poniedziałek, 17 sierpnia 2009

Dzień siódmy. Wtorek. Deszcz

                Nie mogło być za ładnie. No przecież nie mogło. Więcobudziło nas dudnienie deszczu o szyby. Zeszliśmy na śniadanko, posiedzieliśmyprzy kominku… Przestało, więc cel: Krynica. Chcieliśmy kupić pamiątki, porobićzdjęcia, ale nas deszcz przegonił. Zdołaliśmy tylko wstąpić do sklepu po zapasjedzenia, jakbyśmy nie mieli szans na obiad dojechać.

                Wpokoju… Odpadłam. Głowa mnie bolała i zwyczajnie poszłam spać.

                Wieczorkiem,za drugim podejściem udało nam się wyjechać do Krynicy. W planie był Deptaknocą, ale… Najpierw rzeczona już Oberża. Podkusiło nas na pizzę Messicana. Zchili. Zamówiliśmy, dostaliśmy colę… Pijemy... Dno się zbliża… Osoby, co po nasprzyszły już jedzą, a my pijemy… W końcu pan pofatygował się, żeby nampowiedzieć, że kucharz spalił naszą pizzę… Po moim napadzie irytacji jednakzostaliśmy. Warto było. Mniami. Ale zdjęć nie zrobiliśmy. Ulewa nas przegoniła.Następnym razem się uda ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz