czwartek, 28 listopada 2013

Wartość kasy

Wydaliśmy dziś 120 złotych i po wyładowaniu zakupów w domu zastanawialiśmy się na co, bo prawie nic nie kupiliśmy... Masakra. Coraz mniej można kupić za tą samą kwotę i nie tylko o mięsie mówię. My to jeszcze nie mamy źle, ale co mają powiedzieć emeryci czy renciści, którzy do małej kasy dostaną minimalne podwyżki?

wtorek, 26 listopada 2013

23

Ostatni miesiąc przed drugim rokiem życia. Miesiąc, który przyniósł nowe słowa. Piszę słownik Córowy, coraz trudniej mi go jednak aktualizować, bo codziennie pojawia się kilka, a nawet kilkanaście nowych słów, czasem przekręconych, czasem całkiem poprawnych.
Poza tym:
- nie ma już drzemki w dzień, to rozwiązało problem pijanego zająca w kapuście buszującego do 23. O 20 mamy śpiące dziecko i nawet film nam się udało obejrzeć;
- potrafi narysować kółko;
- pokazuje prawą i lewą nogę i rękę;
- skończyła się era nocnika, wraz z nakładką na toaletę przyszła pora na załatwianie się w łazience;
- pomaga w pracach domowych takich jak: robienie makaronu, klusek, ciast i wszelkich mącznych rzeczy. Do tego stopnia, że czasem jest od tego odciągana, ostatnio babcia straciła cierpliwość po zrobieniu klusek po raz trzeci ;)
- poza tym wszystkie śmieci nosi do kosza, ubrania do właścicieli przy segregacji prania;
- ku naszemu przerażeniu sama wchodzi i wychodzi z wanny. Oczywiście samej jej nie puszczamy, bo się może pośliznąć, ale przedwczoraj Osobistemu trzy razy wlazła z powrotem, już z ręcznika, a mnie kolejny raz;
- robi coraz bardziej wymyślne budowle z klocków, zaczyna też zabierać się za puzzle, ale muszę jej pomagać, gdzie co włożyć;
- zaczyna układać klocki w poziomie;
- bawi się w chowanego, zazwyczaj włazi pod stół, albo za swój domek i... czeka. Nie wychodzi, nie woła tu, po prostu czeka, aż ją ktoś znajdzie;

Zębów nadal 16, choć ambitnie szuka piątek, waży 13,4 kilograma i ma 89,5 cm

niedziela, 24 listopada 2013

Psycholog też szmata

Uwaga, będę kalać rodzinne, choć dalsze, gniazdo. Pluć i potępiać.
Dzisiaj miałam nieszczęście widzieć dwa razy reklamę polisy na życie dla osób starszych. Że złotówka dziennie, bez badań, akceptacja wniosków. Super. A potem jest informacja, ile to kosztuje pogrzeb, a ile daje ZUS. Pominę, że wyciągnęli te ceny chyba z trumną za 5 tysięcy, wielkim pomnikiem i orkiestrą. Chodzi mi o przesłanie po. Żeby nie zostawić bliskich z tym problemem. Super działa na starszych ludzi, którzy w cenach pogrzebu się nie orientują, no bo jak i po co w sumie. A tu ktoś im mówi, co będzie, jak umrą. Że będą ciężarem, wprowadzą bliskich w długi i ogólnie narobią kłopotu po śmierci. Trzeba się ubezpieczyć. Jak nic. I tak sobie pomyślałam, że jakiś psycholog się nieźle zeszmacił, żeby zrobić taką reklamę. Pewnie psycholog biznesu. Cóż, psycholog też może być szmatą. Szmatą działającą na emocje innych i je wykorzystujący.
Żenujące, a zapewne skuteczne. A o to przecież chodzi w reklamie, by sprzedać.

piątek, 22 listopada 2013

Dziwne świętowanie

Wczoraj z okazji rocznicy świętowaliśmy. Głównie tym, że byliśmy razem, bo...
Zasłony były już bardzo zakurzone, Osobisty zdjął, zdjął też firankę, więc przy okazji umył okno. Założył nowe zasłony i firankę, zrobił Córze półki na książeczki, w efekcie czego czekało nas ogromne sprzątanie. Tak, kurzył w domu.
Na dokładkę popołudniu miałam wizytę u lekarza, więc też świętowanie raczej nie na miejscu. Za to dostałam pięknego hiacynta. A w drodze powrotnej wciągnęliśmy chipsy. Wróciliśmy późno, Córa szalała, bo dostała puzzle z Myszką Miki i nie chciała iść spać. W efekcie poszła spać z pudełkiem, ale już tak późno było, że tylko siusiu, paciorek i spać.
Przy czym my nigdy jakoś szczególnie nie świętujemy, pilnujemy, żeby było razem, a to się udało w 100%, więc jesteśmy zadowoleni.

Z wizyty:
Dzidziuś waży plus minus 3240 gram i absolutnie się jeszcze nie wybiera na ten świat. Pan doktor obstawia, że święta uda nam się spędzić w domu już w jednopaku. (Przypominam, że termin mam na 7 grudnia.) Przy czym pewności nie ma, bo może się zdarzyć, że to będzie już, teraz, natychmiast.

czwartek, 21 listopada 2013

21.11.2003

Znamy się 10 lat. Ale czy można tak naprawdę powiedzieć o znaniu, kiedy człowiek wie, że drugi człowiek istnieje, ale nawet o tym istnieniu nie pamięta? Czy można mówić o znaniu, kiedy sporadyczne spotkania ograniczają się do cześć i kilku uwag ogólnych? A co z wrażeniem, że znamy się od zawsze, kiedy znajomość zaczęła się naprawdę?
Poznaliśmy się 10 lat temu. Znamy się i poznajemy od prawie 7. Jednak gdyby nie to poznanie, a potem przerwa, prawdopodobnie nigdy nie bylibyśmy razem. Bo losem ludzkim często rządzi przypadek.
A tak naprawdę... Znamy się od zawsze, tylko nie zawsze wiedzieliśmy, że my to my...

poniedziałek, 18 listopada 2013

Skrajnie fatalny dzień

Pojechaliśmy na badania. Spokojnie się odbyły, a potem hematolog. Nie ma go. Inny mi nie wystawi zaświadczenia, że mogę rodzić naturalnie, bo mnie nie zna. I ja to rozumiem, jak ma się podpisać pod czymś, za co musi wziąć odpowiedzialność, jakby co. Pan doktor "mój" będzie jutro. Od 9. Oczywiście w przychodni milion osób, ja przed nimi mam być. Masakra. No i jazda znów, a blisko to to nie jest. Ubezpieczenie prywatne wysiadło. Nie znaleźli terminu. Pojechałam więc do swojej pani doktor, żeby mi wystawiła skierowanie, bo ta wizyta w szpitalu, na NFZ, a ja miałam skierowanie prywatne. Nie przyjęła mnie. Siąść i płakać.
Butów Córze też nie kupiłam, kapci w sensie, bo na ileś wzorów nie było rozmiaru.
W domu się wkurzyłam, zadzwoniłam do tej przychodni, gdzie byłam u hematologa z prośbą, by mnie wcisnęli, bo ja tylko zaświadczenie. Wybrałam numer wizyty komercyjne, choć jak byłam w październiku, to pan doktor sam mówił, że pacjenta na styczeń rejestrował. Ale komercyjnie jest miejsce. W takim układzie jedziemy w piątek. Ciekawe, ile nas skubnie. Ale i tak każę sobie fakturę wystawić i się starać o refundację będę z ubezpieczenia.
Za kasę w tym kraju da się wszystko. Szkoda, że nie każdego stać, żeby sobie taką opiekę załatwić i mieć specjalistę, jak potrzebuje.

niedziela, 17 listopada 2013

Przespałam zimę i stan podgorączkowy

Przespałam zimę. Robię dziś sałatkę na obiad, patrzę przez okno... Fiołek... Pokazuję mamie, poszła, no fiołek, a nawet dwa. Pyszni się na trawniku. W ogrodzie nie ma, ten się zapodział. Osobisty z Córą poszli do lasu, wysłałam im smsa, żeby konwalii szukali.
Stan podgorączkowy nie do końca tyczy się mojej temperatury, choć ta tradycyjnie przy chorobie wynosi 35.4. Psikam, prycham i z oczu mi się leje. Generalnie do zdrowia mi daleko, ale... Skończyłam 37 tydzień ciąży, stąd stan podgorączkowy, bo nie znam dnia, ani godziny. Brzuch mi się chyba deko obniżył, ale poza tym żadnych objawów.
Od początku przytyłam 16,5 kilograma, obwód brzucha wynosi 110 cm. W porównaniu z poprzednią ciążą nadal noszę pierścionki, bo nie spuchłam. Tylko butów zdjąć nie mogę, a w poprzedniej mogłam. Pewnie dlatego, że w poprzedniej chodziłam w półbutach, bo tylko te ubrałam, a teraz w kozakach do kolana :P I jeszcze wciąganie ich mi się udaje, ale ściąganie już idzie kiepsko. Poza tym pedicure nie stanowi problemu, tak samo, jak skarpetki, czy cała reszta garderoby.
W końcu spakowałam torbę. I dla siebie i dla malucha, jakby się jednak okazało, że rejonówka, albo karetka. Bo nie wszędzie dają rzeczy. Przygotowana więc jestem. No, nie do końca, maluszkowi musimy kupić pieluchy, ale to w poniedziałek, jak pojedziemy do hematologa po zaświadczenie, że mogę rodzić naturalnie i nie muszą mnie ciąć.

