niedziela, 28 listopada 2010

Z galerii rozmów małżeńskich

Po całym dniu kiedy mąż był miły dla żony:

Żona: Coś Ty dzisiaj taki miły?

Mąż: Mam ochotę na seks bez wychodzenia z domu.

Żona: …

 

***

 

Żona: Chyba odkryłeś zalety małżeństwa. Masz osobisty biust.

Mąż: Tylko do tego biustu jest przyczepiona gadatliwa kobieta…

 

***

 

Łóżko. Mąż ma nadzieję na spokojny sen. Żona gada, gada,gada…

Mąż: Śpię…

Żona: (gada, gada, gada)

Mąż: Uspokój się… Idź spać…

Żona: (gada, gada, gada)

Mąż: (po chwili namysłu) Daleko jeszcze?

Żona: (gada, gada, gada)

Mąż: (po chwili namysłu) Daleko jeszcze?

Żona: (gada, gada, gada)

Mąż: No ale daleko jeszcze?

Żona: (gada dalej)

Mąż: pua (tak jak zakończył to osioł w Shrek’u, tomlaśnięcie)

Żona w chichot… Nieopanowany chichot… Nadal chichocze ;) Nasamo wspomnienie mlaśnięcia… Ale w końcu poszła spać. Jak się wyśmiali oboje :P

 

***

 

Żona: Nie mogę ci tak dobrze gotować, bo będę gruba…

Mąż: …

piątek, 26 listopada 2010

Tak o wszystkim

            Od samegorana chodziły za mną ciastka i naleśniki. Zaraz po powrocie z pracy zabrałamsię więc za kucharzenie. Naprodukowałam ogromną ilość kruchych ciastek.Zrobiłam też naleśniki na słodko z białym serem i rodzynkami moczonymi wmiodzie. Pycha. Przy czym objedzona jestem po uszy. Zresztą, nie tylko ja.Ciastka będą na potem.

            CałkowicieOsobisty Mężczyzna naniósł dziś ostatnią poprawkę do naszego projektu domu.Trzeba posłać do architekta, żeby zatwierdził. Czyli mały kroczek dzieli nas odzamknięcia tego etapu. Strasznie się cieszę…

            Wczorajminął rok od tego, jak zdałam na prawo jazdy. Szybko zleciało.

wtorek, 23 listopada 2010

Chcę mieć dziecko

            Chcę miećdziecko. To nie nowina. Od dawna chcę. Ostatnio dużo o tym z Mężemrozmawialiśmy. Na czele z kwestią porodu. Gdzie, jak, gdzie do lekarza i takdalej. To dość ważne, do tego te rozmowy budzą strach, bo jestem chora. Niemogę po prostu pozwolić sobie na wpadkę. Nasze dziecko musi być dokładniezaplanowane, bo biorę leki, które mogą mu zaszkodzić. Do tego muszę być podkontrolą lekarza. Nie tylko ginekologa ale i kardiologa. Więc sporoniewiadomych. I tak jakoś rozmawialiśmy, ze może ta klinika, a może to, a możetamto. W końcu stwierdziłam, że moja pani doktor powiedziała, że ona swojepacjentki odsyła do Kliniki na K. Bo tam i ginekolodzy są i kardiolodzy, no ito szpital. Kręciłam nosem wcześniej, bo klinika to studenci i nie ma, że sobienie życzysz. Ale potem tak sobie pomyślałam, że po pierwsze na kimś muszą sięuczyć, a ja jestem ciekawym przypadkiem, więc czemu nie. Po drugie.Kombinowaniem, zastanawianiem się i szukaniem dodaję sobie stresów. Po co? Istanęło na tym, że w razie co zostaję przy Klinice. Brak wyboru jest czasemnajlepszym wyborem i nie ma co kombinować. A szpital ze wszystkimi oddziałamito zawsze bezpieczniej dla mnie i dla malucha. A czy naturalnie, czy cesarką,to się będę zastanawiać jak będę w ciąży. No bo wtedy to pozamiatane, jakwyszło w pewnej rozmowie z M. Jak wejdzie, to i wyjść musi.

            Decyzjawięc zapadła. Zanim zaciążyłam ze względów chorobowych. Bo zanim będziemy sięspodziewać, muszę wybrać lekarza i go wtajemniczyć. A o resztę pomartwię siępotem.

niedziela, 21 listopada 2010

7 lat

7 lat temu…

 

Kurz na parkingu…

Ostatnie ciepłe promienie listopadowego słońca…

Matrix…

Tiptiriptip…

Mgła w drodze do domu…

 

Dziś…

Ławka w kościele…

Ponuro…

Zaplanowany Shrek…

Obrączka na palcu…

Wspólny dom…

środa, 17 listopada 2010

Za marzeniami...

            Doszorowałamdziś ślubne buty. W końcu. Jakoś wcześniej nie chciało mi się za to zabrać. Zresztą,nie nadają się do chodzenia, bo są ewidentnie ślubne. Choć ładnie się doprały. Zostałymi one i dwie pary białych pończoch. Wciąż przekonuje się, że w białych teżmożna chodzić. Na razie leżą w szafie… Obok sukni… Jeszcze niedawno w ferworzeprzygotowań, a już 3 miesiące po. Teraz ciągniemy za sobą inne marzenie, amianowicie dom. Już raz o nim pisałam, nawet projekt można było obejrzeć. Dziśzałatwienia w trakcie. Szkoda tylko, że to się tak wlecze. Dokumenty załatwianesą od roku, mamy dopiero WZ, czekamy na pozwolenie. W wyniku czego niezrealizujemy planu na ten rok, nie wylejemy fundamentów. Są tego złe i dobrestrony. Złą jest przede wszystkim to, że wydłużył się czas czekania na to swojemiejsce, co ciągnie za sobą kolejne konsekwencje. A dobrą jest kasa. Zwyczajniewięcej czasu na jej zebranie. Choć i z tym kiepsko. Owszem, mamy sporą częśćkwoty, ale to nadal kropla w morzu tego, co trzeba do stanu całkowitego. Akredytu brać nie chcemy, bo ciągnie to za sobą oddawanie bankowi ogromnej kwotyw odsetkach. Zresztą, warunki i tak są tak skonstruowane, że najpierw trzebaudowodnić bankowi, ze tego kredytu się nie potrzebuje, a potem oni goudzielają. Dziękujemy, poradzimy sobie bez nich. Choć to powoduje, że MójOsobisty Mężczyzna strasznie dużo pracuje. Ale z każdym dniem bliżej… A potemznów kolejne marzenia… Ogród (na 50 arach to naprawdę wyzwanie), w nim huśtawka,całkowite wyposażenie domu, sala do ćwiczeń…

czwartek, 11 listopada 2010

Patriotycznie o manifestacjach

            Chorajestem, ale szlag mnie jasny trafił i jakoś w głowie się przejaśniło powiadomościach. Ze stolicy. Manifestującej stolicy. Ci przeciwko tym, tamciprzeciw ludowcom i w ogóle całe zamieszanie. Każde stowarzyszenie czy grupamusi się pokazać. Szum, rejwach. I jeszcze telewizja pokaże. Tylko czemu dziś?Marsz Niepodległości bojkotowany przez inny marsz, innej niepodległości. A co?To my mamy kilka niepodległości, zależnych od ugrupowania politycznego? Innadla PO, inna dla PiS, a jeszcze inna dla gejów i lesbijek? Zawsze mi sięzdawało, że wolność przyszła dla wszystkich. Przynajmniej w zamierzeniu. Niedzieliła na prawicę i lewicę. Wyswobodziła wszystkich, bez względu na partięczy majątek. Żołnierze „za wolność naszą i waszą” szli na śmierć. Nie za naszmarsz i wasz marsz. Nie za naszą partię, a za waszą to już niekoniecznie. Boniepodległość równa ludzi. Jak wojna. Jak śmierć. A teraz szafuje się nią, jakkrzyżem.

Wstyd mi za takich Polaków, wstydmi za taką Polskę. I popieram weteranów wojennych, od których czasem możnausłyszeć „Nie o taką Polskę walczyliśmy.”

poniedziałek, 8 listopada 2010

Zderzak

            Pojechałamdziś do ośrodka zdrowia, by zmienić nazwisko w karcie. W końcu. Tylko troszkęmi zeszło… Ale nie o tym mowa. Wyszłam z ośrodka, idę do auta, a tam kartka zawycieraczką… Pomyślałam sobie nawet, że to list z pogróżkami, bo zaparkowałamna miejscu taksówkarzy. Nie. Kartka z numerem rejestracyjnym auta, które mnierysnęło. Potwierdził to pan, który znalazł się obok mnie i nawet otarcie mipokazał. Naprawdę malutkie, szkoda zachodu z dochodzeniem „odszkodowania”.Szczególnie, że rysa powstała na plastiku. Zadziwiła mnie jednak uczciwość..Chyba zachowam sobie tą kartkę na pamiątkę. Choć przyznaję, że nie wiem, czyzostawił ją sprawca, czy świadek. Nie spodziewałabym się czegoś takiego.Naprawdę, jakby nie ta kartka, nie wiedziałabym, że mam uszkodzone auto.Zwyczajnie bym się tego nie dopatrzyła… Jednak jeszcze istnieje pojęcieuczciwości… Ile razy na parkingu zdarza się, że ktoś huknie drzwiami o innysamochód, odrze do gołej blachy i zwyczajnie odjeżdża. I nikt nie reaguje.Szukaj wiatru w polu. I choć szkody są widoczne, nie przyzna się. Już w ogólenie wspomnę o ucieczkach z miejsca wypadku, bo to przypadek bardzo ekstremalny.

            Takie małewydarzenia, a tak przywracają wiarę w ludzi…

sobota, 6 listopada 2010

Cudownie mi...

            Dzieńzaczął się od pysznych świeżych bułeczek i chlebka przywiezionych przez Męża…Mniam… Potem wyjazd i Zakopane. Obiecane od dawna, wyczekane, w końcu dziśzrealizowane. Pogoda wymarzona, ciepło, polska złota jesień, bajecznie…Najpierw jednak góry. Stop, nie krzyczcie, Zakopane to nie góry, ja niebluźnię. Poszliśmy na Sarnią Skałę. Schodziliśmy zmęczeni koszmarnie, alezadowoleni jak świnki w deszcz. Kocham góry. I Jego kocham. Za tą wycieczkęteż. Po wymyślaniu przeze mnie ratowniczki dla niego i ratownika dla mnie(jakby trzeba było wezwać TOPR) stwierdziłam, że nadmiar tlenu szkodzi. Aleuważam, że wyimaginowana blond piękność w obcisłym kombinezonie na ponętnychkształtach to nie powód, aby mi mówić, że zwariowałam ;)

            Potem jużtylko obiado-kolacja w Zakopanym i mała wędrówka po Krupówkach. Za każdymrazem, gdy tam jestem zastanawiam się, co ludzie w nich widzą i próbuję sięprzekonać do ich uroku idąc tam. I nadal nie wiem. Ulica jak ulica… Ja tam wolęszlak…

            Kochamwędrówki…