czwartek, 27 maja 2021

O przemocy dzieci

 Z okazji egzaminu ósmoklasisty moje dzieci od przedwczoraj mają wolne. I pierwszy dzień przesiedzieliśmy w domu. Pogoda była fatalna, więc akurat czas na puzzle, gry i telewizor, jak znalazł. Wczoraj za to pojechaliśmy do mojej mamy z życzeniami, ja do kosmetyczki na masaż kobido, dzieciaki w tym czasie szalały u mamy, potem tańce i lody, dużo lodów. Dziś za to postanowiliśmy spędzić dzień w naszej miejscowości, wzięliśmy hulajnogi i znów na lody. Po lodach był obiad, a kto zabroni nam zaczynać od deseru, a potem poszliśmy na plac zabaw, bo był w sumie naprzeciwko.

I tu się zaczyna opowieść właściwa, tamtą w sumie mogliście pominąć, bo bardziej ku mojej pamięci.

Na placu trójka dzieci w wieku różnorodnym. Nagle mały chłopiec rzuca się na dziewczynkę, ciut starszą i ... gryzie ją w plecy. Mała w krzyk, mały się śmieje, matka nie reaguje, babcia podbiega i mówi, uwaga! Że on nie chciał! Powtarza to dwa razy i nawet pyta małego, czy chciał, a on radośnie, że nie. Dopiero matka stwierdziła, że owszem, chciał.

A mnie ręce opadły. Nie chcieć to można kogoś potrącić podczas biegu, niechcący można zerwać łańcuszek (akurat u nas na czasie), a nie ugryźć tak, że krew się leje! Cieszę się, że ta matka zareagowała, bo musiałabym się wtrącić i zostałabym tą niewychowaną. Ale nie ma we mnie przyzwolenia na przemoc. tak, to jest przemoc, dziecka wobec dziecka. I nie ma we mnie na to pozwolenia, bo jak można nie chcieć gryźć, tylko tak samo wychodzi, to tak samo można nie chcieć kopnąć, uderzyć, a w końcu może i zabić. Nie, nie przesadzam, przemoc, na którą się nie reaguje nie znika sama, ona ewoluuje i uczy się, że jest bezkarna.

Moje dzieci gryzły. Córa raz dziabnęła Osobistego tak, że krew leciała mocno i długo się goiło. Jednak najdłużej gryźli jeden dzień. I nie, nie klepałam ich po pupie, jak babcia na placu zabaw - ze śmiechem, bardziej dla zabawy, niż w jakimkolwiek innym celu. Są sposoby na gryzące dzieci. I nie jest to śmiech i mówienie, że nie chciał. Chciał i to zrobił. A po takiej reakcji będzie robił częściej.

Wkurza mnie tłumaczenie dzieci przez dorosłych. Owszem, to małe i często nieświadome. Ale nie wolno z nieświadomości robić nieświadomość konsekwencji i ich brak. Bo potem takie matki będę przed prokuratorem płakać, że to takie dobre dziecko było. I on/ona na pewno nie chciało, tylko się pogubiło. Tak, gdzieś tam, w dzieciństwie, kiedy było tak tłumaczone i usprawiedliwiane.

wtorek, 25 maja 2021

Jak to z tym szczepieniem było

 Nie wiem, jak to się stało, ale oboje z Osobistym wypełniliśmy formularz dla chętnych na szczepienie, a tylko ja dostałam skierowanie przed terminem na mój rocznik. Ale nie powstrzymało nas to, posiedzieliśmy w jego terminie do północy i się zapisał na ten sam dzień i w to samo miejsce. Wybraliśmy Astrę, bo Pfizer był daleko od nas. No dobra, po Astrę też musieliśmy jechać, ale nie aż tak daleko. Po przeczytaniu kilku artykułów, po rozmowach z kilkoma lekarzami lub osobami zbliżonymi uznaliśmy, że w zasadzie każda jest na tyle niesprawdzona, że nie wiemy, co będzie za parę lat, a boimy się tu i teraz.

Przyjął nas fantastyczny lekarz, wypytał o wszystko, zapytał, czy mamy wątpliwości, więc zapytałam, czy dostanę trzecią rękę, czy też będę świecić i zaoszczędzę na rachunkach. Niestety, stwierdził, że nie mieli takich przypadków, ale zawsze mogę być pierwsza. Westchnęłam, że w takim razie na bujną czuprynę i szczupłą sylwetkę też nie mam co liczyć i poczłapałam do pielęgniarek.

I tu w zasadzie byłoby po wszystkim, ale panie nam termin następny na 1 sierpnia wyznaczyły, a my jakby wtedy jesteśmy w Świnoujściu, więc jakby nie bardzo. Ale panie nie mogą, trzeba na infolinię, ale do tego jeszcze wrócę.

Po szczepieniu pojechaliśmy na zakupy i odebrać pamiątki komunii. W domu też było ok, gdzieś tak do 21, kiedy zaczęło się dziać. Najpierw zaczęła mnie boleć głowa, potem zrobiło mi się zimno. Bez gorączki, z ciepłym ciałem i z dreszczami takimi, że zęby mi prawie wyleciały. Osobisty się ze mnie śmiał, że sobie wmówiłam i mam objawy somatyczne. Przestał się śmiać o 6 rano, kiedy jego zaczęło trzepać z zimna. Na szczęście mnie do rana na tyle przeszło, że odwiozłam dzieci do szkoły, położyłam się i zdrzemnęłam na dwie godzinki w wstałam może na lekkim kacu, ale już bez objawów,. Osobistego trzymało dłużej, ale mniej intensywnie.

A teraz wracając do terminów. Od razu po szczepieniu zadzwoniłam na infolinię, gdzie dowiedziałam się, że oni nie mają dostępu do drugich terminów i mam kontaktować się z punktem szczepień. We wtorek trylion telefonów nie pozwoliło mi się skontaktować, w środę miałam siłę dopiero popołudniu i nawet się dodzwoniłam. Po to, by się dowiedzieć, że nie ten numer i mam dzwonić do punktu koordynującego. Udało się dopiero w czwartek, ale za to od strzała i od razu panie zmieniły nam obojgu termin na 20 czerwca, 8 rano. Tak, to niedziela. A że szczepimy się niedaleko Ojcowa, planujemy sobie zrobić od razu miłą niedzielę. Zamawiam pogodę.

A wszystko to działo się w tygodniu poprzedzającym komunię Córy, więc było poprzetykane przygotowaniami.

Trochę nas szczepionka sponiewierała, ale zawsze mogło być gorzej. Zresztą, zakładam, że jak daję sobie wszczepić coś, z czym mój organizm ma walczyć, to on walczyć będzie i nie skończy się na niczym. Dlatego też nie panikowałam, wzięłam Ibuprom, jak radził lekarz i dałam radę.