piątek, 15 listopada 2013

Sukces zawodowy

Moja kocica trafiła do mnie jako 4-latka. Pani w ciąży nie mogła (nie chciała, nie mnie oceniać, choć ocenę poczyniłam) się nią zająć. Kocia miała być cicha, spokojna, mało jedząca. No faktycznie jadła mało. Tylko suchą karmę i saszetki. Potem już tylko suchą karmę. Chuda, jak nieszczęście. Do tego kaszląca. Weterynarz dawał leki, pomagały na dwa tygodnie, potem tydzień, trzy dni... Przestałam jeździć. Wysterylizowana kocica ważyła mi 2.5 do 3 kilo. Chodząca bieda.
Aż nauczyłam jeść wędlinę. Kanapki przestały być bezpieczne. Ale i to nie trwało długo. Przestała jeść wędlinę, znowu tylko suche. Kocia Dama, za co jej bardzo dziękuję podsunęła mi pomysł, że to kłaki w przewodzie pokarmowym. Kupiłam pastę, zaaplikowałam (na siłę, bo moja kota nie należy do większości, które pastę zlizują) i... Kaszle nadal, ale... Je żółty ser, wiem, bo mi zmora ukradła z kanapki. Mięso wszelakie, nawet mielone. Groszek ptysiowy, drożdżówki, naleśniki i co tylko na stole zostawię.
Zresocjalizowałam sobie kota, nie ma co... Tylko teraz żadne jedzenie się na stole nie ostoi.

środa, 13 listopada 2013

Budowlanie

Sezon budowlany jakby u nas zamknięty. Okna wprawione, brama garażowa też. Czekamy na wykonanie drzwi wejściowych i pewnie jeszcze w tym roku zostaną zamontowane. W garażu zrobiona gładź i pomalowane, żeby potem nie musieć pod stelażem bramy robić. Podłogi zaimpregnowane. Plan minimum został więc wykonany, troszkę z nakładem. Bo jeszcze Osobisty powiercił dziury pod gniazdka elektryczne.
Dokonaliśmy też dość trudnego wyboru płytek do salonu. Tak, będzie w płytkach, bo na drewnianą podłogę nas nie stać, panele nie każde nadają się na ogrzewanie podłogowe, a poza tym mamy wyjście na taras, a panele niszczą się bardzo szybko, jak się je porysuje. Padło więc na duże płytki, oczywiście maziate, żeby nie trzeba było tego myć pięć razy dziennie i gładkie, w sensie szkliwione, nie chropowate. Spodobały nam się rudo pomarańczowe, ale jak wyjdzie w efekcie, tego nikt nie wie. W każdym razie, ani jasne, żeby nas nie oślepiało za każdym razem, jak tam wejdziemy (południowa strona jest cała w oknach, od podłogi do sufitu), ani ciemne, żeby się nie grzały. Choć przez te nasze trzyszybówki to niewiele ciepła przechodzi.
Teraz byle do wiosny i następnego roku, a tam tynki, wylewki, podłoga, łazienka i kuchnia i ... do siebie.

piątek, 8 listopada 2013

Pokontrolnie + zbiorcza odpowiedź

- Kochanie, babcia z Tobą zostanie?
- Nie, nie, nie...
- Bo jak się zachowywałaś do babci?
- Źle.
I w ten sposób Córa pojechała z nami na wizytę. W ogóle, jak usłyszała, że jedziemy, to buty ubrała. I weź jej nie zabierz. A że przed gabinetem jest kącik dla dzieci, to nie mieliśmy nic przeciwko.

