wtorek, 30 czerwca 2009

Znowu próbuję

            Namówionaprzez mojego Osobistego Mężczyznę posłałam powieść, ach jak to dumnie brzmi, nakonkurs. Nie chciałam. Ale nie żałuję. Będzie co będzie, choć nagroda by sięprzydała. Nie ze względów twórczych, a finansowych.

Na weekend planujemy góry albogorące źródła. W zależności od pogody wyjdzie wersja zadaszona lub nie. Wyszłamdziś na słońce, żeby chwycić złota choć symbolicznie, to zaszło… Wiedziałam,żem brzydka, ale nie wiedziałam, że aż tak, by słońce straszyć.

Zaczęłam podejmować pewne krokiprzed obroną. Mianowicie wzięłam wolne w pracy. Reszta… Nawet nie wiemdokładnie jakie są pytania… I jakoś mi to lata. Nie pierwsza obrona, zdam.

Wczoraj jako kobietasamowystarczalna przyniosłam sobie róże do pokoju. Dziś dostałam pięknybukiecik z róż, stokrotek, dalii i takich żółtych stokrotek. Aż miło. Został wpracy, żeby nie umarł po drodze.

poniedziałek, 29 czerwca 2009

Nostalgicznie

Skończyłam kolejną szkołę. Dziś odbyły się ostatnie zajęcia, jeszcze tylko obrona mnie czeka. I żal mi będzie, ale tylko ludzi. Jesteście fantastyczni!
Potem Piknik Lotniczy. I znów moje czarownictwo. Jakiś gość na widok opadającego samolotu Zelaznego powiedział "A teraz w Multikino" i zaczął się śmiać. Pomyślałam sobie, człowieku, nie wiesz co mówisz, oni stracili kolegów. Potem, jak już wychodziliśmy pomyślałam, że to musi być tragedia polecieć na taki pokaz i nie wrócić.
Cessna 172 spadła na ziemię. Zginęła jedna osoba, trzy są ranne...
[*] pokój Pilotowi... Wiatru w skrzydła, gdziekolwiek doleciałeś...

sobota, 27 czerwca 2009

Prawdziwe w sieci

Zaczęłam ją czytać na początku ciąży, jakoś w marcu,bo fajnie pisała, ciekawie... rzucił ją facet, ok, zdarza się, fajnie, zedogadała się z mamą.... potem znalazła faceta, ok, szybka miłość, ale młodośćma swoje prawa.... niepokoić się zaczęłam, jak Marcina pobito.... Nie tylepobiciem co relacją ze szpitala, że lekarze się nie starają, że coś tam poszłonie tak, że śpiączka.... potem wybudzenie i ok wszystko.... tiaa... tu też sięprzyznała że zdjęcia są nie jej i tu mnie tknęło coś po raz drugi..... naglerozstanie w lipcu, koniec miłości, jej szpital i wielki powrót i niby kara, anie kara....kłopoty z ciążą, szpital i trudności w donoszeniu... szczęśliwarodzinka.... nagle wypadek śmiertelny....

 

poronienie... i nowa wielka miłość, która już wzbudziła mojąniechęć, bo rtak szybko po stracie tamtej a ona już wije nowe gniazdko.... dotego kłopoty z biologicznym ojcem małej.... jej choroba w międzyczasie... itrach, złe wyniki i nagłe pojawienie się torbieli 11 cm.... ot tak.... operacjazaplanowana w Boże Ciało!! , śpiączka i śmierć....

 

a to wszystko w trochę ponad rok....

 

ostatnio mało komentowałam, bo mi nie pasowało, bo za dużotego, za bardzo naciągane, nie takie, i zastanawiałam się, czemu nikt tego niewidzi.


Nie wiedziałam jak to sprawdzić, szczególnie, że Grudziądzmoże być wymyślony też. Podejrzewam, że tak samo naciągana jest osoba Martynyniejakiej. Mój ostatni koment to było sprawdzenie, zastanawiałam się kiedy ktośzajarzy, że jest nie tak, że naciągane... Już nawet nie jest mi przykro,śmieszy mnie to.


Ilu z nas jest prawdziwych, ilu można zaufać? Takie wydarzenia podkopują wiarę w blogowy świat. Ostatnio rozmawiałam z Przyjacielem, że w sieci każdy może być tym, kim chce, że szklany ekran to magia i mur nie do przebicia, nie do sprawdzenia. Pod warunkiem, że robimy to mądrze... Tylko po co? Nie mówię, że na moim blogu jest wszystko. Wielu złych rzeczy tu nie ma. Bo nie chcę, bo drżę, bo boję się, ale nie dlatego że nie ufam. No i nie chcę litości. A reszta,... Niech będzie milczeniem.

środa, 24 czerwca 2009

It's my party... Sąsiedzi nie są zaproszeni

            Sąsiadkęspotkałam dziś. A prawie mnie ominęła przyjemność. Jeden krok mnie dzielił odwybawienia, ale się nie udało. Zapytała, czy idę z pracy. No z pracy szłam, tosię przyznałam. I się zaczęło. Po pierwsze czemu nie wybrałam sobie jakiegośprzedmiotu i nie zostałam nauczycielką. Pani sąsiadka nie wie o romansie zpolonistyką, bo staram się, by nie wiedziała nic, więc pytanie jakoby namiejscu było. Ale mnie zdenerwowało lekuchno, bo wiedziałam, jaki ciąg dalszybędzie. No i był. Bo jakoś nie przyjęła do wiadomości, że nie chciałam„przedmiotu” i nie chciałam być nauczycielką, a chciałam być pedagogiem. Żeprawie to samo? A wiecie, że prawie robi wielką różnicę? Tu też robi. Więcusłyszałam, że głupio zrobiłam, bo to trudna praca i się marnuję. Piła do mojejwcześniejszej pracy, w poprzedniej komórce organizacyjnej. Ogłosiłatriumfalnie, że dobrze, że stamtąd uciekłam. Z dziką satysfakcją patrzyłam najej minę, jak powiedziałam, że nie do końca uciekłam, bo praca ta sama, tylkogdzie indziej. Że nie stricte to samo nie musi wiedzieć, prawda? Ja jednaklubię być niedobra :P. Mina, wierzcie, bezcenna. To się przyczepiła dalej. ŻePrezes i pani z sąsiedniej Fundacji to zarabiają kokosy, a nas wykorzystują,więc powinnam się stamtąd zwolnić. Tia… A wspominałam, że kasa mniesatysfakcjonuje i nawet o takiej nie marzyłam? No jej nie wspomniałam, alepowiedziałam, że to chciałam robić i to kocham robić. Chyba ją zawiodłam. Jakżemi przykro.

            Strasznienie lubię ludzi, którzy wiedzą co dla mnie dobre. Bo nie wiedzą co jest w mojejpracy, owszem, nie lekkiej, ale strasznie satysfakcjonującej, a „subtelnie idelikatnie” próbują mi zasugerować jej zmianę. A ja kocham co robię, nawet jakmam do opieczętowania sto pakietów dokumentów, które wcześniej muszę sprawdzićpod kątem całości. Nawet jak jest niebezpiecznie. Nawet jak ze zmęczenia niewiem jak się nazywam. To moja praca, wybrałam ją pięć lat temu i pokochałam. Areszcie nic do tego. Bo mogę to robić za darmo, za ziemniaki czy jakkolwiekinaczej i mam do tego prawo, bo to moje życie i moja praca.

poniedziałek, 22 czerwca 2009

Czekanie urlopowe

Czekam na urlop. Czekam jak na wybawienie. Jeszcze troszkę, naprawdę niewiele. Wskaźnik pokazuje 40 dni, faktycznie jest 29 dni pracy. I upragniony sierpień. Jezioro Rożnowskie, spokój, cisza...
Cały sierpień mój. I pierwszy dzień września ;)))

piątek, 19 czerwca 2009

Podepnę się...

            Podepnę siępod posta Nigu, mam nadzieję, że mi wybaczy. Piszę, żebyście wiedzieli, żeżyję, ale na nic ambitnego nie mam sił. Jak ktoś chce coś poczytać co nie jestbełkotem to zapraszam na bloga macierzystego, bo na Kobiety w końcu napisałampo miesiącu zabierania się. Taaak, wiem, szybka jestem. Ale żywcem nie mam siłi czasu. Choć nie wiem na co mi czas schodzi, bo mi trochę luzu wpadłoostatnio. No ale sił brak kompletnie, więc i czas się jakoś rozpływa naodpoczynek jaki taki. Nawet mi się na Wianki iść nie chce, a to już gorzej niżźle. Choć to raczej święto nie moje, bo wianek dawno poszedł precz, a to rzeczjakoby nieodnawialna, to jak pójdę? Jak już nawet Smok Wawelski na mnie nieziora. Więc na walecznego rycerza z długą kopią też liczyć nie mogę… Zeroatrakcji.

            Zprzemyśleń blogowych mam historię o poleceniach moich notek przez Onet. A więctak (wiem, że nie zaczyna się zdania od „A więc” więc tak zaczynam). Najpierwjest sobie dziewica, małe tet a tet i mamy problem podejścia kobiet do ciąży. Kobiecieprzytyło się, więc wpadła w anoreksję. Spotyka faceta po przejściach, któryzaciąga ją przed ołtarz i mamy dylemat sukni ślubnej. Na początku jest piękniei mówią do siebie „Mężu, żono”. Ale sielanka nie trwa wiecznie i w końcu onmusi kombinować jak sprawić, by ona się rozebrała. Jej nudzi się to corazbardziej i choć początkowo mówi „nie” romansom w pracy to w końcu wplątuje sięw romans z żonatym, z którego to związku rodzi się niechciane przez niegodziecko. Następuje ostatni akt dramatu i on zabija dzieciątko, a że u nas jestonly in Poland to z tego powodu ogłaszają żałobę narodową.

A teraz myślę jaką notkę napisać,skoro skończyłam na śmierci, żeby trafić na gwiazdkę ;)

środa, 17 czerwca 2009

Wyodpoczywana

            Długiweekend był faktycznie długi. Cały wolny, calutki. Nie wiedziałam co zrobić zczasem. Czułam się jak po miesięcznym urlopie. Do pracy wstać mi się niechciało jak ja… Ja tylko wiem jak. Już się czuję wyodpoczywana. Praca mi tozapewniła z nawiązką. Ja już chcę wolne! Najlepiej urlop. Wczoraj impreza na300 osób plus opieka nad naszymi. Dziś zasypiałam na stojąco. Pomijam„codzienne” problemy mojej pracy, które jakoś się skumulowały ostatnio. Byle doweekendu, w który… Idę w niedzielę do pracy. Ale nadgodziny też cenna rzecz.Spaaaaaaaaaaać.


Bonus, oto Niki:

  

niedziela, 14 czerwca 2009

Niki

    Do mojego domu zawitała Niki. Niki jest czworonogiem rasy pies, odmiany suka. Ma krótkie łapki, długą czarno białą sierść i lekko brązowe policzki. Charakter… Złośliwiec i zawadiaka. Jak ją puściłam na ogród, pewna, że się będzie bała obcego terenu, to zaczęła tak dokazywać, że w szoku byłam. A krótkie nogi nie wykluczają pędu jak odrzutowiec. Wręcz przeciwnie. A jak się zaplątała w trawę i wywaliła przez co ją dopadłam to zaczęła mnie gryźć. A wierci się na rękach jak nie wiem co, fryga mała. Jutro idę zakupić szelki, żeby ją było można spokojnie wyprowadzać, bo ja mogę latać za szczeniakiem, ale moja mama już niekoniecznie.
    Jedynie kot podszedł do niej niepewnie, bo się jej boi, mam nadzieję, że to chwilowe. Kto ciekawy - zdjęcie na nk.

sobota, 13 czerwca 2009

Śluby mnie frustrują

            Frustrują mnie i już, ale nie pytajcie dlaczego. Chyba przez to, że trzeba się odpicować i takim odpicowanym wytrwać. I nigdy nie wiem co na siebie włożyć. Jak miło, że mój będzie na święte nigdy.


Dopisek:

Mogłabym na co dzień chodzić w  takich długich, zwiewnych sukniach.

środa, 10 czerwca 2009

Nawałnica

    Oglądając zdjęcia telewizyjne z miejsc tragedii robiło mi się zimno. Dziś widziałam to przez okno busa. Ludzie wylewający wodę z domów, strażaków pompujących wodę ze sklepu, powalone drzewa, drogi spływające błotem. W jednej miejscowości było biało. To grad zaścielał trawnik warstwą około 5 centymetrową. Wynoszone z domu sprzęty, by wyschły, zalane podwórka, smutek w oczach, zniszczone uprawy, kikuty drzew, krzaków ziemniaków...
    Takie odległe jak na filmie, a tak bliskie. I to wszystko do wtóru grzmotów. Ogłuszających, nieprzerwanych, jakby grzmiało tylko raz, za to nieskończenie długo…
    Kilka do kilkunastu minut zmieniające czasem życie ludzi.

wtorek, 9 czerwca 2009

Niedepresyjnie o braku zaręczyn

    Włosy z głowy powinnam rwać, albo przynajmniej popełnić niekoniecznie rytualne samobójstwo. A czemu? A bo nie jestem zaręczona. A jesteśmy ze sobą już tak długo. Więc już powinnam latać za suknią, ustalać listę gości i takie tam. Tak wynika z jakiejś zbiorowej mody na zamążpójście. I jak się jest z sobą jakiś rok to już wypada, bo inaczej to znaczy, że jemu nie zależy czy coś w tym stylu. A ile razy ja mam powtarzać, że to ja nie chcę? I to, że on mi się nie oświadczył jest mi mocno na rękę?
    Ale młodsze ode mnie marzą tylko o tym. Żeby on padł przed nimi na kolana. Bo powinien. Bo już są razem i nie ważne za co będą żyć i czy ona mu ufa i czy on na pewno chce. Licznik tyka i trzeba. A najlepiej ustalić wszystko za niego i złościć się bo on jest niedomyślny i się nie oświadczył.
    Jesteśmy razem prawie dwa i pół roku. Kocham i jestem kochana. I nie zamierzam wpadać w depresję, że nie mam krążka na palcu. Bo jakie to ma znaczenie tak naprawdę? Będzie mnie bardziej kochał? Wątpię. Jest między nami różnie, czy to pytanie to zmieni na sielankę? Na pewno nie. Więc po co się spieszyć, a tym bardziej po co wpadać w panikę, że on nie podpytuje jaki pierścionek mi się podoba?
    A może to po prostu marzenie tych kobiet, które nie wierzą, że on nie ucieknie, jak go nie zaobrączkują? Tak mało w siebie wierzą, czy w jego miłość i oddanie. Ucieknie i tak, jak będzie chciał. Z wcześniejszym pytaniem czy wyjdziesz za mnie czy bez niego.

sobota, 6 czerwca 2009

Miało być...

    Miał być Tall Ships’ Races.  Jest obowiązkowo szkoła, bo zaliczenie.
    Miało być pięknie, zostały łzy. Znów pechowy czerwiec. Jak tamten. Tylko persony dramatu inne.

czwartek, 4 czerwca 2009

Zbiorowa psychoza

            Zablokowaneulice, po czterech policjantów na każdej przecznicy. Poczułam się przez tozaniepokojona i zagrożona, a nie bezpieczna. Kolumny eskortowane przez masępolicjantów, samochody, motocykle, opancerzone wozy i helikoptery. Dzień przedwielkim boom sprzątano wszystkie ulice, prawie, że szczoteczkami do zębów.Sadzono kwiatki w dawno zapomnianych skrzynkach, koszono trawę gdzie się dało.Nawet odwiecznie odrapany Kleparz doczekał się odmalowania. A wszystko todlatego, że do Królewskiego Miasta zjechały oficjele, by uczcić coś, cozdarzyło się dwadzieścia lat temu. Czy tylko mnie się wydawało, że rzecz miałamiejsce w Gdańsku, a nie w Krakowie? To jak i czemu i po co się pytam? Bowładza boi się stoczniowców, którym na dwudziestolecie „obalenia komunizmu”(piszę w cudzysłowiu, bo obaleniem tego nazwać się nie da) zafundowanozwolnienia z pracy z nadzieją na powrót. Gorzka pigułka. Mała skaza na pięknieodpicowanym mieście gotowym na przyjazd policji z całej okolicy i paruważniaków w markowych garniturach za cenę wyższą niż pensje Stoczniowców.

            Świętujmy,cieszmy się i radujmy. Bo mamy wolne państwo, z wolnym rynkiem. Jesteśmyobdarzeni wolną wolą. I zawsze możemy jeszcze trawę na zielono pomalować.

środa, 3 czerwca 2009

Spam

Wybaczcie opcję kodu weryfikującego, sama go nie znoszę, ale dostałam ostatnimi czasy masę spamu. Nie chce mi się kasować. Kod pewnie zniknie jak mnie wkurzy, a na razie łączę się z Wami w bólu.

wtorek, 2 czerwca 2009

Niebieskie oczy

    Przeglądałam kiedyś gazety. Dotrwałam do horoskopu i ot tak przeczytałam. Czasem się sprawdzał, ale tylko jak czytałam go wstecz. Ale to tylko w jednym miejscu się zgadzał (chyba na Onecie nawiasem mówiąc). Zresztą i tak podchodzę do tego z przymróżeniem oka. A tam… Coś, żebym lepiej przyjrzała się brunetowi o bajecznie niebieskich oczach, bo na pewno nie jestem mu obojętna… Czy ja już wspominałam o granatowych oczach mojego szefa? Tak? To wspomnę jeszcze raz, są bajeczne właśnie. Reszta się chyba jednak nie bardzo zgadza, ale cóż, to tylko horoskop ;)