środa, 27 kwietnia 2011

Serca dwa , smutki dwa

Pod moim sercem, inne bije serce...
Nieznane, a jakże bliskie i jakże kochane.
Pod moim sercem małe rączki dziecka,
cichutko pukają do mego serca.
Myślę wtedy - może być wspanialej?
Noszę w sobie życie, które Bóg mi daje!

(cytat z sieci, nie wiem czyjego autorstwa)

sobota, 23 kwietnia 2011

A miejscem spotkania będzie Galilea

 

Życzę Wam, abyście spojrzeli w te Święta w górę, zobaczyli światło bijące od krzyża i napełnili się jego mocą. Niech da Wam ono nadzieję na lepsze jutro, siłę do budowania miłości i wiarę w to, że wszystko jest możliwe.

 

Otwórzcie serca i drzwi Chrystusowi, zobaczcie świadków anielskich, pusty grób i wielką chwałę zwycięstwa życia nad śmiercią.

czwartek, 21 kwietnia 2011

Wielkanocny cud

Nigdy nie czułam tych świąt. Dla mnie wyższość ma jednak Boże Narodzenie. Z tych wiosennych pamiętam tylko krzątanie się koło koszyka, smak chrzanu i ewidentnie inny smak jedzenia poświęconego.
I pamiętam jedne święta. Wracałam z moim Osobistym Mężczyzną z Rezurekcji. Obiecałam mu w zamian za Pasterkę spędzoną ze mną. Idziemy, a na drodze kot. Już chciałam się wrócić, a kot podnosi łapę! Rusza się! No to ja bieg, zdjęłam kurtkę, kota na kurtkę. Jakaś pani powiedziała nam, że ona chyba wie, czyj to kot. Zabraliśmy go z sobą. Krew z pyszczka, miauczy, przeróżne myśli mi chodziły po głowie. W domu zwyczajnie położył się na łóżku i... zasnął. Przyjechała po niego właścicielka. Rudolf nie wykazywał symptomów wielkiej radości, za to jego pani na zmianę go beształa, co on narobił, na zmianę się cieszyła.
Okazało się, że kotu nic się nie stało, pewnie dostał podmuchem i obił się o asfalt. W ten sposób uratowaliśmy kota. W Wielkanoc. Bo wtedy przecież życie tryumfuje.

poniedziałek, 18 kwietnia 2011

Dziwnie...

Smutno i wesoło. Euforia przeplata się z rozpaczą. A najwięcej we mnie strachu. Może jutro będzie lepszy dzień.


środa, 13 kwietnia 2011

Uważaj, czego sobie życzysz...

... bo może się spełnić. Spełniły mi się marzenia, ale nie tak, jak chciałam. Przygniotło mnie realne życie. Na wirtualny świat nie ma czasu, ani ochoty. Wrócę na pewno. Oby niedługo.

czwartek, 7 kwietnia 2011

O krytykanctwie katolików i ślubie słów kilka

    Poruszenie na pewnym blogu skłoniło mnie do kolejnych przemyśleń na temat przygotowań do ślubu. A może do krytykanctwa? Zobaczymy o czym wyjdzie notka.
    Dziewczyna, sama zaczynając przygotowania półtora roku wcześniej, pisze, że śmieszą ją pary zaczynające planować swój dzień na dwa lata wcześniej. Na oburzenie komentujących odpowiedziała atakiem i bardzo nieprzyjemnymi słowami. Wiem, że sama pisałam o tym, że nie rozumiem osób załatwiających wesele tyle wcześniej. Ale ja ich nie rozumiem emocjonalnie. Bo to rozmywa całą magię. Żal by mi było w tym miesiącu załatwić salę, za trzy coś innego, a za kolejne trzy jeszcze coś. Przy czym doskonale rozumiem, że salę i orkiestrę trzeba załatwić dużo wcześniej. My mieliśmy sporo szczęścia, że się udało tak, jak chcieliśmy i pamiętam moje zdenerwowanie, że może jednak nic się nie znajdzie. Pamiętam też, że dużą wagę przykładaliśmy oboje, i moja nieoceniona świadkowa też, do detali, które tworzą niepowtarzalną atmosferę tego dnia. Bo to one tworzą ten dzień wyjątkowym. I owszem, przysięga jest ważna, ale odpychanie materialnej i cywilnej części nie podwyższa duchowych przeżyć. I nikomu nie wolno krytykować innych za to, że dbają o kolor wstążek, czy dobrego fotografa. Bo to pamiątka na całe życie. Każdy inaczej widzi ten jedyny dzień i ma do tego pełne prawo. Ale już nie widzę prawa nikogo do obrażania innych, wyśmiewania i obrzucania błotem za inne poglądy. Pisałam już, że kobieta ma prawo iść do ołtarza dla białej sukni i welonu. Ma też prawo widzieć w tym rękę Boga. Ale jedna nie ma prawa napadać na drugą.
    Katolicy to fanatycy. O tym też już pisałam. Ale coraz częściej spotykam się z ich jedyną słuszną prawdą. Z jedyną doktryną, której trzeba bezwzględnie przestrzegać. Bo jak nie jesteś z nami, to jesteś przeciw i Cię zgnoimy. W imię naszego miłosiernego Boga.

poniedziałek, 4 kwietnia 2011

No to kiedy sobie zrobicie to dziecko?

    Moja mama znów została zapytana o to, kiedy zostanie babcią. I nie pomaga odpowiedź, że ona już babcią jest. Bo jest. Ma trójkę wnucząt, prawie dorosłych. Ale kiedy zostanie nową babcią. Bo przecież ślub w sierpniu był, a my nadal nic. Przy założeniu, że mama, jak zresztą cała reszta rodziny, nie jest wtajemniczona w nasze planowanie (po co ma się denerwować), więc nie bardzo może coś odpowiedzieć. A nawet, jakby wiedziała, to i tak by nie powiedziała, bo to nie interes obcych ludzi. Mnie nikt nie pyta. Pamiętam tylko, że przy każdych możliwych życzeniach, czy to świątecznych, noworocznych, czy urodzinowo- imieninowych słyszę właśnie to życzenie. Na szczęście pytania udaje się nam uniknąć. I dobrze, bo niezmiernie mnie ono denerwuje. Nikomu nic do tego. Nikt nie ma prawa nam do sypialni zaglądać, to nasza i tylko nasza decyzja, czy na tak, czy na nie, czy na jeszcze nie. Ale ja jestem w stanie odeprzeć te pytania w miarę bezboleśnie dla mnie. Zastanawiałam się natomiast, co czują pary, które się starają, nie cykl, czy nawet trzy cykle, ale rok, dwa… Jak ich muszą boleć te pytania, kiedy dzidzia, sugestie, że w nocy, to oni chyba leniuchują i że może by się zabrali do roboty. Jak to musi bardzo ranić.
    Małżeństwo z reguły oznacza dzieci w jakimś tam odstępie czasu. Ale nie zawsze. Para czasem nie chce, czasem nie może. I naprawdę nie powinno to nikogo obchodzić. A szczególnie tych rzesz życzliwych, którzy przecież pytają tylko z troski, z sympatii, bo tak lubią dzieci. A jednocześnie ci lubiący dzieci sympatyczni ludzie wytykają palcami dziewczynę z dzieckiem, a bez ślubu. Przecież też dziecko. Powinni się cieszyć. Ale nie, bo to grzech. A może nieposiadanie dzieci w małżeństwie po 9 miesiącach od ślubu to też grzech? Hm…

piątek, 1 kwietnia 2011

Kolejne "Tak"

          Rok temu o tej porze wszystko było jak dawniej. Chłopak i dziewczyna, para jak inne, partnerzy. Z planami, marzeniami. Na kiedyś. Nastał wieczór i wszystko się zmieniło. Jego pytanie, moja odpowiedź. Niepewność, radość, oczekiwanie...
Rok od zaręczyn...
Prawie 8 miesięcy od ślubu...
Dziś też powiedziałabym "tak"

 

          Dziś lśni na lewej ręce, prawą zajęła obrączka... Ma dla mnie ogromne znaczenie stałości, nierozerwalności i pewności. Od tamtego momentu poczułam, że już zawsze będziemy razem. Ślub to tylko dokończył.

          Nie silę się na żart Prima Aprillis'owy. Tamtego dnia sprzed roku i tak nie przebiję...