czwartek, 28 marca 2013

Dzień dobroci dla mamy i żona potrafi

Wszyscy mi chcą dziecko dziś zabrać. Osobisty proponował, że zabierze ją na mszę wieczorem, żebym sobie porobiła na spokojnie, co nie mogę z nią, albo żebym odpoczęła. Potem mama mi proponowała, że ona ją weźmie na spacer, kupi sobie chleb, a ja zostanę. I coś zrobię, albo siądę z gazetą i się zrelaksuję. Czy dziś dzień dobroci dla mamy jakiś i przegapiłam?
A ja nie mam co robić. Wysprzątane na błysk, tylko pościel nałożyć, ale to minuta. Drzewko wielkanocne stoi, stroiki stoją, koszyk z ukrochmaloną powleczką się suszy. Gotować i piec zacznę jutro. W sobotę pisanki...
A pogoda się zrobiła, więc nawet grzech nie wyjść.

A w ogóle to rozmnożyłam kubek Osobistego. Taki specjalny, sentymentalny. Pomyślałam i ... napisałam do firmy, z której był, czy nie mają przypadkiem, bom zdesperowana. Po przemiłej wymianie maili Pan Wspaniały obiecał mi kubeczek. Wczoraj przyszedł, wraz z termoizolacyjnym bidonem. Wszystko za darmo. Mina Osobistego bezcenna. Buzia mu się cały wieczór śmiała.

wtorek, 26 marca 2013

15

Z grubej rury zacznę od tego, co najważniejsze:
Córa na dzień dzisiejszy:
- pije z niekapka; umie go też otworzyć i zamknąć;
- potrafi wejść i wyjść z łóżeczka, co spowodowane jest jego obniżeniem na najniższy niemożliwy poziom, dorobiliśmy, bo prawie wypadała górą, jak stała;
- zasypia z każdym z nas, najczęściej na łóżku, czasem odkładamy ją półśpiącą do łóżeczka i zasypia;
- całe godziny spędza na wkładaniu klocków do sortera, nie radzi sobie tylko z mostami, trójkątami i półkolami;
- "opowiada", co widziała na spacerze;
- wraca do nocnikowania;
- posyła buziaki;
- wiesza pranie na kaloryferach;
- pokazuje, jak boli ją brzuszek;
- wkłada zwierzaki w gofra:
takie:

- kaczka już nie jest tatatas, tylko kua kua;
- jest duzi dzidzis - duży dzidziuś, jak się ją zapyta;
- cia - kąpać się, kocha
- wujek występuje tylko w migowym, pociara rączką glowę, bo mój brat ma krótkie włosy i ona je lubi dotykać;
- ma 10 zębów, waży 11 kg i ma 80 cm

poniedziałek, 25 marca 2013

Święta, sprzątanie i urodziny

Rozważam przyniesienie choinki do tych moich gałązek na drzewo Wielkanocne. Powieszę bombki, ugotuję barszczu i będzie Wigilia. Zaraz, ja nie znoszę Wigilii... To jednak nie. Ale choinka mnie kusi...
Na szczęście sprzątam regularnie i nie czuję potrzeby wywalania całego domu do góry nogami, bo Święta. Dywany tylko odświeżę, pewnie się wytrzepią, ale poza tym żadnego szału. Całą resztę mam czystą. Kocham ten stan, kiedy każdy biega, lata, a ja spokojnie, odkurzacz, ściereczka, bo i w szafach czysto i w kuchni...
Robiłam sobie dziś dzięki temu na spokojnie bukiecik z cukierków adwokatowych na 18 świąteczną. Tak w ramach bukietu, alkoholu i tego, co wypada dać rodzinie. Może mi Córa tego nie roztrzepie, bo planuję, że ona wręczać będzie. A może bezpieczniej jej jakiegoś kwiatuszka jednak dać? Choć wczoraj palmę święciła grzecznie i trzymała ją prosto. Jednak bukiecik troszkę delikatniejszy...

piątek, 22 marca 2013

Pedagoga z dzieckiem rozmowy

Wolne sobie wczoraj chciałam zrobić. Wagary, jak na pierwszy dzień wiosny (?) przystało. Ale nie da się, jak dziecko przynosi buty i kurtkę i się wybiera. No i poszłyśmy na spacer, choć moje ścięgno Achillesa prosi o leżenie i nawet straszenie pewnym rehabilitantem nie sprawia, że boleć przestaje.
I tak sobie idziemy, tu grupka, tam grupka, więc tłumaczę Córze:
- Dziś dzień wagarowicza. W podstawówce to może nie, ale wyżej to przynajmniej raz w ten dzień na wagary iść trzeba.
Mijała mnie jakaś starsza pani, z miną świętego oburzenia. Ale dwóm nastolatkom ewidentnie humor poprawiłam.

środa, 20 marca 2013

Marazm i książeczka

Wiosna się zbliża. Jak tylko nie patrzę za okno i te zwały śniegu, to nawet w to wierzę. Ale poza tym zbliża się, bo mnie marazm opętał. Nic mi się nie chce. Nic. Czekam na pierwsze podmuchy wiosenne, takie, które zostaną, bo zwariuję sama z sobą.
A poza tym dziś dzień premiery mojej książeczki. Karmazynowa Korona ma dziś swoją premierę, a ja jakimś cudem mam na nią fundusze. Kiedyś przy okazji ją sobie kupię. Na razie czytam urodzinowe prezenty.
Zadziwiał mnie zawsze fakt, jak ludzie potrafili nocami stać pod księgarniami, bo premiera. Ja jestem maniakiem książek, owszem, ale nie do tego stopnia. A może gorszego? Moja książka z księgarni, koniecznie z ostatniego rzędu, bo wcześniejsze są zmacane, po przeczytaniu już zasługuje na stan bardzo dobry minus, bo została przeczytana. Przy czym spokojnie mogłaby trafić znów na tamto miejsce. Okładki nie zagięte, grzbiet cały, brzegi też. Nie poplamiona, bez zaznaczania miejsc, gdzie skończyłam. Zawsze używam zakładki, nie rozkładam książki, nie noszę byle jak w torebce. Jak ma jasną okładkę, lub nie jest moja, dodatkowo dostaje okładkę, żeby się nie zniszczyła. Ręce mi opadają, jak ludzie wystawiają książki na sprzedaż w stanie bdb, a pozycja wygląda, jak psu z gardła wyszarpana. A pies się bronił.
Książek mam sporo, choć chciałabym więcej. Różnych. Od fantastyki, z sagą Zmierzch i właśnie Królem Demonem plus pozostałe części, przez przygodówki sensacyjne czyli Steve Berry, po romanse i Szwaję Monikę. Do tej pory, jak lepię pierogi przypomina mi się Elżunia, którą babcia pyta, czy nadal umie robić falbanki na pierogach. Muszę wrócić do tej książki, choć ciężka troszkę.
Tylko Osobisty narzeka, że jestem nieekonomiczna, jak mówię, że książeczka mi się skończyła po 5 dniach, a miała tylko 270 stron. Wcześniej pochłonęłabym ją w jeden, no dwa, z obiadem. Faktycznie zrobiłam się nieekonomiczna, choć jemu akurat nie o to chodzi.

poniedziałek, 18 marca 2013

Pomóżcie :)

Kiedyś weszłam na FB, a tam... moja obrączka... Czytam i...


Jest identyczna, jak nasze. Nie wiem, kto tu wchodzi poza tymi, co się ujawniają. Ale może ktoś zna Asią lub Adasia. Może ma znajomego, co zna. Jak tak, dajcie znać na maila mojego, a ja podam właścicielowi. Zaangażowałam się przez jej wygląd. Nic z tego nie mam.

sobota, 16 marca 2013

Zima zima zima

Przyszła zima biała
śniegiem posypała...

Ja mówiłam, że jeszcze spadnie śnieg. Dwa centymetry i będzie leżał dwa dni. Nikt mi nie wierzył, spadł we wtorek i powiedziałam, że za karę poleży do niedzieli. No dziś się już zaczął topić, ale to, co pokazał, to przeszło moje proroctwo. Wczoraj w Krakowie zaspy grubo ponad kostki, błoto na chodniku niewiele niżej. A ja w zamszowych butach. Do tego wiało lodem i ogólnie było mocno nieprzyjemnie. O odśnieżaniu można pomarzyć. U mnie na mojej wiosce lepiej dbają o chodniki. Czystko, sucho, aż dziecka na sanki nie ma jak zabrać.
Zrobiłam przegląd Lewka, opłaciłam mu ubezpieczenie, odchudziłam portfel. Takie wydatki najbardziej mnie frustrują, bo nic z nich, namacalnego, nie mam, a szarpią mnie sporo, bo auto na mnie i tylko na mnie.

czwartek, 14 marca 2013

Habemus Papam

Nowy pontyfikat, nowy Papież. Ojciec Święty, który przyniósł ze sobą same nowości. Pierwszy z Ameryki Łacińskiej, pierwszy jezuita, pierwszy z imieniem Franciszek.
Skromny, uśmiechnięty, bardzo pozytywny, tyle mogę o nim powiedzieć z tych paru chwil i urywków.
Chciałabym, by jego pontyfikat był traktowany, jako coś osobnego, żeby nie był porównywany do nikogo innego. Żeby pozwolono mu być sobą, robić po swojemu i zgodnie ze swoim sumienie. By nie było, że to nie nasz papież, że nasz robił tamto, Benedykt inaczej, a ten...
To inna osobowość, bo inny człowiek. Marzy mi się, by ludzie umieli to uszanować. Marzy mi się, by oczy ludzi były zwrócone na niego nie po to, by wytykać błędy i szukać inności, ale po to, by słuchać, co ma do powiedzenia.
Moim zdaniem nadchodzą nowe czasy. Dla kościoła, dla chrześcijańskiej drogi. Zobaczymy, czy mam rację.

wtorek, 12 marca 2013

Sądny dzień

Sądny dzień dla Córy dziś nastał. Od paru dni próbuje iść spać coraz później. I generalnie jej się to udaje. Wczoraj padła dopiero o 22 doprowadzając swych rodziców na skraj wytrzymałości wszelakiej. Szczególnie, że ja od dni czterech borykam się z bólem głowy, plecy, nogi i ręce też bolą i nie, nie mam grypy. Bo nie byłam u lekarza i mi nie zdiagnozowano.
W każdym razie w dzień też nie jest lepiej. Histeria, wrzaski, marudzenie, bicie, szczypanie i gryzienie. Myśleliśmy nad czymś w rodzaju karnego jeżyka, ale to musiałoby być karne miejsce w klejem, bo przecież ona sekundy nie usiedzi. Zabawki służą do rozwalania. Sieje nimi po podłodze, miśki rozwala.
Ubieranie to droga przez mękę. Szarpie się, wyrywa ręce, zrzuca z siebie ubrania. Tak samo z jedzeniem. Albo w ogóle nie zje, czyli głoduje, taka jestem podła, albo rzuca po podłodze, czyli... też głoduje.
Więc... (nie zaczęłam od tak więc!)
A więc...
Wczoraj zabawki z wiaderka wylądowały w sorterach. W wiaderku pozostały dwa radia i klawiatura. Takie samochodowe radia, świetnie się nimi kręci i przyciska. Pozostał jeden misiek, Miki, co zasłania piec, żeby sobie Dzidzia krzywdy nie zrobiła i jeden słoń. Reszta poszła spać w miejsce mocno niewidoczne. Dziś zniknęła klawiatura, bo nią rzucała. Jak poszła spać, wredna i niedobra matka pochowała połowę zabawek.
A wieczorem. Zero komputera, zero zabaw, czas na spanie. Rozważam stopery do uszu, bo nie obejdzie się bez wrzasków. Ale coś z nią zrobić musimy, bo nie mam ochoty wiecznie sprzątać i chodzić spać tuż po niej.
Córa igrała igrała i się doigrała. Zastanawiam się tylko, czy to już bunt dwulatka, czy nie.

poniedziałek, 11 marca 2013

Pożegnanie butli z MAM

Długo to trwało. Córa tylko butla i butla. Po styczniowym katarze odstawiła butlę do kaszki, ale picie nadal butlą. Ile się namęczyliśmy, żeby ją namówić na niekapka... Nie ma mowy i już. Myślałam, że niekapek od MAM zda egzamin. Kolorowy, wygięty, więc nie trzeba wysoko podnosić. A do tego producent zapewnia, że:


Niestety Córa wiedziała lepiej. Nie chciała i już. Ukochana butla. Próbowałam, kończyło się na zabawie:



Tato, trzymaj, ale ja nie wiem, jak pić...


 To taki gryzak, tak?

 Przeglądnę się w lustrze... fajne to coś w rękach

 Trzymaj, nie zabieraj...

 Upadło...

Aż pewnego dnia, zalała się sokiem z butelki, cała, więc postanowiłam iść za ciosem i dać niekapka. Może akurat... I załapała.







Pije z niego bardzo chętnie. W sumie tylko z niego. Dzięki temu sportowemu kubeczkowi odstawiłam dziecko od butli w sposób prosty i bez problemów. Po prostu się stało.

A przede wszystkim. Test nad obiektywem aparatu Osobistego. Mord byłby, jakbym coś zrobiła. Nie kapie. Naprawdę nic nie wycieka. Pierwszy niekapek, który naprawdę spełnia swoją funkcję.



Czy polecam? Oczywiście. Mamie, która ma małego ssaka uzależnionego od butelki. Rodzicom, którzy mają dość ciągłego ścierania podłogi po pseudo niekapkach. I dzieciom, bo jest piękny, kolorowy i poręczny.

A poza tym świetnie się myje, bo rozkłada się na części pierwsze.

I najważniejsze. Dla MAM Fanów na FB - 20% taniej.


piątek, 8 marca 2013

Małe marzenie

Marzenia są po to, by je realizować i ... szukać nowych. Córa jest, dom się buduje, Dom przez duże D budujemy wzajemnie z Osobistym na co dzień. Spełnione marzenia. Jest jeszcze gro innych. Wypad w Polskę, kilka miast na liście, między innymi Wrocław, Kazimierz, Sandomierz, Waplewo, parę poza granicami. Hiszpania, Grecja, Japonia, to spore marzenie, zgadza się. Drugie dziecko też ma swoje miejsce.
Poza nimi jeszcze kilka mniejszych, takich codziennych. A oprócz nich na serca dnie kiełkuje pewne marzenie. Małe, a wielkie. Mam nadzieję, że kiedyś rozwinie się w którąś stronę. Czy uda się go zrealizować? Nie wiem, bo na razie sama się go boję. Ale poczekam, co życie przyniesie.

wtorek, 5 marca 2013

Nie!

Nie mówcie do mnie
Nie odzywajcie się
Nie piszcie
Nie pocieszajcie
Nie klepcie po ramieniu
Nie dawajcie kopa (osoba, która robiła to skutecznie, skutecznie przestała)
Nie proście o nic
Nie wymagajcie


Zwyczajnie, uznajcie, że NIE istnieję. Do odwołania

poniedziałek, 4 marca 2013

Tata nie wraca ranki i wieczory...

Wrócił, wrócił, spokojnie. Był w sobotę, grubo ponad godzinę wcześniej, niż się spodziewałam. Wiem, jak jechali, ale wolę nie pamiętać ;) przepisów nie łamali... często ;)

Bałam się bardzo, że Córa go nie pozna. W końcu tydzień dla takiego malucha to wieki. Od rana jej mówiłam, że tata wróci dziś. Po południu już była tak wściekła, szukała, stała pod wieszakiem, chodziła do jego kąta, wściekła coraz bardziej. Bo obiecałam, a jego nie ma. Wrócił, zobaczyłam auto na podjeździe, założyłam jej tyko kurtkę i poleciałyśmy. Ciemno, był też kolega Osobistego, to nic się nie działo. W domu dwa razy się za mną schowała i...
- Tata, tata, tata... - zabrała go za rękę i cały jej. Puścić nie chciała. No i spać też jej nie mogliśmy wygonić. A wczoraj na krok go nie odstępowała. Prawie się poryczałam.
Domi dostała zabawkę z serii technologia użytkowa, czyli prowadnik do kabli, który wygląda, jak gąsienica do czołgu. Wariactwo, ale bawimy się wszyscy. Ja wzbogaciłam się o białe winko reńskie, z domowej winnicy. Ciekawe kiedy i z kim ja je wypiję. Najwyżej kolekcję założę.
Przywiózł też trochę zdjęć i słodyczy. No i siebie :) A to najważniejsze.

piątek, 1 marca 2013

Jupijupijej

To już jutro. Sialalalala. Jutro, jutro, jutro :)
odliczam godziny, a jutro z samego rana będę odliczać kilometry :)
Jupijupijej :)
to już jutro :)
Możecie zignorować.