sobota, 29 września 2012

Zapracowana

     Od rana Osobisty wycina drzewka, a my z Córą mu grzecznie pomagamy. Jeżeli liczyć poziomem brudu, Córa robi najwięcej, zaraz za nią plasuje się pies. Teraz Osobisty przerabia odpływ w kuchni, a ja siedzę i myślę, jakie by ciacho upiec. Mam kefir w lodówce i takich przepisów szukam, na prowadzenie wyszły jak na razie dwa. Prawie identyczne. Córa po raz dziesiąty dziś co prawda wyjęła wagę, ale ambitnie ignoruję te sugestie... Podłoga na umycie też poczeka.
     Trwają prace renowacyjne na blogu. Jak będę mieć chwilę czasu, zrobię nowy image. Za wskazówki serdecznie Kociej Damie dziękuję :)

środa, 26 września 2012

9 miesięcy

     Niniejszym moja Córa pokonała taki sam dystans poza moim brzuchem, jak w nim. Dziś skończyła 9 miesięcy, spieszę więc donieść, że:
- sygnalizuje, że chce na nocnik, wali w niego rękami i jak ją wysadzę, to zawsze z finałem;
- raczkuje w tempie małej wyścigówki;
- wstaje o wszytko, nawet o płaskie rzeczy;
- trzymając się mebli chodzi bokiem, najczęściej i najszybciej do kota lub netbooka;
- jeżeli jeden przedmiot jest na wyciągnięcie ręki od tego, którego się trzyma, potrafi do niego przejść;
- potrafi przeleźć przeze mnie/Osobistego/wielką maskotkę, ale zatrzymuje się na głowie i nie wie jak zleźć;
- wie, jak lula nasz pies, pokazując to tuli się do mebli/poduszki, swojego ramienia;
- wie, już nie tylko gdzie oko, ale też gdzie nos,  buzia, lampa, autko, pies i kot;
- karmi nas tym, co ma w ręce;
- robi kuku wszystkim, co ma pod ręką, a więc kołderką, kocykiem, ale też ubraniem;
- stroi miny do lustra, całuje swoje odbicie;
- robi cześć, wyciągając rękę z rozcapierzonymi paluszkami;
- boi się czarnego;
- robi i Bóg stworzył człowieka, czyli wyciąga palec i czeka, aż ktoś dołoży swój;
- parę razy stała bez trzymania parę sekund;
- zabawki przenosi w zębach, tfu, w buzi, bo zębów ani poświeć;
- tuli się i całuje... na śmierć...
- na widok malin i jeżyn na ogrodzie mówi "am";
- wdrapała się kiedyś na 3 schody, z moją asekuracją, teraz schody omijamy ;) ;
- jeździ w większym foteliku, w tamtym się nie mieściła;
- jak ma ochotę to pokazuje ile ma kłopotów i jaka jest załamana ich ilością;
- waży 9 kg i na stojaka ma 72 cm;

poniedziałek, 24 września 2012

Pierwszy dzień reszty mojego życia

     Pogubiłam się ostatnio w świecie, w sobie, we własnych uczuciach. Wpadłam w wir myśli, emocji, wirowałam coraz szybciej, ku zagładzie. Wczoraj powiedziałam dość. Zatrzymałam się, zamknęłam furtkę. Dziś wstałam rano i powiedziałam sobie, że mam wspaniałego męża i świetne dziecko. Jestem szczęśliwa.

czwartek, 20 września 2012

Uprzejmość na wymarciu?

     Konieczność zapchała mnie do urzędu, gdzie trzeba wyjść na bardzo wysoki parter. Inna konieczność sprawiła, że byłam z Córą. Pod pierwszym urzędem po prostu zostawiłam wózek na dole, ale byłam tylko na chwilę. W drugim wiedziałam, że zajmie mi to więcej czasu. Schody takiej samej wysokości. Dobrze, że ta moja spacerówka lekka, wniosłam. U góry zobaczyłam pana ochroniarza, który grzecznie, z uśmiechem przyglądał się moim zmaganiom. Dziękuję, już sobie poradziłam.
     Szłam dość wąskim chodnikiem, z przeciwka jechał samochód, zaparkował tak, że musiałam zejść na drogę. Ależ oczywiście, nie musi pan czekać tej minuty, żebym przeszła, chodnik wolny, niech pan parkuje.
     W kolejce do sklepu stoi pan o kuli, kula oparta o ladę. Jedna pani przewraca kulę, stawia ją, do góry nogami, tuż poza zasięgiem tego pana i tłumacząc się z głupim uśmiechem, że ona nie umie inaczej, wychodzi.
     Czy naprawdę tak trudno komuś pomóc? Tak dużo kosztuje taki mały gest? Ja nie wymagam specjalnego traktowania, bo jestem matką. Z reguły radzę sobie sama. Zostawiam wózek, jeśli mogę, idę z dzieckiem na rękach, jak można, wjeżdżam. Pominę za szerokie rozstawy zjazdów na niektórych schodach (koło Jubilatu nie jestem w stanie pokonać przejścia podziemnego, bo wózek ma mniejszy rozstaw kółek), pominę brak takich zjazdów. Nie wymagam wielkiego poświęcenia, ale sekunda, pomoc we wniesieniu wózka, skoro nie ma podjazdu niewiele kosztuje. Tak samo jak uprzejmość do osoby starszej, chorej, często nie tak sprawnej. Ale widać za dużo wymagam. Przykre to.

środa, 19 września 2012

Nie istnieję

     Przestałam istnieć dla świata. Czyli usnęłam swoje konta z portali społecznościowych. Bez żalu, zbędnego rozpamiętywania i depresji. Dobrze mi z tym. Kto chce, wie jak mnie znaleźć i zapytać, co u mnie. Mogę się spotkać. Nie muszę lubić, lajkować, dodawać zdjęć, a potem dziwić się, że znajomy nie poznaje mnie na ulicy.

piątek, 14 września 2012

Plan na dziś

Osobisty wyjechał i wróci jutro. Niniejszym postanawiam, że wieczorem, po kąpieli i oddaniu się miłemu SPA zapodam sobie miły wieczór. Nie mogę się zdecydować, czy będzie to "Nigdy w życiu", bo mam ochotę na jakiś fajny romans, czy kontynuowanie książki "Karaibska krucjata". Ostatnio popełniłam z Osobistym Johna Cartera, teraz czas na polskie, znane mi prawie na pamięć kino. Plany może pokrzyżować jedynie Córa, jeśli postanowi nie pójść spać.

Edit: plan prawie wykonany. Została mi książkowo filmowa część wieczoru. Wygrała książka, bo nie chce mi się siedzieć przed kompem, a na netku ogląda się źle. Niniejszym leżę sobie już w łóżku i czeka na mnie pan kapitan William O'Connor. Wybaczcie więc...

czwartek, 13 września 2012

Moje radości

     Od pewnego czasu słucham radia Plus. Spokojne, refleksyjne, ulubione. Codziennie rano słucham księdza Jerzego Kownackiego, który jest takim optymistą, że czuć to przez eter. I wczoraj ksiądz Jerzy poradził zrobić listę swoich radości. Niniejszym, oto ona:
- uśmiech Córy i Osobistego - wciąż jednocześnie na pierwszym, choć specjalnie nie daję numerków, reszta też równie ważna;
- przytulony do nóg kot
- machający z radości ogonem pies
- kaczki pływające (no dobra, udające, że pływają w tej płytkiej rzece) po rzece na spacerze
- słonko oświetlające mieczyki mojej mamy
- kubek gorącej herbaty
- spotkanie z przyjaciółmi
- dobry film
- złapanie za rękę na spacerze
- chwila dla siebie z książką
- wspomnienia
- zdjęcia z ważnych chwil
- pamiątki z wakacji
- kot na rynku w moim mieście, który daje się głaskać każdemu

     Spróbujcie zrobić własną listę. Od razu się uśmiechniecie.

poniedziałek, 10 września 2012

Dziadkowie na etacie

     Ostatnio uświadomiłam sobie, że etat dziadka i babci zupełnie zmieni znaczenie. Już teraz dziadkowie pracują zawodowo do późna, a stan ten będzie się tylko pogarszał. W związku z tym wiele matek będzie brać urlopy wychowawcze, a te, których absolutnie na ten luksus nie stać będą posyłały dzieci do żłobków, bo opiekunki też biorą ogromne sumy. Moje dziecko ma to szczęście, że nas jeszcze na ten luksus stać, a poza tym moja mama jest już parę ładnych lat po skończonej pracy zawodowej i cieszy się statusem emeryta. Ale nie każdy ma rodziców z tak dawnym peselem, jak ja. Większość moich znajomych ma rodziców, którzy spełniają się zawodowo i nawet jakby chcieli, wnukami zająć się nie mogą. Wydłużenie wieku pracy pogorszy ten stan. Ot, taka polityka prorodzinna w naszym kraju, że lepiej posłać dziecko do instytucji, niż oddać w opiekę bliskiej osobie. Indoktrynacja już od pieluch, czy jednak trochę przesadzam?

wtorek, 4 września 2012

Remontowo

     Przyszedł czas na remont komina. Coś, co z założeniu miało być proste, okazało się przedsięwzięciem z kuciem ścian. Zabieram się więc za czasowe przemeblowanie mojego biurka, może kartę zagubioną znajdę. A po całym zamieszaniu, sprzątaniu i odkurzaniu napiszę notkę o dziadkach. Trzymajcie kciuki, choć gorzej być nie może

sobota, 1 września 2012

Politycznie historycznie

     Gdy zapłonął nagle świat, bezdrożami szli przez śpiący las...
     1 września w pamięci historyków amatorów i zawodowych kojarzyć się zawsze będzie nie ze szkołą, a z dniem, kiedy dzieciom do szkoły dane iść nie było, czyli z wybuchem II Wojny Światowej. Z okazji dzisiejszej rocznicy usłyszałam w radiu wypowiedź pana Prezydenta miasta Gdańska Adamowicza. Mówił, że wtedy brakło solidarności Europy, jaka jest teraz. Zdało mi się, że wyrzucił z pamięci (nie)chlubną postawę Anglii i Francji, które przecież zapewniły Polskę o swym poparciu i pomocy. I zdało mi się, że nie chce widzieć, że byłoby dokładnie tak samo dziś, kiedy mamy Unię i masę paktów pokojowych. Poparliby nas i pozwolili bić się samemu. Ameryka też palcem by nie kiwnęła, choć nasi żołnierze walczą za... ropę waszą i... waszą... Niestety obawiam się, że dziś Polska nie potrafiłaby powstrzymać wrogiego natarcia, czy nawet sąsiedzkich odwiedzin akurat przez nasze podwórko. Nie ta technologia, nie Ci ludzie. Partyzantka, owszem, ale czy byłoby na co ją organizować?
     A na razie...

     Chwała Bohaterom.