czwartek, 30 grudnia 2010

Podsumowanie

Ten rok pełen zmian, pełen smutnych i wesołych chwil. Jedenz lepszych, mimo wszystko…

 

Styczeń:

 

Rak. Jak wyrok. A potem zabieg mamy i nowa nadzieja. Dziświem, że słuszna.

Konkurs Szopek w Skawinie. Nasze przedstawienie o Jezusieprzychodzącym do naszego świata przyjęte z ogromnym zachwytem.

 

Luty:

 

Zapalenie nerwu twarzowego. I miesiąc zwolnienia.

Śmierć żony Chrzestnego.

Śmierć Miecia. Nie udało się Ciebie uratować, raduj Bogaswoim promiennym uśmiechem.

 

Marzec:

 

Zamieszkała ze mną Figa. Kicia dobrze się ma, czasem zadobrze, ale nie wyobrażam sobie, by jej nie było.

 

Kwiecień:

 

Zaręczyny. 1 kwietnia. Nadal nie dowierzam. Bez pompy, bezkwiatów, a najpiękniejsze na świecie.

Decyzja o ślubie w tym roku. W sobotę rano.

Przygotowania. Na wariata, jak cały nasz związek.

 

Smoleńsk. Nikogo nie znałam. Każdy był człowiekiem. Historiadziejąca się na oczach zostawia po sobie niezatarte ślady.

 

Maj:

 

Powódź. Ogrom wody. Ogrom cierpienia.

Warszawa i Żelazowa Wola, czyli wycieczka z pracy. Cudna,wartościowa.

Dziadek w szpitalu.

 

Czerwiec:

 

Śmierć Dziadka. Odszedł ktoś, kto był ze mną wiecznie. Niesądziłam rok temu pisząc słowa piosenki Rynkowskiego, że tego roku u nas będzie„puste miejsce blisko drzwi” i że „znów zasypie wszystko śnieg prócz pustki pokimś, co tutaj zawsze z nami był, a teraz nie ma go”…

 

Lipiec:

 

Chrzest Hani.

Brodawczak i jego usunięcie. Na samo wspomnienie mnie boli.

 

Sierpień:

 

Urlop. Miesięczny, zawsze długo oczekiwany.

Ślub. Najpiękniejszy dzień w życiu, z najpiękniejsząprzysięgą człowiekowi, którego kocham nad życie.

Krynica czyli podróż poślubna.

Zmiana planów mieszkaniowych.

Wesele Pawła i Marzeny. Czyli „O, to tak wygląda mszaślubna.”

Śmierć Mietka. Poszedłeś do Mamy…

 

Wrzesień:

 

Wesele Tadka i Dominiki. Bajecznie, cudownie, świetna zabawa.

Brak neta.

 

Październik:

 

Odzyskałam Martusię. Dziękuję.

 

Listopad:

 

Wypad w góry. Długo oczekiwany. Piękna pogoda, cudownyhumor.

 

Grudzień:

 

Pierwsze święta, jako rodzina.

Ślub Krzyśka i Jadwigi. Szczęścia w Waszym życiu.

Bal Sylwestrowy.

 

A przez cały rok załatwianie pozwolenia na budowę domu.Teraz mamy WZ-tkę i czeka nas końcówka dopieszczania projektu. Obym w następnymroku napisała, że mamy początek budowy.

poniedziałek, 27 grudnia 2010

Bezstresowe (nie)wychowanie dzieci

            Byłamostatnio z Mężem u pewnej rodziny. On naprawiał im komputer, ja byłam dotowarzystwa. Mają dzieci, dwoje, chłopca w wieku lat 11 i 16-letniądziewczynkę. Pamiętam je jako grzeczne, fajne dzieci, ale ostatnio…Rozwydrzone, okropne dzieciaki. Chłopiec do ojca bez poczucia wstydu, żebyliśmy potrafił powiedzieć „Zrób mi pić i mi przynieś.” Spokojnie kopał ojca,dla zabawy, ale już poza granicami dobrego smaku. Tak samo jest z dziećmi moichbraci. Wszystko pod nos, zero samodzielności, o pomocy już nie wspomnę.Przynieś, podaj pozamiataj. Z tego tytułu zaczęłam się bać, jak wychować własnedziecko. Co zrobić, by okazywało szacunek. I nie wpadło mi do głowy nic pozawprowadzeniem zasad i ich przestrzeganiem. Bo nie pomoże wielka miłość, jeślinie będzie ona mądrą miłością. Chciałabym dziecko wychować bezstresowo. Ale niew sposób, jaki reklamują niektórzy. Bo wychowanie bezstresowe nie polega nacałkowitym wyeliminowaniu stresów, co prowadzi do pozwalania dziecku nawszystko. Idea tej metody polega na wyznaczeniu zasad i ich przestrzeganiu, bydziecko nie miało dodatkowych, niepotrzebnych stresów. Nie można żyć zupełnie bezstresu, bo to on motywuje nas do działania. A pozwalanie dziecku na wszystkopowoduje tylko to, że pięciolatek nam przyłoży, a my się tylko będziemy mogliuśmiechnąć. Chciałabym, aby dziecko od nas uczyło się wzajemnego szacunku,miłości i pomocy. Wierzę w naukę przez naśladownictwo i wierzę, że jak mybędziemy sobie pomagać, to uda nam się wychować dobre, grzeczne dziecko. Przy czymnie grzeczne, jak laleczka. Bo dziecko tez musi się wyszaleć, sparzyć bywiedzieć, że nie wolno dotykać ognia i spaść z krzesła, by wiedzieć, że nienależy na nie wyłazić. Nam zostanie ostrzec, a potem zrobić opatrunek. Pozwolićsię wybrudzić w piaskownicy, a potem umyć buzię i pomóc się wyszorować. Bo nicmnie tak nie drażni, jak sterylne mamy, które wygotowywują wszystko i niepozwalają dziecku niczego dotknąć, bo brudne. A potem się dziwią, że dzieckochoruje. Też bym była chora, jakbym nie mogła niczego dotknąć, a potemzaatakowałyby mnie tabuny zarazków, z którymi wcześniej nie miałam styczności,więc się nie uodporniłam.

            Byłamdzieckiem nauczonym zasad. Musiałam przestrzegać. Byłam dzieckiem poobijanym.Byłam dzieckiem brudnym. Byłam szczęśliwym dzieckiem.

Do A.

W porannym uśmiechu
W delikatnej dłoni na policzku
W kubku gorącej herbaty
W silnych ramionach
W trosce odbitej w oczach
W niezadowoleniu ze złości
Odnajduję miłość Twą...

Poranną radością
Trzepotem rzęs
Papierkiem na kanapce
Złością o niedomyty kubek
Czuwaniem, gdy śpisz
Bliskością ciała
Kocham Cię...

piątek, 24 grudnia 2010

Bóg się rodzi...

  

W dzień wigilijny, kiedy jeszcze krzątacie się przy przygotowaniach życzę Wam zatrzymania się w biegu i zadziwienia nad cudem narodzin Chrystusa. Niech Święta upłyną Wam w rodzinnej, ciepłej i radosnej atmosferze. Życzę Wam miłości, takiej, jaka bije z tego obrazka. Niech spokój z niego bijący spłynie i na Was, abyście pełni nadziei podzielili się opłatkiem.

środa, 22 grudnia 2010

Choinka pod choinkę

Mój wspaniały Mąż wystał dziś choinkę od RMF-u :) Jest cudna, pachnąca, a on kochany...
Gdzie my ją postawimy?? ;)

wtorek, 21 grudnia 2010

Z kopyta mi czas rwie

            Czas lecijak szalony. Zupełnie nie wiem kiedy mijają minuty, godziny, dni. Niedawnopoczątek przygotowań do stroików w pracy, dziś już po wszystkich kiermaszach.Stroiki ozdabiają teraz mój dom, który zaczyna lśnić czystością. Łysol choinkązwany czeka na wniesienie do domu i przystrojenie. A mnie brakuje czasu na sen.Z nocy też mi ktoś czas wycina. Jestem skrajnie zmęczona, wyczerpana. Zasypiamna stojąco. Nie wiem, może faktycznie działa na mnie ten młyn w pracy, któryteraz nadal trwa, a może wizja urlopu po świętach. Chciałabym na nim odpocząć,pojechać na narty, by na sylwestrowym balu dobrze się bawić, a nie padać nanos. Marzy mi się pójście spać z wiedzą, że o 5.30 nie wedrze mi się w uszybudzik…

            Dobranoc…

sobota, 18 grudnia 2010

Kościelnie czy cywilnie?

            Wróciliśmyze ślubu kolegi. Tylko uroczystość cywilna. Piękna ceremonia, piękna PaniMłoda, oczywiście dumny Pan Młody. Taka chwila, a zmienia życia człowieka… Aleja nie o tym. Tak sobie pomyślałam, że nie chciałoby mi się brać kościelnego pocywilnym. Bo przecież ślub zaistniał, dwoje stało się jedną rodziną. Wydaje misię, że sporo osób rezygnuje po przyrzeczeniu przed urzędnikiem z przysięgiprzed Bogiem. I nie dziwię się. To generuje podwójny stres, bo nie oszukujmysię ślub jest stresem, dwa razy trzeba się przygotowywać i wszystko robićpodwójnie. A można sobie zaoszczędzić zachodu. Oczywiście najlepszym wyjściemjest ślub konkordatowy, przy którym de facto ceremonia cywilna prawie umyka,przynajmniej mnie umknęła, ale czasem się nie da. Z wielu przyczyn. I tu sięrodzi kolejny problem, który ślub jest ważniejszy. Ostatnio usłyszałam, żecywilny to taki mniej ślub niż ten przed ołtarzem. I pytam się czemu? Też sąobrączki, też jest Para Młoda, też są piękne wspomnienia. A każdy bierze takiślub, jaki chce. Każdy jest piękny i wyjątkowy. A to, czy potem będzie welon iwesele na dwieście osób to sprawa każdego z osobna. Swoją drogą, welon pocywilnym wydaje mi się mocno nie na miejscu. Nie mówię nic na temat białejsukni, ale welon u mężatki mnie razi. Ale o gustach się nie dyskutuje.

niedziela, 12 grudnia 2010

NIE dla więzień!! Do łopat, do roboty!!

            Napierwszym wykładzie z pedagogiki resocjalizacyjnej (bardzo dawno temu)usłyszeliśmy, że resocjalizacja jest passe. I jest. I doprowadziło do tegoprawo. Nie znam przypadku, gdzie więzienie kogoś poprawiło. Chyba, że celemjest zrobienie z człowieka jeszcze lepszego przestępcy, a z młodocianychprzestępców wykwalifikowanych zbrodniarzy, jak to się dzieje w większości wpoprawczaku. Nie czarujmy się, przypadków takich, jak pan, którego nazwiska niepamiętam, a którego pokazywał pewien program, pewnej znanej stacji, a który sięzresocjalizował, bo miał chore dziecko jest naprawdę ułamek procenta. Resztazwyczajnie żyje na koszt państwa, ogląda sobie kablówkę i ma całe prawo głębokow nosie. I dlatego jestem za zaprzestaniem zamykania ludzi w więzieniach. Niechidą do roboty. Mało to dróg do połatania, chodników do sprzątania, a teraz doodśnieżania. Nigdy pojąć nie umiałam, czemu ktoś, kto nie płaci alimentów,idzie do więzienia, ma miesięczny przydział kasy na wyżywienie dwa razy wyższyniż dzieciak z domu dziecka i jeszcze państwo płaci zobowiązania wobec rodziny.Jest tyle prac, za które może się wziąć i spłacić dzieci, czy żonę, czy na kogotam płaci. A za najcięższe zbrodnie do kopalń. Przy takiej ciężkiej robocieodechciewa się myślenia kogo i jak skrzywdzić.

            Byłam napraktykach w więzieniu. Pracowałam z więźniami, jako równy z równym. I wiem, żeto przynosi najlepsze efekty. Bo pomijając zapracowanie na własne utrzymanie,ale oni też mają do czego wrócić. Nie uczy się ich dziadostwa, nie dostająwszystkiego na tacy za to, że byli źli, że wystąpili przeciw prawu. Wiedzą, żeza winy trzeba czasem ciężko pracować. I szanują tą pracę. A przez to uczą sięszanować drugiego człowieka.

sobota, 11 grudnia 2010

Myślenice, kiermasz i ślub

            Wczorajbyłam w Myślenicach na szkoleniu. Całkiem sympatycznie. Choć droga kiepska. Naszczęście jechałyśmy we dwie, więc szybko minęła. Nawet z korkiem naautostradzie.

            Jutro mamkiermasz prac świątecznych w jednej parafii. Auto z tego tytułu zapakowane pobrzegi. Znowu brokat będę czyścić do Wielkanocy…

            A równo zatydzień jedziemy na ślub. Czwarty w tym roku. Tylko ten cywilny. Jeszcze nigdyw takim nie uczestniczyłam i nie bardzo wiem, czego się spodziewać.

niedziela, 5 grudnia 2010

Seks na legalu

            W naszejpolskiej rzeczywistości seks przed ślubem jest zły, a i tak prawie każdy muulega. Ale od dawien dawna wszystko na co ma się największą ochotę jestnielegalne, niemoralne albo tuczące. Seks jedynie nie tuczy, więc nie ma o czymmówić. Kusi, kusi i w końcu się mu ulega. A gromy lecące z ambony jeszczebardziej sprawiają, że jest zakazanym owocem. Smakował mi bardzo. Otwarcie sięprzyznaję. I jakoś nie bałam się gromów z jasnego nieba i wiecznego potępienia.Ale po ślubie, na legalu jest inaczej. Lepiej. Wyraźnie czuję różnicę. Bardziejsię oddaję, pełniej dostaję Jego. Zniknęło coś, co nas stopowało, choć zawszenam się wydawało, że już lepiej być nie może. Jest. Jest coś magicznego wkażdym dotyku…

            A kiedy mnie dotyka… Zatracamsię w Nim całkowicie. Opętuje wszystkie moje myśli, jest w nich tylko jednopragnienie… A jednak do seksu „nielegalnego” mam nadal sentymentalne podejście.Miłe wspomnienia. Bo niektóre rzeczy robione etapami nabierają specyficznegosmaku, docenia się je, można je smakować… Lubię być smakoszem…

piątek, 3 grudnia 2010

Pierwsze zwiedzanie rowów

I stało się… Dziś wracając zpracy pociągnęło mnie na pobocze, bo asfalt był uszczerbiony… Skręt kierownicy,gaz, prawie prosto i… Obróciło mnie. Wylądowałam na drugiej drodze, bo była tamtaka odnoga. W poprzek. Cud się stał, że nikt nie jechał, bo skończyłoby siękarambolem. Zatrzymałam się na zaspie. Metr dalej i byłabym latała, bozaczynała się skarpa. Z duszą na ramieniu wygrzebałam się stamtąd i pojechałamdalej. Na każdym zakręcie serce mi stawało. Wybrałam więc drogę, po której niejeżdżą samochody. Jak się ślizgać to bez niebezpieczeństwa, że krzywdę komuśzrobię.

            Wiem jedno…Zwiedzanie rowów mi się nie podoba. Nudne są. I gdzie ja mam saperkę?

środa, 1 grudnia 2010

Dzień życzliwości

            Co prawdanominalny dzień życzliwości jest 21 listopada, czyli był już w tym roku, ale jadziś sobie taki urządziłam. Zima przyszła i odejść nie zamierza, za to hula popolach, po których jeżdżę. I przez te pola szedł dziś zmarznięty, prawie białychłopak. Widywałam go tam już kilkadziesiąt razy, jak szedł do szkoły. Dziśzatrzymałam się i zabrałam do domu. Mnie to nic nie kosztowało, a chłopak miał 2 km mniej do przejścia w tejzawiei. Zdziwienie na jego twarzy bezcenne, a moje samopoczucie post factum cudowne.Chwilę później zadzwonił telefon, zjechałam do takiej zatoczki w lesie, byspokojnie porozmawiać. Z naprzeciwka jechał samochód i wiecie co? Podjechał domnie. Dopiero, gdy zobaczył, że rozmawiam, odjechał. Podejrzewam, że sądził, żesię zakopałam i chciał pomóc. Kolejny dowód na to, że dobro wraca. Bardzoszybko.

            A jeślidziś środa to znaczy że trzeci dzień walczę z zimą. W poniedziałek, wiedząc cona drodze siedziałam w aucie już o 6.10. O 6.20 zadzwoniłam po CałkowicieOsobistego Mężczyznę, żeby mi wyjechał autem spod domu, bo ja nie daję rady. O6.30 grzecznie ruszyłam spod domu, udało mu się wyjechać, choć sprzęgło miśmierdziało potem całą drogę. Potem już było łatwiej, choć jechałam zszacunkiem, przez wieś, nie przez las, bo bałam się góry. Wczoraj tez on miwyjechał, choć z dużo mniejszym problemem. Tym razem jechałam przez las. Bajka.Biała droga, ślady może dwóch samochodów przede mną, osypane śniegiem drzewa…Tylko główna droga mnie niemile zaskoczyła. W pewnym momencie zorientowałamsię, że mam między kołami linie… Jechałam środkiem, bo tak były koleiny, a jaktylko zjechałam, to mną rzucało… Dziś wyjechałam sama. Prawie jak wiosna ;)