojechałam wcześniej, przygotować poczęstunek, znaczy rozłożyć, co zrobił ktoś inny. Potem oczywiście trzeba posprzątać, a ja zawsze zostaję, bo mnie się nie spieszy, a panie dzięki temu wyjdą tą chwilę wcześniej.
Środa to próba Córy, długa, do 19, z przerwą, ale jazda od razu po przedszkolu. Czwartek relaks, moje tańce, choć miałam nie jechać, bo tak mnie głowa bolała, ale jednak się zmusiłam. Stwierdziłam, że chociaż po mieście pochodzę, choć nie wiedziałam, co mówię, bo zimno okropnie.
W piątek byłam umówiona do ginekologa i to na biegu, żeby zdążyć po Córę do szkoły. Na szczęście udało się nie tylko kupić prezent na Mikołajkową Wymianę na jednej grupie, ale też dokupić mikołaje do paczek przedszkolaków. I nawet w domu zdążyłam to schować, zanim po Córę pojechałam.
Sobota znowu tańce, a niedziela to istne szaleństwo.
Syn bardzo chciał obejrzeć Klaksona i spółkę, a Córa Dziadka do orzechów i cztery królestwa. Spojrzeliśmy w sobotę na repertuar i okazało się, że Klaksona grają już tylko raz dziennie. Postanowiliśmy jechać w niedzielę, przed Disneyem. A po drodze zajrzeć do Serenady, gdzie urzęduje Mikołaj. To w ramach niespodzianki dla dzieci, które chciały do Mikołaja gnać do Krynicy, gdzie 8 ma być ognisko na górze Parkowej, Mikołaj, otwarcie Parku Światła itd. I ja bym nawet pojechała, bo to Krynica, ale Córa ma próbę do 12.45, a w niedzielę od 9.35. Nie damy rady fizycznie. Stąd ten Mikołaj z Serenady. Tam też są warsztaty świąteczne, można ozdobić pierniki, zrobić stroik i ozdoby, zrobić sobie zdjęcie z Mikołajem w jego chatce, a potem ruszyć z nim w orszaku. Spędziliśmy tam naprawdę miły czas i u nas już świątecznie. Wcześniejsze kino też już świąteczne, przynajmniej "damska część", bo ja byłam z Córą, a Osobisty z Synem, ale o kinie potem. Po Serenadzie pojechaliśmy na Disney'a na lodzie. Pierwsza połowa niezła, ale czegoś mi brakowało, a może zwyczajnie byłam już zmęczona, choć Król Lew zrobił wrażenie, za to druga - magia. Fenomenalny zamek Elzy, świetny Olaf i przepiękne rybki z Nemo i Dory. Dzieciaki zachwycone, Syn pytał, czemu tak krótko, choć czekał na więcej bajek, które on lubi, ale i tak Mickey, który prowadził całe wydarzenie, zrekompensował mu wszystko.
Do domu wróciliśmy późno, Syn padł po drodze, ale nic dziwnego. Baliśmy się trochę o niego, bo Klakson, jak na bajkę bez ograniczeń dość straszny, ale dał radę. Osobisty nawet był zadowolony z bajki, podobała mu się, uznał, że przesłanie fajne, więc też nie stracił czasu. Za to ja bawiłam się świetnie. Dziadek do orzechów nie jest tym typowym dziadkiem, ma kilka nawiązań, ale tworzy zupełni inną historię. Jest zabawny, ma piękną muzykę, ale czego się spodziewać, jak Muzyka Petipy, i piękne kostiumy. Córa nie mogła oczu oderwać, a ona do tej pory tyko animowane, takich zwykłych, filmowych nie lubiła. Pierwszy raz też zwróciła uwagę na muzykę filmową, ale słyszy te dźwięki na każdej próbie, pewnie dlatego. Słyszałam, że film nijaki, dziwny, ale mnie się podobał. Wszystko działo się tak, jak powinno, nie za szybko, nie za wolno, nie było też za łatwo. Chętnie obejrzę go jeszcze raz.
Wracając do mojego maratonu, wczoraj Syn miał szczepienie, po którym pojechaliśmy do kulek, zamówić urodziny dla dzieciaków, a przecież jak to być w kulkach i do nich nie wejść. Chwila dla mnie, a oni mieli cały plac dla siebie.
Dziś idę na wywiadówkę, a czuję się, jakby mnie ktoś przeżuł i wypluł, bo w niedzielę zmarzłam w kościele, a potem zmokłam po Disneyu i przeziębienie się przyplątało. Jutro znowu próba, od 15 do 19, z godzinną przerwą, a o 13 dentysta. Tyle, że Osobisty weźmie Syna to będzie łatwiej. W czwartek znowu tańce i wolny piątek. Za to sobota i niedziela wspomniane już próby. Muszę jeszcze porobić za elfa, ale nie wiem kiedy, bo i druga strona zajęta.

poniedziałek, 3 grudnia 2018

Najwyższy poziom zaufania

Z Osobistym mamy wspólne konto na allegro. To znaczy mamy osobne, ale tylko na jego jest opcja smart, więc często zamawiam z jego. I ostatnio wypatrzyłam fajny prezent dla niego, pod choinkę. Ale opłacało się tylko ze smartem. Więc piszę do niego, że zamawiam i żeby nie patrzył w kupione. Zgodził się, a ja naprawdę mu uwierzyłam w to, że nie zajrzy. Jednak na tym nie koniec historii. Chwilę później dostałam od niego smsa, żebym wzięłam tablet i wrzuciła w archiwum wszystkie wiadomości, które przyszły w związku z tym zakupem. Wysłał taką wiadomość jeszcze kilka razy, za każdym razem, jak dostawał jakąś wiadomość z allegro, żeby przypadkiem nie podejrzeć.
Kocham.