środa, 26 lutego 2020

Kogo walnąć?

W ten weekend byliśmy na Shanties. W sobotę planowanie, w niedzielę zupełnie nie, ale jaksię wygra bilet, to się jedzie w te pędy. I choć festiwal, jak zawsze, urzekł mnie do samego dna duszy, potrącił wiele strun i wywołał ciary na plecach, głównie przez Męski Chór Szantowy Zawisza Czarny (który w sobotę wystąpił na biało, ale kto im zabroni, nie?) to jednak było kilka zgrzytów. Do napisania posta skłonił mnie wpis na fb pod relacją z finałowego koncertu, że komuś przeszkadzały dzieci i musieli wyjść. Nie wypowiadam się na temat tamtej sytuacji, nie było mnie, nie wiem, co dzieci zrobiły, czego nie zrobiły, kto i dlaczego zwrócił uwagę i co zrobili rodzice. Ale byłam na trzech koncertach, gdzie były dzieci i mam kilka własnych przemyśleń.
Pierwszy nasz to był koncerty typowo dla dzieci, więc wiadomo, głośno, głośniej i tumult. Nikogo to nie dziwi, nikt nie ma nic przeciwko. Ale czegoś można dostać, jak jakiś dzieciak kopie w fotel albo po nim skacze tak, że cały rząd się trzęsie drąc się przy tym, jak obdzierany ze skóry, żeby tylko jego odpowiedź na pytanie usłyszeć. Dodam, że spokojnie można było podejść pod scenę. I albo ja straciłam ostrza w spojrzeniu, albo matka nie chciała go widzieć, bo pierwsze, drugie, trzecie i piąte spojrzenia nie przyniosło niczego. Owszem, moje dziecko też się tak cieszyło, że skakało po fotelu. Jednak pytanie, czy ma ochotę zapłacić za jego zniszczenia szybko zaprowadziło porządek.
Na tym samym koncercie koło Osobistego siedział z kolei zupełnie bezproblemowy dzieciak. Po prostu większość występu przegrał na telefonie. Zastanawiam się tylko po co rodzice go ze sobą targali, bo jeśli chcieli w nim zaszczepić miłość do pieśni morza to chyba się nie udało.
Wieczorem na koncert poszliśmy już sami. Co prawda dzieciaki przebąkiwały, że poszłyby z nami, ale to są trzy godziny, wiem, że by nie wysiedzieli. I z tego koncertu mam z kolei bardzo pozytywne wspomnienia z dziećmi. Była dziewczynka, stała pod sceną dość długo, a pod koniec zaczęła tańczyć. Ale jak! Kurczę, dziecko skradło show artystom. Na pewno gdzieś uczy się tańca, na pewno nie było to ot tak, z marszu, tańczyła pięknie, zebrała oklaski i nikt jej nie zwracał uwagi, że przeszkadza, wręcz przeciwnie.
W niedzielę znowu trafiliśmy na oszołomów. Tym razem dziewczynka biegała w te i we w te z aparatem, zęby zrobić zdjęcia. Niby była cicho, prawda? Ale strasznie przeszkadzała, rozpraszała i robiła zamieszanie. Po godzinie zaczęło ją to nudzić, wyjęła jakąś maskotkę i nią "chodziła" po fotelu. Nie zasłaniała, ale rozpraszała.
I ja się pytam, gdzie są rodzice? Po co biorą dzieci na coś, co ich nie interesuje, bez przygotowania, bez krytycyzmu. Czemu nie umieją uszanować nawet nie tyle ludzi, którzy też przyszli się pobawić, ale artystów? Bo niestety spóźnienia i przepychanki przez rzędy zdarzyły się trzy razy an trzy koncerty. Gdzie w nas zapodziało się dobre wychowania, szacunek do czyjegoś czasu? Bo bilety tanie to można? Bo tego nie lubię, to przyjdę później? Owszem, koncert długi, siku trzeba, po piwo tez ludzie chodzili. Ale większość robiła to, gdy zespoły nie grały, jak miały przerwę. Niestety zawsze znajdzie się jakiś baran, który musi akurat w tej sekundzie przejść.
Przykre to, bo z tych dzieci wyrosną właśnie tacy nieszanujący dorośli. A skoro jest ich już aż tylu, to co będzie za parę lat?

8 komentarzy:

  1. ludzie myślą, że ich dzieci są najważniejsze na świecie (bo dla nich oczywiście są) i należy im się podziw i uwielbienie,
    ja nieraz bywam na skraju wyczerpania nerwowego widząc jak dzieci potrafią być rozbestwione a rodzice pełni pretensji do świata

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze się wtedy zastanawiam, czy walnąć dziecko, czy rodzica, ale każdorazowo wychodzi mi, że rodzica.

      Usuń
  2. Oczywiście że rodzica...
    Dlatego nie przepadam za dziećmi....
    Zdecydowanie jestem za imprezami czy miejscami bez wstępu dzieci!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jako matka również jestem za. Chwila ciszy i spokoju należy się każdemu.

      Usuń
  3. Ostatnio miałam podobne rozkminki. Jedyne, co wykminiłam, to to, że matka ma takie drąco-biegająco-przeszkadzające dziecko 24 h na dobę w domu, więc przyzwyczaja się i kiedy ono zachowuje się tak poza domem, dla niej to zupełnie naturalne. ONA się przyzwyczaiła. To inni są dziwni :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może coś w tym jest, tunel między uszami i takie tam. Ale to od razu musi być połączone ze ślepotą, że nie widzi spojrzeń innych ludzi

      Usuń
  4. Wiele razy nachodziły mnie podobne myśli. W naszej kulturze przyjęło się, że dzieci muszą być wszędzie z rodzicami, a ja czasem szukam miejsca, żeby zjeść coś w ciszy i spokoju i znaleźć nie mogę. I żeby nie było- bardzo lubię dzieci, nie przeszkadzają mi absolutnie pod warunkiem, że rodzice naprawdę wiedzą, jak sobie z nimi radzić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bierzemy dzieci w różne miejsca. Ale zazwyczaj szukamy takiego, gdzie mogą się pobawić i nie nudzić podczas tego, jak my jemy. Jak się nie da, cóż, jeść trzeba, ale staramy się to zrobić w miarę sprawnie. Jak widać nie zawsze się da, nie u każdego. Ale też popieram miejsca, gdzie dzieciom wchodzić nie wolno i już.

      Usuń