piątek, 30 stycznia 2009

Marzenie

            Jest takiejedno marzenie. Marzenie, któremu podporządkowane jest większość działań imyśli. Własny kąt, który jak na razie jest tylko w głowie. Na szczęście nietylko naszej. Powstał w głowach projektantów, którzy go narysowali i uczyniliprawie namacalnym.

            Nie chodzio wydźwięk materialny. Z Nim mogę mieszkać wszędzie. I nawet te ściany będępuste i nieprzyjazne, jak nie wypełnimy ich miłością i ciepłem. I właśnie dlatego domu, jako budynku i jako miejsca, gdzie się wraca, by zapatrzeć się wkominek czy ogród w ramionach ukochanej osoby jestem w stanie wiele znieść. Bomarzenia potrzebują czasu, uczuć i poświęceń. I dlatego wiele rozumiem, nawiele rzeczy oczy przymykam. W nadziei, że nigdy nie stanie się celem, doktórego dąży się po trupach, że będzie tylko środkiem do szczęścia, razem.

          Nasze Marzenie - mam nadzieję, że nie bardzo odległe. Mam nadzieję, że nas nie zniszczy...

środa, 28 stycznia 2009

Ocenianie

            Ciekawe, żeludzie znając fragment dośpiewują sobie całość. Wiedzą nagle wszystko i mogąferować wyrokami, opiniami i radzić najlepiej na świecie. Wystarczy, żeprzeczytają, czy wysłuchają kawałek historii i doskonale orientują się cobędzie dalej.

            Bo rozwodnikto zawsze oprawca i skurwysyn, a kobieta flirtująca to dziwka. Bo jak ktośmówi, że chce dziecko to kura domowa, a jak nie chce ślubu to bezbożnik. Bo jakktoś siedział to za gwałt i morderstwo i nie warto z nim mówić. Zero chęcipoznania czegoś głębiej, powodów, przyczyn i motywacji. Bo przecież ocenaprzychodzi najłatwiej, wystarczy do niej stereotyp, nie trzeba wysilać się imyśleć, analizować, nie trzeba mieć wyrobionej empatii i umiejętności słyszeniai słuchania drugiej osoby. Bo jedno zdanie to sekundy, cała opowieść to jużdłużej, za długo dla wielu. Łatwiej ocenić, zaszufladkować i de factoskrzywdzić.

            Ocena, takaprosta. Zamyka się szufladka i człowiek skreślony. Brawo. Co w zamian? Masaludzi, którzy przestają myśleć, bo liczy się otoczka. A potem dla lansuwmawiają, że tylko wnętrze. To skąd ocena powierzchowna? Na pierwszy rzut okanie widać wnętrza, widać tylko maskę. Maskę łatwo ocenić. Tylko czy ktośjeszcze umie wyrażać opinie, a nie oceny?

wtorek, 27 stycznia 2009

Mikołaj się postarał

            Pamiętacie jak pisałam list do Mikołaja? Niewiele musiałam czekać. W czwartek przed Bożym Narodzeniem miałam rozmowę o pracę. Odpowiedź miałam dostać przed Wigilią, dostałam następnego dnia. Dziś już mogę to powiedzieć. Od 2 lutego przenoszę się na WTZ. Będę instruktorem terapii zajęciowej. W ramach tej samej Fundacji. Tylko inna komórka. Szefa głównego nie zmieniam, tylko kierownika. Etat ten wiąże się z porannymi godzinami pracy tylko w tygodniu, wolnymi świętami i całym sierpniem. Więcej nie muszę mieć. Choć jest więcej. Praca jest w miejscu zamieszkania mojego Mężczyzny. Spełnienie marzeń.

            Czemu nie pisałam wcześniej? Nie chciałam zapeszać, jakby coś się nie udało. To jest też ogromny plus minionego roku, więc niejako dopiero dziś kończę podsumowanie.

poniedziałek, 26 stycznia 2009

Urlop... Ta...

            Urlop dziśzaczęłam. Ta.. I spędzę go w łóżku zapewne. Nie, nie z facetem. Z chorobą.Dopadło mnie w końcu. Prawie nie mówię. Jak przestanę mówić na jakiś czas topotem faktycznie nie mogę wydobyć głosu. Gardło mnie boli. Nie pamiętam, kiedyostatnio doświadczyłam tego cudu. Chyba jak mi migdałki wycinali. Gorączka. Tato się popisuje. Rano miałam 37.2, jak dla mnie masakrycznie dużo. Kto mnie znaten wie. Teraz spadła. Do 35.8. Zaraz pewnie wzrośnie i tak będzie skakać. Namoje czucie się wpływa to fatalnie. Niestety pewna sprawa, o której kiedyindziej, każe mi załatwić masę spraw teraz, więc dziś i jutro zalec nie mogę. Itak już ograniczyłam wyjścia do minimum niezbędnego. Pojutrze by się zdało byćzdrowym z innego jeszcze powodu. Ale nie o tym. Jako że i tak dziś wychodzęchciałam się zarejestrować do lekarza. Zapytałam pani na którą najwcześniejmoże mnie zapisać, na co ona mi mówi, że jest ktoś o 13.45. Poprosiłam więc ozapisanie na kolejny numerek. A pani mi na to, że hihihihi, nie ma, hihihi,numerków… Pominę co mi wpadło do głowy. Ciepłam słuchawką.

            Urlopujesię więc z chorobą. Tylko kto mi da potem urlop pochorobowy?

niedziela, 25 stycznia 2009

Moja praca i podejście innych

            Wczorajluźno na studiach gadałyśmy o pracy. Co która robi. I opowiadam dziewczynom ofundacji. No i usłyszałam, że marnuję sobie życie, że jak można tyle godzinpracować (ok. 40 tygodniowo dodam). Że jestem za młoda, by pracować z takimiludźmi. Z takimi to znaczy z jakimi pytam? Są niepełnosprawni, chorzy. Toznaczy, że źli? Tak to odebrałam. A kto ma z nimi pracować? Ludzie po 60,którzy nie mają nic innego do roboty bo zakończyli pracę zawodową. Ok. To terazniech ten ktoś sobie wyobrazi, że taki 60 latek pomaga się wykąpać czy podnosiosobę chorą, która nie chodzi. Ja jakoś nie umiem. Bo tam trzeba siły, radościi uśmiechu. Bo to nie umieralnia, jakby ktoś chciał myśleć. Usłyszałam też, żepowinnam się bawić, mieć dzieci, realizować się, nie po to się uczyłam, żebytak ciężko pracować. A nikomu nie wpadło do głowy, że ja lubię tą moją pracę,że pracuję w zawodzie, że jestem pedagogiem i tym ludziom pomagam. I sięwłaśnie tam realizuję. Ale łatwo jest tak mówić komuś, kto spędza 28 godzin naświetlicy i generalnie nie robi nic. Tylko czy to pedagog?

piątek, 23 stycznia 2009

Wybacz mi, czytelniku, bo zgrzeszyłam

            Zgrzeszyłam.Próżnością i głupotą. Choć nie, próżnością nie, bo od razu mówiłam, żeprzegram. Ale głupotą na pewno. Głupia byłam startując w konkursie. Czemu? Bonie piszę jaka to jestem biedna i nieszczęśliwa, jak to świat jest przeciw mniei jak mi ciężko. A wierzcie, że bywa. Ale wtedy jakoś ostatnią rzeczą na jakąmam ochotę jest pranie tego na forum publicznym. Jeden jedyny post napisałam omojej wadzie i dość. Nie umiem się rozpisywać, że dziś znów miałam atak i jakto mi źle i chyba się pochlastam bo Bóg nie istnieje. Nie potrafię pisać jak tosię cieszę z każdego uśmiechu mojego skarba i jak fajnie mieć bloczuś zmilionem komci wygranych w debilnych konkursach. Nie kupiłam do tego milionastarterów, by nabić sobie głosów.

            Co chcępowiedzieć? Że dla mnie ten konkurs to jeden wielki pic na wodę, że nie wartostartować, bo i tak wygra jakiś mały bohater z rakiem, co leci na litości. Niepisać o tym? A proszę bardzo, piszcie sobie, nie bronię, mówię tylko jakkretyński jest konkurs na bloga w którym wiadomo od początku kto wygra. Zkobietą na Rozstaju się też zgodzę, szanse równe miał uciśniony gej, który codzień walczy o równouprawnienie w noszeniu różowego płaszcza.

            Przesadzam?Pewnie, że tak, bo wkurzona jestem. Dziękuję osobom, które głosowały, bodzieciaki się na pewno ucieszą. Dziękuję też tym, którzy nie głosowali, bowygrać w takim towarzystwie, albo choć znaleźć się blisko to dla mnie porażka.Zaraz szanowny Onet psy na mnie powiesza, ale nic to. Mam to w głębokimpoważaniu, jak ten konkurs.

            Czytelniku,zgrzeszyłam, pokutę odprawiłam, bijąc się w piersi każdego dnia konkursu.Poprawę też obiecuję. Nigdy więcej.

poniedziałek, 19 stycznia 2009

Chyba nie jestem kobietą

            Poważnie.Nie wykazuję zachowań kobiecych w kilku sferach. Flirtuję z facetami dlasportu, nie dla ich kasy. Jakby mi dali jakiś prezent uciekłabym gdzie pieprzrośnie. Rozkochanie w sobie faceta uważam za porażkę. Bo czemu on ma cierpieć?Gra to gra i koniec. Ma swoje granice, a zakochanie je przekracza. Jest miwtedy głupio, bo nic nie obiecywałam, a on się zauroczył a ja nie mogę mu daćtego, czego by chciał. Ogólnie nie przepadam za drogimi prezentami. Wolę cośmałego, a szczerego. No dobra, mam cechę kobiecą, prezent bez okazji jest miły.

            Dalej.Płacenie za mnie. Brr… Nie lubię, no zwyczajnie nie lubię, głupio mi i ogólniestrasznie. Póki mam pieniążki wolałabym płacić za siebie sama. Nie będę sięoczywiście wykłócać za zapłacenie za kino co jakiś czas, ale nie non stop.

            Nie jestemzła jak mój osobisty Mężczyzna obejrzy się za jakąś kobietą. No nie jestem ijuż. Dwa razy byłam zazdrosna, choć jedno trudno nazwać zazdrością, zirytowanabyłam zachowaniem pewnej przedstawicielki płci mojej. A drugi… Pominęmilczeniem, co? Mogę? Super :)

            Nie chcęfutra. Chyba, że to futro miałoby cztery łapy i kotem się pospolicie zwało.

Oglądam tylko jedną telenowelę inie mam zwyczaju plotkować, że Ania zdradziła Franka, a Franek tak naprawdęjest synem Bonifacego, tylko Klara mu o tym nie powie, żeby… Jak już przyfilmach. Kocham zarówno Wywiad z Wampirem, Zieloną Milę jak i Leona Zawodowca.Miłości do Matrixa mi starczyło do ostatniej bitwy, kiedy to zwyczajnie namaratonie zasnęłam. A może to nie miłość do Matrixa była? Ostatnio zakochanomnie w SG. Mówiłam już, że chcę obejrzeć?

To takie rzeczy, które ja widzę.Pewne osoby wskazałyby pewnie więcej, ale reszta jest dla mnie oczywista. Jesti już. I wcale nie jestem ciekawa co to czyni ze mnie kobietę nienorma… tywną.Nic a nic.

sobota, 17 stycznia 2009

Urobiona po nos

            Wczoraj dopracy pojechałam busem o godzinę wcześniej, żeby się nie spóźnić te pięć minut.Z koleżanką z dyżuru byłyśmy na miejscu o 13.40. To była moja piątapopołudniówka z rzędu, jej czwarta. Zapytałam czy pije herbatę, alestwierdziła, że napijemy się po obiedzie, a teraz ona zacznie robotę. No to jateż wzięłam się za sprzątanie, ona za kąpiele, wykorzystując do tego pomocnaszego pana. Potem już było koszmarnie. We trójkę uwijaliśmy się jakmróweczki. Został jeden chłopak do kąpania, proszę pana o pomoc, a on do mnie,że on już nie może, bo już 17 i on wychodzi. Jedynie „Chryste, jak późno, kiedyto zleciało” przeszło mi przez myśl. Zostałyśmy we dwie. O 19.15 usiadłyśmypisać raporty. Uwierzcie, nie wiedziałyśmy co się działo, nie umiałyśmy pisać. Jaswój pisałam na pięć podejść i nie wiem czy napisałam wszystko. Jak wstałyśmyzrobić sobie jakieś jedzenie i tą poobiednią herbatę, to obu się nam w głowiezakręciło.

            Niepamiętam takiego dyżuru. Nogi mi wrosły z powrotem w miejsce wyrośnięcia, głowapęka do dziś, dołączając do tego oko. Wyspałam się, choć byłam tak zmęczona, żeusnąć nie mogłam. Nie odpoczęłam, cała spięta jestem, ale do tego mam kilkainnych powodów. Może będzie lepiej. Dziś czekają mnie tylko generalne porządkiu mnie…

piątek, 16 stycznia 2009

Głosowanie czas zacząć czyli komórki w dłoń

      Jeżeli podoba się Wam mój blog, głosujcie wysyłając smsa o treści A00312 na numer 7144. Dla niezorientowanych: A jak Alicja zero zero trzy jeden dwa - bez spacji! Koszt to 1.22 z Vat. Dochód zostanie przeznaczony na dofinansowanie turnusów rehabilitacyjnych dla dzieci z porażeniem mózgowym. Więc jak nie dla mnie to dla nich ślijcie.
      Nie chodzi o wygraną, choć laptopem bym nie pogardziła. Bo szczerze mówiąc na wycieczkę pewnie i tak czasu nie znajdę, a co ma się zmarnować. Startuję bo chcę. Przegrana, pewna jak amen w pacierzu nie skłoni mnie do zaprzestania pisania, więc wrogów proszę o spokój i nie otwieranie szampana z radości, mocno przedwczesna. Chcę zobaczyć ile mam ludzi, którzy chcą mnie czytać. Bo czasem dla jednej warto...

poniedziałek, 12 stycznia 2009

Romans z żonatym

            Obrączka toznak nietykalności. Przynajmniej dla mnie. Nie oznacza to, że mężczyzna, któryją nosi przestaje mi się podobać. Nie oznacza to, że nie mogę z nim flirtować,bez zobowiązań, ot tak, dla podtrzymania umiejętności. Możecie też nazwać tozabawą. Miłą dla obu stron, nikogo nie raniącą.

            Znam smakmiłych słówek, zniewalających, wywołujących uśmiech i takie miłe uczucie naserduszku. Są miłe, może nawet wciągające. Któż bowiem nie lubi komplementówjeszcze okraszonych odpowiednim doborem słów i form. Nie każdy musi na to iść.Nie każdy flirt musi się kończyć romansem. Ale może. Bo faceci potrafiąnaprawdę ładnie pisać, czarować. I niejedną zbałamucić. Niekoniecznieświadomie, bo gra czasem wymyka się spod kontroli. Ale jeżeli tej kontrolibraknie obu stronom to romans gotowy. I... Rozumiem. Bo piękne słowa wciągają,hipnotyzują. I nie zawsze pamięta się o obrączce i tej osobie, którą taobrączka symbolizuje. Rozumiem kobiety, które uległy, choć nie pochwalam, bowchodzeniem w rodzinę się brzydzę, ale rozumiem. Po kobiecemu. Zwyczajnie. Boznam smak takich słów.

