czwartek, 30 maja 2013

Olaboga, będzie dziecko

Tak, właśnie mniej więcej tak reaguje większość ludzi, jak dowiaduje się o tym, że jestem w ciąży. Bo mała różnica wieku i w ogóle dom w trakcie i jak my sobie poradzimy i olaboga...
Chciałam mieć dwójkę. Może nie znów grudniowe, chciałam z początku roku, ale cóż...
Może dwie, czy trzy osoby nie zaczęły załamywać rąk, za co jestem im ogromnie wdzięczna.
Na początku pewnie będzie ciężko, choć teraz Córa kładzie się na brzuszku i przytula się do Dzidzi, całuje i robi cacy. Ale na początku będzie mi ciężko z dwójką. To znaczy nadal mam nadzieję, że Córa się odpieluchuje. A jakbym znów miała wracać do pieluch, nocnego wstawania, kaszek, papek i ząbkowania po długiej przerwie to... nie zdecydowałabym się. Między moimi braćmi jest dwa lata różnicy, niecała nawet, bo starszy starszy z maja, starszy młodszy z lutego. I jest super, mama dała radę i tak dalej. A i ja będę miała mniejszą przerwę w pracy.
Dom powstanie, bo musi, przecież dziecko z niczym nie przeszkadza, zaczęliśmy z jednym, skończymy z drugim, proste. Nie zamyka nam ono drogi do niczego.
No cóż, to problem tych ludzi, nie nasz. I chyba o to chodzi. Wszak to nasze dzieciątko.

wtorek, 28 maja 2013

TTSR 2013

Nie, to nie jakiś dziwny skrót rodem z książki szpiegowskiej. Wiele z Was pewnie słyszało jego rozwinięcie. To The Tall Ships Races 2013 Szczecin. Czyli kierunek naszego dość niespodziewanego urlopu. Niespodziewanego, bo nie mieliśmy w planach nigdzie jechać, a szczególnie nie tak daleko. Wszak od nas to prawie cały kraj do pokonania. Ale jak zobaczyłam, że są regaty, na które miałam ochotę już wcześniej, to spróbować musiałam. Zapytałam, a Osobisty kazał sprawdzić koszty. Koszty, które nas nie pokonały i tak oto od 1 do 7 sierpnia będziemy w Szczecinie. Do trzech razy sztuka. raz przeszkodził nam mój egzamin, potem coś innego, teraz musi się udać.
Wybieramy się pociągiem, nocnym oczywiście, bo może się okazać, że ja nie będę mogła już prowadzić, a i tak tłuc się taki kawał autem, z wierciołem małym, to jednak potem przyda się urlop od dojazdu na urlop. Nocleg zaklepany, 35 złotych za osobę, Córa za free, to w sezonie, nad morzem, wydaje mi się całkiem przyzwoite.
Chcę Szczecin, chcę żaglowce, chcę wodę (choć Osobisty mnie straszy, że nie wrócimy, póki nie będę pływać w morzu. Czy to oznacza, że się przeprowadzamy? Tylko jak przenieść budowę?)
A w uszach szanty, puszczane namiętnie z głośników...

niedziela, 26 maja 2013

17 plus

Dokładnie 17 miesięcy temu na świat przyszło moje największe szczęście. Maleńkie, kruchutkie...
A dziś to szczęście wchodzi samo po schodach, ubiera bluzę, ściąga spodnie i rajstopy, próbuje ubierać buty. Poza tym wciąż mówi, swoim językiem, ale też coraz więcej zrozumiale. Z wielką miłością myje zęby i całość trwa tyle, co wieczorna kąpiel, bo... w końcu zabieramy szczoteczkę ;) Nauczyła się też kręcić dokoła własnej osi i po wszystkim robi baaaaaaa.
Pozwoliła się zmierzyć, a raczej jak zapytałam, co trzeba zrobić, żeby się zmierzyć to stanęła pod szafą i czekała i wyszło nam 83 cm. W rozkroku. Po szczepieniu 17 maja wiem, że ma 11,6 kilograma.
Tajemnicze papa z poprzedniej notki to piasek i papuga. Doszło jeszcze huhu na sowę i łałała na wszystko, co jest nie tak. Śmieć na podłodze, zepsute coś, rozwiązany but itp. Co więcej, nie pamiętam... Wydaje mi się, bo nie da sobie zajrzeć, że ma 15 zębów. Na szczęście "straszne trójki" wyszły ot tak.

Gdy dziecko kończy rok, zmienia mu się status z niemowlaka na dziecko. Córze zmieni się status po raz kolejny nim stukną jej dwa latka. Zostanie bowiem starszą siostrą. Wczoraj skończyłam 12 tydzień ciąży.

sobota, 25 maja 2013

Rocznica absurdalna

Czemu absurdalna? Bo takowej się nie obchodzi. A mnie jakoś natchnęło sprawdzić, co robiliśmy trzy lata temu i ...
Okazało się, że ja byłam na wycieczce z pracy, znaczy pielgrzymce, a Osobisty odebrał nasze obrączki.

piątek, 24 maja 2013

Okienka i dziki lokator

Okienka przyszły, jak wiecie. I Osobisty chciał się na poniedziałek na montaż umówić, ale... Kolega, który to ma robić i od którego zamawiamy oświadczył, że sobota i koniec. Bo w niedzielę on będzie umierał po tym montażu. Czemu? Bo już po zdjęciu ich z samochodu miał dość. Zastanawiam się niniejszym ile te nasze okienka ważą. Dachowe ważyły 70 kg jedno, te są oczywiście sporo większe... Przerażające. Aż się boję myśleć, ile będą ważyć okna do salonu, te na całą ścianę. Ale one przynajmniej na dole, nie trzeba ich jakoś wytransportować na górę. Dla niewiedzących, nie mamy schodów, mają być drewniane, ale to dopiero potem.

Mamy dzikiego lokatora w domu. Kos jej na imię, siedzi na jajach. I zastanawiamy się, czy po zamontowaniu okien wleci małymi wywietrznikami ze strychu, czy w ogóle się już nie pokaże. Ale Osobisty ją nawet pogłaskał, a na drugi dzień nadal była, więc chyba nic jej nie wystraszy.

środa, 22 maja 2013

Małoletni przestępca

Jeżeli nie wiecie, jak wygląda małoletni przestępca, to spójrzcie na Córę mą. Wczoraj w galerii byłyśmy, po różnych miejscach się włóczyłyśmy, ale generalnie po salonikach prasowych, by wymienić Lubisie na CzuCzu. I jak się w końcu udało, to mówię do Córy, że ma CzuCzu, patrzę, a ona w rękach ma butelkę. Myślę sobie, jak ona wyjęła butelkę spod wózka... Olśnienie. Wracam do kasy i mówię, że Córa zrobiła zakupy i chcę zapłacić za picie, a pani mi na to, że to nie jej...
Zonk.
Wróciłam się do poprzedniego miejsca i tak, stamtąd zwinęła soczek. Pani nie kazała płacić, odłożyłyśmy na miejsce, pani uprzejma, śmiała się tylko.
Mam młodocianego przestępcę w domu.
A tak na poważnie. Pomyślałam sobie, że jakbym miała pecha i spotkała jakiegoś ochroniarza służbistę, to byśmy tam wieki spędziły na tłumaczeniach. Bo ja ją generalnie pilnuję, bo wiem, że "robi zakupy", ale tu nie przypilnowałam. No cóż... Życie. Dobrze, że skończyło się na śmiechu tylko.

Poza tym wyczekałam się wczoraj godzinę na lekarza, który przybył do pracy godzinę dwadzieścia po czasie, w jakim powinien. Masakra. Dobrze, że ktoś przede mną nie przyszedł, to weszłam pierwsza. I wyszłam po trzech minutach. Nienawidzę chodzić do kardiologa, by się tyle wyczekać i usłyszeć, że bez zmian, należy się cieszyć, że jest tak, jak jest.

No i okna dotarły.

poniedziałek, 20 maja 2013

Żółty rarytas

Schodziłam dziś cały targ w poszukiwaniu żółtego pomidora. I nie znalazłam. Znaczy sadzonki pomidora, ale żółtego. Czerwone są wszędzie, żółtych nie ma nigdzie. A ja wolę żółte, są słodsze, delikatniejsze i mają cieńszą skórkę. Gdzieś znajdę. Nie ma innej opcji. I to nie koktajlowe, tylko normalne, okrągłe, duże, soczyste pomidory.
Choć dziś zaczęłam uważać, że mam za duże wymagania.

A w ogóle to okna miały przyjechać w piątek po długim weekendzie. Nadal ich nie ma, może w ten piątek będą. Nam się nie spieszy, ale jak kogoś gonią terminy, to takie opóźnienie jest poniżej krytyki. Daleko mają... Choć na piechotę już by doszły...

czwartek, 16 maja 2013

Hm...

W sumie to czas przez palce mi ucieka, nawet nie wiem kiedy i na co. No dobrze, trochę porządków od poniedziałku robiłam, ogarniałam te nasze kąty, dziś zrobię porządek w szafach, bo ma być zbiórka jakaś, więc będzie okazja do wywalenie tego, co "na pewno jeszcze włożę", a leży od paru lat na samym dnie szafy.
Poza tym siedzimy na polu, Córa w piachu, na bumbum, a ja z książeczką. Wczoraj byłam w bibliotece i mój wzrok padł na tytuł Honor złodzieja. Gabik wie, co zrobiłam. No wzięłam do ręki, jakżeby inaczej. Okładka też niczego sobie, no i czytam, a raczej pochłaniam, choć wstęp był raczej makabryczny. Kocham książki o złodziejach, szpiegach i tym podobnych, jak jeszcze fantasy, to jestem w niebie. Pewnie dlatego Król Demon stoi na półce. I Na tropach ciemności. I kilka innych. I choruję na cały cykl o Cieniu Brenta Weeksa. Kiedyś sobie kupię. Jak ktoś ma namiar na fajne fantasy o złodzieju to ja poproszę. A w ogóle to dziś mi ma Osobisty przywieźć Więźnia Nieba. Zafon to moja kolejna miłość. Znowu zaczynam zaczytywanie się na śmierć.
I znowu wyszło o książkach, ale cóż. Książki kocham i kochać będę.

poniedziałek, 13 maja 2013

Dziecko w dom kot poza dom? NIE!

Jak wiadomo, albo i nie, mam kota na punkcie kotów. Koty były u mnie od zawsze, kilka, jeden, najwięcej na raz to pięć stałych. Przychodziły, odchodziły, były. Z miski z nimi jadłam, zupę, ziemniaki, bo moje koty na wiejskim żarełku się chowały i dobrze się miały, a ja z nimi.
Gdy 2 listopada 2009 roku Bonnie umierała na moich rękach obiecałam sobie solennie, że żadnego kota więcej. W tym mocnym postanowieniu wytrwałam do marca roku następnego, gdy z nudów przeglądałam allegro z kotami. I trafiłam na nią. Zdjęcie rudego kota, cudnego, pięknego, kochanego. Do oddania, bo pani jego w ciąży i z dwoma sobie nie poradzi. Jak nie znajdzie domu, to drugi, bardziej absorbujący pójdzie do uśpienia. Pani chciała mi zdjęcia wysłać, ale po co, jaki jest kot, każdy widzi. No właśnie. Przyjechała bura, przestraszona kocica. Chuda, biedna, niechciana. Bo ja naprawdę nie rozumiem, jak można oddać kota, bo się nie poradzi z dwoma. Kot naprawdę absorbujący nie jest, pogłaskać, dać jeść. Ani na spacer nie trzeba trzy razy dziennie, ani nic takiego. Kuweta jedynie. Przygarnęłam, choć ta rudość mi spokoju nie dawała. Nie, nie to była Figa, na zdjęciu, tylko zdjęcie w zachodzącym słońcu.
Jakiś czas później, już z Osobistym jako mężem mieszkaliśmy na tych naszych kilkunastu metrach, no dobra, razem to będzie z 50, ale na kota i dwie osoby to mało jednak, szczególnie na kota. Pani pisze, czy nie chcę drugiego kota. No chcieć chciałam, ale miejsca nie miałam. Kot znalazł inny dom.
W kwietniu dowiedziałam się, że będziemy mieć dziecko. Zagrożona ciąża, a tu kot, toksoplazmoza i inne cuda. I co? I kot mieszka z nami nadal, sypiał z dzieckiem, jak już się Córa urodziła, nie wsadziła jej nigdy ogona do gardła, żeby ją udusić i żyją sobie jako tako w zgodzie.
Nie wyobrażam sobie oddać zwierzęcia, bo dziecko, bo ciąża. Owszem, należy bardziej uważać, pilnować, bo nigdy nic nie wiadomo, ale dla mnie zwierzę wrasta w rodzinę. Przecież nie pozbywamy się z domu babci, która ma Alzheimera, bo dziecko. Może dla kogoś niestosowne porównanie, ale poziom kontroli, którą trzeba wdrożyć, ten sam.
Mam kota. Mam dziecko. Kot był ze mną w ciąży, spał przy mnie, najchętniej na brzuchu, choć mu nie pozwalałam. Kot był przy maleńkim dziecku, teraz przy dużym jest nadal. I nikomu nic się nie stało, a ja mam czyste sumienie, że futrzak nie został znów porzucony. Że znalazł kogoś, kto pilnuje, a nie oddaje. Kogoś, kto kocha za istnienie i nie przestaje, bo pojawił się ktoś inny.
Zwierzęta same bronić się nie umieją, nie powiedzą, że opuszczenie je boli. To człowiek musi okazać serce i zrozumienie. To człowiek ma być ich ambasadorem. I najlepszym przyjacielem.


sobota, 11 maja 2013

Decyzja zapadła

Długo debatowaliśmy nad tym, jaki rowerek zakupić Córze. Taki nie, a taki może, a może nie. Pewnego dnia usiadła na kosiarce, oczywiście nie podłączonej do prądu i zaczęła się odpychać nogami i tak jeździć. I w mojej głowie zaświtała wątpliwość, że może właśnie taki jeździk z napędem na nogi? Kombinowaliśmy, myśleliśmy, a dziś Córę do sklepu wzięliśmy. To znaczy ja zabrałam, żeby jej babcia nie zamordowała za 5 zmian butów w ciągu minuty. Miałyśmy zabrać Osobistego i wracać. Ale mnie podkusiło, wsadziłam ją na taki jeździk. W sumie przekonana nie byłam, nie ten kolor, za chwilę wyrośnie, więc jej mówię, że ma odłożyć i idziemy. A ona co? Poszła. Z jeździkiem w łapkach. Zaczęliśmy się śmiać i w sumie Córa ma jeździk. Prawie z niego nie schodzi, ledwo poszła spać, czyli zakup udany. A rowerek... Kiedyś na pewno dostanie.

poniedziałek, 6 maja 2013

Kiedy wiosna buchnie majem

Buchnęło, buchnęło na całego (o majówce się litościwie nie wypowiem). Jest ślicznie, zielono, biało, z nieba, no, prawie, lecą białe płatki czereśniowych kwiatów. Morze tulipanów, kwitną migdałowce, forsycja upaja zapachem za każdym razem, gdy wychodzę z bramki. Zakwitł też w końcu miniaturowy różanecznik, reszta lada chwila pójdzie w jego ślady. Kocham wychodzić na ogródek, bo co chwilę coś nowego. Ale najbardziej czekam na konwalie. Już niedługo, już za chwilę będę mogła utonąć w ich zapachu.
Wczoraj kupiłam sobie surfinie w kolorze niezidentyfikowanym, bo nie miały plakietki. Ale obojętne mi to, byle wyrosły takie, jak mieliśmy, jak za mąż wychodziłam. Na schodach się z nimi wymieścić nie mogłam. marzą mi się tak samo okazałe.
Wczoraj też rzutem na taśmę zdążyliśmy na Piknik Strażacki, bo Córa spała za długo. Ale wujcia strażaka zobaczyła, czapkę na głowę dostała i ogólnie zadowolona. Fajna impreza. Dzieciaki mogły w strojach strażackich gasić pożar. pożar to była makieta domu i drzewa z płomieniami. Jak dzieciaki trafiły w płomienie, to te się zapadały. Zabawy po pachy. Jeszcze była ścianka wspinaczkowa, oczywiście balony i wata cukrowa. Raj dla dzieci.