wtorek, 16 lutego 2021

Kupujemy

 Głowa mi pęka. Kupujemy różne rzeczy do domu. Mamy już lampy, ostatnio Osobisty przywiózł listwy przypodłogowe. Nie, nie jesteśmy jeszcze na tym etapie. Kupujemy, bo drożeje w oczach. Ale w związku z tym musimy teraz podejmować wszystkie decyzje co, jakie itd. A my się dość różnimy i gusta nam się zgadzają w wąskim zakresie. I zanim na niego wpadniemy... Długo to trwa. I czasem trzeba iść na kompromisy. Ostatnio o roletach dużo rozmawiamy, Osobisty chce takie z folią, żeby chroniły od światła, bo jak nam się słońce oprze w południu to temperatura w domu skacze pod sufit. I mnie się na początku nie podobało to, że one są na zewnątrz, jak folia spożywcza i chciałem dwustronne materiałowe. Ale potem pomyślałam, że dzięki temu na zewnątrz zawsze będą jednakowe, a w środku w każdym pokoju mogą być inne. I choć może nie do końca mi się podobają, to widzę w nich sens. Gorzej z kuchnią, bo nie wiem, czy nie chce jednak innych, z jakimś wzorem czy czymś. I nie wiem jakim. Podobały mi się noc i dzień w wersji fali, ale... Potem okna są brudne w paski. Wiem, sąsiadka ma te zwykłe dzień-noc i brodzą się w paski.

A w ogóle to weźcie ten śnieg, bo mieliśmy trawę siać zaraz po zimie, by do maja urosła, a tu się nie zapowiada na wczesną wiosnę.

czwartek, 4 lutego 2021

Przyszłam kurz zetrzeć

 Blog zarasta kurzem. W sumie to nawet nie wiem czemu. Owszem, niewiele się dzieje, ale jednak coś tam się dzieje, a jakoś usiąść i napisać nie ma jak. Albo ochoty nie ma, bo co będę żale wylewać. Styczeń nas nie oszczędził, niestety rok zaczyna konkurować z poprzednim.

Ale, nie będziemy się smutać. Z pozytywów. Sukienka komunijna na ukończeniu, w tym tygodniu była przymiarka i przy okazji Córa wybrała wszystkie dodatki. Nawet bieliznę sobie kupiła. A niech ma, co będę po sklepach latać i szukać. Jedna rzecz z głowy, bo jak w internecie oglądała wianki i rękawiczki, to mi się coś robiło, bo nie mogła się zdecydować. Ale zobaczyła wianek i rękawiczki z marzeń i po sprawie. Gorzej będzie z moją sukienką, bo mi tyłek spuchł i nie wiem, co sobie kupić, ale coś wymyślę.

Na razie pracujemy nad listą gości i mamy problem. Rozjeżdżają nam się wizje tego dnia, bo Osobisty jest z rodziny, gdzie zapraszało się wszystkich, kogo można było. A ja z tej, gdzie dziadkowie, chrzestni i rodzeństwo rodziców. i rozrzut nam wychodzi ogromny, bo on chce swoich kuzynów, z dziećmi (niektórzy już żonaci), swoich chrzestnych i jeszcze jedną ciotkę. Widzimy się z nimi raz na ruski rok, ale wypada. A ja nawet co do dorosłych dzieci moich braci mam wątpliwości. W jego wersji wychodzi ponad 50 osób, z czego wiemy, że kilka i tak się nie zjawi. W mojej, która jest bliższa też wersji Córy, jest tych ludzi 20. I to nawet nie chodzi o skąpstwo czy miejsce. Chodzi o dziecko, które w imprezie na tyle osób zginie. A to jest jej dzień. I o ile ona sama nie chce być w centrum uwagi, to przy tulu osobach będzie na końcu. i choć może impreza będzie udana dla gości, to ja wyjdę z poczuciem niesmaku. No. To tak w ramach zagwozdek. Rozmawiamy, ścieramy się, coraz bliżej Osobistemu do naszej wizji. A jak będzie, to zobaczymy, bo może Covid sprawić, że będzie można zaprosić 10 osób. I wiecie? Chyba bym była szczęśliwa. Wiem, to zrzucanie odpowiedzialności na zdarzenie losowe, ale czasem tchórzostwo jst większe, niż chęć tupnięcia nogą.