sobota, 6 lutego 2016

Paryski nokturn - zajawka

Raz na jakiś czas wrzucę tu jakiś fragmencik. Dziś sam początek powieści, na zaostrzenie apetytu ;)


- On tu jest – śniadolicy mężczyzna zdecydował się w końcu na odpowiedź. – Ale macie problem. On zadłużył się u nich i pozwolą go zabrać, jak oddacie za niego pieniądze. To znaczy, nie on się zadłużył, bo pieniądze były potrzebne jego dziewczynie. On jednak poręczył im za nią. 
Dziewczyna już po pierwszych słowach przypadła do Araba, na przemian śmiejąc się i płacząc. Kiedy jednak przestał mówić, w napięciu wbiła w niego oczy. Spytała z wahaniem:
- Czy... czy ona miała na imię Monique?
Arab wzruszył ramionami. Uciekając od niej wzrokiem, odparł: 
- Może tak, a może nie... Co rusz jakaś się koło niego kręciła. Poza tym...
Pobudzony kierowca przerwał wściekłym machnięciem dłoni. Wykrzyknął:
- Dług? Dobrze! Spłacimy! Powiedzieli ci, ile tego jest?
Śniadolicy spuścił głowę i wpatrzył się w czubki swych eleganckich mokasynów. Grzebiąc nimi w zakurzonej ziemi, mruknął:
- Sporo. Nie wiem, czy... Czy tyle macie. A jeżeli nawet, to czy... Czy warto. Wiecie, oni mówią, że on od dwóch dni nie wychodzi z namiotu. – Uprzedzając pytanie dziewczyny, która znów zaszlochała desperacko, uzupełnił: - Mówią, że długo nie pociągnie, ale jeszcze żyje. Chwilę temu zanosili mu wino. 
Dziewczyna pokiwała głową i chlipnęła. Rzekła gorzko:
- Wino... Nie wodę ani lekarstwa, tylko wino... Ładni mi kumple...
Arab spojrzał porozumiewawczo na kierowcę. Ten ujął dziewczynę za ramię i rzekł cicho:
- Wiedzą co robią. Gdyby on nagle przestał pić... Rozumiesz. Szok dla organizmu i pewne delirium. Dbają o niego najlepiej, jak potrafią. 
Dziewczyna potrząsnęła głową.
- Dbają, prowadząc go na pewną śmierć. 
Głos Araba brzmiał teraz sentencjonalnie: 
- Mają ją wliczoną w to, co robią... A poza tym to jego wybór, nie ich. Tydzień temu zawieźli go do szpitala. Po dwóch dniach uciekł. 
Wściekłym ruchem wytarła oczy z łez. 
- Mów, ile tego jest. Zapłacę.
Arab zmierzył ją sceptycznym spojrzeniem. Mruknął niechętnie:
- Naprawdę niemało. Trzy tysiące euro. Dokładnie trzy dwieście, ale powiedzieli, że dwieście podarują – zawahał się: - Niepotrzebnie się im pokazałaś. Puściliby go, ale twierdzą, że to ty jesteś dziewczyną, dla której brał od nich pieniądze. – Widząc jej zdumiony wzrok, złagodniał: - Wiem, mówiłaś o sobie co nieco. Nie twoja wina, że tamta jest do ciebie podobna. Ale spróbuj ich zrozumieć. Pożyczyli jej wszystko, co mieli.  
Kierowca wydawał uginać się pod wpływem padających słów. Zszarzały na twarzy, złapał się za głowę i jęknął:
- Jezus, Maria! Oni chyba oszaleli! Skąd ja im wytrzasnę trzy tysiące euro? Zabrałem na podróż tysiąc, a z tego wydałem dwieście pięćdziesiąt na paliwo. Tyle samo potrzebuję, żeby wrócić. Zostaje mi więc pięćset i mam kartę kredytową, a na niej z trzysta. To wszystko. Powiedz im to. Jak go nie wypuszczą i umrze, nie dostaną ani tyle.
Śniadolicy pokręcił głową.
- To na nic. Powiedzieli, że to ich ostatnie słowo. – Zawahał się: - Mogę wam pożyczyć parę stówek. Fajny był z niego gość... Mieszkał u mnie jakiś czas z tym kumplem od gitary. Gdybyście słyszeli, jak grał na fortepianie... 
Dziewczyna przeliczała coś na kalkulatorze swej komórki. Powiedziała twardo do Araba:
- Dziękuję, ale nie trzeba. Powiedz im, że zapłacę. Mam tyle na koncie. Ale też muszę wybrać z karty.

2 komentarze: