niedziela, 29 czerwca 2014

7

Kolejna miesięcznica i kolejne podsumowanie.
Syn:
- siedzi z prostymi plecami, czasem jeszcze się przewraca, ale nie asekuruje się rękami, potrafi bawić się na siedząco
- chwycony za ręce staje
- podnosi nogi, jak stoi, próba pierwszych kroków była, oczywiście podtrzymywany, krok do przodu, dostawka, krok, pocieszny jest
- przy leżeniu na brzuchu podnosi pupę na prostych nogach, tylko ta synchronizacja podniesionej pupy i głowy zawodzi ;)
- metki chwyta dwoma paluszkami, czyli chwyt pęsetkowy opanowany
- stuka dwoma zabawkami o siebie
- robi kosi kosi, jeszcze do pięści
- pije z kubka niekapka, sam, brawo Lovi 360
- zjada ze stałych posiłków niemlecznych śniadanie i obiad, do tego jakiś owoc na drugie śniadanie i podwieczorek, pierś rano, potem na drugie śniadanie dodatkowo, popołudniu, wieczorem i w nocy
- śpi różnie, czasem do 6, czasem do 2
- posiada dwa ząbki, dolne jedynki, idą górne, dolne już wystają na dobre dwa milimetry i dają się we znaki
- krzyczy, okropny krzykacz z niego
- spacerówka w użytku codziennym, Tako, zwany landarą też przerobiony na spacerówkę
- przedwczoraj chwycił się pałąka w wózku, zaparł nogami i stanął, doprowadzając mnie do zawału serca
- łóżeczko powędrowało poziom niżej
- nie korzystamy z małej wanienki, w dużej kąpie się na siedząco i chlapie, chlapie, chlapie, oczywiście go podtrzymuję
- przewijak już dawno nie używany, w końcu został wyrzucony, przebieram go na łóżku, bo inaczej by mi spadł, wiercipięta
- jeździ przodem do kierunku jazdy, czyli zmieniliśmy fotelik na większy, bo w nosidełku się zwyczajnie nie mieścił, musiałabym dziurę w fotelu zrobić, bo nogi już miał bardzo podkurczone
- waży 8,3 i ma 73 cm, po zakolach Wisły 78, 73 na stojaka, czyli też pi razy drzwi razy rozmiar kołnierzyka, ale bodziaki na 80 mu zakładam

W jadłospisie:
chleb, bułka zwykła i słodka z masłem, wędlinka, jajecznica, jajo gotowane, kalafior, brokuł, kalarepa, pietruszka korzeń i nać, marchew, seler korzeń i nać, buraki, pomidory, nektarynki, wiśnie, czereśnie, truskawki, poziomki, rosół z makaronem, jabłka, banany, kasza manna, czasem na krowim mleku, budyń, sporadycznie bardzo, kaszka kukurydziana, szczypiorek (własnoręcznie zebrany i wszamany), chrupki kukurydziane, biszkopty - to całkiem sam, żurek, papryka czerwona, fasola, groszek zielony, kurczak, schab, ryba, łopatka wieprzowa, kasza jęczmienna, ziemniaki, gruszki - czyli jadłospis dość bogaty, choć pewnie coś jeszcze pominęłam, a no, frytki :P ale były pyszne i ciasto brzoskwiniowe mamy roboty, kruche też, morele, dynia, śliwki.

I po raz kolejny piszę: to nie jest przykładowa dieta dziecka 7 miesięcznego, to dieta mojego dziecka, nie biorę odpowiedzialności za eksperymenty na dzieciach obcych.

czwartek, 26 czerwca 2014

On + ja + ta trzecia = my?

