wtorek, 30 kwietnia 2013

Dużo tego będzie i o tym, jak źle wychowuję dziecko

Jutro muszę upiec ciasto z aronią. W niedzielę wyjęłam słoik, sok odlałam, a owoce czekają. I jutro już muszę odkopać przepis i zrobić. I może na budowę się uda pojechać.
Złożyło się tak, że spotkanie maturalne postanowiłam zorganizować. W sensie ileś lat po. No i wypadło na 8 czerwca. Wszystko pięknie, ładnie, a tu dziś dostaję informację, że Dzień Dziecka też będzie 8. Czyli do 16 jestem z Córą i Osobistym, a potem wracam do domu, ich porzucam, a sama lecę się bawić dalej. To będzie aktywny dzień. To będzie dobry dzień.
Dziś zostałam zbesztana w sklepie za to, jak wychowuję Córę. Zabrała ze sobą misia i rzuciła go w sklepie na podłogę.
- Kochanie, podnieś misia.
- Niech pani poczeka, ja jej podniosę - nadgorliwa paniusia. Córa stoi i czeka na rozwój wydarzeń.
- Nie, proszę jej nie podnosić, ona ma sama to zrobić, Kochanie, podnieś misia.
- Ale po co dziecko ma się schylać?
- Żebym ja nie musiała. Miś - zwróciłam się do Córy, która misia podniosła. Reszta kolejki w sklepie raczej mnie poparła, a paniusia strasznie oburzoną minę miała. No przecież dręczę dziecko strasznie.

poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Grill... ta....

Umówienie się na grilla z M z dobytkiem po raz drugi skończyło się grillem z piekarnika. Bo znów wiało lodem i pokapywało z nieba. No cóż, ważne, że dzieciaki się dogadały i afery nie było. Za to wybuch miłości na koniec.
Ale, ale... Ja znów mam swój kubeczek wielkości wiaderka ;)

sobota, 27 kwietnia 2013

Dziadek miał psa...

I ten pies po jego śmierci został pod opieką Taty mojego. Był. Został. Już go nie ma. Dziś go uśpiliśmy. Cholera. Pozbierać się nie mogę. A niby nie przywiązana byłam do niego. Cholera.

piątek, 26 kwietnia 2013

16

Czas pędzi, z wiosną jeszcze bardziej, a Córa wraz z nim
Na dzień dzisiejszy:

- wchodzi po schodach naprzemiennie nogami, oczywiście muszę ją trzymać
- nosi kota, który zadowolony nie jest, ja nie interweniuję, niech załatwią między sobą
- wkłada wszsytkie klocki do sorteta, prócz mostów, mosty wkłada kwadratami
- układa wieżę z 3, czasem 4 klocków, drewnianych
- je widelcem i łyżką
- czasem, jak jej dam, pije z kubka, normalnego, choć najczęściej do niego dmucha, bo:
- nauczyła się dmuchać, najczęściej dmucha, jak wiatr wieje
- macha i robi papa i sąto dwie różne czynności
- zasypia sama w łóżeczku, trzeba tylko obok być
- przesypia całe noce, a jak się obudzi, nie trzeba jej przytulać, tylko pogłaskać po policzku i zasypia w sekundę
- jak chce pić, mlaska językiem o podniebienie
- na jedzenie pokazuje robiąc szybko rybkę, takie bezgłośne papapa
- pokazuje, jaki jest słodziak
- podciąga spodnie i rajtki na pupę

słownik wzbogaciła o:
- dziadzia, dada, dadzia - dziadek
- tatiś - chyba nie muszę tłumaczyć
si - o, to to jest bajer - si, jako siku, zapinanie zamka, guzików, rysowanie i jak woda leci, to też jest si... oszaleć można;
- babu - babcia, w odróżnieniu od:
- baba - kaczki, która ewoluowała od kaka, kua kua do baba
- gugu - czekolada, ciastko, było koko, przeszło w przeciągu miesiąca w gugu, ale gugu to też klocki
- sit sit, citcit - huśtawka, przy tym buja się, żeby nie było wątpliwości
- dindyn- jak coś dynda, buja się
- bum bum - auto, tata w pracy, wózek
- cia - kąpanie, ukochana czynność, która musi być wykonana tuż po kolacji, na pytanie, co będzie robić, jak zje, odpowiada cia, potem prowadzi Osobistego do łazienki, gdzie następuje cały rytuał rozbierania i kąpania
- idziś - widzisz
- cici - kot
- baaa - bach
- aaa - spanie
- pa - jeszcze nie zdiagnozowane

Stan liczbowy:
11.5 kg
82 cm
12 zębów


czwartek, 25 kwietnia 2013

Nie znoszę zakładek na ramionach!!

Chodzi oczywiście o dziecięce stroje, body, koszulki, które mają zamiast zapięć zakładki. Rozłazi się to i Córa mi świeci ramionami. Nigdy się dobrze nie układa. Mam nieszczęście posiadać kilka takich ciuchów, darowanemu koniowi... i tak dalej, ale ten koń zdecydowanie nie idzie dobrze. Nigdy takich z własnej woli nie kupię. Wolę napy, guziki, cokolwiek, byle nie te zakładki.
To tak z wczorajszych obserwacji, gdy bodziak, swoją drogą uroczy, ciągle jej zjeżdżał.

poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Garść pozytywów przy poniedziałku

Nie każdy poniedziałek może być zły. A mnie dziś spotkała garść pozytywów.
Po pierwsze kolejna przespana noc, co daje ogromnego kopa, no i ten szeroki uśmiech z rana i przeurocze "Mama".
Udało mi się kupić kukurydzę Dezerterowi, co wcale łatwe nie jest, bo targ wygląda, jakby tornado przez niego przeszło i nic nie jest na swoim miejscu. No pominę, że zapłaciłam 3 zł za kilogram. Rozbój w biały dzień.
A Osobisty upolował dla mnie dwie książeczki, nie wiem jakie, bo wskazałam mu kilka. Jutro mi przywiezie, to się dowiem :)
Przestało też tak okropnie wiać zimnem, zrobiło się naprawdę przyjemnie.
A przede wszystkim: fiołki kwitną :)

sobota, 20 kwietnia 2013

Nigdy, czasem, zawsze

Odgapiłam się od Nikki i postanowiłam skrobnąć parę zdań zaczynających się od słów w tytule. Jak ktoś jeszcze ma ochotę, zapraszam :)

Nigdy nie byłam na diecie, nie odchudzałam się. Znaczy mówiłam tak, ale czyny za tym nie szły, w sensie zmian żywieniowych, ćwiczeń itd.

Czasem mam ochotę zaszyć się w ciemnym kącie, z lampą, z książkami i kubkiem kakao i nie wychodzić, dopóki nie skończę zaległych pozycji książkowych. Ale... umarłabym z głodu, a i kakao by nie starczyło na długo ;)

Zawsze oceniam książkę po okładce. Wiem, że się tak nie robi. Jak ma brzydką, nie przykuwającą uwagi, nie przeczytam opisu z tyłu. U ładnej czytam i zazwyczaj zaczynam chorować na książkę. Pewnie straciłam przez to wiele fajnych tytułów, ale cóż...
Fajna okładka to pojęcie bardzo szerokie.

piątek, 19 kwietnia 2013

Książki, kot i kwiatki

Piaskownica stanęła w ogrodzie, Córa zachwycona, a mama... zaczytana. Czytam, korzystam z powietrza i z czasu. A że ostatnio namierzyłam pewną Panią w internecie, co książeczki sprzedaje, mam co czytać. Za bezcen prawie oddaje książki raz czytane, ale w mojej kategorii, czyli nie widać, że otwierane. Zresztą, do biblioteki też ostatnio zawędrowałam, co prawda tylko jedną, ale przyniosłam i... prawie kończę. Stopuje mnie jedno zlecenie, ale dziś je napiszę i będę mogła znów czytać. Do kolejnego zlecenia ;)

Kota na mnie obrażona, bo wzięłam za frak, zapakowałam do kosza i zawiozłam do weterynarza, bo ją dusi, jak nie wiem co. Dostała zastrzyk, pewnie będzie 2 tygodnie spokoju i na nowo. Wet rozkłada ręce. Wpakowałam Kotę do koszyka, Córa w ryk. Potem cały czas, jak mnie nie było, całe 15 minut, do mamy mej mówiła "Mama cici" i miała tak zrozpaczoną minę, że prawie płakała. Na szczęście mama cici oddała. Koci koszyk chciała wynieść...

Posiałam sobie wczoraj kwiatki. Różę tęczową. Zamówiłam kiedyś 10 nasionek, ciekawe, co z tego wyjdzie. Nie zapłaciłam dużo, więc szkoda nie będzie.

Budowa rusza, Osobisty tam już coś zaczyna, więc siedzimy same. Może w weekendy się uda tam pobyć razem, bo znowu mnie ciągnie, jak szalone. Dziś może, jak nie będzie padać, powykopujemy krzaki od mojej mamy i jutro pojedziemy je wkopać. Niech się już zieleni. Dobrze, że nie musimy z tym czekać na odbiór, będzie już coś rosło, a nie taki zielony plac.

wtorek, 16 kwietnia 2013

Wiosennie

Wiosna przyszła, więc nas nie ma. Całymi dniami na ogrodzie urzędujemy. Oglądamy kwiatki, husiamy się, doglądamy kwiatki i bawimy się z psem. Córa pomaga Babci uprawiać ogródek.
W związku z wiosną Osobisty złożył i wyniósł duży wózek, osławioną landarę. Przeniosłam się na lekką spacerówkę. I choć klnę na każdej nierówności, to dużego już nie zdejmę. Do zimy Córa będzie chodzić już tylko na nogach, a spacerówkę też odłożymy. Zresztą, niedługo kupimy jej rowerek, to i spacerówka będzie mnie używana. W każdym razie mam plan oduczyć ją jeżdżenia i nauczyć chodzenia. Bo jak na razie idzie jej pół na pół. Stąd też decyzja o lżejszym wózku, bo zawsze to łatwiej ogarnąć ją i wózek jednocześnie.
W planach zakupowych jest też piaskownica, bo przybory do piachu już są. Postawi się ją w ogrodzie i razem z huśtawką stworzą mini plac zabaw. Wtedy na pewno do domu szybko nie zejdziemy.
Sezon rozpoczęty również w kategorii aut. Osobisty już w swoim przełożył opony, moje jak zawsze czekają, ale ile ja jeżdżę znowu, nie przeszkadza mi. A wczoraj oba zostały wypucowane z zimy, soli i całego błota. Myjka ciśnieniowa to jest super sprawa.

sobota, 13 kwietnia 2013

List miłosny za wycieraczką auta

Podchodzę ja sobie do swojego Lwiątka, które na razie znów złomkiem zwane jest, ale nie o tym, a więc podchodzę ja do swego Lwiątka, a obok stoi autko. Nic dziwnego na parkingu, ale uroda sposobu zaparkowania tak mnie urzekła, że zostawiłam właścicielowi, lub właścicielce, liścik miłosny za wycieraczką z podziękowaniem za przystawienie, bo... Auto powyższe wyższe było od mojego ukochanego, więc lusterko przeszło nad moim. Tylko, że ja wsiadać musiałam od strony pasażera. Nie wiem, jak chuda musiałabym być, żeby wejść jak konstruktor przykazał. Chciałam złożyć tamtemu lusterka, ale się bałam, że połamię, a nie chciałam na niewychowaną wyjść. Wszak mógł zahaczyć zderzak, albo porysować, a się ograniczył tylko do uniemożliwienia mi wyjechania po ludzku z parkingu. Dodam, że parkingu, na którym było mnóstwo miejsc parkingowych...
Kombinowałam chyba z 10 minut, po centymetrze się przesuwając, kręcąc i wycofując, ale wyjechałam. Bo za mną stało inne auto jeszcze, żeby było ciekawiej.
Ja nie wiem, co założył osobnik, który mnie tak przystawił. Może, że tam pracuję i wyjdę po 15, a on tylko na chwilę. Może, że jakoś sobie poradzę. No poradziłam sobie. Jakoś. Może, że jak coś, to go znajdę. Już pędzę lecę po 7 budynkach... Wiem natomiast, że to na pewno było baba i to blondynka. Ja wiem, że sama jestem kobietą za kierownicą. I wiem, że może jestem niesprawiedliwa. Ale wiem też, że dobrze nie jeżdżę i nigdy tak o sobie nie powiem. Są rzeczy, które mnie zaskakują, których się boję i tak dalej. Mimo to uważam, że kobiety są najgorszymi z możliwych kierowców. Bo swą zachowawczością i ostrożnością często powodują niebezpiecznie sytuacje.
Potrafię się wcisnąć w minimalne dziury na parkingach. Tylko po co? Żeby sobie lub komuś utrudnić życie?

środa, 10 kwietnia 2013

Czekam EDIT

Czekam, co też tegoroczny 10 kwietnia przyniesie, żeby ładnie tradycję fajnych rzeczy zachować, ale jakoś mu się nie spieszy. Owszem, czas ma jeszcze, ale no...
Trudno będzie przebić decyzję o ślubie z 2010, II na teście ciążowym z 2011 i początek budowanie murów w naszym domu z 2013.
W każdym razie czekam, radia nie słucham, bo katastrofą mi się... przelewa...

Czekam też na wiosnę. Jeden dzień ubrałam balerinki i na następny śnieg sypał. Dość mam tej pogody. Ale jest nadzieja, podbiał kwitnie :)

10 kwietnia tego roku przyniósł dokładnie mierzenie otworów pod okna, czyli budowa na całego.

Edit 2: test uwagi czytelnika :P wygrywa..... Gabchan. Oczywiście mury w 2012 :P

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Dyskoteka o poranku

Od jakiegoś czasu słuchałam Radia Plus. W piątek zaszły zmiany, odeszli prowadzący. No dobra, szansę postanowiłam dać, a tu... kompletne rozczarowanie.
Ze spokojnego, nostalgicznego poranka z humorem program zamienił się na dyskotekę Pana Dżeka, z hałaśliwą muzyką i prowadzącym przypominającym mi raczej wiewiórkę po kawie (to chyba w Skok przez płot było, prawda?), niż redaktora. Wrzaskliwie, mało ciekawie, okropnie. Zniknął ksiądz Jerzy Kownacki, cudownie ciepły człowiek, który rozjaśniał mi wiele poranków swoimi słowami i cudownym głosem.
Radio po części katolickie, inne, cudowne, zamieniło się w stację, jakich wiele, sztampową, nieciekawą.
Już go nie słucham, nie mogę, moje uszy nie mogą przeżyć takiej ilości dyskotekowych hitów na raz.

Z wielkim żalem żegnam Radio, które pokazało mi najpiękniejszą piosenkę. Córeczko wzrusza mnie do łez. I już jej nie usłyszę o poranku. Z wielkim żalem żegnam Radio, które pokazywało historię w skrócie. Z wielkim żalem żegnam Radio, które towarzyszyło mi wiele dni i tygodni. Z wielkim żalem żegnam Radio, dzięki któremu mam wspaniałą książkę i płytę.

Dziękuję wspaniałym prowadzącym. Ani, Robertowi, Michałowi, Marcinowi, Księdzu Jerzemu, Arturowi... Wszystkim na raz i każdemu z osobna. Tworzyliście cudowne Radio, część z Was została. Niech nowe radio będzie Wam przychylne.

Nowego radia, tak, przez małe r, nie witam. Wróciłam do swojego starego. Trudno. Niektórych rzeczy nie powinno się zmieniać. Szczególnie tych dobrych.

piątek, 5 kwietnia 2013

Złapał katar...

No złapał, złapał. Najpierw Córę, a potem tytułową osobę :P czyli mnie. Nie wiem, kiedy się Córa przeziębiła, stawiam na Święta, kiedy na urodzinach biegała bez rajstopek, bo taka zgrzana była. A ja złapałam od niej. Na szczęście niewielkie te nasze katary, u Córy się nawet bez ściągania obeszło. Smaruję, aromatyzuję, a sama czosnkiem się zajadam. A że lubię, to mi to nie przeszkadza.

A w ogóle wczoraj tłumaczyłam mamie, że jest czwartek, a nie środa. A sama radośnie wyjęłam kurczaka, by go zrobić Osobistemu do pracy. W efekcie dostał dziś naleśniki z  brzoskwiniami, bo mi się nie chciało rozmrażać ryby.

Po długiej przerwie wróciłam do pisania. Ale mi się było ciężko zebrać... O ja nie mogę i matko bosko leniwcowa.... Ale jakoś się zebrałam w sobie i zlecenie poszło. W ostatnim dniu możliwości oddania, ale co tam, poszło i nawet już kasę za niego dostałam. I mądrzejsza się czuję w zakresie obligacji korporacyjnych. W ogóle to ja ostatnio jakoś bankowo piszę. Mam nadzieję, że od tego pisania moje oszczędności wzrosną ;)

Szukam pozytywów w całej tej zimie tej wiosny i jakoś nie widzę. Bo dziś leje, wyjść się nie da, Córa marudzi. O, jest. Auto zaśnieżone mi się zrobiło na powrót zielone. Ze śniegiem cały brud zszedł.
Mam jeszcze jeden. Za okno wystawiamy okruszki i różne rzeczy. I do tych okruszków kiedyś przyszła... wiewiórka. Przyniosłam jej kawałki suchego chleba. Ale to nie taka zwykła wiewiórka. Siedzie sobie nasz Wiórek za oknem, Córa na parapecie, Kota obok, a Wiórek wcale nie ucieka. Dostała też orzeszki.
Jak Osobisty zgra zdjęcia, to się Wam pochwalę, jak Córa patrzy sobie na Wiórka.

wtorek, 2 kwietnia 2013

Koszyczkowo, świątecznie i nie na temat

Obawy o koszyczek Córy okazały się bezpodstawne. Co prawda co się dało, miała przywiązane, ale nic nie wytrzepała, grzecznie niosła.
Święta imprezowe, urodziny, imieniny, ogólnie nas w domu nie było. I kto to zje?

Osobisty bardzo przeżywa Triduum Paschalne. Ja nigdy w kościele w te dni nie byłam. Wybraliśmy się wszyscy w tym roku. Tylko Wielki Piątek odpuściliśmy, bo na oczy nie patrzyliśmy. Córa zachwycona, ja też. Zauroczona wychodziłam z kościoła. Szczególnie Wielka Sobota, z ogniskiem na polu, paschałem, świecami i całą oprawą. Na koniec Córa dostała ataku śmiechu i głupawki i nawet ksiądz skomentował, że Pan Jezus zmartwychwstał, bo tak się cieszy. Bardzo pozytywnie i na następny rok chcę iść w każdy dzień.

Wczoraj pojechaliśmy do mego brata i wchodząc zaczęłam przybieżeli do Betlejem. Tak w ramach Świąt i Prima Aprilisu ;)

A nawiasem mówiąc, wczoraj minęły 3 lata od naszych zaręczyn.