            Ale słowasię kończą, zaczyna się zwyczajna rzeczywistość kochanki. Pachnienie i czekaniana ochłapy uwagi, bo nie oszukujmy się, ale o uczuciu nie ma mowy. O pożądaniu,fascynacji tak, ale nie o uczuciu. I żąda kobieta rozstania z żoną, odejścia odrodziny, bo miłość na godziny ją nie satysfakcjonuje. A i on już nie nazywa jejksiężniczką. Po co jej to? Po co wchodzić w rodzinę? Po drugiej stronie teżjest kobieta, która kocha, czeka i tęskni. Ileż żon nienawidzi kobiet, zktórymi mężowie je zdradzają… Wchodząc w związek z żonatym facetem staje sięwłaśnie tą znienawidzoną panienką. Wiele kobiet deklaruje, że zdrady niewybacza. A to, że on wraca do żony to nie zdrada kochanki? A żony z kochankąnie zdradza? Inny rodzaj? Nie, ten sam, zdrada pozostaje zdradą. To tylkotłumaczenie samej siebie. Zagłuszanie wyrzutów sumienia. Za sypianie z kimś,kto komuś przysięgał wierność. A można było pozostać na słowach, którezostawiają miłe wspomnienia, a nie na związku, który zostawi, i oby tylko,niesmak i żal.

sobota, 10 stycznia 2009

Pipipi...

Telefon mi się powiesił, wyłączyłam i... Nie włączył się. Albo inaczej, nie do końca. Pojawiło się ładne powitanie (sama napisałam to ładne) i nic poza tym, biały erkanik. Nic się nie dało zrobić, reanimacja nie przyniosła efektu, nawet jeść z ładowareczki nie chciał. Pewnie mu tak samo niedobrze jak mnie rano było, kiedy to śniadanie chciało z powrotem na światło. Zdenerwowałam się, nie, nie na śniadanie, na telefon. Mój wycackany fonik miałby się zepsuć?? Moja klapeczka miałaby przestać zdobić moje seksowne ucho? Pogłaskałam. Też nie pomogło, całkiem odmówił posłuszeństwa. Że niby od dotyku padł? Wiecie co... Zdrajcy... Jak się wkurzyłam tak go zwyzywałam ostatnio bogatym zasobem słownictwa podwórkowo łacinnego. Leżał sobie bezbronny przede mną a ja na niego najeżdżałam. I wiecie co? Włączył się... I powiedzcie mi teraz, że nie mam siły przekonywania. Nawet urządzenie samymi słowami stawiam do pionu.

środa, 7 stycznia 2009

In vitro w cieniu Bożego Narodzenia wśród sierotek

            Głośno sięznów w mediach o in vitro zrobiło, zirytowali mnie więc do tego stopnia, że poprostu muszę, muszę, bo nie zdzierżę… Kościół czepia się, no czepia i nie użyjęinnego słowa, że to nie po bożemu, że katolik nigdy, że zabijanie i zbrodniawielka. Że są dzieci w domach dziecka i biedne sierotki można adoptować izrobić przy okazji dobry uczynek. Ano są dzieci w domu dziecka. Nawet powiemwięcej, są tam z nawoływania kościoła o „idźcie i rozmnażajcie się”. Zapomnielitylko dodać, że wychowanie kosztuje i potem dzieciak lądował w domu dziecka, bow domu kasy nie było. Pominę już inne patologie. Ale jak ma być inaczej wpaństwie, gdzie jedyną słuszną drogą planowania rodziny jest ruletkawatykańska, tfu, wróć, kalendarzyk małżeński. Metoda w dzisiejszych czasachskuteczna jak stosunek przerywany. Tak, wiem, spora część ludzi w niego nadalwierzy, ich wybór. Wracając do biednych sierotek. Warto zaznaczyć, że są tosierotki społeczne, które często mają nie wyprostowaną sytuację opiekuńczo –prawną, które są agresywne, nieufne i trudne w wychowaniu. Nie każdy sobie znimi poradzi. I one potem wracają, jeszcze bardziej skrzywdzone, jeszczebardziej nieufne, naznaczone na całe życie piętnem świadomości, że nikt ich niechce. A ktoś tak bardzo chce mieć dziecko, ma takie pokłady miłości, które chcekomuś dać. Czemu nie może wybrać swojej drogi? Czemu nie może wybrać in vitrowłaśnie. Bo kościół mówi nie i przytacza przykład Chrystusa narodzonegonaturalnie? Zgoda, naturalnie, ale zapłodnienie w końcu było niepokalane, czynie? Nie zgodzę się z internautami, że to było in vitro, nie naciągajmy faktów.Ale nie było też typowe i przez stosunek. Więc czemu komuś odbierać tą drogę,drogę dyktowaną przez wolną wolę człowieka, dar od Boga wszak. Jak przy darachjesteśmy, kolejny argument, że Bóg mógł nie chcieć obdarzyć dzieckiem danejpary. Zapewne też nie chciał, by Hitler wymordował tylu ludzi, by dziecicierpiały na nieuleczalne choroby, by odchodziły w cierpieniach. Kolejnyargument, tak mi się przypomniał nagle. Że to będzie metoda na zabijanie kaleki osób niepełnosprawnych. A co robiono w dawnych czasach? Wynoszono słabe ichore dzieci daleko od wioski, by umarły. Jeszcze dziś zamyka się je wpiwnicach, nie pokazuje ludziom. Bardzo humanitarnie, bardzo po chrześcijańsku.

            Ode mnietyle, bo się tylko denerwuję. A nas i tak oceni historia. Za zwykłą ludzkąmiłość, za zrozumienie dla czyichś pragnień. Za zniszczenie komuś życia, zajego zabranie i możliwość dawania…

poniedziałek, 5 stycznia 2009

Wracając z nart

Obydwa wypady na narty obdarzyłynas piękną pogodą. Bardzo dobra widoczność, choć powrót oczywiście już pociemku, jak to zima. Mgły nie zauważyłam. Widzieli ją za to chyba innikierowcy, którzy jechali na przeciwmgielnych. Nie jeden czy dwóch. Bywały momenty,że na pięć samochodów trzy jechały na tych właśnie światłach. Statystyka możenie wielka, ale mimo to porażająca. Ja już pominę, że łamią prawo, ich kasa,ich punkty. Jak im nie żal to proszę bardzo. Ale oni utrudniają jazdę innymkierowcom, oślepiając ich. To samo tyczy się tych jeżdżących na długich czyhalogenach.

Mam sporą szansę trafić, jeżelipowiem, że wyżej wymienionym kierowcom zdarza się kląć na tych, co jeżdżą jakoni. Bo oni nie widzą, bo ich oślepiają. Na przeciwmgielnych wcale nie widaćlepiej. Sprawdzone. Więc po co? Żeby auto wyglądało lepiej i laseczki leciały?Na dwupasmówce na pewno polecą. Prosto pod koła, oślepione światłami kretyna,jeżeli założymy u nich podobną inteligencję powodującą spacerowanie po tejżetrasie.

Czy siadając za kółko traci sięzdrowy rozsądek i inteligencję? No i najważniejsze… Gdzie jest policja…

niedziela, 4 stycznia 2009

Wbita w ziemię i przejechana

            Pojechaliśmyna narty. We trójeczkę. Ja z założeniem, że bardzo się nie zbłaźnię, bo M niemiał nart na nogach. Złudzenia prysły na górze, zaraz za wyciągiem. Że nie miałna nogach, to wierzę, ale że nie jeździł to nijak nie uwierzę. Nie wiecie jakto możliwe? Ja też nie, ale możliwe. Ja grzecznie zaczynałam od pługa, boinaczej to się bałam. On nie, on zaczął od jeżdżenia na równoległych nartachczym mnie zdruzgotał. Owszem, oddaję sprawiedliwość, potknięcia były, bliższespotkania z ziemią mające na celu sprawdzenie nawierzchni też, ale ogólnie tobajka, jak na pierwszy raz to niesamowicie. Potem było jeszcze gorzej. Skrętyopanowane prawie natychmiast, wbił mnie w tym w ziemię i przydeptał, znaczyprzejechał żeby się trzymać terminologii. Ale wybaczyłam. Nie, nie tylkodlatego, że słabość posiadam do niego niemiłosierną. Po prostu nauczył mnieskręcać nie pługując przy tym. Czyli dokonał sztuki, która mojemu Skarbowi sięnie udała. Choć i tak podobno jeżdżę powoli…

            W drodzepowrotnej straszyli nas korkami na zakopiance. Marudzenie M, że dybiemy na jegożycie, a na pewno na całość nóg/rąk/ciała i zamieni się to na leżenie nawyciągu szpitalnym zamieniło się na narzekanie, że on do domu dojedzie rano. Tujeszcze go rozumiem. Ale tak jak się nie połamał tak zakopianka miła była iodstaliśmy tylko w Skomielnej o której to dziś cały dzień trąbią, że korki naświatłach. Tylko na czekoladę nie zdążyliśmy, ale to mały minus.

            Dzieńspędzony na salwach śmiechu, ze mnie też (bo zapomniałam Królika i immarudziłam za uszami), na marznięciu przy minus dwunastu na wyciągu i totalnymodjeździe na stoku i potem. Szkoda tylko, że reszta odbiła od Białki ipojechała gdzie indziej, bo by się dziaaaało. Ale nic straconego. Drżyjcieludzie na stokach.

czwartek, 1 stycznia 2009

Krótkie podsumowanie

            Dziwny tobył rok. Przyniósł wszystko co mógł, okrasił pięknymi chwilami i zmoczył łzamiwiele dni. Nie chcę pisać plusami i minusami. Będzie pomieszane, jak ten rok tozmieszał i stworzył przez to najpiękniejszy dar – życie.

            Straciłamkilku znajomych, chyba już nieodwołalnie, ale mało zauważalnie. Zyskałam za tokogoś nowego. Bardzo zauważalnie i prawie, że rewolucyjnie. Ze strat jeszczemuszę ująć uśpionego Psa i Kota, który też odszedł do kociego nieba. Pierwszyzwierzak miał 18 lat, drugi tylko rok. Boli do tej pory. Po drugim zostałomaleństwo, które teraz cieszy mojego Skarba.

            Obroniłampracę magisterską i po wielu perypetiach znalazłam pracę, która mniesatysfakcjonuje. Podjęłam nowe studia, rozwijam się.

            Zaliczyłamparę wzlotów i upadków w związku, wyszliśmy z nich zwycięsko.

            Ze zdrowiemzaczęłam rok troszkę na bakier, ale pod koniec wyszłam na plus.

            Zdezerterowałamz robienia prawa jazdy, do tej pory nie wiem czy żałuję, czy nie, bo jakbymwydała kasę na kurs, to nie poszłabym na studia podyplomowe.

Nauczyłam się jeździć na nartach,jako tako, ale zawsze.

Posłałam dwie prace na konkursyliterackie, tak zwyczajnie, żeby sprawdzić.

Zepsuły mi się dwie klawiatury(tak, ta nowa też już odmówiła posłuszeństwa.)

Sprzedaliśmy dom. Dom, w którymprzyszło mi dorastać, czuję się jakby oderwana od korzeni, bo to już nie nasze…

Zmieniła się jeszcze jedna rzecz.Ważna. Wie o tym jedna jedyna osoba i tak na razie pozostanie. Choć to chybanajwiększy plus tego roku, który tak czy inaczej na plus wychodzi. Wniosek?Jestem szczęśliwa.