piątek, 30 grudnia 2016

Nie wytrzymałam

Nie dałam rady. No nie wytrzymałam i wyszłam z domu, bo mnie już trafiało to siedzenie. W środę, opatulona powyżej nosa pojechałam z całą rodzinką do Krakowa. Kierunek - kino. Film - Trolle. To już nie pierwsza nasza wizyta w kinie, wiedzieliśmy, że może się skończyć siedzeniem na schodach, ale jednak nie. Dzieciaki, a głównie Syn, bo to on wcześniej chwilami wędrował, przesiedziały cały seans wpatrzeni w ekran. Nawet popcorn stracił w pewnym momencie na znaczeniu, choć przed wejściem Syn zażyczył sobie taką maszynę na urodziny.
Jak dla mnie bajka cudna, choć coraz bardziej mam wrażenie, że z tych bajek więcej korzystają dorośli. Owszem, tu nie było odniesień politycznych i tego typu, ale i tak... W końcu to dorośli znają przeboje w oryginalnej wersji. Muzycznie pięknie. True colours, Sound of silence czy Hello powaliło mnie na kolana i łzę wycisnęło (tak, mój drogi M, znów ryczałam na filmie).

Po seansie zahaczyliśmy o sklep, a nawet kilka, bo szczoteczki do przedszkola trzeba donieść, a mieliśmy tylko jedną, mleko się skończyło, a u nas jest 6 mlekopijców w porywach do gości ;) no i zaopatrzenie na Sylwestra kupiliśmy, bo jak zapowiedziałam, tak choćby w 5 szalikach do dotrę. A mogą się przydać, bo ui nas mróz się stawia ostry.


Jeszcze troszkę o świętach - zgodnie z Osobistym uznaliśmy, że to były najlepsze święta w naszej niekrótkiej już historii. Razem, z masą pyszności przygotowywanych też razem, nie spiesząc się, z kolędami na cztery głosy. 10 lat wcześniej przegadałam z Osobistym wigilię i to dało początek naszej historii. Mam nadzieję, że każdy kolejny rok będzie lepszy, aż do kolejnych pełnych 10.

poniedziałek, 26 grudnia 2016

5

Pięć lat temu tuliłam do siebie malutkie ciałko urodzone w nocy. Do dziś mnie wzrusza większość kolęd.
Dziś jestem dumną mamą panienki, która potrafi lepić pierogi, robić kanapki z krojonego chleba, zna wszystkie litery drukowane duże i małe, kilka pisanych, dodaje na prostym poziomie, ma własny błyszczyk i tonę spinek, gumek, korali itp. Panienki, która sama wymyśla piosenki i wierszyki, tańczy z zapamiętaniem i złości się, jak rasowa kobietka. Posiadającą dwadzieścia pięć (25!!!) sukienek, mnóstwa rajstop i kilku par spodni, które rzadko widzą światło dzienne.
  Moja mała dama :) Tak, boję się, co będzie za lat 10.
111 cm, 18 kg, stopa 26.

sobota, 24 grudnia 2016

Usiądźcie przy wigilijnym stole, podzielcie się opłatkiem, tak z serca. Bądźcie z sobą, dla siebie, nigdy obok. Niech Boże Narodzenie będzie piękne, magiczne, stwórzcie je takim. A od nas przyjmijcie życzenia, w pewnej niecodziennej formie, bo wypisane na naszej ścianie. To życzenia nie do domu, nie na święta, a na całe życie. Bądźcie tacy dla siebie, dla innych, a szczęście, miłość, radość i nadzieja zamieszkają z Wami na zawsze.
Wesołych Świąt!


czwartek, 22 grudnia 2016

Prośba o przedświąteczny CUD

Na Święta wszyscy życzymy sobie zdrowia, szczęścia i spokoju. Do tego jeszcze radości i spędzenia go z bliskimi. Gdzieś tam, w Anglii jest rodzinka, która właśnie takich życzeń potrzebuje. Dokładnie w takiej kolejności.

Rodzice mają cudowną córeczkę. Niestety ma ją także guz mózgu we swoim władaniu. Jeszcze przed świętami czeka ją operacja, bo lekarze walczą. Walczą oni, walczą rodzice. Potrzebują jednak w tym wszystkim wsparcia. Nie, nie proszą o pieniądze. Proszą o modlitwę za ich małe szczęście, które jej teraz bardzo potrzebuje. Potrzebują życzeń zdrowia, by guz został pokonany, szczęścia, by prowadziło rękami lekarzy, spokoju, by móc w końcu nacieszyć się tym, co przyniesie kolejny dzień. I kolejny. I jeszcze następny.

