czwartek, 24 października 2019

Jeszcze o weselu i rozwiązanie zagadki

Widzę, że trudne, zdecydowanie polepszyło mi to samopoczucie. Świadek wiedział jeszcze, że coś w środku chlupie i że można to kłaść w którąkolwiek stronę (pytał, bo włożył do auta i się potem wystraszył). Jest też metalowe, nie ma szkła, ani plazmy. Osobisty to wymyślił, gdy kazałam mu się zastanowić, co jest potrzebne młodym małżonkom na romantyczny wieczór (- Po 9 latach małżeństwa? Romantycznie? Zwariowałaś? - Zamknij się i myśl!)
Teraz myślcie, a ja uzupełnię jeszcze jedną rzecz.
Córa uparła się, że pójdzie do wujka w białej sukience. Wiem, że starym babom nie wypada, ale dziecko to dziecko, mimo to zapytałam Młodej, czy nie będzie jej przeszkadzać. A że Młoda normalna jest to powiedziała tylko, że jasne, że nie, że inne dzieci też chcą na biało, a w ogóle ona ma kremową, więc po krzyku. No i Córa poszła w tej białej kiecy. Ona i jedna z dorosłych pań na weselu. Jak zobaczyłam, to mi się słabo zrobiło. Asymetryczna, z dłuższym tyłem, w pionowe pasy przezroczysto białe. Piękna nie była, młoda nie była, ale ciągle mi wzrok do niej uciekał. A ja się dzieckiem martwiłam...

A teraz rozwiązanie zagadki prezentu. To był biokominek. Cały zestaw, z olejkami aromatycznymi, paliwem, kamieniami ozdobnymi. Dlatego taki ciężki i chlupał ;)

poniedziałek, 21 października 2019

Cudowni ludzie, cudowny ślub

Naprawdę cieszyłam się na ten ślub. Wiedziałam od półtora roku i nie mogłam się doczekać. I wcale nie chodzi mi o chęć potańczenia i pobawienia się. Po prostu Młody jest moim najlepszym przyjacielem i życzę mu jak najlepiej, a to najlepiej to właśnie Młoda. Trafił świetnie i nie mogłam doczekać się chwili, kiedy będzie tak na zawsze, przyklepane i kiedy zobaczę ich szczęśliwe miny.
Całe to podekscytowanie nie przeszkadzało, a może nawet pomagało w myśleniu, że jak ja tam pojadę, taka sierotka Marysia i w ogóle przyniosę im wstyd. Nic to, że sukienka budziła zachwyt, nawet mój i nawet bez makijażu i tak dalej. Umówiłam się do fryzjera i kosmetyczki i mamy dzieci baletowych mnie nie poznały. Prawie gotowa pojechałam do domu, wskoczyłam w sukienkę, rajstopy i sandałki (ten, kto wymyślił rajstopy z odkrytymi palcami powinien dostać Nobla), pomogłam się ubrać dzieciom i jedziemy. Gdzieś w połowie drogi zerknęłam w lusterko, by zobaczyć, że nie założyłam kolczyków. Córa chce mi oddać swoje, ja uznaję, że może być bez, Osobisty zawraca na rondzie i podjeżdża pod sklep. Wiecie, takie wszystko, apteki, lody, jakieś sklepy ze wszystkim. Zaparkować nie ma gdzie, więc wysiadam pod drzwiami, on jedzie, ja idę. W sklepie powitało mnie chóralne "ale pani piękna" i bajka od razu wskoczyła na poziom Kopciuszka. Samopoczucie mega, uśmiech na twarzy i kolczyki w ręce.
Potem już bez przeszkód, piękna ceremonia, choć kazanie jak dla mnie zamotane, albo się zawiesiłam. tona ryżu, zdjęcie z jesienią w tle i zabawa. Bawiliśmy się fenomenalnie. Tak dobrze, że nie mamy ani jednego zdjęcia. No dobra, ja zrobiłam jedno dzieciom i Osobisty każdemu z nich po jednym, jak przyszli z pomalowanymi buziami. Bo dla dzieci do 23 był animator i jestem przekonana, że to tylko dzięki temu bawiliśmy się tak świetnie. Dzieci szalały na piętrze, bawiły się chustą do Klanzy, robiły watę cukrową, kartkę dla Młodych, puszczali bańki (to na polu), ogólnie świetnie się bawili i nawet nas nie zauważali, jak tam zaglądaliśmy. Do tego świetni goście, ale nie mogło być inaczej, bo świetni ludzie przyciągają fajnych znajomych. My raptem znaliśmy dwie osoby, ale w niczym to nie przeszkadzało, choć mnie chochlik podpowiadał, że będzie źle, bo nikogo nie znamy itd. Skończyliśmy się bawić o 2 w nocy, kiedy dzieci już padały na nosy. Mogliśmy je położyć w części hotelowej, był pokój na takie przypadki, ale to by oznaczało, że za dwie godziny trzeba ich zerwać, wybudzić i przyjechać do domu z w miarę wyspanymi dziećmi. Pojechaliśmy do domu.
A teraz zagadka. Pudło z prezentem miało wymiar około 90 na 40 na 15 cm. Było ciężkie. Osobisty w trakcie składania życzeń powiedział, że sam osobiście dołożył kilka kamieni, żeby było ciężej poznać co to. On sam wymyślił ten prezent. Co to jest.
Powiem Wam, że Pan Młody zgadł. Nadal nie wiem, jak, ale chyba za dobrze się znamy. Bo świadek miał więcej danych i nie wpadł na rozwiązanie. Kto podejmie wyzwanie?

piątek, 11 października 2019

Nie idźcie na wybory!

Po co Wam to? Przecież jeden głos niczego nie zmieni. Lepiej siedzieć w ciepłym domu, nie zajmować się programami wyborczymi, nie czytać, nie interesować się. Nie trzeba się przejmować, bo przecież i tak nic się nie zmieni. Wygodniej potem powiedzieć, że to bliżej nieokreśleni "oni" tak wybrali i jest źle i sobie po polsku ponarzekać. Jeden głos niczego nie zmieni, co potem widać po fakcie, jak okazuje się, że tak pomyślało sporo ludzi i nagle się okazuje, że ten jeden głos był decydujący. Że mogło się coś zmienić, cokolwiek, ale przecież łatwiej siedzieć w domu. Wiem, czasem nie ma na kogoś głosować. To może warto choć zagłosować przeciwko komuś? Żeby mieć szansę zmiany.
Nie idźcie na wybory. Posłuchajcie lidera partii, której elektorat może faktycznie nie pójść i ich jedyną szansą na wygraną jest to, że ci, co nie wierzą w zmianę, też nie pójdą. Nie idźcie więc. Oddajcie im znów władzę walkowerem. A potem narzekajcie na "nich", co tak wybrali. Bo przecież łatwiej jest zrzucić na kogoś odpowiedzialność, niż ją wziąć na siebie.

wtorek, 8 października 2019

...


Nika odeszła wczoraj, operacja nie przyniosła poprawy.
Figaro nadal nie ma. Już nie wierzę, choć wyglądam. Myślę, że spotkały się za Tęczowym Mostem.

sobota, 5 października 2019

Seria?

Pies ma się dobrze, co znaczy dokładnie nic, bo jeszcze nie może jeść.
Za to nasza kocica wyszła z domu przedwczoraj wieczorem i nadal jej nie ma. Ani na drodze, ani w rowie, ani w domu. Chodzę, wołam, wyglądam i staram się nie wylewać morza łez...

piątek, 4 października 2019

To był fatalny dzień. Nie chcę więcej takich dni*

U rodziców mieszka suczka, niby moja, na moje nazwisko, ale ona jest bardziej mamy. W tamtym roku zachorowała na wątrobę, specjalistyczna karma, badania, kroplówki. Polepszyło się, było bardzo dobrze. Aż do poniedziałku, kiedy znowu zaczęła chorować. Leki nie działały, pies nie jadł, wymiotował, nie chciał nawet wstać.
Wczoraj jechaliśmy do weterynarza sądząc, że to już koniec, że jedziemy ją uśpić. Źle się jedzie tonąc we łzach. Pani weterynarz uznała, że ją otworzy i dopiero wtedy podejmie decyzję, bo tak na oczy ona nie umie uśpić zwierzaka. Źle się wraca bez psa, czekając na 15, kiedy się dowiemy, co dalej. W domyśle, że trzeba przyjechać po martwe zwierzę. Była 11. Wróciłam do domu, odebrałam dzieci, starałam się nie płakać. O 15 wiadomość, że jeszcze kroją. Ruszyłam do mamy. W drodze zadzwoniła, że psa udało się uratować. Okazało się, że miała martwe jelito, wycięli i jak wszystko podejmie pracę, to będzie dobrze, a jak nie to pani ją z czystym sumieniem uśpi. Ulżyło, choć na chwilę.
Wracając do domu zobaczyłam kątem oka wybiegającego kota. Po hamulcach, uderzenie, lekkie. Zatrzymałam się, patrzę w lusterko, wsteczny i... nie ma kota. Ułamek sekundy potem zobaczyłam go, jak znów wbiega na ulicę, prawie pod koła następnego auta. Musiał się ode mnie odbić, ale nic mu się nie stało. Przy czym utracił na wczorajszym zdarzeniu z dwa życia, jak nic.
Wczorajszy dzień sponsorowała literka Z, jak zmartwychwstałe zwierzę.
To był fatalny dzień. Nie chcę więcej takich dni. Tak śpiewa Bajor, a w wersji kobiecej wykonuje to Hanna Banaszak.

czwartek, 3 października 2019

Obita

Tak właśnie się czuję. W niedzielę poszłam na spacer, zgodnie z radą rehabilitanta, tylko jakoś się nie dogadaliśmy, a on uznał, że nie będę szaleć. Spacer w gumiakach po lesie zdecydowanie nie należał do jego form terapii, poczułam to wieczorem, skończyłam na prochach, a w poniedziałek mu wyłam na stole. Zaproponował igły, ale się nie zgodziłam. To znowu mnie pouciskał, zostawiając na biodrze pokaźnego sińca (luz, w środę wyszłam z dwoma sznitami na plecach). Wczoraj weszłam do gabinetu radosna, jak skowronek, bo ból puścił na tyle, że prawie nic nie czułam. I zapytałam, jak działają te igły i dlaczego mam w nie wierzyć. Odparł, że może mi wyjaśnić po łebkach, bo inaczej mu czasu nie starczy, a po prostu możemy spróbować. Dałam się. Miały być dwie igły, skończyło się na dwóch, ale w dłoni, na ramieniu było więcej. I naprawdę podchodziłam sceptycznie, nie wierzyłam. Ale puściło, nie od razu, nie całkiem, ale czuję ogromną ulgę. Nie jest to typowa akupresura, to coś innego, ale kurczę, działa. Potem mnie jeszcze potraktował młotkiem. Moja wyobraźnia oczywiście widziała młotek taki prawdziwy, a to tylko taka maszyna. W związku z tym czuję się obita i już go nawet pytałam, co zrobimy w piątek, jak mam obolały tyłek i jeszcze pokłute ramię, ale zaśmiał się, że coś wymyśli.
Ale wiecie, co jest najgorsze? Na wesele musiałam kupić buty na płaskim obcasie. To znaczy powiedział, że mogę w wysokim nie tylko na początku, dam radę, ale potem będzie gorzej i będziemy musieli zacząć od początku. To ja wolę cierpieć mentalnie na płaskim, niż fizycznie potem.

wtorek, 1 października 2019

Flerken

Fani Marvela wiedzą. Oto Flerken, zwana Flercią, Flerką, czasem Felcią lub Diabłem.



Stosunki z Figaro są... Skomplikowane. Coraz mniej na siebie syczą, ale raczej się unikają, przy czym to starsza boi się małej. Jak się nie polepszy to kupimy feromony.