piątek, 27 lutego 2009

Znowu do szkoły...

            Jutro znówszkoła. Naprawdę mam jej dość. Sama chciałam, wiem. Głupia byłam, ale za błędysię płaci. Jestem tą szkołą zmęczona, zwyczajnie zmęczona. Weekend za weekendemmi mija na siedzeniu w niej. Tak, wiem to inwestycja w moją przyszłość, ale…Mam dość tej inwestycji. Ale jeszcze tylko ten tydzień i następny i już będązjazdy co dwa tygodnie. Trochę wyhamuję. Bo na razie lecę na najwyższychobrotach bo ktoś mi podprowadził hamulce i nie mogę się zatrzymać. Sporo osób unas cieszy się, że zjazdy są co tydzień. Bo to fajne jest. Tak, tylko one niepracują i te zjazdy to ich jedyne wyjście i zajęcie. Ciekawe swoją drogą jakmożna żyć i pozwalać, żeby rodzice za studia płacili… I to podyplomowe…

wtorek, 24 lutego 2009

Prześwietlenie

            Zeskierowaniem w ręku poszłam dziś do rtg. Już miesiąc temu je miałam, ale tak mischodziło. Myślałam, że dostanę termin, ale nie, pan zrobi od ręki. Stanęłamgrzecznie przed tym ustrojstwem i czekam na instrukcje. Pan mi kazał odchylićgłowę i przystawić brodę do tego okienka. Ale… Potem przystawić nos. I otworzyćusta. Moment, ale ja chciałam zrobić prześwietlenie zatok, a nie migdałków,których de facto nie mam. Uznawszy jednak, że facet wie co robi, rozdziawiłambuzię, przestałam oddychać i wykonałam piękne zdjęcie. Zaraz po nim chybasugestią popchnięte zaczęły mnie boleć zatoki. Napromieniowały się głupie.

            Po wyjścienaszła mnie pewna refleksja. A jak mi wyjdzie, że nie mam mózgu? Na razie dopiątego marca pożyję złudzeniami.

niedziela, 22 lutego 2009

Tak sobie myślę...

            Nigdzie nienapisałam, że pracuję z dziećmi. No dobra, raz, we wrześniu, ale potemzmieniłam pracę milion razy. Teraz pracuję z osobami niepełnosprawnymi, tak jaki wcześniej, w poprzedniej jednostce tej samej instytucji. Osobaniepełnosprawna nie oznacza przecież dziecka! Dlatego nijak nie rozumiem, czemuludzie tak to rozumieją. Może piszę o nich specyficznie, ale oni sąspecyficzni, nic tego nie zmieni. Ale zadziwiające jest to, że nie tylko nablogu mówią o moich jako o dzieciach, bo na żywo też się tak dzieje. Absolutnieoni nie są dziećmi, większość zdecydowana jest nawet starsza ode mnie. A żemówią do mnie per pani? Jestem ich instruktorem, taka jest zasada.

piątek, 20 lutego 2009

Integracja

            Wczorajodbył się bal karnawałowo – walentynkowo – ostatkowy. Podopieczni zachwyceni,obtańczyli mnie do granic możliwości. Było naprawdę sympatycznie i zabawnie.Tylko jeden zgrzyt się wdarł. Dwóch podopiecznych z poprzedniej komórki teżbyło na zabawie. I jak spotkaliśmy się sami nawiązali rozmowę:

            - KiedyPani do nas wróci?

            - Już niewrócę. Teraz pracuję w … Ale przecież macie Panię X.

            - Niechcemy jej, niech Pani wróci.

            Miałam znimi dwa dyżury, a oni chcą, bym wróciła. Słodko – gorzkie uczucia.

            Po zabawieoficjalnej przyszedł czas na imprezę integracyjną w gronie pracowników.Fantastycznie. Nie było różnicy czy to kierownik czy kierowca. Sporo śmiechu,żartów, pyszne wino, bo wypicia piwa odmówiłam kategorycznie. Na niedzielę byłzaplanowany kulig, ale nie wypalił. Nawet dobrze, bo mam inne plany.

            Po powrociepadłam o 20.30 i dospałam do dźwięku budzika. W końcu przyspałam, bo na pewnosię nie wyspałam. Ale na to przyjdzie czas.

środa, 18 lutego 2009

Odpowiedzi

Odpowiadając grupowo na komentarze pod poprzednią notką:
Tekst był odnośnikiem do Niechcianego dziecka i bynajmniej nie był żaleniem się. Wręcz przeciwnie, miał być sarkastyczny i zabawny i zdania, że mam się nie przejmować są troszkę nie na miejscu, bo się nie przejęłam. Szkoda, że utraciłam umiejętność zabawnego i czytelnego pisania.

poniedziałek, 16 lutego 2009

Facetem jestem

            Zostało mito dziś dość skutecznie wmówione. I nie pomaga, że namacalne sprawdzaniepokazuje co innego. Widać palce mam jakieś dziwne i nie natrafiają na to, copowinny, albo ja to źle interpretuję. Za to doskonale interpretują internauci ito bez dotykania. Albo ja nieczuła jestem i nie czuję jak dotykają. Ale tak źleto chyba nie jest ze mną, nie? No w każdym razie po ataku na mą osobę przezOnet i wsadzeniu mi posta na stronę główną co rusz dowiaduję się, że jestemfacetem. Do tego gnojem skończonym, draniem i chodzącym penisem co się pcha dokażdej dziury a odpowiedzialności nie podejmie. No wszak tyle osób się mylićnie może, prawda? To ja przepraszam mojego Mężczyznę, że żył w niewiedzy. Niewnoś sprawy o odszkodowanie, bo puścisz mnie z torbami, a sama muszę się poddaćleczeniu po dowiedzeniu się o zmianie płci. Przepraszam też przyjaciół, bo cojak co, ale brali mnie za kogoś innego. I żądam odszkodowania od rodziców zawpisanie mi Kasia, a mogłam być Kamil na ten przykład. I ile lat musiałam las karczowaćna nogach. I fortunę na bieliznę wydawać. Wiem na pewno, że jestem gejem, bonadal mi kobiety się nie podobają. A może internauci też mi uświadomią cośinnego? Ale wolę być gejem, może ponarzekam i jednak wystartuję w blogu roku zarok?

niedziela, 15 lutego 2009

Notatka z podróży

            Skoro dziśniedziela to ja jestem w szkole. Tylko do 13 więc nie jest źle. O godzinie 8.18byłam już na przystanku. Zaraz po tym jak zepsułam sygnalizację świetlną, bonacisnęłam guzik przyzywania i już się nie odcisnął z powrotem. Się muzamarzło. Nic to. Czekam na 8.25 kiedy to bus miał się pojawić. I tak sobieczekałam do 8.50 (zajęcia od 9 jakby ktoś pytał). Po telefonicznej konferencjiposzłam na pociąg i naczekałam się do 9.27, bo się oczywiście wziął i spóźnił.Do szkoły dotarłam lekko zdyszana o godzinie 10. Uprosiłam panią, żeby mniepuściła pół godziny wcześniej, żebym zdążyła na busa, który miał jechaćdwadzieścia minut przed trzynastą. Kobiecina miła to i puściła, a ja… Znów sięnaczekałam, bo nie przyjechał. Za pięć pierwsza wsiadłam do autobusu, którymdojechałam miasto dalej (trzy przystanki), bo z Chrzanowa nie jeżdżą pociągi domnie o tej porze. Wysiadłam w Trzebini, poszłam na dworzec kolejowy. Naprzejściu nad peronami powspominałam pewne lato, gdy wysiadałam tam, bynastępnie iść na praktyki do ZK. Na szczęście pociąg już stał, więc nie stałamna zimnie i śniegu, który chyba nadrabia zaległości w sypaniu za ostatniemiesiące jak nie lata. Bagatelka o 13.35 wyjechałam z Trzebini. Godzinę powyjściu ze szkoły. Ale nie to jest najśmieszniejsze. Poraził mnie rachunekekonomiczny tej podróży.

Do Chrzanowa pociąg kosztował mnie 3 zł. Droga powrotnawyszła drożej. Autobus 2.80 (2.40 bilet plus 40 gr za to, że u kierowcy). Ipociąg. 4 zł. Ktoś mi wyjaśni fenomen? Przecież jechałam o jedną miejscowośćmniej!

            Rozważaniapociągowe:

            Zakonnicemają przekichane, całe życie są w pracy.

            Las dziśjest piękny. Ośnieżone drzewa, przykryte białym puchem. I ciemne wstążkistrumyków znikające w miękko białych leśnych ostępach.

piątek, 13 lutego 2009

Nowe buty

            Nawyjeździe służbowym do Krakowa zebrałam do butów chyba całą wodę z Rynku. Wkażdym razie potop zaliczyłam. I tak od około 11 do 18 chodziłam w mokrychbutach. Apsik. No dobra, nie chodziłam, część tego czasu przesiedziałam wknajpce na spotkaniu. Mam nadzieję, że moja tam obecność faktycznie niezaszkodziła, a może i pomogła. Jeżeli to drugie – polecam się na przyszłość.

            Po pysznymjedzonku i paru miłych chwilach wygoniłam moich towarzyszy do sklepu. Po nowebuty oczywiście. I tak miałam je kupić, a potop już mnie irytował. Więcnajpierw poszliśmy po skarpetki, bo jakoś mierzyć musiałam, a chodziłam boso,żeby mniej czuć mokro. W efekcie tego stałam się posiadaczką butów na płaskimobcasie, ale całkiem eleganckich. Ja chyba jednak nie przekonam się do stylusportowego…

            A tak wogóle… Znów mi powiedziano, że kokietuję… A ja nadal uważam, że to mi samowychodzi i nie robię tego specjalnie. Całkiem miły fenomen.

środa, 11 lutego 2009

Albertiana

            Pełen sukces!! Jednostka macierzysta moich warsztatów zdominowała Albertianę, czyli przegląd form teatralno-muzycznych osób niepełnosprawnych. Zdobyliśmy pierwsze i drugie miejsce i czeka nas teraz występ na deskach teatru Słowackiego. Publiczność oszalała. Co robiły instruktorki pominę milczeniem, bo nie wypada. ;) Pochwalę jeszcze catering, bardzo dobre sałatki.

            Na przeglądzie spotkałam osobę z poprzedniej pracy. Przywitała się i zaczęła opowiadać. O tym, że była chora i opuściła zabawę, o tym, że inni też chorują. Z każdym jej słowem robiło mi się coraz smutniej. Tylko wydawało mi się, że spokojnie przeszłam tą zmianę. Brakuje mi ich, martwię się o nich, tak po ludzku. Ale dopiero ścięła mnie z nóg wiadomość, że jeden z podopiecznych jest wszpitalu. Nie umiem określić uczucia, które mnie naszło w tamtej chwili. Dziwnie. Nie miło…

wtorek, 10 lutego 2009

Ćwierćwiecze

          Dowiedziałam się, że skoro jestem nowa w pracy to może mnie nie być. W wyniku tego jutro wyjeżdżam i w piątek też. Czyli dzień w pracy zleci jak z bicza strzelił. Tak jakby z reguły tak nie zlatywał. Choć jak mam być szczera ostatnie półgodziny wlecze się niemiłosiernie. Ale to chyba wszędzie.
          Dziś mam depresję. Czemu? Bo ćwierćwiecze zobowiązuje ;) Spokojnie, zaraz mi przejdzie, zresztą, de facto nie mam powodów, ale czemu by nie.

sobota, 7 lutego 2009

W kolorze krwi

            Wszystkoczerwone, każda wystawa się czerwieni, nie tylko od serduszek ale też ubrań,kwiatów i rzeczy typowo dekoracyjnych. Zwariować idzie. Doskonale wiem, że sąWalentynki i nadal nie zmieniłam zdania. Nie lubię i już. Ale czy to powód, bysprzedawać nawet sztućce w tym tylko kolorze? Komercyjność mnie przerażaczasem. A tak w ogóle to ja też dziś jak głupia ubrałam się na czerwono.Czerwono czarno żeby oddać sprawiedliwość, jak ktoś się zna na kolorach to znamój dzisiejszy nastrój. I co? I rzucałam się w szkole w oczy i wszystkiezadania jakie były powierzono mnie. I jak ja mam polubić czerwony kolor?

piątek, 6 lutego 2009

Mam czas to piszę

            Chwilkaczasu to piszę. Pominę, że dostałam przykazanie pisania.  hehe  Ostatnio skupiam siętylko na wrażeniach z pracy. Otóż… Jest fantastycznie. Mam nawet własne biurko,co dla pedagoga, który nie jest pedagogiem szkolnym, jest dość dziwne, bozazwyczaj ma się kawałek biurka dzielony z innymi kolegami. Ale jak ktośjeszcze mnie zapyta czy mam kompa i internet to będę krzyczeć. Pewnie, jeszczesłużbowy telefon, auto i osobistego służącego. Ogólnie świetna ekipa, któraprzyjęła mnie jak swoją, fajni podopieczni, którzy dużo chcą i dużo potrafią.Jest jeden minus, mój osobisty współpracownik, w sensie jestem z nim napracowni, usiłuje mnie zagłaskać na śmierć. Słowo. Jest miły do obrzydzenia,ale mam nadzieję, że mu przejdzie. Jak nie to ja zainterweniuję. To doskonałydowód na to, że nie każdy facet może być w stosunku do mnie miły. Choć w tymtrzeba być po prostu dobrym, wtedy mnie to nie irytuje a nawet pochlebia.

            Sądzę, żesprostałam oczekiwaniom i opisałam co powinnam. Teraz znikam grzecznie donauki, bo jutro z pracownika zamieniam się w studentkę i trzeba się czegośnauczyć. Wierzcie mi, że mi się wybitnie nie chce. Ale podobno cierpienieuszlachetnia. Podobno… Może kiedyś to sprawdzę.

poniedziałek, 2 lutego 2009

Niechciane dziecko

            Kobietachce mieć dziecko. Bardzo chce. Ale jej partner nie. Z powodów różnych. A tojeszcze nie dorósł, a to nie ma warunków. Nie ważne w tym momencie, ważne, żeona tak a on nie. I co? I ona wpada na światły pomysł, że przestanie sięzabezpieczać i „przypadkiem” zajdzie w ciążę. Oczywiście dla dobra obojga, boon na pewno będzie szczęśliwy. Pewnie, oszaleje ze szczęścia.

            Gdzie jestrozum, gdzie jakieś wyczucie? Ona wie lepiej czego on chce, mimo, że mówi cośinnego? Jasne. Jasnowidz. Nie znoszę uszczęśliwiania na siłę. A w tym przypadkunormalnie mi się coś robi. Istnieją nawet fora, w których kobiety sypiąporadami jak zajść w ciąże, jak używa się tylko prezerwatyw przynoszonych przezfaceta. Czy wystarczy spermę wprowadzić palcem czy trzeba całą ręką. Mdli mniejak to czytam. Zmuszanie kogokolwiek do czegokolwiek mnie odrzuca a to jużzupełnie. Bo dziecko nie jest niechcianą rzeczą na urodziny, którą możnawcisnąć w kąt a potem się szybko pozbyć. Nie można do niego zmuszać, bokobiecie się wydaje, że on będzie szczęśliwy. Pewnie, bo on jest imbecylem inie domyśli się, że ten przypadek to nie taki przypadek.

            Egoistki,inaczej tego określić nie umiem. Najgorszego kalibru. Bo ona chce, to on teżmusi i musi się z tego cieszyć. Bo księżniczka zamarzyła to ma się spełnić. Apotem się spełnia wersja złej czarownicy, bo on nie tylko się nie cieszy aleodchodzi. Bo bije ją i dziecko. Bo przesiaduje w pracy coraz dłużej. Bo siedziprzed telewizorem i nie zamierza się roztkliwiać nad ząbkiem Niuniusia.

            Jak tak konieczniechcecie dziecko to puśćcie się z pierwszym lepszym na dyskotece. Że nie będziepłacił? No tak, kasa, jak zawsze najważniejsza kasa, wyjaśniane tym, że chcesię dziecku zapewnić co najlepsze. Więc lepiej zniszczyć życie komuś, kogo siępodobno kocha, fundując mu dziecko, na które on nie jest gotów. Bo kobietachce.

niedziela, 1 lutego 2009

Pracy podsumowanie

            Wczorajwygasła umowa z poprzednim miejscem pracy, jako, że od jutra zaczynam w innejkomórce organizacyjnej. Myślę nad tym od tygodnia i zrodziło mi się z tegopodsumowanie.

- na minusie to tylko umieszczępoczątkowy strach czy dam radę – kompletnie nieuzasadniony

- plusy zacznę od wielkiejilości różnorakiego doświadczenia

- uspokoiłam się dzięki tejpracy, stałam się bardziej refleksyjna

- poznałam masę przemiłych ludzi

- znajomości niektóre (jedna?)sądzę, że przetrwają dłużej

- dowiedziałam się o sobie parurzeczy, a to zawsze bezcenne

A poza punktami. Zwyczajnie sięcieszę, że było mi to dane, że weszłam w tą grupę, odnalazłam się w niej takczy inaczej, z niektórymi dogadałam się bardziej z innymi mniej.

I otworzyło midrogę dalej.