Proszę Was, pamiętajcie o tej małej dziewczynce w swoich modlitwach, dobrych myślach, czy czym tam chcecie. Niech ma za sobą moc milionów ludzi. Niech jej mama znów będzie tą radosną, uśmiechniętą, zawsze mającą dobre słowo i podnoszącą na duchu kobietą, jaką pamiętam.

poniedziałek, 19 grudnia 2016

Bez... nie, jednak z wieściami

 Przepadłam. Jak chcecie, możecie mnie szukać w Jagodnie.




p.s. Jak ktoś nie wie, o co chodzi, niech zerknie, co ostatnio czytam ;)

sobota, 17 grudnia 2016

Smutny, samotny czas

Wszyscy o Świętach, sprzątaniu, braku czasu... Mogę Wam oddać, naprawdę. Mam go po dziurki w nosie, nudzi mi się i w ogóle doła zaczynam załapywać. Dziś szczególnie. Na zajęciach z tańca jest lekcja pokazowa baletu i bardzo chciałam na nią pojechać. Za to siedzę sama w domu, Osobisty ma mi nagrać, ale to nie to samo. Nawet miałam plan z nimi jednak pojechać, ale minus 7 za oknem i ból ogromny mnie powstrzymał. Wolę siedzieć tu i sobie nawet popłakać z żalu, niż potem całe życie z wykrzywioną gębą łazić. Bo tak by się skończyło zaziębienie tego nerwu. Co nie zmienia faktu, że jest mi dziś potwornie źle.
Od wtorku skończyłam kryminał, przeczytałam jedną powieść, teraz kończę kolejną. Wszystkie po ponad 300 stron, a do tego popołudniu mam na głowie dzieci, bo Osobisty wraca przed 19 najwcześniej. Daje mu się to we znaki, widzę. Wstaje o 5, siada do pracy, na 8 wiezie dzieci do przedszkola, po powrocie znowu zasiada do pracy. Przed 12 jemy szybki obiad razem, on jedzie po dzieci i już nie wraca. Wstawia je do domu i pędzi do roboty. I niby go mam, ale jakby go nie było, bo potrafi cały ten czas od 8 przewisieć na telefonie. Wraca, ogarniamy dzieci i ja zazwyczaj padam na nos, bo ilość leków daje o sobie znać. On zresztą też. Dom mam wysprzątany, uszka zrobione, menu zaplanowane. Naprawdę nie mam co zrobić z czasem, a nawet głupich śmieci wynieść nie mogę sama.
Córa marzy o górach, o wycieczce. Mieliśmy jechać jutro. A ja nie wiem, czy w tym sezonie pojadę w ogóle. Kino miało być między świętami. I Sylwester. Wczoraj mi się wydawało, że jest lepiej, wzięłam tylko jedną tabletkę. Miałam rację, wydawało mi się. Pół nocy nie spałam, tak bolało. I tak patrzę na te moje plany i mam nadzieję, że choć ablacja z nich wyjdzie.

wtorek, 13 grudnia 2016

Uwięziona w domu ze sparaliżowaną twarzą

To niestety nie jest chwytliwy tytuł, a sama prawda. A mieliśmy taki ambitny plan na przedświąteczne dni i na Sylwestra, a tu wszystko na włosku wisi. Wczoraj koło 10 zaczął mnie ciągnąć policzek. Wzięłam apo naproxen i... nie pomogło. Zgodnie z przewidywaniami zresztą, za to było coraz gorzej. Miałam dziś iść do swojego lekarza, ale Osobisty mnie zmusił, tak zmusił, pokłóciliśmy się nawet o to i pojechałam prywatnie już wczoraj. Zapalenie nerwu twarzowego w pełnej krasie, leki w dawce i liczbie dość sporej i zakaz wychodzenia z domu do odwołania. Za tydzień mam iść opowiedzieć o postępach, bo na pewno mi nie przejdzie do tego czasu. I tak sobie siedzę, mogąc robić wszystko, poza tym, że mnie boli, nie mam smaków, a raczej przytłumiono pomieszane (no kwaśne jest słodkie, a i tak nie powinnam kwaśnego jeść) i mi ciągnie kącik ust to nic mi nie jest. Najbiedniejsze są dzieci, bo szkoda przedszkola i Osobisty, który się poświęcił i będzie jeździł na popołudnie do pracy, do południa robiąc home office. Taki czas, że urlopu wziąć nie może, nawet nadgodziny wypisał. Jakoś sobie musimy poradzić, choć to będą ciężkie dwa tygodnie. Bo po świętach Osobisty ma urlop, a przedszkole jest nieczynne. I oby przeszło do tego czasu. Bo ja nadal pamiętam, że ostatnio ponad miesiąc się wysiedziałam w domu.

