piątek, 12 lutego 2016

Co za dzień

Wczoraj ściągnęłam Osobistego z pracy i przywitałam ryknięciem w rękaw. Bo dzieciaki tak mi dały w kość, że nie ogarnęłam. A on wziął komputer i przyjechał. Miałam na cytologię jechać, zakupy miały być... No... Więc Osobisty kazał mi się ładnie ubrać, umalować i jechać. Przy okazji jakieś ciacho.
Pojechałam, najpierw zakupy, potem cytologia, a potem to już tylko Sowa, ciacho i czekolada z bitą śmietaną z Przyjacielem. Dziękuję M za tą godzinkę :) tego mi było trzeba. Wróciłam spokojniejsza, radośniejsza. Do czystego domu i spokojnych dzieciaków.
Fajne takie dni, niezaplanowane, z fatalnym początkiem i fajnym końcem.

2 komentarze: