poniedziałek, 31 grudnia 2012

Szczęśliwego :)

Nuggetsy, dipy, oponki, faworki i róże karnawałowe - są.
Prezent dla Dwulatka - jest.
Ciuchy na zmianę dla Córy - są.
Nasze ciuczy - są.
Picie - jest.
Winko - zastanawiam się, czy brać, ale jest.
Paliwo w baku - jest.
Dobry humor - jest.

Niniejszym oświadczam, że wybywamy na rodzinno bejbikowego Sylwestra w gronie 5 osobowym, niestety 6 osoba nie może :(
Tak czy inaczej podsumowanie zrobię jutro. Dziś się zamierzam bawić :)


I oby nie jak na tej reklamie. Ciekawe, kto zgadnie, co jest nie tak




sobota, 29 grudnia 2012

Zgryzę gryzaka, czyli wielki test na zębach

Pora na nową odsłonę produktów MAM. Tym razem postaram się opisać gryzak, zabawkę Twister, z 7 różnymi powierzchniami do gryzienia, o 3 stopniach twardości i możliwością chłodzenia.

Właśnie taki gryzak zabawkę wybrałam dla Córy. Jak pewnie pamiętacie z notki o odpakowywaniu No i jest! Mamy MAM!
Gryzak ten zdobył największe uznanie spośród tego, co dostaliśmy od firmy MAM. I... na tym się skończyło. Po rozpakowaniu ciekawy być przestał, wylądował w wiaderku z zabawkami i nawet na niego spojrzeć nie chciała. Ja się załamałam, Córa się nie przejęła. Ale pewnego pięknego wieczoru, na kolanach u Taty, dałam jej gryzak, żeby nie pogryzła mi Osobistego.  I stał się cud. Przyjął się. Najpierw jako zabawka, bo przyjemnie grzechocze i da się kręcić kółkami w różne strony. Tego nie udało mi się "złapać" aparatem, ale resztę już tak.



Najpierw odbyło się rytualne lizanie, bo może niejadalne, a potem...



Ojoj, za głęboko...




włożyła do buzi i gryzła, gryzła, gryzła.Wypróbowała dwa kółka, czyli razem cztery różne powierzchnie. Gryzak się przyjął.

Niestety kolejne próby fotografowania Córy skończyły się fiaskiem, ale nie ustaję w działaniach. Jeszcze muszę go schłodzić. A pracować jest nad czym, bo zaraz za drugą górną jedynką poleciała górna dwójka i idą następne. Gryzak będzie więc na pewno w użyciu.

A Ci, co chcą ulżyć dziecku i są fanami MAM na FB, mają taniej ;)

czwartek, 27 grudnia 2012

Rok jako mama

Pierwszy rok życia dziecka, to nie tylko jego wielki krok, to też wielka zmiana w życiu rodziców. Dziś więc pora na moje podsumowanie.
Przez ten rok nauczyłam się masy rzeczy, które wydawały mi się nierealne i niesamowicie trudne. I nadal są, bo jak patrzę na Córę, to nie mogę pojąć, jak umiałam ją ubierać, przewijać, kąpać, jak była taka mała, wiotka i nie trzymała pewnie główki. Co do cierpliwości to nie jestem pewna. Bo albo nie wzrosła, albo rośnie proporcjonalnie do wymagań, ale nadal jest jej za mało. Na szczęście z reguły wystarcza. Nauczyłam się spać zrywami i regenerować się w minutę. Potrafię też dostrzegać i czerpać radość ze szczegółów, z biedronki, balonika, spadających listków. To cenię sobie najbardziej.
Oprócz tego przewróciliśmy milion razy nasze życie z Osobistym na dziesiątą stronę, bo dziecko zmienia wszystko, ale my się na tym nie przewróciliśmy, więc to ogromny plus. Pewnie jeszcze sporo kryzysów przed nami, ale każdy kolejny nas tylko umacnia.
Zmieniłam zdanie co do posiadania dziecka. Drugiego. Na początku chciałam tylko dlatego, by Córa nie była jedynaczką. Teraz chcę strasznie, obezwładniająco i koniecznie. Oby szybciej ten dom stanął.
Poza tym, wrażliwe kobiety mogą nie czytać, waga sprzed ciąży została 6 kilo za mną, czyli od dnia porodu zrzuciłam 27 kilogramów. Bez diety, ćwiczeń i wyrzeczeń. Ach, te pyszne ciasta świąteczne. Wylaszczyłam się na tyle, że Osobisty mówi do mnie chudzielec, gniecie mnie podłoga w kręgosłup, a mała beżowa wchodzi przez biodra, czego nigdy nie robiła. Kocham ten stan :)

A tak poza tym, to ze względu na wczorajszy Roczek i całe święta zabiegane, z Osobistym postanowiliśmy przełożyć święta na dziś. I nie trzeba iść do kościoła, dziś kościół przychodzi do nas, czyli mamy kolędę.

środa, 26 grudnia 2012

Roczek

Święta przyniosły mi dwa największe Skarby, jakie mam. Osobisty w wigilijny wieczór zaistniał w moim życie, parę lat później prawie pod choinkę dostaliśmy Córę.


Dziś Córa kończy rok. Rok pełen radości, strachu, zdobywania nowych umiejętności.
Jak co miesiąc pora na podsumowanie. Mogę się powtarzać, bo chcę umieścić wszystko. O ile spamiętam.
Córa:
- chodzi, sama, bez trzymania, czasem na 5 biegu
- pokazuje, jak robi pies, gdy chce ją polizać
- wie, jak szczeka piesek
- wie, jak robi kaczusia
- pokazuje przedmioty w domu, obrazki w książeczce
- woła mama, tata, najczęściej na odwrót
- woła na nocnik, po chwilowej przerwie, wraca do tego
- próbuje jeść samodzielnie łyżeczką
pokazuje, jakie jedzenie było dobre
- pokazuje, ile ma kłopotów
- pokazuje jaka będzie duża
- robi koso kosi i brawo
- robi papa
- daje buziaki
- robi noski noski Eskimoski
- przytula się
- pokazuje, jak lula dzidzia, piesek, babcia....
- pokazuje, gdzie ma nogę, nos i brzuszek
- pokazuje na obrazkach, maskotkach, ludziach oko, nos, buzię i ucho
- robi a psik
- pokazuje, jak śmierdzi dymek, czyli fuka
- pokazuje, jaka jest zmęczona, ciężko dysząc
- tańczy
- robi hopsa hopsa
- pokazuje, jaką czapkę ma krasnoludek
- wie, jak się grzeje rączki nad piecem (w kuchni mamy piec kuchenny, kaflowy)
- umie wspiąć się na sofę, jak nie ma po czym, to sobie przysuwa
- pokazuje, gdzie sroczka krupki ważyła i czasem, gdzie się w pupę oparzyła
- wróciła jej śmiałość w stosunku do obcych ludzi
- ma 4 zęby
- mierzy 76 cm i waży 9.8 kg - w ubraniu, bez 9.5... małe wierci kręci


piątek, 21 grudnia 2012

Pierniczkowo

Obiecałam fotki, trochę się zbierałam, ale w końcu się udało. Pierwsze to te z kursu, drugie to pomieszane wraz z tymi, co robiłam sama, na Święta. To znaczy z Córą, bo twardo pomagała :)









Przepis na pierniki znalazłam na blogu Margarytki. Oczywiście nie byłabym sobą, jakbym go nie zmieniła. Bardzo rzadko używam cukru pudru, więc i tym razem dałam kryształu. Wsypałam go do ciepłej masy. Rozpuścił się, a masa szybciej ostygła. Ciasto robi się błyskawicznie. Z grzaniem zajęło mi to mniej niż 10 minut. Pierwszą blachę spaliłam w części, bo ubzdurałam sobie, że one muszą być twarde. Następne już wyjmowałam po określonym czasie i pozwalałam im stwardnieć poza piekarnikiem.
A smak... Niech wszystko powie to, że jakoś więcej wyjęłam, niż mi wyszło udekorowanych. Magia Świąt?

poniedziałek, 17 grudnia 2012

Kościuszko na Rynku w Krakowie

Nie będzie patriotycznie. Chociaż...
W tamtym roku w Wigilię byłam na KTG, wracaliśmy już, kiedy podszedł do nas bezdomny i poprosił o... jedzenie. Pusta ulica, my w samochodzie nie mieliśmy nic. Osobisty poszedł do jedynego sklepu, który nam przyszedł do głowy i kupił mu parę rzeczy. Jakby to było bliżej, zaprosiłabym go do nas, na tamtejszą naszą skromną kolację. Ale to było 25 km w jedną stronę. Do dziś o tym pamiętam.
Restaurator Jan Kościuszko już po raz 16 organizuje wigilię dla bezdomnych i potrzebujących. W tą niedzielę, na Rynku w Krakowie. Proszę Was, jak macie troszkę zbędnej gotówki, pójdźcie, kupcie coś, co się nie psuje, konserwę, ryż, makaron. Zostawcie na Rynku, będą zbierać takie rzeczy. Dla Was to nic, dla tych ludzi to cały świat. Jeden człowiek, drugi i się zbierze. Razem mamy moc. Wykorzystajmy ją.

niedziela, 16 grudnia 2012

Zaskoczona mama

Tak, to ja. Córa wczoraj jeszcze tylko parę razy na dzień się puszczała i parę nieśmiałych kroków robiła sama. Dziś prawie cały dzień przetuptała sama, czasem nosząc w ręce zabawkę, czasem nie. Do tego, sama zakręca, zawraca, zatrzymuje się i idzie dalej. W nic nie wpadła, a rundka koło stołu wiedzie koło konia na biegunach i kociega drapaka. Pomijam fakt, że wieczorem już drugi bieg włączyła...

Starzeję się.

Ale, ale... Jeszcze roku od porodu nie ma, podsumowanie więc jeszcze nie końcowe, ale pochwalić się muszę. Weszłam dziś w spodnie rozmiar 36, eleganckie. Przed ciążą mi się zdarzało raczej rzadko, były w szafie, bo nie wiem czemu. Chyba dostałam. A dziś w nie weszłam po prostu. Szok.

sobota, 15 grudnia 2012

15 grudnia 2011

To była przewidywana data mojego porodu. Gdyby wszystko poszło gładko i sprawnie, miałaby już rok. A tak, obie musimy czekać. Spóźniła się, jak to kobieta ;)
Mnie natomiast nachodzą wspomnienia. Ostatnia dni z brzuchem, niepewność, oczekiwanie. Ciężar i nadzieja, że to już. Zastanawianie się, kiedy, jak i jak to będzie... Sądzę, że każdego dnia będzie wspomnień więcej.

czwartek, 13 grudnia 2012

Podsumowanie Textmarket'owe

Wrzuciłam Wam kiedyś linka, namawiałam i nic za tym nie postawiłam. Czas na to nastał dziś.
Jak widać zarobiłam troszkę pieniążków. Wypłaty na początku małe, bo początek był trudny, szło jak krew z nosa. Ale teraz, jak widać, idzie nieźle. Przy czym kwota ta nie uwzględnia jeszcze trzech niesprawdzonych zleceń. Zarobiona na nich kwota plus to, co zostało zabrane w ramach gwarancji wywiązania się z terminu da dodatkowo 115 złotych. Kwota ta uzbierała się od tamtego miesiąca, od 13. Czekam też na wyłonienie wykonawcy 6 zleceń. Któreś zapewne będzie moje.
Nie piszę dużo, wynika to z tego, że piszę, jak Córa śpi, a jeszcze w tym czasie muszę posprzątać, ugotować i poprać. Organizacja czasu mi się poprawiła niesamowicie. Piszę też czasem, jak Osobisty jest w domu i się bawią, ale wtedy mi idzie kiepsko, bo a to Córa się przytula, a to coś zagadamy. I wieczorami czasem też piszę. Wcześniej denerwowało mnie, że nie widzę zleceń, jak jakieś wykonuję. Wiem jedynie, że zostały dodane, bo system informuje mnie o tym przez maila. Teraz już się nie złoszczę, bo obawiam się, że nic bym nie robiła, tylko pisała, nawet, jak ułożyłabym sobie tak terminy, by zdążyć. A jak by coś wypadło, to do ciebie panie... Na razie działa to jako motywacja, jak widać, niezła. Wciąga mnie to coraz bardziej, a i nowych rzeczy się dowiaduję. Podoba mi się praca zdalna.

wtorek, 11 grudnia 2012

Zdrada

Kiedyś mówiłam, że nigdy nie wybaczę zdrady i bicia. A dokładniej jednego uderzenia po którym miało już nie być nic. Zero zaufania, zero powrotu. Dziś zostało mi to drugie. I mam nadzieję, że nigdy nie przyjdzie mi tego wybaczać, a jak przyjdzie i wybaczę, to proszę przyjaciół o pomoc. Znaczy porządnego kopa. A zdrada... Nadal nie przyszło mi jej wybaczać. Ale już nie mówię, że jej nie wybaczę. Po pierwsze nie do końca wiem, co zdradą jest, jak ją zdefiniować. Bo jeśli jest nią flirt, to sama zdradzałam wielokrotnie. Zresztą, sam kontakt stricte fizyczny, stosunek, odbyty raz, przypadkiem może być zdradą, odżałowaną i tak dalej, a nie musi. Bo jak mówić o zdradzie w stanie upojenia? Problemy z określeniem czym jest mam ogromne, więc nawet nie próbuję. Wiem tylko, że w jakikolwiek sposób by mnie Osobisty nie zdradził, wybaczyłabym. Bo po pierwsze, zdrada zawsze, ale to zawsze leży po obu stronach. Czegoś brakło, coś zawiodło, bliskość, rozmowa, cokolwiek i poleciało. A po drugie, nie ma człowieka bez winy. Oczywiście, jeśli pewnego dnia przyjdzie i oświadczy, że kocha kogo innego, to nie tyle wybaczę, ale puszczę. Pewnie przeryczę pół życia, ale... To też nie zdrada. A jeśli zdrada będzie notoryczna i nie będzie pomagało naprawianie naszego świata? Jakoś tego nie widzę... Zupełnie abstrahując, wtedy bym nie wybaczyła. Ani partnerowi, ani sobie.

piątek, 7 grudnia 2012

Mam miseczkę MAM, wybawienie mam

Jednym z produktów MAM, które przyszło nam testować, jest miseczka z przyssawką - Baby's Bowl.