poniedziałek, 12 grudnia 2016

Urodzinowo part 2

Wczoraj odbyły się bardzo długo oczekiwane urodziny w Kulkowie. Po ilości potwierdzeń zdecydowałam się zamienić mini-urodzinki na wynajęcie sali. Kosztowało nas to 300 złotych za wszystkich, plus nasze jedzenie i otwarty rachunek na kawę i herbatę. Talerzyki, sztućce, kubki, wszystko było na miejscu. Była chyba 15 dzieci, ale naprawdę nie wiem, bo trudno ich było zliczyć, jak wpadli w kulki ;) dlatego też zrezygnowałam z zabaw z animatorem, na rzecz nieprzerwanej zabawy w kulkach, bo naprawdę świetnie sobie radzili bez pomocy dorosłych. Kilku rodziców zostawiło dzieci i pojechało, kilkoro zostało z nami. Porozmawialiśmy, pośmialiśmy się, ot dorosła impreza z dziećmi, które nie przeszkadzały ;)
Dzieciaki zadowolone, my również. Gorzej było z powrotem, bo dużo jedzenia zostało, a do tego pełen bagażnik prezentów. Nie żartuję, a moja Gwiazdka bagażnik ma ogromny. I już wiem, że 15 będą kolejne urodziny, bo się tak spodobało innym mamom. I tu mamy problem, bo dzieciaki na pewno będą chciały iść, ale... ja 14 mam umówioną ablację. 15 wyjdę ze szpitala. I jeśli jeszcze rano, to ok, Osobisty z nimi pojedzie, ale jak popołudniu to lipa. Żal mi strasznie, ale może się jakoś uda. Muszę sobie zadzwonić do tego szpitala i popytać, jak są wypisy, jak dostaniemy już oficjalne zaproszenie.
Wiem, że za rok to powtórzymy. Podoba mi się taka forma urodzin. A najbardziej podobała mi się mina Córy, jak zobaczyła przyjaciółki z poprzedniego przedszkola. Było warto.

poniedziałek, 5 grudnia 2016

3 latek prawie z metra cięty

W końcu mi się udało usiąść i napisać notkę podsumowującą. Nasz trzylatek:
-sam się ubiera i rozbiera, chyba, że akurat nie ma ochoty ;) dotyczy to też butów, nie dotyczy rajstop
- sam je, wszystko, nie rozwala mu się
- wszystko mówi, już nie bardzo po dziecinnemu, przekręca tylko w na h i zdarza mu się mówić bezdźwięcznie i walczymy z tym poprawiając, dmuchając, prychając
- zna wiele piosenek i wierszyków
- umie zapiąć zamek
- nie korzysta z pieluch
- chętnie pomaga w odkurzaniu, ścieraniu kurzy i gotowaniu, praniu oraz Osobistemu we wszystkim, w czym może
- umie wydmuchać nos
- liczy do 20, choć potrafi pomylić kolejność, wie, ile czego jest
- zna wszystkie kolory i kształty
- składa puzzle z wielu elementów (największe ma 120, ale to już z pomocą)
- wpada w straszne histerie i trudno go uspokoić
- sam dopomina się o mycie zębów, myje i płucze z kubeczka
- bawi się w wymyślanie historii
- opowiada historie z obrazków
- kocha malować farbami, kredki nadal jakoś wychodzą za linie ;)
waży 15,5 kg, ma 99 cm, wszystkie zęby

czwartek, 1 grudnia 2016

Wyhamowałam

Od środy żyję w takim pędzie, że nie mam czasu pomyśleć, jaki jest dzień tygodnia. W środę wiadomo spotkanie w Kalwarii, czwartek to pasowanie, piątek Osobisty wybył, sobota, niedziela i poniedziałek rozłożyły się na urodziny, a we wtorek pojechałam do pracy podpisać papiery o kasę na karpia. Gdzieś po drodze zrobiłam trzy kalendarze adwentowe w kształcie choinki, bo dla nas i trójki innych dzieciaków (w tym jedno rodzeństwo). Wczoraj do południa zmieniłam i wyprałam pościel, po przedszkolu zabrałam dzieciaki do lekarza, bo to ucho raz boli, raz nie boli, wróciłam i impreza czekała. Może impreza to za hucznie powiedziane, ale posiedzieliśmy w ramach Andrzejek. Film, kominek, grzanki z bułki i ciasta naleśnikowego i trzy litry na trzy osoby. No dobra, jeden na 5, bo dzieciaki się dorwały. Luuuz. Mleka tyle wychlaliśmy :P, a z trzeciego litra zrobiliśmy kakao. Co prawda zapowiadałam, że ja pić będę, bo wczoraj miałam masakryczny dzień, ale tak sama to głupio, a męska część towarzystwa nie zamierzała mnie pożałować i wspomóc :P
Dziś w końcu mam czas. Więc zaczęłam malować ściany, bo proszą się od wprowadzenia. Ja to nie umiem nic nie robić. I jak ja mam wrócić do pracy, nawet jakbym chciała, no jak? Zbiorę się i napiszę też notkę podsumowującą mojego trzylatka, muszę go zważyć i zmierzyć.