W naszym małżeństwie występuje ta trzecia. Choć czasem mam wrażenie, że to pierwsza, najważniejsza. Znam ją i nawet okresowo lubię i popieram. Gdzieś głęboko nawet częściej, niż tylko okresowo. Ma na imię Budowa. I to wkurwiające zdanie, że to dla nas. No ja wiem, że dla nas, ale czasem wolałabym, żeby Osobisty miał normalną żywą, dwunożną dupę. Bo taką to odstrzelić można, albo co, a budowa? Zostanie na zawsze i właśnie, jest dla nas. Tolerować muszę, choć mi czasem uszami wychodzi. Wiem, te zdradzone powiedzą mi, że oszalałam, że nie wiem, o czym mówię. No nie wiem, ale na razie nieznany wróg jawi mi się lepiej, niż ten znany na literę B. Tak, czasem to wróg, czasem największy. Czasem mam ochotę stwierdzić, że sprzedajemy. Budujemy od sierpnia 2011. Naprawdę niedługo, a ja mam dość. Na finiszu mam dość. Przelewa mi się i to się przelewa na Osobistego, cóż, taka cena, taki life.
Kurwica mnie bierze na tą budowę średnio milion razy dziennie. A potem włączam neta i szukam kabiny prysznicowej, umywalek i wyłączników do prądu. I potem jeszcze raz, bo ta, co mi się podoba, źle się otwiera, bo otwarta zajmie nam całą łazienkę i nie otworzy się i tak, bo pralka. A potem znowu mnie kurwica bierze, bo zmęczona jestem, a trzeba jeszcze o tym i o tamtym zdecydować.
Budowa to ciężka sprawa, szczególnie tak oddalona, jak nasza. Nikomu jej nie polecę, nigdy. A przynajmniej nie będę przekonywać, że jest super i różowo. Może z kredytem tak, wchodzi ekipa i rach ciach, po sprawie. Tylko dom nie swój przez kolejne -dziesiąt lat. Tak, jak robimy my, to koszmar. Koszmar, który niby się prawie skończył. Ale wiem, że potem mnie kurwica będzie brała na wykończeniówkę.
Chyba mam dziś dość chujowy dzień...

wtorek, 24 czerwca 2014

Tynki ruszyły

W sobotę sprowadzili się tynkarze, znaczy nawieźli sprzętu tyle, że ich rzeczy jest teraz więcej na budowie, niż naszych. Wcześniej jeszcze przywieźli materiał, a od wczoraj pracują. Oklejają okna, zakładają listwy i całe przygotowania, dziś pewnie będą rzucać z pierwszego razu. Osobisty pojechał zrobić zdjęcia kablom, bo niby wie gdzie, ale jak co do czego przyjdzie to się boi podziurawić prąd.
Mamy problem ptasi. Ptaszki nam się wylęgły i się boimy, że matka nie przyjdzie do takiego hałasu. Szukam właśnie ptasich azylów i jak coś, będziemy interweniować. Szkoda maleństw. Podobno do nowego domu najpierw muszą się wprowadzić ptaki, to my mamy już czwartą ptasią rodzinę. Co Osobisty miał zatkać dziury, to odkrywał nowe gniazdko. To chyba już jednak ostatnie.

piątek, 20 czerwca 2014

Filozoficznie o obiedzie na mieście

Rozmawialiśmy z Osobistym ostanio o zdradzie w związku. Utrzymywałam, że tchórzostwem jest się nie przyznać, jak się już zrobiło. Bo, albo jest mega zakochanie i się przychodzi i sorry, zakochałem - łam się, albo się trzyma buzię na kłódkę, że się coś zrobiło i robi wszystko, by to na jaw nie wyszło. Osobisty z kolei stwierdził, że jak się podejmuje decyzję o byciu z kimś, to nie ma mowy o zdradzie i już, bo nie i koniec. W związku z tym nie ma co ukrywać, czy się do czegoś przyznawać. Dalej dyskusja szła w stronę tego, że do zdrady zawsze coś prowadzi. I tu padło zdanie, że z seksem to jak z obiadem, nie zjesz w domu, zjesz na mieście.
- Ale nie musisz machać paragonem z restauracji, tak? - to ja.
- Właśnie musisz, żeby była nauka.
- Hm... Czyli jak mi mówisz, że zjadłeś u mamy, to to też ma być nauka? Hm... Czyli jednak źle gotuję.
Oberwałam :P Za zboczenie z tematu.

Potem jeszcze było, że jak przyjdzie i powie, że zakochał się w lasce poznanej tydzień temu, to dostanie w łeb i walizkę do ręki. A ostatnio sobie kupił ;) Ale jak naprawdę się zakocha to tylko walizkę.
Ot, takie rozmówki czasem prowadzimy.

czwartek, 12 czerwca 2014

Małżeństwo idealne...

... On nie ogląda Mistrzostw, ona seriali. Tak, to my, dziś na tapecia Upside Down, wreszcie.
Poza tym:
Na budowie coraz bliżej końca, 23 wchodzą tynkarze, od razu zamówimy steropian na wylewki. parapety już mamy wszystkie, Osobisty kładzie kable pod alarm.

Osobisty prawdopodobnie w najbliższym czasie nigdzie nie pojedzie, bo nie domknął im się budżet na to półrocze. I wszyscy święci tak zdecydowali, że obetną podróże służbowe.
Już widzę minę klienta, jak mu powiedzą, że nie przyjadą, bo nie mają kasy. Pominę zupełnie, że jakby nie musieli załatwiać "emergency approval. Go, go go" to mieliby na podróże, ale co takie korpoludki, jak Osobisty, czy szefowa jego mogą, skoro wszyscy święci rządzący wiedzą lepiej?
Na Dniu Dziecka firmowym szefowa przedstawiała Osobistego swemu mężowi, jako jej jedynego pracownika, podoba mi się :P
Córa płacze na wejściu do przedszkola. I na wyjściu też :P bo najpierw nie chce tam iść, a potem nie chce wyjść.
Syn ma pierwszego zęba, wczoraj się przebił, a ja jestem zaskoczona, bo nie marudzi, śpi w nocy, nic się nie dzieje. A tu szok. Córa miała pierwszego, jak miała skończone 9 miesięcy, ten ma ciut ponad 6.

niedziela, 8 czerwca 2014

Garść zdań zupełnie przypadkowych

Mam przystojnego męża. Podoba mi się i kręci mnie nadal.

Syn podobny jest do mojego młodszego bratanka, dziś to odkryłam z niemałym zdziwiniem, a przecież rodzina.

Zamorduję kiedyś Kotę. Znowu mi wywaliła dwie półki ciuchów z szafy Córy.

Dzień dziecka w pracy Osobistego był dziwny, ale było przyjemnie.

Grill w taki upał to głupota, ale przyjemnie spędzona głupota. Grill improwizowany, pewnie tym fajniejszy.

Niedziela zaczęta mszą jest dla mnie pełniejsza.

Szkoda, że wcześniej padało, bo w celu zjedzenia truskawek trzeba się udać najpierw pod kran. Nie znoszę zgrzytania brudu w zębach.

piątek, 6 czerwca 2014

Porzuciłam dziecko

Na wstępie zaznaczę, że jak ktoś oczekuje wstrząsającego wpisu, to niech wyjdzie, bo nic z tych rzeczy. Chwytliwy tytuł i tyle. A chodzi o to, że porzuciłam dziś dziecko w przedszkolu.
A było to tak:
Wczoraj byłam z Córą u pani doktor i dostała pozwolenie pójścia do przedszkola, bo zdrowa. Chciałam ją posłać w poniedziałek, ale dziś wstała i oświadczyła, że jedziemy do dzieci i do przedszkola. Po obiedzie więc zapakowałam się z nimi i pojechaliśmy.
W przedszkolu 3 dzieci i 2 panie, uroki popołudnia. Od razu wybrała sobie naklejkę nad wieszak, poszła z ciocią na plac zabaw i nawet się na mnie nie obejrzała. Zabrałam Syna i pojechaliśmy na budowę. Parapety sobie obejrzałam, fajne są, każdy inny, ale to urok kamienia. I zrobiłam never ending story, czyli posprzątałam. Sprzątanie na budowie to syzyfowa praca, ale przynajmniej gruzu już nie ma.
Ale, ale... Wchodzę Ci ja na tą budowę, a tam... już nie pustaki, już nie gołe ściany. Nie, nie, tynkarze jeszcze nie weszli. Ale ja wczoraj dostałam wstępny projekt wystroju i powiem Wam szczerze, zobaczyłam w tych ścianach dom. Jak ktoś chce więc mieć dom z duszą, piękny, artystyczny i wysmakowany, to zapraszam do Artysty przez duże A. Kiedyś poświęcę jej osobną notkę, bo naprawdę warto. Artisio Design mogę polecić z zamkniętymi oczami. Ja, jak zamykam swoje, widzę nasz dom, nasz piękny dom.
Wracając do przedszkola. Osobisty ją odbierał, oczywiście zostawiłam fotelik w przedszkolu. I co się okazało? Że panie wzięły dziecko me na huśtawkę i to dziecię im padło. Zapomniałam powiedzieć, że huśtawka zabija, ale też mi do głowy nie przyszło, że pójdzie do cioci na kolana i że rzeczona ciocia ją weźmie. Ale ilość dzieci pozwalała na takie indywidualne podejście. Przespała się godzinkę. I zaliczyła pierwszy przedszkolny płacz. Bo ona nie chce iść do domu!!! Oby tak dalej :)

środa, 4 czerwca 2014

Wiedziałam

Tak, zdawałam sobie sprawę z tego, że będzie ciężko, zarówno z samą budową, jak i z dziećmi. Przy czym od założeń pierwotnych wiele się zmieniło, a i od zmienionych wiele poszło nie tak, jak zakładaliśmy.
Po pierwsze ciąży z Córą nie miałam przeleżeć. Tyle można było zrobić, gdyby nie mój nakaz oszczędzania się.
Po drugie już mieliśmy mieszkać, ale kilka rzeczy się obsunęło, głównie pieniądze, bo podwyżki też miały być inne. Osobisty miał też pracować bliżej, ale go przenieśli.
Po trzecie straciliśmy całą tą zimę, bo była piękna pogoda, a Syn był malutki, więc siedzieliśmy w domu.
W najgorszych snach też nie przypuszczałam, że Syn będzie miał takie problemy z brzuszkiem, że będę musiała bardzo uważać na niego. I co prawda jest cudownym dzieckiem, ale problemy dają o sobie znać, więc nie mogę go trzymać na mleku, musi dostać coś innego, a w warunkach budowlanych to niemożliwe. Dodatkowo ot tak zrobicsobie 25 kilometrów w jedną stronę też robi swoje, głównie kosztowo. Teraz miało być lepiej, Córa do przedszkola, a ja na budowę, dwa w jednym. No to idzie drugi miesiąc i dojść nie może. Bo chora.
Po czwarte, mnie rozłożyło po porodzie, 9 antybiotyków w 3 miesiące powali konia.
W wyniku tych wszystkich zbiegów okoliczności i rzeczy, które się zdarzyły, jest, jak jest. Do tego dochodzą baardzo złę stosunki z teściami i moja mama, która zamiast pomóc, eskaluje bunt tego mojego dwulatka.
Jak życie kopie, to z każdej strony Owszem, to małe kopniaki, ale kurczę, regularne.
Wyjazdy Osobistego też miały być rzadsze, ale wyszło, jak zawsze. Bo plan to coś, co na końcu wygląda zupełnie inaczej. Nasz plan nie był taki, był zupełnie inny, przyszły inne warunki i trochę nie umiemy się z tym pogodzić. I jak już wspominałam, zmęczenie daje znać o sobie. Ja nadal wstaję w nocy do tego mojego małego zbója, raz, ale zawsze. Czasem go nie usłyszę, to nie śpimy 2 godziny, bo on się rozbudził, on idzie spać, Córa wstaje. Dwa i pół roku przespałam niewiele całych nocy. Bo najpierw koniec ciąży, potem Córa, ona zaczęła spać, to ja zaczęłam wstawać siku w ciąży z Synem. Teraz on wstaje.
I pracy mi też brakuje, tego zamieszania, zamętu. Byle do końca roku. Do kolejnego kryzysu, bo będziemy się musieli z Osobistym nauczyć żyć razem. Bo do tej pory zawsze obok z kimś. Nikt nie powiedział, że będzie lekko. Tylko ponarzekać czasem trzeba, bo czasem się uszami wylewa.
Z Osobistym czasem na rozmowę czasu i sił nie mam. Kurna, kocham go, ale jak tak dalej pójdzie to padniemy na nos i nic z tej miłości nie będzie.

poniedziałek, 2 czerwca 2014

Parapetówka i jeszcze coś

Parapetówę możemy robić. Bo jak się ma parapety, to można, prawda? :P No to my mamy, zamontowane w sobotę. Co prawda tylko te marmurowe, plastikowe do kotłowni i garażu nie dojechały, co mnie niepomiernie dziwi, ale cóż ja mogę. A w kotłowni bawić się nie będziemy, to no, tamte wystarczą. A tak poważnie, po 10 planujemy tynki, ciekawe, czy się uda, bo urlopu brak, delegacja w planie kolejna, a ja siedzę w domu, bo Córa po raz drugi w przeciągu miesiąca ma anginę.

Czasem czuję się, jak samotna matka. Osobistego nie ma, albo nie ma go bardziej. Wstaje o 5.40, jedzie do pracy, pracuje do 15 i jedzie na budowę, w domu jest koło 19, dzieciaki do kąpania, spania i tyle go mam. Wszędzie sama, czy to lekarz, czy rekonesans przedszkola. Jeszcze teraz te wyjazdy weszły, to już w ogóle sama. Brakuje mi go strasznie, tęsknię, chciałabym, żeby po pracy był. A nie mogę tego powiedzieć, bo budowa też ważna. I tak się miotam sama z sobą. Trudno mi jest to wytrzymać, jestem zmęczona psychicznie i fizycznie. Kolejny ciężki czas między nami, bo oboje zmęczeni do granic  możliwości. Zaczynam wątpić, czy przeżyjemy tą szarpaninę jako całość. Cholera, no... Córa tęskni, w dzień przyjazdu Osobistego obudziła się o 4, bo musimy jechać po tatusia... Nie je, jak go nie ma, spać nie chce iść, jak przyjeżdża, bo jej go brakuje. A ja wszystko sama, bo on zmęczony. I nawet pretensji nie mam, tylko w wannie zasypiam. I jakoś tak nam źle między sobą czasem. Kurna, zmęczenie niszczy ludzi. Cholera jasna, jak to przetrwać, bo ja już nie wiem. Kochamy się straszliwie, ale zmęczenie daje w kość i ta niepewność, kiedy, co, jak. Bo jak ja mam coś zaplanować, jak on się potrafi dowiedzieć w poniedziałek o 15, że leci we wtorek rano. I raczej nie może odmówić, bo sam jest na stanowisku. Przynajmniej mam jedno z głowy, bo nie jestem zazdrosna o tą jego szefową. Dobrzy są, to razem jeżdżą, tylko czemu tak często...

niedziela, 1 czerwca 2014

Dla moich dzieci, w ich dniu

Moje dzieci są najcudowniejsze na świecie, roześmiane, radosne, uparte, kochane. Jestem z nich bardzo dumna, każdego dnia bardziej, kocham ponad wszystko na świecie. Moje dwa skarby najukochańsze. Tak często do nich mówię.
Córa patrzy w lustro i mówi: Jestem piękna. Chcę ją jeszcze nauczyć, że świat jest piękny. Syna nauczę tego samego. Chcę, by szli przez świat pewnie, z otwartymi ramionami, bez strachu. I chcę, by umieli kochać.

Nutki na ten dzień, moje ukochane, wzruszające: