poniedziałek, 31 grudnia 2012

Szczęśliwego :)

Nuggetsy, dipy, oponki, faworki i róże karnawałowe - są.
Prezent dla Dwulatka - jest.
Ciuchy na zmianę dla Córy - są.
Nasze ciuczy - są.
Picie - jest.
Winko - zastanawiam się, czy brać, ale jest.
Paliwo w baku - jest.
Dobry humor - jest.

Niniejszym oświadczam, że wybywamy na rodzinno bejbikowego Sylwestra w gronie 5 osobowym, niestety 6 osoba nie może :(
Tak czy inaczej podsumowanie zrobię jutro. Dziś się zamierzam bawić :)


I oby nie jak na tej reklamie. Ciekawe, kto zgadnie, co jest nie tak




sobota, 29 grudnia 2012

Zgryzę gryzaka, czyli wielki test na zębach

Pora na nową odsłonę produktów MAM. Tym razem postaram się opisać gryzak, zabawkę Twister, z 7 różnymi powierzchniami do gryzienia, o 3 stopniach twardości i możliwością chłodzenia.

Właśnie taki gryzak zabawkę wybrałam dla Córy. Jak pewnie pamiętacie z notki o odpakowywaniu No i jest! Mamy MAM!
Gryzak ten zdobył największe uznanie spośród tego, co dostaliśmy od firmy MAM. I... na tym się skończyło. Po rozpakowaniu ciekawy być przestał, wylądował w wiaderku z zabawkami i nawet na niego spojrzeć nie chciała. Ja się załamałam, Córa się nie przejęła. Ale pewnego pięknego wieczoru, na kolanach u Taty, dałam jej gryzak, żeby nie pogryzła mi Osobistego.  I stał się cud. Przyjął się. Najpierw jako zabawka, bo przyjemnie grzechocze i da się kręcić kółkami w różne strony. Tego nie udało mi się "złapać" aparatem, ale resztę już tak.



Najpierw odbyło się rytualne lizanie, bo może niejadalne, a potem...



Ojoj, za głęboko...




włożyła do buzi i gryzła, gryzła, gryzła.Wypróbowała dwa kółka, czyli razem cztery różne powierzchnie. Gryzak się przyjął.

Niestety kolejne próby fotografowania Córy skończyły się fiaskiem, ale nie ustaję w działaniach. Jeszcze muszę go schłodzić. A pracować jest nad czym, bo zaraz za drugą górną jedynką poleciała górna dwójka i idą następne. Gryzak będzie więc na pewno w użyciu.

A Ci, co chcą ulżyć dziecku i są fanami MAM na FB, mają taniej ;)

czwartek, 27 grudnia 2012

Rok jako mama

Pierwszy rok życia dziecka, to nie tylko jego wielki krok, to też wielka zmiana w życiu rodziców. Dziś więc pora na moje podsumowanie.
Przez ten rok nauczyłam się masy rzeczy, które wydawały mi się nierealne i niesamowicie trudne. I nadal są, bo jak patrzę na Córę, to nie mogę pojąć, jak umiałam ją ubierać, przewijać, kąpać, jak była taka mała, wiotka i nie trzymała pewnie główki. Co do cierpliwości to nie jestem pewna. Bo albo nie wzrosła, albo rośnie proporcjonalnie do wymagań, ale nadal jest jej za mało. Na szczęście z reguły wystarcza. Nauczyłam się spać zrywami i regenerować się w minutę. Potrafię też dostrzegać i czerpać radość ze szczegółów, z biedronki, balonika, spadających listków. To cenię sobie najbardziej.
Oprócz tego przewróciliśmy milion razy nasze życie z Osobistym na dziesiątą stronę, bo dziecko zmienia wszystko, ale my się na tym nie przewróciliśmy, więc to ogromny plus. Pewnie jeszcze sporo kryzysów przed nami, ale każdy kolejny nas tylko umacnia.
Zmieniłam zdanie co do posiadania dziecka. Drugiego. Na początku chciałam tylko dlatego, by Córa nie była jedynaczką. Teraz chcę strasznie, obezwładniająco i koniecznie. Oby szybciej ten dom stanął.
Poza tym, wrażliwe kobiety mogą nie czytać, waga sprzed ciąży została 6 kilo za mną, czyli od dnia porodu zrzuciłam 27 kilogramów. Bez diety, ćwiczeń i wyrzeczeń. Ach, te pyszne ciasta świąteczne. Wylaszczyłam się na tyle, że Osobisty mówi do mnie chudzielec, gniecie mnie podłoga w kręgosłup, a mała beżowa wchodzi przez biodra, czego nigdy nie robiła. Kocham ten stan :)

A tak poza tym, to ze względu na wczorajszy Roczek i całe święta zabiegane, z Osobistym postanowiliśmy przełożyć święta na dziś. I nie trzeba iść do kościoła, dziś kościół przychodzi do nas, czyli mamy kolędę.

środa, 26 grudnia 2012

Roczek

Święta przyniosły mi dwa największe Skarby, jakie mam. Osobisty w wigilijny wieczór zaistniał w moim życie, parę lat później prawie pod choinkę dostaliśmy Córę.


Dziś Córa kończy rok. Rok pełen radości, strachu, zdobywania nowych umiejętności.
Jak co miesiąc pora na podsumowanie. Mogę się powtarzać, bo chcę umieścić wszystko. O ile spamiętam.
Córa:
- chodzi, sama, bez trzymania, czasem na 5 biegu
- pokazuje, jak robi pies, gdy chce ją polizać
- wie, jak szczeka piesek
- wie, jak robi kaczusia
- pokazuje przedmioty w domu, obrazki w książeczce
- woła mama, tata, najczęściej na odwrót
- woła na nocnik, po chwilowej przerwie, wraca do tego
- próbuje jeść samodzielnie łyżeczką
pokazuje, jakie jedzenie było dobre
- pokazuje, ile ma kłopotów
- pokazuje jaka będzie duża
- robi koso kosi i brawo
- robi papa
- daje buziaki
- robi noski noski Eskimoski
- przytula się
- pokazuje, jak lula dzidzia, piesek, babcia....
- pokazuje, gdzie ma nogę, nos i brzuszek
- pokazuje na obrazkach, maskotkach, ludziach oko, nos, buzię i ucho
- robi a psik
- pokazuje, jak śmierdzi dymek, czyli fuka
- pokazuje, jaka jest zmęczona, ciężko dysząc
- tańczy
- robi hopsa hopsa
- pokazuje, jaką czapkę ma krasnoludek
- wie, jak się grzeje rączki nad piecem (w kuchni mamy piec kuchenny, kaflowy)
- umie wspiąć się na sofę, jak nie ma po czym, to sobie przysuwa
- pokazuje, gdzie sroczka krupki ważyła i czasem, gdzie się w pupę oparzyła
- wróciła jej śmiałość w stosunku do obcych ludzi
- ma 4 zęby
- mierzy 76 cm i waży 9.8 kg - w ubraniu, bez 9.5... małe wierci kręci


piątek, 21 grudnia 2012

Pierniczkowo

Obiecałam fotki, trochę się zbierałam, ale w końcu się udało. Pierwsze to te z kursu, drugie to pomieszane wraz z tymi, co robiłam sama, na Święta. To znaczy z Córą, bo twardo pomagała :)









Przepis na pierniki znalazłam na blogu Margarytki. Oczywiście nie byłabym sobą, jakbym go nie zmieniła. Bardzo rzadko używam cukru pudru, więc i tym razem dałam kryształu. Wsypałam go do ciepłej masy. Rozpuścił się, a masa szybciej ostygła. Ciasto robi się błyskawicznie. Z grzaniem zajęło mi to mniej niż 10 minut. Pierwszą blachę spaliłam w części, bo ubzdurałam sobie, że one muszą być twarde. Następne już wyjmowałam po określonym czasie i pozwalałam im stwardnieć poza piekarnikiem.
A smak... Niech wszystko powie to, że jakoś więcej wyjęłam, niż mi wyszło udekorowanych. Magia Świąt?

poniedziałek, 17 grudnia 2012

Kościuszko na Rynku w Krakowie

Nie będzie patriotycznie. Chociaż...
W tamtym roku w Wigilię byłam na KTG, wracaliśmy już, kiedy podszedł do nas bezdomny i poprosił o... jedzenie. Pusta ulica, my w samochodzie nie mieliśmy nic. Osobisty poszedł do jedynego sklepu, który nam przyszedł do głowy i kupił mu parę rzeczy. Jakby to było bliżej, zaprosiłabym go do nas, na tamtejszą naszą skromną kolację. Ale to było 25 km w jedną stronę. Do dziś o tym pamiętam.
Restaurator Jan Kościuszko już po raz 16 organizuje wigilię dla bezdomnych i potrzebujących. W tą niedzielę, na Rynku w Krakowie. Proszę Was, jak macie troszkę zbędnej gotówki, pójdźcie, kupcie coś, co się nie psuje, konserwę, ryż, makaron. Zostawcie na Rynku, będą zbierać takie rzeczy. Dla Was to nic, dla tych ludzi to cały świat. Jeden człowiek, drugi i się zbierze. Razem mamy moc. Wykorzystajmy ją.

niedziela, 16 grudnia 2012

Zaskoczona mama

Tak, to ja. Córa wczoraj jeszcze tylko parę razy na dzień się puszczała i parę nieśmiałych kroków robiła sama. Dziś prawie cały dzień przetuptała sama, czasem nosząc w ręce zabawkę, czasem nie. Do tego, sama zakręca, zawraca, zatrzymuje się i idzie dalej. W nic nie wpadła, a rundka koło stołu wiedzie koło konia na biegunach i kociega drapaka. Pomijam fakt, że wieczorem już drugi bieg włączyła...

Starzeję się.

Ale, ale... Jeszcze roku od porodu nie ma, podsumowanie więc jeszcze nie końcowe, ale pochwalić się muszę. Weszłam dziś w spodnie rozmiar 36, eleganckie. Przed ciążą mi się zdarzało raczej rzadko, były w szafie, bo nie wiem czemu. Chyba dostałam. A dziś w nie weszłam po prostu. Szok.

sobota, 15 grudnia 2012

15 grudnia 2011

To była przewidywana data mojego porodu. Gdyby wszystko poszło gładko i sprawnie, miałaby już rok. A tak, obie musimy czekać. Spóźniła się, jak to kobieta ;)
Mnie natomiast nachodzą wspomnienia. Ostatnia dni z brzuchem, niepewność, oczekiwanie. Ciężar i nadzieja, że to już. Zastanawianie się, kiedy, jak i jak to będzie... Sądzę, że każdego dnia będzie wspomnień więcej.

czwartek, 13 grudnia 2012

Podsumowanie Textmarket'owe

Wrzuciłam Wam kiedyś linka, namawiałam i nic za tym nie postawiłam. Czas na to nastał dziś.
Jak widać zarobiłam troszkę pieniążków. Wypłaty na początku małe, bo początek był trudny, szło jak krew z nosa. Ale teraz, jak widać, idzie nieźle. Przy czym kwota ta nie uwzględnia jeszcze trzech niesprawdzonych zleceń. Zarobiona na nich kwota plus to, co zostało zabrane w ramach gwarancji wywiązania się z terminu da dodatkowo 115 złotych. Kwota ta uzbierała się od tamtego miesiąca, od 13. Czekam też na wyłonienie wykonawcy 6 zleceń. Któreś zapewne będzie moje.
Nie piszę dużo, wynika to z tego, że piszę, jak Córa śpi, a jeszcze w tym czasie muszę posprzątać, ugotować i poprać. Organizacja czasu mi się poprawiła niesamowicie. Piszę też czasem, jak Osobisty jest w domu i się bawią, ale wtedy mi idzie kiepsko, bo a to Córa się przytula, a to coś zagadamy. I wieczorami czasem też piszę. Wcześniej denerwowało mnie, że nie widzę zleceń, jak jakieś wykonuję. Wiem jedynie, że zostały dodane, bo system informuje mnie o tym przez maila. Teraz już się nie złoszczę, bo obawiam się, że nic bym nie robiła, tylko pisała, nawet, jak ułożyłabym sobie tak terminy, by zdążyć. A jak by coś wypadło, to do ciebie panie... Na razie działa to jako motywacja, jak widać, niezła. Wciąga mnie to coraz bardziej, a i nowych rzeczy się dowiaduję. Podoba mi się praca zdalna.

wtorek, 11 grudnia 2012

Zdrada

Kiedyś mówiłam, że nigdy nie wybaczę zdrady i bicia. A dokładniej jednego uderzenia po którym miało już nie być nic. Zero zaufania, zero powrotu. Dziś zostało mi to drugie. I mam nadzieję, że nigdy nie przyjdzie mi tego wybaczać, a jak przyjdzie i wybaczę, to proszę przyjaciół o pomoc. Znaczy porządnego kopa. A zdrada... Nadal nie przyszło mi jej wybaczać. Ale już nie mówię, że jej nie wybaczę. Po pierwsze nie do końca wiem, co zdradą jest, jak ją zdefiniować. Bo jeśli jest nią flirt, to sama zdradzałam wielokrotnie. Zresztą, sam kontakt stricte fizyczny, stosunek, odbyty raz, przypadkiem może być zdradą, odżałowaną i tak dalej, a nie musi. Bo jak mówić o zdradzie w stanie upojenia? Problemy z określeniem czym jest mam ogromne, więc nawet nie próbuję. Wiem tylko, że w jakikolwiek sposób by mnie Osobisty nie zdradził, wybaczyłabym. Bo po pierwsze, zdrada zawsze, ale to zawsze leży po obu stronach. Czegoś brakło, coś zawiodło, bliskość, rozmowa, cokolwiek i poleciało. A po drugie, nie ma człowieka bez winy. Oczywiście, jeśli pewnego dnia przyjdzie i oświadczy, że kocha kogo innego, to nie tyle wybaczę, ale puszczę. Pewnie przeryczę pół życia, ale... To też nie zdrada. A jeśli zdrada będzie notoryczna i nie będzie pomagało naprawianie naszego świata? Jakoś tego nie widzę... Zupełnie abstrahując, wtedy bym nie wybaczyła. Ani partnerowi, ani sobie.

piątek, 7 grudnia 2012

Mam miseczkę MAM, wybawienie mam

Jednym z produktów MAM, które przyszło nam testować, jest miseczka z przyssawką - Baby's Bowl.

Dokładnie taką mamy. Producent pisze o niej:

"Samodzielne jedzenie z rodzicami przy stole? Możliwe dzięki praktycznemu talerzowi do nauki jedzenia. Udane połączenie funkcjonalności i designu MAM sprawia, że dzieci mogą czerpać przyjemność z jedzenia.

  • Ze zdejmowaną przyssawką, dzięki której talerz się nie przesuwa.
  • Idealny do używania poza domem"

To tyle faktów. A teraz wrażenia. Nie umiem przyssać jej do stolika Córy, ale do podłogi, zlewu, innego stołu przysysa się świetnie, więc pewnie chodzi o rodzaj powierzchni. Jednak to nie przeszkadza w niczym, troszkę się trzyma. Ale... Od początku. Moje dziecko ostatnio jadło owszem, wszystko, ale mało, bo jej się wiecznie spieszyło. Jedzenie musiało się więc odbywać z zabawiaczami, śpiewaniem, graniem i całą resztą cudowania. Aż tu pojawia się miseczka MAM.

Hm... Jak się za to zabrać...

Wezmę sobie jeden kawałeczek

Dobre....

Więcej, więcej... Bo mi zabiorą...

No mamo, nie rozśmieszaj mnie...

Dobre, z delikatną nutką masełka...

Mniam......


Śniadanie zjedzone samodzielnie, ja w tym czasie mogłam zjeść swoje. Już pokochałam miseczkę, ale... największy test przed nami. Zupa. Obawiałam się, że będzie moczenie palców i mycie rąk w zupie. A tu niespodzianka. Testowy paluszek raz włożony i "Mama daj" Dziubek otwarty, że nie mogłam nadążyć. Zastanawiałam się, po co miseczka ma wgłębienie i uznałam je za niepotrzebne. Do tej zupy właśnie. Nabieranie dzięki temu wgłębieniu jest banalnie proste, a zafascynowane dziecko jadło jeszcze chętniej.

Czy to na pewno dobra zupa?

Wsadzę palec, mogę?

Pyszne :)

Ładuj, mamo, ładuj

Mniam....

Mogę sama?

Dobrze to robię?


Tak teraz wygląda każdy posiłek. Chętnie, do końca jedzony, ja w tym czasie jem swoje. I nawet pierwsze próby jedzenia samodzielnie zostały podjęte. Jestem zakochana w tej miseczce. Czemu nie pomyślałam o niej wcześniej?
Na razie nie korzystamy z przykrywki, ale na pewno będzie przydatna na wyjazdach. Nie ruszę się bez tej miski z domu.
Polecam każdej mamie tęskniącej za tym, by zjeść śniadanie bez przerw na wpychanie jedzenia dziecku do buzi. I każdej, która chce się przekonać, że dzieci umieją same.

Przypominam, że dla fanów 20% taniej :)

wtorek, 4 grudnia 2012

Jest Robótka

Przypominam o zacnej akcji :)
Pióra, długopisy, ołówki i kredki w dłoń, bo

                                               JEST ROBÓTKA!!!!!!!!!!!

poniedziałek, 3 grudnia 2012

Twórcza sobota

Ostatnio mam manię startowania w konkursach. I wystartowałam, przekonana, że 1 grudnia jest w niedzielę, w konkursie, w którym do wygrania były bezpłatne warsztaty zdobienie wypieków świątecznych. To jeszcze nic. Wygrałam ten konkurs. Ale to też jeszcze nic. Miejsce odbywania: Tarnowskie Góry, bagatela, 100 km ode mnie. Sobota. Plany przewrócone do góry nogami, ale... pojechaliśmy wszyscy. Ja poszłam się doszkalać, Osobisty z Córą mieli czas dla siebie.
Firma SweetDecor spisała się na medal. Ciacho, kawa, herbata, przepyszne grzanki no i same warsztaty. Mnóstwo mas cukrowych, posypek, perełek, sprayów, brokatów i pisaków do zdobienia. I to wszystko dla nas. Pierniki, obkładanie tortu na styl angielski, robienie róż, pod okiem mistrza. A na koniec paczuszka pełna cudów. Bawiłam się świetnie, dopieszczona pod każdym względem. Teraz z niecierpliwością czekam na zdjęcia i film, obiecany przez firmę.

p.s. Zdjęcia firma udostępni za około dwa tygodnie. Ps 2. Kinga Paruzel jest przesympatyczna, Łukasz Wylenżek też ;)

piątek, 30 listopada 2012

No i jest! Mamy MAM!

Doczekać się już nie mogłam. Ciekawa byłam bardzo, co też za produkty dostanę w paczuszce. A ona szła i szła i szła. Ale w końcu dostałam ją w swoje łapki i... natychmiast oddałam Córze:



Pudełko nad wyraz ciekawe, ale... pozwól mamie otworzyć



No dobra, mamo, ale nie bierz go za daleko, to w końcu moje. Otworzyłaś? To pokaż.




To sobie wyjmę, to sobie oglądnę, resztę możesz zabrać.






No dobra, obejrzę i to. Podoba mi się. A do czego to będzie służyć?






Tak oto staliśmy się posiadaczami:
Gryzaka Twistera
Kubka sportowego niekapka
Miseczki z przyssawką
Pierwsze wrażenie z produktów, połączone z wrażeniami mojego Osobistego Mężczyzny, bardzo pozytywne. Żywe kolory, solidnie wykonane, z dbałością o najmniejsze szczegóły. Tylko jak miseczkę oderwać od podłogi?

Niedługo relacje z tego, jak się sprawują.

poniedziałek, 26 listopada 2012

11 miesięcy

Wtedy też był poniedziałek. Małe, mokre, ciepłe ciałko. A dziś 9,7 kg i 75 centymetrów. Nadal największego szczęścia. To nasze szczęście dziś od 2 w nocy świętowało miesięcznicę... Ale co tam ;)
Może się powtórzę, ale na dzień dzisiejszy Córa:
- robi kosi kosi i brawo bije, jak coś jej się uda;
- robi papa, zawsze w dobrym momencie;
- pokazuje, ile ma kłopotów;
- robi halo, halo;
- pokazuje, że czegoś nie ma;
- pokazuje, jakie było dobre jedzenie;
- wie, gdzie ma nos;
- umie powiedzieć, jak robi kaczka;
- namiętnie ogląda książeczki;
- pokazuje mrówkę i biedronkę na obrazkach, no i kaczkę;
- tupta za jedną rękę;
- tuptając często nosi w drugiej ręce: maskotkę, koszyk, książeczkę, siedzisko-żabę, która sięga jej ponad pas;
- potrafi się schylić, kucnąć opierając się o coś jedną dłonią;
- idąc za mną woła tata, za Osobistym mama... no cóż...
- marszczy nos i fuka już nie tylko na dymek, ale i na mgłę (całe spacery fuka), i na gotujący się obiad;
- na spacerach idzie pchając wózek;
- pokazuje, gdzie ma nogę... w 99% lewą... druga się przyplątała niepotrzebnie;
- sprawdza, co jest pod dywanem, szafą, stołkiem...
- wie, gdzie jeżyk ma truskaweczkę;
- ma własną klawiaturę, bo inaczej wciąż pisze po mojej;
- kocha mięso, nienawidzi gotowanych jajek;
- pije krowie mleko, je budyń, grysik i inne mleczne kombinacje;
- i, co nas bardzo martwi, jak się zezłości to szczypie, a jak się nie da, to gryzie...

Edit, jak zawsze, zapomniałam o najważniejszym:
- sama stoi i potrafi wtedy manipulować trzymanymi w rękach przedmiotami, czytać książeczkę, pić

niedziela, 25 listopada 2012

Życzenia

Kasiom, Katarzynom, Kasieńkom, Kaśkom, Kasicom i Kasiekom ;) serdeczne życzenia imieninowe. Niniejszym oznajmiam również, że ja dziś nie obchodzę.

piątek, 23 listopada 2012

Ciacho na świętowanie

Wymyśliłam sobie, że na świętowanie nasze upichcę wystawne ciacho. Ale ząbkujące dziecko rozwala wszelkie plany, a że wystawne ciacho potrzebuje biszkopta i masy to nie powstało. Więc co by tu wymyślić? Muffinki. Zajrzałam do mojego Guru Mufiinkowego, czyli Panti w poszukiwaniu inspiracji i oto znalazłam przepis idealny. Jako, że płatki owsiane z ust Córy lądują zawsze na podłodze, to postanowiłam je wykorzystać w cieście. Znalazłam przepis na owsiane muffinki. Tak mnie pomysł zachwycił, że nie przeczytałam składników poważnie, a uznałam, że coś wymyślę. Nie miałam maślanki, więc zalałam mlekiem, na oko. Nie miałam ani bananów, ani czekolady, więc dałam czereśnie ze słoiczka własnej roboty i płatki kokosowe. Pomyślałam też, że 12 mufiinek to zniknie zanim się pojawią, zrobiłam więc podwójną porcję. Naprawdę chciałam zrobić 24 babeczki, ale Córa już tak marudała, że... wylałam wszystko na blachę. Efekt piorunujący. Córa zjadła od strzała dwa kawałki, co przy ząbkującym maluchu jest nie lada wyczynem, bo nie je nic. Na śniadanie też obok bułki zażyczyła sobie ciacha, a życzyć to ona sobie umie głośno i wyraźnie. Osobisty zachamęcił część do pracy, blacha prawie pusta. Już wiem, co będę tworzyć w ramach ochoty na małe co nieco :)

środa, 21 listopada 2012

21 listopada.. znów.. razem

Kiedy spotkaliśmy się w 2003 roku żadne z nas nie przypuszczało, że tak ściśle połączą się nasze losy. Parking, kino, rozstanie i przypadkowe spotkania, Chwile, które w efekcie doprowadziły do wielkiej miłości...
A Wielka Miłość nie wybiera...

poniedziałek, 19 listopada 2012

Ludzie listy piszą

A raczej ludzie zapominają pisać. A fajnie dostać taką kartkę lub liścik przytachany przez listonosza, prawda? Jeszcze fajniej ją wysłać.
Więc, ludzie, ludziska, kobiety, dzieci i inne skrzaty, do dzieła!!! Zajrzyjcie i napiszcie. Ja na pewno wyślę choć parę. Namówcie znajomych, rodzinę. Jedna osoba-jedna kartka, masa uśmiechu. Warto!

