niedziela, 31 grudnia 2017

Odchodzi ze stukotem laski...

... ustępując miejsca młodemu.
Bierze ze sobą dobro i zło, smutki i radości, zostawia wspomnienia.
Z tych nieprzyjemnych na pewno urwane lusterko i cała sprawa z tym związana, która nadal nie jest rozwiązana. Do tego zdrowotne upadki mamy, na czele z upadkiem wiążącym się z 9 krotnym złamaniem.
Naprawdę nie mogę przypomnieć sobie nic złego, co się działo. Jasne, kłóciliśmy się, ale nadal jesteśmy razem, więc widocznie o nic ważnego.
Nadal nie udało mi się polubić wagi, bo łajza źle pokazuje.
Ten rok jest dla mnie przełomowy zdrowotnie, gdyż przeszłam z powodzeniem ablację i od prawie toku nie miałam problemów z sercem. Tak, uwierzyłam, że jest dobrze.
Był to też rok cudownych wakacji, najlepszych w naszym życiu. I pięknych Targów Książki.
Nie do pominięcia są również inwestycje związane z domem i tak:
- spłaciliśmy cały kredyt, przez co jesteśmy wolni
- kupiliśmy drzwi do całego domu i choć uważam, że są przereklamowane, bo stoją i nadal jest tak samo, tylko miejsca mniej, to się jednak cieszę ;)
- wyposażyliśmy pokój Syna we wszystkie potrzebne meble, w związku z czym, miejsce, jak wyżej
- kupiliśmy stal na schody i plac zabaw dla dzieci, do placu kamienie do wspinaczki, płyty i różne liny, huśtawki, i drabinki - plac zabaw stoi cały, prócz domku, bo ma być drewniany, stelaż na schody jest cały - nie powieszony cały, bo nie ma sufitów na górze i trzeba kuć fragment
- dokupiliśmy drzewek do sadu
- kupiliśmy traktorek z przyczepką, wielkie bydle, zajmujące miejsce w garażu, ale byłam gotowa go okręcić światełkami i postawić w salonie, bo jest zielony - zakup tuż przed wigilią - bo to oznacza dla mnie mniej koszenia.
- dla całej rodziny kupiliśmy rowery i dokupiliśmy brakujące rolki i ochraniacze
Oprócz z tego z mniejszych rzeczy lub tych, które leżały i nie mogły się doczekać: skończyliśmy płytki w garażu i położyliśmy trochę w kotłowni, Osobisty zrobił światło na zewnątrz, z czujnikiem zmierzchu i powiesił świąteczne oświetlenie.
Mamy odbiór domu.
Nie pokłóciłam się z teściami, na to, że ich prawie nie widziałam, spuśćmy zasłonę milczenia, ale to też na plus ;)
Za nami cudowny występ Córy na zakończenie roku baletowego i tanecznego oraz jej złoty medal. Okupiony ogromną pracą, ale to też był dobry czas.
Zaczęłam chodzić na burleskę, pokochałam to i nadal mi się chce, choć jest dla mnie zadziwiające, że 2 km jechać mi się nie chciało, a do Krakowa jadę z uśmiechem i pieśnią na ustach.
Wraz z Osobistym byłam na koncercie szantowym, tak normalnie, bez dzieci, szał.
Wzięłam się porządnie za pisanie, jestem prawie na mecie.

Podpisałam rozwiązanie umowy za porozumieniem stron. Czy się opłaciło, pewnie odpowie kolejny rok.

czwartek, 28 grudnia 2017

O wadze, lekarzu i nie planach. COCO

Czy jeżeli waga po świętach pokazała tyle samo, to mogę uznać, że schudłam?

Wczoraj pojechaliśmy do pani doktor, bo w nocy Córa dostała gorączki, skarżyła się na głowę, brzuch i uszy. 37.4, a ona drgawki ma, biedne to moje dziecko, odziedziczyło po mnie chorowanie bez gorączki, a lekko podwyższona ją poniewiera. Przy 37.8 już ledwo zbijam, a ona leci przez ręce.
Pani doktor zdiagnozowała zapalenie gardła, zapalenie ucha na skraju perforacji, katar spływający do brzucha, co może spowodować wymioty, a na pewno powoduje ból. Już się nie uchroniliśmy od antybiotyku. I tak nieźle, to pierwszy w tym roku, jak dobrze pamiętam. Choć ucho, to już nie zliczę, który raz...
W związku z tym plany na gości oddaliły się na bliżej określoną przyszłość, choć oczywiście, że nic nie planujemy, bo teraz zaplanowaliśmy i wyszło, jak wyszło.
A jutro odbieram mamę ze szpitala, do którego trafiła w nocy z pierwszego na drugi dzień świąt. Z migotaniem przedsionków i wysokim ciśnieniem. Już czuje się dobrze, trzymają ją chyba tylko dla ZUSu, bo trzy doby muszą być, a świąt jej lekarz nie chciał policzyć, bo jej nie widział, nie robili badań i takie tam.
Dobrze, że nie kupiliśmy biletów na Sylwestra w gaciach, bo teraz byśmy szukali kogoś, kto by za nas pojechał, albo bylibyśmy pięć stów w plecy. Jak nie zamówilibyśmy noclegu.

Byliśmy w kinie na COCO. Początkowo Córa nie chciała, ale potem się zajawiła i namówiła brata. Ja uważałam produkcję za głupią, infantylną i idiotyczną. Muszę odszczekać. Bo wyszłam zachwycona i chcę jeszcze, choć nie wiem, czy jestem gotowa. Film niespecjalnie dla dzieci, za duże przesłanie, za poważne. Dla nich ważne były kolory, piosenki, trochę tam zrozumiały, ale myślę, że to, co najważniejsze im jeszcze umknęło. Ja się poryczałam cztery razy, a pod koniec to już parę minut ciągiem ryczałam. Naprawdę polecam. Mądry, piękny film o marzeniach, odchodzeniu i pamięci. Cudowna opowieść o więziach rodzinnych i drodze życiowej ubrana w kolory meksykańskiego święta umarłych. Kara, wina i przebaczenie też są bardzo ważną częścią tego filmu. Choć nostalgiczny, chwilami ciężki i bardzo smutny, to jednak z zakończeniem tchnącym nadzieją. I ten "koci" przewodnik dusz. Polecam każdemu miłośnikowi czterech puchatych łap - koci ulubieńcy mają naprawdę wielkie ego. Będę do niego wracać, z pudełkiem chusteczek.

wtorek, 26 grudnia 2017

6

W każde Boże Narodzenie my świętujemy podwójnie, bo 26 grudnia urodził się nasz pierwszy Cud. Dlatego już nigdy nie spojrzę na święta inaczej i dyskusja o wyższości świąt już mnie nie dotyczy.
Córa to już panienka pełną gębą, stroi się i fochy stroi też i wybiera się do szkoły. Była koszmarnie rozczarowana, jak okazało się, że po świętach nadal będzie chodzić do przedszkola, a nie do szkoły. W sumie to mogłaby już do niej iść, bo liczy, mnoży do 10, choć nie wie, że to robi. W końcu załapała, o co chodzi w czytaniu i czyta, może nie płynnie, ale sama złoży sobie sylabę, a potem słowo i przeczyta już wszystko. Najbardziej oburzają ją angielskie czy obcojęzyczne słowa w reklamach, czy na banerach, bo ich nie rozumie. Pisze trochę śmiesznie, bo miesza drukowane z pisanymi.
Bardzo lubi się uczyć. W domu sama wyciąga elementarz i czyta, ma nową zabawkę, tablice do pisania i siedzi nad tym ciągle.
Jest strasznie dokładna, czasami aż za bardzo i porażki ją jeszcze mocno stresują, ale pracujemy nad tym.
Opanowała swoje nerwy, choć nadal zdarzają się wybuchy złości takie, że nie bardzo wiemy, co z tym zrobić. Jednak coraz szybciej się uspokaja, coraz łatwiej do niej trafić i wytłumaczyć.
Nadal kocha taniec, w przyszłości chce zostać baletnicą i uczyć dzieci. Na razie nadal tańczy dwie godziny w tygodniu, a przed przedstawieniami nawet częściej i dłużej.
Kocha prace kreatywne. Ciastolina, plastelina, wycinanie, klejenie, ozdabianie to jest jej żywioł. I zwykłe rysowanie też, mamy tony rysunków, bo rysuje i w domu i w przedszkolu. Czasem ją gonię, bo woli rysowanie od kontaktów z innymi dziećmi, bardzo powoli wchodzi w relacje, nie umie się czasem przebić, cóż, typowy z niej introwertyk, ale zaczyna się otwierać.
115 cm, 21 kg, nadal wszystkie mleczaki

niedziela, 24 grudnia 2017

Wesołych Świąt

Niech blask świec rozpali w Was nadzieję, doda sił i ogrzeje serca. Czerpcie siłę z bycia razem, z obecności tych, których kochacie i tych, za którymi tęsknicie. Znajdźcie w sobie motywację do działania, żeby kolejny rok był Waszym rokiem.
Łamię się z Wami wirtualnym opłatkiem dziękując za obecność, za każdy komentarz i każdą myśl do mnie posłaną. Tym, którzy są i których nie widać. Wesołych, radosnych, pełnych spokoju Świąt.

środa, 20 grudnia 2017

9 lat

17 grudnia 2008 roku byłam na rozmowie o pracę. Dzień później dostałam odpowiedź twierdzącą.
Dziś była wigilia w pracy. Przed nią podpisałam rozwiązanie umowy o pracę za porozumieniem stron.

Jadąc po dzieci ryczałam w aucie. Nie za pracą. Za ludźmi w takie dni, jak dziś, w wigilie, które były ponad podziałami. A dziś, wraz ze mną, żegnały się jeszcze dwie osoby.

poniedziałek, 18 grudnia 2017

Święta po naszemu

Miało być mało. Pracy i jedzenia. Barszcz z uszkami, ziemniaki i ryba, dla nas pstrąg, dla dzieci paluszki, pierogi z kapustą i grzybami w wersji z wody i smażone, bo roboty tyle samo, a dania dwa. Śledzie w śmietanie, sałatka, chałka, kompot, bynajmniej nie z suszu. Córa zechciała barszcz zabielany z ziemniakami, Syn żurek z kiełbaską. Próba wyjaśnienia mu, że to nie te święta, spełzła na niczym. No i tyle. Do tego sernik i makowiec i miało starczyć wigilijnie. Plan był pojechać do mojej mamy. Na dziś umówiłam się z nią na zakupy.
Wczoraj do ryb dokupiliśmy łososia, karpia, bo tata lubi i śledzie opiekane, w zalewie. Zdecydowałam się też dopisać kluski z makiem.
Dziś podczas zakupów do listy doszły krokiety z kapustą i grzybami, groch z kapustą, a do tego gołąbki na pierwszy dzień świąt. Ja mam już zrobione krokiety z mięsem, więc się podzielimy po pół. Mama już wcześniej kupiła filety z morszczuka, więc daje nam to kolejną rybę. Ma zamiar upiec królewskiego i metrowiec, więc się podzielimy.
Podejrzewam, że z menu wylecą ziemniaki, bo tego wszystkiego nie pomieścimy. Już czuję się gruba ;)

Kupiłam też jemiołę. Taką całą wiechę. Będzie wisiała na środku, więc uprzedzam wszystkich naszych gości.

piątek, 15 grudnia 2017

Zero spinki + edit zdjęciowy

Od dwóch tygodni wiedziałam, że na lekcjach otwartych z tańca i baletu ma się pojawić mikołaj. I byłam przekonana, że to będą cukierki, maksymalnie jakiś mikołaj czekoladowy. A dziś na grupie fb zobaczyłam zdjęcie, które wrzuciła pani Ania, a tam tyle dobra, że szok. I napisałam do niej, żeby wiedzieć, co jest w paczce, żeby Synowi zrobić, bo ostatnio Córa wygrała konkurs, on nie, ona dostała paczkę na urodziny od kuriera, on nie (i nie pomaga tłumaczenie, że jego wszyscy goście byli) i było mu okropnie przykro. I chciałam mu zrobić taką paczkę i podłożyć i byłoby super. I mi nie wyszło, bo pani Ania napisała, że paczka dla Syna będzie, bo chodził i może wróci i ona chce. Głupio mi się zrobiło, bo wyszło, jakbym się prosiła. Oczywiście nie chce słyszeć o zapłacie. To pomyślałam, że zrobimy jej prezent, oczywiście nie od mikołaja, bo nie mam jak podrzucić, musiałabym to zrobić w tajemnicy przed dziećmi, bez sensu. I ja myślałam o czymś słodkim i jakąś ozdobą świąteczną, akurat w przedszkolu kiermasz jest, więc byłoby dwa w jednym. A moje dzieci wymyśliły chatkę z piernika. Robioną przez nas.
Zero spinki, ciasto dopiero się chłodzi. Jeszcze upiec, złożyć, udekorować... Naprawdę, zero spinki ;) czy u nas nie może być normalnie?

Edit 21:59
Prace budowlane zostały ukończone



środa, 13 grudnia 2017

Ostatnie pieniądze

Na co kobieta wydaje ostatnie pieniądze?





Na buty.
Do tańca.
Tańcząc godzinę tygodniowo.

Postanowione

Wczoraj dostałam ostatnie pieniądze z pracy. Tzw karp, czyli dofinansowanie do świąt. Za dwa miesiące będę bezrobotna.
Decyzji nie żałuję, choć dziwnie mi.

poniedziałek, 11 grudnia 2017

Zapach ludzkiego nieszczęścia

Wiecie, jak pachnie ludzkie nieszczęście? Niemytym ciałem? Alkoholem? Tanim winem? Czy potem ze strachu? Tak, nie przeczę, to zapach nieszczęścia, nieradzenia sobie, ale jednak w jakiś sposób zależny od człowieka. Ja wczoraj poznałam zapach nieszczęścia, którego nie da się opisać.
o 7.20 Osobisty mnie obudził, żebyśmy szykowali się do urodzin, a po drodze do kościoła, żeby zdążyć. Chwilę potem usłyszeliśmy syrenę straży pożarnej, ot, codzienność, u nas często słychać. A potem podeszłam do salonu i zobaczyłam słup dymu. Ogromny, czarny, unoszący się w niebo i schodzący do ziemi słup dymu. Ciarki przeszły mi po plecach. Już wiedzieliśmy, że dzieje się coś poważnego, niedaleko nas. Osobisty wyszedł na pole, ja na strych, ale niczego nie zobaczyliśmy. Nie, nie jako gapie, chcieliśmy wiedzieć, czy nie blisko takich chaszczy u nas, czy nie trzeba będzie sąsiadów ratować.
Do popołudnia żyliśmy w nieświadomości, nie poszliśmy do kościoła, bo do południa śmierdziało tak, że nas, z tym katarem i kaszlem, dusiło po trzech krokach. A potem przyszli goście, w tym żona strażaka, który tam był, widział, przeżył... Który musiał uciekać, bo strop się walił.
Ludzkie nieszczęście pachnie gryzącym dymem, palonym plastikiem, drewnem, betonem i wszystkim innym. Ludzkie nieszczęście pachnie stratą, bezradnością strażaków i łzami. Nie, nie za dobytkiem, za nim nie ma już kto płakać.
Wieczne odpoczywanie racz mu dać Panie.

wtorek, 5 grudnia 2017

Pomocnik się spisał

Zapakowałam właśnie do końca 53 paczki mikołajowe dla dzieci i 7 dla pań. Z opisem. Uszami mi wychodzą, ale może mikołaj doceni i coś tam pod choinką zostawi. Bo u nas teraz pod choinkę dzieci sobie życzyły. Z racji urodzin, mikołaja i całej tej rzeszy prezentów u nas był tylko mikołaj. A teraz zachciały pod choinką, jak w bajkach. Więc będziemy zbierać paczki po rodzinie (a ten mikołaj to nie mógłby przynieść do nas, a nie tak zostawiać po ludziach?) i kłaść pod choinkę.

A wieczorem jadę na ploty. O. Co prawda z dziećmi, ale bez Osobistego, więc może trochę ze mnie ujdzie w związku ze świętami i teściami i całą tą poronioną sytuacją u nas, kiedy ja chcę, ale wiem, że to nie wyjdzie i chodzę cała zestresowana i mi się ryczeć chce. Wie ktoś, jak zasnąć i obudzić się po świętach? No i dziś chcę się tego pozbyć.

poniedziałek, 4 grudnia 2017

Po urodzinach

No i już po.Najbardziej szalone urodziny, jakie robiliśmy. Sobota rano, patrzę do lodówki, a tam zero mleka, no dobra, pół litra, a ja mam zrobić jakieś ciasto i tort. Z planu, mówiącego, że z Córą pojedzie Osobisty, a ja sobie spokojnie porobię wyszło, że pojechaliśmy wszyscy, przy okazji na zakupy. Ale od razu po balecie do domu.
Tia... Po balecie zszedł z góry jakiś pan i mówi, że dziecko, co miało pozować uczestnikom kursu fotograficznego się rozłożyło i czy ktoś pożyczy dziecko w zamian za ładne zdjęcia. Mówię Córze, że my nie mamy czasu i wychodzimy. A ona idzie ze spuszczoną głową i słyszę, że szkoda... To telefon do Osobistego, który siedział w samochodzie i sru do środka. W efekcie na zdjęcia poszli oboje, z godziny zrobiło się półtorej, a my czekamy na efekty.
W domu byłam o 15.30, więc biegiem do roboty.
W niedzielę niby spokojnie, ale po powrocie do domu okazało się, że owszem, biszkopt na dzisiejszy tort do przedszkola (zamiast piątku, bo babcia okazała się ważniejsza) upiekłam, ale budyniu już nie ugotowałam. Godzina 19. Ugotowałam, studziłam na polu, już o 22 przekładałam biszkopt :P

A teraz najlepsze. Z całej góry prezentów, lego, książek, puzzli, samochodów, gier i ciastoliny największą furorę zrobił... dwu centymetrowy karaluch.