środa, 29 kwietnia 2015

17

Syn dziś dobił do 17 miesięcy. Dobił dosłownie, bo mi spadł z krzesła i walnął głową, ale nie zaszkodziło mu na szczęście.
Ostatni miesiąc przyniósł rozwój słownika:
mama
baba - babcia
pa(r)ka - koparka
ja
niania - niania czyli piosenka rolnik pole orze
bajke
papa z machaniem
puk puk
ijaijao - dziadek Julka farmę miał
ko - kot
girki - girki, czyli nogi :P
bum bum - auto
mama bum bum - auto mamy
tiki - traktor
kogu - kogut
koko - kury i inne ptaki
ko - oko
kiki - skarpetki i Miki
pipip
dzidzi
papa - tata
chapchap - chlap chlap czyli kąpanie
buła - buła :P

 więcej nie pamiętam :P


Poza tym wchodzi po schodach, śpi w dużym łóżku, bez szczebelek, sam je nawet zupę, stara się sam ubierać. Sprząta, wszystko, pierze ze mną i wiesza pranie, kopie w ogródku. Staje na jednej nodze, podskakuje. Niestety umie spuścić wodę w toalecie ;) Pokazuje do piosenki my jesteśmy krasnoludki i tu sroczka. Wskazuje części ciała.
16 zębów, nie wiem ile waży, ale ma jakieś 83 cm.

Edit:
No i kolejna ważna rzecz. Przecież zupełnie zrezygnowaliśmy z wózka. Czasem rowerek, ale głównie nogi

niedziela, 26 kwietnia 2015

Kura domowa, której dobrze

Kurą domową jestem i dobrze mi z tym. Mam na wszystko czas. Na ugotowanie prostego, ale i wymyślnego dania, posprzątanie, zrobienie prania, pobawienie się z dziećmi i książkę na tarasie. Nie muszę się zastanawiać co pierwsze zrobić po powrocie po pracy. Kiedyś nie chciałam, broniłam się, a brak własnych pieniędzy mi się wydawał katastrofą. Teraz mnie Osobisty postawił do pionu twierdząc, że w domu też pracuję. Fajnego mam tego chłopa pod tym względem. Siedzę więc teraz na utrzymaniu męża i piorę, gotuję, piekę i zajmuję się wszystkim wokoło. I jest mi z tym cudnie.
Prowadzę do tego dość otwarty dom. Ciągle ktoś wpada, a to przyjaciel Osobistego, a to ktoś inny, a to moi przyjaciele. Siłą rzeczy muszę mieć porządek i czysto, żeby nie świecić oczami ze wstydu. Ale na to też mam czas.
Pominę, że przy okazji widzę, jak mój Syn zaczyna różne rzeczy robić, jak zaczyna mówić coraz więcej, jak Córa staje się coraz większą panienką. Bezcenne.
Kura domowa fajnie ma i już.

środa, 22 kwietnia 2015

Matka zołza

W poniedziałek w przedszkolu na zołzę wyszłam. Rozbieram małą, młody stoi w korytarzu, jakoś dziwnie grzecznie, bo on zawsze leci do dzieci. A tu jakaś babcia łapie mi go za rękę i do niego:
- Chodź, pójdziesz ze mną? Wezmę Cię.
Szlag mnie trafił na miejscu, ale grzecznie mówię:
- Proszę tak nie mówić do mojego dziecka, bo się będzie bało.
- Ale ja do niego nic, o co pani chodzi?
- Żeby pani nie straszyła mojego dziecka. Nie życzę sobie. Może pani nie rozumieć, ale proszę uszanować.
- Ja do niego pierwszy raz (no właśnie, o to też mi chodziło), a pani tak ostro... Przepraszam - burknęła, zawinęła się i poszła.

Zołza jestem no. Ale nie znoszę takich tekstów, a jeszcze bardziej: jak będziesz niegrzeczny to cię zabiorę. Zabić, to mało. Jak można tak do dzieci? Pominę nawet straszenie, ale jak ja potem dziecku wyjaśnię, że z obcymi się nie idzie, jak nie zareaguję?
Ludzie zdecydowanie nie myślą, ale trudno. Mogę być zołzą, ale nie pozwolę i już.

sobota, 18 kwietnia 2015

Nie będziesz mego ciała miał, bo nie dla Ciebie jestem...

Dźwięczy mi to ostatnio w uszach często, razem z tekstem "diabeł w ciele anioła".
Potrafię kusić. Potrafię ubrać się z premedytacją tak, by facet patrzył mi w... oczy. Jak mu uwagę zwrócę, że mam je wyżej. Słowa odpowiednie też umiem dobrać tak, by mówiąc o czymś neutralnym ciepło się zrobiło. I czasem tak robię. No risk, no fun. Ale często robię to zupełnie nieświadomie. Rzeczy, które kogoś kuszą robię mimochodem, jak schylanie się po dziecko w bluzce z dekoltem, obrócona w stronę faceta, czy oblizanie palca z kropelki rozlanej kawy. Jestem wtedy uważana za osobę robiącą to specjalnie. A to czysty przypadek. Nie mam pojęcia, że działam na facetów. Wróć, do niedawna tego nie widziałam, teraz zaczynam dostrzegać, oczy mi się zmieniły ;) i głowa też. Premedytacji w moim działaniu nie ma, no, może nie zawsze ;) ale kilka działań przypadkowych jest. Podobno najbardziej niebezpieczne są kobiety, które kuszą nieświadomie i zupełnie naturalnie.
Kusicie? Gdzie macie granicę? Dla mnie to granica zranienia drugiego człowieka. Mam męża, kocham go i chcę być tylko z nim. Proste zasady. Wiem, kruchy lód, bardzo kruchy, ale ryzykant jestem. Podejmiecie takie ryzyko, czy będąc w związku inni faceci/ kobiety nie istnieją i nie ma mowy nawet o lekkim flircie?

środa, 15 kwietnia 2015

Dużo się dzieje

Dzieje się tak wiele, że nie wiem o czym pisać, a o niektórych rzeczach zwyczajnie nie chcę, bo nie miejsce na nie.
W każdym razie mamy taras, już prawie docelowy, co jest sporym sukcesem, bo miało go nie być w tym roku. Sprawa z oknami nabrała tempa i ostrości, ale nie chcę o tym na razie, o ile w ogóle.
Prywatnie jest bosko i chyba jeszcze z plusem. A jutro babskie pogaduchy. Już się doczekać nie mogę.

Kota kiedyś przywlokła do domu jaszczurkę. Wariatka. Wypuściłam jej. A wczoraj paskuda złapała mysz. Ale żeby ją złapała i już, ale nie, ta małpa się nią bawiła. Poszłam do domu, bo wytrzymać tego nie mogłam. Koty to powinny być wegetarianami, karma i już.
Kiedyś kot mi przyniósł mysz w zębach, wytrzepałam mu ją, wsadziłam do słoika, nazwałam Monika i trzymałam całą zimę. Mieszkała po sąsiedzku z chomikiem. Miała złamaną łapkę i nie miała oka, ale była przesłodka.

czwartek, 9 kwietnia 2015

Armagedon

Na wiosnę trawka ma się zielenić i takie tam. U nas się nie zieleni. To znaczy zieleniła się, ale już się nie zieleni. Pominę, że tył działki prosi się prawie że o podpalić i patrzeć, jak się czyści, ale że jestem całą sobą przeciw paleniu traw to... Czekamy na pana z talerzówką, żeby nam to zaorał, bo zwykłe pług się tej naszej darni nie chwyci. Poza suchą trawą była ładna, zielona, przy domu, ale już jej prawie nie ma. I to przeze mnie. Chcemy podnieść działkę, zrobić taras wyżej i takie tam kosmetyczne poprawki zrobić. W tamtym roku przywieźli nam parę aut gliny, a w tamtym tygodniu przyplątał się facet, że oni mają ziemię i mogą nam sprzedać. Umówiliśmy się, że przywiozą, rozrównają i zrobią, co chcemy za tak śmieszną cenę, że szok. I dzięki temu chwilowo mamy wysypane ponad 11 aut ziemi na działce. Tu kupka, tam kupka, a tu trochę już wyrównane. Łącznie 4 kupy ziemi i jeden plac rozjechany, jak się utopił i go kopara ratowała. Dziś mają przyjechać to doprowadzić do porządku. Ale trawki to my mieć nie będziemy.
Poza tym czekamy na to oranie, by posadzić drzewka. Planujemy na razie 36 sztuk. Grusze, jabłonie, czereśnie, wiśnie, morele, brzoskwinie. Aż mi zapach przywiewa z drzew, których nie ma jeszcze. No i na poczet przyszłego placu zabaw kupiliśmy dzieciakom, znaczy same sobie kupiły, trampolinę. Dziś pewnie wielkie składanie. Sama się doczekać nie mogę, a co.
I oczywiście plan to coś, co wygląda zupełnie inaczej, z działką nie miało być tyle problemów, przy okazji cena za jej doprowadzenie do porządku wzrosła. Ale nic to. Materiał na balustrady do ślepych balkonów zamówione. Początkowo miała być barierka i szkło, ale po namyśle będą dwie barierki poziomo i pręty pionowe. Oczywiście nierdzewka. Potem ocieplenie z zewnątrz. Styropian już w domu, więc sufit mamy ocieplony czasem 2 metrami styropianu. Co jeszcze się uda w tym roku? Nie wiem i chyba nie planuję, bo jak widać nie wychodzi nam to planowanie. Schody nam się marzą i Osobisty twardo się przymierza. Oby. Marzy mi się wejście na górę i wanna, która tam stoi. Niby wolę prysznic, ale wanna czasem fajna rzecz.

sobota, 4 kwietnia 2015

Wesołych Świąt

W ten specjalny czas, kiedy śmierć odchodzi, jak niepyszna, życzę Wam wszystkiego, co najlepsze. Abyście Święta spędzili razem, nie tylko obok siebie, byście dostrzegli wielkość nadziei, miłości i odradzającego się życia. Pozwólcie, by radość i nowy początek zawitał do Waszego życia.
"Z Tobą mury rozwalać, Tobą się osłonić, Tobie się ufnym sercem z miłością pokłonić" - niech słowa ballady o Krzyżu staną się mantrą. Bo w Wielkanocny czas nic nie jest niemożliwe.

czwartek, 2 kwietnia 2015

Dobrze mi

Cudowny humor dziś mam. A to za sprawą wydarzeń, które były wczoraj. Mianowicie... Hm.. Od czego by tu zacząć. Miałam odwieźć auto do mechanika, ale się durna umówiłam na rano. A mechanik daleko, z dzieciakami średnio miałam jak wrócić. Przyjaciel zaoferował pomoc. A ja na to, jak na lato, znaczy nie że na pomoc, ale że przyjedzie do nas. No i przyjechał, prawie równo z panami, co nam ziemię zwożą do podniesienia terenu i mówią do mnie "szefowa"". Od razu się z szefem chcieli witać, ale jak się dowiedzieli, że nie szef to zapewnili, że mąż się nie dowie. Śmiesznie było.
Szybkie odstawienie auta i przemiłe popołudnie. Potem wizyta u fryzjera, sporo śmiechu po i cudowny wieczór z Osobistym. W ogóle to wczoraj minęło 5 lat od zaręczyn. Od tego czasu nie robimy sobie psikusów, nie przebiję zaręczyn w Prima Aprilis. Nie mam szans.
Dzieciaki spały całą noc, oboje, co się im rzadko zdarza, bo zazwyczaj któreś się przebudzi. Wyspałam się, jak nie wiem co. I sny przyjemne miałam.

Przyjaciel wczoraj uznał, że podziwia siedzenie z dziećmi non stop, bo on po chwili ma dość fizycznie i nerwowo. Czuję się doceniona. On sam też raczej nie ma pracy dającej codzienny odpoczynek i relaks. I chce mu się. Wiem, że zawyża statystykę, że kiepsko do niego odnieść innych ludzi, ale... Ja odpoczywam przy przyjaciołach. Zawsze. I chciałabym częściej. To dla mnie najlepszy relaks, nawet w domu z dzieciakami wymagającymi uwagi.