piątek, 30 maja 2008

"Kochanie, usuń ciążę"

            Obejrzałamniedawno popularny program. I włos mi się zjeżył na głowie. „Kochanie, usuńciążę, pojedziemy na wycieczkę, na wczasy…” Nie istotne, a może właśnie bardzo,że ta kobieta uległa.

Co to za zdanie? Najpierw„kochanie”, a potem „pozbądź się dziecka”, ich dziecka. W głowie się niemieści, że ktoś może to powiedzieć, a ktoś posłuchać. Jak mężczyzna tak mówi,to nie ma tu miejsca na miłość. Chyba jedynie na miłość własną. Jakby mi takpowiedział mężczyzna, to bez zastanowienia zostałby wyrzucony z domu i mojegożycia. Pominę już powody, które szanowny pan wymienił są nieistotne, bo głupie.Samo zdanie mnie poruszyło. Nieważne, czy ktoś jest katolikiem, czy poczęło siędziecko, czy zarodek, nieważne, co mówi czy nie mówi o tym rodzina i znajomi.To zdanie wyklucza wszystko, przekreśla całe życie we dwoje, zarówno przeszłejak i przyszłe. Jeśli ktoś tak lekko potrafi podejść do aborcji to co dalej?

Mężczyzna ma wspierać kobietę,kobieta mężczyznę, to w skrócie, bardzo wielkim, idea związku. W powyższejsytuacji wsparcia nie ma. Bo wręczenie pieniędzy na zabieg wsparciem nie jest.Nie wymagam szerokiej wiedzy psychologicznej, ale utrata dziecka to jedna znajgorszych, o ile nie najgorsza rzecz, jaka kobiecie się może przydarzyć.Jeśli dziecko jest oczekiwane to prawdziwy dramat. Piekło na ziemi, możnapowiedzieć. I z miłości mężczyzna to piekło funduje. Bo on chce zabrać kobietęna wycieczkę.

środa, 28 maja 2008

Ile seksu w przyjaźni?

            Spotykają się dwie kobiety. Przyjaciółki, obie deklarują, że są hetero. Buziaczek, całusek w policzek, obejmowanie, czyli powitanie. Naturalne, ogólnie przyjęte i widywane na co dzień wśród kobiet w różnym przedziale wiekowym. I właśnie to mnie zastanawia. Ile w takich znajomościach psiapsiółowych jest tendencji jeśli nie homoseksualnych to chociażby bi? Podczas takich spotkań podczas ploteczek jest masa kontaktu fizycznego, łapania za ręce, głaskanie po włosach, przytulanie. Z czego to wynika? Czy nie jest tak, że kobieta ma za mało czułości i bliskości i sobie to rekompensuje w ten sposób? Tylko co z kobietami, które są w związkach i są w nich szczęśliwe? Owszem, na pewno ma tu duży wpływ wychowanie, wiadomym jest przecież, że dziewczynka ma być urocza, ma polegać na kimś, może okazywać uczucia, jest to nawet wskazane. W związku z tym jest ogólne przyzwolenie społeczne na tego typu zachowania. Nie szokuje cmokanie w policzek, a czasem nawet w usta na powitanie, ewentualnie mały uśmiech pojawia się, gdy kobiety idą ze sobą trzymając się za ręce.

            Weźmy dla szerszego spojrzenia inne rodzaje przyjaźni i kontakt fizyczny w nich zawarty. Przyjaźń damsko męska. Z samej swej istoty może zawierać aspekt fizyczności, przyciągania również seksualnego, nikogo to nie dziwi. Jednakże dotyk sprowadza się do podania ręki, czasem całusa w policzek, krótkiego objęcia. Tyle. Może boją się, że jak przekroczą pewną granicę, pójdą ze sobą do łóżka. Nie jest to wykluczone. Ale istnieją przyjaźnie, w których nie iskrzy, łóżko w grę nie wchodzi w żadnym wypadku, a kontakty nie rozszerzają się o inne formy dotyku i fizyczności.

            Z przyjaźnią męską jest już zupełnie inaczej. Podanie ręki. Koniec, kropka.

            Jak to jest w takim razie? Ile pociągu fizycznego jest w przyjaźni dwóch kobiet? Może to tylko chęć posiadania kogoś bliskiego, przytulenie się, poczucia ciepła i bliskości czyjegoś ciała. Może. A może faktycznie jest coś w tym, że kobiety mają większą tendencję do zachowań bliskich seksu, choć zawoalowanych.

            Mnie nadal zastanawia pewna tendencja i to, że ilość kontaktu fizycznego rośnie liniowo:

mężczyzna-mężczyzna – podanie ręki, mężczyzna-kobieta –buziak w policzek, czasem krótkie przytulenie, kobieta-kobieta – buziaki, przytulanie, trzymanie za ręce, głaskanie po włosach i tak dalej i tak dalej…

wtorek, 27 maja 2008

Odjazd

Dwa cudownie spędzone dni, odniedzieli rana do dziś. Dużo śmiechu, radości, czułości i dotyku. Miłość, którastawała się chwilami namacalna.

5:55. Odjazd. Pojechał. Zeszłam zperonu, kupiłam bilet, wsiadłam do pociągu i… prawie się popłakałam. Tęsknotauderzyła mnie z ogromną siłą, zaatakowała, obezwładniła. Owszem, zdarzało się,że nie widzieliśmy się cztery dni, nawet dłużej, ale teraz jest inaczej, innajakość. Teraz wyjechał na drugi koniec Polski…

Z jednej strony się cieszę,pojechał na konferencję, docenili, pokaże się i tak dalej. A z drugiej czujętak ogromną pustkę i tęsknotę. Tak bardzo chciałabym być blisko niego, poczuć ciepłociała, zobaczyć blask w oczach spowodowany uśmiechem, usłyszećcharakterystyczne „Skarbek” jak coś wymyślę… I nie pomaga, że to tylko czterydni.

niedziela, 25 maja 2008

Podsumowanie postporządkowe

Porządki w życiu dokonane. Listy wyczyszczone, wspomnienia zmiecione do małej szufladki. I co? Nie boli, przeszło, minęło. Nie żałuję. Jest mi lżej i jakby spokojniej. Widocznie tak powinno być. Czasem trzeba przejść trudną drogę, podjąć jakąś decyzję odwlekaną od dawna, by zobaczyć to, co naprawdę ważne.

Wrócę we wtorek. Jak zostanie zrobione wszystko, co trzeba, bym nie marudziła  hehe 

piątek, 23 maja 2008

Porwanie

            Wczorajporwana zostałam. Wyprawa krótką miała być, ale… No przecież po własnychśladach się wracać nie będziemy, a ja wiem jak dojechać do domu naokoło. Takteoretycznie wiem. Po paru kilometrach spasowałam, nawigacja włączona, jedziemydalej. Tak… Polna droga, zawracamy, powtórki z rozrywki nie robimy, autko dowertepów nieprzystosowane. Droga inna się znalazła trzysta metrów dalej, główna!Nie znoszę nawigacji. Każe skręcić w lewo, my jednak wolimy w prawo,przeczucie. Mój osobisty Mężczyzna oświadcza, że się zgubiliśmy. Zaraz, ale tomnie porwano!! Dobra, jedziemy dalej, widzę znajomą miejscowość, nawigacjaprotestuje, ja każę skręcić. Ciemny las, ale ok, wiem gdzie jestem. Mniejwięcej. Z nakierowaniem na mniej mimo wszystko, ale cóż. Najwyżej ładne miejscena pochówek będzie. Czarny humor mnie dopadł, bak przypustawy, więc mnienatchnęło. Nawigacja znów każe jechać nie tam gdzie ja, w końcu pada jejbateria. No brawo, albo nas wyprowadzę, albo z porwania wyjdzie katastrofa…

            Do domudotarliśmy w wyśmienitym nastroju. Ja jednak lubię być porywana. diabełek 

środa, 21 maja 2008

DOŚĆ

            Mam dośćbycia odpowiedzialną, dość podejmowania wszystkich decyzji, od tych błahych popoważne. Nie podoba mi się to. Każda taka decyzja potem obarczona jestpretensjami, bo komuś coś nie pasuje, bo o jakimś szczególe nie pomyślałam. Mamdość bycia odpowiedzialną za życie innych i swoje własne, przy czym własnezawsze na końcu. Dość.

Mam dość obrażania się na mnie,bo nie zadowoliłam wszystkich. Nie mam na to ochoty. Nie jestem maszynką dospełniania życzeń, marzeń i wymagań. Jak tak ktokolwiek myślał, to wyprowadzamgo z błędu.

Mam absolutnie dość wymagania odemnie a od siebie  nie. Koniec. Teraz toja zacznę wymagać, ja będę stawiała warunki i wymagała ich spełnienia. Ciekawetylko czym to się skończy. Ludzie wokół będą musieli się nauczyć mnie słuchać,nie tylko słyszeć. Mam dość wmawiania mi co myślę, co czuję i co powiedziałammiędzy wierszami. Nikt nie siedzi w mojej głowie i takie wmawianie mi jestabsolutnie niemile widziane. Bo jak mówię „nie” to oznacza ono „nie”, a jak„zastanowię się”, to się zastanowię.

Skończyło się traktowanie mnieprzedmiotowo, wysługiwanie się, bo przecież ja mogę. Nie, nie mogę, mam tegodość. Cierpliwość się skończyła. Każdy ma swoje życie i ja nie zamierzam byćczyimś pośrednikiem czy drogą do celu.

Jeżeli ktoś tego nie zrozumie, tosię pożegnamy. Mnie to już nie boli. Chwasty się wyrywa.

sobota, 17 maja 2008

Historia jednej znajomości

            Czasem bywatak, że zakładamy sobie jedną rzecz, a wychodzi inna. Te znajomości miały byćtylko na chwilę, tylko internetowo, dla zabawy niejako. Bardziej dla poznanialudzkich emocji, motywacji… Żadnych spotkań, bliższych więzi. Parę wymienionychzdań, krótkie konwersacje, potem… zniknięcie. Nadszedł właśnie czas zniknięciai… Plany wzięły w łeb.

            Zostało zemną parę osób. Niewiele, owszem, ale przeszły przez gęste sito i masęuprzedzeń. Owszem, prawie wszyscy nadal wirtualni. Tylko raz złamałam zasadę i doszłodo spotkania. Czy żałuję? Absolutnie nie. Rzeczywistość okazała się taka, jakświat wirtualny. Sądzę, że zyskałam przyjaciela, zresztą, on też we mnie maprzyjaciółkę i zapaloną orędowniczkę. A wszystko przez przypadek, znów. Cooznacza? Że nie zawsze trzeba się zamykać na niektóre sprawy, że czasem wśródoceanu można odnaleźć diamencik. Owszem, mogę się sparzyć, kiedyś rozczarować,ale przecież na każdej znajomości można, niezależnie od źródeł poznania.

Dziękuję M. za bycie diamentem, amojemu Mężczyźnie za… On wie za co :)

wtorek, 13 maja 2008

Czekanie

            Koniecstudiów zbliża się wielkimi krokami. Skończyłam dziś pracę magisterską, leżyprzede mną wydrukowana, czeka na poprawki promotora. Wczoraj, gdy do napisaniazostał tylko wstęp i zakończenie, poczułam ogromną ulgę, bo skończyłam, bo niemam tego w myślach. To naturalne. Czy aby na pewno?

            Na studiaprzeznaczone jest pięć, czasem sześć lat. W tym czasie zdobywa się wiedzę a nakoniec tego okresu broni się pracę dyplomową. Oczywistym jest więc, że jakiśczas wcześniej się tą pracę zaczyna pisać. Rozkłada się pracę na jakiś okresczasu, by potem nie mieć wrażenia, że się nie zdąży. No tak. Tylko nie każdytak robi. Czasem pracę pisze się, owszem, ale tak, by jej nie pisać. Nie bardzoumiem zrozumieć ludzi, którzy udają, że piszą a faktycznie nie robią nic. Po cokłamać i oszukiwać siebie i innych, że się pracuje? Przecież wiadomo, że jaksię nie robi nic, to nic nie przybywa. Nijak też nie rozumiem tych, którzy wefekcie przekładają obronę, bo się nie wyrobili. Przepraszam, nie rozumiem.Każdy ma tyle samo czasu na napisanie pracy, szanse są równe, więc jak to jest,że niektórzy zdążą, a niektórzy nie potrafią? Dla mnie bronienie się rok pofaktycznym terminie jest dziwne. Przecież cały czas coś nad tą osobą wisi,jakaś świadomość, że coś jest nieskończone, że się ma coś do zrobienia, coś cojakby się siadło nie zajmuje ogromu czasu.

            Pewniezostanie mi zarzucone, że się czepiam, że jestem niesprawiedliwa. Dobrze,przyjmuję. Tylko dla mnie postawa na studiach, jest przekładalna na postawężyciową. Jak się olewa studia, pracę, która w efekcie świadczy o nas to olejesię kiedyś inną ważną sprawę. Kiedyś ktoś mi zarzucił, że studia to nie życie,że dziwne mam spojrzenie. Może. Ale jak inaczej patrzeć? Wyrwać ten okres zżycia, bo się nie liczy? Bo to czas zabawy i nie powinno się do niegoprzykładać żadnej wagi? Bo wtedy przejdą kłamstwa i oszustwa? Może, ja tak nieumiem. Bo studia, to też część życia i nie można go wyłączyć, postawy, któreczłowiek przyjmuje są jego postawami i nie można tego zmienić, ważą na dalszymżyciu, ważą na ocenach innych ludzi. I pokazują jaki człowiek ma stosunek doważnych spraw. Pozwólcie, że nie skomentuję kupowania pracy dyplomowej…

niedziela, 11 maja 2008

Błyskotka i inne

Będę się chwalić, więc jak ktośnie chce niech nie czyta.

 

Mam nową błyskotkę. Lśni sobie namoim paluszku i nie mogę się nią nacieszyć. Od samego patrzenia na nią sięuśmiecham.

 

W końcu mam klapkowca. Znaczytelefon z klapką dla mniej domyślnych. Jest nie tylko piękny i seksowny (jak toklapkowiec) ale też funkcjonalny. I to nie tylko moje zdanie ;)

 

Nowa marynareczka sprawdziła sięidealnie. Szkoda, że tragicznie się ją prasuje, ale czasem trzeba cierpieć,żeby…

To chyba tyle chwalenia się :)

środa, 7 maja 2008

Folia na głowie

            Byłam dziśu fryzjera. Jak zawsze wyszłam zadowolona (no dobrze, nie jak zawsze, razwyszłam załamana jak mi pani obcięła nie 5 cm, ale zostawiła tyle od głowy). Dziś jednakwyszłam zadowolona. Przy okazji coś zaobserwowałam. Do zakładu weszła babcia zwnuczką chcąc się zapisać na ścinanie włosów. Fryzjerka trochę zajęta była,potem nie mogła znaleźć pasującego klientce terminu . Małej wybitnie sięnudziło. Rozglądała się dookoła, marudziła, ciągnęła do drzwi, aż… Ujrzałamnie. Oczy jej się rozszerzyły do granic możliwości. Uśmiechnęłam się do niej iszok troszkę przeszedł. O co dziewczynce chodziło? Otóż miałam na głowie folięspożywczą, bo pasemka miałam robione. Generalnie wyglądałam jak kosmita,jeszcze tylko odbierania fal z innych planet brakowało, albo zbyt głuchajestem. Dziecku wyraźnie się to nie spodobało, a na pewno uznała to za dziwne.I pomyśleć, że za parę lat zrobi pewnie to samo, z własnej nieprzymuszonejwoli…

poniedziałek, 5 maja 2008

Przekwitające kwiaty

            Cały światpokryły niezapominajki, niedługo zakwitną konwalie, gdzieniegdzie możnazobaczyć jeszcze fiołki. Z trawy śmieją się stokrotki. Jest cudownie,wiosennie, ożywczo. To moje ukochane kwiaty. Małe, niby niepozorne, ale mającew sobie tyle uroku, że nie umiem ich nie kochać. Do czego zmierzam. Ano dotego, że przeświadczenie, że każda kobieta kocha róże, najlepiej czerwone, zmetrową łodygą w moim przypadku się nie sprawdza ani na jotę. Owszem, róże sąpiękne, mają swój urok, ale ja kocham właśnie te małe kwiatki, najlepiej wśródtrawy.

Niestety, a może stety, w tymmomencie jestem w takim etapie mojego życia, że fiołki przekwitły i muszę się ztym uporać. Taka jest kolej rzeczy, trzeba pozwolić im odejść. Za to pojawiająsię konwalie, wychylają łebki, zaczynają kwitnąć. Zdobywają moje uznanie, swymurokiem, siłą, tajemniczością, może niebezpieczeństwem, wszak bywają trujące.Poznaję je, badam, a one zakorzeniają się w ogrodzie mego życia. Trudnopowiedzieć, czy jakiś fiołek zostanie, czy niezapominajka nie zapomni, i czykonwalia otruje, ale ryzyko zawsze istnieje. Podejmuję je i przyjmuję co niesiekolejny dzień. Bo czasem mała stokrotka w trawie daje więcej radości niż koszpełen orchidei, które zwiędną jak się nad nimi nie skacze.