Na wizycie wszystko w porządku, nic się nie rozwiera, nic się nie zaczyna. Dzidziuś dochodzi do 3 kilogramów, tak mniej więcej, bo nie dał się pomierzyć dokładnie.
A ja zeschizowana porodem miałam parę pytań. Jako, że Córę rodziłam 3 godziny, a korki w Krakowie nadal są i raczej nikt się przed nami nie rozstąpi musiałam popytać o parę rzeczy. Bardziej mądra nie jestem, ale może ciut spokojniejsza.
Do godziny zero coraz mniej. Zegarek tyka i odlicza



 BabyFetus Ticker


Stresuję się, ponieważ Osobisty do mnie ma około 30 kilometrów, potem znów kolejne 30 do szpitala. W okresie korku do przejechania w za długim czasie. Sam lekarz proponował karetkę, albo "mąż będzie musiał odebrać". Objawów wcześniejszych przy pierwszym porodzie nie miałam, po prostu było chlup i ból. Więc nijak się przygotować nie mogę, stąd dodatkowy stres. Plan zawiera dwie opcje: mój szpital jak się uda, a jak będzie za szybko lub korki to rejonówka.

środa, 6 listopada 2013

Jesienna chandra

Gabiki mają wiosenną depresję, ja mam jesienną chandrę. Chciało mi się gdzieś wyjść, ale już średnio mogę. A złom mój, auto znaczy, w niedzielę wypuścił nowy płyn z chłodnicy. Wody przecież mu nie naleję. W poniedziałek Osobisty go rozłożył. Wiatrak do wymiany, 160 złotych poszło się przejść.Chłodnica niby sprawna, nic nie cieknie, a płyn sobie ucieka. Też losowo, ostatnio jakoś w maju. Dla mnie 2 kilosy do miasta to teraz dużo za dużo. Niby zakupy same przychodzą, ale chciałam do pasmanterii. I muszę w końcu kotu na odkłaczenie kupić coś, bo mi się kocina udusi. Auto rozgrzebane, dziś może Osobisty go złoży, bo odbiera wiatrak. Niby mogłam do mechanika, jasne, pewnie szybciej by było, ale nadal jestem na niego zła o niepoinformowanie mnie, że on zbieżności nie robi. No i jeszcze leje, więc z wózkiem nigdzie się nie wybiorę. Na ogródek się nawet nie wybiorę. A książka mi się kończy. Ostatni tom mi został. Chyba zacznę Wiedźmę od początku... A niech się śmieją.

niedziela, 3 listopada 2013

680 złotych powodem bulwersu

Powstaniec umierający naturalnie to nie powstaniec, to obywatel i zapłacić ma. Tak mi się skojarzyło, jak usłyszałam, że grób powstańca jest do likwidacji, bo nikt nie uiścił tytułowej opłaty za 20 lat użytkowania miejsca. To tak w ramach szacunku dla zwłok, zmarłych i tak dalej, że miejsce na cmentarzu jest płatne. No dobra, niech będzie, miejsca mało, umarłych coraz więcej, ale... Ile warta jest pamięć o tych, co walczyli za Polskę naszą i waszą? Ile jest warta pamięć w ogóle? Ile jest warta historia? Chyba niewiele. Garstka prochu na mogile, kilka kropel rzuconych przez księdza, parę łez bliskich, a potem zapomnienie. I naklejka na grobie, bijąca po oczach w dni takie, jak ostatnie, że ktoś nie zapłacił.
A czemu nie likwidują grobów nieznanych żołnierzy? Czemu nie zlikwidujemy krzyży katyńskich? Ile tam miejsca się marnotrawi? Zasypmy wszelkie ślady pamięci, wszelkie znaki przeszłości i historii. Po co nam w ogóle historia? Stańmy się państwem, narodem bez korzeni, bez przeszłości, bez tej obciążającej nas kuli u nogi, żyjmy dla przyszłości, nie pamiętając o krwi przodków, o ich poświęceniu, przecież to już było i nie wróci więcej... Na pewno? Historia lubi koła. I ludzką niepamięć też lubi, bo zbiera wtedy piękne żniwo...

Naród bez dziejów, bez historii, bez przeszłości, staje się wkrótce narodem bez ziemi, narodem bezdomnym, bez przyszłości. Naród, który nie wierzy w wielkość, i nie chce ludzi wielkich, kończy się.
Stefan Wyszyński

sobota, 2 listopada 2013

piątek, 1 listopada 2013

Pamięć

Pamiętam. Obiecałam. I pamiętam ot tak, bo zawsze pamiętam.
Sto lat na cmentarzu, nawet jak się wie, że w tle leci audycja z jakiegoś spotkania z Janem Pawłem II niesmaczne, ale...