Jest Robótka

niedziela, 18 listopada 2012

Pytania, których Bóg Ci nie zada...

     Dziś kopia, ale chciałabym, byście poczytali i zapamiętali. Ja bardzo lubię ten tekst, wisi też u mnie w pracy na ścianie.

Bóg nie zapyta cię jak duży miałeś dom.
On spyta cie ilu ludziom dałeś w nim schronienie. 

Bóg nie zapyta cie jakiej marki miałeś samochód. 
On spyta cię ile osób nim podwiozłeś gdy byli w potrzebie. 

Bóg nie zapyta cię jak eleganckie nosiłeś ubrania. 
On spyta cię ilu potrzebujących przyodziałeś. 

Bóg nie zapyta cię jakie miałeś wykształcenie. 
On spyta cię jak mądrym byłeś człowiekiem. 

Bóg nie zapyta cię jak wysokie miałeś dochody. 
On spyta się czy zarabiałeś uczciwie. 

Bóg nie zapyta cię do jakiej klasy społecznej należałeś. 
On spyta się jaką klasę sobą reprezentowałeś. 

Bóg nie zapyta cię ile dóbr materialnych posiadałeś. 
On spyta się co było w twym życiu dobrem najważniejszym. 

Bóg nie zapyta cię jak wysokie zajmowałeś stanowiska 
On spyta się jak nisko pochylałeś się nad cudzą niedolą. 

Bóg nie zapyta cię ilu miałeś przyjaciół. 
On spyta cię dla ilu ludzi byłeś przyjacielem. 

Bóg nie zapyta cię czy byłeś szczęśliwy. 
On spyta cię kogo uszczęśliwiłeś.

czwartek, 15 listopada 2012

Chcę drugie dziecko

     Niedawno zarzekałam się, że ja nie chcę drugiego, ale będzie bo Córa jedynaczką nie będzie. A dziś...
     Dziś odwiozłam tatę do szpitala, planowany pobyt i tak dalej, nic poważnego. I obok izby przyjęć był oddział położniczy. I słuchając kwilenia tych maluchów zapragnęłam mieć drugie dziecko. To jest abstrakcja i szaleństwo, bo ja nie pamiętam, jak się takie małe trzyma, kąpie i ubiera, ale chcę. Owszem, Córa nie ma jeszcze roku, ale takie rzeczy się zapomina szybciutko. O porodzie nie wspomnę, bo się boję, jak nie wiem co. Tak, wiem, rodziłam, naturalnie, bez znieczulenia, biegiem prawie, ale że nie pamiętam nic a nic to się porodu boję i kropka.
     A teraz zejście na ziemię. Córy chciałam około dziesięć lat. Na drugie też przyjdzie mi poczekać w tym ogromnym chceniu. Na szczęście nie kolejną dychę. Byle do wprowadzenia.

środa, 14 listopada 2012

Jak pozbyłam się laktacji

     Nie należę do kobiet, które muszą karmić dziecko do skończenie przez nie lat dwóch, albo i więcej, nie potępiam takowych, ale się nie piszę. Córa miała powiedziane, że karmię minimum pół roku, do pierwszego zęba lub określonej wagi. Dwa pierwsze się spełniły, czas odstawiać, zresztą, sama się odstawiała powoli. Jak już pisałam, dwa tygodnie były super, potem zrobił mi się zastój i normalne masaże nie pomagały. Zapytałam mamę o radę i mi poradziła masaż przy pomocy śmietany zagrzanej ze spirytusem. Podeszłam sceptycznie, ale już tak bolało, że tonący brzytwy się chwycił. Spróbowałam. Do tego szałwia dwa razy dziennie. Możecie wierzyć lub nie, ale po pierwszym masażu poczułam ogromną ulgę. Drugi przyniósł zdecydowaną poprawę, szałwia dokończyła dzieła mleka i w końcu mam swoje piersi, nie bolące, zwyczajne. Jak ktoś ma problem, polecam. Nie polecam mamom karmiącym, bo mieszanka też podobno wpływać może na zatrzymanie mleka, choć pewnie jedna aplikacja nie zaszkodzi, ale ja odpowiedzialności nie biorę. Dla siebie na pewno zapamiętam.

wtorek, 13 listopada 2012

Textmarket

     Z lewej strony pojawił się baner. To giełda, gdzie można sprzedawać swoje teksty. Po kliknięciu i zarejestrowaniu się można pisać teksty o tym, na czym się znacie, co lubicie i o czym lekko Wam się pisze. Serwis podaje słowa kluczowe, które najczęściej są wyszukiwane i kategorie, w których teksty się najczęściej sprzedają, ale niekoniecznie trzeba się tym sugerować. Ja osobiście czasem piszę teksty zupełnie inne i też się sprzedają. Artykuł musi mieć co najmniej 1000 znaków i liczy się każde słowo, za które w różnych kategoriach można uzyskać 2, 4 lub 8 groszy za słowo. Opłaca się więc pisać teksty naprawdę dobre jakościowo. Po dodaniu 100 tys znaków otwiera się opcja zleceń, które przynoszą szybki zysk.
     Jak ktoś ma ochotę dorobić, polecam. Nie jestem profesjonalnym copywriterem, Ken.G jest proszona o niekomentowanie ;) choć ja osobiście precli unikam, jak ognia i nie piszę dla pisania. Ale jakoś dorobić trzeba, a to mi daje elastyczność ogromną, bo jak nie mam czasu to i tydzień nie piszę, a wrzucone artykuły powoli przynoszą pieniążki.
     Ze swojej strony naprawdę polecam, a sama "idę" zlecić wypłatę tego, co zarobiłam ;)

niedziela, 11 listopada 2012

Przenosiny

     Jako, że Onet tak ulepszył blogi, że mój mi się nie podoba, postanowiłam przenieść się tu na stałe. W miarę możliwości i czasu będę przenosiła notki wraz z komentarzami. Możecie wrócić do archiwum, bo przenosiny będą wolne.

sobota, 10 listopada 2012

Nominacje

Nazbierało mi się zaległości w zabawach blogowych. Dostałam trzy nominacje:






"Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za 'dobrze wykonaną robotę'. Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Ciebie nominował."

Serdecznie dziękuję każdej z Was, która mnie nominowała, ciepło mi się na sercu zrobiło.

A teraz do odpowiedzi maszeruję.

Pytania JoAnn:

1. Co robisz w deszczowe popołudnie?
To zależy od tego, co robi Córa. Jak nie śpi to jakoś organizujemy sobie czas, czytamy, śpiewamy, tańczymy i czytamy, a jak śpi to ja czytam. Coś poważniejszego od Pocahontas.

2. Jaki kolor dominuje w Twojej sypialni?
Sypialnia to mocne słowo, bo mamy kącik sypialniany teraz głównie niebiesko żółty, bo taki mamy kocyk do przykrywania. A nasza sypialnia będzie biała z beżowymi, kremowymi i miodowymi akcentami.

3. Jaki jest Twój ulubiony deser, który sama potrafisz przyrządzić?
Budyń

4. Jaki był najgorszy prezent jaki w życiu dostałaś?
Nie ma takiego, jestem zadowolona ze swoich prezentów.

5. Jaki jest samochód Twoich marzeń?
Honda Civic z oszklonym przodem. Czarna. I naiwny do mycia jej.

6. Dokąd chciałabyś się wybrać na wakacje marzeń?
Do Japonii.

7. Najbardziej kobiecy element garderoby?
Koronkowa bielizna.

8. Co byś chciała znaleźć pod choinką w najbliższe święta?
Kupon rabatowy na wykończenie domu. Tak z 70%. Ot, przyziemne marzenie ;)

9. Czego nie robi Twój partner, co chciałabyś żeby w końcu zrobił?
Nie ściera kurzu u siebie na biurku w myśl zasady, że jego żyjątka już wymyśliły koło.

10. Jakimi językami się posługujesz?
Angielskim francuskim dość kulawo i rozumiem hiszpański, ale ni w ząb nie umiem nic powiedzieć.

11. Jakie jest Twoje życiowe motto?
Żyj tak, aby Twoim epitafium było "Nie żałuję"


Pytania Kociej Damy:

1. Muzyka w głośnikach czy słuchawki na uszach?
W głośnikach.

2. Twój największy sukces?
Dach na domu, choć to nasz sukces, a mój? Jasełka z moimi podopiecznymi uświetniające rozdanie nagród za najładniejszą szopkę.

3. Słodkie lenistwo w domu czy wycieczka za miasto w piękny słoneczny weekend?
Zdecydowanie wycieczka :)

4. Gdzie widzisz siebie za dziesięć lat?
W naszym salonie, na sofie, z książką w ręku, patrzącą na dzieci w ogrodzie. Chyba się rozleniwiłam. Ale gdzieś tam się pałęta myśl o tej samej pracy, którą mam teraz.

5. Książka czy film?
Książka. Kocham szelest kartek. I własną wyobraźnię, a nie narzucony szablon.

6. Herbata czy kawa?
Herbata. Tylko i wyłącznie.

7. Czym czasami zaskakujesz samą siebie?
Pędem do sprzątania.

8. Róża czy frezja?
Frezja.

9. Złota rybka i jedno, jedyne życzenie. Jakie?:)
Być z Osobistym do końca życia, długiego życia.

10. Lubisz zwierzęta?
Bardzo, każde przygarnę, czego efektem jest Dezerter.

11. Lubisz modę?
A to zależy, co jest modą, bo jak moda z wybiegów na ubrania z papieru toaletowego, to nie, ale jak coś gustownego, to tak.


Pytania Marty:

1. Ulubiona książka?
Cień Wiatru, a zaraz za nim wiele innych, m.in: saga Nieśmiertelni Alyson Noel, saga Szeptem Becci Fitzpatrick, Opowieści z Narnii Lewisa, jego też Dopóki mamy twarze, Wiedźma Pani Gromyko... (pewnie dojdą książki cudownej Joanny Opiat-Bojarskiej, jak tylko wpadną w moje łapki, tak, to reklama)

2. Ulubiony film?
Hm... Nie mam jednego, mam totalny misz masz: Zielona Mila, Wywiad z Wampirem, Pretty Women, Leon Zawodowiec, Siedem, Lektor. Każdy cenię za coś innego, kolejność jest więc przypadkowa.

3. Ulubiony serial?
Nikita.

4. Gdybyś miała/miał syna miałby na imię?
Piotr

5. Gdybyś miała/miał córkę miałaby na imię?
Natalia, ale chcę synka ;) no i nie wiem co Osobisty na to.

6. Ukochane miasto?
Kraków

7. Autorytetem dla Ciebie jest?
Nie mam konkretnego autorytetu. Cenię wielu ludzi za to, co mówią, ale z nikim nie wiążę nic na stałe.

8. Gdy masz problem to kogo prosisz o radę?
Osobistego.

9. Wolisz kupować ubrania czy książki?
Książki, to oczywiste, jestem pożeraczem.

10. Gdybyś wygrała/wygrał w Lotto 50 milionów to przeznaczone zostałyby na?
Prozaicznie, na dokończenie domu, kupno działki i mieszkania. Na przyszłość.

11. Ulubiony aktor?
? O jaaa... no nie mam. Choć nie, wróć, Morgan Freeman.


A oto moje pytania:

1. Wierzysz w przyjaźń damsko-męską?
2. Zastajesz partnera w niedwuznacznej sytuacji z przyjaciółką. Komu wybaczasz?
3. Kino, czy teatr?
4. Wymarzona praca.
5. Masz umrzeć jutro, co robisz?
6. Kogo lub co zabierzesz na bezludną wyspę?
7. Znajomość przez Internet to...?
8. Związek na odległość to...?
9. Czy jest coś, o czym nie należy mówić partnerowi? (niekoniecznie coś, co się zdarzyło, możecie dać się ponieść fantazji)
10. Najbardziej boję się...?
11. Wielu znajomych czy jeden przyjaciel?


