środa, 4 marca 2020

Wyścig szczurów czy poddanie się?

W szkole co jakiś czas organizowane są konkursy. Istnieją też takie ogólnopolskie. I Córa bierze udział w każdym. Nie, nikt jej nie każe, ma ochotę i bierze. Czasem robi głupie błędy, czasem zajmuje wysokie miejsca, czasem wiemy od razu, że będzie porażka, bo zadania były trudne i nie dała rady. Albo po prostu ktoś był lepszy. Z każdego takiego wychodzi z podniesiona głową i z uśmiechem bo to tyko zabawa (inaczej się ma sprawa z turniejami tańca, ale to osobny temat i inna kategoria). W klasie jest kilka osób, które też biorą udział w konkursach. W niektórych, w każdym. I dla mnie super, niech próbują, niech oswajają stres tam, gdzie przegrana nie jest ważąca. Jednak jest grupa rodziców z kategorii "A po co?" . A po co brać udział, jak to trudne. A po co stresować. A po co brać teraz udział, w tamtym roku się napracowali i nic z tego nie mieli.
Naprawdę? Naprawdę starać się można tylko wtedy, jak coś się z tego ma? Jak można odpuścić, nawet nie próbując? Nie popieram wyścigu szczurów, nigdy nie pozwolę im dążyć po trupach do celu i zarobić się w imię lepiej, szybciej, czy bo inni robią. Ale nie poprę też opuszczania tarczy przed walką. Jeśli jej nie chcą podjąć, bo nie, to ok, jeśli uznają, że to dla nich za trudne to też ok, mają prawo, oni znają własne ograniczenia. Ale jak słyszę, że nie, bo ktoś i tak będzie lepszy, to mi się coś dzieje. Jak takie dziecko ma iść potem w świat, jaki obraz siebie buduje, jak coś takiego słyszy od rodziców?
Dziś się stresuję. Dzieci mają egzamin z karate i wiem, jakie to dla nich ważne. I na pewno dziś będziemy świętować. Jak zdadzą, to wiadomo dlaczego, a jak nie, to też będziemy świętować. To, że się odważyli i podeszli do pierwszego w życiu ważnego egzaminu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz