czwartek, 20 września 2012

Uprzejmość na wymarciu?

     Konieczność zapchała mnie do urzędu, gdzie trzeba wyjść na bardzo wysoki parter. Inna konieczność sprawiła, że byłam z Córą. Pod pierwszym urzędem po prostu zostawiłam wózek na dole, ale byłam tylko na chwilę. W drugim wiedziałam, że zajmie mi to więcej czasu. Schody takiej samej wysokości. Dobrze, że ta moja spacerówka lekka, wniosłam. U góry zobaczyłam pana ochroniarza, który grzecznie, z uśmiechem przyglądał się moim zmaganiom. Dziękuję, już sobie poradziłam.
     Szłam dość wąskim chodnikiem, z przeciwka jechał samochód, zaparkował tak, że musiałam zejść na drogę. Ależ oczywiście, nie musi pan czekać tej minuty, żebym przeszła, chodnik wolny, niech pan parkuje.
     W kolejce do sklepu stoi pan o kuli, kula oparta o ladę. Jedna pani przewraca kulę, stawia ją, do góry nogami, tuż poza zasięgiem tego pana i tłumacząc się z głupim uśmiechem, że ona nie umie inaczej, wychodzi.
     Czy naprawdę tak trudno komuś pomóc? Tak dużo kosztuje taki mały gest? Ja nie wymagam specjalnego traktowania, bo jestem matką. Z reguły radzę sobie sama. Zostawiam wózek, jeśli mogę, idę z dzieckiem na rękach, jak można, wjeżdżam. Pominę za szerokie rozstawy zjazdów na niektórych schodach (koło Jubilatu nie jestem w stanie pokonać przejścia podziemnego, bo wózek ma mniejszy rozstaw kółek), pominę brak takich zjazdów. Nie wymagam wielkiego poświęcenia, ale sekunda, pomoc we wniesieniu wózka, skoro nie ma podjazdu niewiele kosztuje. Tak samo jak uprzejmość do osoby starszej, chorej, często nie tak sprawnej. Ale widać za dużo wymagam. Przykre to.

16 komentarzy:

  1. A po co być uprzejmym? Płacą za to czy jak?;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A może to sposób na zarobek? Uprzejmość za pieniądze?

      Usuń
    2. Wolę szczerą uprzejmość, taką prawdziwą, a nie dla zarobku :)

      Usuń
  2. Chyba przywykłam do takiej rzeczywistości... Umiesz liczyć, licz na siebie. Rzadko uświadczysz bezinteresownej pomocy.

    OdpowiedzUsuń
  3. Tej uprzejmości jest mało, a niestety będzie jeszcze coraz mniej...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Straszne słowa w ustach rodzica, nie uważasz?

      Usuń
    2. Tak, ale jak patrzę jak jest wychowywana dzisiaj większość dzieci, to nie liczę na nic innego...

      Usuń
    3. To nie był akt oskarżenia w Twoją stronę, raczej załamanie, że pokolenie naszych dzieci będzie miało do czynienia z takimi rówieśnikami

      Usuń
    4. Wiem, że to nie było oskarżenie, nawet tak nie pomyślałam :) Raczej zrozumiałam Twoje obawy...niestety

      Usuń
  4. Chyba jedyne, co można na to poradzić, to się znieczulić. Samemu pomagać, jeśli ktoś tego potrzebuje, ale nie liczyć na innych, bo człowiek tylko nerwy traci i mu przykro.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jakaś recepta na to? Bo moje nerwy na bezmyślność już na wyczerpaniu

      Usuń
  5. Czasem się zastanawiam, dlaczego tyle osób zachowuje się na co dzień w taki sposób, bez wyczucia po prostu? Ostatnio jechałam autobusem na uczelnię i przede mną siedziała starsza pani z laską. Miała wyraźne trudności z poruszaniem się. Przy wysiadaniu poprosiła młodego faceta, który stał dużo bliżej niż ja, by pomógł jej wysiąść. Burknął tylko, że nie ma czasu i poszedł przed siebie...
    Ja wraz z jeszcze jedną kobietą pomogłam wysiąść tej pani. Kurczę, no, nie umiem inaczej, tak mnie smuci bezradność straszych osób, a jeszcze bardziej ta znieczulica wokół...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Można było powiedzieć tej starszej pani, że powinna poprosić o pomoc mężczyznę, a nie taką ciotę jak ten młody koleś. Najlepiej tak, żeby słyszał.

      Na takich nie ma chyba innego sposobu, niż zniżyć się do ich poziomu. Rodzice nie wychowali, więc na brutala powinna zrobić to ulica (choćby obcy w autobusie).

      Usuń
    2. Moja ukochana metoda :) potem słyszę, żem niewychowana smarkula, ale widać, że uderz w stół...

      Usuń
    3. Mnie to zwykle zatyka w takich sytuacjach... Jak popatrzyłam na twarz tej kobiety to omal się nie rozpłakała. Komentarze, które się posypały za tym kolesiem od niektórych pasażerów też łagodne nie były, ale cóż z tego, kiedy on już sobie poszedł.
      Nie mam pojęcia, jak można zrobić coś takiego i spokojnie gnać za swoimi sprawami, jakby nigdy nic.

      Usuń