Do zabawy nominuję, kolejność przypadkowa:
Moniqę
Smoczycę
Szyszkę
Szczęśliwą Żonę
Kwiatuszka
Panti, czyli z zapachem wanilii we włosach
Ken.G
i każdego, kto ma ochotę :)


Najpierw napisałam, potem poszłam na blogi i oto pytania od nominowanego też przeze mnie Kwiatuszka, nominację zostawiam:

1. Miejsce, które w jak najszybciej chciałabyś zwiedzić.
Jak najszybciej? Kazimierz Dolny, znów.

2. Ulubiona pora roku.
Każda, każda jest wyjątkowa.

3. Książka, która na długo zapadła Ci w pamięci.
Dopóki mamy twarze

4. Masz jakąś fobię?
Arachnofobia czyli przed pająkami, to jest to...

5. Najbardziej lubiany smak lodów:)
Hm... Dobra, dobra, już ugrzeczniam myśli, pistacja

6. Ulubione kwiaty.
Fiołki, konwalie i fioletowe eustomy od dnia ślubu

7. Jakie trzy życzenia skierowałabyś do złotej rybki?
Żeby budowa domu nie zabiła naszego małżeństwa, żeby Córa była zdrowa, i byśmy szybko skończyli dom

8. Jakiej czynności domowo-porządkowej nie lubisz najbardziej?
Prasowania

9. Jesteś uzależniona od kilkukrotnego wchodzenia dziennie na portale społecznościowe?
Nie

10. Ranny ptaszek czy śpioch. Co bardziej do Ciebie pasuje?
Teraz, śpioch... tylko mi nie jest dane.

11. Twoje motto życiowe.
Żyj tak, aby Twoim epitafium było "Nie żałuję"

środa, 7 listopada 2012

Wysiadam

     Będzie tona marudzenia, więc jak ktoś nie chce się podołować, może sobie spokojnie odpuścić.
     Dwa tygodnie temu przestałam karmić i wszystko było ok. Ograniczałam karmienia powoli, więc piersi miękkie i luz blues. Do wczoraj, kiedy piersi zaczęły mnie boleć i mi się porobiły cuda. Piję szałwię, by się pozbyć, masuję, też już do bólu, ściągam tyle, by sobie ulżyć. I płaczę z bólu.
     Córa marudzi, prawdopodobnie zęby wróciły, ale teraz ze zdwojoną siłą. Są noce, kiedy śpi pięknie do rana, a są noce takie, jak dziś. Kiedy od 12 jest płacz na zmianę z chwilowym spaniem, bardzo niespokojnym. Nie chcę jej zawczasu faszerować przeciwbólowymi i tak sobie cierpimy we trójkę, bo jedyny sposób na choć półgodzinne drzemki Córy jest zabranie jej do nas i położenie na brzuchu. Więc Osobisty ją dziś tulił, a ja płakałam obok, bo bolało, jak tylko mnie dotknęła.
     W dzień Córa płacze, jak mam ją na rękach, jak ją odkładam, jak Babcia wychodzi, a największy ryk to jest wtedy, jak wychodzi Osobisty. A do pracy iść przecież musi. Właśnie, do pracy. Dziś miał mieć urlop to poszedł do pracy, bo musiał.
     Mam dom do sprzątnięcia, o odkurzanie prosi się od poniedziałku i nie mam jak, bo jak Córa nie śpi, to wisi mi na nodze, ramieniu, biodrze... A jak śpi to nie dam rady. I wkurza mnie ten syf niepomiernie. Jeszcze do tego dziś się w korku wystałam, wczoraj na spacerze zmokłam i zmarzłam.
     Ach, no i wisienka na torcie. Mamy jesień, więc znów zaczynamy batalię ze złymi rachunkami po zawieszeniu linii telefonicznej. Yupi...

poniedziałek, 5 listopada 2012

Onet mi się nie podoba

Nowy wygląd mi się nie podoba, zniszczyli mi moje miejsce.... Lepsze jest wrogiem dobrego.

Urodziny, sprzątanie i o króliku

     Do wczoraj wydawało mi się, że mam wszystko w miarę poplanowane na roczek Córy. Ale wczoraj zagadałam o to Osobistego i plany się przewróciły do góry nogami z pięć razy. Wątpliwości, problemy i takie tam zawładnęły naszą rozmową, ale chyba doszliśmy do ładu i składu. Nadal nie wiemy nic. Wydawało mi się, że Święta to fajny okres na urodziny, a jednak chyba mi się wydawało źle. Już nie wiem, jak ja to ogarnę, ale ogarnę na pewno. Pomysł na tort już mam cały gotowy, a to najważniejsze. Zamierzam zrobić sama, bo Najlepszy Cukiernik, jakiego znam znów nie wziąłby kasy, a tak nie chcę. Chyba muszę zacząć uczyć dmuchać Córę, żeby obsuwy nie było...

     Zimno, buro i ponuro, a mnie wzięło na sprzątanie. Dostało się szafie z kosmetykami i apteczce. Nawet moje biurko jakieś takie większe. Swoją drogą sprzątam codziennie po 10 minut i nawet wielkie ogarnianie przed jakąś okazją zajmuje mi najwyżej pół godziny. Opłaca się niesamowicie. Tylko miśki Córy wiecznie nie na miejscu, bo wyjmuje i tak mają leżeć. Zapomniane, nie bawi się nimi, ale jak tylko schowam to tupta do nich i zrzuca.

     Opanowałam Dezertera. Tak mu pozastawiałam, że siedzi i nie ucieka. Co prawda obrażony był na mnie przez tydzień chyba, ale mleczami go przekupiłam. Staram się nie zastanawiać, co my z nim zrobimy, jak się przeprowadzimy. Już z Kotą będzie problem przy naszym oszklono otwartym tarasie, bo ona zupełnie domowa i pole to tak na chwilę lub... zwieję Ci. No ale ona będzie w domu mieszkać, ale na królika to nie mamy miejsca. Swoją drogą Kota potrafi wcisnąć się w najbardziej brudny i zakurzony kąt. Po przeprowadzce będzie miała pole do popisu... A i tak chcę się już przeprowadzić... Przynajmniej nie byłoby problemu, gdzie pomieścić te wszystkie osoby, co się pojawią na imprezach.

czwartek, 1 listopada 2012

Rozjechane Wszystkich Świętych

     Rano mróz, siwiutko. Postanowiliśmy jechać więc sami do kościoła i na jeden cmentarz, Córa została z Babcią. Po powrocie mieliśmy wszyscy zabrać się na drugi cmentarz, ale było tak zimno, że Osobisty postanowił zostać z Córą w domu. Zresztą, i tak by został, bo Córa się uśpiła Babci na kolanach. Pojechałam więc z mamą. Akurat zaczęło padać, więc zaparkowałam pod samą bramą cmentarną, bo wywiało ludzi. Nas też. Wróciłyśmy koszmarnie zmarznięte. Już nie pamiętam, kiedy tak osobno odwiedzaliśmy groby.

środa, 31 października 2012

Ku pamięci

Widzę, że nadal pojawiają się tu zbłąkane dusze. Strasznie mi miło.  Przypominam, że każdy, kto nie chce śledzić tylko archiwum znajdzie mnie tu:

A na wyjazdy na groby: noga z gazu i gaz z głowy, jak mówi ksiądz Jerzy Kownacki z Radia Plus.

wtorek, 30 października 2012

Zima, zima, zima

     Przelotne opady okazały się na tyle nieprzelotne, że nas troszkę zawaliło. Dziś dopiero śnieg zniknął. W niedzielę, jako że koła same wymienić się nie chciały, do kościoła poszliśmy gdzie indziej i na piechotę. Dziś do miasta na zakupy też piechotą z Córą. Jak ja kocham mój wózek. Wózek zwany landarą w lecie, czołgiem i innymi pieszczotliwymi sformułowaniami w zimie jest najlepszym wózeczkiem. Jak widziałam, jak inne wózki, z małymi, plastikowymi czy piankowymi kołami brną przez małe zaspy, grudki śniegu to aż sprawdzałam, czy idę tym samym chodnikiem. No szłam, ale wózek Córy przechodził, jak po gładkiej powierzchni. No i spory, Córa się mieści w swej nieukochanej kurtce czy kombinezonie. Niniejszym wózek z samochodu czeka do wiosny lub na centrum handlowe. O ile do niego dojedzie.

     Królik nazwany Szczęściarzem został już też nazwany Dezerterem. A teraz mówię o nim Menda Zatracona. Ucieka mi zbój, ciągle i wciąż, choć nie wiem, którędy, przecież ja tam ledwo rękę wciskam...

poniedziałek, 29 października 2012

Co w ludziach siedzi?

     Obok sąsiadującej z naszą działki została kupiona inna działka. Małżeństwo z kilkuletnim synkiem, chcą się wybudować. Zachwyceni byli ziemią, grille, spotkania... Skończyło się. I wcale się nie dziwię, też by mi się odechciało...
     Działka nie ma podłączenia do prądu, sąsiedzi muszą wyrazić zgodę na pociągnięcie kabli ze słupa znajdującego się na ich działkach. I nikt z piątki potencjalnych sąsiadów nie wyraził zgody. Nikt nie pozwolił wejść elektryce, podpiąć kable i żeby te 10 cm kabla wisiało nad ich kawałkiem działki, rogiem dosłownie. Ludzie nie mają prądu. Może jak nam wstawią słup i właściciel działki pomiędzy naszą, a ich zgodzi się na kabel puszczony ziemią, to będą mieli prąd. Ale właściciel powyższy zgodzić się nie chce... A działka jest nieużywaną łąką.
     Nie rozumiem, co komu przeszkadza chwila roboty na ich terenie i kawałek kabla. Przecież ani nie będą za ten prąd płacić, ani nie będą mieli przez to mniej prądu u siebie w domu. Tylko utrudnili ludziom życie i obrzydzili działkę. W imię czego? Nie wiem... Za to polubiłam słup, który stoi na działce, na której stoi nasz dom.


O śniegu pozwolę sobie napisać tyle:
Sobota do południa:
Osobisty:
- Muszę iść wymienić koła, bo śnieg ma sypać, a tak mi się nie chce...
Ja:
- To nie idź...
O:
- To nie idę.
Morał:
Mamy dwa samochody, oba uziemione. Osobisty dziś do pracy pojechał busem.

piątek, 26 października 2012

10 miesięcy

Zgodnie z tradycją, 26 dnia każdego miesiąca spisuję nowości z życia Córy.
Córa potrafi:
- przeleźć przez dowolny przedmiot, rękę, maskotkę, człowieka;
- wspina się;
- chodzi koło mebli, przy drzwiach, przy każdej powierzchni, o którą może się oprzeć;
- chodzi za dwie ręce, za jedną rękę i nogawkę Osobistego, za jedną rękę potrafi przejść parę kroków;
- robi papa;
- wie, jak robi piesek;
- pokazuje Bozię nad swoim łóżeczkiem;
- przenosi rzeczy w ręce, śmiesznie przy tym raczkując;
- pokazuje, co chce dostać, jeśli nie może dosięgnąć tego sama;
- siada przy każdym przedmiocie, przy którym wcześniej wstała;
- otwiera i zamyka drzwi, oczywiście nie z klamki;
- potrafi znaleźć schowany przedmiot;
- pokazuje, jak śmierdzi dymek, marszcząc nos i fucząc;
- wie, gdzie jest komin;
- wie, gdzie jest babcia, dziadek, tata, pies, kot itd, mama jest tylko na zdjęciu;
- buja się na stopie, Osobisty ją nauczył i teraz jak tylko stanie twarzą do kogoś, to wyciąga do góry stopę i domaga się bujania; jak sobie zapomni, to powiedzenie "Stopa" wywołuje ten sam efekt;
- kąpie się na siedząco;
- je sama, albo wcale;
- odstawia się od piersi, już tylko w nocy pociagnie;
- dorobiła się swoich pierwszych dwóch zębów;
- chcąc na nocnik otwiera jego klapę;
Ma 74 cm i waży około 9.5 kg. Zważyć ją ciężko, bo bardzo ją fascynuje waga.

Edit (jak zwykle):
- robi "nunu" paluszkiem i to zazwyczaj, jak coś spsoci. Z rozbrajającym uśmiechem;
- jak coś jej się uda zrobić, to sama sobie bije brawo;
Edit edita (skleroza nie boli):
- pokazuje na obrazku motylka, króliczka, kaczkę, sarenkę itd...
- stojąc/siedząc na kolanach podskakuje;
- tańczy, jak słyszy muzykę

poniedziałek, 22 października 2012

Pół odszczeknięcia

     Niniejszym mgły jesienne przestały mi się podobać. Ale co ja mówię, jakie mgły, mleko rozlane, ściana biała i mokre, przylepiające się do włosów, lodowate paskudztwo, które zmusiło mnie do przypomnienia sobie, jak się włącza światła przeciwmgielne w samochodzie. I co z tego, że teraz jest pięknie, złoto i przejrzyście, jak ja musiałam jechać w obrzydliwej szarówce i pilnować auta przede mną, żeby przypadkiem sobie w nim garażu nie zrobić, albo rowu nie zwiedzić? Foch na pogodę.

wtorek, 16 października 2012

Must have bez którego przeżyliśmy i opcja, bez której nie wyobrażam sobie życia

     Czytając listy wyprawkowe można dostać zawrotów głowy od ilości oferowanych rzeczy. Oczywiście wszystkie niezbędnie potrzebne. To moja lista rzeczy, bez których się obyłam:
- wyparzacz do butelek - przegotowana woda wystarczyła, wyparzałam rzeczy tylko nowe, potem dokładnie myłam, dziecko mi żyje, bez pleśniawek i innych cudów
- niania elektroniczna - mamy kuchnię oddzieloną zimnym korytarzem, przez co zawsze zamkniętym, a dziecko spało, a rodzina pojedzona
- monitor oddechu - bo po prostu się obyłam i nie czułam potrzeby zakupu
- termometr do wody - dziecko nie poparzone, kąpać się kocha, a więc moja ręka jako termometr się świetnie spisuje
- rogal do karmienia - miałam ręce, a jak mdlały to poduszka zwykła też się nadała
- paklanki - mam kosz na pampersy, który często wymieniam i tyle
- stojak pod wanienkę - najpierw stołki, a potem wanna też dały radę
- komoda na ciuszki - mamy zwykłą szafę i spisuje się świetnie
- śpiworek - teraz używam na spacerach czasem, ale do spania u nas porażka, bo Córa strasznie chodzi po łóżeczku

A teraz krótka lista bez której nie wyborażam sobie funkcjonowania:
- przewijak na wysokości łóżeczka - mój kręgosłup szczególnie to docenia
- baldachim na łóżeczko - może i zbiera kurz, ale go wymieniam, a w jednym pokoju to jedyna opcja "odgrodzenia" przestrzeni
- chusta - do noszenia, kiedy wózek za ciężki, za nieporęczny, kiedy idą zęby, kiedy ręce więdną - kocham
- rożek na sam początek, kiedy ręce niewprawne i dla gości, którzy trzymać się boją i nie umieją
- pieluszki tetrowe - do wycierania buzi, przy odparzeniach, do wycierania wszystkiego wokół, pod pupę na przewijaku

poniedziałek, 15 października 2012

Do osieroconych rodziców

     Dziś Dzień Dziecka Utraconego. Najsmutniejszy dzień na świecie dla Aniołkowych rodziców, dla Aniołkowych Mam.
     Aniołkowe Mamy, tuliłyście w swych ramionach kawałek nieba, małego aniołka. Macie w sobie więcej siły, niż ktokolwiek inny. Macie serce rozdarte na milion kawałków, a nadal kochacie. Najmocniej na świecie. Podziwiam Was. I tylko tyle mogę powiedzieć. Pamiętajcie, dziecko nie umiera, ono zmienia termin swego przybycia na ziemię. A teraz Anioł czuwa nad Wami...

piątek, 12 października 2012

Nie mysz, a królik

     Wracałam wczoraj z miasta samochodem, podjeżdżam na własny podjazd, patrzę na prawo. Królik. Taki mały. Rozumiem, niewyspanie, halucynacje i tak dalej, bo faktycznie noc ciężka, ale przywidują się chyba białe myszki, a nie biało rude króliki. No nic, wysiadam, patrzę, jest. Mały, cudny. W związku z tym w dniu wczorajszym stałam się posiadaczką królika. Na razie mieszka w pudle po telewizorze, nie mam dla niego nic, ani klatki, ani akwarium, nie mam pojęcia, gdzie będę go trzymać, ale uratowałam. Inaczej psy by go rozpszarpały, a że chudy jak nieszczęście to dzisiejsze minus 4 też by go nadszarpnęło. Król, nazwany Szczęściarzem, daje się brać na ręce i ogólnie radosny jest. Tylko... Zna ktoś sposób, jak rozpoznać królika hodowlanego, zwykłego od miniaturki? Bo on w tej chwili jest takiej wielkości, jak mały hodowlany, albo dorosła miniatura. I jak jeszcze hodowlanego miałabym gdzie trzymać, tak miniaturkę szkoda trzymać z dala od ludzi. Nie miała baba kłopotu...

środa, 10 października 2012

Państwowe przedszkole dla wybranych

    Już któryś raz spotykam się z pewnym absurdem związanym z przedszkolami. Państwowymi, bo prywatne to zupełnie inna bajka. Aby się tam dostać, trzeba spełnić szereg kryteriów. Nic dziwnego, pięć godzin podstawy programowej ma być za darmo, za nadwyżkę płaci się nieporównywalnie mniej, niż w przedszkolach prywatnych. Jednym z nich jest to, że oboje rodzice muszą pracować. Z reguły, jak jedno nie pracuje, to do przedszkola dziecko się nie dostanie. I ja pytam, jak to zrobić. Mam dziecko, niedługo, bo czas pędzi, jak szalony, będę go chciała oddać do przedszkola. Załóżmy, że nie pracuję, bo nie mam z kim zostawić Córy. Przedszkole otworzyłoby mi drogę do pracy, bo dziecko byłoby pod opieką. Ale nie. Bo skoro nie pracuję, to mogę zostać z dzieckiem w domu. A skoro z nim siedzę, to nie pracuję. zamknięte koło. Absurd na najwyższym poziomie. Znam kilka osób, które chciałyby posłać dziecko do publicznego przedszkola, bo prywatne jest poza ich zasięgiem finansowym, by móc iść do pracy, ale nie mogą, bo nie pracują, więc mogą siedzieć z dzieckiem. To jest nie do wyjaśnienia, a co gorsze, w wielu przypadkach nie do przeskoczenia. I jak nie zacząć wierzyć, ze publiczne przedszkola są dla wybranych, bo jest jakaś umowa, by coraz więcej dzieci szło do prywatnych. A Córa pewnie i tak się nie dostanie, bo jeszcze jej nie zapisałam. Czemu. Ach, jeszcze jedna przeszkoda. Nie jesteśmy zameldowani w gminie, gdzie chcemy ją posłać. A czemu? Bo nie wolno się meldować w nieodebranym budynku, a dom jeszcze nie jest odebrany, bo być nie może, bo nie jest skończony. Po prostu urzędniczy raj.

wtorek, 9 października 2012

Zima, zima, zima

     Na szczęście nie pada śnieg. Ale rano było bialutko od mrozu. Minus dwa stopnie. Brrr... Teraz za oknem cudne słońce, pachnie jesienią. I mam nadzieję, że swym zwyczajem mróz przyszedł, pomroził kwiaty, to mógł sobie darować, i odejdzie do grudnia. Jeszcze chce mi się jesieni, jeszcze chce mi się złota i czerwieni i tego niesamowitego zapachu, który kiedyś przyniosłam też do domu. Ludzie dziwnie patrzyli na moją wiechę gałązek dębu, ale ja teraz mam pięknie i pachnąco w domu.

piątek, 5 października 2012

Nostalgicznie

    Jesień przyszła z przecudnymi mgłami rano, z rosą obsypującą trawę, jak diamentami... Mgły mi się podobają o tyle, że nie muszę wsiadać w auto i jechać, krople mi się podobały zawsze. Złoto, czerwień i ten niepowtarzalny zapach... Kocham jesień. nostalgicznie ślicznie się zrobiło.
     Nastroiło mnie na wspomnienia i marzenia. I marzy mi się zalec na cały dzień w łóżku, myziać się, pieścić i kochać. Bez konieczności wstawania, biegnięcia gdzieś i załatwienia czegoś. Tylko niestety najbliższy taki dzień dopiero u siebie, to raz, a dwa, jak Córa pojedzie na wycieczkę jakąś. Ech, marzenia...

środa, 3 października 2012

Najpiękniejsza reklama na świecie

     Kobietę z domu wypuścili. Do miasta wielkiego wpuścili, znaczy sama się wpuściła, bo sama kółko kierownicy swego Lwiątka trzymała. A że kobieta popatrzeć sobie lubi to patrzyła. Patrzyła, patrzyła i wypatrzyła...
     Wypatrzyłam wczoraj reklamę rajstop pewnej firmy. Kto patrzy na billboardy to będzie wiedział o jaką chodzi. Pończochy kocham, kobiety w pończochach też, bez żadnych podtekstów, więc i reklamę obejrzałam z przyjemnością. Szczególnie, że zdjęcie z Moniką Kuszyńską w pięknych rajstopach przedstawiało ją na wózku inwalidzkim. I co w tym takiego pięknego? A no, że jakiś reklamodawca nie bał się powiedzieć, że kocha wszystkie kobiety, a że wszystkie kobiety chcą pięknie wyglądać. Zwyczajnie zachwyt mnie ogarnął i takie olśnienie na mnie przyszło, że przecież nogi na wózku są takimi samymi nogami. kobiecymi, pięknymi, chcącymi pięknej oprawy. Takie banalne, takie proste, a jednak o tym nigdy nie myślałam.

     Muszę sobie kupić pończochy...

wtorek, 2 października 2012

Post pochwalno dziękczynno zachwytowy

     Prace nad blogiem uważa się za zakończone. To, jaki jest teraz piękny zawdzięczam Kociej Damie, która pokazała mi, że nie taki blogspot straszny, jak go widziałam. Za cenne wskazówki (jaka ja byłam ciemna, żeby tego nie widzieć, zaiste ciemny ze mnie anioł), bardzo Ci dziękuję.
    
Na początku zastanawiałam się, czy nie powielić onetowskiego bloga. Ale że wszelkie obrazki, grafiki i inne tego typu rzeczy tam schomikowane musiałabym ściągać na nowo, bo dysk mi się przecież kiedyś na spacer wybrał i nie wrócił, to postanowiłam zrobić coś nowego. Pająków generalnie się boję, ale pajęczyka z kroplami wody mnie urzekła i oto jest. Konwencja ciemno aniołowa jednak zostaje, wszak od Ciemnego Anioła zaczynałam.

poniedziałek, 1 października 2012

O ekshumacjach słów kilka

     Głośno się zrobiło, bo w moim grobie nie leży mój zmarły. Ekshumacja, rozgrzebywanie. Zafon napisał, że człowiek nie pochodzi od małpy, ale od kury. Od całego stada kur chyba. W straszną tragedię wdarła się polityka, zawiść, kombinowanie i rozgrzebywanie ran. Prokuratura będzie zarządzać kolejne ekshumacje. A ja pytam, co na to rodziny? Mają szansę się nie zgodzić? A jak się nie zgodzą, a gdzieś będzie inna część ciała, to wyrzucą pod płot? Na śmietnik?
     Może ja jestem inna, może dziwna i nie na czasie, ale uważam, że powinni to zostawić. Tyle osób świeci świeczkę na zapomnianym grobie w intencji "swojego" zmarłego, bo on jest daleko lub nie wiadomo gdzie. Nie można tak? Tu są groby. Są konkretne miejsca. Życie wieczne to kwestia wiary, czemu brakuje jej do przyjęcia, że tu leży ukochany człowiek, który potrzebuje pamięci, a nie naruszania spokoju wiecznego? Zostawmy zmarłych zmarłym, a żywym pozwólmy żyć. Rozkopując groby i rany pozostałe po tragedii ludzie nie wrócą do życia. Zawieszeni między życiem, a śmiercią utracą resztę człowieczeństwa. Bo to nie mój zmarły. A jakie to ma znaczenie? Tego zmarłego też ktoś kochał. Też potrzebuje modlitwy. Potrafimy modlić się nad pustymi grobami, z wiarą, że ten ktoś ma duszę w potrzebie, że ciało to nie wszystko, a nad pełnymi robimy szopki, bo to nie ten kawałek ciała.

sobota, 29 września 2012

Zapracowana

     Od rana Osobisty wycina drzewka, a my z Córą mu grzecznie pomagamy. Jeżeli liczyć poziomem brudu, Córa robi najwięcej, zaraz za nią plasuje się pies. Teraz Osobisty przerabia odpływ w kuchni, a ja siedzę i myślę, jakie by ciacho upiec. Mam kefir w lodówce i takich przepisów szukam, na prowadzenie wyszły jak na razie dwa. Prawie identyczne. Córa po raz dziesiąty dziś co prawda wyjęła wagę, ale ambitnie ignoruję te sugestie... Podłoga na umycie też poczeka.
     Trwają prace renowacyjne na blogu. Jak będę mieć chwilę czasu, zrobię nowy image. Za wskazówki serdecznie Kociej Damie dziękuję :)

środa, 26 września 2012

9 miesięcy

     Niniejszym moja Córa pokonała taki sam dystans poza moim brzuchem, jak w nim. Dziś skończyła 9 miesięcy, spieszę więc donieść, że:
- sygnalizuje, że chce na nocnik, wali w niego rękami i jak ją wysadzę, to zawsze z finałem;
- raczkuje w tempie małej wyścigówki;
- wstaje o wszytko, nawet o płaskie rzeczy;
- trzymając się mebli chodzi bokiem, najczęściej i najszybciej do kota lub netbooka;
- jeżeli jeden przedmiot jest na wyciągnięcie ręki od tego, którego się trzyma, potrafi do niego przejść;
- potrafi przeleźć przeze mnie/Osobistego/wielką maskotkę, ale zatrzymuje się na głowie i nie wie jak zleźć;
- wie, jak lula nasz pies, pokazując to tuli się do mebli/poduszki, swojego ramienia;
- wie, już nie tylko gdzie oko, ale też gdzie nos,  buzia, lampa, autko, pies i kot;
- karmi nas tym, co ma w ręce;
- robi kuku wszystkim, co ma pod ręką, a więc kołderką, kocykiem, ale też ubraniem;
- stroi miny do lustra, całuje swoje odbicie;
- robi cześć, wyciągając rękę z rozcapierzonymi paluszkami;
- boi się czarnego;
- robi i Bóg stworzył człowieka, czyli wyciąga palec i czeka, aż ktoś dołoży swój;
- parę razy stała bez trzymania parę sekund;
- zabawki przenosi w zębach, tfu, w buzi, bo zębów ani poświeć;
- tuli się i całuje... na śmierć...
- na widok malin i jeżyn na ogrodzie mówi "am";
- wdrapała się kiedyś na 3 schody, z moją asekuracją, teraz schody omijamy ;) ;
- jeździ w większym foteliku, w tamtym się nie mieściła;
- jak ma ochotę to pokazuje ile ma kłopotów i jaka jest załamana ich ilością;
- waży 9 kg i na stojaka ma 72 cm;

poniedziałek, 24 września 2012

Pierwszy dzień reszty mojego życia

     Pogubiłam się ostatnio w świecie, w sobie, we własnych uczuciach. Wpadłam w wir myśli, emocji, wirowałam coraz szybciej, ku zagładzie. Wczoraj powiedziałam dość. Zatrzymałam się, zamknęłam furtkę. Dziś wstałam rano i powiedziałam sobie, że mam wspaniałego męża i świetne dziecko. Jestem szczęśliwa.

czwartek, 20 września 2012

Uprzejmość na wymarciu?

     Konieczność zapchała mnie do urzędu, gdzie trzeba wyjść na bardzo wysoki parter. Inna konieczność sprawiła, że byłam z Córą. Pod pierwszym urzędem po prostu zostawiłam wózek na dole, ale byłam tylko na chwilę. W drugim wiedziałam, że zajmie mi to więcej czasu. Schody takiej samej wysokości. Dobrze, że ta moja spacerówka lekka, wniosłam. U góry zobaczyłam pana ochroniarza, który grzecznie, z uśmiechem przyglądał się moim zmaganiom. Dziękuję, już sobie poradziłam.
     Szłam dość wąskim chodnikiem, z przeciwka jechał samochód, zaparkował tak, że musiałam zejść na drogę. Ależ oczywiście, nie musi pan czekać tej minuty, żebym przeszła, chodnik wolny, niech pan parkuje.
     W kolejce do sklepu stoi pan o kuli, kula oparta o ladę. Jedna pani przewraca kulę, stawia ją, do góry nogami, tuż poza zasięgiem tego pana i tłumacząc się z głupim uśmiechem, że ona nie umie inaczej, wychodzi.
     Czy naprawdę tak trudno komuś pomóc? Tak dużo kosztuje taki mały gest? Ja nie wymagam specjalnego traktowania, bo jestem matką. Z reguły radzę sobie sama. Zostawiam wózek, jeśli mogę, idę z dzieckiem na rękach, jak można, wjeżdżam. Pominę za szerokie rozstawy zjazdów na niektórych schodach (koło Jubilatu nie jestem w stanie pokonać przejścia podziemnego, bo wózek ma mniejszy rozstaw kółek), pominę brak takich zjazdów. Nie wymagam wielkiego poświęcenia, ale sekunda, pomoc we wniesieniu wózka, skoro nie ma podjazdu niewiele kosztuje. Tak samo jak uprzejmość do osoby starszej, chorej, często nie tak sprawnej. Ale widać za dużo wymagam. Przykre to.

środa, 19 września 2012

Nie istnieję

     Przestałam istnieć dla świata. Czyli usnęłam swoje konta z portali społecznościowych. Bez żalu, zbędnego rozpamiętywania i depresji. Dobrze mi z tym. Kto chce, wie jak mnie znaleźć i zapytać, co u mnie. Mogę się spotkać. Nie muszę lubić, lajkować, dodawać zdjęć, a potem dziwić się, że znajomy nie poznaje mnie na ulicy.

piątek, 14 września 2012

Plan na dziś

Osobisty wyjechał i wróci jutro. Niniejszym postanawiam, że wieczorem, po kąpieli i oddaniu się miłemu SPA zapodam sobie miły wieczór. Nie mogę się zdecydować, czy będzie to "Nigdy w życiu", bo mam ochotę na jakiś fajny romans, czy kontynuowanie książki "Karaibska krucjata". Ostatnio popełniłam z Osobistym Johna Cartera, teraz czas na polskie, znane mi prawie na pamięć kino. Plany może pokrzyżować jedynie Córa, jeśli postanowi nie pójść spać.

Edit: plan prawie wykonany. Została mi książkowo filmowa część wieczoru. Wygrała książka, bo nie chce mi się siedzieć przed kompem, a na netku ogląda się źle. Niniejszym leżę sobie już w łóżku i czeka na mnie pan kapitan William O'Connor. Wybaczcie więc...

czwartek, 13 września 2012

Moje radości

     Od pewnego czasu słucham radia Plus. Spokojne, refleksyjne, ulubione. Codziennie rano słucham księdza Jerzego Kownackiego, który jest takim optymistą, że czuć to przez eter. I wczoraj ksiądz Jerzy poradził zrobić listę swoich radości. Niniejszym, oto ona:
- uśmiech Córy i Osobistego - wciąż jednocześnie na pierwszym, choć specjalnie nie daję numerków, reszta też równie ważna;
- przytulony do nóg kot
- machający z radości ogonem pies
- kaczki pływające (no dobra, udające, że pływają w tej płytkiej rzece) po rzece na spacerze
- słonko oświetlające mieczyki mojej mamy
- kubek gorącej herbaty
- spotkanie z przyjaciółmi
- dobry film
- złapanie za rękę na spacerze
- chwila dla siebie z książką
- wspomnienia
- zdjęcia z ważnych chwil
- pamiątki z wakacji
- kot na rynku w moim mieście, który daje się głaskać każdemu

     Spróbujcie zrobić własną listę. Od razu się uśmiechniecie.

poniedziałek, 10 września 2012

Dziadkowie na etacie

     Ostatnio uświadomiłam sobie, że etat dziadka i babci zupełnie zmieni znaczenie. Już teraz dziadkowie pracują zawodowo do późna, a stan ten będzie się tylko pogarszał. W związku z tym wiele matek będzie brać urlopy wychowawcze, a te, których absolutnie na ten luksus nie stać będą posyłały dzieci do żłobków, bo opiekunki też biorą ogromne sumy. Moje dziecko ma to szczęście, że nas jeszcze na ten luksus stać, a poza tym moja mama jest już parę ładnych lat po skończonej pracy zawodowej i cieszy się statusem emeryta. Ale nie każdy ma rodziców z tak dawnym peselem, jak ja. Większość moich znajomych ma rodziców, którzy spełniają się zawodowo i nawet jakby chcieli, wnukami zająć się nie mogą. Wydłużenie wieku pracy pogorszy ten stan. Ot, taka polityka prorodzinna w naszym kraju, że lepiej posłać dziecko do instytucji, niż oddać w opiekę bliskiej osobie. Indoktrynacja już od pieluch, czy jednak trochę przesadzam?

wtorek, 4 września 2012

Remontowo

     Przyszedł czas na remont komina. Coś, co z założeniu miało być proste, okazało się przedsięwzięciem z kuciem ścian. Zabieram się więc za czasowe przemeblowanie mojego biurka, może kartę zagubioną znajdę. A po całym zamieszaniu, sprzątaniu i odkurzaniu napiszę notkę o dziadkach. Trzymajcie kciuki, choć gorzej być nie może

sobota, 1 września 2012

Politycznie historycznie

     Gdy zapłonął nagle świat, bezdrożami szli przez śpiący las...
     1 września w pamięci historyków amatorów i zawodowych kojarzyć się zawsze będzie nie ze szkołą, a z dniem, kiedy dzieciom do szkoły dane iść nie było, czyli z wybuchem II Wojny Światowej. Z okazji dzisiejszej rocznicy usłyszałam w radiu wypowiedź pana Prezydenta miasta Gdańska Adamowicza. Mówił, że wtedy brakło solidarności Europy, jaka jest teraz. Zdało mi się, że wyrzucił z pamięci (nie)chlubną postawę Anglii i Francji, które przecież zapewniły Polskę o swym poparciu i pomocy. I zdało mi się, że nie chce widzieć, że byłoby dokładnie tak samo dziś, kiedy mamy Unię i masę paktów pokojowych. Poparliby nas i pozwolili bić się samemu. Ameryka też palcem by nie kiwnęła, choć nasi żołnierze walczą za... ropę waszą i... waszą... Niestety obawiam się, że dziś Polska nie potrafiłaby powstrzymać wrogiego natarcia, czy nawet sąsiedzkich odwiedzin akurat przez nasze podwórko. Nie ta technologia, nie Ci ludzie. Partyzantka, owszem, ale czy byłoby na co ją organizować?
     A na razie...

     Chwała Bohaterom.

piątek, 31 sierpnia 2012

Dzień Bloga

Jako że kocham to miejsce nadal... Ach, ta moja wierność i miłość zupełnie czasem nieuzasadniona czego kolejnym przykładem jest... Nie, nie mój Bardzo Osobisty Mężczyzna, a samochód Złomkiem zwany pieszczotliwie. A więc, jako, że kocham to miejsce nadal i zupełnie, ale to zupełnie nie chce mi się przenosić notek w miejsce nowe. Pominę już brak możliwości przenosin cennych dla mnie komentarzy, to piszę tu notkę na Dzień Bloga. Żeby sobie nadal wisiał i przypominał stare dobre czasy. O.

Dzień Bloga i ewentualnie pogrzebowo

GBSka mi przypomniała, że dziś Dzień Bloga. Niniejszym więc robię coś dla swojego bloga i w ten dzień zostawiam ślad. Zaspanymi palcami po klawiaturze, ledwo widząca na oczy witam Was, ale nic mądrego nie napiszę. A może nie, napiszę...
"Z kobietami zmiennymi łatwiej jest wytrzymać niż z nudnymi. Czasami, co prawda się je morduje, ale rzadko porzuca." G. B. Shaw. W związku z tą myślą, która już długo jest moim mottem życiowym, obok "żyj tak, aby Twoim epitafium było 'nie żałuję' " na ewentualny pogrzeb poproszę fiołki, konwalie, bez lub ostatecznie fioletowe eustomy. Żadnych róż. Co prawda na razie Osobisty ze mną wytrzymuje, ale wolę sobie zaklepać

czwartek, 30 sierpnia 2012

Smreczyński Staw

     Od wczoraj zastanawiamy się, czy podołamy wycieczce nad Smreczyński Staw. Oczywiście bez wózka, z chustą i plecakiem. Mamy możliwość wyjazdu, ale masa pytań, zero odpowiedzi... Bo co, jak Mała nie wytrzyma? Wrócić się nie bardzo się da, bo to wyjazd zorganizowany. Ot, takie proste pytanie, bez odpowiedzi...
     Na razie to marzę o śnie. I o chwilce czasu an książkę. Mam zaczęte trzy i chciałabym je skończyć. A czasu mam jak na lekarstwo. Wczoraj trochę poczytałam, bo Córa już spała, a Osobisty się uczył do egzaminu, więc miałam chwilę. Ale choć Karaibska Krucjata jest śmieszna i akcję ma wartką, to senność wygrała i odpadłam o 21.30.
     Dziś spróbuję zachustować tego mojego wierciołka, czy w ogóle mamy o czym rozmawiać w temacie gór innych niż Morskie Oko wózkiem...

wtorek, 28 sierpnia 2012

Refleksyjnie

     Siedzę w altanie, trochę marznąc, słońce prześwieca przez liście orzecha, cyka świerszcz, ktoś kosi trawę. Patrzę na śpiącą Córę i naszło mnie na przemyślenia. Bez ładu i składu. Może czas się nimi podzielić.
     Po ślubie mieliśmy mieszkać u góry, u teściów. Już remont był na ukończeniu, po ślubie, w niedzielę ze łzami w gardle pojechaliśmy tam, bo noc poślubną spędziliśmy jeszcze u mnie, bo bliżej. Tydzień wymówek, bo źle smaruję kromki, nie tam odkładam masło, czy chleb, źle gotuję, głupiutkie książki czytam. To zabolało najbardziej. W czwartek ogromna awantura pod drzwiami Osobistego, słyszałam, wybiegłam z płaczem, pojechałam do domu, jak miałam w planie, ale już tam nie wróciłam. Osobisty akurat został w pracy na noc, przyjechał po mnie w piątek wróciłam dla niego. W sobotę przyszło się nam wyprowadzać. W sobotę po weselu kolegi, po nocy wracaliśmy do moich rodziców. Pamiętam jak dziś, jak rano w niedzielę siedzieliśmy nad kubkami z herbatą i płakaliśmy, bo moi rodzice już pół przemeblowania zrobili, byśmy się jakoś pomieścili wszyscy. Nie, nie wynieśliśmy się z własnej woli, wyrzucono nas, a teściowa zapytała jedynego syna co pierwsze spakuje i ... poszła do koleżanki. Tyle wspomnień. Teraz sytuacja jest... dziwna. Pojechałam tam na święta wielkanocne, bo Córa powinna znać dziadków. I tak to jakoś funkcjonuje, przy czym ja mam żal ogromny, bardziej o Osobistego niż o siebie. Choć może o siebie też, bo w tamtym roku, w ciąży, pojechałam z nimi odwieźć teściową do sanatorium to najpierw mówiła o mnie obok mnie, jakby mnie nie było obok, a potem do mnie ze śmiechem, że śniło jej się, że przyjechał do domu bezpłciowy pajacyk. Dla kobiety walczącej o każdy dzień życia tego dziecka to nie są przyjemne słowa. Pomijając, że moim zdaniem snów się nie opowiada, bo tak naprawdę nie wiemy co znaczą. Teraz my jeździmy do nich, oni byli raz, jak postawiłam sprawę na ostrzu noża. Na chwilę, bo oni muszą zrobić zakupy. Na chrzcie teść nie był wcale. Do mnie się nie odzywa, ale może to i lepiej. Od niej wciąż słyszę dobre rady na temat tego, że rozpieściłam małą noszeniem i powinnam nauczyć ją cierpliwości do znoszenia bólu związanego z zębami. I wiele, wiele innych.
     Zastanawiam się często, jaka jest moja wina w tym wszystkim, czemu tak się to potoczyło. Znaczy aj znam oficjalną wersję, która nie przybliża mnie ani trochę do rozwiązania. Zastanawiam się, co jest winna Córa, że wszystko jest super, jak my wykażemy inicjatywę, że tak się nią chwalą, ale nic w zamian. Bo prezenty nie są tym samym, co zainteresowanie. Myślę czasem, jak można mówić, że się tęskni, kiedy się mogło ją mieć na wyciągnięcie ręki...
     Mam nadzieję, że to ostatni tego typu post, bo ponuro tu ostatnio...

niedziela, 26 sierpnia 2012

8 miesięcy

     Trochę spóźnione, ale dziś niedziela, więc dzień przeznaczony rodzinie. Teraz Osobisty tarza się z Córą po podłodze, więc mam czas donieść co następuje.
- rozgadało nam się dziecko; baba, lala, jaja, jeje, tata, emem, aha, dada i pochodne są na porządku dziennym;
- umie stukać o siebie dwoma zabawkami;
- samodzielnie siada;
- potrafi wstać w łóżeczku trzymając się szczebelków, lub... mojego ubrania i to niekoniecznie w łóżeczku;
- staje w pozycji do raczkowania;
- umie pokazać, gdzie zabawka, lub my, na nieszczęście, ma oko;
- potrafi zrobić "oczko";
- staje na palcach i na głowie, świat do góry nogami jest fascynujący;
- turlając się, przesuwając, pełzając i kombinując potrafi przemieścić się naprawdę daleko;
- robi kuku, znaczy nie do niej się kuka, tylko ona kuka;
- zbiera wszystkie paprochy z podłogi;
- bezbłędnie pokazuje zadowolenie, niezadowolenie i przeogromną radość;
- w foteliku samochodowym, jadąc ze mną, czyli na przednim fotelu, wygina się, bo chce zobaczyć kierownicę;
- zaliczyła swój pierwszy raz na basenie;

piątek, 24 sierpnia 2012

Drugie dziecko

     Zawsze chciałam mieć parkę. Chłopca i dziewczynkę w kolejności dowolnej. Mam Córę, ukochaną, cudowną, wyczekaną i... Właśnie. Tuż po porodzie powiedziałam, że ja chcę drugie. Kto czytał relację, wcale się nie zdziwi, bo poród miałam dość łatwy. Potem wraz ze zmęczeniem i strachem o Maleństwo, nieodłącznym, choć często bez przyczyny, pojawiła się myśl, że ja nie chcę. Nie poradzę sobie i w ogóle nie i już. Przy czym w głowie siedziała myśl, że Córa jedynaczką nie będzie. Gdzieś obok, zupełnie poza sferą uczuć i mojego "nie chcę", tłumaczone raczej jako "nie jestem gotowa", były plany, że w 2013 wracam sobie spokojnie do pracy, a w 2014 zaczynamy się starać o drugie. Absolutnie nie wcześniej niż w kwietniu, by było noworoczne. Czemu 2014? Bo mieliśmy się plan wtedy wprowadzić. Plan niestety jest to coś, co w efekcie końcowym wygląda zupełnie inaczej, 2014 mocno niepewny, ale pewne jest to, że drugie dziecko dopiero na swoim. Nie ma mowy o staraniu teraz. Różnica wieku mnie nie przeraża, a nawet mnie kusi, ponieważ, jak drugą ciążę będę musiała leżeć, tak jak to było z Córą, to starszemu dziecku prędzej to wyjaśnię. No i nie trzeba będzie kupować drugiego dużego fotelika ;)
     Finanse. Wiem, że ubranka, wózek, łóżeczko i zabawki to nie wszystko, choć to koszt ogromny, poniesiony już przez nas. Jednak gdyby nie budowa, to ja mogłabym sobie pracować dla samej chęci pracowania i posiadania pieniędzy bardziej własnych, bo Osobisty spokojnie mógłby nas utrzymać. Więc na drugie dziecko nas stać. Będzie. Kiedyś. Jak dom stanie. Teraz z naszym uporem, by budować bez kredytu, jak na razie skutecznie się upieramy, byłoby to cokolwiek trudne. Ale jako że drugie w nowym domu, problemu nie ma.
     Na dzień dzisiejszy sama nie wiem, czy chcę, czy nie. Wiem, że z czasem nie będę bardziej cierpliwa. Wiem, że może mi się trafić bardziej wymagający egzemplarz niż Cór, bo powiedzmy szczerze, ona wymagająca nie jest. Bawi się sama, w nocy wstaje maksymalnie dwa razy i od razu, z reguły, zasypia, kolek miała bardzo mało... Drugie może nie być tak spokojne i trochę nas to, bo Osobistego w tym temacie też, przeraża. A co będzie...? Zobaczymy.

czwartek, 23 sierpnia 2012

Wyhamowanie

     Jakoś przywykłam do statusu utrzymanki (post obszerniejszy na starym blogu, link po prawej, u góry). Pomaga, że jeszcze część wypłaty sierpniowej do mnie trafi. A potem... Potem jakoś będzie. Na szczęście budowa w tym roku wypłacona i nawet jedne drzwi się udało zamontować. Jeszcze kominek, by Osobisty mógł tam w zimie coś robić i będzie. Prace na budowie wyhamowały, bo pracuje tam tylko Osobisty robiąc to, co nie wymaga nakładów pieniędzy, a jedynie czasu. Tak więc z Córą sobie żyjemy całe dnie same i dopiero wieczorem jest bardziej rodzinnie. Niestety chyba obsunie nam się wprowadzenie, ale cóż... Lepiej tak, niż nic nie mieć, jak bank wszystko zabierze. Na razie rozważam poważnie posiadanie drugiego dziecka. Nie chcę, by Córa była jedynaczką, ale jednocześnie nie wiem, czy starczy mi cierpliwości do drugiego. Cierpliwości i siły na pokonywanie płaczu i własnej bezsilności nad nim. Na razie plany uwzględniają drugie, przy czym na tak jest bardziej Osobisty, niż ja. Ale... Wszystko po Córze zostaje. Zobaczymy, co życie przyniesie.
     Osobisty przyniósł do domu katar i ten katar został z nami. Nic przyjemnego.

     Czy ktoś poda mi jakiś pomysł na góry z małym wierciołkiem? Najchętniej w chuście, o ile się da jeszcze zawiązać, więc niewysoko. Od razu uprzedzam, Zakopane, to nie góry. Morskie Oko po asfalcie też jakoś mnie nie bawi i jest brane pod uwagę w ostateczności.

poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Wyjaśniam, że...

Jestem... namacalnie sprawdziłam przed chwilą.
Żyję... ledwo, bo moja Córa:
ząbkuje...chyba, bo do buzi zajrzeć sobie nie da, ale żel pomaga - jak już w wielkim wrzasku da sobie zaaplikować;
ma fazę mama, mama, mama... na pewno, bo jak mama znika z pola widzenia, to płacz;
nie chce jeść... więc jest zła;
nie chce spać... więc jest jeszcze bardziej zła;
stoi w łóżeczku, ale nie wie co dalej, więc... jest zła.
Do tego:
maliny obrodziły;
ogórki obrodziły.
A doba nadal ma 24 godziny.

wtorek, 14 sierpnia 2012

14.08.2010

     Minęły dwa lata, odkąd jesteśmy małżeństwem. Kłócącym się, kochającym, godzącym i znów kłócącym. Pokonującym razem wszelkie trudności. Wciąż idący swoją drogą.


poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Konkursowo i przedrocznicowo

Ma ktoś ochotę na 2 koła? To zapraszam tu: Dwa kółka lepsze niż buty ;)

Jutro mija nam 2 lata po ślubie. Osobisty jeszcze nie wie, ale idziemy dziś świętować. Do restauracji, gdzie zaczęły się zaczątki nas.

sobota, 11 sierpnia 2012

Sobotnie pisanie

Leniwie, spokojnie...
Przynajmniej już, bo Córa śpi, meble w kuchni wstawione, bałagan ogarnięty. Teraz czekam na Osobistego, wsadzę parówki w cieście francuskim do piekarnika i laba całkowita

środa, 8 sierpnia 2012

Jak to drut dostał nóg

     Jak ktoś kiedyś przez chwilę pomyślał, że u nas to tylko tak różowo, to spieszę wyprowadzić go z błędu. Właśnie wyprowadzić. Drut zbrojeniowy nam się z budowy wyprowadził. Zapewne nóg dostał i zawędrował, jak podejrzewamy, do skupu złomu. Nie cały, na szczęście, ale sporo. Denerwuje mnie to niepomiernie, bo nie do końca wiemy, jak się szybciej wprowadzić. A ogrodzenie to kolejna kupa kasy. I jesteśmy w kropce. Pocieszamy się nawzajem, wmawiając sobie przy okazji, że przy wymontowywaniu okien narobią więcej hałasu. A i okna mamy ubezpieczone. Ale wesoło nie jest.

poniedziałek, 6 sierpnia 2012

Powróciliśmy

     Niby tylko dwa dni, niby do rodziny, ale jestem zachwycona. Odpoczęłam, Córa się wyprzytulała do każdego, pogaworzyła, pouśmiechała się i też szczęśliwa. My dziecko mieliśmy sporadycznie. Zwiedzony zamek, oglądnięte makiety okrętów, coś, co lubię najbardziej w jednym. I śmieszna A1. wjechaliśmy, pobraliśmy bilecik i na następnym zjeździe, tuż za oddaliśmy go, nie musząc uiszczać opłaty. Z powrotem wystaliśmy się 15 minut, by też oddać bilet bez opłaty. I to już śmieszne nie było. Korek na autostradzie to porażka i czysta kpina. Poza tym zgrzytem wyjazd całkowicie udany. A jesienią górki, pisałam już o tym? Na pewno nie, wydaje się Wam :) Napiszę więc. W jesieni górki :)

czwartek, 2 sierpnia 2012

Wyjazdowo

     W weekend wybywamy. Co prawda do rodziny, ale i tak będzie to dla nas tak potrzebny nam obojgu odpoczynek. Za nami ciężki czas. Ja wiecznie sama w domu. Tak, wiem, mam mamę, ale generalnie staram się sama sobie radzić, bo wiem, że kiedyś się przeprowadzimy i jej nie będzie. A być może będzie drugie dziecko. Bardzo Osobisty Mężczyzna za to do południa w pracy popołudniu na budowie. Dziś też wróci, jak będzie. Czekamy więc na te dwa dni, jak na zbawienie, choć ja jak widzę, ile rzeczy musimy spakować troszkę gaszę swój entuzjazm. Osobisty stwierdził, że jemu już coś si robi na samą myśl, choć wie, że to nie on będzie pakował.
     Wczoraj padła obietnica gór jakoś na jesieni. Jeden dzień, ale i tak jestem przeszczęśliwa. Już mi się chusta pali w rękach, bo z oczywistych względów wózek odpada, chyba, że Morskie Oko postanowimy zaliczyć. Ale to takie góry, nie góry. W każdym razie Córa zostanie zamotana i jazda. Zastanawiam się tylko, jak ja to zniosę, ale najwyżej Osobisty będzie niósł, bo ja i tak mam spore problemy z wytaszczeniem się na górę, bo mi ciśnienie spada i serce wariuje. A jak przy sercu jestem, to od porodu miałam trzy ataki, a leków nie zażywam. Pełen sukces.

poniedziałek, 30 lipca 2012

Basen, sen i pielgrzymka

     Wczoraj zaliczyliśmy pierwszy basen z Córą. Wybieraliśmy się odkąd skończyła 3 miesiące i w końcu nastał ten dzień. Szatnia rodzinna, przewijak, świetna sprawa. Mała pod prysznicem zdziwiona, ale tylko tyle. Wody na początku troszkę się bała, ale z każdą minutą było coraz lepiej. Bardzo się jej podobało. Po basenie, zjadła i padła w samochodzie. Obudziła się przed domem, jak zawsze, troszkę się pobawiła, zjadła ogromną, jak na nią kolację, poszła spać o 9 i... dospała do 7. 30 rano. Dziecko mi dorasta.
     W piątek szła koło nas pielgrzymka. Mała zachwycona, bo machali i całusy posyłali, machała do nich i śmiała się. Ale ja nie o tym chciałam. Szli ludzie z maluchami tak małymi, jak ona, z mniejszymi nawet. I szczerze mówiąc, nie rozumiem. Wiem, że dziecko w wózku. Ale właśnie. Cały dzień w wózku to raczej średni komfort i odpoczynek też. Upał, droga. Rozumiem chęć pójścia na pielgrzymkę, tradycję w chodzeniu i tak dalej. Ale nie rozumiem męczenia dzieci, bo dla mnie te dzieci się męczą. Moim zdaniem można sobie ten rok odpuścić, albo można po prostu pojechać na same uroczystości. Czy ktoś mi może wyjaśnić, co przyświeca takim ludziom? Wiem, że Marta chodziła, może mi to wyjaśnisz jakoś łopatologicznie?

czwartek, 26 lipca 2012

7 miesięcy

     Jako się rzekło, moja Córa kończy dziś 7 miesięcy. A że tradycją stało się podsumowanie, to i dziś śpieszę donieść, że moja Córa:
- je z miseczki, sporadycznie z użyciem łyżki, najczęściej łyżkę to chce sama trzymać - mała Zosia Samosia
- kubek niekapek jest fantastyczny i pije z niego dla samej przyjemności picia, nadmiar wypluwa
- siedzi długo i z upodobaniem, leżenie jest be
- podciągnięta za rączki staje pewnie, przytulona twarzą do kogoś też prostuje nogi
- odstawia się od piersi, jedząc już tylko rano, wieczorem i w nocy, czasem w ciągu dnia
- sama zasypia w łóżeczku, próba uśpienia jej inaczej kończy się płaczem
- robi tuli tuli już nie tylko nam, ale i zabawkom, a nawet krzesełku do karmienia
- odkrywa, czy na pewno upuszczony przedmiot spadanie na dół
- wymusza i histeryzuje, czyli płacze bez łez, jak nie patrzę, przestaje i podgląda, czy faktycznie nie patrzę
- śpi na brzuchu i tylko na brzuchu, w ogóle cały dzień by najchętniej spędziła na brzuchu
- robi kosi kosi, czasem tylko się te niesforne ręce nie stykają
- coraz delikatniej głaszcze kota

poniedziałek, 23 lipca 2012

Opowieści różnej treści

     Tak się jakoś złożyło, że piszę co poniedziałek. Nie wiem, czemu, przypadek.
     Wczorajsza impreza stała pod znakiem zapytania. A to dlatego, że Córa od piątku marudna, w sobotę dostała gorączki, która z soboty na niedzielę osiągnęła 39.8 pomimo podania leków. Wygoniło to nas na pogotowie, czy jakaś infekcja się nie wdała. Na szczęście w płucach i gardle czysto. Pogoda piękna, więc zapadła decyzja, że jedziemy. I to był bardzo dobry wybór. Córa wśród ludzi odzyskała humorek, zjadła nawet kilka ziemniaczków pieczonych. Oczywiście sama, bo ona teraz Zosia Samosia i tylko to, co sama włoży do buzi toleruje. Po gorączce ani śladu. Po zębach, które tą gorączkę prawdopodobnie wywołały niestety też.
     Marzy nam się mahoniowa stolarka w domu. Oczywiście, że jest nietypowa. Dobranie drzwi i okien będzie wyzwaniem. Na razie planujemy jeszcze w tym roku wstawić drzwi do kotłowni i prowizorycznie wstawić okna. Stare, które zostały po wymianie u mnie w domu. Dzięki temu mój Bardzo Osobisty Mężczyzna będzie mógł coś tam dłubać i posuwać prace do przodu.
     14 sierpnia czeka nas kolejna impreza, tym razem w domu, rodzice mają 30 rocznicę ślubu. Zaraz się zabieram za liczenie osób, ale wyjdzie na pewno sporo. Na szybko wychodzi mi pod 20 osób. Będzie się działo.
      Jak już przy 14 jesteśmy, to podzielę się pewnym planem. Plan powstał bardzo dawno temu, całe wieki, czyli dwa lata. Mianowicie jako że sukni ślubnej nie miałam zamiaru od początku sprzedawać, powiedziałam, że każdego 14 sierpnia będę ją mierzyć, żeby się nie zapuścić. W tamtym roku mierzenie się odbyło, ale, powiedzmy szczerze, mało ambitnie, bo zamek na dole się wcale nie dopiął. Brzuszek przeszkadzał już nieco. W roku zamierzam przymierzyć i się zmieścić. Problemu raczej nie będzie, bo po ciążowej wadze ani śladu, a poza nią spadło już 2 kilo. To tyle z chwalenia się.

środa, 18 lipca 2012

16 miesięcy i jeden tydzień

Nic tego nie zapowiadało. Żadnych przesłanek, wstępów, ostrzeżenia żadnego nie dostałam. Spadło na mnie może nie jak grom z jasnego nieba, ale zaskoczona byłam ogromnie. Po 16 miesiącach i tygodniu dostałam okres. Tia. Rozpaczać nie będę, mogę się świadomie nie starać o dziecko. Jak powiedziałam Córze, że teraz jak pójdzie coś nie tak, to będzie miała rodzeństwo, to przestała z zapałem kopać po łóżku i zrobiła zrozpaczoną minę. Ja wybuchnęłam śmiechem, a mój Bardzo Osobisty Mężczyzna powiedział do niej, "Będziesz jedynaczką?", na co Córa zaczęła znów kopać. Przestała na moja "O nie, nie, żadne jedynaczką." Wniosek prosty, trzeba się zebrać, nim o zdanie ją trzeba będzie pytać ;)

poniedziałek, 16 lipca 2012

Koniec

     13 w piątek sezon murowania się zakończył. Dach prawie gotowy, brakuje pół gąsiora. Nie doliczył się. W piątek było wielkie sprzątanie, teraz wkracza mąż. Kanalizacja, prąd i tak dalej. A w tą niedzielę planujemy budowlane ziemniaki. Schować się jest gdzie, w razie draki i deszczu, a kuzynka już marudzi o ziemniaki od dwóch lat. Doczeka się w końcu. Może jeszcze jakiś grill, chłopaki zostawili po sobie taki fajny, wykorzysta się.
     Dziecię moje odmawia mleka. Odstawia się konsekwentnie od piersi, a z butelki też średnio. Białe jedzenie jest złe, więc kaszkę na wieczór je na soku marchewkowym. Cudak nasz. Mój Bardzo Osobisty Mężczyzna stwierdził, że po takich rodzicach nie mogło być nic innego. Głęboka prawda w tym tkwi. Poza tym ma ostatnio bardzo marudny czas, aż mi dziwnie, bo Córa z reguły nie płacze, a ostatnio jej się zdarza. No i obcych zaczyna się bać. Objawia się to tym, że lekko się uśmiecha, a nie chichra wciąż.