czwartek, 30 stycznia 2020

Jutro wyjazd

Jutro wyjeżdżamy, więc latam, jak z piórkiem. Moja dziwna zasada, że po powrocie ma być świeżo i czysto jest zawsze powodem ogromu pracy przed wyjazdem, ale potem naprawdę jest milej. Nawet Osobisty się do tego przekonał i jak on zamieniał mnie w sanatorium to po powrocie zastałam czysty dom i świeżą pościel. Dziś więc piorę, zmieniam pościel, wieczorem odkurzę i umyję podłogę. A do tego jeszcze rozebraliśmy dziś choinkę, a za chwilę ruszamy wywieźć kota do mamy i na jakieś zakupy. Choroba na szczęście minęła, więc na spokojnie ruszymy.

środa, 29 stycznia 2020

Udało się!

Dziś nie myślę o niczym innym, jak o tym, że Kacper uzbierał te 8 milionów i poleci do USA na leczenie. Ja wiem, że nasz wkład mizerny, w porównaniu z sumą, ale liczyła się każda złotówka.
Ale się cieszę :):):)

wtorek, 28 stycznia 2020

Leniwe ferie

Bardzo leniwe i zaczęte już w piątek. A zaczęło się od tego, że zdrowa Córa wróciła ze szkoły, a dwie godziny potem miała już gorączkę, kaszlała i ogólnie była chora. Lekarz już obsłuchał oboje i leżą. Nie wiem, jak to zrobiłam, ale przekonałam do łóżka. Znaczy w piątek ledwo czyli, to leżeli, sobota i niedziela już nie bardzo, ale wczoraj kazałam leżeć, bo inaczej nigdzie nie jedziemy. Oglądają bajki, czytają, gramy w gry, dajemy radę.
Poza tym całą rodziną żyjemy zbiórką na Kacperka Ryło, parę rzeczy wystawiliśmy na licytację, parę wylicytowaliśmy, ale to się wydaje tak mało, jak mówimy o 8 milionach złotych, że szok. Ale dziś jest ogień, coś się kończy, zbiórka zaczyna lecieć na łeb na szyję, licznik się kręci. Co chwilę sprawdzam, co chwilę dzieci pytają, ile jeszcze brakuje, by Kacperek poleciał po zdrowie. Od parunastu dni tym żyjemy i choć będzie ogromna radość, jak się uda, to też pewnie poczucie pustki. Ale wiecie co jest w tym najlepsze? Jakie to obudziło pokłady ludzkiej dobroci, kreatywności i otwartości. Kiermasze ciast, koncerty, licytacje ubrań i zabawek, a nawet rysunków dziecięcych. A wszystko to w obrębie niewielkiego w sumie obszaru, choć ludzi z daleka też nie brakuje. Ten temu odbierze, tamten coś przywiezie, żeby były nowe fanty. Serce rośnie. Inną sprawą jest koszt całego leczenia, niewyobrażalny i nie do uwierzenia, że ktoś może na tyle wycenić życie. A Kacper nie jest jedyny, inne dzieci też walczą z czasem.

piątek, 17 stycznia 2020

Hu hu ha, hu hu ha...

... nasza zima zła.
My się zimy nie boimy,
bo jej wcale nie widzimy,
bo jej tu nie ma.

Taką oto piosenkę wczoraj śpiewaliśmy wśród kartonów, folii, zakrętek i innych takich przygotowywanych z okazji balu karnawałowego w przedszkolu. (Strój miał być ekologiczny). I choć piosenka wywołała ogromną wesołość podsycaną jeszcze kotem zawijającym się w folię izolacyjną z samochodowej apteczki, to ten brak śniegu doskwiera. U nas, w dolinie Wisły, to nie ma o czym mówić, skoro nawet u babci był całe dwa dni i poszedł precz. Ja się cieszę, buty mam suche, drogi nie są śliskie, ale dzieciom żal.  No to pomysł: jedziemy po śnieg. Wczoraj przekopałam pół internetu i poszłam spać z przekonaniem, że nie jedziemy, bo nic fajnego nie ma. Dziś wstałam i Osobisty kazał siąść do komputera i szperać na spokojnie. Jest 6.40, a my mamy zarezerwowany pokój w Zakopanem, na trzy noce, w samym środku naszych ferii, ze śniadaniem. Długo rozważaliśmy opcję z obiadem, ale jak wyjdziemy, to nie zawsze chce się wracać na określoną godzinę.
Początkowo szukałam w okolicach Poronina czy Białego Dunajca, ale sporo już zarezerwowanych, a zostały drogie i niefajne. No i wyszło, jak wyszło. Nie ścisłe centrum, raczej w kategorii kochanych przez nas dziur, ale nie potrzebuję zgiełku miasta, tam możemy na chwilę, na wieczór, gdy klimat jest podwójny.
Teraz tylko jak powiedzieć mojej mamie, że zostanie jej przywiezione młode kocisko?

środa, 8 stycznia 2020

Powrót w kierat

Ciężko było, oj ciężko, bo jeszcze się okazało, że jest problem z turniejami tańca, na szczęście kryzys zażegnany, ale od soboty do wczoraj ostra nerwówka. Dobrze, że dzieci spokojnie wystartowały. My za to wzięliśmy się za siebie, nie ma marudzenia, codziennie wychodzimy na górę, by coś zrobić. Koniecznie musimy zacząć mieszkać na górze, ob mamy tak ciasno, że ciaśniej się nie da. No dobra, da się, jeden dzień było maksymalnie ciasno, bo przyjechały panele na całą górę. Wnieśliśmy je do domu, ale na górę już nie mieliśmy siły, ani tam miejsca na nie. Piątkowe popołudnie i pół soboty leżały na dole, a my chodziliśmy, jak w labiryncie. Znosilibyśmy to pewnie dłużej, na raty, ale na niedzielę mieliśmy zapowiedzianych gości. Paczka paneli jakoś strasznie lekka nie jest, ale też nie zabójczo ciężka. Przy 20 staje się mocno ciężka, a przy 50 miałam całkiem dość. Wynosiliśmy tak, że ja do półpiętra, a Osobisty dalej, więc ciut lżej, ale i tak czułam w kościach te 62 paczki jeszcze długo. No ale są. Przyjechały i już nam nie wkupią, bo z jednego sklepu już zniknęły.
Co poza tym? Szykujemy się na urodziny dla rodziny. W tamtym roku nie było i już odetchnęłam z ulga, ale Syn stwierdził, że chciałby, żeby babcia przyjechała i ciocia i wujek. No to robimy. Miało być w ten weekend, ale czasu mało, w następny jest turniej i choćbyśmy my nie jechali, to dwójka gości jedzie. I stanęła na ostatnim tygodniu. To niby już ferie u nas, ale początek. Najwyżej, ktoś, kto nie może, przyjedzie innym razem.
Sporo czytam, recenzję też piszę na bieżąco. Portal rozszerzył działalność, staram się mierzyć siły na zamiary, ale tyle dobra...