Dokładnie taką mamy. Producent pisze o niej:

"Samodzielne jedzenie z rodzicami przy stole? Możliwe dzięki praktycznemu talerzowi do nauki jedzenia. Udane połączenie funkcjonalności i designu MAM sprawia, że dzieci mogą czerpać przyjemność z jedzenia.

  • Ze zdejmowaną przyssawką, dzięki której talerz się nie przesuwa.
  • Idealny do używania poza domem"

To tyle faktów. A teraz wrażenia. Nie umiem przyssać jej do stolika Córy, ale do podłogi, zlewu, innego stołu przysysa się świetnie, więc pewnie chodzi o rodzaj powierzchni. Jednak to nie przeszkadza w niczym, troszkę się trzyma. Ale... Od początku. Moje dziecko ostatnio jadło owszem, wszystko, ale mało, bo jej się wiecznie spieszyło. Jedzenie musiało się więc odbywać z zabawiaczami, śpiewaniem, graniem i całą resztą cudowania. Aż tu pojawia się miseczka MAM.

Hm... Jak się za to zabrać...

Wezmę sobie jeden kawałeczek

Dobre....

Więcej, więcej... Bo mi zabiorą...

No mamo, nie rozśmieszaj mnie...

Dobre, z delikatną nutką masełka...

Mniam......


Śniadanie zjedzone samodzielnie, ja w tym czasie mogłam zjeść swoje. Już pokochałam miseczkę, ale... największy test przed nami. Zupa. Obawiałam się, że będzie moczenie palców i mycie rąk w zupie. A tu niespodzianka. Testowy paluszek raz włożony i "Mama daj" Dziubek otwarty, że nie mogłam nadążyć. Zastanawiałam się, po co miseczka ma wgłębienie i uznałam je za niepotrzebne. Do tej zupy właśnie. Nabieranie dzięki temu wgłębieniu jest banalnie proste, a zafascynowane dziecko jadło jeszcze chętniej.

Czy to na pewno dobra zupa?

Wsadzę palec, mogę?

Pyszne :)

Ładuj, mamo, ładuj

Mniam....

Mogę sama?

Dobrze to robię?


Tak teraz wygląda każdy posiłek. Chętnie, do końca jedzony, ja w tym czasie jem swoje. I nawet pierwsze próby jedzenia samodzielnie zostały podjęte. Jestem zakochana w tej miseczce. Czemu nie pomyślałam o niej wcześniej?
Na razie nie korzystamy z przykrywki, ale na pewno będzie przydatna na wyjazdach. Nie ruszę się bez tej miski z domu.
Polecam każdej mamie tęskniącej za tym, by zjeść śniadanie bez przerw na wpychanie jedzenia dziecku do buzi. I każdej, która chce się przekonać, że dzieci umieją same.

Przypominam, że dla fanów 20% taniej :)

wtorek, 4 grudnia 2012

Jest Robótka

Przypominam o zacnej akcji :)
Pióra, długopisy, ołówki i kredki w dłoń, bo

                                               JEST ROBÓTKA!!!!!!!!!!!

poniedziałek, 3 grudnia 2012

Twórcza sobota

Ostatnio mam manię startowania w konkursach. I wystartowałam, przekonana, że 1 grudnia jest w niedzielę, w konkursie, w którym do wygrania były bezpłatne warsztaty zdobienie wypieków świątecznych. To jeszcze nic. Wygrałam ten konkurs. Ale to też jeszcze nic. Miejsce odbywania: Tarnowskie Góry, bagatela, 100 km ode mnie. Sobota. Plany przewrócone do góry nogami, ale... pojechaliśmy wszyscy. Ja poszłam się doszkalać, Osobisty z Córą mieli czas dla siebie.
Firma SweetDecor spisała się na medal. Ciacho, kawa, herbata, przepyszne grzanki no i same warsztaty. Mnóstwo mas cukrowych, posypek, perełek, sprayów, brokatów i pisaków do zdobienia. I to wszystko dla nas. Pierniki, obkładanie tortu na styl angielski, robienie róż, pod okiem mistrza. A na koniec paczuszka pełna cudów. Bawiłam się świetnie, dopieszczona pod każdym względem. Teraz z niecierpliwością czekam na zdjęcia i film, obiecany przez firmę.

p.s. Zdjęcia firma udostępni za około dwa tygodnie. Ps 2. Kinga Paruzel jest przesympatyczna, Łukasz Wylenżek też ;)