sobota, 27 lutego 2010

"Słowa moc sprawczą mają, a to, co napisane, istnieć zaczyna"

          Z dużą dozą zawstydzenia i pewną dozą nieśmiałości chciałam powiedzieć, że w linkach pojawiła się nowa kategoria. Wyjście z szuflady. Kryje się pod nią mój drugi blog. Literacki. Może i to twórczość niewysokich lotów, ale trudno. Pisanie to moja pasja i zostałam namówiona, żeby się tym podzielić...
          Tak więc, jeśli chcecie, zapraszam do krainy, gdzie "słowa moc sprawczą mają, a to, co napisane, istnieć zaczyna"

środa, 24 lutego 2010

Niki niszczyciel

            Moja psicajuż nie jest taka mała jak na początku. Jest też dużo bardziej włochata. Wsumie to składa się głównie z włosów. I ze złośliwości. Dziś żywota dokonałakolejna zabawka. Kółko plastikowe, które i tak sporo przetrwało, choć po drodzekilka razy zmieniało kształt. Dziś je zeżarła do końca. Dokładnie tak, zeżarła.Bo Nika jak jest zła to na złość nam zżera swoje zabawki. Maskotki patroszy wminutę, czasem dłużej. Rekord to 2 minuty. Miała w swoim 10-miesięcznym życiutrzy i ani jednej więcej nie dostanie. Zbankrutowałabym. Gumowemu jeżowiodgryzła głowę. Piłkę do tenisa załatwiła wczoraj, bo mama jej nie puściła napole tuż po tym, jak z niego wróciła całkiem mokra. Bo moja psica jak leci napole to kopie tunele w śniegu. Lub po błocie lata. A że kudełki ma długie topotem ma kulki śniegu powbijane w brzuch i pod brodą, a z reszty zwyczajniekapie. Podłoga oczywiście do mycia się tylko nadaje. Ale lubię te moje 8 kilopsa. Ten jej puszysty ogonek i puszyste uszy (o ile da je sobie uczesać, boczesanie uszu to zbrodnia niesłychana).

            Mam nowekubeczki. Dwa. Przy czym znów jeden ulubiony. Chyba muszę zainwestować w nowąszafkę, bo mi się nie mieszczą.

            Zostałamwykorzystana*. Przez dwóch facetów na raz.I jeszcze się na to zgodziłam… Nie wypłacicie się chłopaki…

 

* Pisemnie, w sensie, że cośmiałam napisać. Zboczeńcy

poniedziałek, 22 lutego 2010

Zgwałcone?

            W ZielonejGórze panika i strach przed gwałcicielami. Sama nie wiem, co bym zrobiła namiejscu tamtych kobiet, bo to niewyobrażalne. Ale wiem na pewno, że niebawiłabym się z policją w kotka i myszkę. Nie zrobiłabym czegoś takiego, jakdwie kobiety stamtąd. Nie rozumiem, jak można zgłosić gwałt, jak nic się niestało. Nie rozumiem, jak można opisać, że oprawca wszedł do domu i zgwałcił naoczach dziecka. Nie tyle nawet nie rozumiem, ale wręcz potępiam. Po co? Dlachwili sławy i dlatego, że pokażą w telewizji? Obrzydliwe, niemoralne i podłe wcałej rozciągłości. Bo te, które zostały zgwałcone przeżywają piekło, te, którenie, boją się wyjść na ulicę, a ktoś urządza sobie z tego szopkę dla sławy. Ito kto? Druga kobieta. Kobieta, która powinna rozumieć ogrom tragedii ofiar.Obrzydzenie mnie bierze i złość ogromna, wściekłość na bezmyślność. I nie będężałować, jak zwyrodnialec je też dopadnie. Bo wszak się o to proszą. I nikt imwtedy już nie uwierzy. Bo wcześniej nagadały głupot dla bycia w centrum uwagi.A idąc dalej… Nikt nie uwierzy naprawdę skrzywdzonej kobiecie, policjapotraktuje ją jak oszustkę, jak tą co chciała… A potem się wszyscy dziwią, żekobiety gwałtów nie zgłaszają. Te naprawdę zgwałcone. Bo „uprzejme koleżanki”psują wszystko. Niszczą zaufanie policji do kobiet. Bo jak uwierzyć po takimzgłoszeniu?

            Panom radzętrzymać się od rzeczonych pań z daleka. Jeszcze się im nie spodoba i pójdzieciesiedzieć. A paniom radzę skakać z okna, jak chcą zwrócić na siebie uwagę, a nierobić sobie jaja z rzeczywistej tragedii.

Poronione pomysły kobiet mnieprzerażają. Kobiety mnie przerażają. Nikt tak nie potrafi krzywdzić, jak one. Ito najczęściej krzywdzą drugą kobietę, tą, którą powinny rozumieć  jak nikt.

niedziela, 21 lutego 2010

Wciąż na zwolnieniu, oraz o przyjaciołach i kubku słów kilka

            Dziś kończymi się zwolnienie. Jutro powinnam iść do pracy. Ale pani doktor ogólnej opiekilekarskiej kazała się u siebie pokazać. Poszłam więc w piątek, bo wponiedziałek jest popołudniu, a ja do pracy na rano. Przywitała mnie pytaniem,czy wszystko ok i czy aby na pewno mam czapkę, szalik i czy może przyjechałamautem. Grzecznie zeznałam, że tak, autem, szalik mam, prócz golfu oczywiście,ale zamiast czapki kaptur. Usatysfakcjonowana się poczuła i pyta co i jak.Przyznałam, że smaki powoli wracają, ze już mi tylko parę razy dzienniedrętwieje szczęka i twarz i że ogólnie to całkiem dobrze w porównaniu z tym, cobyło. Napisała sobie, co mi powiedział laryngolog, co neurolog, jakie leki miprzepisali, zapytała czy jeszcze je mam i zapytała, do kiedy mam zwolnienie. Nawieść o tym, że do niedzieli, kazała przyjść w poniedziałek po kolejne.Nieśmiało wydukałam, że ja może do pracy, że może do niedzieli to mi całkiem przejdzie…Potwierdziła, że do niedzieli przejdzie… Tyle, że do następnej. Czeka mniekolejny tydzień w domu.

Ale chociaż wczoraj M zabrał mniena wirtualne zakupy z sobą ;). No i Gabi wtuptała. A dziś przyjeżdża mójOsobisty Mężczyzna. Rozpieszczają mnie ci moi przyjaciele. Dzięki, że jesteście:)

Poszukuję nowego kubeczka, bowczoraj mój się cudownie rozmnożył na kilka części. Lubiłam go strasznie, choćnie bardzo chciał się domywać z herbaty. Ale za to mam prześliczne podstawkipod kubki. Piękny prezent :)

piątek, 19 lutego 2010

Dziewictwo po raz wtóry

            Powtarzaćsię będę, ale skoro nawet dziewictwo można odtworzyć, to co dopiero słowa.Chińczycy to zdolny naród i zmyślny, więc mnie jakoś nie dziwi, że to oniwymyślili zestaw do samodzielnego odtworzenia błony dziewiczej. Za jedyne 150zł coś nadmucha się w ciele kobiety i w ciągu pięciu minut, myk i dziewicagotowa. Zdanie na temat kto dziewicą jest, a kto nie wyraziłam i nie zmieniłamza grosz. Nadal uważam, że to raczej stan psychiczny niż tego, co delikwentkamiędzy nogami ma, bo prócz nienaruszonej błony to między tymi nogami, i nietylko nogami, mogła mieć wszystko. Ale zaczyna łapać sens tego wszystkiego.Wiem, troszkę wolno łapię, ale cóż, w moim wieku już tak bywa. Dziewczynysprzedają swoje dziewictwo za niemałe pieniądze. Tylko, że to interes mocnojednorazowy. A tak, kupuje się zestaw „Zrób sobie dziewicę sam”, wkłada tu itam, od klienta inkasuje się dużo więcej niż cena zestawu i interes się kręci.Biznes życia.

            Że też janie wpadłam na branie kasy za dziewictwo. Poszkodowana się czuję, no… Bo cóż miw dzisiejszym świecie po czułościach i przytulankach. No oszukałam się sama,no… A tak poważnie i bez ironii. Wszystko jest na sprzedaż? Wszystko. Tylkogdzie się uchowają jelenie, co uwierzą w odnawiany towar. Wtórna dziewica tojak kurczak myty w sklepie. Tyle samo wart. No ale ludzie w sumie wierzą, że toświeże, więc może…

czwartek, 18 lutego 2010

Sadystką jestem

W Japonii zagadka do rozwiązania na rozmowach o pracę. Kliknij na okrągły niebieski przycisk, aby włączyć zagadkę.

Opis gry:
* Tratwa zabiera najwyżej 2 osoby.
* Matka nie może przebywać z synami bez ojca.
* Ojciec nie może przebywać z córkami bez matki.
* Złodziej nie może przebywać z członkami rodziny bez policjanta.
* Tylko ojciec, matka i policjant potrafi sterować tratwą.
* Musisz przewieźć wszystkich na drugą stronę


http://freeweb.siol.net/danej/riverIQGame.swf

środa, 17 lutego 2010

Kalendarz

            Jakwybieram dla siebie kalendarz na nowy rok kieruję się jego wielkością, boprzecież w torebce musi się zmieścić coś poza nim, oraz miejscem w środku. Niemusi być go dużo. Na najważniejsze wiadomości. Zaznaczam w nim imieniny iurodziny ważnych osób. Tak, robię to w papierowym kalendarzu, nie w komórce izazwyczaj nie muszę do niego zaglądać, by wiedzieć. Natomiast spełnia innąfunkcję. Trafiają do niego wszelkie bilety wstępu, bilety do kina i inne tegotypu papiery. W wyniku tego kalendarz robi się coraz grubszy. Ale jest teżpamiątką. Sposobem na zatrzymanie chwil. I dzięki tej manii nadal mam bilet dokina, z dnia, kiedy poznałam Skarba. Nie wpięty w kalendarz, przetrwał. Terazjest w szufladzie. Czasem patrzę sobie na niego i widzę tamten dzień. Zeszczegółami. Czuję jesienne słońce na twarzy, kurz pod butami… Lubię te mojewspomnienia budzone kartkami z kalendarza…

poniedziałek, 15 lutego 2010

Czy można umrzeć z nudów?

            Nadaljestem na L4 i nie wiem czy mi lepiej. Smak jakby czasem wracał, ale rosółwczoraj smakował jak woda, a ketchup był słodki. Już normalnie mówię, nieciągnie mnie też od oka i ust, nie drżą mi mięśnie twarzy. Nie boli mnie teżkoło ucha. Ale nadal potrafi mnie spiąć w zawiasach szczęki, nadal czujędrętwienie, jakby znieczulenie… No ale do niedzieli daleko…

            Ogólnie tonajbardziej wkurza mnie to, że jestem zdrowa, a uziemiona. Nie mogę wyściubićnosa poza dom. Nawet po domu powinnam chodzić w szaliku, z ciepłymi okładami.Ale tak poza tym to ze mną wszystko w porządku, więc się nudzę. Zrobiłam jużobiad, pranie. Makieta dla brata też zrobiona. Dziś skróciłam trzy pary spodni,znaczy zaznaczyłam i ucięłam. Ułożyłam troje puzzli. Zaaranżowałam mieszkanie wprogramie komputerowym. Posprzątałam nawet. No, jutro muszę poprawić, bonaśmieciliśmy dziś styropianem robiąc meble do makiety. Ale to nadal tak mało…Nudzi mi się… Może ja faktycznie uszyję sobie sukienkę? A może lepiej nie. Znówprzeszyję sobie palec, jak przy ostatniej mojej wizycie przy maszynie. Idostanę kolejne L4…

niedziela, 14 lutego 2010

Zacofanie monogamistyczna

            Corazwięcej osób żyje w wolnym związku. I przestaje on oznaczać tzw życie na kociąłapę, czyli szczęśliwe życie pod jednym dachem bez ślubu. Nazywają taknatomiast związek, w którym ma się stałego partnera, a obok tego pozwolenie naspotykanie się z kim się chce. No naprawdę niedzisiejsza jestem, bo nierozumiem. O jakim związku mówimy? Co łączy takich ludzi? Chyba tylko kasa, boprzecież nie miłość. Jak się kocha to się nie łazi po innych łóżkach. Jakzależy to nikomu nie wpadnie do głowy, żeby zaproponować spotykanie się z kimśinnym. Bo jak można się dzielić, kimś, kto jest partnerem. Szczoteczki dozębów, gąbki i partnera się nie pożycza. Nigdy. Bo zawsze wyjdzie z tego jakiśsyf.

            Jestemstrasznie egoistycznie, zacofanie monogamistyczna. Wbrew przesłaniomhistorycznym i uwarunkowaniom biologicznym. Ale brzydzi mnie zwyczajniemożliwość, że po wspólnej nocy on pójdzie do kogoś innego i że ja jeszcze na topozwolę. Brzydzi mnie oficjalne przyzwalanie na kochanki. Odrzuca mnie takibrak szacunku do samej siebie. Chcę mieć wyłączność. Wyłącznośćprzypieczętowaną fizyczną bliskością, zaufaniem. Tym, że tylko dla siebie inikogo pomiędzy nie ma. Lubię tą moją monogamię z połączonymi dłońmi,oznaczającymi związek, a nie stado…

sobota, 13 lutego 2010

Makieta

            Przyjechałdo mnie dziś brat z pudłami. Z łóżka mnie zerwał, ale to nic… A pudła mu byłypo to, że chciał prosić, żebym zrobiła bratankowi makietę mieszkania. Ściany,drzwi, okna, meble, wszystko słowem. Zgodziłam się. Szczególnie, że wczorajsiedziałam na komputerze i robiłam aranżację kuchni. Ale mam problem. Problemnie problem, zagwozdkę. Mam ogromną, ale to ogromną ochotę zrobić tą makietę nawzór naszego domu. Zrobić „nasz” parter. Ze wszystkim co tam ma być, co sobiewymyśliliśmy. Ale boję się, że mi się zrobi smutno, bo od takiej papierowejmakiety do efektu finalnego, w którym możemy My zamieszkać minie sporo czasu.Tylko to tak strasznie kusi…

czwartek, 11 lutego 2010

Walentynkom ciągłe nie

            Nieobchodzę walentynek, nie lubię ich zwyczajnie. Bo co to za radość, jak w jedendzień jest fajnie, bo kolacja koniecznie z różą, bo na nic oryginalnego sięnikt nie porwie. Parę pięknych słów, szeptanych w przyćmionym świetle knajp,które nastawione są na kolosalne zyski w ten dzień. I tylko dlatego sączerwone, przytulne zakątki, serduszkowa zastawa i cały ten szum. Bo to jestkasa, ogromna kasa robiona na naiwnych, którzy w jeden dzień pokazują całemuświatu, jak kochają. A dla mnie… Dla mnie ważniejsze jest to, że On czekał zemną parę godzin w poczekalni do lekarza, że tulił i rozśmieszał, kiedy pogłowie chodziły czarne myśli. Że pojechał ze mną na pogrzeb i podstawił autopod bramę, bym nie zmarzła. Kiedy łzy zamarzały na mrozie wziął mnie za rękę.Dla mnie miłość to codzienny sms z życzeniem dobrego dnia. Wolę paczkę tabletekna gardło niż najpiękniejsze kwiaty, które zwiędną. Wolę serduszko narysowanena kartce i zostawione mu za wycieraczką samochodu. I kolację przygotowanąrazem, bądź jedno dla drugiego. Z sercem, nie z restauracji, gdzie wszystkosmakuje tak samo. Nic nie smakuje tak dobrze, jak razem robione zwykłeherbatniki. Bo to są małe gesty, które można zrobić co dzień. A nie tylko 14lutego. Bo wypada. Stawiam na miłość co dzień, nie w jeden dzień.

środa, 10 lutego 2010

Żyję i żyć będę

            Mamzapalenie nerwu V twarzy i to jest pewne. Zwolnienie z tego tytułu sięga 21lutego z możliwością przedłużenia… Słowem się dorobiłam. W tym roku mogę siępożegnać z nartami raczej, bo nie wolno mi tego przeziębić…

wtorek, 9 lutego 2010

Leczenie cd

Nie wiadomo co mi jest. Mam skierowanie do neurologa. Z dopiskiem pilne. Jutro mam się zgłosić poza kolejką. Dawka nowych leków jak dla konia. A mnie nadal drętwieje twarz...

poniedziałek, 8 lutego 2010

Nerwowo jednak

            Jednaknabawiłam się zapalenia nerwu twarzowego VII. Mam leki zachowawcze iskierowanie do laryngologa na gwałt. I wiecie co? Zupa ogórkowa, która jestsłodka, smakuje obrzydliwie. Porażenie nerwu zmieniło mi smaki… Błeee…

niedziela, 7 lutego 2010

Znieczulona

            Pół twarzymi zemdlało… To znaczy mam takie uczucie jakbym miała lewą dolną szczękęznieczuloną. Źle mi się mówi, źle szeroko otwiera paszczę. I czasem jeszcze takciągnie od ust do gardła. Że co? Że porażenie nerwu twarzowego? Mam nadzieję,że nie. Po zaprzeczenie lecę jutro do lekarza. Przy okazji wezmę skierowanie naASO. Dawno nie robiłam. A nóż widelec spadło. Tak do 300 choć poproszę…

środa, 3 lutego 2010

Pożegnanie

   Dziś jeden podopieczny jadąc już do domu przyszedł się pożegnać. "Niech panią Bóg prowadzi. Niech pani nie zginie." usłyszałam i się przeraziłam. Nigdy tak nie mówił. Dawno tak ostrożnie nie jechałam.